Och, Piotrze
Kiedy dzwoniłem do Piotra Adamczewskiego z noworocznymi życzeniami, pytałem zawsze, choć z góry znałem odpowiedź – a co robisz o północy?
Na to Piotr, który z góry znał pytanie, relacjonował, co na stół dla siebie i żony przygotował. Zaczynała się radosna opowieść o smakach, ich niuansach, rozkoszach podniebienia, na ten nowy rok. Yuri Slezkine dzieli ludzi na merkurianów i apollińczyków. Ci pierwsi, w ogromnym uproszczeniu, to spadkobiercy Merkurego, boga kupców, rzemieślników, wszelkiego rodzaju wytwórców. Ci drudzy, od Apolla, to ideolodzy, intelektualiści, rozpatrujący z daleka sens rzeczy. W kwestiach kulinarnych był Piotr jednym i drugim. Jako merkurianin umiał znakomitości upichcić, jako apollińczyk rozmarzać się nad podanych potraw skomplikowaną historią, nad każdym najsubtelniejszym nawet z ich ingredientów, który bez komentarza uszedłby może naszej gruboskórnej uwagi. Był w tym niedoścignionym mistrzem.
Przez dziesięciolecie bodaj wysyłałem Piotrowi, na jego kategoryczną prośbę, musztardę z Dijon. On odwzajemniał mi się sarepską, w której gustuję od dzieciństwa. Słoiczki płynęły przez granice w obie strony jak najsmakowitszy znak przyjaźni. Och Piotrze, gdzie się podziały te czasy?
Mam do Piotra stosunek szczególny, bo to on ponad ćwierć wieku temu zaprotegował mnie u Jasia Bijaka, ówczesnego redaktora naczelnego, i wprowadził do POLITYKI. Było to wielkie wyróżnienie, gdyż do każdego numeru pisma miał stosunek jak bez mała do swoich dań sylwestrowych. Pieścił go, szukał odpowiednich dodatków, troszczył się o najmniejsze detale. Przez długi okres było to jego życie. Do mnie dzwonił, kiedy mu pasowało, że mam napisać (co napisać – w tym względzie nie było nigdy żadnych sugestii, a tym bardziej nakazów!). Potem Daniel Passent został ambasadorem Rzeczpospolitej w Chile, co było nie do pogodzenia (ekscelencja to ekscelencja i obiektywny reprezentant kraju ponad podziałami) z zaangażowaną felietonistyką. Piotr zadzwonił do mnie wtedy: „Od tej chwili piszesz co tydzień”. Tyle, żadnych ubocznych wskazówek czy komentarzy. Cóż było robić? Tak, dzięki niemu przede wszystkim przekroczyłem już próg tysiąca felietonów. Kiedy zaczynałem pisać u Bijaka, POLITYKA była wielką gazetową płachtą. Wkrótce, na przejściowy okres, zawęziła się do mniejszego, ale dalej gazetowego formatu. Wreszcie przyszedł czas, kiedy stała się ilustrowanym magazynem poręcznym w czytaniu, który można rozłożyć na kolanach w tramwaju i studiować, nie przeszkadzając bliźniemu swemu. Jakżeby to cieszyło Piotra, gdyby nie fakt, iż w pewnym momencie poczuł się zaszeregowany do przeszłości. Kulinaria były jego swoistym eskapizmem. Wydawałoby się, że nie był nigdy ekstrawertykiem. Na większość pytań odpowiadał półzdaniami albo formułą obiektywną: „Od tej chwili piszesz co tydzień” – to było dla mnie przez długi czas znakiem oddalenia, powściągliwości i dystansu. Piotr zamknięty w sobie, z którym relacje ma się tylko służbowe i impregnowane, chociaż obie nasze żony to Basie, co przynajmniej leksykalnie winno by nas zbliżać. Tyle że naprawdę wszystko było inaczej.
Zanim wylądowała na Słupeckiej, byłem z POLITYKĄ w dwóch innych poprzednich lokalach. W każdym z nich w gabinecie sekretarza redakcji Piotra Adamczewskiego pod plastikową powłoczką biurka widniało zdjęcie jego córki Agaty. Przychodzę pewnego razu, a Piotr cały w skowronkach. Rzuca mi się na szyję: „Rzuciła go, rzuciła!” – Kto kogo rzucił? Nie rozumiem nic. Okazuje się, że córka dała czarną polewkę absztyfikantowi, z którym wręcz zanosiło się na ślub, a którego Piotr (acz córce o tym słowa nie powiedział) zupełnie nie akceptował. Patrzyłem na niego z radosnym rozrzewnieniem. Było w tym wszystko: i ojcowska zazdrość, i ogromne ukochanie, i ta troska o innych, w której jest miejsce na ból i największą radość. Od tej chwili ostatnie lody pękły. Zrozumiałem, jak ciepłym był i kochającym ludzi, którzy na to zasługują, facetem. I takim go zapamiętam.
Ludwik Stomma
Komentarze
Z prawdziwym wzruszeniem przeczytalam Pana wspomnienia o naszym Gospodarzu.
Jakże miło przeczytać tak sympatyczne wspomnienie i to jeszcze napisane piórem niezwykle cenionym przez czytelników „Polityki”.
Akurat dzisiaj rano wysłałam do redakcji uprzejmy list z pytaniem, jak dalej potoczą się nasze blogowe losy. Podczas sobotniego spotkania w „Hyćce” ustaliliśmy wespół w zespół, iż podejmiemy działania, by życie blogu toczyło się nadal w miarę regularnie, a wpisy od redakcji pojawiały się może trochę częściej niż raz na trzy tygodnie.
Haneczko-przenieś, proszę, na wszelki wypadek ogłoszenie zjazdowe pod nowy wpis.
Też deklaruję się zjazdowo, ale bez Osobistego Wędkarza, który będzie w tym terminie
na wyprawie wędkarskiej
Haneczko – dodaj i mnie.
Dzien dobry wszystkim!
Balam sie tu zagladac, ale w koncu poczytalam wszystko i ten wpis o chmurce mnie uspokoil, pocieszyl… Bede teraz inaczej patrzec w niebo!
Smacznego popoludnia 🙂
Haneczko, 2 osoby.
Czytałam już to wspomnienie w Polityce, ale jest tak ciepłe i sympatyczne, że cieszę się, że posłużyło jako nowy wpis.
Zgłaszam się na zjazd jednoosobowo.
OGŁOSZENIE ZJAZDOWE
Inka była w wiadomym Ośrodku. Zarezerwowała wstępnie termin 5-6-7 sierpnia. 5 – kolacja, 6 – śniadanie, obiadokolacja, 7 – śniadanie.
Teraz potrzebne są wasze zgłoszenia, żeby Ośrodek mógł przygotować kosztorys. Sprężcie się czasowo i deklarujcie, bo oni tam poczekają, ale bez przesady. Będę notowała chętnych.
Notuję.
Piękne wspomnienie, wzrusza niezmiennie za każdym czytaniem, dobrze że zostanie z nami na blogu.
Pyra na chmurce, raźniej jakoś 🙂
Haneczko, zgłaszam się.
U mnie typowa wiosna:
http://aalicja.dyns.cx/news/IMG_8824.JPG
-5c, wiatrzysko i w ogóle pięknie. Ja od soboty połamana kołem (kości), a poza tym kichy, katary i gorączka. Leżę w łóżku i aspirynuję.
Alicjo – bardzo zaskoczyłaś mnie swoją wiosną. Rozbawiłaś mnie okrutnie. Bo u mnie dzisiaj 18o i cały dzień piękne słońce i takiego obrazka oczekiwałam, a tu … biało.
Jedna z cech naszego Gospodarza była dyskrecja, w stosunku do siebie i innych. Ja tez przywiązuje duża wagę do dyskrecji i cenie ja u innych.
Haneczko, zanotuj i mnie choc na razie zupełnie nie wiem, czy będę mogła przyjechać. Bardzo bym chciała.
Ha! Przez kilka ładnych lat, zaczynałam lekturę Polityki właśnie od felietonów Ludwika Stommy. I pomyśleć, że i tę przyjemność zawdzięczam Gospodarzowi 🙂
Uwielbiam felietony Pana Stommy – generalnie POLITYKę zawsze czytam od końca 🙂 i bardzo się cieszę, że napisał takie miłe wspomnienie o naszym Gospodarzu.
Haneczko na zjeździe oczywiście będę ale mam zagwozdkę – spać z Wami czy u siebie – jest przecież jeszcze Radzio, który mnie właśnie trąca nosem o dokładkę swojego obiadu – ugotowałam mu na jutro ale zapach rozszedł sie po mieszkaniu i cwaniak jeden żyć nie daje. Poradź.
U nas pogoda przepiękna – dzisiaj spokojnie było 20 stopni.
Haneczko – ten nowy wpis to jakby nowy początek prawda? Może przepisze przemowę do Pyry i wyślę ją Alicji a ona zamieści sznureczek? Wtedy tak smutno by sie znowu nie zrobiło.
To było pytanie numer dwa.
A teraz wracam do pracy – sprawdziany czekają
Gospodarstwo domowe wzbogaciło się dzisiaj o małe naczynie do zapiekanek – teraz mam tę przyjemność w trzech rozmiarach. Jakby ktoś był przejazdem w Pyrlandii to zapraszam na obiad… osobiście wolę pyzy na parze czy szare kluchy z kapustą (mój ulubiony obiad) albo plyndze (jak mówiła moja ciocia – inaczej placki ziemniaczane – to też mój ulbiony)… albo pierogi. Ja wolę w ogóle dania mączno-ziemniaczane. I jak tu być szczupłym? Jutro będzie polędwiczka. Dzisiaj ją zamarynuję a jutro od razu na patelnie z ryżem i surówką z modrej kapusty. Zakupiłam całą główkę na święta do pieczonej kaczki… Kaczka dziwaczka nadal w zamrażalniku a ja niedługo będę musiała pożegnać sie z kapustą więc jutro zrobie wg przepisu Pyry – z rodzynkami
Też mam czerwona kapustę, miałam ją dzisiaj zrobić, ale leń mnie dopadł. Będzie jutro.
Za zdrowie wędrowca na szlaku!
Pyro Młodsza piesek chyba też może jechać z nami …
Alicjo się martwiłam o Ciebie bo milczałaś coś długo … zdrówka życzę ..
czy ma ktoś przepis na masę/krem z czasów PRL do smarowania wafli .. chcę takie zrobić dla dzieci i wnuczki a w internecie są tylko jakieś z masą kajmakową albo udziwnione a mnie chodzi o ten dawny smak ..
za zdrowie ….
Pyro Mlodsza, czy mozesz w wolnej chwili przypomniec ten przepis Pyry na kapuste z rodzynkami? Ja tez lubie wszelkie pyzy, pierogi czy kluski.
Haneczko,
my dwa.
Pyro Młodsza,
z przyjemnością zamieszczę, jeżeli wybierzesz takie rozwiązanie.
Kto nie zaczynał czytania Polityki od ostatniej strony? Ja nie znam takich osób.
U mnie dalej zima, aspiryna i wypełnianie wniosków paszportowych, bo stare się kończą za kilka miesięcy.
Za zdrowie wędrowców na szlaku.
Alina zamieszczę tylko nie dzisiaj. Muszę poszukać a czas mnie goni w tym tygodniu
Ps. Przepisałam mowę. Haneczka doradź! Na serwer Alicji, czy tutaj?
Alicja – wysyłam z adresu Pyry – nie zdziw się 🙂
OK
Za zdrowie wędrowców na szlaku!
A ja oczywiście nie byłabym sobą, gdybym nie zauważyła, że nasz dzisiejszy autor to frankofil 🙂 bo jak nie kochać Francji skoro się tam mieszka 🙂 Z drugiej strony, to oczywiście wcale nie jest takie proste. Mój spolonizowany Francuz często oddycha z ulgą mówiąc, że to dobrze, iż los rzucił go na Mazowsze. To co dzieje się ostatnio we Francji napawa go smutkiem i irytuje coraz bardziej, a to co nas Polaków wprowadza od paru miesięcy w stan białej gorączki(mówiąc ostrożnie i delikatnie)niekoniecznie, aż tak bardzo go dotyczy. Z jednej strony zatem stara się być sercem z nami, ale to jednak nie jest jego kraj i jego problemy.
I tak czasem sobie razem rozmyślamy o odczuciach tych, co mieszkają na obczyźnie.
Staram się rozmawiać z Alainem o naszej polityce, ale podczas tych rozmów to ja się nakręcam i denerwuję, bo to mój kraj, a Osobisty Wędkarz przyznaje mi rację, ale podchodzi do tych naszych problemów ze stoickim spokojem przyznając jednak,że źle się dzieje w państwie polskim…
Za zdrowie tych co chmurce oraz tych co słabują i zdrowia potrzebują!
To chyba stara i niezawodna technika-z pierwszej strony gazet i magazynów przeczytać tylko tytuły, a prawdziwą lekturę zacząć od końca:-) A jak czytało się „Przekrój” albo
„Kobietę i życie”? Przecież tak samo.
Pyro Młodsza,
przesłałaś mi to w microsoft dokumenciex i ja tego nie mogę nawet skopiować i wkleić, ale jak Jerzor wróci z fabryki, to może coś poradzi, on lubi takie problemy.
Pyro Młodsza,
zamieść tekst pożegnania na blogu. Jest bardzo piękny.
p.s.Po prostu – możliwość kopiowania tego tekstu jest automapycznie przez ten docx wyłączona, nie ma takiej możliwości 🙁
Dziewczyny najprościej jest skopiować z Word i wkleić w treść mail’a, wysłać ponownie.
A może być pdf?
Za wędrowca na szlaku.
Przepraszam, że tak późno piszę, ale wczoraj po powrocie zrobiłam sobie kolację (sporą jak na mnie) i postanowiłam trochę wyprostować nogi …. obudziłam się o 2 w nocy. Nie pozostało mi nic innego, tylko przenieść się pod kołdrę.
Dzisiaj dzieci z ogniska (gdzie pomagam z koleżanką 2x w tygodniu) fetowały urodziny jednego z nich, więc wyszłam późno, szybki obiad i do psiapsiółki na odwlekaną od 2 tygodni kawę. Wróciłam niedawno i szukałam chętnych do opieki nad 2 kotami mojej siostrzenicy, niestety w tym terminie nie mam szans.
Haneczko, ze względu na powyższe nie będę mogła przyjechać na zjazd. 🙁
Zgago, może jeszcze ktoś do kotów się znajdzie …
Alicja wysłałam Ci to w treści e-maila i jako pdf. Jak nic sie nie da zrobić to wpiszę tutaj.
Zgaga – nie da nasprawdę nic się zrobić?
Dziękuję Panie profesorze za piękne wspomnienie.
Od lat czytając Politykę ….. zaczynam (jak koleżanki) od szukania Pana felietonu.
Zgago, to przecież się niemożliwe! Bardzo Cię proszę, przemyśl to raz jeszcze, bo znalezienie opieki do kotów jest dużo łatwiejsze niż do psa. Czy zdajesz sobie sprawę, że na tym blogu rozwiązywaliśmy już nie takie problemy???
Pyro Młodsza, niestety, moja starsza ma w tym czasie konferencję, na której ma przedstawić prezentację a wszyscy znajomi siostrzenicy wyjeżdżają na wakacje od połowy lipca do połowy sierpnia. Jak się domyślasz oni też mają ten sam zawód co ona (tylko inne przedmioty), to starają się nabrać sił na następny rok.
Danuśko kochana na nic nie muszę myśleć, bo ostatnia nadzieja była była w mojej starszej i ja tej nadziei miałam na kopy. Kotów nie mogę przecież zabrać ze sobą, bo Kacperka jest już schorowaną staruszką.
Ryczeć mi się chce, ale to w niczym mi nie pomoże.
Pożegnalna mowa Pyry Młodszej:
„Pożegnalna mowa dla Mamy
Dla mnie Mama była osobą nietuzinkową. Jej rozległa wiedza, umiejętność zapamiętywania tekstów po jednym usłyszeniu zawsze wprawiała mnie w podziw. Jej umiejętność posługiwania się słowem jest dla mnie Mount Everestem elokwencji.
Była dla mnie alfą i omegą, znała odpowiedź prawie na każde pytanie i przekazała mi miłość do uczenia siebie i innych za co bardzo jej dziękuję.
Nie pamiętam by kiedykolwiek podniosła głos. Nie znosiła kłótni i awantur, wszędzie starała się widzieć dobro. Żyła zgodnie z zasadą Nie czyń drugiemu co tobie nie miłe; twierdząc, że dobro do Ciebie wróci i jak pokazało życie, wracało. Dlatego nie miała cierpliwości do głupoty, pań Dulskich, oportunistów, politykierów i krzykaczy. Miała zdecydowane poglądy ale była bardzo tolerancyjna. Żyj i pozwól żyć innym, takie było jej motto i w takim duchu nas wychowała za
co również serdecznie Jej dziękuję.
Twierdziła, że uśmiechem można zdobyć świat. Nie przywiązywała wagi do wyglądu, stanu posiadania, czy zajmowanego stanowiska, ważne było, co sobą człowiek przedstawiał, co miał
w sercu i duszy a nie kim był i tak dobierała sobie przyjaciół, taki pogląd na świat też nam przekazała.
Zapamiętam Mamę czytającą książkę, dzień bez książki był dniem straconym. Miłość do literatury to jeden z największych skarbów jaki nam przekazała.
O jej zdolnościach kulinarnych nie muszę Wam mówić. Każdy kto u nas gościł zawsze trafił na coś specjalnie dla niego przygotowanego wg Jej niepowtarzalnego smaku.
Rodzina, ale przede wszystkim ja, chciałabym szczególnie podziękować Ince, która była zawsze obecna w naszym życiu, której nieoceniona pomoc w ciągu ostatnich miesięcy była dla mnie światełkiem w tunelu.
Ogromne podziękowania kieruję również do jej bliskich przyjaciół z blogu kulinarnego Piotra Adamczewskiego: Joli, Markowi, Ewie, Małgosi, Danusi i wielu innym, których tutaj nie wymieniłam. Wasze codzienne wsparcie, telefony z drugiego końca świata, relacje z wypraw, odwiedziny były dla Niej ogromnie ważne. Mogę powiedzieć, że te przyjaźnie przedłużały i ubarwiały Jej życie, za co nigdy nie będę się w stanie odwdzięczyć.
Dzisiaj Mama nie przyjdzie do mnie o 20 z czarką nalewki, ale my, jak zawsze wieczorem wychylmy kielonek za wędrowców na szlaku. Niech ich szczęśliwa gwiazda prowadzi.
Dziękuję za przybycie”
Zgago,
Przez weekend (6-7.08) moglibyśmy kicie zgarnąć do siebie. Problem z piątkiem – oboje pracujemy.
Pyro…
p.s.Z tego mogę zrobić kopię – i zrobię, zamieszczę to na serwerze w naszym /Gotuj_sie, ale to potem, bo mam trochę roboty.
Myślę, że ten tekst każdy chciałby przeczytać. Pyra ze swojej chmurki też, chociaż już go słyszała.
Zgago też mam problem z kotem bo wszyscy na wyjeździe … ale to kot wnuczki to córka musi załatwić sprawę bo ja muszę być w Poznaniu .. Pyra po nocach by mnie straszyła …
Koniec świata bliski Asz Dziennik niczego nie zmyślił cytując naszego posła:
http://aszdziennik.pl/116881,z-gwaltow-rodza-sie-dobrzy-polacy-zobacz-argumentacje-posla-z-pis-za-zakazem-aborcji-prawda
Ewuniu, dziękuję. Problem jest w „staruszce” one ledwo przeżyła przeprowadzkę, dlatego nie mogę jej fundować następnego stresu.
Na koci stres nie poradzę 🙁
Misiu, nigdy się niczego innego nie spodziewałam po tej „formacji”.
Jestem wręcz wściekła na część moich współplemieńców.
Danuśka musisz iść na monodram „Promieniowanie” czyli sceny z życia Marii Skłodowskiej-Curie w Teatrze Mazowieckim w doskonałym wykonaniu Ewy Wencel … koleżanka poleca … łzy w oczach i ściśnięte gardło a Pani Ewa Wencel otrzymała owacje na stojąco … a może babskie wyjście zrobimy …
Zgago,
do sierpniowej daty Zjazdu daleko, ja planuję być, chociaż nie wiem, co się do tego czasu może zdarzyć, jak i też nikt z nas nie wie.
Pyro Młodsza czytam i znowu, jak w sobotę na cmentarzu, mam łzy w oczach.
Pyro, przecież mogłabyś być nadal z nami i nie tylko z tej chmurki….
Misiu-na hasło aborcja w dyskusji politycznej dostaje natychmiast wysypki i uczulenia, bo dla mnie jest to sprawa osobista każdej kobiety i nikt trzeci do tej podjęcia takiej, czy innej decyzji nie powinien się wtrącać, a już z całą pewnością nie kościół i nie państwo.
Jolinku-widzę, że podrzuciłaś pomysł na kolejne warszawskie spotkanie. Pozostaje mi sprawdzić terminy i dać znać 🙂
Zgago , nie wiem jak Twoje koty, ja zajmowałam się kotami dzieci jak wyjechały na 3 tygodnie. Miałam dyżury co drugi dzień, bo było nas dwoje do opieki. Raz dziennie ktoś z nas się pojawiał, nalewał wodę, dawał mokrą karmę, a potem dosypywał suchą, chwilę z nimi się bawił. Ja mam dość daleko do dzieci, zajmowało mi to niecałe 2 godziny. Wydaje mi się, że taką opiekę łatwiej zorganizować.
Małgosiu, problem w tym, że nasza rodzinka jest malutka, z tego połowa poza zasięgiem, a nasi przyjaciele (tzn.moi i siostrzenicy), mają domki na działkach w odległych województwach i tam wakacje spędzają z dziećmi i wnukami.
Koty wydają się być samotnikami i wcale nie potrzebują towarzystwa.
My spokojnie zostawiamy naszą Mrusię samą na 2 dni, z odpowiednim zapasem suchej karmy. Jak oddajemy ją Bywszego Personelu na dłużej, to tam tylko suchą karmą żywią, nie wyrobili by na puchy dla tylu kotów! Zostawiamy też sporo wody w kilku pojemnikach.
Kiedy się zjawiamy z powrotem, hrabina leży przed kominkiem (automatycznie regulowany) albo w jej fotelu zwinięta w kłębek i nawet głowy nie odwróci, żeby Personel powitać 😯
Pies by już od drzwi człeka obszczekał, obskakał, machając nieustannie ogonem – a to hrabiostwo godne i dumne, ani drgnie powieką. Ale kotki staruszki nie zostawiałabym bez opieki doglądającej, to prawda.
Haneczko, ja jedna.
Test…bo dzisiaj jakoś mi nic nie działa 🙁
http://aalicja.dyns.cx/news/Gotuj_sie/Teksty/Pozegnanie_Pyry.txt
O, działa!
Haneczko, my dwa, jeśli już się nie zgłosiłam.
Zapisałam 🙂
12 zgłoszeń + 4 domyślne.
Misiu?
Zawiadamiam, że morda wstawiła mi się niechcący.
Idę spać. O 5 pobudka bo coś długo rano pije kawę. Miłej nocy wszystkim życzę
Eska polędwiczka juz sie na jutro rozmraża 🙂
Jutro makaron z bolońskim Alicji. Się rozmraża. Z powodu 9-18 przechodzę na odgrzewane koryto…
Haneczko,
sos boloński owszem, jest w przepisach, ale to sos podany przez ASzysza!
http://aalicja.dyns.cx/news/Gotuj_sie/Przepisy/11.SOSY/Sos_bolonski_Andrzeja.Szyszkiewicza.html
Zerknęłam przy okazji na te sosy i patrzę, a tam sos bananowy, coś, co miałam zamiar kiedyś spróbować, a na zamiarze się skończyło. Następną razą, jak będę kurczę blade z makaronem albo z ryżem, wypróbuję, zawsze mam banany w domu i inne składniki, a już krople tobasco to całkiem dla mnie 🙂
Przepis podała kiedyś (8 lat temu) Ela, która chyba bardzo rzadko się pokazywała u nas i krótko.
W sobotę mam gości i ma być obiad po polsku. O zupie pomyślę, schabowych z kapustą nie chce mi się robić, powiedzcie, czy schab ze śliwkami to typowo polski sposób przyrządzenia schabu/polędwiczek?
Pyra by wiedziała…
Myślałam o zrazach zawijanych na kaszy gryczanej, ale kasza gryczana jest dyskusyjna, wiele osób za nią nie przepada, a tutejsi chyba jej zupełnie nie znają jako zamiennik ziemniaków tłuczonych, frytek czy ryżu. Więc umyśliłam sobie schab ze śliwkami.
Chłe chłe… Jerzor na to, na ten schab, zakrzyknął – kaszanka!
Właściwie czemu nie, proszę bardzo, to on zaprosił gości (dzisiaj) bez porozumienia ze mną 👿
Zaprosił na obiado-kolację! Kaszanka mi wyjątkowo o tej porze dnia nie pasuje, ale jak się upiera, prosz bardzo…
Od tej chwili lubię jeszcze bardziej felietony P. Stommy! 😎
(Nie żebym niniejszy przeczytała dopiero teraz… 😉 )
…Tymczasem śniadanie z… wieloma dobrymi rzeczami oraz joggingiem wśród fiołków. Niesamowita wiosna trwa. Wczoraj o szóstej wieczorem termometr drogowy pokazywał 25.1 dla powietrza i ponad 28 dla asfaltu…
dzień dobry …
Danuśka może się uda …
kaszanki dawno nie jadłam … zrobię z jabłkami .. bo u mnie od tygodnia wszysko z jabłkami … wczoraj była wątróbka …
wprawdzie nikt mi nie napisał o kremie do wafli ale chyba znalazłam taki co by mi pasował (stary był bez wiórek kokosowych ale chyba dodam bo wszyscy je lubimy) .. może komuś się przyda ..
http://ciastolubna.blogspot.com/2014/04/wafle-pischinger-z-masa-czekoladowa-bez.html
Alicjo-jeśli będziecie gościć obcokrajowców, to kaszanka wydaje mi się trochę ryzykowna.
Zrazy lub schab ze śliwką, to chyba bezpieczniejsze rozwiązanie, a zamiast kaszy gryczanej można podać kopytka lub kluski śląskie.
Jolinku-w Teatrze Mazowieckim póki co repertuar jedynie na kwiecień, a na spektakl grany dzisiaj już nie damy rady się wybrać.
http://www.teatrmazowiecki.pl/spektakle/ Będę zaglądać na ich stronę.
Wielkim fanem pischingera jest Osobisty Wędkarz. Mamy koleżankę, która robi je w sposób perfekcyjny i pamięta, że z powodu Alaina trzeba przygotować większe ilości 😉
Jej przepis jest oparty na mleku z proszku: http://durszlak.pl/przepis/wafle-z-mlekiem-w-proszku?c=tag&t=z-mleka-w-proszku
Danuśka chodziło mi o przepis bez mleka w proszku bo tak robiłam kiedyś .. zobaczymy co wyjdzie ..
Zgłaszam się na listę do Haneczki.
Mam trudności z odpowiedzią do Alicji, trzei raz nie przepuszcza.
Będzie w odcinkach
Alicjo – schab nadziewany śliwkami, a do tego pieczone ziemniaki*. Przepis Piotra:
1 kg schabu bez kości, 15 dag suszonych kalifornijskich śliwek bez pestek,
? łyżeczki do kawy kminku, sól, sok z ? cytryny, łyżka masła, ząbek czosnku, po
? łyżeczki majeranku i oregano
1. Schab umyć, po czym w środku, wzdłuż kawałka mięsa wąskim, długim nożem zrobić otwór. Wpychać w otwór kolejno suszone śliwki do momentu, kiedy ukażą się po przeciwnej stronie. Pokropić schab sokiem z cytryny
i odłożyć na 15 minut.
2. Schab posolić, posmarować przeciśniętym przez praskę czosnkiem, posypać majerankiem, kminkiem i oregano.
3. Rozgrzać na patelni masło i obsmażyć schab z każdej strony. Przełożyć wraz z masłem do brytfanny. Podlać ? szklanki wody i piec pod przykryciem około godziny.
4. Prawie upieczony schab odkryć i piec jeszcze około 40 minut, polewając wytworzonym sosem, aż wierzch się zrumieni.
Schab ten jest doskonały także na zimno. Krojony w cienkie plasterki jest równie smakowity jak dekoracyjny.
Część II
z tym, że czas pieczenia ograniczam do maksimum 40 minut. Pierwsze 30 pod przykryciem, kolejne 10 bez. Rezultat wyśmienity. Natychmiast znika z półmisków.
Część III
*ziemniaki, w zależności od wielkości dzielę na pół lub ćwiartki, wrzucam do mikrofalówki (7 – 8 minut), po czym mieszam we wcześniej przygotowanej w misce miksturze z oliwki, ziół i soli; Wysypuję na brytfannę i wkładam na niższą półkę (pod schab). Ach, na wierzchu kładę kilka gałązek rozmarynu.
Danie szybkie i smaczne. Polecam.
Kaszanka? Chyba nie najlepszy pomysł na obiad. Może jako przystawka albo preludium.
Po południu odbyłam sesję w rurze (mri). Szczęśliwie zwalczyłam uczucie klaustrofobii. Teraz wracam na kanapę. Wombat bez skrupułów podzielił się grypową przypadłością. Sam powoli dochodzi do normy. Mnie dodatkowo połamało.
A pogoda wspaniała. Dzisiaj 29 stopni. Lato niekoniecznie chce ustąpić pola jesieni.
Już wiem – nie lubi nazwy naczynia co to jest żaro – odpo – rne
a w takim piekę schab w piekarniku. O!
Tu ciekawy pomysł na schab morelowo-śliwkowy:
http://1.bp.blogspot.com/-nNWexUO-ESc/VH3HT7Guz3I/AAAAAAAApb0/2XSCGXr5epk/s1600/schab_pieczony_ze_sliwkami_i_morelami.jpg
Echidna,
nie znasz Jerzora, on nie takie pomysły miewa 🙄
Oczywiście ja bym tego nie uskuteczniała (kaszanka!), jakby co, to niech już wszystko od poczatku na jego rachunek. Ale jak go znam, nie zadałby sobie wysiłku, przecież wie, że nie dam się skompromitować, zwłaszcza przed ludźmi, których zaprasza pierwszy raz, a ja ich prawie nie znam. Przede wszystkim jednak poza rzucaniem „znakomitymi inaczej” pomysłami nigdy nie następuje żadna działalność w temacie z Jerzora strony.
Przepisy na schab pozbieram (dajcie więcej!) i dodam, gdzie należy – mam swój własny, opleciony na podstawowej instrukcji z Kuchni Polskiej bodaj, pytałam tylko, czy to typowe polskie danie, ale się doguglałam.
HANECZKO!
Przypomnij datę Zjazdu, proszę…muszę zaplanować i tak dalej.
Alicjo, 5-6-7 sierpnia. Wpis Haneczki jest na prawie początku strony.
Po dosc dlugiej przerwie Wielkanocnej, wczytuje sie w blog i nie moge uwierzyc…
Pyro ?…
Ty, ktora mnie tak serdecznie powitalas na blogowisku, wedrujesz z gospodarzem gdzies na szlaku ?
Za wedrowcow na szlaku…
Pyro Mlodsza i Rybo,
Tule Was serdzcznie.
Ewa
Alicjo na pewno jest typowo polski! Nie pamiętam od kiedy Matula go piekła i lubiliśmy jeść i na ciepło i na zimno w plasterkach. Jak jeździłyśmy z Leną w góry to zawsze schab pieczony ze śliwka był obecny :D. Smacznego!
Ewa dziękuję za przytulanki
A ja zaraz idę zrobić obiad. Na dzisiaj pyzy poznańskie na parze z tym że pokroję je w plasterki i podsmażę na chrupiąco bo mi 4 zostały od ostatniego obiadu :). Oraz polędwiczka wieprzowa w ziołach rozmaitych i mizeria bo niedługo będę musiała wywalic ogórka. Kapusta modra jeszcze wytrzyma. Wychodzi na to że najpierw muszę oczyścić lodówkę z pozostalości po gościach.
Jeszcze tylko wspomnę że Radzio dzielnie dzisiaj czekał na powrót pani do domu dobryxh kilka godzin a potem poszliśmy na dłuuugi spacer. Drzewa, forsycje, żonkile – wszystko przepieknie kwitnie i w Pyrlandii jest cieplutko. Jeszcze
Pyro Młodsza, właśnie miałam zapytać jak sobie radzi biedny, osamotniony Radzio.
Radek często wchodzi do pokoju Mamy ale na szczęście jest ciepło i większość dnia spędza na balkonie. Zdziwiło mnie że już drugą noc spał ze mna bo normalnie woli spać w „Hiltonie” – widać tęskni za towrzystwem. W piątek idsę do pracy na 12 h ale dostałam zgodę dyrekcji na zabranie go ze sobą. Mam zaplecze przy sali, szkoła ma duży teren zielony i mamy kilka pań sprzątających które przechowaja go u siebie w pokoju jeśli bedzie trzeba. NNiestety Radek jest tak towarzyski że raczej lekcji w jego obecności prowadzić sie nie da
Ślepam jakaś, nie zauważyłam…
Ja bym podyskutowała o terminie Zjazdu – i przesunęła go choćby o tydzień do przodu.
Przypominam, że z końcem lipca są Światowe Dni Młodzieży, przyjeżdża papież i wszelkie drogi do Polski będą w tym czasie – przed, w czasie i po – ekstremalnie zapchane. Weźcie to pod uwagę, proszę.
To, że przybędzie mnóstwo ludzi ze świata, to pewne jak w szwajcarskim banku. Liczyć trzeba w milionach.
Pyro Młodsza- pyzy poznańskie na parze zwane u nas w Warszawie pampuchami kocham od zawsze, to znaczy od lat dziecięcych, kiedy to były lepione i podawane przez moją Babcię rodem z Wielkopolski. Za każdym razem, kiedy jestem w Poznaniu staram się je zamówić i podczas naszego sobotniego spotkania w „Hyćce” oczywiście też to zrobiłam 🙂 Podano do nich osobno sos, bo onże do pyz obowiązkowy!
Kiedy odwiedzałam po raz pierwszy Twoją Mamę, to przyznałam się do mojej słabości i oczywiście na obiad były pampuchy, a do nich pieczeń wieprzowa.
A na deser(bo przecież bywają gorzkie desery)podrzucę ten artykuł i przyznam się szczerze, że portal „Studio Opinii” odkryłam dzięki Pyrze, jako że często odsyłała nas do artykułów tu zamieszczanych: http://studioopinii.pl/jacek-parol-koscioly-umieraja-stojac/
Pyro Młodsza,
u mnie zima!!! Świeci słońce, ale w nocy było -10c, a teraz około zera, ale jest tak paskudnie zimno, że aż mną wstrząsa, jak pomyślę. Wyszłam na chwilę po pocztę…zgroza! Ale u nas jeszcze można się spodziewać takich dni, dopiero początek kwietnia.
Mrusia pozdrawia Radzia.
Alicjo-ja tam nie chcę Cię drażnić 😉 ale właśnie skończyłam pierwsze w tym roku prace balkonowo-porządkowo-kwiatowe. Drzwi na balkon nadal szeroko otwarte. Od jutra pogorszenie pogody 🙁
Nowy – ciesze się, że zainteresowała Ciebie książka Paula Theroux.
Niedawno ukazała się jego najnowsza pozycja, również o podróży po Afryce: „Ostatni pociąg do Zona Verde”. Tym razem autor jedzie z Kapsztadu do Angoli. Jeszcze jej nie czytałam.
Pozostałe książki tego autora też są bardzo ciekawe: https://czarne.com.pl/katalog/autorzy/paul-theroux
W „Jechałem Żelaznym Kogutem” jeden rozdział jest poświęcony Polsce. Lata osiemdziesiąte.
Teraz wypożyczyłam książkę o Afryce, którą polecała Nirrod, ale jeszcze czeka na swoją kolej 🙂
Radzio w szkole będzie szczęśliwy, tyle osób chcących się z nim bawić. 🙂
Jolinku – moja babcia przekładała wafle kremem kakaowym (maślanym), takim jak do tortu. Czasami robiła też taki krem z mlekiem w proszku.
Danusiu – podobno od 15-16 znowu będzie bardzo ciepło.
Za zdrowie wedrowca na szlaku!
Przylaszczki nie mogą się zdecydować
Za wędrowców na szlaku.
Na jutrzejszy obiad będzie sos boloński ze spaghetti.
za zdrowie …
Zgago u mnie też bo będzie Amelka …
Asiu ten maślany chyba to jest to …
Mnie do wafli (daaaaaawno temu to było!) najbardziej pasował krem „budyniowy” i kwaśny dżem – masy zawsze zbywało z tortu, więc pod ręką były wafle. Pycha!
Za Wędrowców!
Za zdrowie wędrowca na szlaku!
U mnie wszystko stoi, natura nie taka głupia, żeby się wychylać. Gałązki forsycji, które zerwałam parę dni temu i wstawiłam do wody okazały się gałązkami liściastymi, a nie kwiatowymi, więc nawet w wazonie nie mam wiosny.
Na dodatek pomimo domowej temperatury 21c jest mi nieustannie zimno i najchętniej wysiaduję przy kominku, gdzie jest o parę stopni cieplej siłą rzeczy i ognia 😎
Danuśka,
Konsulat Generalny Francji w Antananarivo:
http://aalicja.dyns.cx/news/IMG_8368.JPG
Za zdrowie wędrowca!
Co prawda zdrowotna herbatka już mi się znudziła, ale nic lepszego nie mam pod ręką.
za zdrowie wędrowców na szlaku
Jutro na obiad pierogi. Ale lepic mi sie nie chce – w mięsnym mają pyszne pierogi z mięsem, ruskie i ze szpinakiem. Będą ze skwareczkami
Mam jeszcze w lodówce ciasto francuskie. Poradźcie jak je wykorzystać żeby obiad zrobić a nie słodkie ciasto albo przystawkę. Hm w czwartek obiad bym z tego upichciła. Najlepiej coś na ostro
Pyro Młodsza,
ja też zwykle kupuję na obiad tylko dla nas pierogi w Baltic Deli, a sama robie zaledwie ze 2-3 razy w roku. Ale wtedy w ilościach i mrożę w porcjach. Najbardziej lubię ruskie, a na święta to wiadomo, z kapustą i grzybami muszą być.
Lubię polać skwareczkami, ale Jerzor dla siebie życzy podsmażanej na oleju cebulki, bo „nie lubi tłustego”. Ja też nie lubię tłustego, ale do pewnych potraw smalec jest po prostu niezbędny, dobrze, że w polskim sklepie można dostać znakomity, ze skwarkami. Zużywam w skali rocznej 0.5kg
Wielkie mi co, prawda?
Pyro Młodsza-może tartę na słono. Do wyboru, do koloru:
http://www.kwestiasmaku.com/dania_dla_dwojga/tarty_tartaletki_quiche/przepisy.html
Alicjo-dzięki 🙂
Toast wznoszę herbatą z derenia!
Na bardzo uroczyste okazje polędwica Wellington
http://www.mojegotowanie.pl/przepisy/miesa/poledwica_wellington#
Danuśko bardzo mi sie podoba tarta z kozim serem i botwinką – biorę. Widzę tam przepis na gallety które po prostu KOCHAM i mogę „żreć” bo jedzeniem tego nie nazwę.
Małgosiu wykorzystam ten przepis ale go przerobię na dużo mniejszą porcję – mam polędwicę wołową ale ją zamroziłam w plastrach żeby Mamie bitki robić. Zamiast takiej wykwitnej zrobię trochę inaczej tylko musze nabyć pasztet… hm czy można go zastapić pasztetem przepysznym z królika? Chyba nie bo on tak łatwo sie nie smaruje jak ten gęsi. Ale też bardzo dziękuję na pewno skorzystam… zrobię sobie i koleżance obiad na sobotę bo umówiłyśmy sie na wspólną pracę.
Pyro Młodsza robiłam też bez pasztetu z równie dobrym rezultatem.
Przeczytałam ten przepis na gallety – to niestety nie jest ten bretoński naleśnik z mąki gryczanej tylko kruche ciasto a już sie tak napaliłam. Po prostu uwielbiam gallety 🙂 Gdy jeździłam do Bretanii to zajadałam sie tym kiedy tylko mogłam. Od razu uprzedzam, że „creps” nie cierpię bo nie lubie naleśników na slodko
Pyro Młodsza, a ten przepis na galette z nadzieniem z poprzedniego
http://blondynkagotuje.blogspot.com/2013/07/galette-bretonne-czyli-nalesniki-po.html
Naleśniki na słodko nie dla mnie. Pamiętam z dzieciństwa/młodości naleśniki z serem, nawet lubiłam, u nas nigdy nie były za słodkie. Ale choćbym nie wiem jak była głodna, po jednym naleśniku czułam się napchana po uszy, bo sera nie żałowano, a ser zwyczajnie zapycha.
Jak widzę coś z „blondynką”, to mnie odrzuca. Całkiem niezasłużenie „blondynka” stała się synonimem słodkiej idiotki, epitetem wręcz. Różne panie podpięły się pod to, na przykład Beata Pawlikowska ze swoją serią książek podróżniczych o blondynce – już ja wam pokażę, jaka jestem blondynka 👿
Blondynkagotuje też mi pod to podchodzi. Tani chwyt marketingowy, a słowo się utrwala. Żadna blondynka czy blondyna nie musi mi udowadniać, że głupia nie jest.
Dzisiaj *mam za złe*, bo skręca mnie w kościach od paru dobrych dni i nie puszcza 👿 👿 👿
Jedyne co mi dzisiaj wyszło, to mizeria i wreszcie ukończyłam wypełnianie formularzy na nowe paszporty. Tego ostatniego nie cierpię, w przeciwieństwie do mizerii.
Pyro młodsza, zajrzyj do poczty, zupełnie zapomniałam o wysłaniu Ci tego przepisu. Ja wzięłam mąkę gryczaną i bardzo mi smakowały.
Idę spać, to może mnie skleroza przejdzie. 😉
Alicjo, mnie też czeka wypełnianie formularza na paszport i też wolę mizerię.
Dbaj o siebie i nie szarżuj z robotą.
Errata do 23:49 ; ma być „to może MI skleroza ….”
Dobrej nocy i pięknych snów życzę.
Danuśka – schab o jakim pisałam wygląda podobnie. Oczywiście śliwki w środku. Szalenie dekoracyjny i jak wspomniała Pyra Młodsza, danie polskie, a do tego smakowite.
I wbrew pozorom (końcowy efekt) łatwe i proste w wykonaniu.
Podane na dużym półmisku w otoczeniu pieczonych ziemniaków prezentuje się „elegancko”. Do tego prosta sałatka z zielonej sałaty, pomidorów, czerwonej cebuli, w własnoręcznie przygotowanym winegrecie i posypanej ziarenkami granatu. Można jeszcze skropić sokiem z cytryny – dodaje lekkości i świeżości.
Alicjo – też mnie łamie, choć pogodę mamy lepszą. Jest i było ciepło (a nawet bardzo ciepło), a mimo to, jakaś paskuda nas dopadła. Dzisiaj pada – nareszcie – i choć mokro, temperatura całkiem znośna.
Poprawy zdrowie życzę. Tobie i sobie i wszystkim z podobnymi problemami.
Dzień dobry,
Haneczko – jeśli jeszcze znajdziesz gdzieś na marginesie miejsce to zapisz Nowego. W sierpniu będzie u mnie synek, ale już znalazłem dla niego dom na kilka dni. Wszystko jest na dobrej drodze… Bardzo chciałbym Was zobaczyć.
Asiu – „Ostatni pociąg do Zona Verde” też zamówiłem, ale jeszcze książka nie dotarła. Dotrze z pewnością – księgarnia na Brooklynie, z panią Beatą na czele, jest niezawodna.
Naleśników nie jadam, za żadne skarby! Gdy w domu były naleśniki moja Mama zawsze miała dla mnie coś innego. Doskonale wiedziała, że naleśników i pomidorowej do gęby nie wezmę. 🙂 Teraz pomidorową przełknę, ale naleśniki – nie !!!!! Nie wiem jak to można jeść.
Dobranoc 🙂
Echidno,
ja sobie życzę przede wszystkim poprawy nastroju, bo do łamania zdążyłam się już przyzwyczaić od paru dekad i z tym lepiej nie będzie, a coraz gorzej. Damy radę, ja i kości moje 😉
Popatrz pani, a ja myślałam, że Down Under nie łamie 😯
Sałata mieszana solidnie pogranatowana smakuje mi bez żadnych innych dodatków. W ogóle zaprzestałam do takiej sałaty robić jakieś sosy, podaję dobrą oliwę z oliwek i cytrynę lub ocet balsamiczny, jak ktoś sobie chce ubogacić.
Sosy robię do innych sałat, które wymagają odpowiednich sosów.
Do odnotowania dużymi literami:
na sierpniowym Zjeździe NOWEMU NIE PROPONOWAĆ ŻADNYCH NALEŚNIKÓW !
Ja natomiast wszelkie naleśnikowe propozycje przyjmę bardzo chętnie, a ulubione to z kapustą i grzybami lub szpinakiem, fetą i pieczarkami. Z białym serem też mogą być np. na niedzielne śniadanie 🙂
Zatem życzę Wam ulubionych śniadań, a obiedzie to jeszcze zdążymy pogadać!
Dzień dobry. Trochę pochmurnie, ale na takim tle kwiaty na śliwie sa bardziej białe i wiosenne niż na niebie niebieskim. Co prawda wczoraj w Warszawie była pogoda letnia, a nie wiosenna. Nawet wieczór był bardzo ciepły. Ulice też wyglądały i niemal wakacyjnie, zwłaszcza okolice Uniwersytetu.
Echidno, dziękuję za malownicze opisanie obiadu ze schabem, a Danuśce – za tartę i galette – mam pomysły na najbliższe dni.
Alicjo, Echidno życzę Wam uwolnienia się od łamania wszelkiego – wiosennego i jesiennego, fizycznego i pozafizycznego. A wszystkim pozostałym, niezaleznie od pory roku i pogody – spokojnego dnia.
dzień dobry …
zapowiada się ciekawe grono blogowiczów na X Zjeździe … oby sie wszystkim udało przyjechać ….
a ja jestem naleśnikara … robię na słodko do kawy … robię paszteciki ze wszystkim co się nawinie .. nawet makaron robię z naleśników … Amelka też lubi ….
Lena dziś jeszcze też będzie ładnie … potem popada … potem znowu ciepło … i można się cieszyć wiosną na całego …
Jolinku, to przy tych naleśnikach możemy siedzieć razem – słodkie i słone na zmianę.
Dla tych co kochają naleśniki oraz słodkości-naleśnikowy tort czekoladowy:
http://caketime.blox.pl/resource/tort_nalesnikowy7.jpg
A tu ciekawy pomysł na tort obiadowy:
http://www.studio1.nazwa.pl/spa/wordpress/torcik-bazyliowo-serowy/
Przysiadam się do naleśników, każdych!
Ja tez nalesnikowa. -:). Najmniej lubię te ze słodkim białym serem.
🙂
Dzień dobry łasuchy.
Też bym się przysiadła do każdych naleśników. Siedzę od godziny z wyłączonym radiem w ciszy i słucham z zachwytem treli jakiś ptaszków. Jestem całkowitą ignorantką ptasią, poza głosem gołębi i krukowatych, nie znam innych. One tak pięknie śpiewają, że mi żal opuścić ten koncert.
Odkąd (36 lat) mieszkam na tym osiedlu, nigdy nie było takiego koncertu. Nawet wróble wróciły. Myślę, że to dzięki mądremu zarządowi osiedla, dbają o drzewa, krzewy.
A ja zamiast ptaszków słyszę ryk lądujących samolotów, co dwie, trzy minuty. Jakoś tak jest, że jak się tylko robi ciepło i miło jest siedzieć przy otwartych oknach, to zmieniają kierunek lądowania na ten nad moją głową 😈
Mieszkajac w Bretanii trudno nie lubic nalesnikow. Lubie galette ze szpinakiem i feta ktore robie w domu. Galette kupuje gotowe.
Naleśniki lubię różne 🙂
to stół trzeba duży dla smakoszy naleśników … 🙂 … Danuśka jakoś za tortami, niby lazaniami z naleśników nie przepadam … wolę się nimi delektować pojedyńczo ..
Zgago idę na resztki pola (cholerniki zabudowali już prawie całe) i posłucham ptaszków oraz będę podglądać przyrodę …
Pyszne galette
https://goo.gl/photos/bYUehuKvvPPyLwV26
aż mnie trzęsie … na rozpoczęcie Roku Sienkiewicza nie zaproszono jego wnuczki bo … lubi KOD …. ? …
http://m.kielce.wyborcza.pl/kielce/1,106510,19373970,wnuczka-henryka-sienkiewicza-w-obronie-demokracji-dobrze.html#ixzz44xdjVA6C
jestem sentymentalnie związana z Oblegorkiem bo moja Prababcia się tam ukrywała z dziecimi w czasie I wojny przed bolszewikami (jedna z żon Sienkewicza była jej jakąś krewną) … szkoda, że nie słuchałam uważniej ale miałam tylko 10 lat … potem w szkole podstawowej brałam udział w konkursie z Sienkiewicza i wygrałam … nagroda to wszystkie dzieła Słowackiego w twardej okładce, które mam do dziś na półce …
Dzień dobry,
zanotowałam zlotowiczów plus bociana sztuk jeden.
Naleśniki każde i ze wszystkim.
Jolinku, taka ministra kultura. I tyle.
Można też z naleśników zrobić zgrabną przekąskę:
http://ostra-na-slodko.pl/2013/09/14/roladki-nalesnikowe-z-ryzem-i-warzywami/
A może naleśniki sos Suzette? Pamietam, ze nemo robi je dość czesto, pokazywała zdjecia.
http://www.dailymotion.com/video/xo904z_comment-faire-des-crepes-suzette-recette-dessert_lifestyle
Naleśniki na słodko lubię, choć smażę je dość rzadko. Tak więc chyba jest tylu zwolenników co i przeciwników. Próbowałam z syropem klonowym, ale ta wersja jest zbyt słodka. Wolę z jakimś niezbyt słodkim dżemem.
Nowy,
to świetnie, że planujesz obecność na zjeździe. Wreszcie poznamy się osobiście.
I jeszcze o pasztecie Pyry: kiedy w sobotę rano przyjechałam do Gniezna, z dworca odebrała mnie Haneczka z Panem Mężem i Młodym i pojechaliśmy do Inki, gdzie było miejsce zbiórki dla części przyjezdnych. Inka na drugie śniadanie podała m.in. pasztet Pyry, chyba ten z dodatkiem królika. Naturalnie wcześniej był rozmrożony. Był pyszny, nie za ostry, ale dobrze doprawiony.
Inka odnalazła starą fotografię Pyry z kilkuletnim Synusiem/ bliźniaczek nie było jeszcze na świecie/. Pyra ma na niej włosy upięte z tyłu i jest młodą wiotką kobietą.
Haneczko,
ten bocian musiał być już tam wcześniej, tylko wędrował po okolicy.
Chcę wam powiedzieć, że Haneczka ma piękny ogród, to znaczy piękny będzie wkrótce, kiedy pokaże się zieleń i kwiaty, ale i teraz wygląda ładnie. Jest tu bardzo wiele różnych krzewów większych i mniejszych, nie tylko owocowych, drzewa, m.in. moda brzoza i jarzębina, mnóstwo bylin i roślin cebulowych. Z przodu nie ma żadnego ogrodzenia tylko niski żywopłot. A wokół spokój i cisza. Urocze miejsce. Takie ogrody lubię najbardziej. Danuśka chyba też tam była, więc wie, o czym piszę.
Chętnie bym zobaczyła to zdjęcie Pyry z synkiem …
Naleśniki kojarzą mi sie tylko na słodko i za nimi nie przepadam. Oddzielam naleśniki od Galette – dla mnie to dwa przeciwne bieguny ale cóż… matula nigdy na słono, ostro nie robiła.
Krystyno – pasztetu zrobiłam z przepisu mamy (na oknie w jew pokoju został z dopiskiem – skonsultowany ze Starą Żabą bo pierwszy raz robiłyśmy z królikiem za którym rodzicielka nie przepadała), pod jej światłym przewodnictwem 7 kilo i nie bedę ukrywać że byłam zła jak osa. Po co tyle jedzenia? Kto to zje? W efekcie połowa przygotowanych porcji (wyszly dwie duże blachy) wylądowała u Inki w zamrażarce bo u nas nijak sie tego przechować nie dało. Mama jak zwykle swoje – dziecko, spokojnie, wyjęłyśmy królika to miejsce sie znajdzie. Akurat. Nie zaprzeczam że jest pyszny i mam go jeszcze w zamrażarce. Inka na szczęście poczęstowała sie bo inaczej jadłabym ten pasztet przez rok. Koniec o pasztecie
Małgosiu też uwielbiam ogród Haneczki chociaż byłam tam tylko raz ale to da sie nadrobić 🙂
Zgago – dziękuję
Dzisiaj na obiad były pierogi ruskie i z mięsem zakupione w osiedlowym sklepie mięsnym – polane skwareczkami – były pyszne. Zdecydowanie wolę pierogi od naleśników 🙂
Tuż przed obiadem wróciłam ze spaceru z Radkiem – u nas jest kilka krzewów dosłownie oblepionych przez wróble. Dzisiaj bladym świtem, słuchałam przez otwarty balkon tych treli-moreli. Też uwielbiam 🙂
W hotelach basenu Morza Śródziemnego często można spotkać na śniadanie takie malutkie naleśniczki smażone na bieżąco, do których można sobie wybrać rożne dodatki. Cieszą się zwykle ogromna popularnością i często trzeba na nie czekać w kolejce.
Względem zdjęcia Pyry z młodości to ja też !
Małgosiu-tych małych naleśniczków nigdy nie pomijam 😉
Krystyno-tak, byłam i też podziwiałam i to miejsce, i ten dom, i ten ogród i tych pracowitych Gospodarzy 🙂
Widziałam dziś na bazarku rabarbar. Chyba już się za nim trochę stęskniłam.
Czy możecie pisać o czymś niejadalnym? Obiad dopiero za cztery godziny…
Danusiu, ja zwykle też. Wśród naszych przyjaciół jest jeden, który strasznie cierpi jak ich nie ma 😉
Haneczko, potrzebne Ci natychmiast drugie śniadanie 🙂
Ludzie! Przecież to zwykły dom, a ogród to ma Irek. Co do ciszy – zgoda.
Rabarbar pracowicie wyłazi.
MałgosiuW, już zjadłam i drugie drugie też. Jeszcze się nie przyzwyczaiłam do 9 godzin w pracy.
O niejadalnym też piszemy Haneczko 😉 bo przecież było o ptasim śpiewie i o Roku Sienkiewicza.
A samoloty jakoś przestały na razie mi latać nad głowa i słyszę ptaszka 🙂
Małgosiu,
o tym zdjęciu Pyry postaram się przypomnieć w odpowiednim czasie Ince poprzez Haneczkę.
Haneczka jak zwykle zbyt skromna. Nie widziałam wielu tak ładnych ogrodów.
Mam pytanie dotyczące gołębi miejskich i zniechęcania ich do wizyt na balkonach. Czy skutecznym sposobem są atrapy dużych czarnych ptaków ? Macie jakieś doświadczenia w tej sprawie. Widuję je na niektórych gdyńskich balkonach, ale nie wiem, czy gołębie z czasem nie oswajają się z ich widokiem. Problem dotyczy balkonu synowej i syna. Można zamontować specjalną siatkę, ale nad nimi nie ma balkonu i byłyby z tym trudności, a poza tym nieostrożny ptak może zaplątać się w siatkę. Ta atrapa byłaby dobrym rozwiązaniem, tylko czy skutecznym.
Krystyno, kiedyś po dłuższym, wiosennym wyjeździe miałam z gołębiami kłopoty. Odstraszałam je rozwieszonymi torebkami foliowymi, które nawet przy małym wietrze ruszały się i szeleściły. Nie jest to zbyt estetyczne, chociaż nie wystawały ponad balustradę, ale moim przypadku zdały egzamin.
Dodam, że oczywiście torebek już nie używam, parę tygodni wystarczyło.
Pewnie Pyra teraz Panu Lulkowi nalesniki smazy…
uwielbiam je w kazdej postaci
Mieliśmy swego czasu problem z gołębiami na balkonie u moich rodziców. Skuteczne okazały się dziecięce wiatraczki-wygląda może cokolwiek kiczowato, ale zdaje egzamin.
A teraz dla Haneczki, bo będzie śpiewalne i broń Boże jadalne(chociaż, czego to ludzie nie jadali w różnych czasach i w różnych krajach). Będzie też dla Zgagi, tudzież innych miastowych. Nasza wiedza ornitologiczna jest niestety często wielce ułomna, w tym moja bardzo 😳 Swoją drogą, szkoda, że nie uczą takich rzeczy na lekcjach przyrody albo biologii: https://www.youtube.com/watch?v=DcBdHZAfG8Y
Na rzeczonej stronie jest ikona z częścią nr 2.
Dzień dobry.
Zima, ale mnie jakoś szczęśliwie dzisiaj omija północą, nawet temperatura jest okołozerowa.
Wielkim miłośnikiem naleśników w każdej postaci był Pan Lulek, Wieśniak z Burgerlandii 🙂
Danuśko, dziękuję za sznureczek. Jako, że mi słoń nadepnął na ucho, to miałam problem – najchętniej bym słyszała wszystkie. 😉
W końcu doszłam do wniosku, że strzyżyka głosik był dominującym.
Reszty świergotów nie jestem w stanie rozpoznać, to był koncert wielkiej ptasiej orkiestry. Teraz jest już cicho. Może to był tylko postój przed dalszą podróżą?
Krystyno, w zeszłym tygodniu idąc koło dworca, po raz pierwszy widziałam sokolnika z sokołem, który szedł w stronę naszego rynku.
Podobno ma tam dyżur co jakiś czas i tylko odstrasza gołębie.
Na moim osiedlu bardzo zmalała populacja gołębi, odkąd ludzie przestali je karmić. Wcześniej to był koszmar. Teraz tylko zaglądają gołębie pocztowe od pobliskiego pana gołębiarza.
O, łajza minęli z Magdaleną w sprawie naleśników Pana Lulka!
Pamiętam, że po II Zjeździe Łasuchów na Kurpiach wracaliśmy dużą grupą do Warszawy (i dalej komu było) i zatrzymaliśmy się na późny lanczyk (jak dla mnie) w przydrożnym „Chłopskim Jadle”. Pan Lulek zamówił wowczas kaczkę (pojęcia nie mam, dlaczego to zapamiętałam, porcja była cesarska, chyba dlatego), a na deser naleśniki. TE naleśniki:
http://aalicja.dyns.cx/news/Zjazd-2008/img_5461.jpg
Tu Pan Lulek zmaga się jeszcze z kaczką, a naleśniki już czekają, dwa talerze 🙂
Pamiętam, że mu bardzo smakowały.
Na gołębie sprawdzają się kolce na poręczy balkonu albo żyłka rozciągnięta ok. 10 cm ponad poręczą. Gołąb jej nie widzi, ale nie może usiąść i szybko się zniechęca. Na dolną część balkonu (za balustradą) tak samo. Kiedyś już była o tym mowa.
Wyjrzałam za okno – znowu śnieżyca, i to taka, że świata nie widać 🙁
Na obiad mam niewiele, ale jest kalafior i trzeba coś z nim zrobić.
Dziękuję za antygołębie sposoby. Przekażę je zainteresowanym.
Z ptasich śpiewaków najbardziej podoba mi się słowik. Czasem słychać go z pobliskich zarośli.
W dniu dzisiejszym dostałam następującą wiadomość od Basi Adamczewskiej:
„Dziękuję za obecność na uroczystości i za wszystko w ogóle, a przede wszystkim za życzliwość wobec Piotra.
….Jutro o 19.00 jest msza żałobna w kościele pod wezwaniem św.Andrzeja Boboli na ul.Rakowieckiej róg Wołoskiej. Gdyby ktokolwiek z blogowiczów chciał i mógł być obecny, serdecznie zapraszamy. Ale prosimy pamiętać, że nie stwarzamy żadnej presji”.
Chyba dzisiaj też mam za złe. Za oknem biało, jakaś akumulacja jednak jest.
W zamrażarce spora ilość mrożonych porzeczek. Po prostu o nich zapominam, a przecież następne, prosto z krzaka będą już-tuż (jak śnieg stopnieje). Skoro goscie w sobotę, to zrobię z nimi to ciasto, co to kiedyś pierwszy raz od lat, i takie dobre było. Przepis z internetu, bo już mi dawno z głowy wyfrunął, wiem tylko, że było bardzo proste.
Już trochę mniej mam za złe.
Będę obecna duchem.
„z nimi”?! Miało być „w związku z nimi zrobię to ciasto” 🙄
Żeby gości gonić do pieczenia ciasta to chyba lekka przesada.
Ach, co to był za ślub!
http://aalicja.dyns.cx/news/IMG_8349.JPG
Teraz mi żal, że nie zatrzymaliśmy się, nie złozyliśmy życzeń Młodej Parze, a nuż by zaprosili na uroczystość?
Dzień dobry,
popijam zupełnie niezły cabernet sauvignon z Afryki Południowej, czytam Wasze dzisiejsze wpisy.
Kończąc swoje blogowe harakiri dodam tylko, że ja nie jadam….. sernika…. i ….cynaderek, czy jak tam nazywacie zwykłe nerki. Żołądków wszelakich również. Żadnych ogonów ani tzw. podrobów. Flaków też nie jadałem, teraz przełknę, ale z dużą ilością wódki…
Czy wciąż chcielibyście mnie widzieć na Zjeździe Łasuchów?????
🙂
Nowy,
nie dramatyzuj i nie szantażuj – będziesz chciał przyjechać, to przyjedziesz! Nikt do niczego nikogo nie zmusza, jeśli chodzi o jedzenie, o ile pamiętam. Można zamienić wątróbki na schabowe.
Dobranoc.
dzień dobry …
Nowy wciąż chcemy Cię widzieć na Zjeździe Łasuchów …. 🙂
Danuśka dziękuję za informację … może uda mi się być ….
Jolinku – dzięki 🙂
Alicjo – zbyt serio traktujesz moją pisaninę. Dramat i szantaż???? 🙂 🙂
Nowy, rzecz jasna, sobie zażartował, bo doskonale wie, że rzadko się zdarza, by wszyscy wszystko lubili. Natomiast skoro mamy ochotę wspólnie zjazdować (i zjazdujemy od wielu lat) to znaczy, że lubimy się nawzajem i to chyba w tych spotkaniach jest najważniejsze 🙂
A jak zacznę wymieniać, czego nie lubi, albo co jada niechętnie Osobisty Wędkarz, to mi zaraz palce na klawiaturze zwiędną 😉
Nowy – nie prowokuj mnie do opowiadania o moich dziwactwach kulinarnych. Przyjedz koniecznie!
No i wybrałam się na „Wielkie greckie wesele”w wersji nr 2. Jakoś tak się dzieje, że kolejne wersje z reguły rozczarowują, bo powielają jedynie schematy oryginału i nie ma w nich oddechu świeżości. Tak stało się i tym razem, w filmie dzieje się dużo, a nawet aż za dużo, dowcipy śmieszą średnio albo wcale, a scen z kulinariami, na które trochę liczyłam praktycznie nie ma 🙁 Jedyna ciekawa i wyrazista postać to ciotka Voula.
Na kolejny tydzień zaplanowałam następny film:
http://www.filmweb.pl/film/Niesamowita+Marguerite-2015-739625
Zapowiada się ciekawe porównanie pomiędzy naszą Krystyną Jandą w „Boskiej”, a Cathrine Frot grającą niesamowitą diwę(!) w owym filmie, opartym na tej samej historii. Oczywiście sztuka teatralna i film rządzą się innymi prawami, ale umiejętność wcielenia się w tego rodzaju rolę wymaga dobrego warsztatu i dużych aktorskich umiejętności. Cathrine Frot darzę dużą sympatią, szczególnie od czasu kulinarnego filmu „Niebo w gębie” 🙂
Nowy,
à propos podrobow :
Przez pierwsze 20 lat zycia nie jadalam zadnych podrobow (poza maminymi watrobkami kurczecymi z jabluszkiem).
Doswiadzczenie stolowkowo- kolonijnej zlej, oczywiscie (lata 60te i 70te) wersji kuchni skutecznie zniechecilo mnie i nawet obrzydzilo do wszelkich wysmazonych an podeszwe watrob starych wolow, ich tudziez tlustych nerek w mdlych sosach itd itp.
Dopiero tutaj, we Francji, odkrylam, ze podroby nie musza byc ta „gorsza alternatywa” odpowiednia na czas kryzysu lub trudnosci finansowych, ale wyrafinowanym i pysznym daniem, celebrowanym przez specjalne stowarzyszenia, jak np klub „AAAAA” (Association Amicale des Amateurs d’Andouilette Autentique) celebruje anduillette, czyli kielbaske z flakow wieprzowych, czy tez cielece cynaderki w roznych formach (sos z Porto lub z Madery, smazone czy pieczone) lub cieleca watrobka, smazona na patelni, krora sie potem kropi (deglace) octem malinowym.
Teraz jestem prawdziwym smakoszem podrobow, czego i Tobie kiedys zycze ! Mysle, ze rowniez jestes „ofiara” stolowkopwej traumy dziecinstwa ! Pozrdawiam Cie serdecznie i tez cale blogoowisko 🙂
Nowy, a dziczyzna może być? Czyste mięsko bez żyłek, błonek i flaczków?
Kartoflanka oczywiście też.
Jedziemy z siostrą nabyć czajnik, w starym popsuł się zawiasek od pokrywki, to już tradycja, że siostra kupuje mi nowy czajnik 🙂
Danuśka wspominała już, że po uroczystościach pogrzebowych Pyry wybraliśmy się do restauracji ” Hyćka”. Nazwa dziwna, ale Żaba wiedziała, co ona oznacza. Jest to napar z kwiatów czarnego bzu. Tylko Żaba mówiła na to hyczka. W ” Hyćce” ten smak można odnaleźć w lemoniadzie.
Sprzed restauracji mamy piękny widok na Rynek Sródecki i ciekawy mural wykonany na podstawie starego zdjęcia. Tak to wygląda / chyba będzie bardzo długi sznureczek, ale nie wiem, jak pokazać tylko jedno zdjęcie/ : https://www.google.pl/search?q=pozna%C5%84+mural+na+%C5%9Br%C3%B3dce&biw=1067&bih=521&tbm=isch&imgil=1xAtz0xeWKXvJM%253A%253BTrHS_rXmhEys5M%253Bhttp%25253A%25252F%25252Fwww.poznan.pl%25252Fmim%25252Finfo%25252Fnews%25252Ftrojwymiarowy-mural-na-srodce%25252C85708.html&source=iu&pf=m&fir=1xAtz0xeWKXvJM%253A%252CTrHS_rXmhEys5M%252C_&usg=__DkBCMfda5eUSb_hpd8lQnp7MPf4%3D&ved=0ahUKEwj7kNCpq_zLAhVLECwKHdRnD40QyjcIKw&ei=IDkGV_uALsugsAHUz73oCA#imgrc=N1ve7daNho64tM%3A
Krystyno,
hyćka to gwarowa nazwa czarnego bzu:
http://encyklopedia.pwn.pl/haslo/hycka;3913456.html
a napar z czarnego bzu to napar z hyćki 😉
Hyćka:
https://www.google.pl/search?q=hy%C4%87ka&biw=1067&bih=503&tbm=isch&tbo=u&source=univ&sa=X&ved=0ahUKEwihuvnDv_zLAhVD2BoKHQepAX4QsAQIPw&dpr=1.5
Jagodowy wysłał wczoraj sobotnie zdjęcia Rybie. Gdyby ktoś był zainteresowany …
Ja lubię wszystkie (chyba) podroby, a najbardziej wątróbkę kurczaczą, bez jabłka jednak. Kurczaczą umiem zrobić, a te inne to już nie moja półka, jak nie za miękkie i krwawe (nie lubię!), to spieczone na podeszwę 🙄
Czego z podrobów nie lubię, to na pewno języków wołowych. Swego czasu było ich za dużo. Co za dużo, to się przejada.
Jagoda,
ja bym była zainteresowana sobotnimi zdjęciami, ale nie mam jak dać znać Rybie, żeby mi przesłała. Co robić?
Acha – za oknem listopad, niestety.
Cierpliwości, Alicjo. Się zrobi.
Dalej na szlaku. Teraz w Williamsburgu. Fascynujący skansen stworzony na wzór początku 18w. za pieniądze Rockefellerów (wiele milionów dolarów) Rzeki turystów obsługiwane są przez tysiące pracowników i wolontariuszy. Nie będę się rozwodził, bo wszystko jest na Googlu i jeśli kogoś to miasteczko interesuje, to ma.
O Waszej 19.00 będzie u nas 13.00. Będziemy duchem z Basią i z Wami.
Gdyby ktoś się dobijał do mnie z wiadomościami, to nic z tego. Przeczytam dopiero w sobotę. Skrzynka mi padła. Jakoś dziwnie, bo z pracowego pudła działa, z domowego nie. Domowe pudło wszystko inne obsługuje bez zarzutu.
Na mszy byłyśmy z Jolinkiem i wspólnie łączyłyśmy się serdecznymi myślami z blogiem, a przede wszystkim z naszym Gospodarzem i wszystkimi, którzy odeszli. A wieczór taki piękny, ciepły, kwitnące drzewa na tle ciemniejącego nieba, takie cudne…
uściskałyśmy od wszystkich Basię … a z Barbarą zrobiłyśmy sobie mały spacer bo pachniało nam wiosną …
Za zdrowie wedrowca na szlaku!
Nieco spóźnione, ale podreptałyśmy z siostrą podlewać posadzone krzaczki, bo deszcz zapowiadany, ale jakoś go nie było i straciłymy nadzieję. Jak juz podlałyśmy, to zaczęło kropić. Odrobinę pokropiło i przestało. Trawa ma sucho, a poziom wody w studni gwałtownie spada.
No, to ja – herbatą (o zgrozo, jagodową) z bourbonem z Kentacky!
Warzę obiad. Będzie zupa dyniowa (wybacz Pyro) z imbirem i grzankami oraz duuuża fasola z sosem pomidorowo-musztardowo-majonezowo-bekonowym. Pierwszy raz tak kombinuję (jak koń pod górę) i zobaczymy czy mnie pogonią, czy nie…
Barbaro, Jolinku, byłam z Wami myślami.
Zakwitła czereśnia i w trawie kolorowo od tulipanów.
Dobry wieczór szacownemu towrzystwu. Dopiero teraz znalazłam chwilkę wolną. Właśnie wstawiłam do piekarnika placek z jabłkami, rozmraża się obiad dla psa na jutro, który jeszcze muszę ugotować i dla siebie też. Bo jutro idę do pracy na… 12 godzin. Wychodzę przed 7 a wrócę po 20. Biorę Radzia ze sobą… zobaczymy jak będzie. Na razie „derekcja” wyraziła zgodę. Jutro w mojej szkole „Drzwi otwarte”. Nowy narybek bedzie oglądał placówkę. Umówiłam sie z maturzystami na dodatkowe lekcje więc pieke dla nich placek żeby im bylo miło. Z tarty jutro nic nie będzie… zrobie zapiekankę z mozarellą bo łatwiej ja odgrzać w mikrofali w szkole. Albo to, albo kanapki albo burczenie w brzuchu. No i dopiero teraz wzniosłam toast za wędrowców na szlaku.
Cichalu – Matula nie lubiła lae ja uwielbiam. Na Śródce, tam gdzie bedzie nocleg blogowy, jest taka fajna knajpka, gdzie podają ten krem rewelacyjny… i carpaccio z buraka z kozim serem też zasługuje na uwagę 🙂
Też byłam myślami, nie dotarłam, bo dzień spędziłam w urzędach, wróciłam za późno i całkiem wykończona. Dopiero „odtajałam”.
Za zdrowie wędrowców!
Aniu! Przytulam! Z serca! Dziadkowi już przystoi a Ewa dała pozwolenie!
Obiad dla Radzia na jutro się gotuje, zapiekanka z ziemniaków z pomidorami, mozarellą z zielona bazylią, oregano i tymiankiem wstawiona. Teraz muszę poprawić klasę kartkówek, przygotować torbę podróżną psa i zastanowić sie nad logistyką jutrzejszego dojazdu do szkoły. Jak nic taksówka ale i tak bez pomocy sie z niej nie wykaraska. Ciekawe też jak jamnior zniesie calodobowy pobyt w szkole i czy wstydu rodzinie nie przyniesie… na pewno nie. To towarzyski jamnior. Wieczorem, jesli nie padnę, zdam relację
Dzięki Cichalu za przytulanie i Ewo 🙂 za pozwolenie
Młodsza, do spanka ale już!
Jamnior swobodnie zniesie.
A niech przyniesie ten wstyd, szkoła przetrwa, a będzie miała co opowiadać następnym pokoleniom. Zapiszecie się w historii. Radek, daj czadu!
Pyro Młodsza, trzymam kciuki za przygotowania i jutrzejszą akcję!
Witam wszystkich, niestety dopiero teraz. U nas od wczoraj wizytacja z kuratorium, która potrwa do środy. Trzeba „stworzyć” masę papierów – biurokracji co niemiara. Miałam dzisiaj, a właściwie wczoraj bardzo stresujący dzień. Lekcje hospitowane aż dwie mi się trafiły, w tym jedna z nienacka ,bo czytuję „Pani bardzo chce przyjść na Twoją lekcję”, która notabene dotyczyła mediów i manipulacji informacjami. Nie powiem lekcje mi wyszły. Obiad był prosty (pałki z kurczaka pieczone z w piekarniku z różnymi warzywami i pieczarkami na ostro), gdyż Matros w szpitalu – wczoraj miał drobny zabieg a dziesiaj wraca do domu. Alicjo, chętnie wyślę zdjęcia ale wstyd sie przyznać, nie mam Twojego e-maila. Podaję mój anilana@wp.pl Przyślesz swój prześlę Ci zdjęcia. Pozdrawiam wszystkich Ryba.
PS . Oczywiście wniosłam toast za Wędrowców na szlaku moją nalewką wiśniową. Padłam bo zarwałam kilka nocek przez tą wizytację. Miałam się zdrzemnąć 2 godziny a spałam do północy. Teraz za to pewnie do rana posiedzę bo nie zasnę. Paskudnie. Bliźniaku, sądzę że jamnior zrobi furorę. Nikt z kolegów nie może Cię podwieźć?
Cichalu, jadam zopę krem z dyni choć sama jej nie robię. Nie jestem nią zafascynowana. Jednakże Twoja fasola z sosem budzi moje zainteresowanie. Zwłaszcza groze budzi Twój sos, cytuję „pomidorowo – musztardowo – majonezowo – bekonowy”. Przyznam,że nie mogę sobie wyobrazić jak to smakuje. Szczególnie ten majonez w tym wszystkim. Z kremów najbardziej lubię pomidorowo – paprykowy ze śmietaną lub gęstym jogurtem, w którym wykorzystuję pieczoną paprykę. W ogóle nie umiem żyć bez papryki i pomidorów.
Nie mogłam się dodzwonić, Rybo. Spróbuję dzisiaj/jutro. Sączę twoją wiśniową nalewkę.
Rybo! Dodałem jeszcze jalapenio. Co z tego wyjdzie jeszcze nie wiem, bo czekam na stołowników. Zeznam po degustacji.
Rybo, czy mogę Cię też uściskać, korzystając z praw starca? Ewa chyba przyzwoli. A zresztą co będę pytał, jak mam ochotę!
Oczywiście. Czuję się uściskana i porządnie przytulona. Dziękuję Ewie za zgodę. Przytulanie uwielbiam 🙂
Ja dyniówę robię zawsze z jalapeno, na ostro – inaczej jest dla mnie nie bardzo jadalna.
Dzień dobry,
Jak zwykle późno z toastem, ale chyba pora nie jest najważniejsza by toast był ważny – moim wieczorem – za zdrowie wędrowca!
Dzisiaj mam niezłe wino z Sycylii – Tripudium. Na obiad miałem tzw. salisbury steak with gravy and mac and cheese. Takie mięso mielone z makaronem i roztopionym serem. Dobre dla takiego jak ja. Kupuje się to zamrożone w supermarkecie za 4 czy 5 dolarów, wkłada do mikrofalówki na 7 minut i obiad gotowy 🙂 🙂
Ewa Orsay – dziękuję za Twój wpis. Ja też się zmieniam. To, że lubię proste polskie jadło nie znaczy, że innego nie tykam. Od trzydziestu lat włócząc się po świecie, głównie po stanach, spróbowałem niejednego. Gospodarz przepadał za włoską kuchnią, ja też lubię, ale wolę inne. Będąc w Nowym Jorku zawsze zachodzę do koreańskich restauracji wybierając z karty podobnie jak wybiera się numery w totolotka, na chybił trafił. Jeszcze nigdy się nie zawiodłem. Zawsze jest to ogromny bukiet ciekawych smaków. To samo z restauracjami japońskimi, do których równie chętnie zaglądam. Kilka razy byłem w restauracji etiopskiej na dolnym Manhattanie. Niezapomniane wrażenia smakowe i estetyczne. Nie podają tam żadnych sztućców, je się palcami. Do tego ciekawe „honey wine” robione podobno zgodnie z trzechtysięczną recepturą. Oprócz kieliszków wychylonych na miejscu zawsze zamawiam butelkę na wynos 🙂
A za polską kartoflanką, rosołem, albo kapuśniakiem po prostu tęsknię. I za polskim świeżym chlebem, którego tutaj nie ma. Chleb z GS-u za komuny to był CHLEB, a nie to co oni tutaj chlebem nazywają.
Żabciu – dziczyznę oczywiście jadam. Wspominałem tutaj, że od urodzenia do pełnoletności, a może troche dłużej u nas w domu była głównie dziczyzna. Ojciec polował w każdą niedzielę od 1 sierpnia, kiedy zaczynały się kaczki, do końca marca, gdy kończyły się zające. Na kozły nie polował, bo matka groziła mu rozwodem jeśli sarnę do domu przywiezie. Czasami był dzik, ale dla nas za dużo, ojciec sprzedawał na skupie.
Gdy byłem małym chłopakiem zabierał mnie na polowania, zwłaszcza na kuropatwy. Z każdego zrywu strzelał dwie, moim zadaniem było znaleźć w burakach lub kartoflisku pierwszą. Nie wolno było wzroku oderwać, gdy tak się stało już kuropatwy nie można było znaleźć. On szukał tej drugiej strąconej. Po takim dniu łażenia po burakach nie byłem w stanie wdrapać się na pakę ciężarówki.
Gdy byłem starszy powiedziałem – Tato, naucz mnie polować.
Powiedział – Nie! Polowanie to zabijanie, ja to robię, żeby was wyżywić, idą lepsze czasy, ty nie będziesz musiał tego robić. Miał rację!
Nigdy mu tego nie zapomnę!
Oczywiście strzelać i obchodzić się z bronią umiem, o czym Cichal i Alicjowie mieli okazję się przekonać, ale nie poluję!
Nie wiem po co aż tyle piszę. 🙂
Żabciu – więc dziczyzna jak najbardziej! Ale tak naprawdę – dobra kartoflanka z chlebem wystarczy. Ja przecież więcej pije niż jem. 🙂
A swoja drogą ten Cichal to szczęściarz – ja też bym Rybę i Młodsza uściskał, ale okropnie nieśmiały jestem. Ale i tak spróbuję, przecież nie będą widziały jak się czerwienię. Ściskam Was bardzo!!!
Dobranoc 🙂
A propos chleba. Jadłeś u mnie nie z marketu, tylko z pieca, jak trza. A z Ojca bądź dumny! Byliśmy razem z Jerzorem na strzelnicy i strzelaliśmy z Twojego Winchestera. Obserwowaliśmy uczestników obok. ja byłem przerażony. Potworne red necki! Nie chcę dalej komentować, bo by to było bardzo niepolityczne. Ale taka jest Ameryka.
A tak, na boku, to Młode Pyry na pewno by się do Ciebie przytuliły, bo wiedzą jak kochałeś i szanowałeś Pyrę!
Dziękuję Cichal.
Tak, Pyra była dla mnie osobą szczególną, bardzo Ją kochałem i szanowałem, poryczałem się gdy odeszła…..
Ja bardzo jestem dumny ze swojego ojca. Z tego, co mnie nauczył i z tego co po sobie zostawił. Wiele osób pozostawia po sobie dzieła – książki, wiersze, nuty, obrazy. On był inżynierem budowlanym – szpital na Szaserów to dzieło jego życia. Począwszy od lokalizacji, która początkowo miała być w Wołominie, jakoś wywalczył u Spychalskiego Szaserów. Później projekt – w początkowej wersji nie było sali bez jego podpisu. Ówcześnie ten szpital był szczytem nowoczesności.
Tuż przed śmiercią pogotowie zabrało go właśnie na Szaserów, akurat tam był ostry dyżur. Był już w bardzo złym stanie. Gówniary z recepcji trzymały go 8 godzin w poczekalni, w zimnie i przeciągach. Widziałem łzy w jego oczach – przecież to on ten szpital budował, a kiedy naprawdę potrzebował szpitalnej opieki, nie było tam dla niego miejsca! Wreszcie zabraliśmy go do domu, gdzie po kilku dniach zmarł….
Ach! Co tu gadać….
Nowy….Twoje wspomnienie boli. Tym bardziej, że przywołuje własne, gdy moja ciocia dowieziona do szpitala na sygnale przez karetkę, która przyjechała w ciągu 10 minut, czekała na pustym korytarzu 4 godziny na medyczną pomoc. To było nad ranem, dyżurująca doktor, niekryjąca niezadowolenia z powodu przerwania snu, ograniczyła się do zaordynowania słabych leków przeciwbólowych. Dopiero, gdy przyszedł do szpitala ordynator, podjęto próbę ratowania. Nie udało się. Nie wiem oczywiście, jaki byłby efekt wcześniejszej interwencji.
Salso, dziękuję!
Jolinku, dziękuję!
Śniadanie na gazie… lub pod paszczą wieloryba… 🙂
dzień dobry ….
Nowy czasem trzeba się wygadać …..
Żabo żyj zdrowo i kolorowo … przytulanki z okazji urodzin …. 🙂
cichal uściskaj Ewę z okazji bywszych urodzin … dziś jest dobra chwila na to … 🙂
…lub pod presją należnika…
(smażenie i przygotowanie farszu potrafi zabrać sporo czasu dlatego sens ma jedynie serwowanie tej delicji jej Prawdziwym Amatorom! ❗ ) 🙂
Żaba młodnieje? — Suuuper! 😎
Serdeczności!
Basiu podziw dla Ciebie mój nie ustaje … zwiedzasz wszystko co się da … a na blogu masz gości z darami … 🙂
Nowy2, miałeś ojca mądrego i szlachetnego.
Nowy, wielki szacun dla Twojego Taty. Masz tyle ciekawych wspomnień, może książkę byś napisał. Bohatera już masz. Smutna ta historia ze szpitalem, bardzo smutna. Pozdrawiam.
Zabo, wszystkiego najlepszego z okazji urodzin, przede wszystkim zdrowia!
Żabo – zdrowia, zdrowia i jeszcze raz zdrowia – z serca życzę. 100 lat !!!!
Żabo – urodzinowe uściski ! Więcej zdrowia !
Nowy wspomina z sentymentem dawny smak chleba. A ja akurat chleb wspominam nie najlepiej. Owszem, bywał całkiem dobry, ale bardzo rzadko można było kupić zupełnie świeży. Regułą był chleb z poprzedniego dnia. A mnie się marzył jeszcze ciepły. Niektórzy mieli szczęście mieszkać niedaleko prywatnych piekarni/ w Gdyni było ich kilka/ i wiedzieli, o której godzinie ustawić się w kolejce. Czasami dostawałam taki chleb od znajomej dobrej duszy. A wybór był też bardzo ograniczony. Teraz można kupić bez trudu dobry chleb w różnych gatunkach. Ale dawnych bułek bardzo mi brakuje. Gdzieś podobno bywają takie o zwartym miąższu, ale gdzie, tego prawie nikt nie wie. Tych ” z waty” nie jadam.
Pamietam zapach cieplego chleba z prywatnej piekarni w latach 60 tych.
Bochenek kosztowal wtedy 4 zl, parzyl rece, niosac go do domu zawsze nadgryzalam pachnaca, ciepla i chupiaca skorke. Taki byl rytual wiekszosci dzieci posylanych przez mamy do piekarni. Najbardziej wlasnie tak smakowal, na ulicy, bez niczego, a w domu z gruba warstwa masla i szczypta soli..
Bulki tez byly pyszne, te normalne, z bialej maki, i grahamki. Ach, to byly czasy ! 🙂
Albo ze smalcem domowym, z cebulka, jabluszkiem i majerankiem ! 🙂
Żabo, najlepsze urodzinowe. Radości nie tylko w oczach i zdrowia na co dzień 🙂
I ode mnie tez, Zabo !
Żabo – radości i zdrowia!
https://www.youtube.com/watch?v=EhVLiHPUOIM&nohtml5=False
Żabo – zdrowia, pogody ducha i spełnienia marzeń.
Za zdrowie Starej Żaby na włościach 🙂
Zabo,
Najlepszego!
Dziś obiad robiłam tylko dla siebie, więc ugotowałam kaszę jaglaną. Nie żebym miała na nią specjalny apetyt, ale zalegała w szafce od dłuższego czasu, więc była okazja, aby choć trochę jej ubyło. Tym razem zrobiłam tak, jak powinno postępować się z tą kaszą, czyli dobrze ją wypłukałam, a następnie przelałam na sitku wrzątkiem. I okazało się, ze kasza jaglana jest całkiem smaczna, nie tak wprawdzie jak jęczmienna lub pęczak, bo te są bardziej wilgotne, ale można ją jeść z apetytem. Nie miałam pomysłu na dodatki, więc była tylko świeża i marynowana papryka, szczypiorek i pietruszka, ale następnym razem zrobię z pieczarkami i cebulką.
Dzień był ładny, więc trochę czasu spędziłam w ogródku. Forsycja już zaczyna rozkwitać. Nie mogę się jej doczekać.
U mnie śnieg popaduje od kilku dni, ale na szczęście nic się ziemi nie trzyma. Wczoraj były flaczki z Balticu, znakomite. Dzisiaj sałata, bo niektórzy się odchudzają.
Wracam do odkurzania 🙄
ciekawe kto Żabie tort przygotuje? …
już teraz piję zdrowie Żaby … 🙂
Żabo, zdrowia i pomyślności!
Jolinku, może siostra…
Ciekawe jak tam Radzio i jego zapracowana Pani 🙂
Pod poprzednim wpisem jest komentarz Andrzeja.jerzego, dawnego znajomego blogowego Pyry.
Żabo, wznoszę Twoje łykiem piwka!
Zdrowia życzę i jeszcze raz zdrowia!
Na dokładkę: sporo szczęścia!
całujcie się by rozpoznać bratnią duszę lub wroga …
http://www.rmfclassic.pl/program/Danie-do-myslenia-serwuje-Tomasz-Skory,591.html
Serdeczności i uściski Żabo!
Za zdrowie Żaby i wędrowca na szlaku!
przeniosłam wpis …
andrzej.jerzy
8 kwietnia o godz. 19:14 555010
Nie było mnie … Teraz dopiero się dowiedziałem. Trudno w to uwierzyć! To się nie mieści ani w głowie, ani w sercu! Żegnaj Pyro!
Krystyno a może zdrowy chleb z kaszy jaglanej …
http://smakoterapia.blogspot.com/2013/01/fantastyczny-chlebek-jaglany.html
Żabo, Pani na Błotach, dużo zdrowia, siły i wielu jeszcze nowych czajników!
Haneczko, proszę notuj! W Poznaniu bywałem zdecydowanie za rzadko… Może nie dam rady na wszystkie trzy dni, ale niech to pozostanie drugorzędnym szczegółem.
PaOlOre,
miło słyszeć!
Zanotowałam z wykrzyknikiem.
Jolinku,
bardzo podoba mi się ten przepis. Wszystkie potrzebne składniki mam w domu. Wypróbuję w przyszłym tygodniu.
Za zdrowie wędrowca na szlaku!
Dziekuję blogowisku za życzenia 🙂 🙂
W ramach obiadu urodzinowego był gotowany (w rosole jarzynowym) dorsz z siekanymi jajkami, koperkiem i pietruszką, polany roztopionym masłem. Na jarzynkę żółta fasolka szparagowa ze słoika od mamy Alutki. Do tego białe wino. Pyszota!
Na deser moja córka z pięciorgiem wnucząt. Dostali drobne ciasteczka, właściwie do woli 🙂 Przywieźli mi z Dobrzycy kasztanowca – ma być krwisto czerwony – a na dodatek ozdobne czerwone pigwowce. Jutro będę to wsadzać – za pomocą młodego człowieka.
Zdaje się, że osiągnęłam wiek wsadzania różnych krzaczków 🙂 Zaczęłam w 1979, ale potem mąż kupił dwie kozy. Długo nie były, ale zniechęciły mnie do krzaczków na dość długo 🙂
Małgosiu, możesz wrzucić Miśka z Milenką na blog. Milenka to córka Alutki, koleżanki Sylwii znanej zjazdowiczom.
Zdjęcia z Madagaskaru, Jerzor włozył to w jakiś program, bo picasa leży. Jak się nakliknie na zdjęcie, które zainteresuje, to wyskoczy powiekszenie i w prawym górnym rogu oprócz innych znaków literka „i”, czyli info na temat zdjęcia. Myślałam, że podpisy będą pod zdjęciami, ale nie. Trudno, u-ha-ha, trudno…
Stara Żabo,
teraz godnie czerwonym winem pijemy Twoje!
https://goo.gl/photos/kP1jj328wh2FycD58
p.s.względem zdjęć – trochę odrzuciłam, ale niewiele, nie wybierałam specjalnie i nie robiłam albumu osobnego, bo mi się nie chce, to jest „nasz” album w zbiorach.
dzień dobry …
Krystyno a ja zrobię placki jaglane bo nie piekę …
pochmurno … ale zielono …
Jolinku (8.4; 8:12) 🙂 …a bo ja jestem z Klubu Ludzi Ciekawych Wszystkiego* (zwlaszcza bliskiego wszystkiego, ale za to w miarę dokładnie 😎 )
A za dary to już trzeba podziwiać darczyńców – nieustająco 😉
Co do kaszy jaglanej – parę lat temu wyskoczył mi w sieci zestaw przeróżnych zapiekanek i faszerowań nią. (Papryki, wydrążonego ogórka czy cukinii, itd.). Pośpiesznie zapisałam pomysły, i dobrze, bo teraz nie mogę tego znaleźć. Za to zainspirowała np. Kaszomania – nie znałam dotąd tego pożytecznego miejsca: http://kaszomania.blogspot.com/
____
*paskudny poranek (choć bardzo obiecująco pąkowy-seledynowy) – jeśli się nie wypogodzi, będzie znów okazja posłuchać Klubu: http://www.polskieradio.pl/8/Audycja/7298
Alicjo,
Bo jakiś czas temu Google wykupił Picasę i na wszystkie sposoby stara się zniechęcać ludzi do korzystania z niej.
http://googlephotos.blogspot.com/?hl=pl
Dzień dobry. Wczoraj godnie uczciłam naszą Żabę – to nic, że poza domem. 🙂
U mnie zapowiada się kilka dni deszczu.
Nowy! z okazji urodzin życzę Ci furę zdrowia, szczęścia i spełnienia marzeń.
Dzień dobry, tutaj słonecznie ale wciąż chłodno.
Jeśli nie mylę, urodziny Nowego są jutro ale dobrych życzeń nigdy nie za duzo 🙂
Zgago to chyba jutro urodzinuje Nowy … ale życzenia i dziś przyjmie … Nowy buziaki … 🙂
Alino … 🙂
….matko jedyna, dom obok nas w ogniu!
…to dopiero akcja…walenie do drzwi – wstawać, wyjść z domu!
Jesteśmy jedyni w bezpośrednim zagrożeniu.
Płonie bliźniak, zbudowany przez Franka, chwała Bogu, mur zostanie. Pali się część oddalona od nas. Dom należy do kogoś i obie części bliźniaka są wynajmowane, jak zawsze.
Alicjo mam nadzieję, że nikomu nic się nie stało ..
…ale wydaje się, że całość ogarnięta. Mimo wszystko zasnąć się chyba nie da. Woda z hydranta na naszej posesji. Myślę, że gdyby nasz dom…już go by nie było, bo to całe drewno, od stóp do głów.
http://aalicja.dyns.cx/news/Pozar.jpg
Jolinku,
w tamtej części bliźniaka mieszkała podobno jedna osoba. Sąsiadka bliżej nas powiedziała Jerzoru, że to jakaś Indianka (politycznie niepoprawnie, ale tak powiedziała). Wynajęcie takiego domu kosztuje w tej dzielnicy dużo, trudno mi określić, ale nas chyba byłoby nie stać.
Porządny, murowany (przez Franka) dom. Hm. Sąsiadkę bliższą znam z widzenia i przede wszystkim jej pięknego doga niemieckiego. Ale nigdy nie widziałam nikogo z drugiej części bliźniaka.
a która u Ciebie Alicjo godzina? … bo noc widzę … po takiej pobudzce ciężka zasnąć ..
Żabo, dopiero dzisiaj, bo wcześniej nie mogłam – najlepsze życzenia zdrowia, siły do realizacji kolejnych wyzwań i radości z tego i jak najwięcej powodów do radości z tego i z tych, co wokół Ciebie.
Witam wszystkich serdecznie. Nowy jak najbardziej uściski przyjmuję i serdecznie za nie dziękuję.
Wczoraj po powrocie do domu miałam tak „zlasowany mózg”, że poszłam spać.
Żabciu – zapomniałam o Twoich urodzinach – taki wstyd (czerwienię się) – mam nadzieję, że wiesz jak bardzo dobrze Ci życzę
Jamnior poradził sobie doskonale ale byłam tak zmęczona… co przerwę znosiłam i wnosiłam go na drugie piętro :), poza tym młodzież zakochała się w psiaku a ten łaził tylko od nogi do nogi obwąchując torby za jedzeniem… a przeciez 2 nogi kurczaka zeżarł dzwoniec jeden. Pyra go żebrania nauczyła… teraz na dźwięk otwieranej lodówki reaguje. Głaskania dostał niezliczona ilość przez 8 godzin a jak wrócił do domu to poszedł spać i do 10 rano miałam spokój.
Nowy – pieknie o tacie napisałeś ale smutna historia 🙁
Alicjo mam nadzieję, że wszystko dobrze się skończyło. Idę wstawić swój obiad. Dzisiaj to samo co wczoraj bo mi zasmakowalo – zapiekanka: ziemniaki, pomidor, mozarella zapiekane w jajku z mlekiem i ze świeżą bazylią tymiankiem i oregano. Koleżanka zmienila termin przyjścia więc tarta musi poczekać bo mam do niej tylko duży talerz.
Lena – ciasto mi wyszlo przepysznosciowe i młodzież zjadla do ostatniego okruszka. Proste i pyszne
Przepis na ciasto z jabłkami od Ryby (nie wiem czy wcześniej gdzieś nie dała 🙂 )
Składniki:
6 jaj
1,5 szklanki cukru
2 szklanki mąki wrocławskiej / tortowej
1,5 łyżeczki proszku do pieczenia
0,5 cukru waniliowego
jabłka – 8-10 średnich jabłek; najlepsze kwaskowe
1 łyżeczka cynamonu
Sok z połówki cytryny
2 łyżki oleju lub oliwy
Wykonanie
Obierz jabłka. Przekrój na ćwiartki i wydrąż gniazdka nasienne. Jeżeli nie są wielkie zostaw ćwiartki. Jeżeli są większe – podziel każdą ćwiartkę jeszcze na pół. Pokrop sokiem z cytryny. Posyp cynamonem. Wszystko wymieszaj i odstaw.
Wbij 6 jaj do miski. Miksuj mikserem na kogel- mogel dodając cukier (powoli i małymi partiami, tak by zdążył się rozpuścić). Na końcu dodaj 0,5 cukru waniliowego.
Mąkę przesiej przez sito. Dodaj proszek do pieczenia i wymieszaj. Potem po łyżce dodawaj do jajek ciągle miksując. Na końcu dodaj olej / oliwę.
Nagrzej piekarnik do 150 stopni. Blachę do pieczenia (ja biorę tą z piekarnika – kwadratową) wysmaruj olejem i posyp mąką lub bułką tartą. Wylej na nią ciasto. Ułóż na cieście jabłka okrągłą częścią do góry. Posyp całe ciasto dwoma garściami cukru kryształu. Wstaw do piekarnika na 50 – 60 minut. I to wszystko.
Żabo Niestara! Dziedziczko! Ewo!
Zdrowotności! Spokojności i Niepracowitości (bośmy sprzyjający)
od Ewy i okazjonalnego parobka
Rano wygląda tak:
http://aalicja.dyns.cx/news/Pozar1.jpg
Jak mówiłam, co dom murowany, to dom murowany, ewentualnie stare domy z kamienia wapiennego, których tu jest trochę. Wszystkie inne idą z dymem w ciągu paru minut, od piwnicy po dach drewniane, palą się jak papier.
Sąsiadów z pięknym dogiem niemieckim ewakuowano, teraz wszystko ogrodzili policyjną żółtą taśmą i będzie śledztwo. Nikomu się nic nie stało, osoby zamieszkującej nie było.
U Ciebie listopad Alicjo a u nas wiosna – żeby Ci poprawic nastrój pooglądaj sobie zdjęcia z mojego rannego spaceru z Radziem 🙂
https://picasaweb.google.com/102736129913239314727/Wiosna2016PoczatekKwietnia?authuser=0&authkey=Gv1sRgCOTCzJKu5KfawwE&feat=directlink
Jak ulał pasują tutaj trele zamieszczone gdzieć wcześniej
Pyro Młodsza, chyba mnie zdenerwują Twoje zdjęcia ze spaceru, ale niech ta…
U nas piękne słoneczko, ale pono od zachodu idzie zadyma w całym tego słowa znaczeniu. Jerzor powiedział, że mam sie nie martwić brudnym oknem salonowym, bo nikt, dzięki tej zadymie, nie zauważy.
Dobra, dobra, ja i tak będę wiedziała…i znajdę 5 minut, żeby je z zewnątrz wymyć, to żadna filozofia.
Nienawidzę myć okien… bardzo
No i owszem, masz u mnie przechlapane, Pyro Młodsza. Znęcasz się psychicznie nade mną. Ale nic, ja się kiedyś odkuję!
Chłop poleciał do sklepu uzupełnić kolekcję polskich piw (gość jest piwoszem) o Lecha. Jak mógł zapomnieć, przecież Za Rogiem najczęściej jest to piwo właśnie! Póki co mamy Żywca, Leżajsk i Tyskie, całkiem ładne przedstawicielstwo. Wiem, kto jest właścicielem tych browarów, ale przyznać trzeba, że wreszcie to piwo jest, i jest dobre. Pamiętam, jak kiedyś, sto lat temu, chcieliśmy się Żywcem pochwalić przed naszymi tutejszymi i wskazać im zasadniczą różnicę między tymi sikami (zdania przez ponad 30 lat nie zmieniłam), a naszym prawdziwym piwem, pachnącym chmielem itd. Otworzyliśmy butelki, a piwo samo wymaszerowało z butelek – nikt tu tego wtedy nie kupował i było po prostu stare. Teraz polskie piwo znika z półek biegiem, jest kapkę tańsze od innych importowanych i na tym wygrywa.
Dzień dobry,
O proszę, nie było mnie tutaj jeden dzień, a już wszyscy biesiadują i Żaby zdrowie piją!
Żabo – wszystkiego najlepszego urodzinowego, zdrowia i żebyś przekonała się sama, nie tylko z teorii, co znaczy „nic nie robić”. Ściskam! 🙂
Zgago, Alinko, Jolinku – bardzo dziękuję!
Przyjemności weekendowych wszystkim życzę!
Dzisiaj powsadzałam (z pomocą młodego człowieka z łopatą) czerwony kasztanowiec, trzy czerwone pigwowce, zielony agrest, gruszę Klapsa i jakąś węgierkę o imieniu „Zwykła”. Koniec!!! Przy drodze wjazdowej nic już więcej się nie zmieści, najwyżej jakieś cieniolubne krzaczki jako osłona przed zawiewaniem przez śnieg. Kasztanowiec przy drodze, a reszta oczywiście na rencistówce, czyli podwórzu.
dziękuję za kolejną porcję życzeń 🙂
Nowy jutro Cię też uściskamy … 🙂
Pyro Młodsza całkiem dobre zdjęcia robisz … 🙂 .. a ja znalazłam (na życzenie córki) stary przepis na ciasto mojej mamy … to takie niby kruche a mama robiła z niego ciasto z jabłkami, śliwkami, dżemem … no i ciastka przez maszynkę …
Myślę, że nie przewiduję Starożabowego „nicnierobienia”. Stara Żaba nie usiedzi, a nawet jak siedzi, to coś robi.
do poczytania … zakładajmy Komitety …
http://studioopinii.pl/andrzej-gorynski-dupnik-z-kijem/
Pyro Młodsza,
z tym oknem to wystarczy tylko wyjść, zgarnąć z garażu cos takiego na długiej tyczce, zanurzyć w wodzie z płynem do mycia naczyń i maznąć tym(gąbka) szybę. Następnie należy przepłukać gąbkę, wycisnąć i równomiernie, bez mazania osuszyć szybę. Góra 10 minut roboty.
Szyba jest (po wymianie okien parę lat temu) jest podwójna, w środku jakiś gaz, od wewnątrz myję, kiedy mnie napadnie. Rzadko, bo na parapecie tyle kwiatków, a trzeba je zdjąć, żeby nie przeszkadzały itd. Takie mycie to pestka, ale starych okien NIENAWIDZIŁAM myć, bo to były bardzo stare tutejsze okna, przewidziane chyba na to, żeby ich nigdy nie myć.
Ja z zasady Alicjo nie lubię myć okiem i prasować ubrań. Za to lubie mieć je czyste i wyprasowane 🙂 Cóż począć 🙂
Żabciu wpraszam się latem albo wiosną (późną) na jakiś weekend aby obaczyć gospodarstwo z taką ilością zieleni. Mnie się strasznie stajnia podobała na zjeździe z wejściem oplecionym jakąś zieleniną z czerwonym 🙂
A teraz chodzą śledczy z policji i wypytują, czy coś wiemy. Nic nie wiemy. Ale teraz dzięki śledczym(!) wiemy, że tam policja przyjeżdżała niejeden raz.
Moja prywatna teoria, i bynajmniej nie zartuje, jest taka, że tę część domu wynajmowała jakaś mafia narkotykowa, a pożar dlatego, żeby zatrzeć ślady. Raz na jakiś czas pojawiała się tam jakaś kobieta, ale dom sprawiał wrażenie niezamieszkałego. Raz na jakiś czas parkowały tam wypasione fury.
Nie podzieliłam się moimi domysłami z policją, bo przecież to tylko domysły i nie mam nic na ich poparcie.
Idę ten schab nadziać śliwkami i poddać „obróbce cieplnej”.
Pyro Młodsza, piękna wiosna na Twoich zdjęciach.
Jolinku, to może podziel się z nami tym przepisem …
Dzięki Małgosiu. Chyba zacznę poprawiać sprawdziany bo same się nie poprawią a we wtorek wywiadówka…
Małgosiu to zwykłe kruche lub półkruche ciasto …. ale babcine …
za zdrowie nasze i naszych przyjaciół …. 🙂
Za wędrowców na szlaku
Za wędrowców na szlaku !
Za.
Wszystko gotowe, tylko ciekawe, jak goście dotrą, bo droga zablokowana przez ten pożar. Nadal dymi z chałupy i nadal leją wodę od czasu do czasu na to.
O, wreszcie zrobili ruch wahadłowy.
Emocje, emocje…
Pyro Młodsza,
bardzo rzadko prasuję – jestem posiadaczką suszarki bębnowej i co wyjęte z niej zaraz po skończeniu cyklu suszenia, to nie musi być prasowane, chyba że jakies obrusy lniane alboco.
Ja zresztą od lat nastawiłam się na takie szmaty do noszenia, żeby ich nie trzeba było prasować, bo jak się po świecie włóczy, to takie właśnie chce się mieć – wyciągasz z plecaka, otrząchasz i wygląda jak trzeba. Niech żyją dzianiny!
Pyro Młodsza, z przyjemnością obejrzałam Twoje spacerowe zdjecia, bardzo ładne. 🙂
Alicjo mam nadzieję, że wyjdzie Ci wspaniała kolacja i że goście będą zachwyceni i obżarci.
Ja też głównie kupuję takie ciuchy właśnie dlatego że nie nawidze prasowania a suszarki zazdroszczę. Nawet gdybym chciała to nie mam jej gdzie wstawić 🙂 Niestety niektóre ciuchy jednak musze prasować i robię to dopiero gdy uzbiera się sterta.
Alina bardzo dziękuje za miłe slowo.
A teraz idę oglądać mecz w ręczną Polaków i trzymam za nich kciuki
Trzymanie pomaga. Wygrywamy.
U mnie nie jest jeszcze tak wiosennie jak w Poznaniu. Zaciekawiło mnie drzewo z kwiatami – zwisającymi kłaczkami na 12. zdjęciu Pyry Młodszej. Nie znam tego drzewa.
A capello – dziękuję za ciekawe przepisy z kaszomanii.pl. Kilka na pewno wykorzystam.
Małgosiu,
czy Żaba przesłała Ci zdjęcie Miśka do opublikowania ? Wspominała o tym wczoraj późnym wieczorem.
Wygraliśmy 🙂 Jedziemy do Rio
Tak, Krystyno, postaram się niedługo je wrzucić.
Misiek i Dziecko zdjęcia od Żaby
https://goo.gl/photos/K1FyiFzuXnGtbAdv9
Obiado wyszło – cały czas mamy asystę policji i straży pożarnej, tak że dodatkowa atrakcja.
Ło matko jedyna,
pomijając urodę Dziecka, niewątpliwą, zakochałam się w Miśku!
Ciekawa jestem, jak by Mrusia zareagowała…
Misiek wygląda na psa o stoickiej osobowości 🙂
Ale świetny pies. Nie chcę wiedzieć ile dziennie jada. Ale przytulas na pierwsze oko.
Alicjo a ja sie zastanawiam co Radek by zrobił… ostatnio chce sie rzucać na duże psy. Zero instynktu zachowawczego… i to mnie martwi
On jest bardzo stoicki. Gdy stanie człowiekowi na stopie, to człowiek wie, że miał stopę.
Prawie jak Mruśka.
Goście poszli sobie. Znalazłyśmy z gościówą wspólny temat, poza robieniem na drutach. PODRÓŻE, małe i duże.
Oddaję wszystkio za takie.
Cały czas śni mi się Madagaskar.
Jak ostatni raz parobczyłem u Dziedziczki, to Misiek ładował mi się na kolana bez pardonu, ale był ciutkę mniejszy. Nagminnie kradł mi papucie i skarpetki! Potem je szukałem, jak jajek na Wielkanoc.
Jolinku! Tutaj mamy taki młyn, że dopiero teraz (na Ewiną interwencję) doczytałem się Twoich życzeń dla Ewy. Prześlicznie Ona dziękuje, ale bestia sama nie napisze! Muszę ja, znając jednak adresatkę robię to z przyjemnością!
Dalej eksplorujemy Virginę. Wczoraj Jamestown a dzisiaj Yorktown. Jesteśmy w miejscu powstawania angielskich kolonii a potem Stanów Zjednoczonych. Tu, od biznesu i wojen zaczynała się historia wielkości USA. Niestety też historia niewolnictwa i rzezi Indian…
Jutro Baltimore i do domu! Home sweet home!
Wszystkiego najlepszego dla Żaby!
Pies wielkości amerykańskiej lodówki 🙂
dzień dobry …
Nowy najlepszego wszystkiego i zdrowia do tego … 🙂
cichal ta wycieczka to prezent urodzinowy dla Ewy? … 🙂
chmurności nad Warszawą …
Piękny pies, wzruszające scenki z malutkim dzieckiem, widać że są w dobrej komitywie. Chciałoby się przytulić takiego futrzaka. Ale wyobrażam sobie, jak taki kudłacz zmoknie i wpadnie do mieszkania, po czym otrzepie się z wdziękiem… Czesanie takiego futerka to też niezłe wyzwanie, chyba dwa razy tyle co moich. Ciekawe czy lubi, bo o ile Gucio przepada i chętnie się poddaje takiej pielęgnacji, to Fredka, której sierść bardzo potrzebowała szczotkowania, gryzła szczotkę nie bacząc, że na drugim jej końcu jest moja ręka 🙂
Nowy, serdeczności urodzinowe, niech Ci się szczęści!
Rzeczywiście szaro i mokro, za to zieleń coraz zieleńsza 🙂
Jeszcze zapomniałam wspomnieć o Radziu na sympatycznych zdjęciach Pyry Młodszej. Radzio to myśliciel, jak przystało na jamniora, cudny!
Nowy, zdrowia i pomyślności, niech Ci sie wiedzie jak najlepiej. 🙂
Misiek jest nadzwyczajny a na zdjęciach jest chyba dwójka wnucząt Żaby.
Alino, na zdjęciach jest to samo dziecko, jak Żaba określiła – pożyczone, Milenka. Zdjęcia były robione w różnym czasie.
Nowy, dużo zdrowia, pomyślności, pogody ducha i spełnienia marzeń.
Nowy,
Spełnienia marzeń, dużo radości no i zdrówka!
Nowy wszystkiego najdłuższego, najlepszego z dużą dozą uśmiechu i radości
Spóźnione, ale bardzo serdeczne życzenia dla Żaby-oby wszystkie posadzone drzewa rosły pięknie i dorodnie, oby wszelkie drzwi i zawiasy trzymały się na medal i oby Misiek strzegł dzielnie swojej Pani i domostwa 🙂 Żabo zdrowia!
Swoją drogą Misiek nie mógłby chyba nazywać się inaczej, bo jest cudownie miśkowaty.
Nowy-a dla Ciebie życzenia jak najczęstszych podróży do Kraju i do ukochanej Afryki też! Ściskam Cię mocno i mam nadzieję zrobić to osobiście, a nie tylko wirtualnie na X Zjeździe 🙂
Z przyjemnością obejrzałam wiosnę w Poznaniu, Pyra Młodsza robi bardzo ładne zdjęcia. Niestety nie mogę obejrzeć alicjowych zdjęć z Madagaskaru 🙁
Danuśko ze względu na moje dzisiejsze lenistwo kuchenne nie chce mi sie robić tarty dla samej siebie więc postanowiłam na obiad zgrzać kiełbasę polską i zjeść ją z chrzanem i z chlebem. Żołądek dostanie swoją porcję a ja spędzę w kuchni dzisiaj 5 minut 🙂 Jutro jednak będę miała gościa i coś upichcę. Dzieki za miłe slowo o fotach.
Alicjo zazdroszczę Ci tego Madagaskaru ogromnie.
Patrząc na Miska myslę że jest tak miskowaty że raczej nie zeżre mojego Radzia gdy sie spotkają, Nadal tylko nie wiem co zrobi Radek…
Nowy! Zdrowy rośnij w dobrym zdrowiu!
Misiek nie, ale Gawra…
Nowy, ściskam życzeniowo 🙂
Nowy – spełnienia wszystkich marzeń. 100 lat!!!
Pyro Młodsza – fotki i Radzio cudne. Prawdziwie wiosenne.
Misiek – bardzo miśkowaty. Aż ma się ochotę pomiętolić.
Wszystkiego dobrego Nowemu!
Malgosiu, dziekuje za wyjasnienie. 🙂
Policja nadal pilnuje domu. A mówiłam, że to podejrzane…
Wczorajsi goście przysłali e-mail, cytuję:
„Thanks for the great visit. The extra cold vodka was excellent”
Okazuje się, że pomysł Jerzora, żeby na przystawkę zestaw polskich kiełbas i do tego zmrożona wódka był dobry 😉
Od jutra Jerzor się odchudza. Jego plan – jednego dnia się obżera po dziurki w nosie, drugiego nie je nic i tak na zmianę. Zaznaczam, że ja mu bynajmniej nie podsuwam takich myśli, że musi się odchudzać. Podobno ja też powinnam się odchudzać. Jeszcze czego 🙄
-7c na dzień dobry.
Danuśko,
pewnie trafiłaś na moment, kiedy Jerz wyłączył serwer (to względem zdjęć).
Dziękuję bardzo za wszystkie życzenia i za pamięć!!!! 🙂
Ciągle sucho, mimo sporego zachmurzenia. Mam trzy prognozy, każda mówi co innego 🙁
Z prognozami tak zawsze Ewo. Osobiście najbardziej zawierzam numerycznej prognozie pogody http://www.meteo.pl. Generalnie sie sprawdza. Polecił mi ją mąż Leny – matros.
U nas Żabciu od rana popadało dlatego odwołaliśmy z bratem wyprawę do Pyry. Wczoraj pan miał postawić nowy pomnik. Zobaczymy co z tego wyszło – pojadę w tygodniu.
Tymczasem robię wszystko żeby nie poprawiać sprawdzianów a czas goni… Oj głupia jestem
Żabo deszcz nadejdzie w nocy …
Nowy jaki prezent sobie zafundowałeś na urodziny? ….
Alicjo to mieszkasz w jakieś przestępczej okolicy … ciągle policja ….
Basiu bardzo pomocna ta strona o kaszy …
a mnie głowa boli od tych chmur …
Jolinku, jeszcze nic sobie nie zafundowałem, ale za około dwie godziny jadę do niujorka, więc z pewnoscią wstąpię na jakiś lepszy obiad.
Pyro Młodsza – z pewnością znasz to co ja stosuję od zawsze – co masz zrobić dzisiaj, zrób pojutrze, będziesz miał dwa dni wolne. Spróbuj. 🙂
Jolinku,
na to wygląda (przestępcza okolica), chociaż nie wygląda na pierwszy rzut oka. W takiej dzielnicy podobno łatwo ukryć lewy biznes.
Tak czy owak, ja się nie przeprowadzam, a nuż z widelcem coś ciekawego znowu się zdarzy? 😉
O licho…a nie należało dzisiaj zaglądać na strony gazet polskich.
Już w Baltimore. Jutro koło popołudnia w domu! Nowy! Jakbyś się zaświętował do jutra w NYC, to wracaj przez nas. Uściskamy osobiście a teraz wirtualnie. 100 lat! Abo więcej, jak Ci się spodoba!
Salso! A propos dużego zwierzęcia. Jak pomagałem Żabie (a Ona mnie) mieszkałem w tzw kancelaryi. 3.5m x 3.5m. Misiek po deszczu wpadał do mnie po pantofla i otrząsał się jak trza.
Wszystko było pozmywane a ja po prysznicu!
Nowy,
spełnij sobie sowicie!
Zdrowia i szczęścia ponad miarę życzę!
Jolinku – w ramach prezentu słucham sobie. Mam doskonałe słuchawki, które bardzo pomagają w odbiorze. Teraz dopiero słyszę każdy dźwięk.
A słucham co lubię, np Carmen z „Carmen”. Nie tylko słucham, ale i patrzę…. 🙂
Cichal, właśnie o Was myślałem.
Dziękuję za życzenia, niestety muszę wracać dzisiaj, jutro do fabryki.
Ale myślałem o Was słuchając tej pięknej Brazylijki i przypomniało mi się jak na jednym z minizjazdów prowadziłeś poloneza z Brazylijką właśnie. Nigdy nie zapomnę tej sceny 🙂
http://www.bing.com/videos/search?q=carmen+monarcha+habanera+youtube&&view=detail&mid=EE3B2D70D0D95B15DCF3EE3B2D70D0D95B15DCF3&rvsmid=EE3B2D70D0D95B15DCF3EE3B2D70D0D95B15DCF3&fsscr=0&FORM=VDMCNL
Pepegor – dziękuję!
Alicjo-co do zestawu polskich wędlin i mrożonej wódki, to sprawdza się znakomicie w różnych warunkach. Od kiedy Osobisty Wędkarz łowi swoje ryby w Senegalu, to obowiązkowo przywozi na wieczór powitalny kabanosy, suchą krakowską i rzeczone procenty 😉 Francuskie towarzystwo, które co roku spotyka się na tych rybach uznało,
że skoro jest wśród nich tak bardzo spolonizowany Francuz, to ten zestaw jest absolutnie niezbędny, musi być przywieziony bez dwóch zdań i bez żadnej dyskusji 🙂
Madagaskar udało mi się obejrzeć i dziękuję Alicji za ten reportaż. Po raz kolejny dochodzę do wniosku, że po Afryce, czy też jej obrzeżach, podróżuje się z jednej strony pięknie, ale też ciężko, psychicznie niezwykle ciężko…
A jeśli ktoś chciałby wrócić do starej, kochanej Europy, to po pierwsze sprawozdaję, że na nadbużańskich łąkach Gaston stawia się z regularnością mazowieckiego zegarka
na five o’clock 😉 Czeka cierpliwie na swój podwieczorek, a my póki co herbaty mu jeszcze nie parzymy, ale zawsze jakieś drobne kosteczki czekają.
A po drugie: zające kicają, a sąsiedzi wertykulują trawniki. Ja tymczasem nauczyłam się, że istnieje taka czynność i taki czasownik. Czaple i bociany się nie przejmują żadną aeracją, czy też wertykulacją, tylko przeszukują starannie podmokłe łąki, bo może coś ciekawego się jednak trafi. Lubię ten czas na nadbużańskich łąkach, przede wszystkim dlatego, że z dnia na dzień widać, jak wszystko budzi się do życia, a ludzi jest tylko trochę, zatem w niczym przyrodzie nie przeszkadzają.
Za zdrowie wędrowca na szlaku!
Nowy, Twoje dzisiaj na pierwszym miejscu 🙂
Za świętujących i obchodzących!
A także za tych, którzy tak niedawno odeszli, a wciąż są i będą z nami….
zdrowia … zdrowia … i za muzykę … 🙂
Żabo, dziękuję.
Wypiję z Wami i zaraz muszę jechać. Mam czerwone wino Essential 🙂 z Kalifornii.
Obejrzałem zdjęcia Młodszej – bardzo ładne!
I Madagaskar – też bardzo fajny.
Ja nic ostatnio nie wrzucam, bo picasa „ulepszona” została. Straciłem wszystkie zdjęcia, które miałem na web. Po prostu szkoda gadać!
Jadę, jeszcze raz dziękuję za wszystkie życzenia.
Do później 🙂
Miłego wieczoru Nowy i Twoje zdrowie.
Oczywiście „zdrófko” wędrowców na szlaku obowiązkowo 🙂
Nowy, najlepsze urodzinowe, jak najdłużej w zdrowiu 🙂
Twoje zdrowie
… i wędrowców na szlaku 😀
Danuśko,
nasza trasa madagaskarska była bardzo krótka, jak na moje apetyty 🙁 Antananarivo-Toamasina i z powrotem.
Inaczej się nie dało – i jak pisałam, nie da się wypożyczyć samochodu bez kierowcy. I bardzo dobrze, kierowca jest też przewodnikiem i wie, gdzie zawieźć. Nie da się inaczej podróżować po tym kraju – Nowy sugerował, że niebezpiecznie, ale ja tak nie myślę. Nic na to nie wskazywało, a kierowca okazał się rozmowny bardzo i z ochotą nam opowiadał o swoim kraju. Nawet jak podzielić jego opowiastki przez współczynnik, powiedzmy 5, to i tak zgadzało się to z tym, co wcześniej wyczytałam o Madagaskarze.
Droga jest jedna, sfotografowałam tę, którą jechaliśmy – druga część jest na południe, do Toliary, i ponoć wielka jej część nie jest pokryta asfaltem czy czymkolwiek.
Miałam takie apetyty na tę podróż, ale jak zwykle, rzeczywistość skorygowała je. Zawsze podróżowaliśmy sami, wypożyczaliśmy samochód i w drogę (np. Ameryka Południowa, Afryka Pd. dzięki koleżance ze szkolnej ławy), a tu się nie dało.
Nowy,
te zdjęcia gdzieś tam są, Jerzor powiada. Ja też prawie zdębiałam, ale zawsze mam zdjęcia na naszym serwerze, dodatkowo zapisane na dyskach osobnych.
Nowy,
Te zdjęcie masz na myśli? Mnie się otwierają:
http://picasaweb.google.com/takrzy
Alicjo,
Jerzor ma rację:
http://picasaweb.google.com/115054190595906771868
Przy okazji znalazłam zdjęcie Pyry: https://picasaweb.google.com/takrzy/Pyra#5679169429730424018
Ha, Ewo i znowu się okazało, że ten niezbadany i niepoznany do końca (przynajmniej przeze mnie) internet wie o nas więcej niż my sami.
W ramach naszych frankofilskich obowiązków 😉 oraz z powodu deszczowo-kinowej pogody wybraliśmy się dzisiaj na http://www.kinoluna.pl/filmy/niesamowita-marguerite
Osobisty Wędkarz niestety cierpiał i godnie męczył się w milczeniu, bo to nie był film akcji ani żaden zgrabnie skrojony thirlller tudzież kryminał. Mimo iż zapowiadany, jako komedia, komedią jednak nie był. Był opowieścią małżeńsko-psychologiczno-operową z cyklu tych, co to kobiety to oglądają chętnie, a panowie podsumowują”ok, byłem z Tobą w kinie, a teraz mam to z głowy na najbliższe trzy miesiące 😉
Kochane Koleżanki, wybierzcie się na ten film obowiązkowo, ale niekoniecznie w męskim towarzystwie, chociaż są oczywiście panowie, którzy też lubią i doceniają takie klimaty. Cathrine Frot w porównaniu z naszą Krystyna Jandą w „Boskiej” dużo cieplejsza i zagrana w zdecydowanie innej konwencji.
Za zdrowie Nowego i wędrowca na szlaku!
Drogi Panie Ludwiku,
jak Pana lubię, „eskapingzm” bardzo mi nie bardzo się podoba. Naprawdę nie ma polskich określeń?
Nowy – wiele radości i zdrowia!
https://www.youtube.com/watch?v=hpdvAL5Tn_I
https://www.youtube.com/watch?v=u60_xIkodHY
p.s. Nie da się czegoś lepszego wymyślić pod czereśnią na cześć Przyjaciela?
Pyrcia, nasza Pani Generał. Spirytusem by trzeba.
Nowy,
najlepsze życzenia urodzinowe ! Niech spełnią się wszystkie Twoje plany.
Ładne to zdjęcie Pyry. Taka właśnie była.
To cała Pyra, Krystyno. Matko, ile ona miała do mnie cierpliwości!
Wszystkiego najlepszego dla Nowego!
Próbowałem wkleić muzykę dla Nowego z Youtube ale coś się zmieniło na blogu i nijak nie mogę 🙁
https://www.youtube.com/watch?v=Qc7UzQB8gtI&nohtml5
Miała być muzyka z filmu Duma i Uprzedzenie i nie weszła. Pewnie trzeba sobie wyszukac samemu 🙁
Pride and prejudice – Full soundtrack
Zezarło mi co napisałam, jutro powtórzę, bo już mam dość 🙁
A mi szesc lat temu, tez zzarlo tutaj wpis …ale dopiero po dwoch godzinach 🙄
A napisalem tylko:
lataj lotem, martw sie potem
🙄
No dobrze, tez bebe szczery.
Dawno mnie tu nie bylo i przyznam sie bez bicia, ze sie stesknilem za tym miejscem.
Zauwazylem to juz po raz ktorys z kolei, ze jak jestem dluzej niz cztery (cyfrowo 4) tygodnie poza moim ukochanym Berlinim, to zaczynam tesknic za tym wszystkim co wprawia mnie w dobry nastoj, w logiczne spojzenie na przyszlosc.
A ta tensknota, az scisla w zoladku. Bo nie ma na planecie tak dobrego chleba powszedniego na sniadanie jaki jest tutaj. Bulki tez od wyboru do kruchosci.
Dobrze byc w domu 🙄 w Berlinie
I oczywiscie zycze wszystkim tym co mnie czytaja 🙄 tego samego, by czuli sie u siebie jak w domu
W domu czujemy się jak u siebie! Dla odmiany… 🙂
Dostałem takie oto zawiadomienie:
https://mail.aol.com/webmail-std/en-us/suite
Jest bardzo wiele rzeczy ktore mozna cenic na kanarach. I wyliczanie ich nie ma najmnieszego sensu. Klepne jedynie, ze oprucz wspaniale mocnych wiatrow i cieplego oceanu smakuja mi jeszcze najwspanialej, nie wino, nie sery, nie peta negry, lecz tamtejsze ziemniaki. Kartofelki maja najsmaczniejsze 🙂 tak samo jak tutejszy browar becks nie ma sobie rownych na planecie.
Ach, co to za chmiel, ten tylko to wie, kto moze go w ustach czuc
gul gul 🙄
E tam. Nie ma to jak żywiec 😉 Oraz wszelkie inne THB, czyli Piwo Trzech Koni, najlepsze madagaskarskie według opinii miejscowych.
I naprawdę dobre było!
Szaraku,
wspaniałe wiatry są na Islandii (polecam, bo w miarę blisko od kontynentu europejskiego), a poza tym na Wyspie Wielkanocnej.
Tu i tam może głowę urwać 😉
Piwo też się znajdzie w każdej knajpie i najbliższym sklepie.
Wszystkim stołowiczom życzę miłego dnia. Zaraz udaję się z Radziem na spacer a potem do pracy. Fajne zdjęcia Mamy 🙂 i to w dwóch odsłonach. – u Alicji z 2008 w pokoju jeszcze przed remontem a u Ewy – po remoncie 🙂 Dlaczego zawsze ta jedna żarówka się przepala… złośliwość jakaś.
Haneczko do Ciebie nie trzeba mieć cierpliwości.
Żabciu nie zauważyłam wczoraj tel – byłam z jamniorem na dworze a gdy zauważyłam było juz zbyt późno.
Dopiero wstałam… Stołownikom powinno być. Mam pewnie patrzy na mnie z chmurki z politowaniem ..:(
Wiosna coraz bardziej rozkwiecona, a poczta polska coraz bardziej rozmodlona.
Dzisiaj w okienku można było nabyć oprócz znaczków pocztowych następujące modlitewniki: do Ducha Świętego, do Świętego Franciszka oraz do Świętego Andrzeja Boboli.Cóż, nie nabyłam żadnego, skupiłam się na znaczkach, a warto było się skupić, bo ich cena wzrosła z 1,75 do 2,00 złotych za sztukę na list zwykły. Co do pozostałych obserwacji pocztowych, to odnotowałam zniknięcie trzech skrzynek ze znanych mi pobliskich ulic. Zjawisko jest ogólnopolskie:
https://sadeczanin.info/wiadomo%C5%9Bci/wysy%C5%82amy-coraz-mniej-list%C3%B3w-z-ulic-miast-znikaj%C4%85-skrzynki-pocztowe
Ludzie listy piszą, śpiewali Skaldowie. O Duchu Święty, przecież to było w 1969 roku!
O, koło mnie skrzynka jeszcze jest, a kolejki na poczcie też.
Dzień dobry.
U mnie nadal listopad i ani-ani się w przyrodzie nic nie rusza. Wyciągnęłam koszyczek z nasionami, dla zachęty. Co prawda poza nasturcje w skrzynce i doniczkach chyba się nie wychylę…być może jakiś pomidor w donicy. I ogórek dla towarzystwa.
Moja skrzynka pocztowa to koszyczek w garażu – w ściance jest otwór do wrzucania listów. Poza tym w mieście jest jeden budynek, w którym mieści się poczta główna. Małe placówki pocztowe rozmieszczone są w sieci drogeryjnej. Kolejki są, a jakże, bez tego nie ma poczty!
Przypomniałam sobie, że lat temu 34 znaczek pocztowy na list zwykły do Polski (i Europy w ogóle) kosztował 0.44$, lokalne chyba o połowę mniej.
Ile kosztuje dzisiaj nie wiem, bo wszelką korespondencję odbywam elektronicznie, czasem tylko nadaję jakąś większą przesyłkę. I już nawet kapelusza nie trzeba zdejmować przed pocztą 🙂
No a co z zawodem listonosza?!
Alicjo-wszystko wskazuje na to, że ma się dobrze, bo szukają kandydatów do pracy:
http://skk.erecruiter.pl//Offer.aspx?oid=2345346&cfg=993ad47d358f45b1b84493910533445b
Podoba mi się wymaganie „kształtowanie pozytywnego wizerunku Poczty Polskiej S.A.”
Bardzo słuszne 🙂 Listonosz, który już od wielu lat obsługuje naszą firmę kształtuje ten wizerunek znakomicie, to sympatyczny i odpowiedzialny człowiek. Opowiadał nam już nie jeden raz, że pracuje często po 10 godzin dziennie, ale daje radę, bo lubi swoją robotę.
U nas jest listonosz zmotoryzowany, pieszy tylko w centrum. Tu są odległości! Nasi listonosze zmotoryzowani mają specjalne autka firmowe, jak nie zapomnę, to zrobię kiedyś zdjęcie.
Z dawnych czasów pamiętam Pana Gienia, który obsługiwał kilka wsi – jeździł na rowerze, a jak był trzeźwiejszy, to na komarku. Był bardzo akuratny i nigdy niczego nie zgubił – nie tylko roznosił listy, ale też przyjmował te, które się wysyłało, za nie opłaty na znaczki za 60 gr, o ile dobrze pamiętam…To było sporo roboty wtedy i odpowiedzialność za te wszystkie drobne. Roznosił także zaprenumerowane gazety – do tej pory pamiętam zapach otwieranej torby przez Pana Gienia i zapach świeżego druku gazet.
Właśnie rzuciło mi się w oczy, że 21-go Santana przybywa do nas!
Alicjo-kupuj bilety czym prędzej, ta jego gitara jest fantastyczna!
https://www.youtube.com/watch?v=TCAeDIF2svc
Wydaje mi się, że u nas zdecydowana większość listonoszy jest zmotoryzowana lub wyposażona w rower.
Z usług poczty korzystam niezwykle rzadko, ostatnio wysyłając rozliczenie podatkowe. Wprawdzie rok temu obiecałam sobie robić to elektronicznie, ale postanowiłam jeszcze raz sprawdzić, jak pracuje nasza poczta z nadzieją, że się polepszyło. To postanowienie było skutkiem oczekiwania, aż pracownica punktu pocztowego wprowadzi do komputera 5 przelewów klientki stojącej przede mną. Trwało to okropnie długo. Tym razem pracownica szukała 2 przesyłek dla klientki. Trwało to chyba z 10 minut, a kolejkowiczów przybywało. Mnie zaś ubywało cierpliwości.Zastanawiałam się, jak to jest być klientem Banku Pocztowego i być obsługiwanym w tym samym okienku. A jednak są chyba tacy desperaci.
Danuśka,
a myslisz, że co robię? Kupuję bilet! Z trudnościami wszakże, bo okazuje się, że nie mogę wprowadzić numeru karty kredytowej, pierwszy raz się z czymś takim spotykam, przecież zawsze tak załatwiam sprawy…hm.
„Mój” listonosz jest pieszy i zwykle bardzo się spieszy, jak ma polecony trzeba szybko mu otwierać, bo ucieknie i zostawi awizo, a na poczcie kolejka … Kłopot w tym, że bywa o różnych porach i teraz na każdy dzwonek trzeba biec do drzwi 🙁 (chyba, że już był).
U nas najpóźniej do południa, chyba, że pora wakacyjna i wtedy następuje rozregulowanie, bo zastępstwo i tak dalej.
Po wszelkie przesyłki wymagające podpisu i tak trzeba udać się na pocztę „po godz.17-tej”.
Jerzor pojechał do fabryki na rowerze. Nawet nie współczuję, bo jak ktoś chce się umartwiać, to jego sprawa. Bo rano nie padało 🙄
Pada juz prawie pół dnia i jest paskudnie!
Ciekawe, że Poczta Polska zatrudnia listonoszy. Jeszcze niedawno zachęcano ich do odejścia z pracy. Mąż koleżanki mojej siostry zrezygnował z posady, bo kierownictwo straszyło pracowników, że jeżeli nie zdecydują się na odejście z pracy w tym momencie, to za miesiąc, dwa miesiące i tak będą zwolnieni, ale nie dostaną odprawy. Chłopak zrezygnował i wyjechał z rodziną do Anglii. Może teraz zatrudniają nowych pracowników na gorszych warunkach. Nasz pan listonosz, który przynosi nam pocztę w pracy, opowiadał, że zmuszani są do sprzedaży kartek okolicznościowych itp. Mają nawet jakieś limity, które muszą wyrobić. Poczta Główna w Bydgoszczy jest w remoncie i panie z okienek listowych i paczkowych zajmują się teraz wszystkim, również przelewami, wypłatami. Kolejki są bardzo długie, tym bardziej, że nie wszystkie stanowiska są czynne. Ostatnio miałam trochę czasu, więc stałam spokojnie, ale ludzie strasznie się irytowali (7 okienek i tylko 3 czynne – „Poczta Główna”, ok.14:00). 🙂
Na mojej poczcie nie ma kolejek. Gdy przy okienku jest jedna osoba i wchodzi drugi klient z zaplecza pojawia się druga pani i z uśmiechem obsługuje. Natomiast pan listonosz jest zmotoryzowany /jezdzi od wsi do wsi/ w przypadku naszej nieobecności telefonuje i pyta u kogo może zostawić przesyłkę. Ja mieszkam w zupełnie innym świecie niż do tej pory. Właśnie minęły dwa lata.
Ha! Coś jest na rzeczy i miałam rację względem pożaru, w wiadomościach tv podano, że podpalenie, znaleziono ślady amfetaminy, natomiast przestraszonego podpalacza znaleziono w centrum miasta, skulonego na tylnym siedzeniu jakiegoś samochodu (tak podała tv). W tv wystąpiła ze łzami w oczach sąsiadka, rzekomo z tej nadpalonej części chałupy, nigdy na oczy kobiety nie widziałam. Ale nie ja przeprowadzam śledztwo. Mnie się rzuciło w oczy to, że pożar rozbuchał się na piętrze domu, tak jakby w jednej z sypialni, znając układ tutejszych domów. Tam nie ma nic, co by się zapaliło samo z siebie.
Po wiadomościach tv zadzwoniła Lisa, przerażona i upewniajaca się, czy nam się nic nie stało.
A na dworze coraz paskudniejszy listopad…mgła taka, że ledwo widać drugą stronę szosy.
Troszkę inaczej, niż tu przeczytaliśmy i w pozaPOLITYKOWYM miejscu – Jerzy Baczyński wspomina zmarłego Piotra Adamczewskiego.
Za oknem bardzo wiosennie, choć i szaro (weekendowe pochmurności wciąż nie odpuszczają) — Śniadanie z marzeniami o perfekcyjnej majówce… 🙂
(Żeby wyszła dobrze – trzeba pomyśleć porządnie, naprzód, jeszcze raz i z wariantami… a potem to już można nawet improwizować 😎 )
Poczta czynna, bez kolejki…
W erze wysyłania prawie wszystkich komunikatów prywatnych i urzędovych via internet – listonosz przyszłości mógłby wyglądać tak! 😉
Jolinku, Krystyno, 🙂 🙂
dzień dobry …
nasza nowa poczta jest dla mnie miła … zawsze mam szczęście i nie ma kolejek … a listonosz to przypadkowa osoba bo prawdziwych listonoszy już prawie nie ma ..
u nas podobna pogoda jak w Krakowie ..
A cappello-właśnie ten tekst Jerzy Baczyński odczytał podczas pożegnania Piotra w sali pogrzebowej na warszawskich Powązkach.
A gdzie odbywał się ów kolorowy festyn z tańcami ?
Danuśko, to było w miasteczku Rožnov pod Radhoštěm – na Morawach północno-wschodnich, klimaty… wołoskie.
— Od nas (Młp czy Śląsk) o miałozamachnięty rzut beretem… 🙂
Apropos „kolorowych jarmarków” – we wrześniu 2013, bazując na słowackim Liptowie, gdy pogoda nie pozwalała wyjść w góry, pojechaliśmy do Bańskiej Bystrzycy i „nadzialiśmy się” tam na sławny Radvansky jarmok. Aura zupełnie nie zmąciła uroku imprezy (naszym zdaniem), zwłaszcza, że się wypogodziło po beznadziejnym poranku: https://picasaweb.google.com/100017103147766566592/BanskaBystrzycaLajstrochLiptowskiMikulasz?noredirect=1#slideshow/5924582493738427826
Dzień dobry – i bardzo piękny na oko.
Danuśka,
nadal nie wiem, co z tym Santaną 🙁
Już dawno zlikwidowano „okienko”, kasę biletową, gdzie można było nabyć bilety na jakąś imprezę – ponoć po to, żeby koniki nie wykupowały biletów. Można je nabyć tylko i wyłącznie „online”.
No i co, dobijam się od wczoraj – i nic, nasz znajomy też, już od dawna próbuje i tak samo jak ja nie może kupić. Nie ma też żadnej informacji na ten temat. Znajomy powiedział, że „zbada sprawę” i da mi znać, o co chodzi.
U nas na chwilę się przejaśniło, ale niestety znów szaro, dość ciepło +15.
W szybkowarze bulgocze gulasz wieprzowy, kasza gryczana powoli dochodzi, muszę jeszcze surówkę zrobić.
Jerzor dzisiaj je, zapowiedział. Toż obiad mam jeszcze z soboty – mięso. Mam nie gotować ziemniaków, bo to „niepotrzebne wypełniacze” (ciekawam, kogo cytuje! Zawsze to mówiłam), tylko zrobić sałatę do tego mięsa.
Poza tym dziwi się, że nie jest głodny po dniu postu. Hm. Ja jak nie jestem głodna, to po prostu nie jem 🙄
Wydawać by się mogło, że po dniu niejedzenia apetyt rośnie. A jest zupełnie inaczej. Wystarczy niewiele, aby poczuć się sytym. Tak więc metoda Jerzora ma sens. Ja próbowałam czasami nie jeść przez jeden dzień w tygodniu. Zamierzam do tego wrócić, jak będzie cieplej. Nieprzyjemne jest uczucie zimna, a najbardziej dłoni i stóp, na które nie pomagają ciepłe napoje. Ale sposób na ograniczenie apetytu jest dobry.
do redakcji …
czy możecie tekst Jerzego Baczyńskiego odczytany podczas pożegnania Piotra zrobić jako nowy wpis …. ?????
Krystyno,
Jerzor zaczął się zastanawiać nad tym, dlaczego je, kiedy wcale nie jest głodny. W jego przypadku to jest właśnie to – dlaczego się napychasz do wypęku, a potem jeszcze jakieś kromuchy, bo to prawie nic, ot – kromka czy cztery 🙄
http://wiadomosci.onet.pl/kraj/magda-gessler-chow-klatkowy-jest-jak-szybka-hodowla-ludzi/yq291r
Nie jest to odkrycie.
Mój listonosz zajechał!
http://aalicja.dyns.cx/news/IMG_8840.JPG
O masz….znowu coś tu Jerz poprzestawiał 🙄
Poczta tutaj? Ujdzie. Mój adres 19 S.Broadway czasem ktoś napisze 195 Broadway i dochodzi! (S = South)
U Pyry był marny. Pomyłkowo napisałem na przesyłce m.4 a miało być m.14 (albo na odwrót)
w tej samej klatce schodowej i po dwóch miesiącach wróciło! Żal mi było Ewy, która zrobiła dwie, niezmiernie specjalne, moherowe czapeczki. Szkoda, bo nie mogła się cieszyć radością Pyry, której na pewno czapeczki przypadłyby do gustu.
Cichalu,
listonosze (muszą mieć kalosze!) znają stałych mieszkańców. Musiały być jakieś zastępstwa, bo przecież Pyra mieszkała tam od lat.
——————————-
Muzyka: Adam Markiewicz
Słowa: Jan Gwóźdź
Ciepło w domu, robić nie chcesz nic.
Pada deszcz, gęsty deszcz.
Czekasz sobie na dość pilny list,
а tu ulewa, а tu deszcz!
Listonosze muszą mieć kalosze,
listonosze muszą mieć kalosze.
Во listonosz со dzień w obchód musi iść,
by ci do domu od najdroższej przynieść list.
Listonosze muszą mieć kalosze,
listonosze muszą mieć kalosze.
Przez złe drogi i przez błoto każdy gna,
а mokną nogi, gdy kto kiepskie buty ma.
Apsik ! Chlupie w butach woda, już mamy katar,
zdrowia trochę szkoda, grypa łapie nas.
Listonosze muszą mieć kalosze.
listonosze muszą mieć kalosze,
bo kalosze cenne, kiedy pada deszcz.
Więc listonosze je koniecznie muszą mieć!
Kotek mruczy, а ty nucisz coś.
Pada deszcz, gęsty deszcz.
Tysiąc złotych miał ci przysłać ktoś,
а tu ulewa, а tu deszcz!
(ja pamiętam muzykę do tego tekstu, ale nie pamiętam, kto to śpiewał)
za zdrowie nasze …
do poczytania …..
http://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/spoleczenstwo/1657234,1,milosc-rodzicielska-za-500.read
A, ja nie wiem, jak załapać się na Obamę.
Tak, na Baracka Obamę, co tu „na dniach” ma odwiedzić nasze targi. Z tego co wyczytałem i wystudiowałem dotychczas w gazecie, nie będzie nawet na terenie targowym, bo przestrzeń o najwyższym stopniu bezpieczeństwa leży zdecydowanie „poza”. To w pierwszym rzędzie teren wokół naszej głównej hali miejskiej, gdzie odbędzie się oficjalne otwarcie. Otwarcie z „cesarzową” Merkel oczywiście, a dziś ogłosili do tego teren ogrodu francuskiego za zamknięty, gdy zjawi się Obama. Jasne, będzie pewno i nasz prezydent, więc ładne kulisy będą na miejscu. A potem, teren samego noclegu. Tak z ręki, nie wiem nawet gdzie to jest. Gdzieś jest na pólnoc od nas, w jakimś hoteliku nad jeziorkiem, nad stawem chyba, bo inne znam, tak przynajmniej ze zdjęć wynika. Przyznaję, jak na tem blog powinnienem się wstydzić faktu, że nie mam pojęcia, co to ma być za lokal. Myślę, że ichni BOR tak zadecydował. Zadecydował po mojemu wg takich kryteriów jak:
1. Las, słabo zaludniony teren, gdzie ostatnio nawet wilki były widziane. Łatwe więc zamknięcie
2. Pół godziny helikopterem do każdego miejsca,
3. Kuchnia, chyba obojętna, bo moim zdaniem, Obama przyjeżdża z własną kuchnią.
Pytanie, co z samymi targami. Z tym najmniejszy kłopot, bo takie obejście terenów targowych ma miejsce zawsze przed otwarciem targów dla publiczności i oprowadzanie takich gości oficjalnych jest tu już rutyną. Kłopot tylko z terenem w okól starej hali widowiskowej, bo to otwarcie jest nowe. Tam jest teren zamieszkały, więc jak to „zamknąć”? Wiadomo od paru dni, że zapieczętowano pokrywy kanałowe i apelowano do mieszkańców przez prasę, aby we wiadomym czasie nie podchodzili do okien. Wczoraj w TV mówił Amerykanin który tam mieszka od dwóch lat i mówił, że nigdy by nie przypuszczał, że będzie kiedyś tak blisko swojego prezydenta, a nie będzie mu mógł nawet pomachać. W prasie dano mianowicie do zrozumienia, że machanie w oknie, może sprowokować ew. reakcje służb, które nie są do przewidzenia w ich skutkach. Tego nie było jak przyjeżdżał Putin, aczkolwiek za rogiem mieszkał zapraszający go Schröder. Nie będzie więc okazji, pomachać Obamie.
Mogę natomiast brać udział w 5 zgłoszonych demonstracjach przeciwko Obamie. Nie wiem, na razie, dokładnie o co te wszystkie 5, ale na jedną może się wybiorę. To ta przeciwko TITIPP. To umowa regulująca handel i stosunki gospodarcze między EU i USA. Tam ofiarą mają paść europejskie normy na rzecz takich, że…
Alicjo, łap się lepiej na Santanę!
Za zdrowie i za wędrowca na szlaku.
Pepegorze,
toż staram się staram załapać!
https://search.yahoo.com/yhs/search?p=santana+songs&ei=UTF-8&hspart=mozilla&hsimp=yhs-004
🙂
Nie da się teraz podać z youtube piosenek…Santana też swoje wycofał 🙁
Ale znalazłam – to je to, lata 70-te!
https://www.youtube.com/watch?v=HDLLXUaqZxg&nohtml5=False
https://www.youtube.com/watch?v=DWO_eojWezg&nohtml5=False
Taka samba…
a tak miło było jechać na Targi w Hanowerze … byłam chyba z 10 razy … wiosna marcowa .. tłumy ale bezpiecznie … łza w oku …
Przygotowuję się powoli 🙂
https://www.youtube.com/watch?v=WyWzrKjeeAQ&nohtml5=False&spfreload=5
Kocham tego faceta od stu lat!
Witam muzyczne wspominki muzyczne
http://fm.tuba.pl/player?id=142&type=2&artistnew=0&channel=4.66&appId=1111111111111411
http://www.radiopogoda.pl/
Skąd się biorą awantury domowe?
Mąż wraca do domu nad ranem.
-Gdzie Ty byłeś? Całą noc przez Ciebie nie zmrużyłam oka!
-A Ty myślisz, że ja to to spałem?
I wtedy zaczęła się awantura.
Późny wieczór, ona pyta:
-Heniu, kochasz mnie jeszcze?
-Oczywiście, nikogo nie kocham, tak ja Ciebie.
-Podobam Ci się jeszcze?
-Oczywiście, nie ma piękniejszej od Ciebie.
-Pragniesz mnie jeszcze?
-Oczywiście, najbardziej na świecie.
-Czy możesz w końcu powiedzieć coś tak zwyczajnie, prosto od siebie?
-Dobranoc Zosiu.
I wtedy zaczęła się awantura.
-Kochanie jutro rocznica naszego ślubu, jak ją uczcimy?
-Może minutą ciszy?
I wtedy zaczęła się awantura.
Znalazłam dosyć ciekawy artykuł napisany przez Elżbietę Żurek:
„Zastanawiam się, czy powodem pozostania reliktów minionej epoki w polskich restauracjach, kawiarniach i barach jest przywiązanie ich właścicieli albo pracowników do tradycji, czy może sentyment. Cóż, tradycja to dla wielu rzecz święta. A wszystko, co kojarzy się z młodością albo dzieciństwem traktujemy przecież zazwyczaj z sentymentem……Szara rzeczywistość czasów Gierka i Gomułki ujawnia się w wielu miejscach m.in. pod postacią cieniuteńkich papierowych serwetek misternie układanych w foremny wachlarzyk, wetknięty w plastikowy stojaczek. Drugim wspomnieniem przeszłości jest mielony (jak przypuszczam zwietrzały) pieprz w niedużych -również plastikowych –pojemnikach. Kolejnymi rzucającymi się w oczy reliktami są ocet i przyprawa maggi stojące na stołach o każdej porze dnia. Tu i ówdzie pojawiają się jeszcze wątpliwej urody sztuczne kwiatki w maleńkich wazonikach…..”
Z moich spostrzeżeń wynika, że te serwetki w foremnym wachlarzyku fascynują między innymi obcokrajowców podróżujących po naszym kraju. Bardzo często pada pytanie, jak to zrobić by wyjąć tę właściwą i nie zburzyć misternej konstrukcji.
A my to wiemy doskonale, bo w dziecięcych latach uczono nas ja zrobić ten wachlarzyk i jak wyciągnąć odpowiednią serwetkę 🙂
Jestem natomiast pełna uznania dla umiejętności nadawania serwetkom różnych ciekawych kształtów: http://4.bp.blogspot.com/-afwosQx8lIM/TuB4TsJA0kI/AAAAAAAAFGE/X96gFoGnrHA/s1600/Serwetka_Tulipan.jpg
Dla starannych i cierpliwych smoking z 2 serwetek:
https://www.youtube.com/watch?v=nmyMsYlvdyY
Oj tak, z serwetek można robić rożne cuda. Wachlarzyki serwetkowe pamiętam, ale teraz raczej nie widuję, być możne nie bywam w odpowiednich miejscach. Takie serwetki są tanie, zrobienie wachlarzyka to moment, a serwetki płócienne są drogie, wymagają prania, a potem ładnego i czasochłonnego złożenia.
A może w kształcie kwiatu lotosu? To rzeczywiście dla cierpliwych i starannych, jak pisze Danuśka. 🙂
https://m.youtube.com/watch?v=6GruqxXFiuA
Małgosiu-bo Ty chodzisz albo do eleganckich restauracji albo włóczysz się gdzieś daleko po świecie 🙂 A tu proszę w np. w Wyszkowie serwetki w wachlarzyku są: http://www.restauracjawyszkowianka.pl/public/customers/60/upload/image/DSC_0270zaq1.JPG
Danusiu, dawno w Wyszkowie nie byłam 🙁 A czy Ty tam bywasz, bo menu mają całkiem fajne? Może kiedyś po drodze na Mazury wstąpimy tam na małe co nieco …
O, na przykład naleśniki z serem i musem jabłkowym i żeby jabłka były kwaskowe ….
Fajne desery i sympatyczny artykuł
http://studioopinii.pl/sto-smakow-aliny-wesprzyj-mnie-na-dwa-sposoby/
W pracy młyn, a w domu jestem bez pudła. Poszło do czyszczenia z diabli wiedzą czego.
Malgosiu, ciekawy artykul a szczegolnie o miedzywojennym tygodniku „Ewa”, o slodkich leguminach, ktorych panie w ferworze odtluszczajacym, pozbawily nawet mezow i dzieci 🙂
No właśnie Alino, bardzo mi się to spodobało.
Wachlarzyk serwetkowy bardzo pasuje do tej wyszkowskiej restauracji. Menu bardzo proste, a dania znajome. Może być tam całkiem smacznie. Restauracja należy do ” Społem”, które cały czas funkcjonuje mimo olbrzymiej konkurencji. W Gnieźnie widziałam duży społemowski sklep.
A te krochmalone serwetki często onieśmielały niezbyt bywałych gości, w związku z tym leżały na boku nierozłożone.
Mam w domu książeczkę z różnymi propozycjami składania serwetek, ale nie wyszłam poza jej oglądanie.
Haneczko,
ten młyn to pewnie w związku z obchodami jubileuszu chrztu . Ale też wiosną wzmaga się ruch wycieczek szkolnych. Za moich szkolnych czasów jeździliśmy tylko na wycieczki jednodniowe, w związku z tym zwiedzałam tylko Polskę północną.
Ta, Krystyno, właśnie tak.
Czas szybko płynie. Wczoraj minął miesiąc od śmierci Gospodarza. I Pyra była jeszcze aktywna na blogu. Trudno się z tym oswoić i pogodzić.
Trudno się oswoić, zwłaszcza że od 22 listopada odeszło od naszego stołu czworo kochanych przez nas ludzi. Nisia, Placek, Gospodarz i Pyra.
Trochę za dużo w tak krótkim czasie, nie mogli sobie tego jakoś rozłozyć w czasie?!
Wybaczcie, ale trudno mi się czasem od czarnego humoru powstrzymać.
Z jednej strony oczywiście wiemy i doświadczamy tego, że życie toczy się dalej, ale nie sposób uwolnić się od myśli o naszych Nieobecnych. Ja stale wyobrażam sobie, że może Gospodarz teraz napisałby o tym, jak tam miewa się wiosna nad Narwią, a Pyra opowiedziałaby nam, jak ugotowała skrzydełka dla Radzia, a poza tym oczywiście, co ciekawego przeczytała w swojej codziennej prasówce, chociaż nie wiem, czy można uznać za ciekawe te wszystkie ostatnie wiadomości. Narzuca się raczej inny przymiotnik.
A Nisia jakże cieszyłaby się swoim wiosennym ogrodem i może gdzieś znowu nabyłaby jakieś piękne biżutki. Nisia cudnie tworzyła nowe słowa 🙂
A Placek, Placek był jedyny w swoim rodzaju-ze swoją wiedzą i tym specyficzno-abstrakcyjnym podejściem do świata oraz wyrafinowanym poczuciem humoru.
Ech……..
Małgosiu-restaurację”Wyszkowianka” mijamy za każdym razem jadąc na włości.
Byliśmy tam raz na kartaczach-wrażenia raczej przeciętne. Uznaliśmy, że nie należy się zrażać i na pewno jeszcze kiedyś zajrzymy.
Kusi nas natomiast bardzo to miejsce http://lesnydworek.pl/ Wystarczy odbić lekko z naszej zwyczajowej trasy. Sprawozdam, kiedy nam się to w końcu powiedzie.
Małgosiu, Alino-a ten artykuł w międzywojennym tygodniku, to przecież sam miód na serce
naszej Pyry.
A w Jerzora okolicach pracowych jak zwykle co roku kaczusia sobie siedzi w gnieździe – jajek jeszcze nie ma.
http://aalicja.dyns.cx/news/Kaczucha.jpg
Niektórzy blogowicze pewnie pamiętają moje opowieści prosto od Jerzora i jego zdjęcia, jak to Kaczucha przeprowadzała swoje malusie do jeziora – i wtedy policja przyjeżdżała, zamykała ruch na drodze ( a droga jedna z głównych raczej), żeby tylko kaczkom się nic nie stało 🙂
W związku z zaistniałą sytuacją prosimy nie wchodzić do lasu:
https://scontent.fwaw3-1.fna.fbcdn.net/v/t1.0-9/10313174_1105661329486703_7941157285628128013_n.jpg?oh=3244936ccd9694892251cb7d9f3c6cc8&oe=57B7A62A
Danuśka
13 kwietnia o godz. 9:56 555205,
Kochana, ja do dziś nie mam odwagi wybrać odpowiedniego czubka w perfekcyjnym wachlarzu z obawy, że zaraz cała kompozycja mi się rozwali. Kochana, tak jest, że nikt nie miał mnie tego uczyć.
Wybaczcie, oglądam czempiensligę.
…a w domu jestem bez pudła. Poszło do czyszczenia z diabli wiedzą czego.
Tak trzymać, haneczko!
Misiu,
puszczalska jedna…
ide spac,dobranoc!
Za zdrowie wędrowca na szlaku!
Dobranoc!
Dzień dobry,
Nie zdążyłem jeszcze wszystkim składającym podziękować za życzenia sprzed kilku dni – dziękuję bardzo.
Asiu – twoja pierwsza urodzinowa paczka nie chce się niestety otworzyć, na ekraniku telefonu zobaczyłem tylko, że to blues.
Marku – też dzięki za uspokajającą muzykę.
Ewo – jak to znalazłaś? Otwiera się bez żadnych haseł!!! U mnie żądało hasła, które zawsze były niedobre.
Zamieszczone zdjęcie Pyry zrobiłem w czasie jedynej mojej wizyty w jej poznańskim mieszkaniu.
Jeszcze nie dotarłem dzisiaj do domu, chociaż jest już siódma, ja mam dyżur w pracy.
Zdrowie wędrowca będzie później, w domu, w spokoju.
Do później, jeżeli ktoś jeszcze tu zagląda o tej porze.
Zajrzałem jeszcze raz, by za wędrowca na szlaku łyknąć krztę wina, bardzo dobrego portugalskiego o nazwie Quinta Dos Aciprestes Douro 2009. Nie wiem czy to się na krzcie skończy 🙂
Dobranoc 🙂
Jolinku, dzięki za link z 12 kwietnia 20:22.
Reportaże pani Edyty Gietki czytam zawsze i wszędzie gdzie tylko znajdę.
Ja niestety pozostaje mocno sceptyczna wobec tekstow Gietki, od kiedy poznalam prawdziwe bohaterki teksu i przekonalam sie, jak bardzo koloryzuje i wykorzystuje prawdziwe postacie do kolorowania rzeczywistosci po swojemu.
Pamietam tez inna historie, z czasow kiedy jeszcze pisala do innego tygodnika.
Ot, zgrabne opowiastki, przypasowane pod teze, ale malo prawdziwe.
Danusko, wczoraj o 19:40, dziękuje, ze tak wzruszająco wspomniałaś naszych drogich Nieobecnych. Podobnie jak większości z Was, jest mi trudno pogodzić sie z ich odejściem ale cóż, zycie toczy sie dalej. Są z nami dopóki myślimy o nich, wspominamy ich i w pewien sposób kontynuujemy rozmowę z nimi.
Na świętego Justyna siew się w polu zaczyna!
Przypominam, że to dzisiaj i jeśli macie coś do wysiania nie przegapcie tej daty. Na włościach już posiane aksamitki.
Z drugiej strony mądrość ludowa głosi, że „Choć już w kwietniu słonko grzeje, nieraz pole śnieg zawieje” co, jak wiadomo, też się sprawdza. Wszyscy przecież pamiętają te zające ze śniegu w kwietniu 2013: http://2.bp.blogspot.com/-PQxNdpsDXcA/UNGwujPM70I/AAAAAAAABMU/ic4k1X8sSSo/s1600/blog_sa_4133438_5678867_tr_kroliko.jpg
A poza tym nie wiem, dlaczego akurat teraz przypomniało zdanie Nisi, że „żeliwne gary są dla Prawdziwych Facetów z Bicepsamy” 🙂
Zapewne z powodu komentarza, który właśnie zamieściła Alina…
Dobry wieczór z mojej połówki.
Wreszcie zaczęłam funkcjonować normalnie. Choć już wczoraj pokusiłam się na zrobienie ruskich pierogów. Zajęło to nieco dłużej niż normalnie, ale nie czas ważny lecz wynik. Pyszne. Odpowiednio pikantne, takie jak lubimy.
Ostatnie ekologiczne buraczki z własnego ogródka przerobione na barszczyk. Też wyśmienity.
Pytanko – czy wiecie od czego zależy kolor barszczu? Jak kupuję buraki w sklepie wychodzi taki jakiś brunatno-brązowy. Te z ogródka dają w efekcie piękną barwę buraczaną. Gatunek?
Nowy2 – urodzinowe życzenia wszelakiej pomyślności. Nieco spóźnione lecz serdeczne. Kielichem spełnię Twoje zdrowie jak już całkiem dojdę do siebie.
Danuśko
A gdyby tak połaczyć oba przysłowia?
Co Justyna już zasieje
śnieg kwietniowy wnet zawieje
Echidno 🙂
Niestety, wszystkie mądre przysłowia i rady ogrodnicze naszych babć w dzisiejszych czasach nie mogą być wskazówką . Tak twierdzą doświadczeni ogrodnicy. Choćby i z tym św. Justynem. W mojej okolicy wszystkie pola już obsiane i obsadzone. Że obsiane poznałam po tym, że po uprzednim zaoraniu i nawiezieniu obornikiem/ oj, pachniało nam mocno, zwłaszcza przy wiejących wiatrach/ wszystko zostało przyklepane i wyrównane jakimś narzędziem rolniczym. Mimo tych zapachów, o co nie mogę mieć pretensji, skoro mieszkam na wsi, bardzo cieszę się widokiem pól i łąk, kiełkującym i dojrzewającym zbożem, a nawet zagonami ziemniaków. Niech ci nieliczni rolnicy trzymają się jak najdłużej.
Aksamitki kupię już wyrośnięte do posadzenia w skrzynkach. To jedna z roślin ulubionych przez ślimaki. Ale jeszcze nie ma ich w sprzedaży.
Dzień dobry.
U nas nie sadzi się ani nie sieje wcześniej, niż po 20 maja.
Co do barszczu, zawsze zakiszam swój i mam jedną zasadę – gotuję wywar jarzynowo-buraczano-mięsny, a jak już wszystko jest ugotowane, odstawiam z ognia i dolewam ukiszonym barszczem. I już nie zagotowuję! Bo wtedy się zmienia kolor na taki dość nieciekawy.
Własnoręcznie zakiszony barszcz w lodówce postoi z tydzień lub dwa, powiadają. Mój stoi bez problemu 3-4 miesiące, być może dlatego, że jak już jest ukiszony, to dodaję do niego kilka ząbków czosnku, daję postać jeszcze ze 3-4 dni i dopiero zlewam. Czosnek ma właściwości antybakteryjne, więc może dlatego wszystko tak długo się trzyma.
A propos serwetek papierowych i materiałowych – serwetki papierowe są w barach, a materiałowe w restauracjach.
Raczej zwyczajnie złożone, czasem zrolowane w rulonik i włożone w coś w rodzaju pierścienia, żeby się nie odrolowały. Tyle, co ja sobie przypominam, proponuję, żeby Nowy uzupełnił o własne obserwacje, bo on dosyć często jada w restauracjach.
Ja barszcz z buraków gotuję inaczej. Buraków nie kiszę lecz w przecedzonym i klarownym wywarze gotuję obrane i pokrojone w ćwiartki (połówki jak mniejsze) buraki. Gotuję na małym ogniu aż buraki są miękkie. Odcedzam buraki (wspaniałe do surówek lub tartych buraczków podsmażanych na patelni) i czysty barszcz zakwaszam sokiem z cytryny. Sól, cukier i pieprz dodaję podczas gotowania buraków.
Podaję czysty lub stanowi podstawę do barszczu ukraińskiego, chłodnika i zabielanego śmietaną barszczu.
A „tera” pora na Telesfora czyli idę „lulu”.
Dobranoc.
Ja zawsze namawiam do ukiszenia własnego barszczu – kilka minut roboty, za kilka dni gotowe, a właściwości odżywcze nie do pogardzenia!
Sama zakiszam tylko 2 razy do roku, na jedne i drugie święta, ale wtedy zakiszam w wielkim słoju. Barszcz z torebki czy „koncentrat” ze słoika to zupełnie nie to samo.
Moja mama w dawnych czasach zakwaszała octem, bo o cytryny było trudno. Ani jedno ani drugie nie umywa się do prawdziwego zakwasu.
U nas słońce, ale temperatura nie powala, 8c (w nocy okołozerowo), a przecież południe tuż. Justyna Justyną, ale u nas trzeba sobie jeszcze przysiąść na rękach.
Nowy,
Wujek Google prawdę Ci powie. Cieszę się, że mogłam pomóc 🙂
Albo raczej – Justyn Justynem 🙂
Czyli dzisiaj nasz pan premier Justin Trudeau ma imieniny. Ciekawe, czy o tym wie, tutaj hucznie obchodzi się urodziny.
Za zdrowie wędrowca na szlaku!
Od kilku dni próbuję się zakoleżankować z nowourodzoną źrebiczką, ale jej mama mnie, brzydko mówiąc, olewa. Miałam ambitny zamysł – złapać mamuskę i obie zapudłować, bo akurat lało (jak mialo padać to nie padalo, noemalka), nawet namwiłam Wujka Leszka do pomocy, ale skończyło się na zjedzeniu łapówek i poklusowaniu w siną dal. Dzisiaj to nawet łapówek nie wzięła, tylko od razu zwinęła dziecię i czmychnęła. Niech czmycha, dziecko i mama czują się dobrze, a reszta stada bryka przy okazji, jak to konie wieczorem
dobry wieczór …
za zdrowie Justyn … i nasze … 🙂
od dwóch dni mi prąd szwankuje bo robotnicy dom ocieplają i coś im słabo robota idzie … najgorzej jest jak człowiek wraca do domu a tu na 7 piętro trza iść ..
Za zdrowie!
Jolinku,
ale taki spacer 7 pięter w górę to samo zdrowie 🙂
U nas po sąsiedzku kręcą się jakieś firmy renowacyjne, będą chyba budynek remontować, bo przecież mury stoją, jak je Frank postawił. Tylko dach oddziały ratownicze zniszczyły trochę, bo się tamtędy (między innymi) przebijały.
przygotujcie się ….
Wielką manifestację w Warszawie 7 maja o godzinie 12:00 … wszyscy razem będziemy protestować przeciwko państwu PiS ….
Ło je,
dziesięć minut temu wzruszałem się widząć „Klopo”, tego od reklamy w samojadącym niby oplu, gdy w Liverpoolu spiewali mu legendarne …you´ll never walk…, a teraz jego dawna Borussia prowadzi już 2:0.
Kto wie ten wie, reszcie nie będę tłumaczył, bo jeszcze doczytuję.
Ktoś mnie usilnie namawia do picia ukwaszonych buraków. Kosztuje tylko tyle i tyle.
Mam takiego podręcznego siwaka w piwnicy, dlaczego więc nie?
pepegor pij będziesz zdrowszy i młodszy … LP też niech pije jak może … 🙂
plan na sobotę ….
http://warszawa.naszemiasto.pl/imprezy/wyprzedaz-garazowa-32941368.html
plan na niedzielę ….
http://warszawa.naszemiasto.pl/imprezy/targ-sniadaniowy-na-mokotowie-32943964.html
No, gorąco w Liverpoolu „tylko” 3:2 dla Borussi.
3:3,
Niema szans jeszcze czytać w internecie.
Tylko patrzec
Pepe! Pij! My to robimy od pewnego czasy i tryskamy! Oczywiście pijamy (zwłaszcza ja) też inne płyny.
A teraz pytanie robocze,.Jak złagodzić nadmiar tymianku w zupie typu chili. Makaron? Ziemniaki? Inne?
Cichalowie, pijmy!
I proszę, Borussia Dortmund to przegrała. „Klopo górą”
Niesamowite. Pójdę spać.
Dolać wody destylowanej 🙂
Sok z buraków niegdyś pito przy anginach, nim wprowadzono antybiotyki, moja Mama mówiła, że byl bardzo skuteczny.
Stanisławie, czy to Ty rozsyłasz propozycje poprawienia sobie IQ, czy tez raczej ktoś się pod Ciebie podszywa?
🙂 🙂 🙂 🙂 🙂
Skończyłam z renetami. Każdą renetę obrałam przekroiłam na cztery części, wydłubałam środek i ogonek. Potem ćwiartki wzdłuż na ósemki, a każdą ósemkę w poprzek jeszcze na trzy kawałki, czyli z jednego jabłka 24 kawałki, jabłka były takie średniej wielkości, jedno w jedno. Z 15 kilogramów wyszło ciutek ponad 11 kilogramów do smażenia, czyli 4 x po dwa kilogramy na konfiturę grecką i 3 x po jednym kilogramie na konfiturę z jarzębiny. Jabłka zasypuję cukrem w stosunku 1:1 i zostawiam, żeby puściły sok, tak na półtorej doby, potem smażę – w płaskim rondlu – jak oblecą warem, to jeszcze ze 20 minut na mniejszym ogniu, w zasadzie to wystarcza, żeby się dobrze usmażyły. Wystudzone wsadzam do słoi, porcjami jak smażyłam i niech czekają, aż usmażę gruszki (w tej samej ilości). Po gruszkach do greckiej dojdą śliwki, a do jarzębinowej jarzębina. Tylko stosunek owoców jest inny: w greckiej wszystkich owoców po równo, a w jarzębinowej smaży się jabłka i gruszki jak na zwyczajne konfitury, łączy razem i na wrzące wrzuca swa razy tyle przemrożonej jarzębiny i już nie dodaje więcej cukru.
Na kilogram jabłek obranych do konfitury potrzeba ~ 1,36 kg całych jabłek, z gruszkami podobnie. Śliwki mam już wydrylowane.
Cholera, nie policzyłam ile jabłek obrałam, ale coś około 16-18 na dwa kilogramy, czyli jedno nieobrane jabłko ważyło 15 deko, albo 16.
Z jednego kilograma jabłek odparowuje ~ 30 deko wody.
Co by tu jeszcze policzyć?
Już nieco zasypiam – nie „wrzuca swa razy” a „wrzuca się dwa razy”
Kiedy\ś na alert kuchenny odpowiadała zawsze Pyra. Teraz zażartowała Żaba. Dobranoc.
Dzień dobry,
Nie miałem okazji poznać osobiście żadnego z bohaterów artykułów pani Edyty Gietki i nie wiem na czym polega jej kolorowanie rzeczywistości po swojemu, więc ja też pozostanę przy swoim. Będę czytał Edytę Gietkę.
Cichal i Pepegor – już, już miałem przystąpić do Waszego zacnego Towarzystwa Pijących, ale w ostatnim momencie zobaczyłem, że chodzi o Towarzystwo Pijących Sok z Buraków! No nie! Jeszcze tego nie było!
Cichal – jeszcze nigdy nie czułem się tak zawiedziony. Ja piję czerwone płyny, ale nie sok z buraków! 🙂
A w ogóle to wiosna sobie przypomniała, że istnieje też Long Island. Zajrzała tu dzisiaj słońcem, dmuchnęła chłodem i obiecała poprawę w ciągu kilku następnych dni. Wierzę na słowo.
Echidna – dzięki za życzenia! Zdrowiej szybko!
Zaraz idę spać.
Dobranoc 🙂
dzień dobry …
u nas słońce ale rano zimnawo …
dziś sobie zrobię ryż smażony z warzywamii grzybami mun … niby po chińsku … skusiłam się na truskawki (wiem sama chemia) i będzie sałatka owocowa z bananami na deser …
Dzień dobry przedświtowo,
u nas też zimno z rana, ale to dopiero połlowa kwietnia.
Czy mnie oczy mylą, czy Stara Żaba robi konfitury na wiosnę? 😉
O soku z buraków słyszałam, ale nigdy nie piłam, nie było kłopotów z gardłem chyba. Ale kwas z kiszonych buraków to poezja, Cichalu, jak się kiedyś będziemy skrzykiwać na obrady, to nastawię specjalnie dla was 🙂
Jolinku,
no właśnie, truskawki…Jerzor przyniósł parę dni temu, wyglądały jak od sztancy, wszystkie równe, a większe od przeciętnego jaja kurzego, takie mutanty. Spojrzałam z podejrzliwością wielką, ale o dziwo pachniały słońcem i prawdziwą truskawką. Z Kalifornii one były, czyli z tego kontynentu. Zabroniłam kupować chilijskie, bo poza wyglądem w niczym nie przypomina truskawki. U nas jeszcze nie sezon, dopiero się tulipany wygrzebują spod zeszłorocznych liści.
Co zrobić z zamrożonymi porzeczkami, bo nowe niedługo, a ja mam pół zamrażarki starych? Ciast nie piekę, nic mi nie przychodzi do głowy poza galaretką do mięs. Ma ktoś pomysł?
W tym roku powinnam mieć wreszcie jakąś ilość czarnych porzeczek, które uwielbiam pod każdą postacią.
Mój tata robił wspaniałe wino z czarnych porzeczek, ale niestety, słodził tak, że wychodził z tego ulepek, bardziej likier niż wino. Ale ten aromat…!
Idę poprasować, zobaczyć, co się na świecie dzieje.
O licho…na Teneryfie zawalił się budynek „w strefie turystycznej”. Mam nadzieję, że nasz zwolennik Kanarów akurat na Teneryfie nie przebywa.
No tak, na Teneryfie zawalił się budynek, zamieszki w Paryżu, a w Japonii silne trzesienie ziemi 🙄
Pani premier: „Niektóre elity wstydzą się, że są Polakami” 😯
Kumpot Alicjo, kumpot.
Jako że ostatni zbiór porzeczek był wyjątkowo udany, zrobiłam galaretkę. Doskonała do mięs, wędlin, ale i jako dodatek do naleśników czy ciast. Bardzo grzeczna z lodami.
Kumpot i owszem, ale zrobię galaretkę. Przy okazji – czy z mrożonych wyjdzie galaretka? Pytam, bo przekonałam się na własne oczy i kubki smakowe, że na przykład wino z (roz)mrożonych owoców nie wychodzi, drożdże winne w takim środowisku nie działają.
Alicjo zrób nalewkę ….
albo ocet porzeczkowy tak jak się robi malinowy ….
Alicjo, jednym z powodów nierobienia konfitur jesienią byl brak dostatecznej ilości odpowiedniej wielkości słoiczków. Teraz tez nie mam tychże sloików, ale chyba zamówię gdzieś i przywiozą mi większą ilość, może na nastepny rok wystarczy 🙂
Drugim powodem było moje wrodzone lenistwo, jak nie zrobiłam w listopadzie (renety lub antonówki – moje kompletnie się wypięły, bylo może z 10 jabłek) to równiez nie zrobiłam w grudniu itd…, ale teraz to już jest urwisko, bo zaraz się renety skończą i odpowiednie gruszki też. Dzisiaj zjadę po gruszki, ale chyba nie kupię od razu 15 kilo, bo to jednak trzeba obrać, podzielić na partie i „nacukrzyć” a potem usmazyć i to wymaga odpowiedniej ilości garnków. Taki prawdziwy rondel do konfitur to mam tylko jeden, podpieram się brytfanną. Doświadczenie uczy, że smażenie większej ilości konfitur niż z dwóch kilogramów owoców (góra dwa i pół) nie daje najlepszych efektów.
Widzę, że nie jestem osamotniona w wiosennym przetwórstwie, ale Żabie i tak nie dorównam. Miesiąc temu dostałam 2 skrzynki jabłek, w tym jedna to małe renety. Postanowiłam w przyszłości być bardziej asertywna wobec tych owocowych darowizn, ale jak znam siebie, na obietnicach się skończy. Trochę jabłek rozdałam, ale resztę trzeba było przerobić. To jest jednak jesienna robota i dziwnie się czułam robiąc musy i kompoty w kwietniu. Kompoty podpowiedział mi mąż, bo je lubi. Zostało jeszcze ze 2 kg renet, a tych jabłek do bieżącego spożycia/ gatunku nie znam/ pół skrzynki. Może trochę ususzę. Mimo tej inwazji jabłkowej, nadal są to moje ulubione owoce.
A z czarnych porzeczek byłby dobry dżem; poza tym rozmrożone porzeczki dodaję do porannych płatków owsianych z mlekiem lub jogurtem. Dodaje, jak mam. Moje skromne zapasy dawno się jednak skończyły.
Powinna była wyjść. Ta galaretka z mrożonych porzeczek.
Poszłam dzisiaj na „łatwiznę” i wyszło całkiem godziwe papu. Spory kawałek schabu pokroiłam na grube plastry, podsmażyłam i wrzuciłam do ceramicznego garnka wraz z zeszkloną cebulą i czosnkiem. Podlałam wodą i gotowałam czas krótki. Schabu nie katowałam (rozbijałam) i ku memu zadowoleniu obiad był b. smaczny. I upichcony szybko.
Miś z okienka dawno poszedł spać. Podążę w jego ślady. Dobranoc.
Jak ja wstaję, to echidna idzie spać.
Krystyno,
na śniadanie (około południa zresztą) zjadam kromuchę jedną, a solidną. Płatki z różnościami serwuje sobie Jerzor (migdały, ziarna słonecznika, dynia, pokrojona figa lub dwie, śliwka suszona, orzechy, rodzynki). Za porzeczkami nie przepada.
Zrobię galaretkę, bo dżemy u nas nie idą, ja najadłam się ich za młodu (w domu zawsze były) i mam do dzisiaj dość. Mam 2.5kg tych porzeczek. Pokusiłabym się na nalewkę, ale niczym innym jak wódką nie mogę zalać owoców, bo w naszych sklepach to najmocniejszy alkohol.
ja też przerabiam jabłka … ale trochę inaczej … ćwiartki lub półćwiartki smażę na kokosowym oleju, posypuje majerankiem i wekuję w małych słoikach … potem mam do kaszanki lub wątróbki … w zimie jabłka były drogie a teraz są okazje i czasem mi się trafi kupić je po mniej niż 1 zł za kg …
echidno kolorowych snów … 🙂
Rozmrażam kilogram na galaretkę. W przepisach wyczytałam o jakichś cukrach żelujących. Nie mam takiego, więc zrobię 1:0.7kg, bo 1:1 wydaje mi się lekką przesadą.
Dopiero 11-ta, wyszłam po pocztę, wreszcie z powietrza znikła zimna ostrość, chociaż na razie jest tylko 14c. Czyżby wiosna?
Kot przyszedł żebrać o kocie „cukierki”, rozpuściliśmy draństwo – będzie tu przy mnie siedziała i od czasu do czasu dawała głos, wpatrując się we mnie zielonymi ślipiami. Wie, że w którymś momencie poddam się.
To znaczy – nie rozmrażam, bo się z tego ciapa by zrobiła, a zamrażając, nigdy nie myję owoców. Bardzo szybko obrało mi się ten kilogram z szypułek, przepłukałam i zasypałam cukrem.
Jak się odmrozi, zagotuję.
Krystyno,
Żabie w przetwórstwie chyba nikt nie dorówna, chyba widziałaś Żaby spiżarnię? Jak nie, to koniecznie trzeba to zobaczyć!
Ja nie mam nic na ogródku, tylko te porzeczki i doroczny rabarbar – i nie jestem w stanie nic zaniedbać, jeśli chodzi o zbiory. Nie wolno nic marnować!
Nie wiem, co się dzieje z moim komputerem, ale chodzi jak krowa przed ocieleniem, bardzo wolno, i to od jakiegoś czasu.
Moja przeglądarka to firefox – czyżby firefox coś „ulepszył”?
Chyba będę musiała postawić pod ścianą moją synową, w końcu ona należy do ścisłego kółka „ulepszaczy” firefoxa…
Za zdrowie wędrowca na szlaku!
Zakupiłam gruszki. Na poczatek 7 kilo. Będę sprawozdawać postępy w obieraniu.
za zdrowie … 🙂
ja mam tylko 3 kg jabłek …
Alicjo ta strona przy tylu wpisach ciężko się otwiera …
dziś zrobiłam przegląd osiedlowych ogródków … magnolie w rozkwicie … a jeden starszy pan podarował mi tulipany w herbacianym kolorze bo stałam przed jego piękną magnolią z podziwem …
Witajcie! Za wędrowców na szlaku
od poniedziałku w całej PL chłodniej … nocami przymrozki a lokalnie mogą być spore spadki temperatur … na razie końca ochłodzenia nie widać …. a ja tak kocham ciepełko …
Pyra Młodsza jak tam w Poznaniu się żyje z okazji uroczystości 1050? …
Jolinku,
ale mnie wszystko się otwiera b a r d z o p o w o l i, dlatego narzekam, nie tylko ja, Jerzor też, używając zupełnie innego komputera w pracusi.
A propos słoiczków i słoików, takie wspomnienie:
alicja.dyns.cx/news/Zjazd-2008/img_5429.jpg
To pierwszy Zjazd Łasuchów w Kórniku i bagażnik Pana Lulka, pewności nie mam, czy Pan Lulek to przywiózł, czy zabierał.
Poprawka, przez ten woooollllnnnnyyyy internet zgubiło mi się w poprzednim wpisie…literki zabrakło
http://aalicja.dyns.cx/news/Zjazd-2008/img_5429.jpg
Nawet się dziwilam dlaczego mirabelki kwitną a tarnina ciągle w pączkach. Teraz już wiem 🙂 Jak kwitnie tarnina to są przymrozki, widać czeka. Może byc, że mirabelki zmarzną i ich u mnie nie będzie.
Żabciu u mnie wszystkie kwiaty na mirabelkach opadły. Niestety chyba masz rację. Jeśli jednak będą owocki to nazbieram dla Ciebie bo twoja konfitura z nich jest nie do podrobienia. Niestety fiołki też padły
Młodsza, nie martw się, mam zapasik, podzielę się – wiesz, ze ja robię głownie po to, żeby mnie chwalili 🙂
Gruszki mają wydajność gorszą od jabłek – trzeba 1,5 kg na 1 kilogram obranych, może dlatego, że są jednak mniejsze? To tak jak z jajkami – z mniejszych więcej odpada na skorupkę.
Ja staram się kupić gruszki odmiany Roche, akurat były, pięknie żółte. Nie są duże, ale mają dość okrągły kształt i przez to się lepiej obierają niż np. Konferencja. Myślałam, że już są za dojrzałe, tymczasem większość twarda jak kamienie, ciekawe jak są przechowywane. Te akurat były pakowane po kilogramie, ale kiedy na jesieni kupowałam na sztuki, były w pięciokilogramowych kartonach na wytłaczankach, po 49 sztuk, te to dopiero były pod sztance!
Co to są wytłaczanki?
Nie, Nowy, 15 kwietnia o godz. 3:27 555266 ,
Przystąp spokojnie, bo czerwonymi burakami – to my – tylko przepijamy, by było zdrowotniej!
Żabuniu, nie martw się, napełniam już drugi karton słoikami przeróżnej wieloości i dowiozę jeszcze przed sezonem – jak mi się wydaje – jeśli się tylko ostatecznie umówimy.
A tak poza tym – nie doczytam, bo pora późna, a – dziś dzień szczególny!
Otóż, od 44 lat mojego pobytu w tym mieście i uczestnictwa w elementarnych częściach bytowych mieszkańców tego miasta, dzisiaj, będąc osobiście na meczu Hannover 96 kontra Borussia Mönchengladbach, pierwszy raz doznałem jako kibic – zwycięstwa mojej, gospodarskiej drużyny!
Wygrali 2:0.
Ku jasności: jestem zabrzaninem i już jako podrostek miałem kontakt osobisty (pędząc, np. po piwo) z piłkarskimi reprezami Polski, zawodnikami Górnika Zabrze, seryjnym mistrzem Polski.
Jasne, że jako kibic, miałem oczekiwania, których tu, w Hannoverze, nie miałem prawa oczekiwać. Jasne, że jako student nie miałen wiele środków, aby chodzić jakoś regularnie na mecze. Jasne, że wybierałem mecze z drużynami wybornymi, do których wtedy Borussia Mönchengladbach w każdym wypadku należała. Jasne, że wybierałem się na meczez drużynami wymagającymi wybieralem
Echidno,
te wytłaczanki albo wytłoczki wyglądają tak : http://www.openbox.com.pl/oferta/wytloczki_do_owocow_i_warzyw/wytloczki_do_owocow_i_warzyw.php
Są wykonane z celulozy albo tworzyw sztucznych.
Zazdroszczę trochę kibicom emocji i radości. Podobno samo kibicowanie, nawet przed telewizorem, jest dobre dla zdrowia.
Pepegor,
cieszę się, że Ty się cieszysz. 🙂
dzień dobry …
dzień zapowiada się pogodnie … idę tu ..
http://warszawa.naszemiasto.pl/imprezy/wyprzedaz-garazowa-32941368.html
miłego dnia … 🙂
Słoiczki? A do kogo miały powędrować jak nie do mnie? 🙂
Jeszcze trochę mam, większość wyszła na spacer wraz z zawartościa. Dobrze, że sezon przetworów zbliża się szybkimi krokami bo w piwniczce coraz wiecej wolnego miejsca na półkach. Trzeba będzie podjechać do hurtowni i kupić dwie skrzynki jabłek i skrzynkę pomarańczy . Gdzieś czytałem, że sporo zostało sadownikom w magazynach i wyzbywaja się po kosztach. Wczoraj kupiłem bardzo dobre jabłka Ligol w Biedronce. Małe pakowane po kilogram w cenie ponizej dwóch złotych, w smaku rewelacja.
Nie przyszło by mi to do głowy Krystyno, dziękuję.
Alicjo, z powyższych i też innych powodów wywaliłem Firefoxa i zainstalowałem Chrom, Chodzi jak burza,
Yurek, Co Ty na to?
Nie mamy pomysłu na obiad. Może kurczaki na jakoś?
Chrom to ja mam na laptopku i nie narzekam.
Jerzor wybył na podbój świata, bo pogoda piękna. Kot już zajął pozycję strategiczną, nasłoneczniony parapet, a ja poczytam coś, ostatnio znowu siedzę w kryminałach. To dobrze, że szybko zapominam, o czym były i mogę czytać po raz drugi 🙂
Cichalu,
tu masz pomysły blogowiczów na kurczaki
http://aalicja.dyns.cx/news/Gotuj_sie/Przepisy/02.DROB/
dobra wiadomość … od 30.04.2016 spadają ceny opłat za roaming w UE …
http://www.europarl.europa.eu/news/pl/news-room/20151022IPR98802/Neutralno%C5%9B%C4%87-sieci-i-koniec-op%C5%82at-za-roaming?utm_campaign=engagor&utm_content=engagor_Mzg3NTk5MQ%3D%3D&utm_medium=social&utm_source=twitter
Jeszcze a propos konfitur.
Ja smażę swoje w woku, takim zwyczajnym, z grubszgo aluminium, pokrytego w środku teflonem. Nie wiem, czy konfiturom robi to dobrze czy źle, najważniejsze, że smakują.
W październiku obowiazkowo robię konfiturę z żurawiny, która wtedy jest dostępna w ilościach, a robi się ją błyskawicznie prawie, bo wystarczy, że owoce popękają w trakcie gotowania i już wszystko się pięknie żeluje, żurawina ma bardzo dużo pektyny.
U nas do indyka taka konfitura to „mus”, zresztą do każdego mięsa pasuje, ale do drobiu jakoś wyjątkowo.
Dziękuję za przepisy! Wybrałem ten i go serdecznie polecam! Pepe! Nowy! Do dzieła!
Kurczaka bardzo starannie umytego układamy na dnie naczynia, najlepiej szklanego.
Dodajemy goździki i cynamon, skrapiamy cytryna.
Tak przygotowanego kurczaka zalewamy szklanka wina białego, szklanka wina czerwonego, dodając 100 ml ginu, 100 ml koniaku, 200 ml wyborowej i 50 ml rumu.
Potrawy nie musimy nawet poddawać obróbce cieplnej.
Kurczaka możliwie jak najszybciej wywalamy, bo jest niepotrzebny
Natomiast…………. Sos! Sos! Paluszki lizać !
PS.kurczak musi być martwy bo inaczej bydle sos wychleje 🙂
Dokonałam eksperymentu – kompot z granatów. Wspaniały!
A to wszystko dlatego, że część owoców (duża) popękała na drzewie i trzeba było urwać. Nie nadawały się do jedzenia – zbyt kwaśne – tom sobie poeksperymentowała. Z dużą dozą nieufności, ale wyszło.
Cichalu – spróbuj kurczaka pieczonego w prodiżu halogenowym (jeśli posiadasz, jeśli nie namawiam do kupna, wspaniała rzecz nie tylko do kurczaka).
Potrzeba:
– prodiż halogenowy
– kurczak
– cytryny w soli (przepis marokański)
Oczyszczony drób nadziewamy ww cytrynami, spinamy wykałaczkami, z wierzchu smarujemy nasoloną cytryną. Do prodiża na około 40 minut. Skórka wspaniale spieczona, kurczak niewysuszony i dzięki cytrynie o świeżym i aromatycznym zapachu i oczywiście smaku.
Przepis na cytryny w soli kiedyś podawałam. Jeśliś zainteresowany, podam raz jeszcze.
Echidna! Wyobraź sobie, że miałem. Po paru latach nieużywania daliśmy komuś w prezencie. Coś nam nie pasował.
Kilka dni temu koleżanka podała mi przepis na kotleciki drobiowe. Okazuje się, że to ten sam przepis, który w przepisach Alicji podała Pyra : http://aalicja.dyns.cx/news/Gotuj_sie/Przepisy/02.DROB/Sznycle_kurze_od_Pyry.html
A u nas traumatyczne wypadki, Wracając do domu skądsik znaleźliśmy na naszym podwórku kotka (kotkę) w strasznym stanie, ledwie się czołgała, miauczała bardzo głośno i boleśnie, powiedziałabym. Od razu skumalismy, że to musi być kotka z tego domu, co to tydzień temu był pożar w nim, bo kotka miała opalone wąsy i futro. Wzięliśmy kocinę do domu, daliśmy przede wszystkim pić i trochę suchego jedzenia dla kotów. Jest tak chuda, jakby nic nie jadła długi czas i pewnie tak było, no ale woda, woda! Piła dobre kilka minut. Wygląda bardzo marnie i cała drży, obawiam się, że może ma coś złamane, w każdym razie musi być obejrzana przez weterynarza. No, kupka nieszczęścia, powiadam wam. Wąsy opalone, futro w dużej części też…
Wet w soboty czynny do 12-tej, nie ma pogotowia dla zwierząt.
Zadzwoniliśmy do Humane Society (opieka nad zwierzętami bez właściciela etc.). Oni dzisiaj też nieczynni, nagrana wiadomość zadzwonić do Animal-coś-tam. Zadzwoniliśmy. Może przyjadą, a jak nie przyjadą, to zadzwonią.
Ja bym chętnie tę kotkę przetrzymała przez weekend, ale zastanawiam się, jak to zrobić – ona niestety, straszliwie cuchnie, tak jakby się wygrzebała z kociego kibelka i bardzo możliwe, że tak było. Jak wykąpać kota…i to jeszcze w takim stanie! Ją chyba każdy dotyk boli. Mrusia zajęła pozycję taką, żeby tę kocię mieć na oku. Mam nadzieję, że jej nie zaatakuje, na wszelki wypadek pilnujemy. Ta biedna znajda jest bardzo „rozmowna”, być może opowiada nam, co przeżyła.
http://aalicja.dyns.cx/news/IMG_8842.JPG
Musiałam Mrusię zamknąć w pokoju na Górce, bo zdaje się, że po 2 godzinach przyglądania się postanowiła działać, niekoniecznie przyjaźnie.
http://wyborcza.pl/1,75400,19928776,premier-kanady-zaszokowal-dziennikarzy-mialem-pana-zapytac.html
Przyjechały dziewczyny z odpowiedniej organizacji po kocię. Obadały i stwierdziły jakąś infekcję tylko po zapachu z pyszczka, podejrzewają też jakieś złamania, nadpalone poduszki łapek, ucho, no i na całej powierzchni sierść jest przypalona. Zawiozą ją do kliniki wet. na drugim końcu miasta, która ma dyżur (nie wiedziałam o tym) i zadzwonią do nas, co się działo i jak kocię się ma.
dzień dobry …
Alicjo moze uratują kota ..
w nocy popadało i wszystko wyglada bardzo wiosennie …
takie kotlety z kurczaka zrobiłam jak byliśmy (Ania i Paweł z Wiednia) w Nowy Rok u Pana Lulka .. wspominam sobie miło bo bardzo było sympatycznie .. Pan Lulek był w miare dobrej formie jeszcze …
Ładna pogoda.
Na obiad rosół z makaronem, wołowe zrazy zawijane w sosie grzybowym,kopytka i brokuł.
cichal
16 kwietnia o godz. 16:39-555299
Wywalisz też Chrome jak się zapełni śmieciem.
Moja rada po raz któryś udzielana w soboty.
1. Historia > wyczyść historię przeglądania > wszystko.
2. Narzędzia > opcje > zaawansowane > sieci > treści w pamięci podręcznej > wyczyść teraz.
3. Zainstalujcie program do czyszczenia dysku np:
http://www.iobit.com/en/advancedsystemcarefree.php
https://www.ccleanercloud.com/
Ja zmieniłam na seamonkey i wszystko biega. Zastanawiam się, dlaczego przestałam korzystać z seamonkey 🙄
Ciekawi mnie, co z kotkiem, mieli do nas zadzwonić.
Nasza futrzasta zazdrośnica traktuje nas na dystans.
Yurku! Firefoxa wyrzuciłem, bo się wieszał. CCleaner’a mam od lat. Ustawiłem na automat raz na tydzień.
Właśnie wysmażyłem niezdrowy niezmiernie „smaluszek”, czyli poprzerastały bil+cebula+czosnek+papryka+przyprawy. Było tak dużo mięsa, że wyszedł mało tłusty, więc dodałem parmezanu, żeby się kleił i ułatwiał smarowanie na chlebie. Taki wyszedł dobry, że podjadam jeszcze na ciepło, przed włożeniem do słoika.
Pozdrawiam.
Dzisiejszy obiad Małgosi przypomniał mi rodzinne obiady, nie jedliśmy tylko wtedy brokułów.
Wczoraj na rynku kupiłam pierwsze szparagi.
Pogoda brzydka, zimno i deszczowo.
Życzę wszystkim miłego wieczoru. 🙂
Mam w tej chwili przepiękny widok z okna-na pierwszym planie kwitnąca magnolia,
na drugim zachód słońca. Niech żyje wiosna!
Na włościach też kwitnie co może, a Gaston, jak zwykle, wpada na five o’clock.
Bociany na gniazdach albo na łąkach. Poza tym wszyscy sąsiedzi porządkują, sadzą albo sieją. Jeśli akurat nie sieją ani nie sadzą, to plotkują, co należy oczywiście do obowiązkowych zajęć międzysąsiedzkich 🙂 W tej chwili głównym tematem plotek jest
miejscowy Pan Jareczek, który jak się obawiamy popada w alkoholizm i niestety nie za bardzo daje się zatrudnić do różnych drobnych prac pomocniczych, a takich zawsze pełno. Mamy jednak inną i nie pijącą kadrę w w obwodzie zatem powinno być dobrze.
U mnie pięknie i ciepło. Nie wiadomo, jak się ubrać, bo przy jeziorze zawiewa zimnem, a odejdzie się trochę w głąb lądu – upał.
Na obiad będzie eintopf, ryż z warzywami (w garze do gotowania ryżu) i piersi kurczacze.
Właśnie – obiady niedzielne. Zawsze rosół z kury z makaronem i mięso z kury podsmażone na patelni. Albo dla odmiany mięso wieprzowe ze słoika – jak była zabijana świnia, to mama wekowała mięso tak znakomicie z przyprawami, że wystarczyło podgrzać i gotowe. Zamrażarki nie były wtedy popularne, więc tak się robiło zapasy. Kiwi „rzucili” tanio, będzie sałatka na deser.
Danuśka,
to nie plotki tylko niezbędna wymiana informacji sąsiedzkich.
U mnie też po deszczowym przedpołudniu wypogodziło się , w związku z czym obeszliśmy okolicę. Jest coraz bardziej wiosennie.
Do zrazów tradycyjnie podaję duszoną czerwoną kapustę albo buraczki, ale u synowej jadłam je z zieloną fasolką szparagową i dobrze się to komponowało. Tak więc nie trzeba kurczowo trzymać się tych buraczków i czerwonej kapusty.
Nie wiem, czy oglądacie serial ” Bodo”. Zaczęłam go oglądać zachęcona zapowiedziami no i samym tematem, ale rozczarowałam się całkowicie.
Pytam moje koleżanki, a one też robią niewyraźne miny. Szkoda, bo życie Eugeniusza Bodo można by pokazać w ciekawszy sposób. I postaci mało wyraziste , ale może to jestem malkontentką.
I jeszcze w sprawie kurczaka-tylko czekam na okazję, aby znowu wpadł do nas ktoś na obiad i bym nareszcie mogła podać znakomitego kurczaka po senegalsku:
zaczynamy od słodkiej cebuli, którą w dużych ilościach kroimy na plasterki i zalewamy obficie sokiem z cytryny. Cebulę z sokiem pozostawiamy w temperaturze pokojowej na co najmniej 2-3 godziny albo dłużej. Kawałki kurczaka obsmażamy na dużym ogniu, przykrywamy kordełką z rzeczonej cytrynowej cebuli i dusimy do miękkości. Możemy przygotować w ten sam sposób również dowolną białą rybę. Trzeba tylko kochać cebulę, a nie każdemu dane 🙁
Proponuję zatem toast za wędrowca na szlaku oraz za tych, co kochają wyżej wspomnianą cebulę w każdej i dowolnej postaci 😉
Krystyno-w sprawie wymiany informacji zapewne masz rację 🙂
W prasie było sporo krytycznych wypowiedzi na temat tego serialu i rzeczywiście szkoda, bo życie Bodo to bardzo ciekawy materiał na film, czy książkę.
Jeśli nie mam wolnowaru, czy można gotowa powolnie (slow cooking) w zwykłym garnku?
Na płycie indukcyjnej każdy garnek do niej dostosowany jest jak chcesz.
Mam tysiąc i jeden powodów żeby tego nie robić! Po pierwsze, nie mam płyty indukcyjnej, a co za tym idzie garnków do niej dostosowanych, po drugie… 🙂
Danuśka… 🙂
http://aalicja.dyns.cx/news/Gotuj_sie/Przepisy/02.DROB/Kurcze_senegalskie_Danuski.html
Alicjo-Bóg Ci zapłać 🙂
Cichał-na włościach często gotujemy w dowolnie wybranym garnku, w trybie slow cooking 🙂 wykorzystując nasz wolno stojący kominek, a onże wygląda mniej więcej tak: http://e2.otwarte24.pl/otw258/c92f80a60013bb7b4e705326
W miejsce tego czajnika na zdjęciu stawiamy garnek z gulaszem, bigosem, kaczką, czy co tam jeszcze nam przyjdzie do głowy i rzeczone danie dusi się spokojnie i bezstresowo przez wiele długich godzin. Wystarczy tylko pamiętać o dużej ilości sosu, bo wtedy się na pewno nie przypali, a smakować będzie wybornie.
Można też na kuchni elektrycznej, nie wiem, jak na gazowej, bo gazu ogólnie nie lubię. Zagotować, zmiejszyć ogień do minimalnego (u mnie 30c) i robić swoje. Ale płyn jest ważny, jak zauważyła Danuśka.
I pokrywka, żeby nie wyparował!
Jerzor zeżarł na śniadanie prawie wszystko ze słoiczka, jeden z czterech, co to je wczoraj robiłam. Czy to się godzi?!
Myślę, że gotować powoli można na zwykłej płycie elektrycznej, kuchence gazowej czy w piekarniku w każdym garnku, choć pewnie lepiej w tym o grubszym dnie. Kiedyś było zwykłe duszenie potrawy, teraz tryb slow cooking. Kiedyś były prywatki, teraz są domówki. Nowe nazwy, treść ta sama. No, prawie ta sama.
Obiadowy kurczak nie był dziś należycie miękki, a że jutro ma być powtórka, to wprowadzę akcent senegalski, czyli podduszę kawałki mięsa z cytrynową cebulą.
Godzi się, godzi, jak dobre! A ja mam dobre dni, bo Ewę złapało lumbago, czyli jakby powiedziała Pyra: Hexenschuß. Freud kazał się kłaniać 🙂
No i wreszcie zależna ode mnie, ha! No, ale poważnie. Już ma się lepiej, bo smarujemy, wygrzewamy, chuchamy i glaszczemy a nawet głaskamy (młody Stuhr)
Kurczak był na pół slow i wyszedł (Ewy recenzja) znakomicie! To tak, kiedy chłop wkłada serce do talerza kobity…
Oczywiście, że się godzi!
Nasz ś.p.Gospodarz zawsze to podkeślał.
Zeszło mi na wspominki.
dzień dobry ….
Alicjo z okazji urodzin wszystkiego najlepszego …. 🙂
Alicjo, urodzinowo wszystkiego najlepszego!
Alicjo – życzę Ci spełnienia marzeń, wspaniałych podróży i siły do ich realizowania. Paweł dołącza się do życzeń.
Alicjo, najlepsze urodzinowe, radości i zdrowia jak najdłużej
Alicjo – jak zeżarł to:
– godzi się
– musi być bardzo smaczne
Urodzinowo – wszelkiej radości, marzeń spełnienia, dudków różności, smakowitego „jadełka” w różnych wydaniach i zdrowia byś mogła podróżować wedle swego uznania, poznając nowe zakątki, tubylczą kuchnię i nowe kultury.
Uściski urodzinowe dla Alicji wraz z życzeniami kolejnych udanych podróży i kolejnych udanych produkcji soku buraczanego 🙂 Mam nadzieję, że dzisiaj z racji urodzin wypijesz jakiś szlachetny napój będący, owszem, wynikiem fermentacji, ale raczej tej winogronowej 😉
Alicjo, ściskam Cię urodzinowo i życzę dużo zdrowia, radości, pięknych podróży i spełnienia marzeń.
Alicjo! Młoda Damo! Kiedy przyjedziecie? Wtedy złożymy, a teraz tylko najlepszego!
Jeszcze o fermentacji albo raczej o destylacji:
dzisiaj świętujemy też urodziny naszego przyjaciela. Jego żona organizuje właśnie drobne spotkanie towarzyskie, które ma być niespodzianką dla Jubilata. Nabyłam zatem na prezent gruziński alkohol bardzo zachwalany przez sprzedawcę :https://www.facebook.com/Riravo/
Mam nadzieję, że to dobry pomysł. Może Ewa, nasza specjalistka od Gruzji, zna ten podwójny destylat?
Alicjo,
Nowych celów, cudownych podróży, zdrowia i sił do tychże…
Danuśko,
Szczerze wyznaję, że nie. Na swoje usprawiedliwienie dodam, że nagminnie byliśmy częstowani trunkami domowej roboty…
Dziękuję za życzenia 🙂
Piękny dzień mamy, słoneczko i ciepło. Poza tym nicnierobienie. Chociaż…może posprzątam patio, czas wynieść nań stół i krzesła.
za zdrowie Alicji … 🙂 … a do nas idzie zimno …
a ja dziś zrobiłam śledzie … zalałam je jogurtem z pesto i musztardą … jutro będą do kartofli w mundurkach …
Za zdrowie Alicji i Wędrowca na szlaku!
Zdrowie 🙂
Zdrowie!
Alicjo, ściskam Cię urodzinowo i życzę dużo zdrowia, radości, pięknych podróży i spełnienia marzeń.
https://www.youtube.com/watch?v=UG3r2_QOfRg
🙂
Dobry wieczor,
Alicjo, najlepszego!
Alicjo, zdrowia dobrego do następnych podróży i spełnienia choć 75% marzeń. 😀
Rzut na taśmę opóźnił mi się o 4 minuty. 🙁
Dzień spędziłam na nicnierobieniu, obiad sam się zrobił, a do tego bąbelki J. postawił oraz przytargał wielki bukiet tulipanów.
Życie jest piękne 🙂
Jeszcze raz dziękuję za życzenia.
Witam, Alicjo zdrówka.
Alicja,
To jeszcze ja z życzeniami – niech Ci się spełniają wszystkie marzenia, w zdrowiu i pogodzie ducha!
Wszystkiego najlepszego !!!!!!!!
Malbec dzisiaj 🙂
Poranek chłodny, ale to jednak wiosna. Poniżej ta widziana z moich okien: https://plus.google.com/photos/104147222229171236311/albums/6275124404850170593/6275124454090236962?pid=6275124454090236962&oid=104147222229171236311
Wiosennych wrażeń dla wszystkich 🙂
Alicjo, troszkę spóźnione, ale najlepsze życzenia pomyślności wszelakiej 🙂
Danuśko, piękna Twoja wiosna, za moimi oknami głównie zieleń bezkwietna, ale też pięknie! Prócz wiosennego mam inny, równie oszałamiający zawrót głowy, bo zjechały moje dzieci i każdy dzień pełen wrzawy, zachwytów, zadziwień, ale i niepokoju…dwulatek i czterolatka – to słodycz, ale też niezły zamęt 🙂
dzień dobry …
Danuśka ja też chodzę po osiedlu i wypatruję magnolie … podrosły przez lata i kwitną pięknie …
do poczytania (stare ale aktualne) … rozmowa …
http://wiadomosci.wp.pl/kat,38214,title,Czlowiek-jest-zla-bestia,wid,9530845,martykul.html?ticaid=116dc0
Barbaro ale miło w domu macie … 🙂 … szkoda, że pogoda taka mało miła nadchodzi …
Alicjo
Wszystkiego najlepszego!
Wczoraj bawiłem się w drwala i wycinałem tuje rosnące przy sąsiadowym płocie. Rosły piętnaście lat i czas najwyższy było się ich pozbyć. Teraz wszystko wróci do pierwotnego założenia i bedą tam rosły drzewka i krzewy owocowe: wiśnie, porzeczki, agrest i borówka. Tuje wyglądają dobrze przez kilka lat, potem zasłaniaja wszystko i niszą trawnik , który zanika i w jego miejsce pojawia się mech.
Barbaro, to masz w domu pełnie szczęścia. :-). Francuski masz wiec teraz na co dzień .
Tutaj słonecznie ale wciąż jeszcze chłodno.
:-). 🙂
Alicjo – wszystkiego najlepszego!
https://www.youtube.com/watch?v=L-5M1_DKvb0
Ta pełnia szczęścia, jak piszecie, czasami zamienia się w pełnię trwogi. Dzieci są okropnie żwawe, sto pomysłów na minutę i każdy ma swoje preferencje. Jak to pogodzić, jak nadążyć, niezła gimnastyka. W tym wszystkim Gucio, jakby trzecie dziecko, każda zabawka go interesuje, śmiesznie wprasza się do każdej gonitwy, a my próbujemy to wszystko ogarnąć. Natomiast jestem pełna podziwu nad dyscypliną przy stole. Posiłki są jadane o stałych godzinach, nie ma żadnego dojadania po odejściu od stołu, odpada więc jakiekolwiek łasuchowanie między posiłkami, kruszenie czy lepiące się rączki. To samo dotyczy pór odpoczynku, przedłużają się jedynie momenty wyciszania przed snem, czytanie bez końca. Ale i dla nas są to dobre przerwy na wytchnienie.
…ciąg dalszy o milusińskich. Francuski przeplata się z polskim, śmieszne z tego wychodzą kompozycje, a jak dodać do tego dziecinną wymowę… Widać, że ze zrozumieniem polskiego nie ma problemu, odpowiedzi czasem wprawiają w osłupienie, ale dajemy radę 🙂
On jest z Bretanii, a ona z Warszawy,
ale tak się poukładały ich sprawy,
że los rzucił ich do słonecznego Marrakeszu
gdzie Francuzów więcej niż np.w Bangladeszu.
Dzisiaj zamiast tadżine, które Marokiem pachnie
Salsa się pewno na jakieś ekstra schabowe zamachnie 🙂
Salso-rodzinnych radości i pozdrowienia dla całej wesołej kompanii!
http://kuchniaotwarta.blox.pl/resource/Tajine_157ko.jpg
głosujmy …
https://www.facebook.com/RatujmyTrojke/photos/a.1721391974813897.1073741829.1718348698451558/1765821430370951/?type=3
Danuśko 🙂 poemat wzruszający, dwie poprawki małe: bitki były, a Bretania to tylko wakacyjna kotwica, reszta szczera prawda 🙂 Dzięki! Na razie towarzystwo się przemieściło, w domu zapanowała cisza, aż w uszach dzwoni, dziwnie.
Alicjo, czy masz jakieś wieści o kotku?
Gospoda Jaskółeczka w Radomiu zatrudnia 23 osoby … 18 z nich to osoby z niepełnosprawnością … polecam pyszne pierogi – Adam Bodnar …
za zdrowie wedrowca na szlaku!
Codziennie sobie obiecuję, że zdam sprawozdanie z szaleństw konfiturowych i codziennie padam na żabi pysk z przekonaniem, że dzisiaj nie dałam rady, ale jutro to na pewno napiszę.
W kazdym razie mam 12 litrów konfitury do mięs z jarzebiny i 24 litry greckiej, która jest doskonała na chandrę i depresję 🙂
Teraz je tylko zasłoiczkować i podpisać – akurat drukarka padła z braku kolorowego tuszu (czarnego w końcu też), rok temu o tej samej porze też padła z tych samych powodów.
Haneczka nadal nie ma sprawnego kompa. Inka dzisiaj odebrała kalkulacje zjazdowe. Chyba nas liczą jak dzieci w internacie 🙂
Alicjo, wszystkiego najlepszego!
Dzień dobry.
Nie ma żadnych wieści o kotku, a ja się boję zadzwonić 🙁
Teraz już po godzinach, Jerz się zobowiązał, że jutro zadzwoni.
Nasz kot jest za to obściskiwany ponad miarę i nie wiem, czy się z tego cieszy, zwłaszcza jak Jerzor wyraża jej uczucia.
Jeszcze raz dziękuję wszystkim za życzenia 🙂
Cholera, Pyra zawsze mi przypominała o wszelkich imieninach, urodzinach 🙁
Dobry wieczór.
Czas rozterki u nas. Czas nam rozstać się z wiernym towarzyszem, towarzyszem znamym i wśród Was, poniekąd. Mój ukochany Golf, którym jeżdżę od wielu, wielu lat, którym woziłem niejedną, niejednego z Was dożył wieku, że… czas go wymienic.
Nie jest tak, że muszę go odprowadzić zaraz osobiście do rakarza samochodowego, nie, widzę wyciągnięte ręce, ale te ręce są obce, przeto żal mi go, bo jest w tej chwili tylko wielkością przetargową rzędu: 500, lub nawet 1500? Pójdzie co prawda, nie na przysłowiowe żyletki, lecz gdzieś albo na całkiem bliski wschód, a może, kto wie, na dosłowny Bliski Wschód. Wtedy, tak czy tak, życzyłbym sobie, by go jakoś podszykowano, bo w nim jeszcze wiele potencjału.
Byle nie był użyty jako …
Dobrej nocy!
Bardzo brak Pyry.
Pepegorze – rozumiem Twoje przeżycia. Tak cierpiałam sprzedając moją tojotę.
Znakiem tego, dopadnięto was , konfiturników, usmażaczy wszelakich i obligatoryjnych oblizywaczy warzechy!
Dobrze wam tak bo, o ile szarpaliście dotychczas tylko w czasie zbiorów, to teraz musicie i wiosną, a w tej logice, wnet i w „długie zimowe wieczory”!
Ja czytam i się dziwię – I Żaba, i Misiu znowu mieszają.
Mieszają co? Smażą i mieszają zrzuty z chłodni!
Jezu, i tu już nie będzie czterech pór roku. Tak na wszelki wypadek:
Dobrego liza z warzechy – tak po blogowsku!
Krysiade, gorsza zdaje się być część szukania nowego.
Tu już konflikt prawdziwy. Ja jestem praktycznie upodstawiony, moja LP chciała by postawić jakiś sygnał. Jasna rzecz, że sygnał na na nasze możliwości, to po mojemu.
Jest jeszcze cała masa do przerobienia.
dzień dobry ..
uściski urodzinowe dla Alana … 🙂
Alino dobre życzenia urodzinowe dla Michała … 🙂
Cudny, przebogaty weekend (tylko 37 godzin, wliczając sen 🙂 ) — a jaka moc wrażeń (i wrażenie mocy… naszej 🙄 )
Świętokrzyskie objechane i przedeptane, hity pokontemplowane, Krówka Opatowska skosztowana, Dzionie Rakowskie namierzone…
Zdjęć wieeeelkie mnóstwo, bo działo się, oj działo! 😎
Zapraszam Zainteresowanych! 🙂 🙂 🙂
Jolinku, to bardzo miłe, ze pamiętasz. Dziękuje w jego imieniu. Udanego dnia. :-).
Informacja zjazdowa.
Na jednej nodze, bo łomatko!
nocleg – 20,00
śniadanie – 10,00
obiadokolacja – 15,00
czyli:
dwa noclegi+2 śniadania+2 obiadokolacje = 90,00 od osoby
Serdeczności urodzinowe dla świętujących dziś Panów 🙂
A cappello, sprawiłaś mi sympatyczną niespodziankę tą świętokrzyską relacją, zwłaszcza fragment opatowski, z którym to miastem jesteśmy oboje z mężem serdecznie związani. Dzięki za to nasycenie się wspomnieniami 🙂
I odlatuję, bo dzieci….
Jest nowy wpis.
Meilleurs voeux dla naszych Francuzów!
Basiu, mieliście piękną wycieczkę 🙂