Biała rolada z zielonym szlaczkiem
Bardzo lubię białe sery. Choć nie zawsze twaróg jest czystą bielą.
Tak właśnie jest z francuskim Le Roule z ziołami i czosnkiem. I z wierzchu, i w środku biel sera złamana jest zielenią ziół. Również smak lekko słodkawego, bardzo delikatnego twarogu z krowiego mleka przełamany jest aromatem mieszanki ziół i wyczuwalnego, acz nienachalnie, zapachu czosnku.
Jadłem Le Roule przez kilka dni z rzędu. Jako deser po obfitym obiedzie, jako przekąskę z grzankami przed kolacją, wreszcie jako gorące danie, czyli w naleśnikach z serowym farszem. Za każdym razem ser smakował inaczej. Ale za każdym razem był wspaniały.
Jako deser łagodził spalony język i podniebienie nadwerężone ostrymi przyprawami towarzyszącymi befsztykom. Na dodatek znalazłem wino, przy którym ziołowy twaróg rozkwitł całym bukietem aromatów. Było to, zupełnie w Polsce nieznane, Champ Long z serca Doliny Rodanu, czyli z Cotes du Ventoux. Podstawą tego białego wina jest słynny szczep grenache blanc. Jest więc to wino subtelne, lekkie, niezbyt kwaśne i właśnie pozwalające zabłysnąć własnymi aromatami ziołom zdobiącym Le Roule.
Naleśniki z twarogowym farszem były też bardzo dobre. Ale uznaliśmy, że Le Roule jest za dobry na to, by wpychać go do ciasta. Na farsz nadają się pośledniejsze sery. Ten powinien zachwycać podniebienia samodzielnie. I wreszcie znalazłem dlań właściwą kompozycję. Le Roule na płatach delikatnego, różowego mięsa łososia to – moim zdaniem – szczyt wyrafinowania. I tak już zostanie. Na moim stole twaróg ziołowo czosnkowy będzie deserem, któremu towarzyszy lekkie białe wino lub biało-różową przekąską czyli z najlepszej jakości łososiem.
Smacznego!
Komentarze
dzień dobry …
też lubię zestawienie łososia z dobrym serem … a propozycja Piotra z winem kusi bardzo …
Śniadanie w hotelu Ritz… lub lunch… względnie kolacja! (Ach te najwyższej jakości podniebienia i produkty – w tym łososie! I Obamowie wciąż na wish list chefa… 😉 )
Nb, instrukcja: jeśli ktoś ma słabszy komputer lub wolniejsze połączenie – należy poczekać parę sekund aż się załaduje i potem nakliknąć „jeszcze raz” na koniec adresu w jego polu („po cyferkach”) + Enter => właściwy obrazek pokaże się na ekranie 🙂
Szaraku 🙂
Małgosiu, gratulacje i najlepsze życzenia! 🙂
Dzień dobry. Dobrze zaczynać dzień od pięknych futrzaków, A’ Cappello!
Tak się składa, że niby lubię sery i serki twarogowe, ale zawsze jest to dla mnie „ser ostatniego wyboru”. Kiedyś, w jakimś programie tv p.Sikorowski pokazywał pochodzącą z Bałkanów potrawę: naleśniki z twarogiem na ostro, zapiekane w ostrym, pomidorowym sosie. Powtórzyłam te naleśniki w domu 2 x i był to zdecydowany sukces (twaróg, czarne siekane oliwki, zioła dalmatyńskie, czosnek i oliwa z tych oliwek) Osobiście wolę te naleśniki odsmażane – bez sosu.
Bardzo sympatyczne dzisiejsze doodle w googlach 🙂
Ser Le Roule w dwóch odsłonach:
http://www.seromaniacy.pl/seropedia/ser,Le-Roule
Też bardzo lubię, tak jak Gospodarz, ten ziołowo-czosnkowy,
Pyro, ale fajny pomysl na nalesniki!
Musze Mame namowic na takie, bo kiedy przyjezdzam, to oprocz rosolku dostaje zawsze fure nalesnikow 🙂
W czasie duńskich śniadań podpatrzyłam całkiem sprytną krajalnicę do sera:
http://www.homebook.pl/produkty/4272976/dla-domu-do-kuchni-i-jadalni-do-gotowania-krajalnice-nuance-kitchen-krajalnica-do-sera-czarna-180175-czarny
Podobno jest o częste wyposażenie tamtejszych kuchni. Jak z wszystkim urządzeniami tego rodzaju, trzeba mieć oczywiście sporo miejsca na kuchennym blacie.
Gospodarz o francuskim serze…
Przed chwilą obejrzałem film prosto z mojej skrzyneczki o produkcji i historii francuskiego sera Mont d Or. Ślinka cieknie na sam widok:
http://www.androuet.com/images-up/images/recettes/montdor2.jpg
http://tv5.ca/Epicerie-fine?e=7lp2lpp63te53
Krajalnica ladna, ale ser krajany w plasterki jakos mi mniej smakuje niz ser lamany, odcinany tepym nozykiem do sera, albo odszczypywany od wiekszego kawalka.
Dzis kupilam sobie uczciwy kawalek bardzo swiezego parmezanu oraz swieze figi. Bedzie to moj lunch, jak wroce z FedExu.
Jaki dzien zrobil sie prztjemny! Odwolali mi wizyte u onkolozk i przelozyli na Dzien Kobiet. Kiedy powiedzialam pilegniarce, ktora mnie o tym teefonicznie zawoadmiala, ze kompletnie niepotrzebnie wzielam prysznic, skoro wizyta odwolana, to ja zamurowalo i nie wiedziala co powiedziec. Dopiero jak powiedzialam, ze zaplanuje w tej sytuacji nastepna kapiel na Osmego Marca, to zaczela sie smiac, ale jakims nie do konca pewnym glosem.
Wszsrtkie zonkile kwitna juz w calym miescie jak oblakane, a zachodni Lonyn jest caly w kwitnacych dzikich czeresniach. Blado rozowy i bialy.
Moze kupie sobie jakies nowe perfumy z okazji wiosny. Elie Saab? Moze.
Ser Le Roule odkryłam już dawno, moim faworytem jest też ten ziołowo-czosnkowy, chociaż czasem się też skuszę na wersję słodszą.
Dzień dobry.
Niestety, lubię wszystkie sery, bez wyjątku i bez względu na intensywny zapach. Bez względu na pochodzenie i narodowość!
Twaróg najlepszy jest jako kromka dość gruba, na niej plasterki rzodkiewki i szczypiorek. Dzisiaj mam gruyere.
Heleno,
denerwujesz mnie okropnie tymi żonkilami i dzikimi czereśniami 👿
Heleno-świeży, pachnący chleb skubany palcami też smakuje lepiej niż taki porządnie ukrojony nożem 😉 Ale jedni skubią, a inni kroją.
Jak wiadomo nacje skandynawskie są wysportowane, zahartowane i uważają podobno, że nie ma złej pogody, jest tylko niewłaściwe ubranie. Kiedy obserwowałam w Kopenhadze te tłumy rowerzystów dzielnie pedałujących po całym mieście, to stale się zastanawiałam, jak oni nie marzną bez czapek i bez rękawiczek przy temperaturach od 1 do 4 stopni? Tylko nieliczni byli ciepło ubrani od stóp do głów. No, zahartowani i już!
Alicjo-za chwilę też Cię trochę podenerwuję pierwszymi oznakami wiosny w państwie duńskim 🙂 Jak tylko uporam się ze zdjęciami.
A;icjo, do Was tez dojada zonkiele i kwuat czeresni. Dzis wiadzoalam tez dua lake ju nieco przekwitsjacych nirbriskicg krokusow.
Kupiulam sobie tez bukiert papuzich tulipankow, czerwponych z zoltymi zylkami. Jeszcze sie nie otworzyly, a juz sa przepiekne. Nie da sie ukryc – idzie wiosna.
Kwiaty czereśni nie bardzo, przynajmniej w naszym rejonie. Dojdą do nas, dojdą, ale póki co sporo śniegu. Słońce i +2c, więc powoli topnieje…co nie znaczy, że nam nie przysypie jeszcze!
Heleno,
kupiłaś perfumy? Jak wiosenne, to proponuję Floral Drops (Dolce&Gabana).
Pyro, futrzaki i nie tylko… 🙂
Heleno, a Ty byś nie mogła kiedyś obfocić wiosennego Richmond Parku… bywałam tam tylko latem i jesienią… pliiiis! 🙂
Powróciwszy do dom w strugach deszczu (całodziennego, w nocy będzie ze śniegiem, jutro bez zmian), uradowałam duszę wspomnieniami z ostatniego pobytu w Londynie wiosną. Zwłaszcza wbił się w pamięć szalony wtorek tuż przed wyjazdem, gdy zdołałam obiec wszystkie ulubione parki SW London. Ukwiecone oczywiście.
A owe czereśniowate (od bieli poprzez wszystkie odcienie różu po lila i ciepły intensywny fiolet), łany żonkili (+ inne zjawiska, np. azaliopodobne w styczniu!) podziwiałam w prawie-amoku podczas pierwszego pobytu w L, fociłam, wysyłałam, opisywałam, opisywałam… Zabawne było wylądować na tych trawnikach i pierwiosnkach prosto z dwudziestostopniowego mrozu na nartach na Chopoku…
Co powiedziawszy, muszę dodać, iż tutejszy deszcz na dole oznacza śnieg wszędzie wyżej; marcowe nartowanie bywa cudne – tych jasności troszkę mi w Londku zawsze brakowało. Zresztą w krk przebiśniegi mamy od przed-Walentynek, krokusy wychynęły nieco później, dziś ptactwo śpiewało mimo deszczu jak szalone. Więc co pozazdrościmy Helenie, to nasze a co się ucieszymy naszym – to też nasze, o! 😎
…I polopirynka z miodem prewencyjnie, po tej pompie zacinającej… 🙄
Jak można uradować duszę w styczniowych londyńskich parkach —
https://picasaweb.google.com/basia.acappella/LondySkiBukietStyczniowy (niektórzy już to widzieli… w 2008 😉 )
Jakie tereny Helena ma tuż – i mogłaby pokazać, jak wyglądają wiosną —
https://picasaweb.google.com/acappellanova/Kingston# 🙂
Ser Le Roule już od jakiegoś w naszej kuchni. Jeszcze nie próbowałem wersji z pieprzem, ale chyba jutro kupię. Wersja ziołowo – czosnkowa dobrze się komponuje z wieloma rybami np. wędzoną makrelą
Jak ktoś już obejrzy londyńskie parki razem z A Cappellą to zapraszam do Kopenhagi:
https://plus.google.com/photos/104147222229171236311/albums/6256757187626256257
O, pardon, Danuśka ma premierę i absolutne pierwszeństwo — już biegnę w te pędy (przedwiośniane) do krainy Andersena!!! 😎
U nas też wiosna dobija się do drzwi. Ostatnie narty chyba w tym sezonie. Jutro ma być ładnie i we czwartek. Potem już pod znakiem zapytania.
Dzisiaj powtórka z rozrywki – naleśniki ze szpinakiem i ricottą na ostro.
Danusiu, wypad i relacja mniam! 😎
Dodam jeszcze kwitnące i obłędnie pachnące hiacynty 🙂
A cappello-ten deser zamówiła Latorośl, ja tylko odrobinę spróbowałam 😉
Kopenhaga w remoncie z racji rozbudowy metra. W wielu reprezentacyjnych punktach miasta płoty i ciężki sprzęt. Nawet pomnika Andersena z tego właśnie powodu nie dało się obejrzeć. Może jeszcze kiedyś wybiorę się tam wybiorę i jeśli tak, to koniecznie w okresie kwitnienia rododendronów, bo tamtejszych parkach to chyba drugie kwiaty po różach.
Jak u was przekwitną, to u mnie nastaną, o!
A capello, a jeszce blizej niz uwielbiany Kingstn nad Tamiza, mam Krolewski Ogrod Botaniczny – 10 minut autonusem 65 spod drzwi do bramy odgrodu. No i to co sie tam w tym ogrodzie, a wlascowie ogrodach dzieje wiosna , jest nie do opisania. Choc Pawlikowska-Jasnorzewska gdy byla w Londynie i to widziala, to westchnla:
Panie, Twe Dzelo tak piekne, tak czyste.
ze wiiekbie Ciebie, wspanialy Artysto
i kwituje nasze porachunki….
Mnie to tez napada gdy tylko przekraczam bramy Kew Gardens.
Jeszcze o kulinariach-pojechałyśmy zobaczyć sławną”Nomę”, która z zewnątrz wygląda niezwykle skromnie natomiast jest bardzo ładnie położona. W sznureczku poniżej można pooglądać owe wyrafinowane dania: http://joemonster.org/art/28939/Tak_wygladaja_dania_w_najlepszej_restauracji_na_swiecie Mimo, że nie w „Nomie” 😉 ale zjadłam znakomitą pieczeń cielącą podaną z dodatkiem młodych, jedynie lekko obgotowanych warzyw i przysmażonych chwilę na maśle. Proste chłopskie jedzenie w sam raz na prawie wiosnę 🙂
pieczeń cielęcą oczywiście
Heleno, bywałam w RBG Kew wiosną bardzo często (kilkanaście razy!) ale w zbiorach cyfrowych (picasa, basia.acappella) mam tylko sierpień 2006 z suszą — tak czy owak jest tam cudnie o każdej porze roku, a Rododendron Dell w szczycie… hmmm… 🙂 🙂 🙂
Tymczasem czegoś mi brakowało w Richmond Park 2008… – tak, „ono” jest w 2007, stąd 😉
Za zdrowie wędrowca na szlaku!
https://www.youtube.com/watch?v=srwEFsoKBm8
…róbmy swoje 🙂
A co tam, jak spamujemy to spamujemy — Heleny czyli Królewski Ogród Botaniczny Kew 15 i 30 sierpnia 2006… jak na zakaz węży i zraszaczy całkiem soczysty 😎
…I pomyśleć, że to już prawie dekadę temu… dokładnie dekadę bez półrocza…
A jutro 20 lat od wyjazdu… nie do pierwszej, a do „długiej” Anglii. I 17 lat od powrotu — 😯 po trzykroć szok, proszę pana świętego Dawida walijskiego! 😉
Danuśka – Syrenkę obejrzałam, Dania z Nomy – obejrzałam i np na Twoją pieczeń cielęcą piszę się od razu, na najpiękniejsze nawet skórki wieprzowe z czarnymi mrówkami, nie. Zdecydowanie nie! Jakaż ta Jutlandia bliska północnym terenom niemieckim i jak mało skandynawska, ale wyroby Królewskiej Manufaktury porcelany – przepiękne. Danuśka – jak znajdziesz chwilkę czasu, zadzwoń jutro do Pyry – pora dowolna (nie wyjdę nagle z domu), a jest okazja dla Kuzynki Magdy. Caluteńki dzień nie chciała ze mną pracować moja klawiatura – dlatego nie pisałam.
A Cappello – mój podziw dla Brytyjczyków ma treść „ogrody i architektura” ; dużo im za to wybaczone być musi.
Danuśka,
jak to, nie byłaś w Nomie?! Leć z powrotem, ale już!
Popatrzyłam na ten sznureczek z wymyślnymi daniami, interesowałoby mnie to z czarnymi mrówkami 🙂
Mrówki mi niestraszne, kiedyś na jakichś klasowych wykopkach odłożyłam na chwilę bułkę, mrówki się zbiegły i kilka pożarłam żywcem z kiełbasą krakowską. Zamiast musztardy 😉
A capella – no bskie sa te zdjecia z Kew. Wszystkie moje ukochane zakatkji uchwycone, procz altanki z wisteria (nie pamietam jak to po polsku). .
Trzeba sie bedzie niebawem wybrac. I chyba mi sie juz nalezy roczny bilet emerycki, na dowolna licbze wizyt w ciagu roku. Dotad nie kupowalam takiej rocznej wejsciowki, bo zylam na walizkach, Ale w tym roku chyba sobie strzele.
W marcu przylatuje do Londynu moja przyjaciolka, Ania, nowojorksa poetka, ktora dostala w Londynie jakas wazna nagrpde literacka. Moze ja zaciagne do Kews.
Ja w zasadzie zyje juz tylko tym, ze calkiem niebawem znow bede w Kopenhadze, u mojej przyjaciolki. Uwielbiam to miasto, zaraz po Wiedniu.
Heleno – glicynia, ale wisteria też słyszałam. Pięęęęęękne kwiaty, przypominają mi jacarandę.
Oczywiscie – glicynie! Nie maz pojecoa ile razy nasza Jasiunia uczyla mnie tej nazwy. I nie moge jej spamietac.
Glicynia, glicynia, glicynia.
Pyro-oczywiście zadzwonię, porą raczej popołudniową.
Magdaleno-teraz rozumiem Cię doskonale, Kopenhaga wydaje się być miastem bardzo przyjemnym do życia.
Póki co za oknem nasz własny, polski śnieg z deszczem 🙁
Zanim pojawi się nowy wpis, Pyra sobie ponarzeka na system Windows w moim komputerze. Codziennie rano co najmniej 20 minut trwają jakieś aktualizacje, których konfiguracja nie powiodła się i następne 20 minut trwa „wycofywanie zmian”. Cholery z zarazą można dostać.
Dzisiaj, od rana mam miłą wizytę – prosto ze swojego dyżuru w szpitalu, przyjdzie Marialka – znowu przejrzy wyniki szpitalne, zestawy leków, wyda zalecenia do osłony i diety i podniesie Pyrę na duchu i ciele. To jest jeden z najważniejszych moich prywatnych zysków blogowych – prywatny lekarz o niezwykle rozsądnych i mało ortodoksyjnych zasadach, do którego przez 10 lat nabierałam wielkiego zaufania. Zdrowy rozsądek – to jest to, co tygrysy lubią naprawdę.
Wczorajsze wielkie odkrycie.
Bedac na miescie wpadlam po kanapke z rakami do Pret a Mange.
Nie wiem czy ta siec dotarla juz do Polski, ale Pret a Mange jest tym dla kanapek i malych salatek na miescie czym Starbucks jest dla kawy w biegu.
W Pret a Mange wszystko jest okropni cnotliwe – bardzo swieze, bardzo „zielone”. bardzo organoiczne i ekologiczne. Nawet opakowania – z ekologicznego papieru i ani skrawka plastyku nie blysnie.
No wiec po zlapaniu mojej kanapki z rakami, podeszlam do lodowki z napojami. I tam w oczy mi sie rzucil napoj w kolorze jaskrawo zielonym – albo nowosc albo nigdy go przedtem nie zauwazylam. Pod nazwa Green Goodnes. Potzzreasnelam butekka – napoj, a a nie geste smoothie, za ktorymi nie przepadam. .
Wzielam na probe.
No powiem Wam, ze sie nie zawiodlam. . Sklada sie z sokow jabka, ogorka, selera, szpinaku, limonki oraz lat but not least imbiru.
Bardzo to oswiezajacy i smaczny drink. Musze sciagnac spod sufitu nie uzywany od lat wyciskac do sokow i sprobowac odcisnac w domu. Nie znam propprcji, ale sobie jakos poradze.
Green Goodnes, nie Goodnes. Zaznaczam bo ta literowka moze sie wydac bledem ortograficzntm, a nie jest.
Z innymi moini literowkami radzcie sobie Panstwo sami. 🙂
GOODNESS! Powdojne SS przestalo mi sie odbijac. Ciekawe czy bede tez zle pisac wlasne nazwisko, z jednym s zamiast ss.
To Pyra z maszyny Młodszej. Właścicielka do wieczora w robocie i Matka korzysta. Jak zwykle Marialka miała na mnie pozytywny wpływ i oceniła, że wyniki leczenia są lepsze, niż można było oczekiwać i podała kilka nowych adresów knajpek i barów na Jeżycach, gdzie mieszka i pracuje. Jak dotąd najlepiej karmi „Dąbrowskiego 42” i na dodatek ma przyzwoity poziom cen
Heleno, a ten seler to zwykly, korzen znaczy, czy lodygowy?
Bo sklad brzmi baaaardzo zachecajaco!
Chyba lodygowy. Naprawde pyszne.
Mam nieodparte wrażenie, że PIS-owcy żyli w PRL-u w całkiem innej rzeczywistości, niż ja. Inaczej widzą, inaczej pamiętają, chodzili do innych szkół, innych klubów, innych teatrów. Tylko gdzie to było?
Jamie podaje przepis na Zielony coctail:
– 3 dojrzałe owoce kiwi,
-2 dojrzałe banany,
— 1 pomarańcz,
– 1 mały pęczek pietruszki,
– 1 gruby plaster świeżego imbiru,
– 1 mały, dojrzały owoc awokado,
– ok 200 ml wody,
1 maqła, płaska łyżeczka Florelli Food
Owoce umyć, obrać, podzielić na kawałki (pomarańcza pozbawiona pestek i białej skórki) Wszystkie składniki zmiksuj b.starannie. Pij od razu po przygotowaniu. Smacznego.
Ale to jest t.zw. smoothie, wlasnie koktajl. A tamto z Pret a Mange jest sokiem, czystym zielonym sokiem. Bez natloku smakow. Co to jest Florelli Food?
Żarcie Florelli’ego
Dodawane do wszystkiego
Kidy okazało się,k że Młodsza tyra do wieczora, a nic nie jest naszykowane do obiadu, Pyra zadbała o siebie – 3 niewielkie, gotowane ziemniaki zasmażyła na mieszaninie oliwy i masła, obok rzuciła niezbyt oszczędnie ukrojony plaster gotowanej szynki, na szynkę jajko, a na ścinające się jajko 2 plastry sera tylżyckiego. Kiedy ser się roztopił, całość wylądowała na talerzu z dużą porcją surówki colesław. Uf, jestem jak ten pyton – obżarty i leniwy.
Pyro kochana – wiadomości od Ciebie, to sama radość! Tak trzymać!
A swoją drogą, obiadek zrobiłaś sobie wypasiony.
Krysiade – obiadek okazał się raczej oszczędnościowy, bo nie ma mowy, żebym dzisiaj jeszcze cokolwiek mogła zjeść. Jak na obiad i kolację, to znowu tak dużo nie było (i część ziemniaków została na patelni).
Cichalu miales duzo szczescia, ze nic zlego nie przydarzylo sie, kiedy planeta bez ostrzezenia wpadla na Ciebie 🙄
mi, rok temu jak przywalila bez ostrzezenia, to znalazlem sie w szpitalu na ortopedycznym. wyobraz sobie, ze w malym palcu prawej dloni, miedzy drugim a trzecim stawem (liczac od paznokcia) mozna wkrecic piec srubek w jedna podkladka. dzis mozna juz tylko 😆
teraz, kiedy nie masz juz bialego szalenstwa, mozesz zaczac skateowac. ponizej instrukcja: 🙂
https://www.youtube.com/watch?v=7oNKCprU43E
🙄
Szaraku, bawiłem się w to kilkadziesiąt lat temu, ale na wodzie. Wtedy jeszcze kółek nie wymyślono! „)
Na wodzie Cichalu to ja w to bawie sie tez od parudziesieciu lat. startowalem nawek w mistrzostwach europy, badz planety (dawno temu bylo i dokladnie nie pamietam 🙄 ) ale od kiedy wymyslono kolka 😉 i nie dla samolotow Tempelhof 🙂 , to bawie sie w te klocki dalej. beton nie woda –> i dlatego adrenalina dochodzi az do koncowek wlosow. i o to chodzi, o to chodzi, ….
Też bym się bawił, ale tutaj lenie nie wybudowali Tempelhof! 🙂
Jakby ktoś z Was szukał inspiracji co z czym łączyć i jak zrobić pyszny, zdrowy sok, to można podeprzeć się pomysłami z: http://skoknasok.pl/menu.html
Zrobienie soków w domu to zdecydowanie tańsze rozwiązanie, ale dla zalatanych i zapracowanych taki sok, gdzieś w pędzie i w drodze, to super propozycja. Na Ursynowie też mamy takie bistro.
nie przesadzaj, znalezli sie za to pracusie co Trumpa wystrugali 😛
Dzień dobry.
Stara Żabo,
szejk Kataru zaciera ręce! Chce zatrudnić byłych prezesów, co było do przewidzenia…
U mnie nadal zima, chociaż na lekkim plusie. Na obiad zupa curry z małymi krewetkami.
Alicjo, u nas też zima, pada śnieg z deszczem, fuj …
Danusko, zabki powypadaly? ze niczym niemowlaczek masz ochote saczyc soczki ? 🙄
Na naszym Podlasiu napadalo z ćwierć metra białego pięknego sniegu !
U mnie właśnie zawierucha śnieżna 🙁
Wiosna kalendarzowa za rogiem 🙂
Dalej nie wiem co tp jest Florelli Food.
Wiem co to jest Fiorelli. Taka firma porodukujaca torebki (slabe). Ale Florelli Food? Nid ma tego anwet w internecie.
Pyra,
tłumacz, co to jest Florelli Food – też nie znalazłam…
Wyglada na to, Alicji, ze tajemnica Florelli Food pozostanie na zawsze dla nas niedostepna.
Bedzie mnie dreczylo w nocy, ale trudno.
Prrzepis i ten proszek chlorofilowy są w materiałach „sponsorowanych” w nowym numerze „Jamie – najlepsze przepisy” Jednym słowem to reklama, ale przepis autorstwa Jamiego.
…Czyli mamy więcej czasu na rozwijanie śnieżnobiałych rolad polsko-amerykańskich naprzemiennie z zielonymi szlaczkami kopenhaskimi, londyńskimi, berlińskimi… – pozdrowienia dla Gospodarza + nieustanne życzenia zdrowia!… 🙂
…i śniadaniowe marzenia o perfekcyjnej majówce (w konwencji/konsystencji bitej śmietany 😉 ) – byle do wiosny! 😎
*****
Pyro, jak tam nie mam Brytyjczykom za wiele do wybaczania. Wręcz przeciwnie nawet… osobiście rzecz ujmując 🙂 Lecz znam takich, co o „zdradzie perfidnego Albionu” potrafią wspomnieć nawet podczas dwuminutowej rozmowy na ulicy: „gdzie to pędziłaś z walizeczką, gdyśmy się dwa tygodnie temu minęli na moście? […] nie lubię Anglków, bo nas zdradzili w ’39 względnie Jałcie!” 😉 🙄
Heleno, koniecznie pozyskaj tę kartę bo ceny do Kew nie należą do przyjaznych. Ja miałam swe wejścia (na kartę rodzinną mojej tutor, mieszkającej nieopodal) i obejścia (przez bramę budynku Ogrodowej instytucji badawczej – nb, poradzili mi tak wejść pracownicy Archiwów z naprzeciwka; zwykle łączyłam te dwie wyprawy)… ale czasem ludź wyprawiał się do RBG w towarzystwie… 🙄
A Cappello – żadnej nacji i nigdy nie oceniam po historyczbych zaszłościach. Mam im rytyjczykom) za złe, wyłacznie arystokratyczne przekonanie o wyższości swojej kultury nad każdą inną.
Eeeetemmm, Pyro 🙂 — znam wiele nacji (np tę zza Kanału), które swą wyższość głoszą znacznie dłużej, głośniej i w gorszym guście… a co ważniejsze- raczej bezpodstawnie… 🙄
[Moje lubienia londyńsko-brytyjskie:
https://basiaacappella1.wordpress.com/2008/08/04/my-love-hate-affair-with-london-and-uk-i/ => przeskoczyć ponad jednym wpisem – i dostanie się też nielubienia 😉 – …oczywiście stan i styl na lato 2004, lecz mimo wszystko polecam 🙂 ]
Bezpodstawnie ???? Filozofia, sztuka, architektura, kultura stołu, przemysł perfumeryjny
i można wyliczać jeszcze długo.
A cappello-uważam raczej za bezpodstawne wszelkie uogólnienia.
Co nie znaczy, że pochwalam wywyższanie się. Myślę tylko, że warto docenić i zauważyć zalety oraz zasługi takiej czy innej nacji, bo nie myślę jedynie o Francuzach.
Nnnno, Danuśko, Żabojadom przyznam tylko, że wywyższyli kilka fajnych katedr nieco ponad angielskie poziomy… 🙄 😉 …po inne wymienione atrakcje zgłoszę się do Włochów (dla naprzykładu) 😛 😉
Danuśka ma rację. Bogactwem Europy jest tradycja wielu kultur i wielu ludów.
Purella Food
Pyro, jakżeż mogłaś chcieć ukatrupić w zarodku tak obiecująco zapowiadający się banter?! 😯 😉
Zjada mi kometarz z tą Purellą 🙁
Chlorella
Absolutnie nie! Jamie Oliver nie podaje o dodawaniu zadnych Florelli Foods. Zajrzalam na jego strone Super Smoothies. Jest tam zielony koktajl (oraz kilka innych) cytowany prze Pyre, ale ani sladu FF, cokoliek to jest. To polski wydawca dodal sponsora. Jamie takich numerow nie robi. To bardzo uczciwy dzennikarz.
Bilet emerycji do Kew kuoie. Ostatni raz placilam za wejscue do Ogrodow bodaj 8 funtow (juz ze znizka dla seniorow).
Ja tez znam kogos kto wyszukuje na portalu Onet dowolne wiadomosci o Anglii (najczesciej poprzekrecanych, bo taki jest ONET), tryumfalnie linkuje material i krzyczy blue murder, czekajac na reakcje. Bez reakcji nie ma takiej frajdy jak z reakcja.
Obudzilam sie dzis zlana zimnm ootem.
Przed zasnieciem obejrzalam Margot Fonteyn ( z lat 50-tch) w Soiacej Krolewnie. Balet konczy sie scena pocalunku Krolwny Aurory i Ksiecia.
Potem przeczytalam w Na Temat mrozacy krew w zylach artykul o tym jakie zastraszanie i wazekuniarstwio panuje obecnie na zebraniach redakcyjnych TVP.
No i przysnilo mi sie – TFU, TFU, TFU, ze sie calowalam z Kaczynskim.
TFUUUU!!!!!
Heleno, to jest reklama w tym magazynie. I nie Florelli a Purella Food 🙂
Ale w zacytowanym przypisie przez Pyre bylo cos o dodaniu lyzki FF.
Według mnie to literówka Pyry. Mam przed oczami ten przepis i tam jest tylko Purella Food.
Hej = nie literówka. Jest chlorella i P.F. Podany adres internetowy” purellafood. pl i http://www.agamasmaka.pl
Jak rozumiem, do tego koktajlu, o którym pisała Pyra, dodaje się właśnie ową chlorellę. Zdaje się, że to kolejny cud dietetyczny.
Gotuję flaczki. Po tym, jak na początku roku ugotowałam je pierwszy raz i okazały się doskonałe, nie chcę już żadnych gotowych sklepowych. To znaczy w sklepie kupuję tylko same flaczki, już oczyszczone i pokrojone, a resztę robię sama.
Krystyno – zazdroszczę flaczków. Ja muszę zamówić w sklepie, bo inaczej nici. A te domowe są znacznie smaczniejsze.
Pizzeria w moich okolicach wywiesiła nowe hasło reklamowe:
Wszystkich nie uszczęśliwisz, nie jesteś pizzą !
Ta restauracja stale wymyśla nowe, zabawne hasła tak, by zachęcić do wstąpienia do nich na obiad.
Heleno,
to już nie masz się z kim całować?! Nawet we śnie, a zwłaszcza we śnie?!
Dzień dobry.
Też zjadłam dobry obiad – sznycelki z polędwiczki i sałatka ze smażonego ryżu, kapusty pekińskiej z pomarańczą + sok
Alicjo, bylam. jak sie domyslasz. zdruzgtana i tylko sie rozgladalam na boki czy ktos mnie nie widzi.
Bratanica mojej kuzynki Marleny, trzydziestolatka, ma wspaniałe hobby – i możliwości realizacji tego hobby. Studiowała w Londynie, popracvowała trochę, przeniosła się do Hiszpanii, gdzie pracowała w biurze turystycznym. Ściboliła pieniądze, a teraz od pół roku już podróżuje dookoła świata. Zazdraszczam okropnie! Oto ostatnie donosy z trasy:
„Cześć!
Taka u mnie cisza zapadła bo w Malezji było wspaniale i miałam ciągle towarzystwo – podróżowałam z takim Niemcem i Holenderką a w Kuala Lumpur to w każdy wieczór widziałam się z innymi przyjaciółmi. Jakoś wszyscy byli przelotem i mam też jedną lokalną koleżankę. W Singapurze w sumie było podobnie – ach te moje kontakty mogłabym być szpiegiem hahaha.
Wczoraj wylądowałam na Bali… Ale bez mojego plecaka bo utknął w Singapurze. Na szczęście już go mam – co za ulga. Trochę byłam zmartwiona ale zabawiali mnie wczoraj dwaj młodzi Szwedzi. Poszliśmy na piwo bo stwierdzili że powinnam się napić a nie stresować brakiem bagażu.
Jutro jadę do Ubud – takiego kulturowego serca Bali. Chcę tam zostać na parę dni i pochodzić na zajęcia z jogi. Chciałam się bardzo wybrać na Flores ale jednak zmieniałam plany bo teraz jest pora deszczowa i dosyć wzburzone morze żeby płynąć w taki rejs z Lombok przez Komodo więc muszę to sobie zostawić na inna wycieczkę. Indonezja jest taka ogromna!!!”
Ach, młodym być i mieć przed sobą świat!
Jedyne czego zazdroszczę młodzieży – możliwości.
Pyro-mają i łatwiej i trudniej, to zawsze gdzieś tam się bilansuje.
Od wczoraj żywię się podpłomykami mej własnej roboty. Ło Matko, jakież to proste, ale dlaczego wcześniej nie wpadłam na ten pomysł? Nakładam na oneż pokrojone warzywa, a w tym ukochane, marynowane oliwki własnej roboty. Warzywka drobno pokrojone ciach, ciach i wszystko polane sosem jogurtowo-majonezowym, a na końcu całość posypana ziołami.
Alicjo-doczytałam Twoje pytanie o garnek do ryżu. GENIALNY wynalazek! Jak to dobrze, że chwaliłaś tak wytrwale 🙂
n- ja nie w kategorii łatwiej – trudniej, tylko o tym, że istnieje możliwość i jak się ktoś zaprze, to może zarobić na podróż życia albo na mieszkanie w City.
Pierwszy na blogu miał taki garnek Sławek paryski, a drugi – Miś K. Też chwalili, potem Alicja i teraz Danuśka. A ja darnka do ryżu nie kupię – nie zawsze we dwie, zjemy jeden woreczek ryżu – więc po co i dla kogo?
A my mamy rozwiązany problem, bo za ryżem my nie bardzo…
Danusiu, może zaraziłaś się moimi doniesieniami o użyteczności placków na sodzie? Proziaki na kwaśnym mleku lub maślance czy też serwatce. Jak je robisz? Może z dodatkiem ziemniaków, czyli moskole? Wszystkie pieczone na blasze tzn na patelni, bo pieców z blacha już nie uświadczysz.
Heleno,
nikt nie widział 😉
Pyro,
ja też zazdroszczę możliwości, bo kiedy człek był młody (mam na myśli moje pokolenie), to takich możliwosci nie było, a teraz już nie te siły, żeby się włóczyć po jakichś Himalajach (też była!), a poza tym w tajemnicy powiem, że na starość to się człowiek bardziej boi o własną d…, a za młodu byliśmy niezniszczalni i nie do zdarcia! I mieliśmy siły słonia i wytrzymałość wielbłąda. Nie mieliśmy własnego domu, nie mieliśmy jeszcze dzieci i kota ewentualnie psa czy papugi…
Teoretycznie były możliwości po wyjeździe z Polski, ale przecież wyjeżdżalismy z marnym pieniądzem, a tu trzeba było się jakoś zamustrować, zorganizować itd. Nie narzekam, bo człowiek przez to nabrał innego doświadczenia.
Czy naprawdę drugiego życia już nie będzie?! 😯
Ja staram się wykorzystywać, ile mogę, nadrabiam z młodzieńczych marzeń.
Garnek – ja znałam to ustrojstwo dawno via synowa i dawno powinnam sobie kupić, ale wiecie, jak to jest. U mnie też mała rodzina, ale gar przydaje się nie tylko do ryżu. W każdym razie przydaje mi się.
Cichal-pomyślałam po prostu o naszych przodkach 🙂 i o tych wszystkich nacjach, które nadal pieką placki tylko z wody i mąki. Używam po trochu-pszennej,gryczanej i kukurydzianej, mieszam z wodą z lekka gazowaną i dodaję garść sezamu, siemienia, czarnuszki, ostropestu, czy co tam jest pod ręką. Smażę parę minut na patelni bez tłuszczu, tylko kilka minut do zarumienienia. Kuzynka Magda robi natomiast gruzińskie placki z mąki i jogurtu. Są świetne, bardziej pulchne niż te na wodzie, ale akurat nie miałam w domu jogurtu.
Ja prawde mowiac kompletnie nie rozumiem idei specjalnego „garnka do ryzu”. Ryz ugotuje sie idalnie w kazdy garnku, ktory ma scisle przylegajaca przykrywke i niezbyt cienkie dno. Mertda jest jedna : starannie odmierzona 1 czesc ryzu, 2 czesci plynu i dokladnie 20 minut na malym, ogniu pod przykryciem – niezaleznie od ilosci ryzu. Po dwudziestu minutach nie powinien miec zadnej wody i byc rozsypujacy sie (chyna, ze jest to ryz chinski czy japonski jak do sushi , ktory powinien sie lepic).
Oczywoscie pzred postawieniem na ogien do ryzu nalezy wrzucic wszystko co sie ma w nim znalezc.
Ja od lat dodaje: kostke bulioowa, przeszkolona posiekana cebule, skruszony kardomon (3-4 sztuki) 4-5 gwiazdek anyzkowych, 3-4 cm laski cynamonu, troche masla plus ewentualnie dodatki taki jak suszone pieczarji, garsc mrozonego groszku i takie tam.
Do ryzu nie nalezy zagladac. 20 minut na malym ogniu pod przykrycum.
Ja wlasciwie mam „garnek do ryzu”, ale uywam go so wszystkigo inngo. . Francuski, maly, zeliwny emaliowany, ciezki. Mam go juz ze 40 lat.
Heleno,
myślę, że Chińczycy wiedzą wszystko o gotowaniu ryżu – i ja się tego trzymam 😉
1:2 (woda, ryż) to wypróbowany, stary i dobry sposób gotowania ryżu, ale jak jest lepszy, to dlaczego nie spróbować? Tym bardziej, że gar niedrogi i można wykorzystać do innych przepisów.
Ja wybrałam z dolnej półki i przydaje mi się 😉
p.s.W garnku do ryżu (rice cooker) można robić wspaniałe dania jednogarnkowe, ryż, warzywa i inne takie. I nie tylko. Nie kupowałabym, gdybym nie przejrzała innych możliwości i nie poczytała, co można.
Nie calkiem, Alicjo. Chinczyzy dobrz wiedza o gotowaniu traducyjnego CHINSKIEGO ryzu, ktory jest bardzo inny w kuchni europjskiej. Chinski musi byc kleisty, zbijajacy sie w grudy, aby mozna go bylo jesc paleczkami, podczas gdy eurioejski wrecz przeciwnie – dobrze ugotowany ryz jest rozsypujacy sie, nawet w wodnistym wloskim risotto (arborio) , ale najczesciej jest jednak taki z oddzielajacymi sie od siebie ziarnami. Na paleczkach go nie utrzymasz. Dlugoziarnity uzywany w Indich jest wyzej ceniony w Europie niz chinski. W Europie wolimy ryz mniej kleisty niz chinski czy japonski, choc osobiscie przepadam za niektorymi traducyjnymi gatunkami ryzow azjatyckich, naprzyklad takim, ktory w Ameryce nosi nazwe jasminowego. Siwetny ryz, ktory sie rozsypuje.
Chinczycy znaja sie na kuchni chonskiej, al ja znam sie na europejskiej i tego sie trzymam. 🙂 Zaden mi Chincyk nie podskoczy jesli chodzi o gotowanie ryzu. 🙂
Heleno,
to chyba nie do mnie te wykłady 😉 Serio, już to wszystko przeszłam z ciekawości.
I lepiej Chińczykom nie podskakuj w sprawie gotowania ryżu 😉
eski gotuja chinska potrawe.
Jeski etc.
Nie ma o co drzeć pierza – mnie ten garnek pasuje do innych rzeczy też, jak już zapodawałam. Dolna półka, chyba ze 30$ zapłaciłam, a już mi się „spłacił”. Nastawiam co tam trzeba, włączam do elektryki i sam mi się wyłącza, kiedy zrobione. Prosty w użyciu i myciu 🙂
A propos rodzajów ryżu i do czego który, jestem nauczona i z chińskiej, i z japońskiej strony, „se” nie myśl, Heleno 🙂
U nas można kupić różne ryże, bo mamy dość sporą populację Chińczyków, Koreańczyków i Japonkę od sklepu z herbatą.
I to Chińczycy wymyślili ten garnek….;)
Cichal,
u mnie to się nazywało BLINKI – kwaśne mleko albo maślanka, zagęścić nieco mąką, żeby było jak gęsta śmietana, dodać łyżeczkę sody. Fantastyczne placuszki!
dzień dobry ….
Danuśka weekend miałaś bardzo udany … 🙂 … też ciągle myśle o tych plackach by je zrobić i ciągle są w pamięci … te dodatki do nich to dobry pomysł i może wreszcie się skuszę ..
Biedna Pyra jest przeziębiona – katar, kaszel, zajady w kącikach ust, ale nie gorączkuje. Nie wiem, czy mnie za tydzień przyjmą do szpitala – dzisiaj zadzwonię i zapytam, co mogę brać. Jak dotąd piję aspirin C 2x dziennie.
Rozmroziłam wczoraj pojemnik z potrawą, z którego spadła kartka z opisem. Okazało się, że to wołowina z sezamem – resztka z jakiegoś obiadu. Teraz kombinuję co zrobić, żeby wystarczyło. Pewnie dogotuję kaszy.
Pyro współczuję, mnie też dręczy katar i suchy kaszel, jakby jakiś diabełek zamiatał moją krtań ogonem.
dziewczyny zdrówka … Pyra słaba po chemi a Małgosia po zmianie klimatu to zaraza atakuje …
Małgosiu – imbir, miód, cytryna łagodzą ataki kaszlu. Szykuję sobie litrowy dzbaneczek i popijam. Bardziej dokucza mi katar i zajady.
O, muszę imbir dopisać do listy zakupów, bo po miesiącu nieobecności różnych rzeczy brakuje.
Pyro na zajady witamina B szczególnie B2 i witamina C. Są też w aptece preparaty zewnętrzne, które łagodzą objawy.
Na katar – zwilżyć husteczkę jednorazową olejkiem eukaliptusowym lub Amolem i od czasu do czasu wąchać. Łagodzi katar (nie leczy! lecz przynosi ulgę) i udrażnia nos. Niezła jest też maść tygrysia – posmarować nos przy nozdrzach i nasadzie, ale uwaga na oczy (tzn niezbyt blisko gałek ocznych bo „gryzie”)!
Katarującym współczuję.
Jolinku, mnie to raczej kichający i prychający pasażerowie z samolotu uraczyli tym świństwem. Dwanaście godzin w ich towarzystwie jak widać wystarczyło.
A może koleżanki warszawianki to zainteresuje?
http://kukbuk.com.pl/gotuje-sie/4549,-po-wolna-moda-na-stadionie
Dzień dobry, tu Barbara, nieco odmieniona, z konieczności 🙂
Podrzucam kilka przepisów na domowy syrop dla kaszlących
http://www.pepsieliot.com/domowy-syrop-czyli-jak-w-jeden-dzien-wyeliminowac-kaszel/ Poza cebulową miksturą, jak się rozejrzeć, jest tam jeszcze syrop z marchwi.
Wącham Amol, wziewam aerozol, piję aspirynę i czekam, żeby mi przeszło. Tej wołowiny, okazuje się, jest dosyć na dwie baby, a jak się dołoży woreczek kaszy, to nawet będzie dużo. Surówka jeszcze jest, a sok zrobi Młodsza, jak wróci
Małgosiu zmiana klimatu osłabia nieco i dlatego byłaś otwarta na te zarazki …
w niedzielę ma być +12 …
u mnie makaron z sosem po bolońsku bo Amelka uwielbia …
Wiadomość dla fanów tego zespołu oraz dla tych, którzy mają blisko na Kubę 🙂
http://wyborcza.pl/1,75475,19704008,rolling-stones-zagraja-w-hawanie-wielki-darmowy-koncert-to.html?disableRedirects=true
Danuśka – najbliżej na Kubę ma Cichal
No właśnie Pyro, a podczas takiej wycieczki można połączyć słuchanie, zwiedzanie, plażowanie oraz rumu degustowanie 😉
Dzień dobry.
Na Kubę najbliżej ma Nowy!
Ja też nie tak daleko, ze 3 godziny lotu. Ale wiecie, co tam się będzie działo?! Pewnie pół świata się zleci, a pół Kanady to na pewno, bo Kanada nigdy nie bojkotowała Kuby turystycznie i zimą kubańskie wywczasy to był niemal mus. Troszeczkę to nas minęło, prawdopodobnie dlatego, że zorganizowane wywczasy „all included” to nie dla nas. I niestety, nie będziemy już widzieli takiej Kuby, jak w Buena Vista Social Club, bo tam wszystko się zmienia w oczekiwanie na unormalnienie stosunków z USA.
A to nastapi niebawem.
Małgosiu,
Na gardło jest najlepszy sok z buraków, tak mówiła Babcia.
Barbara,
masz świetną ksywę, zostań przy niej 🙂
p.s.Amerykanie póki co nie mają wstępu na Kubę i chyba nie ma też ruchu pasażerskiego między Stanami a Kubą.
Barbaro,
a próbowałaś wpisać w ” podpisie” swoje imię, żeby nadal być Barbarą ? Ja tak robię. Ale nowy nick też jest ładny.
Podałaś ciekawe przepisy. Zanotowałam sobie na wszelki wypadek. Póki co jestem zdrowa. Znałam i stosowałam tylko syrop z cebuli zasypanej cukrem. Niestety, bardzo słodki, jak to syrop. Dostałam niedawno butelkę syropu z pędów sosny. To też dobre na przeziębienia.
Niech On, już lepiej na łódź nie wsiada, bo Ewa się denerwuje, a już kubański rum jest strasznym niebezpieczeństwem.
Pyro-właśnie filtruję gruszkówkę (już po raz drugi) i myślę o Tobie oraz oczywiście o Panu Lulku, który też z upodobaniem zajmował się filtrowaniem.
Upiorne zajęcie z tymi gruszkami, nalewka stale jakaś mętna. Postanowiłam, że już więcej nie nastawiam ani gruszek ani brzoskwiń. Natomiast może te gruszki w jakiejś lekkiej zalewie octowej?
Barbaro-Salso, specjalnie dla Ciebie 🙂
https://www.youtube.com/watch?v=h8pQL80Jko4
I dla wszystkich kochających te rytmy, a ja też się do nich zaliczam.
Próbowałam różnych sztuczek, ale jakieś licho się uparło i to co było niegdyś hasłem wygryzło moje imię. Skoro salsa nie budzi sprzeciwu, w końcu jest trochę jadalna i trochę taneczna, to niech zostanie. Na Kubę byłoby w sam raz.
Nigdy nie robiłam nalewek, poza esencją waniliową…
Danuśko! Ależ trafiłaś, miód na moje serce!
I jeszcze coś smacznego dla Heleny, czytałam, że chodziły za Tobą śledzie na sposób skandynawski. Kiedyś tu chyba cytowałam ten link, ale nie zawadzi przypomnieć, może ktoś skorzysta
http://pistachio-lo.blogspot.com/2015/12/sledzie-w-skandynawskim-stylu-i-buki.html
Zmykam, pakuję się na Kubę 🙂 w marzeniach raczej, choć kto wie…
Salso-Barbarp, FANTASTYCZNE te przepisy, juz widze. O te dokladnie mi chodzilo. Juz przeczytalam kilka – sledzie w zalewie musztardowo-koperowej, musztrdoej i miodoqej. To jest to!!!! Dzoekuje serdecznie. Juz wkladam sobie do Ulubionych. Od jutra zaczne wyprobowywac. Najpierw musztardowo-kopekoqy, bo pamietam jak fantstyczny byl ze sloika . A potem w zalewie miodowej. A potem cala reszte.
Tu są nalewki i tym podobne szanownego szampaństwa:
http://aalicja.dyns.cx/news/Gotuj_sie/Przepisy/06.NAPITKI_etc./
Pan Lulek nigdy chyba nie podał przepisu na gruszkówkę, albo ja jej nie wychwyciłam…
Kubę chciałem zobaczyć, ale PRZED macdonaldyzacją! Teraz już po ptokach. W porannych wiadomościach podali, że uruchamiają regularne loty. Kilka razy przepływałem ok. 6Mm (10km) koło Kuby (taki jest kurs z Key West do Meksyku albo Belize) i miałem wielką ochotę na pozorowanie awarii, bo wtedy teoretycznie nie obowiązuje mnie embargo, ale nie ryzykowałem. Raz obserwował nas samolot Coast Guard’u a raz zostałem dokładnie przepytany przez radio. Żeglarska prasa podawała przykłady wysokich grzywien a lepiej przeznaczyć to na rum, nawet jeśli nie jest kubański.
Dzisiaj zamiast naleśników będą proziaki ze szpinakiem i ricottą a na dobicie zupa dyniowa z imbirem i orzechami.
Pyro! W Polsce jest znakomity propolis. Działa. Sprawdziliśmy.
Cichal,
no właśnie…my zostawialiśmy Kubę na „zaś” – i tak zeszło.
U nas będą placki ziemniaczane. U nas mrozy 🙁
Przed chwilą (12:45) wyszłam do skrzynki pocztowej i zdumiałam się, -10c 😯
A tak ładnie wyglądało przez okno…
Cichalu,
trzeba było mieć polski paszport przy sobie 🙂
Do niektórych krajów (wielu) niepotrzebna wiza, jak się ma polski paszport. My, centusie połowicznie i przez osmozę krakowskie, jak się tylko zorientowaliśmy, natychmiast wyrobiliśmy sobie polskie paszporty. Ale frycowe zapłaciliśmy w pierwszej wyprawie do Ameryki Południowej – Chile, Peru, Argentyna na granicy liczą sobie mniej więcej 80$ amerykańskich. Z polskim paszportem – DARMO!
http://www.monikaszwaja.pl/?k=11&id=175&lang=pl
Danuśka,
Prawdopodobnie osad po pewnym czasie opadnie na dno i płyn będzie klarowny. Teraz widać go, bo gruszkówka jest jasna. Ale najważniejszy jest smak. Pozostaję jednak przy aroniówce.
Alicja – gruszkówka Lulka nie była nalewką, tylko destylatem gruszkowym. Ponoć w dobrych sklepach w Niemczech można ten destylat kupić, tylko ja nie znam nazwy – potrzebny Pepegor do tego.
Alicjo! Bandera amerykańska! Embargo nie było kubańskie tylko US i oni pilnowali jak pies sadu.
Barbaro się cieszę, że jesteś … 🙂
Alicjo Nisia kochała te śpiewogry … jak widać z wzajemnością …
Barbaro – cieszę się z Twojego powrotu
Niemiecki destylat gruszkowy nazywa sie Alter Williams-Christ Birnenbarnand. Mam pare kropli na dnie butelki przywoizionej kiedys przez Psa Bobika w czasie ktorejs z Jego wizyt. Nie jestem jeszcze w stanie wyrzucic.
Cichalu,
miałeś też banderę polską na jachcie, sama widziałam! Trza było zamienić…owszem, sfatygowana conieco, ale nic nie szkodzi 🙂
Pyro,
racja. Buteleczkę Panalulkową do tych pór mam, aczkolwiek pustą już teraz 🙁
Heleno,
takich buteleczek się nie wyrzuca! Moja od Pana Lulka ma już prawie 10 lat!
Z czasem sie wyrzuca. Inaczej caly dom bylby zawalony pamiatkami. Nie wyrzycilam, co na dnie niedopity przez nas naopasteczek przezroczystego plynu.
Dzis wyrzucilam zreszta inna Bobikowa pamiatke. Pare lat rmu kupulam sobie przesliczy elektryczny czajnik, piekny, bo mam absolutnie chora slabosc do kuchennego designu, money no object. . A gdy sie okazalo, ze Bobik mi go troche zzdrosci, to szybko wyslalam do Psa taki sam przez Amazona. W niedziele ten czajnik sie przepalil. Zamowilam nowy, zupelnie inny model Scultura De Longhi, stary wydalam Pani Dochodzacej bo byc moze jej syn bedzie umial naprawic, on sie zna na elektryce. . Do zakladow naprwszych dzis sie nie oplaca zansoic, przynajmniej nie w Anglii.. Okazalo sie, ze Pani Doch tez mi go zazdroscila, wiec uciezyla sie i szybko zlapala rozplywajac sie w pochwalach nad jego niezwykla uroda.
Pyro, Jolinku, 🙂
Ja też mam jeszcze małą kapkę pigwówki z pomarańczą od Danuśki i „44” z posmaczkiem kawy, od Jolinka (mam nadzieję, że nie pokręciłam) obydwie naleweczki przednie!
Ja nie wyrzucam takich pamiątek. Nie mam tego wiele. Nie wyrzucam nic, co ktoś mi podarował, absolutnie nie!
Ze świata zwożę kamienie na pamiątkę, nieduże, żadne tam cenne minerały, po prostu zwykłe kamienie podniesione ze ścieżki.
Pyro,
Do listy możesz dopisać wodę morską do płukania nosa, na gardło szałwię a na wirusy czarny bez (ekstrakt z owoców).
Z wielkiej, 3l butli gruszkówki od Lulka, Żaba odlała mi po III Zjeździe słoiczek po dżemie. Każdy wtedy coś dostawał z ogólnych zapasów. Miałam tę gruszkówkę kilka lat i częstowałam nią panów odwiedzających – oszczędnie i po kieliszeczku (mam takie małe – 30 ml) ale to dawno się skończyło.
Mloda jeates, Alicjo, to i nie wyrzucasz 🙂 Jak dojdziesz mojego wieku, to uznasz, ze czs troche rozgruzowac zycie z pamoatek. 🙂
Mam jeszcze pamiątkę z I Zjazdu – resztkę wściekle różowego absyntu czeskiej produkcji, którą przywiozła Alicja. Zabiorę na X Zjazd
Heleno,
jestem wystarczająco stara, z młodym (myślę) duchem, róznimy się zaledwie paroma latami. Nie mam tak wielu pamiątek jak Ty, która na swej drodze spotkała bardzo wielu ciekawych ludzi. Doceniam, że wspominkami, anegdotkami o nich dzielisz się z nami.
Powinnaś napisać książkę!
Cichal też powinien, ale on ciagle czeka na czas, kiedy będzie stary 🙁
Salso- tak się domyślałam 🙂
Krystyno-ok, czekam zatem cierpliwie, może kiedyś opadnie, ale też wolę aroniówkę.
Z koleżanką kociarą byłyśmy dzisiaj na kawie w http://miaucafe.pl/
Kawa, herbata, kanapki i kilka rodzajów ciast, ale to wszystko przy okazji, bo klientela przychodzi pobyć z kotami-pobawić się, poszmerać za uchem, poobserwować. Luźna atmosfera, stare wygodne kanapy i koty w roli głównej 🙂 Świetna miejscówka dla tych co koty kochają, a nie mogą mieć ich w domu.
Absynt w różowym kolorze? Pyro, zabierz koniecznie.
Dla przypomnienia trochę kubańskich widoczków
https://goo.gl/photos/xdYSQZgUQQLQQFst9
Absynt w różowym kolorze my przywieźliśmy z Czech na Pierwszy Zjazd i ja oraz Sławek piliśmy brudzia tymże 😉
Koniecznie zabierz, Pyro!
Salso-te przepisy na śledzie są świetne, dzięki!
http://aalicja.dyns.cx/news/Kornik-4/IMG_2532.JPG
Sławek,
obecność obowiązkowa!
…und wer ein guter Trinker ist
der lobt den Herrn –
Herrn Wiliamst Christ!
Niewykluczone, że Bobik zna te wersy i tego autora. To Robert Gernhart.
Żyła tu dostatecznie długo i mogła trafić i na niego, aczkolwiek to ten, ze wspomnianej „szkoły frankfurckiej”, a to wczesne 70-te.
Jezu, ja mam tyle lat tłumaczenia za sobą, że nie mam sił, jeszcze raz, bo to jest to, co próba przetłumaczenia nieprzetłumaczalnego dowcipu.
O gorzalke gruszkowej może później.
Przepraszam, Bobik mógł znać.
Jolinku-może wybierzesz się kiedyś do „Miau Cafe” z Amelką? Mają tam też sporo książek i drobnych rozrywek dla dzieci, dojazd od Ciebie bardzo dobry.
Mam orzechówkę według Pana Lulka, własnołapnie robioną, przywiozę.
W salsie jestem kiepska, ale śledzie zaczęły po mnie łazić…
Danuśka, nieustająco zapraszam na Koty do nas 🙂
Krystyno, na Zjawę idziemy w poniedziałek. Ja głównie dla zdjęć, bo człowiek od Birdmana robił i jestem ciekawa. Młody mówił, że DiCaprio właściwie nie miał nic do grania, za to charakteryzatorzy roboty od groma (sprawdzę i postaram się nie zamykać oczu). Ma przykazane obejrzeć Zupełnie Nowy Testament. Kocham kino!
Małgosiu,
„Kuba wyspa jak wulkan gorąca…” 🙂
Alicjo! Ta polska flaga, to nie bandera, tylko tzw courtesy flag (grzecznościowa) jak pamiętasz nosiliśmy ją pod lewym salingiem. Jeśli bym dał ją na miejsce bandery, byłoby to przestępstwo, oszustwo identyfikacyjne. Za to nie wieszają, ale jadą po portfelu. A lepiej to przeznaczyć na rum, nawet…itd.
Widzieliśmy już Zjawę – brrr i Spotlight – fuuuj. 🙂
Nie warto oglądać?
Alicjo, warto, ale doznania…. hmmm…
No dobra 🙂
Nie wiem ns czym polega współczessna kultura
Nie wiem na czym polega współczesne widzenie człowieka w sztuce – na obrazach tłumy potworków, które w głowie mają jeszcze potworniejssze stworki, w książkach erotyka tak dosłowna, że działa jak antykoncepcja, w kinie obrazy siedmiu grzechów głownych; nie rozumiem współczesnego obrazu społeczeństwa. Owszem – w każdym z nas jest trochę poteora i trochę humanizmu, ale przecież nie w takim nasileniu
Trzy razy pożarło mi wpis – utyskiwałam na „brudną kulturę” współczesną.
dzień dobry …
Danuśka dobry pomysł … dla Amelki będzie to frajda … dziękuję za pomysł …. 🙂
Na obiad – pomidorowa na rosole.
Haneczko- dziękuję 🙂 Wiem, że u Ciebie mnóstwo atrakcji: po pierwsze primo Znakomity Koci Personel, a potem koty, szafka z wiadomą zawartością, a w pobliżu jezioro, w którym się przecież jeszcze nie kąpałam. Sezon wycieczkowy oraz fasolkowy przed nami, a pamiętaj że szparagową uwielbiamy obydwie.
Jolinku-po wizycie koniecznie opowiedz o wrażeniach.
Na „Zjawę” się nie wybieram ani dla zdjęć ani dla Leaonarda. Wybieram się na https://multikino.pl/pl/filmy/carol dla zdjęć, dla Kate Blanchett i dla całości.
Dzisiaj w planach działalność artystyczna. W tymże sklepie http://www.wikam.com.pl/
nabyłam drogą kupna naklejki i będę ozdabiać szafę na wina. Zawartość tej szafy, nie powiem, zawsze była dosyć interesująca 😉 ale jej wygląd zewnętrzny irytował mnie od samego początku, czas na dobrą zmianę 🙂
Danuśka – przypominam, że Gniezno od Poznania dzieli tylko 40 km
Pyro-pamiętam, a ostatnie szare kluski były boskie 🙂 Że o nalewkach nie wspomnę…
A może ja bym te kluski tak jutro na obiad we własnej kuchni?
Na Cube mam znacznie dalej niz 40km. i tez dotarlem 🙄
kiedy trafilismy tam do domu, gospodyni powitala nas rumpunschem. i to byl najlepszy rumpunsch jaki w moim zyciu pilem. byl tak dobry, ze od razu chwycilem po kolejny. i po kolejny … nastepnego rana mialem paskudnego kaca i uslyszalem w mojej glowie glos: tak bedzie do konca pobytu 🙁 jesli bedziesz tak codziennie lykal to zostaniesz wrakiem jak Hemingway 🙁
kazdego wieczoru nawalony jak Helena, kazdego rana z gigantycznym kacem. na dluga mete karaiby nie sa dla mnie. oj nie!
Koleżanki Warszawianki-zajrzyjcie do skrzynek!
Bardzo mi przykro rozzarowac Cie, Szaraju, ale ja nie mam zwyczaju sie nawalac. Pije tyle aby moc bez pomocy utrzymac sie na nogacg, przy stole raczej niz pod stolem. No i pilnuje sie szczeolnie gdy jestem poedjmiwana przez innych, gdy jestem z wizyta bo niktr nie lubi nawalonych gosci i przestaje takich zapraszac.
Pyrę chyba rozłożyło dokumentnie – mam kłopot z połykaniem, trzęsą mną febry, katar nie mija. Jak tak będzie w poniedziałek, to zgłaszam infekcję na oddział szpitalny.
Garnek do ryżu to świetna rzecz. Garnek do gotowania marchewki jeszcze lepsza. I o to chodzi, żeby interes się kręcił. Pomyślcie – garnek do każdej rzeczy, którą zdarza się gotować osobno, do tego w paru wersjach objętościowych, to w sumie dziesiątki garnków. Na tym nie koniec interesu, bo do tego niezbędne są liczne szafy i szafki, a w rezultacie wielka kuchnia i wielki dom, bo przecież nie tylko kuchenne gadżety nam wciskają pokazując w reklamach, jak bartdzo są one niezbędne.
Twaróg w naleśnikach zdecydowanie z ziołami, na ostro. Sos pomidorowy do tego pasuje, ale i zielone pesto bywa dobrze dopasowane. W twarogu siekana cebula, a także inne składniki zależnie od pory roku. Na przykład rzodkiewki. Naleśniki z twarożkiem na słodko – owszem, ale twarożek homogenizowany sam albo oblewający truskawki. Można dodać pokruszoną czekoladę
Wino Champ Long dobre i czerwone. Mają wśród swoich produktów wino czerwone z krzaków 65-letnich i starszych. Stare krzaki syrah dają dobry efekt. Champ Long należy do apelacji Ventoux (zmienili nazwę w 2008, nie pamiętam dlaczego, ale coś mi chodzi po głowie, że to miało jakiś związek z wyodrębnieniem apelacji Cotes de Luberon) położonej mocno na południu, gdzie zdecydowanie przeważa szczep Grenache, jednak Champ Long to w czerwonych winach od 50 do 70 procent Syrah. Co prawda Syrah w cieplejszym klimacie daje inne efekty niż w Hermitage, ale i tak jest to wino o wyraźniejszej strukturze niż z grenache, do tego na ogół bardzo harmonijne. Trochę inaczej jest w Izraelu czy Południowej Afryce, gdzie Syrah daje wino o potężnym smaku i aromacie, ale przez Francuzów słusznie bywa uważane za pozbawione subtelności.
Za łososiem specjalnie nie przepadam, jest dla mnie trochę za zbyt nachalny w smaku. Ale właśnie z delikatnym twarogiem smakuje mi dużo lepiej. Wyjdę może na kompletnego bezsmakowca, ale też niechętnie jadam najlepsze niebieskie sery luzem lub na kanapkach. Też są dla mnie w smaku zbyt nachalne. Za to jako dodatek do potraw bywają niezastąpione. To samo dotyczy whisky. Jako dodatek do czegokolwiek, np. kawy soku pomarańczowego, czekolady – pyszność. Sama w sobie ma smak zbyt skoncentrowany. Kiedyś w ogóle jej nie lubiłem, ale kiedyś przeczytałem u Pana Piotra o degustacji 25-letniej whisky z zamkniętej już destylarni należącej do koncernu Johny Walker , na której to degustacji prezes od JW. Radził właśnie używać swojego trunku jako dodatek smakowy. Od tego czasu próbuję z bardzo dobrym skutkiem.
zgadzam sie Helenko z tym co piszesz. domy albo mieszkania nie nadaja sie najlepiej na prawdziwie, odjazdowe imprezy. zawsze w jakis tam sposob ograniczaja kreatywnosc byalcow. a to sciany sa zbyt twarde, a to zbyt wysoko by wyskoczyc przez okno, a to kwiatki mozna podeptac albo przykryc pawiem …
jak impreza, to tylko na neutralnym gruncie 🙄 najlepsze to sa bary maksymalnie na +1.0 m npm, z tarasem i dostepem do duzego slonego akwenu.
Pocałunek z Prezesem? Wrażenie musi być niezapomniane niezależnie od płci biorącego udział w tym ekscesie.
Dzień dobry.
Stanisławie,
przecież podkreślam, że ten garnek nadaje się do wielu innych rzeczy 🙄
Między innymi, wyobraź sobie, do gotowania marchewki oraz wszystkich innych warzyw. Najlepiej wmieszać te warzywka jak ryż jest w połowie ugotowany, to znaczy mniej więcej 10 minut od włączenia gara do sieci elektrycznej. Po następnych 10 minutach wszystko jest gotowe, gar się sam wyłącza i przechodzi w stan trzymania ciepła potrawy.
Rzadko kupuję cokolwiek do kuchni, ale to akurat polecam, bo mi się przydaje, i „tyle o tym” (komisarz Heinz z kryminałów Mariusza Czubaja).
Poza tym jest mróz 🙁
Helenko, czy nie ogladalas dzien wczesniej czasami kiss of death?
🙄
Nie ma mrozu, ale chłod przenika do kości.
Stanisławie : de gustibus dysputandum est.
Nie, Szaraku, ogladlam Spiaca Krolewne, balet gdzie sie na koncu caluja i przeczytalam o tym co sie dzieje na zebraniach redakcyjnych w TVP. To mi sie zmieszalo w calowanie z Psychicznym. A sen byl tak straszny, ze jeszcze przez wiele godzin nie moglam sie od niego uwolnuc. Przed oczyma majaczya mi znienawidzona morda Nadprezesa Polski. Noi balam sie, ze ktos mnie zobaczy i jako czlowiek honoru bede musiala chyba strzeic sobie w leb, bo jaka kobieta jest w stanie przrzyc taka kompromitacje?
Oh, zgubiłam „non” – o gustach się nie dyskutuje.
Helenko, wierz mi, moglas trafic znacznie gorzej. jestem znacznie brzydszy od prezesa i gdybys mnie calowala, to pozniej przy opisie mogloby zabraknac godnych epitetow 😛
a tak miedzy nami, dobrze on to robi (prezes)? 🙄
U mnie na termometrze -13c. Chciałam sprawdzić w archiwach, ile było rok temu, ale rok temu nie było mnie na blogu 😯
Alicjo, wierzę, że ten garnek jest bardzo dobry i z tego, co piszesz, rzeczywiście praktyczny. Do tego niedrogi. U nas w miarę porządny dzbanek elektryczny do gotowania wody kosztuje 150-200 zł, a ekstra 500. My też kupujemy różne praktyczne rzeczy, ostatnio maszynkę do pieczenia chleba. Działa zachwycająco. Tylko już nie ma gdzie przechowywać garnków, maszynek itd, a przecież mamy całkiem spory dom. Ja nie uważam producentów większości gadżetów za oszustów. Oni wymyślają różne przydatne rzeczy, a my je kupujemy. Do gotowania mleka mamy garnek litrowy i półlitrowy. Ten półlitrowy jest też świetny do roztapiania czekolady w dosłownie odrobinie mleka czy masła (zależnie od celu). Patelni kilkanaście różnych rozmiarów i przeznaczeń, w tym do naleśników i jeszcze do naleśników płyta elektryczna, na której ciasto układa się w koło. To wszystko świetne, tylko od pewnego momentu upycha się niektóre rzeczy głęboko i potem nie chce się wyciągać albo się o nich zapomina na długie miesiące.
Aktualnie automat do pieczenia chleba, doskonały także do wyrabiania niewielkich porcji ciasta drożdżowego, stoi u mnie na biurku (dużym co prawda) obok kapsułkowego ekspresu do kawy.Mamy jeszcze 2 inne ekspresy do kawy, ale ten kapsułkowy głównie jest w użyciu.
Parę dni temu Ukochana dostała od koleżanki temperówkę do marchewki. Myślę, że równie dobrze może służyć do pietruszki i innych warzyw. Ukochana nie może się powstrzymać od obierania czegokolwiek, tak jej się ta temperówka zakupiona w USA podoba. Tak naprawdę jest to cienkie ostrze zainstalowane na pomarańczowej podstawce w kształcie szkolnej temperówki. Niektórzy moi znajomi mają już po kilka korkociągów w cenie 50-150 zł o różnych wymyślnych sposobach działania. Niektóre wyglądają imponująco. Ja po wypróbowania różnych stwierdziłem, że nie ma to, jak zwykły korkociąg w kształcie scyzoryka z ostrzem do odcinania krążka na szczycie butelki i dźwignią, którą po oparciu o brzeg butelki powodujemy wyciągnięcie korka bez wysiłku. Ważne, żeby był z dobrego materiału, a podparcie dźwigni nie wykruszało szkła. Niektórzy nazywają takie urządzenie „korkociągiem sommellierskim”, a kosztuje co najwyżej kilkanaście złotych.
Szaraku,
jako chłop, nie umiesz oceniać męskiej urody. Jak myślisz, dlaczego prezes kawaleruje? Żadna się na niego nie rzuciła, nawet Jolanta Szczypińska chyba poszła po rozum do głowy, przejrzała na oczy 😉
Maszyny, maszyny i narzędzia – coraz więcej i coraz mniej miejsca na blatach. A dopiero co było mnóstwo wolnych blatów.
Szaraku, Alicja kwestionuje Twoje poczucie urody męskiej, a ja wątpię, czy wrażenia z całowania z Prezesem zależą w jakimkolwiek stopniu od jego urody. Inne cechy osobowości są istotniejsze i one chyba to „TWUUUUJ!!!!!” wywołały. Kiedyś świat obiegło zdjęcie pocałunku w usta pomiędzy Breżniewem i Honeckerem. Na widok tego zdjęcia padały podobne okrzyki. A ja jeszcze z dzieciństwa pamiętam, że u kresowiaków wymiana pocałunków w usta pomiędzy rodziną, a także przyjaciółmi dowolnej płci były na porządku dziennym
Alicjo, primo nie chlop, po zweite potrafie doskonale ocenic urode i tu plec nie ma najmniejszego znaczenia. preses ma mila buzke, nic dziwnego ze Helenka wybrala go na romantyczna nocna przygode.
nie Stanislawie. tutaj oburzali sie jednie dlatego, ze byl to pocalunek z Brezniewem. z kim innym Honi mogl to robic bez okrzykow.
a swoja droga, to nie ma nic zlego kiedy caluja sie dwie osoby, bez wzgledu na orientacje seksualna. to takie przyjemne, przynajmniej dla nich, wyrazanie uczuc.
Z czasów zamierzchłych pamiętam obowiązkowy, potrójny, słowiański pocałunek między „bratnimi przywódcami” i usztywnioną, dogłębnie nieszczęśliwą postać gen. Jaruzelskiego.
To jest bardzo dobry korkociąg, bodaj jedyny, na którym można polegać. W którymś z krajów południowoamerykańskich zakupiliśmy korkociąg made in Russia, również bardzo dobry.
U mnie kuchnia mała, a szafkowo w ogóle maleńka, tak że nie mam gdzie składać moich nabytków, ów gar wielozadaniowy stoi na półce, na widoku, bo nie było go gdzie schować. A garnków mam dosłownie kilka, poszłam policzyć – 6 garnków, 4 patelnie + wok z pokrywą, kamionkowy (?) śliczny, czerwony gar do pieczeni. 2 formy do ciasta (b.rzadko używane na pieczenie ciasta, ale dość często do pieczenia warzyw na kawior Heleny), 2 miski stalowe, 3 michy plastikowe. Mikser ręczny i osobny do napojów oraz robot wieloczynnościowy, tanie wydanie, bardzo poręczna rzecz, znakomita. Marmurowa stolnica i takiż wałek, nabyty ze 2 lata temu, chwaliłam się tutaj. Też znakomita rzecz, wreszcie ciasto się nie przykleja! No i na koniec zestaw najprostszy i najtańszy jaki tylko można znaleźć do fondue. Serowego nigdy nie robiliśmy, tylko mięsne – mięso różne, pokrojone w drobną kostkę, smażone w oleju, do tego różne sosy – u nas najczęściej tatarski i drugi taki, w składzie podobny do kawioru Heleny, z tym że więcej czosnku.
Zachęcam do zrobienia takiego remanentu w kuchni – co rzeczywiście używamy 🙂
Pyro,
najlepszy w tych bratnich pocałunkach, przynajmniej „obrazowo”, był Breżniew i Honecker 🙂
Mnie utkwił w pamięci sztywny Jaruzelski z przyklejonym równie sztucznym uśmiechem.
…a miałam w Krakowie (ubiegła jesień) okazję się rzucić na tego pana, tylko byłam tak zdumiona, że go widzę przed sobą, że zamieniłam się w słup soli czy też w żonę Lota 🙄
Bardzo lubię tego pana. Najpierw sie widzi burzę włosów, a potem resztę 🙂
http://muzyka.onet.pl/alternatywa/zbigniew-wodecki-czekanie-na-wystep-jest-jak-siedzenie-w-okopach-przed-wyjsciem-na/p2wk6w
Alicjo-remanent to jedno, a umiejętność rozstania z tym, czego nie używamy lub nie nosimy
(patrz ciuchy w szafie) to zupełnie inna sprawa 😉
Jeśli chodzi o ciuchy, to zrobiłam już wiosenne porządki i w szafie zdecydowanie luźniej.
Przepraszam, ale nie mogłam się oprzeć! Tego nie sposób zapomnieć!
https://en.wikipedia.org/wiki/My_God,_Help_Me_to_Survive_This_Deadly_Love
Jeszcze jedno – otóż za parę dni wyfruwam, co zapowiadałam mniej więcej miesiąc temu i przy okazji zgadywankę z nagrodą mojej własnej roboty.
Jedynie Jolinek próbowała zgadnąć, nie, to nie są Chiny.
Jeśli chodzi o ciuchy, to ja mam cztery na krzyż, co da się zauważyć po zdjęciach, które podaję.
Wyobrażacie to sobie? Kilka dobrych lat pracowałam u Helenki jako krawcowa, a całe prawie życie robiłam na drutach.
Szewc bez butów chodzi…
Alicja – może i nie masz wielu ciuchów, ale to, co masz jest twarzowe i dobre gatunkowo.
Wiele osób by się z Tobą nie zgodziło, Pyro, moja przyjaciółka z Polski uważa, że zawsze przyjeżdżam w jakichś wypłowiałych podkoszulkach 🙂
Ale wszak nie szata zdobi człowieka…
Skróciłam niedawno włosy i powróciłam do mniej więcej mojego dawnego koloru brąz. Nawet mi się to spodobało.
Witam, Pyro dzięki za zaproszenie ale nie da się tak postawić komputera na nogi w ciągu 2-3 godzin. Żałuję bardzo. Może jakiś inny sposób wybierzemy na poprawę kondycji Twojego komputera?
Alicjo,
Nowa Zelandia?
W sprawie „de gustibus…” – dlaczego faceci (i niektóre facetki) ostatnio golą sobie włosy do gołej skóry nad uszami?
Prawie żadnemu w tym do twarzy 🙄
Przeniosłam się na strony plotkarskie gazety, przynajmniej się można pośmiać 🙂
Ewo,
nie. Jak już będę w okolicach, to na pewno zapowiem się naszemu australijskiemu Zwierzątku, echindzie. Póki co, podążałam palcem po googleEarth za MałgosiąW.
Alicjo! Filipiny.
Z kuchennych gadżetów nie mogę się obyć bez wirówki do osuszenia świeżo wymytej sałaty, u nas sałata-bałagan na porządku dziennym:
http://carrefour-gazetka.blogspot.ca/2012/06/sprawdz-wirowka-do-saaty-dywanik.html
Tutaj jako promocja…nie wiem, ile to kosztuje, ale u nas kilka $, tanio.
Cichalu,
kula w płot 🙂
Wiem! Jedziecie do cichali zrobić im siurpryzę!
Dla ułatwienia mogę dodać, że znawcy literatury polskiej mogą skojarzyć, chociaż niekoniecznie i nie wprost.
Cichalu,
lecim, lecim, a nie jedziem!
Hm, Madagaskar?
Jesli faktycznie Madagaskar, to jest to nieslychanie atrakcyjne miejsce jesli chodzi o faune. Nie wiem tylko czy wpuszcaja.
Oczywioscie Madagaskar to Beniowski…
Chyba wpuszczają. Faktycznie, wygląda to bardzo zachęcająco.
http://www.madagascar-tourisme.com/en
Jeden pas wyspy, nie pamieta czy wschodni czy zachodni jest chyba pod bardzo scisla ochrona, bo wysteouje tam fauna niespotykana nigdzie indziej na swiecie .I tam chyba nie ma tuyrystyki.
Ewa wygrała, Helena uzupełniła prawidłowo. A już mnie kusiło, że zahacza o jednego z naszych wieszczów 😉
Wpuszczają. Wizę dostałam na całą kartkę paszportową. A kwestionariusz do wypełnienia o wizę…pomyślałby kto, że wszyscy chcą dostać się do tego kraju i tam zostać 🙄
Lot via Paryż (Air France). Wyprawa jak zwykle niezorganizowana, na razie mam plan z Antananarivo na południe do Toliary, na więcej nie starczy czasu. Droga na północ wygląda nieciekawie, a właściwie tam by trzeba śladami Beniowskiego…Wszelkie poprawki w sprawie planu na miejscu.
Nie tylko fauna, ale i flora – wiele z tego występuje tylko tam, nigdzie indziej na świecie. Jak wrócę, to Ewa i Helena mają do wyboru – czapkę czy szalik (jakiej długości?). Ewa za poprawną odpowiedź, Helena za uzupełnienie 🙂
Acha, i adresy proszę podać na alicja.adwent@gmail.com,
przecież muszę wysłać!
Ciekawe, po jakiemu Jerzor będzie z lemurami gadał 🙂
Właściwie tylko kawałek drogi biegnie wzdłuż północno-wschodniego wybrzeża, a poza tym tam nie ma nawet jak dojechać, chyba, że dolecieć do bardzo nielicznych miejscowości na wybrzeżu. Toliara wydaje się naturalnym wyborem, żeby cokolwiek zobaczyć. No i lemury, lemury, ich park jest bodaj na północ od Antananarivo, niedaleko.
Mogą też być skarpety wełniane, kolorowe.
Nawiasem mówiąc, droga nr.7 jest jedyną jako tako utrzymaną drogą, reszta dróg nie ma nawierzchni. Ta „reszta dróg” to zaledwie garstka.
Ha! Alicjo, za kolorpwe skarpety od Ciebie jestem gptpwa recytpwac Ci gpdzinami Beniowskiego.
Czeka Cie fascynujaca podropz, Madagskar to juz jest jedbym z nielicznycg mijsc na ziemi jakie chcialaytm przezyc. Sldami Polaka nie chodz, bpo to bez sensu. Lepiej ogldj flore i faune.
A Bniowskiego recytowalismy z moim sasiadem z bloku, Andre, ktory byl kiedys ambasadorem Madagskaru w Londynie, ale potem byl na wyspie jakis przewrot i pozostal w Londynue, wraz z zona Sophie przepieknym synem Alanem.
Niestety wszyscy juz nie zyja – Andre, Sophie i ich 30-paroletni syn, ktory umrl niedawno na wylew. .
Z Abdre spotykalismy sie na papierosa przy smietniku i na przemian rezytowalismy sobie Beniowskiego – on po francusku , ja po polsku: „Klebami dymu niechaj sie otocze, niech o mlodosci pomarze polsenny…”
Great fun it was. Tesknie za nimi.
Haneczko,
one francuskojęzyczne 🙂 Podobno…
Za moich czasów Beniowskiego (w ogólniaku) już się nie czytało, ale owszem, był wspominany, kiedy się „przerabiało” Słowackiego.
Sama jestem ciekawa tej wyspy, gdzie ponoć AŻ 90% fauny i flory występuje tylko tam. Może by tak przemycić lemurka? Mrusia by się miała z kim bawić po nocach, a tak to nas zamęcza…
Dobra, skarpety mam zapisane.
W moich czasach tez caleog sie nie czytalo, tylko chyba Piesn Piata. Ale ja lubulam Slowackiego, bardziej niz Mockiewicza, wiec czytalam sama. Bylam okropnie ambitna panna. A ze mowa wiazana wpadala mi latwo do zbiornika z pamiecia, no to uczylam sie na pamiec bz trudu. Teraz juz tak nie potrafie – sprawdzilam.
Ja z pamięcią też już mam nie za bardzo, ale „w moim wieku” podobno to normalne.
Z Antananarivo do Toliary jest 935km. To do zrobienia całkiem spokojnie, chociaż autostrady tam nie mają i jest to w ogóle najlepszy odcinek drogowy na wyspie. Nie mają też większego ruchu samochodowego. Wypożyczenie samochodu w granicach 12-14$ dziennie, tanio. Są też tanie loty, ale ja wolę na piechotę i coś widzieć, zatrzymać się gdzieś itd. Już nie mogę się doczekać!
… o, Magadaskar! Kraina czarna, skwarna… Okropnie pretensjonalny tom reportaży napisał Arkady Fiedler z Magadaskaru – m.in o tym, jak w zgodzie z obyczajem wziął sobie miejscową żone, kontraktową i to była b. dobra żona. Po kontrakcie zostawiła go bez żalu.
dzień dobry …
Alicjo świetna wyprawa Was czeka … 🙂 … bym nie zgadła bez podpowiedzi … daleko dla mnie …
dziś wariacje z wątrobą w tle na obiad ….
Alicjo,
Jestem zakochana w twoich czapkach. Dziękuję 🙂
Alicjo,
Mail wysłany.
Muzyczna pocztówka z Madagaskaru: https://www.youtube.com/watch?v=8w5d_kJ84m4
Wczoraj wieczorem nie musiałam wsiadać do samolotu, dwie godziny francuskiej muzyki przybyły do hali widowiskowej na Ursynowie: https://www.youtube.com/watch?v=ZoUsSKXYwsw
Gdyby ktoś miał ochotę się wybrać, to spektakl będzie podróżował przez najbliższy tydzień po Polsce: https://www.youtube.com/watch?v=ZoUsSKXYwsw
W powyższym wpisie miał być ten sznureczek:http://www.eventim.pl/paris-le-spectacle-bilety.html?affiliate=PLE&doc=artistPages/tickets&fun=artist&action=tickets&kuid=501749
dziś Dzień Teściowej …. życzę nam wszystkiego najlepszego i długiego życia … 🙂
To śpiewa Paryż, tam właśnie mieszka piosenka ta…
Dzięki, Danuśko! Ukochane melodie , bezbłędna dykcja, śliczne głosy.
Alicjo, pozdrow lemurenow, rozpoznasz ich od razu, maja ogromne duze oczy, skacza po drzewach we wschodniej dzunglowatej czesci osmego kontynentu. o ciebie sie nie obawiam, dbaj jedynie o Jerzora, a jesli bedziecie jechac pociagem to najlepiej go przywiazac, podobnie jak i bagaze. czarownice i czarodzieje obdarzeni sa tam potezna moca.
nie chcialbym by tobie Jerzora zdematerializowano 🙄
Po wczorajszym koncercie jestem w nastroju muzyczno-taneczno-radosnym zatem jeszcze to tango dla chętnych: https://www.youtube.com/watch?v=Gcxv7i02lXc
Pyra leży plackiem.
Danuśko, do tańca nie trzeba mnie namawiać, zawsze chętnie. Może nie tak ładnie jak na Twoim obrazku, ale z wielką przyjemnością! Tym bardziej dzisiaj, dla rozgrzewki, bo ziąb na dworze nieprzyjazny. Taniec to też gimnastyka, proszę Łasuchów 🙂
Pyro, pozdrawiam! A z braku kota zalecam przytulanie Radzia, stwierdzono bowiem niezwykłe właściwości terapeutyczne u tych naszych milusińskich.
Salso – Radzio stanowczo odmawia współpracy. W ub tygodniu chorowała Młodsza i chciała żeby grzał ją w plecy. Zdrajca uciekał po 2 minutach.
Oj, niedobry Radzio. Trzymaj się ciepło Pyro, zdrówka życzę.
Dzień dobry.
Czapka zapisana.
Nie wiem, czy pisałam o tym na blogu, ale szczecińskie Podjuchy szukają pomysłu, jak upamiętnić Nisię. Dotychczas myślano o jakimś pomniku (haha!), albo czymś tam, ja napisałam:
„… znając Monikę, myślę, że bardzo ucieszyła by się z ławeczki. Zwykła ławeczka dla zmęczonego spacerowicza lub dla zakochanych, na ławeczce napis, że to ku pamięci Moniki, ta ławeczka.
Z pomnika Monika by się uśmiała, to nie Jej półka!
Ale ławeczka w parku – jak najbardziej!”
U nas takie ławeczki „ku pamięci” mnożą się w parkach i nad jeziorem. Pożyteczne i sympatyczne.
Adres tego komitetu pracującego nad sprawą:
kontakt@podjuchy.com
Może dodacie coś od siebie?
Pyro,
sypiaj i w ogóle wyleguj się w skarpetkach, można kupić bezuciskowe. Ja zawsze miałam zimne stopy – w skarpetkach jest mi ciepło, robię to nawet latem.
Szaraku,
nie wiem, jak tam z komunikacją, upewniłam się tylko co do tego, że można wypożyczyć brykę, co ma swoje dobre strony, można pobrykać, gdzie się chce (i gdzie są drogi!). Jerzor niech się sam pilnuje, ja będę pilnowała torebki 😉
I niech nie myśli o żadnych kontraktowych żonach!
dodam cos od siebie. Danusko trafilas mnie tangiem w sam srodek 🙄
naturalnie ze przy tangu mezczyzna ( nie chlop wg. Alicji 😛 ) prowadzi, ale wydaje mi sie, ze to bardzo nie odpowiada wspolczesnosci. patrzac na te obrazki to mezczyzna jest tam ofiara, ktora predzej czy pozniej da sie uwiesc, nie ma innej obcji, jak to mowi Helenka.
Danusko, naturalnie ze zatanczymy, moze w buenos aires? 🙄
W planie były dzisiaj narty, ale się zachmurało. W poniedziałek ma być pięknie i nie będzie ludzi na wyciągu. W ramach rekompensaty ukręcę pasztet kurczaczy. Czym zagęścić, bo mi się rozlewa. Jakby tak użyć mielonych na mąkę orzechów w ramach kolejnego eksperymentu?
Wczoraj były proziaki wg sugestii Alicji czyli z lejącego sie, jak gęsta śmietana, ciasta.
Weszły bez kłopotów! 🙂
Owszem, jest 730km. torów kolejowych na Madagaskarze. Mało!
jak przejedziecie polowe z tego, to i tak bedzie 2x wiecej wrazen, niz z lotu do australii und zurück 🙄
Szaraku, loty zazwyczaj są bez wrażeniowe, raczej nudne jak flaki z olejem.
Warto wiedzieć!
https://www.facebook.com/ahollanek/posts/10206088332988835?notif_t=close_friend_activity
Ale żeby zobaczyć tyle, ile Małgosia zobaczyła, to niestety, inaczej się nie da, trzeba lecieć albo płynąć. W miesiąc czasu kawał świata, bo przecież nie tylko Australia.
Małgosiu,
ciekawi mnie okrutnie, czy podjechaliście pod Ayers Rock? O hotele nawet nie pytam, bo tam w granicach 300-500$ kanadyjskich za dobę 😯
No i zdjęcia, zdjęcia!
Alicjo, oczywiście 🙂 Tam w okolicy jest bardzo mało miejsc noclegowych, nocowaliśmy w bazie-kempingu. Zdjęcia będą!
Cichaku – możesz zastosować surowe jajka żeby ściągnęły masę albo 2-3 łyżki manny.
Też czekam na zdjęcia Małgosi. To w końcu dla mnie jedyny sposób na „podróże” I przewodniki, oczywiście.
Pyro! Ja tego potem nie piekę więc jajko nie będzie pracowało (?) a manny nie mam, bo niebo coś mnie nie lubi…
Cichalu – bo u Was, na mannę mówi się inaczej, jakoś na „k” ale zapomniałam.
Ayers Rock i okolice to mus!
Mnie się marzy z Sydney do Perth „na piechotę samochodem”, ale i skoki na boki, z Sydney do Cairns, koniecznie Ayers, to się pustynii po drodze złapie, no i południowe wybrzeże. Trzeba czasu i „atlasu”, a generalnie mówiąc, Australia jest dość droga. Zobaczymy.
A propos lotów, to ja lubię właśnie spokojne i bezwrażeniowe, chociaż czasem widoki są niezłe, na przykład:
http://aalicja.dyns.cx/news/00-JAPONIA-P/03.Daleka_p%C3%B3%C5%82noc.JPG
Pasztet zagęszcza się i rozpulchnia czerstwą bułką, związuje się do kupy jajami.
Pijemy zdrowie wędrowca na szlaku i naszego Gospodarza
!Za zdrowie wędrowca na szlaku!
Musze dodawać różne fiki-miki, bo łotr twierdzi, że się powtarzam!
żabo – Cichal tej masy ani nie zapieka, ani nie gotuje, wiec nasze rady na nic.
Ja toastuję grzanym winem za zdrowie Pyry oraz za wszystkich podróżników oraz kanapowców!
Szaraku-w Buenos tango tańczą fachowcy 🙂 Mogę wystąpić jedynie w roli turysty(i oby się spełniło)który ogląda i podziwia: https://www.youtube.com/watch?v=nCKzyUfvNiM
Moje własne tango z przyjemnością zatańczę na parkiecie, choćby w Warszawie, nawet jeśli wiem, że jest nędzne 🙁
W teatrze „Rampa” był swego czasu znakomity spektakl z tangami Piazzolli.
Jak na k, to grysik Jaśnie Panienko, grysik.
Zagęściłem (dalej jest smarowalny a nie krajalny) mąką orzechową i bingo! Wyszedł taki smaczur, że ha! Urozmaiciłem jeszcze paroma pieczarkami na surowo. Czy to będzie dobry wynalazek, to się okaże. Ewa jeszcze nie próbowała, ale już, teoretycznie marga…
Dla dzieci dużych i małych iluminacje z parku w Wilanowie:
https://plus.google.com/photos/104147222229171236311/albums/6258651246679916913
Iluminacje czynne jeszcze tylko przez tydzień, a potem wiosna i wystawa tulipanów do obejrzenia w tamtejszej oranżerii.
Dzien dobry,
Dzisiaj ja moge dolaczyc, jesli pozwolicie, do toastu o bardziej normalnej dla blogu porze.
Za caly Blog!!!
Lubię tanga ale nie akrobatyczne – jest w nich coś nienaturalnego, co odziera taniec z seksapilu i to mimo swobodnych strojów.
Zabo
Czytalas wywiad z pania Wanda Wasowska w dzisiejszej GW?
Nowy – czytała, Alicja jej przesłała.
Żaba czytała, bo jej podesłałam – ten przepiękny koń to kuzyn Żabowego Czandora, którego Zjazdowicze powinni pamiętać.
Koniarze się znają między sobą jak stare konie 🙂
Danuśka,
w Buenos tańczą nie tylko fachowcy, ale kto chce. Pisałam, że są knajpy, przed którymi tańczą fachowcy (para), żeby zachęcić do wejścia…
Wysyłam Jerza po wino, bo nam wyszło, a wyjeżdżamy dopiero we wtorek. Za zdrowie wszystkich w Kuchni trzeba wypić, i za tych na szlaku też 🙂
Alicjo, specjalnie dla Ciebie, Uluru o zachodzie słonca
https://goo.gl/photos/P6CGS4kGThd2n94f8
Reszta zdjęć może jutro , bo po pierwszej selekcji zostało mi prawie tysiąc, a tego nie przeżyjecie 😉
Małgosiu – kiedy patrzy się na Uluru, łatwo uwierzyć w duchy przodków obecne i zsyłające sny.
Ze względu na duchy i Aborygenów nikt z nas nie próbował sie tam wdrapać.
Za zdrowie!
Dla Pyry tango nie akrobatyczne ze znakomitym Al Pacino:
https://www.youtube.com/watch?v=D2y3UOZ5MM4 Bardzo lubię ten film i uwielbiam tę scenę.
Dla Alicji nie tylko ławeczka, a nawet stolik Agnieszki Osieckiej w Warszawie, na Saskiej Kępie: http://www.psedytor.waw.pl/userfiles/23690024.jpg
Pomysł z ławeczką Nisi bardzo dobry.
Alicjo-też uważam, że absolutnie nie pomnik, napiszę do nich.
Czy zauważyliście, że nareszcie można używać 2 ss jak Passent oraz zamieszczać jednocześnie dwa sznureczki?
O, a to odkrycie!
Po Australii raczej się nie jeździ, a lata. Z Sydney do Ayers Rock samolotem, do Alice Springs 460 km drogą, stamtąd do Cairns samolotem.
„Zapach kobiety” z All Pacino i cudownie kobiecą partnerką – i to jest tango.
Małgosiu,
piękne! Całkiem nieźle można to obejrzeć na googlEarth, z góry i ze wszystkich stron, Jerzor zauważył, że po co jeździć, no ale to NIE TO SAMO, co BYĆ tam!
Danuśko,
ja w Międzyzdrojach mam ulubioną ławeczkę…
http://www.aalicja.dyns.cx/news/img_0373.jpg
No, to Pyra idzie śnić tanga.
Małgosiu,
ale właśnie o to chodzi, żeby pojeździć! Przynajmniej raz, a nie sądzę, żebym miała czas na więcej wyjazdów w tamte strony. To by było ciekawe. Ale na razie się przygotowuję na Antananarivo – Toliara. Szkoda, że z Toliary praktycznie nie ma alternatywnej drogi do Antananarivo, tylko ta siódemka, zobaczyłoby się więcej.
Pyro,
niech Ci się pięknie śni, dobranoc 🙂
Historycznie o kostce rosołowej:
http://wyborcza.pl/alehistoria/1,150242,19446384,rosol-z-kostki-historia-przedmiotu.html
Australia, ale bez podpisów
https://goo.gl/photos/G2EXkuBRtbyvCkjh9
Spieszę się, bo w poniedziałek muszę oddać komputer do serwisu (padło DVD) a jest na gwarancji. Na staruszku będę wklepywać później opisy.
Alicjo, żeby przejechać Australię, trzeba mieć mnóstwo czasu. Mam ogromny niedosyt, może jeszcze kiedyś …
Nowa Zelandia – piękne krajobrazy
https://goo.gl/photos/DWqQCnspqtQtFHKm6
Małgosiu,
otóż właśnie. Czas. Jak się chce, to się da, mamy w tym jakie takie doświadczenie, zwłaszcza długodystansowe, ale siły już nie te.
Wspominki 🙂
https://www.youtube.com/watch?v=zKmGKll_Fn8
Małgosiu,
poza wspaniałościami przyrodniczymi podoba mi się pogoda australijska, pochmurno – słoneczna.
Czy te wielkie zielone żaby były żywe ?
W Nowej Zelandii nakręcono wszystkie części filmu ” Władca pierścienia” i rzeczywiście tamtejsze krajobrazy zapierają dech.
Żaby żywe 🙂
Pochmurna pogoda w Sydney nie przeszkadzała, natomiast deszcz i ulewy w Nowej Zelandii bardzo. Pierwsze przedpołudnie słoneczne, a potem peleryny i parasole z małymi przerwami.
Władca Pierścieni jest tam hołubiony, są domki Hobbitów i hobbitony ….
Małgosiu-fantastyczna podróż, wspaniałe zdjęcia! Intryguje mnie ten szampański basen-rozlewisko…?
Widzę, że Alicja ma swoje Kingston też w Nowej Zelandii 😉
Te zdjęcia w oparach siarkowodoru są z okolic Rotorua. Basen szampański, bo bąbelkuje 😀 Kąpieli zażywać nie wolno, temperatura tych jeziorek około 100 stopni!
Australia jest po . prostu duża – za duża na jedną wycieczkę, Nowa Zelandia fascynująca – geologia, przyroda, etnografia, wcale się nie dziwie, że chronią swój kraj na różne sposoby przed obcymi wpływami
Szampana pije dzisiaj Andrzej Wajda:
http://www.tvn24.pl/kultura-styl,8/streep-i-szumowska-dla-andrzeja-wajdy,624675.html
Przed chwilą w radiu padło spostrzeżenie „Kinematografia istnieje 120 lat, a Wajda robi filmy już 60 lat”. 100 lat dla Jubilata!
https://www.youtube.com/watch?v=Vq-VmzcJa3Y
Alicjo – najkrótsza (czasowo) trasa pomiędzy australijskimi miastami to Melbourne – Adelaide. Czas podróży samochodem: około 8 do 14 godzin. Osiem godzin krótszą trasą, przez Ballarat i Horsham; czternaście i dłużej, wybierając widokową trasę wzdłuż oceanu – Great Ocean Road.
Oczywiście mówimy o czasie przejazdu. Dodatkowo dolicz: przerwy na odpoczynek, jedzenie, picie, zrobienie fotografii. Czyli plus-minus extra godzinę (w najlepszym razie).
Coby sobie samochodowo pozwiedzać miesiąc nie wystarczy. Że o prozaicznych kosztach nie wspomnę (a właśnie że wspomnę!). Australia nie jest dość droga, Australia jest pierońsko droga. Oscyluje pomiędzy pierwszym a drugim miejscem w światowej czołówce.
Muszę Cię zmartwić – jeśli chcesz poznać tak różne zakątki tego kontynentu MUSISZ planować podróżę samolotem. Oszczędzasz czas i pieniądz.
To tak skrótowo w poruszonej przez Waćpanią tematyce.
Nie bądź Pani Królewna Śnieżka. Realia dalekie od bajki.
Echidno, nabyłam kapelusz z kangura 🙂
To gdzie jest tanio? Skandynawia – drogo, Francja – drogo, Australia – b. drogo. Gdzie tanio? Bo przecież nie w Szwajcarii
Pyro, mam wrażenie, że Azja jest wciąż relatywnie tania.
Tanio? Na targu w Wyszkowie 🙂
dzień dobry ….
Pan Andrzej Wajda kończy dziś 90 lat … wszystkiego najlepszego …..
Małgosi zdjęcia zobaczę wieczorem …
o nie czytałam a Danuśka już podała informację o urodzinach ..
Jolinku (: dzisiejsze marsze niezbyt sie udaja, zreszta popatrz sama
http://miedzyzdroje-plaza.webcamera.pl/
a tutaj jest niewiele lepiej http://plaza.swi.pl/
(:
a tutaj nie ma czasu na obijanie sie 🙂 trza lapac wiatr w latawce http://www.canarylive24.com/#!webcam-live-el-medano-surf-y-kitesurf/c23ca
juz za pare dni, za dni pare ….bedzie mozna mnie tam ogladac 🙂
🙄
Cichalu! powiedziales „zachmuralo sie” <3
gdzie znajde przepis na te placuszki z kwasnego mleka z soda? – bo cos czuje, ze to sa dokladnie takie, jak robila moja babcia podkrakowska.
Dystans z Sydney do Perth (drogą) jest prawie 4000km (bez ok.60km).
Nie takie my ze szwagrem…nasza pierwsza wyprawa naokoło Ameryki (Kingston-Vancouver-Los Angeles-Denver-Chicago-Kingston) wynosiła prawie 17 000km, ze skokami na boki. 3 tygodnie 🙄
Kingston – Vancouver 4,632 km
Vancouver- Los Angeles 2,058 km
Los Angeles -Denver 1,636 km
Denver- Chicago 1,616 km
Chicago-Kingston 1,088 km
Skoki na boki 1,000 km
Razem ——————— 10,414 km
Przeliczyłam to na nowo – mimo wszystko imponująca trasa. Mieliśmy dodatkowo jeszcze jednego kierowcę na zmianę i ze trzy noce, szczególnie na preriach, przejechaliśmy.
Ach, na mapie zapisane było 11 000km. Nie moje pismo – odczytałam jako 17 🙄
UWAGA:
Rozesłałam na chybił – trafił śliczne 3 projekty naszego znaczka zjazdowego. Kuzynka Magda i jej Córka Maria (graficzka) wykonały dla nas tę robotę honorowo (ukłony w pas) a sfinansuje wykonanie Redakcja na prośbę Gospodarza. Osobiście optuję za wersją III – jako barwną i wesoła (pierwsza też mi się podoba) Co Wy na to? Do kogo nie dojdzie, nie wiem. Jak co przeniosę obrazki z poczty.
Do Warszawy mam fruwającą drogą 6722km. Trzeba postarać się o łódkę 🙂
Albo samolot, ale wolę łódkę 🙂
Alicja – pokaż obrazki
Projekt nr.1, za chwilę następne
http://aalicja.dyns.cx/news/Z-1.jpg
http://aalicja.dyns.cx/news/Z-2.jpg
http://aalicja.dyns.cx/news/Z-3.jpg
Mnie się też podoba projekt 3 – ta patelnia! Gospodarz w swoim logo też ma patelnię w dłoni 🙂
Alicjo, przelecieliśmy w trakcie tej podróży 46656 km 🙂
Projekt nr 3 to też mój faworyt.
Małgosiu,
będzie więcej zdjęć? Nie poganiam…
Jestem za trójką.
U nas się kroi 14 545km w jedną stronę (5745 do Paryża, stamtąd 8764 do Antananarivo). Też latanie, nie licząc 300km dojazd do lotniska w Toronto w obie strony.
A, zapomniałam, że z Toronto do Montrealu leci się 535km w jedną stronę, czyli w sumie +1080 =15.125kmx2
W Montrealu mamy całkiem durnowaty postój 22 godziny (!!!) i niestety, nie możemy sobie z Montrealu startować w środę, bo odprawa jest w Toronto i koniec. Na tym układzie zaoszczędziliśmy ponad tysiąc $, z czego stówę wydamy na hotel lotniskowy. Mówię „zaoszczędziliśmy”, bo mogliśmy wybrać lot do Paryża z Toronto i dalej, z 3 godzinną przerwą, ale wtedy o ponad tysiąc $ więcej. Czas to rzeczywiście pieniądz 😯
Jerzor wybrał – nie ustalając ze mną, a on zawsze patrzy na najtańsze opcje.
Projekt III ale z „Światowy”
Magdaleno! Mąka (pszenna, żytnia, lubię razową) i kwaśne mleko (jogurt, kefir, maślanka, serwatka) tyle ile zabierze mąka do konsystencji b. gęstej śmietany. Wylewać na gorącą, sucha patelnię. Wariant wtóry. Ciasto gęste jak na pierogi, wykrawać placuszki i da capo.
Doprawić solą wedle smaku i łyżeczką sody. Czasem sypnę jakichś ziół czy nasion.
Smacznego w chmuraty dzień!
Jest Czandor – nie w całej glorii, ale można sobie wyobrazić. Mnie wypadła marchewka z rąk, bo się przestraszyłam, że Czandor mi zje rękę razem z tą marchewką, a Inka proszę, wcale się nie boi!
http://aalicja.dyns.cx/news/img_0504.jpg
http://aalicja.dyns.cx/news/img_0503.jpg
Alicjo, 650 zdjęć to mało???
To jeszcze po parę:
Samoa
https://goo.gl/photos/vKEUqTHrnT7MghML9
Fidżi
https://goo.gl/photos/sPhbukSY2oM3hhwZ8
Dziekuje pieknie!
Z tym zachmuranym chodzilo mi o to, ze myslalam, ze tak sie mowi tylko u nas w domu 🙂
Seul
https://goo.gl/photos/DLXrmRttuRmj25j18
Cichal,
ja też bym była za „Światowy”, ale czy Kuzynka Magda, projektantka znaczka, to zmieści? Albo może zmieni… Chodzi o to, żeby znaczek miał wymiary 3mm, chociaż ja myślę, że 4mm też by nie były za wielkie.
I jeszcze Żabina Basia, niestety, już jej nie ma.
http://aalicja.dyns.cx/news/img_4257.jpg
Zachmurało się, informował góral rodziców jak przychodził rano rozpalić w piecu.
Popatrzcie na te konie – coś pięknego!
https://search.yahoo.com/yhs/search?p=rasy+koni&ei=UTF-8&hspart=mozilla&hsimp=yhs-004
Nie wiem – może „światowy” się zmieści, natomiast format jest nie do dyskusji (cena)
Małgosiu, piękne zdjęcia zarówno z ostatniej wyprawy, jak i z tych wcześniejszych. Oglądam i podziwiam. Chyba trudno wrócic do rzeczywistości po takich wrażeniach 🙂
Znaczków obejrzeć nie mogę, bo od jakiegoś czasu na kliknięcie w link do zdjęc Alicji mój komputer ostrzega mnie przed jakimś wielkim niebezpieczeństwem. Co to za licho?
Znaczek o średnicy 3 mm??? Kto na nim cokolwiek przeczyta?
Basiu, mnie też ostrzega. Można to obejść, tzn zignorować ostrzeżenie.
Wakacje miło powspominać, ale rzeczywistość skrzeczy 🙁
Małgosiu-chodzi o 30 mm zatem będzie dobrze, nie nerwujsia. Ja też głosuję za patelnią.
I jeszcze wywiad z Wajdą: http://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/kultura/1652282,1,andrzej-wajda-na-90-lecie.read
Jakieś mniej więcej 30 lat temu podróżowałam pociągiem do Gdyni, w jednym przedziale z dwoma sławnymi Andrzejami: Wajdą i Szczypiorskim. I do dzisiaj mogę się tym chwalić 🙂
Panowie oczywiście wysiadali w Gdańsku.
Znaczek jest śliczny, chociaż nie będzie „światowy” Za to nosić go będa światowcy.
Słuchajcie,
nie przejmujcie się ostrzeżeniami, mój komputer nic nie rozsiewa i nigdy nie rozsiewał. Ignorować i cześć 🙂
Spokojnie otwierać sznureczki.
Przeczytaliśmy o tych dystansach po świecie i przypomnieliśmy sobie nasze mile po Stanach. Było to ponad dwadzieścia lat temu. Z córką zrobiliśmy machniom i wymieniliśmy naszego sedana na jej terenowe Isuzu. Po wymontowaniu tylnej kanapy zrobił się salon mieszkalny. Dwa materace, lodówka i inne utensylia. Trasa wiodła z Nowego Jorku do Chicago, potem przez Głowy Prezydentów i Szalonego Konia do Reno (kasyna, gdzie można zarobić na dalszą podróż 🙂 ) San Francisco (po dwóch dobach mieszkania w taniutkim hotelu okazało się, że to utajony burdelik) i potem „Jedynką” czyli drogą nad samym oceanem do Miasta Aniołów.
Dalej było Yellowstone, Grand Kanion i Mesa Verde – indiańska wioska wykuta w skałach, opuszczona 700 lat temu z niewiadomych powodów. Następnie Dallas (JFK) Arkansas (Clinton) i Memphis z Graceland (Presley). W Nowym Orleanie buszowaliśmy po Francuskiej Dzielnicy a Georgii zrobiłem zdjęcie Ewy w łanie dojrzałej bawełny pt. Niewolnica. Potem była Floryda i nocleg na plaży w Daytona Beach obok samochodu hippisów od których ciągnęła gęsta chmura dymu marihuany. Było wesoło. Mogło też być wesoło na jakimś samoobsługowym campingu (opłatę wrzucało się do puszki przymocowanej do słupka) Wieczorową porą, siedzieliśmy przed naszym maleńkim namiocikiem i jedliśmy krewetki kupione przy drodze, tak jak u nas jagody czy grzyby. W pewnym momencie Ewa powiedziała – „popatrz jakie słodkie stworzonko idzie w naszym kierunku”. Zdążyłem na szczęście wyszeptać – „ciiii, udawajmy, że nas nie ma”. To był dorodny skunks, czyli śmierdziel po naszemu! Opuścił nas bezsmrodnie…
Do NY wracaliśmy też „Jedynką” czyli nad oceanem. Po drodze były promy, mosty, mostotunele i widoki dech zapierające.
Trasa wyniosła 10.000 mil czyli ca. 16.000 km. Trwała 28 dni. Przejechaliśmy 28 stanów. Zrobiliśmy 10 rolek filmów. Koszt całości (razem ze zdjęciami) $800.00 na osobę! Benzyna była ca. 85 centów za galon (3,87l). To były czasy! Byliśmy piękni i młodzi…
Cichalu,
najtaniej za benzynę zapłaciliśmy w ’86 roku w Teksasie, jadąc do Meksyku. 16centów za litr (my zawsze przeliczamy galony na nasze 😉 )
Też byliśmy piękni i młodzi, ale to se ne vrati, ani te ceny też 🙁
Właśnie napisała do mnie moja polonistka i zadała mi zadanie domowe – napisać, co się działo przez te jakieś 20 lat od ostatniego razu, jak widziałyśmy się (ja ją odwiedzałam czasem).
Ona też wspomina o młodości, faktycznie, kiedy u nas „nastała”, miałyśmy po 17 lat, a ona tuż po studiach, 24 lata 😯
Wyglądała jak jedna z nas.
O, licho! Okazuje się, że ja mam wspaniały wzrok 😉
Miały być centymetry oczywiście!
Alicjo, ja też nie dojrzałam, że na obrazku podany jest wymiar 🙁
Z patelnią.
MałgosiuW, jeśli nie byliście tam na meczu rugby, to koniecznie musicie wrócić i być!
Słońca za wiele w czasie podróży Małgosia nie miała; jak raz trafili na porę deszczową, ale co zobaczyli, to ich. Zawsze mnie fascynowała Nowa Zelandia, nie mówić już o egzotyce Fidżi, czy Samoa; to już w następnym życiu
Dzień dobry!
Haneczko, nie byłam, ale gdybym zapragnęła, to na taki mecz mogłabym się wybrać znacznie bliżej mojego miejsca zamieszkania 🙂
Pyro, na antypodach to akurat lato i powinno być sucho i podobno było nawet bardzo do naszego przyjazdu, więc tubylcy cieszyli się z deszczu 😉
Dla wiecznej pamięci i naszej dokumentacji : Pamiątkowy znaczek X Zjazdu zaprojektowała MARIA OSTOJA STARZECKA (graficzka, prywatnie córka Kuzynki Magdy, czyli osoby dawno adaptowanej przez Blog via Danuśka)>W chwili obecnej trwa projektowanie techniczne do druku, a do końca kwietnia znaczki będą gotowe. Przez aklamację wybraliśmy wersję 3-cią, z patelnią.
Pyro, jak już chcesz dokumentować to Magda jest Ostoja-STARZYCKA, a nie Starzecka.
Bardzo przepraszam p. Magdę i poprawiam Ostoja – Starzyka (nb piękne nazwisko) i niezwykle życzliwa osoba. Proszę o wybaczenie.
Znowu literówka? Magda Ostoja – Starzycka Mea culpa…
Pyro, a jak Twoje zdrowie?
Od premiery tego spektaklu minęły już ponad cztery lata, a widownia nadal wypełniona do ostatniego miejsca. Wczoraj nareszcie obejrzałam:
http://wiadomosci.onet.pl/kujawsko-pomorskie/premiera-polity-musicalu-w-3d-4-grudnia/c4ndw Trójwymiarowa rzeczywistość jest niezwykle atrakcyjna i bardzo wzbogaca musical. Natasza Urbańska znakomita piosenkarsko i tanecznie, ale dosyć mizerna aktorsko, tym niemniej widowisko na pewno warte obejrzenia.
Od jakiegoś czasu mamy modę na kaszę jaglaną, poniżej dosyć ciekawa strona z przepisami: http://kaszomania.blogspot.com/
Kuzynce Magdzie i uzdolnionej Latorośli należą się wielkie brawa 🙂
Małgosiu, gdzieś właśnie w Twoim i Jolinka pobliżu gra w rugby mój wnuczek, więc może się któregoś dnia skrzykniemy, przyjazny doping się przyda…
Małgosiu W – dzięki za troskę. Dzisiaj właśnie zdecydowano, że w stanie zakatarzonym o chemii trza zapomniec na tydzień. Sesję przełożono na 18-go, 19, 20,21-go, co po polsku znaczy, że zdychająca będę właśnie w święta (5 dni po wlewach) i nie dla mnie żurki, jajka, szynki i mazurki orzechowe. Jak pech, to pech.
Salso – namiętnie młodzieżówce kibicuje Haneczka – przyjeżdżała na mecze w Poznaniu. Nie zdziwię się, jeżeli pojedzie na trening do Warszawy.
Salso, daj znać to się umówimy 🙂 O rugby wiem tyle co nic, ale kibicować zawsze warto.
Och Pyro, choroby są zawsze nie w porę, oby leczenie szybko przyniosło pozytywne efekty.
O, to widzę, że obie musimy się nieco podszkolic, bo będzie wstyd przed Haneczką. Korepetycje wezmę u wnuczka 🙂
Danuśko, dzięki za przepisy jaglane. Lubię takie nowinki. Też uważam, że to super kasza. Właśnie dzięki temu m.in., że sama w sobie jest raczej bezsmakowa, to daje się doprawiać na rozmaite sposoby i można przyrządzać zarówno na wytrawnie, jak i deserowo.
Pyro, mój wnuczek to już nie taka młodzieżówka, niestety, czas leci…
Dziś koleżanka zachwalała bardzo komosę ryżową/ quinoa, na opakowaniu podane są obie nazwy/. Ona dodaje ją do zup, ale zastosowanie jest dość szerokie. Zostałam przekonana i spróbuję.
Tymczasem dziś jem ryż basmati.
Do kibicowania rugbystom warto się choć trochę przygotować. Wiem to z własnego doświadczenia, bo dziwnie się czułam, nie wiedząc, o co chodzi w tej grze.
W powietrzu czuć już wiosnę, choć wokół jeszcze szaroburo.
Dla Pyry-przed lub po wielkanocna pasta jajeczna, smaczna przez cały rok oraz nieustające życzenia zdrowia !
http://4.bp.blogspot.com/-cgsPFX3gMHI/U_ytkIkNfyI/AAAAAAAAm4s/5i2CRmRgaB0/s1600/pasta%2Bjajeczna%2Bz%2Btu%C5%84czykiem.jpg
A w sprawie rugby-Haneczka przyjeżdża do stolicy i robi nam szkolenie z zasad gry.
Oczywiście, jeśli dołączy do niej Jolly Rogers to znakomicie-w to nam graj 🙂
My zajmujemy się stroną organizacyjną-sala, projektor, przerwa na obiad, kawa, herbata i może nie tylko 😉
Odpowiednio wyszkolone i przygotowane jedziemy kibicować wnukowi Salsy.
Dzięki naszej aktywnej obecności właściwa drużyna wygrywa mecz, a nawet zdobywa złoty medal.
Na zakończenie, rzecz jasna, bankiet, szampan strumieniami i pokaz sztucznych ogni 😀
Jagły kojarza mi się wyłącznie z wychowaniem kurczątek jedno-dniówek (zielona drobniutko posiekana sałata, jajko na twardo, odrobina twarogu i jagły – jedzą chętnie i rosną)
Danuśko, Ty nasza niestrudzona organizatorko! Wystarczy hasło i plan gotowy. Jestem za 🙂
Poki pamietam – podpatrzone na rosyjskim Facebooku kulinarnym, bardzo dobrym.
Dla BEZGLUTENOWCOW i nie tylko:
do kotletow mielonych zamiat bulki namoczonej w mleku uzyc startego SUROWEGO ziemniaka. A oproszyc zmielona w blenderze kasza quinoa bub inna bez glutenu. Mozna tez uzyc mielonych orzechow. Na kg mielonego miesa wolowego daje sie 2-3 jajaka, wedlug tej receptury. Jesli mielon sa z miesa kurzego, to tylko jedno jajko i jedno zoltko.
Oni jeszcze podaja ciekawy prpfesjionalny trik przy robieniu kotletow mielonych. W ostatniej chwili przed lepiniem i smazeniem dodac do farszu pokruszonego lodu. W czasie smazenia lod sie topi zostawoajac po sobie dziury w miesie. W ten sposob mielone sa bardziej puszyste i soczyste.
Bardzo lubie mielone. Ale jesli mam naprawde dobre mieso (zmielone na moja prosbe przez rzeznika) to wole oczywoscie hamburgery, ktore nie potrzebuja takich doatkow jak polskie mielone. Trzeba tylko uwazac aby formowac je bardzo lekka reka, nie ugniatac. Musza byc „luzne”, ledwo uformowane.
Musze jednak sprobowac z tym surowym ziemniakiem.
Dzień dobry.
Pada deszcz na ten mój śnieg i jest ponuro. Zapowiadają w tygodniu plusy, jakieś 16c i w tym stylu.
Komosę mam, bo jak zwykle uległam zdrowej propagandzie prasowej, że ta kasza ma wszystkie kasze pod sobą, jeśli chodzi o wartości odżywcze i tak dalej. Nie pamiętam, by u mnie w domu coś podobnego bywało w słojach z kaszami.
Nie pamiętam już, z czym ją przyrządzałam, jakiś sążnisty sos na pewno typu gulasz czy coś. Nie zachwyciła mnie smakiem (żaden), ale sama kasza ma działać jako wypełniacz do innych potraw. O ile pamiętam, MałgosiaW polecała komosę do rosołu.
Ja lubię polskie mielone, z drobno posiekaną cebulą (dużo!), wbitymi jajkami, bułką tartą. Parę razy urozmaiciłam według porady naszego Gospodarza, do masy mięsnej dorzuciłam drobno pokrojonego ogórka kiszonego. Bardzo dobre.
Alicjo, nie do rosołu, a do krupniku. A pomysł na to wzięłam z Peru 🙂
Wypróbowywać w kuchni możemy różne kasze – jedne się przyjmą, inne nie, w zależności od naszej codziennej kuchni. Pamiętam, jak po wojnie Mama kupiła z trudem prawdziwe sago, ugotowała rodzinie deser – rodzaj babki polanej owocowym sosem i żadne z trojga dzieciaków nie chciało tego jeść. Zjadł w końcu ojciec z pewnym trudem. I to był ostatni raz, kiedy w naszym domu było sago.
Heleno-ciekawy ten pomysł z surowym ziemniakiem w mielonych. Kiedy będę gościła naszego bezglutenowca usmażę takie kotlety.
Małgosiu-na francuskim kanale ARTE oglądam program o nowozelandzkiej faunie 🙂
Mnie też bardzo się podobają te podpowiedzi Heleny. Dlaczegóż by ich nie wypróbować ?
A w polskiej telewizji w programie I o 20.25 można będzie obejrzeć „Dom kobiet” Nałkowskiej w bardzo dobrej obsadzie.
Mnie tez ucieszyla ta podpowiedz z ziemniakiem zamiast bulki w mleku. Zaluje, ze nie znalam tej metody gdy gotowalysmy z Audrey dla mojej mamy, ktora miala absolutny zakaz glutenu w zywnosci. Wiec mielone byly wykluczone.
Ale znam inne osoby chore na celiakie. Zatem sprobuje, najpierw dla siebie.
Heleno – bułkę w mielonym mięsie można też zastąpić twarożkiem, a panierować orzechami.
Opchałam się lekami, jak małpa kitem – a wszystko zgodnie z zaleceniami, więc kolacji nie jem. Musi mi w ciągu tygodnia ta infekcja minąć. Jak dotąd trzyma mnie już 8 dni i chyba dosyć?
Chyba tam nawet mimochodem byl twarozek wspomniany.
dzień dobry …
Dziewczyny miłego dnia … 🙂
jak moja mama była chora to ja mielone robiłam z kaszką kukurydzianą … potem i dla Amelki takie pulpety gotowałam bo bardzo są delikatne w smaku …
ostatnio mam mało czasu i muszę doczytać zaległości – zdjęcia i linki …
Rąsia, goździk, rajstopy, czekolada, czasem nawet paczka kawy. I panowie od rana w szampańskich humorach.Dało się przeżyć; byłyśmy młode i nawet czasem urwałyśmy się na damską, zamkniętą imprezę. Następnego dnia szef od rana parzył dzbanki herbaty z cytryną i dobrotliwie podadywał o bólu głowy…Mierzył innych swoją miarą, ale miły był – do pierwszej awantury.
To musialo byc okropni upokarzajace dostawac na Dzien Kobiet rajstopy. Wspolczuje wszystkim obdarowywanym. MNei to na szczescie ominelo i cale zycie kupowalam sobie rajstopy, maktki i inna bielizne osobista sama.
W tym roku w Dniu Kobiet mysle o Nadii Sawczenko i mam nadzieje, ze tpczpna na calym swicie kampania o jej uolninie, przynsie skutki. Mylsle tez o kobietach – ofiararch syryjskiej wojny, tych pozostajacych w Syrii i tych, probujacyxh schronic sie w Europie i zacac zycie od nowa. Nigdy nie przezylam takich koszmarow jak one, ale wiem co to znaczy bezdmnosc i nipewnosc jutra. .
Heleno – o wielu sprawach nie masz, bo nie możesz mieć pojęcia. A co powiesz o bohaterskiej akcji moich szefów, kiedy to spili w trupa dyrektorów zaopatrzenia aptek tylko po to, żeby następnego dnia 3 wojskowe „nyski” przywiozły dla wszystkich naszych kobiet kilkumiesięczny zapas opatrunków sanitarnych. Byłyśmy wdzięczne i pełne podziwu.
Tak jak sprawy teraz wygladaja, to obawiam sie ze wiele z tamtych praktyk „przetrwania” moze wrocic i wyrzadzic nie mniejsze szkody mentalnosciowe noz za komuny.
Jestem lpmpletnie chpra po wyslychaniu wczorajszego wystapienia Prezesa. Nawet Gomolka w Marcu nie posunal sie do takich swinstw jakie wygaduje ten chory czlowiek u wladzy/ .
Oczywoscie GimUlka, a nie GomOlka.
ps – oczywiście to, co trafiło do nas, nie trafiło do aptek – takie jest (było) życie realne w PRL.
Heleno-rajstopy lub pończochy w prezencie tudzież wytworna (albo swawolna bielizna) nie muszą być wcale upokarzającym prezentem 😉
http://imged.pl/440/rajstopy-totoro-kreskowka-japan-style-piekne-hit-1090440.jpg
😆 😆 😆
Ale to nie sa rajstopy!
Wiem, ze w czasie wojny w Anglii popularnym prezentem dla kobiet – ale bardzo dyskretnym, zostawianym na stoliku bez slowa – byly JEDWABNE ponczochy. Tak, z prawdziwego jedwabiu, z Ameryki. Wiele kobiet podobno tak marzylo o tych ponczochach, ze amerykanscy zolnierze byli tutaj bardzo poszukiwanym towarem na byjfrienda. Przez te ponczcochy.
Mialysmy z E. stara przyjaciolke, lekarke, ktora wsoiminala z rozrzewnueniem swego wojennego narzeczonego – bardzo wybitnego polskiego poete. Ale wspominala go nieraz, nigdy nie omieszkawszy zaznaczyc, ze dostala od niego jedwabne amerykanskie ponczochy. Po wieku poniej pamietala jedwabne ponczochy.
Miłe Panie
Na dziś proponuję danie
Z płatków róży i malinek
Dla małych i dużych dziewczynek
Albo bratki, lilie, dalia
By świętować Matronalia
A jak która ma to w nosie
Może „zaserwować” całe, wypieczone prosię
Wczoraj – 37, dzisiaj – 39, jutro – ach! ulga!; tylko 32 stopnie.
Noce bardzo ciepłe – powyżej 20stu stopni.
Ponoć najstarsi ludzie nie pamiętają takiej pogody. Nie pociesza mnie to zbytnio, mimo pracującej klimatyzacji, czuję się jak wytapiany na patelni skwarek.
Wilgotność powietrza w normie (20%) lecz już pojutrze ma wzrosnąć do 80%. Horror. W biały dzień. Na gorąco.
Mój teść był ponoć wielbicielem gładkich, jedwabnych pończoch. Te przedwojenne – niestety, po jakimś czasie „mechaciły” się. teść znienacka łapał żonę na nogę i jeżeli natrafiał na węzełek, natychmiast asygnował na nową parę pończoch. Tym sposobem Stasia była w pończochy zasobna.
Prawdę mówiąc nie pamiętam żadnych rajstop na Dzień Kobiet, ale może wyparłam to z pamięci. 🙂 Natomiast bywały talony do sklepu z damską odzieżą i , jak to dawniej mówiono, galanterią.
A jeśli chodzi o pończochy i ich wartość, to przypomniał mi się piękny film ” 84 Charing Cross Road” z Anthonym Hopkinsem w roli antykwariusza, korespondującego z amerykańską pisarką, najpierw tylko zawodowo, a później także prywatnie. Ona przysyłała także osobiste paczki dla personelu księgarni, w tym jedwabne pończochy.
84 Charing Cross Road! jaka to piekna powiesc Helen Hanff , i , jaki to piekny film – z najlepszymi aktorami swego pokolenia – ukochana Anne Bancroft i Tony Hopkins.
Kreacje Anne Bancroft w tym filmie pamieta sie cale zycie po jednym obejrzeniu. Ale wszystko co kiedykowleik w zyciu zagrala Anne Bancroft pamieta sie cale zycie.
Z okazji dzisiejszego Święta dostałam taki wierszyk:
Zero mycia, zero prania,
zero szycia, gotowania.
Dzień Kobiet, Droga Pani,
tysiąc kwiatów na śniadanie,
a od południa do roboty,
resztę dnia świętują chłopy !
Wiem, ze sie powtarzam co roku, ale nie jest to Swieto, tylko Dzien -wymydlony ponsd sto lat temu przez pania Klare Zetkin,kiedy wiekszosc kobietw Europie nie miala nawet praw wyborczych. kiedy np w Anglii szly do wiezienia za to ze glosno i bezczelnie domagaly sie swego miejsca w spoleczenstwie – przywiazujac sie lancuchami do ogrodzenia wokol l parlamentu i wybijajac szyby gdzie sie dalo.
I wciaz jest masa rzeczy do zrobienia. Calkiem niedawni, kilkanascie -20 lat temu zamknieto otstatia pralnie siostr magdalenek, gdzie oddawne na sile mlode kobiety, traktowane jako niewolnice, bito i ponizano, igdzie odbieramo im dzeci jesli nie byly z prawego loza, nawet jesli byly skutkiem geltu w rodzinie. I dzis jeszcze, w Europie wiele kobiet zarabia mniej niz mezczyzni, ma mniejsze emerytury i gorsza opieke lekarska niz mezczyzni. Dzien Kobiet wymsylono po to bysmy mialy ten jeden dzien w roku kiedy mowimy jednym glosem choc o roznych bolaczkach: o wycinaniu genitaluow, o barierarch zawodowych, o kontroli wlasnej rozrodczosci, o prawie do rownosci i uczestniczeniu w zyciu spolecznym i politycznym. Nie infantylizujmy naszego Dnia. Kupujmy sobie same rajstopy i domagajmy sie sprawoedliwosci.
Siedzenie na barykadzie bywa męczące, a po latach i nieco śmieszne.. Dynamika zmian społecznych ma swój rytm i każde kolejne pokolenie swój wkład w zmiany. Przeterminowane ciotki rewolucji to dosyć żałosne zjawisko.
Heleno – stawki płacowe kobiet nie tylko w Europie bywają niższe.
Możem ślepa albo co – sprawy o jakich wspominasz nie są „wykrzykiwane” wielkim głosem. W tym dniu akurat. Raczej jakieś myrdanie bukietami słów i flory. Jeśli w ogóle.
A problematyczne sprawy o których nadmieniłaś niekoniecznie wiążą się z feminizmem. I w wielu wypadkach postronne osoby zrobią więcej krzywdy niż dobrego. Np Indie. Chyba nie muszę rozwijać tematu.
Zupa „Nic” by się dzisiaj przydała. Zamiast tego były kluski „ze srem”. Nie miałam siły na robienie „leniwych”.
Tak długo, jak różnicę wyznacza biologia, nie nauki społeczne, tak długo nie ma o czym gadać. jesteśmy różni i równi.
Pyro – są: różni, równi i równiejsi. I tym optymistycznym akcentem – dobranoc.
Nie chcę dyskutować o równości, bo to wielki temat i dużo, by opowiadać.
Ja chciałam powiedzieć jedynie, że mnie cieszy widok dzisiejszych ulic-na każdym rogu sprzedają tulipany, przy tych stoiskach zatrzymują się panowie (panie czasem też) i wszędzie dookoła widać kobiety z kwiatami, bo właśnie je od kogoś otrzymały lub też panów, którzy już te kwiaty kupili i podążają je wręczyć. To jest jedyny dzień w roku, gdzie jest aż tyle kwiatów dookoła 🙂 Podobnie jest w Dniu Matki. Uważam, że to jest bardzo przyjemne i nie mam ochoty na ten zwyczaj narzekać.
I tych kwiatow o których piszesz Danusko ,zycze wszystkim kobieta.
Henryku-dzięki 🙂
Salso-moja ursynowska sąsiadko oraz pierogowa entuzjastko 🙂
Zajrzyj, proszę, koniecznie do sklepu, o którym już wspominałam:
http://www.naursynowie.pl/obiady-i-obiadki.aspx
Już próbowałam rewelacyjne pierogi z kurkami, a dzisiaj nadszedł czas na te z łososiem i ze szpinakiem, też świetne! Pani sprzedawczyni namówiła mnie jeszcze na flaki wołowe.
Kupiłam, głównie z myślą o Osobistym Wędkarzu, bo on nie odżywia się jedynie rybami, kocha też polskie flaki 🙂
Ja dzisiaj sobie w ramach Dnia wypiję wino w Montrealu na lotnisku, a co! Kwiaty zawsze dostaję, ale dzisiaj wyjatkowo nie, bo wybywamy. Jestem już zwarta i gotowa!
Jerzyk zaproponował, że butelkę wina wypijemy już na lotnisku w Toronto, bo przecież on pilotem nie jest i może pić.
No dobra, lecę. Trzymajta się!
P.S.Ja życzenia przyjmuję i kwiatki choćby wirtualne, dziękuję wszystkim 🙂
Alicjo, pilnuj torebki! Fantastycznych wakacji!
Danuśko, dzięki, ze wpadłaś z kwiatami i z pierogami 🙂 , bo już chciałam uciekać gdzie pieprz rośnie… Kwiatki i pierogi, to jest to! Ja z kolei chciałam Was zaprosić na świętowanie w marokańskim urokliwym riadzie, ale co wkleiłam linkę, to wszystko odfrunęło. Nic to, świętujmy więc przy pierogach 🙂
Alicji – wspaniałej podróży i samych dobrych przygód.
Dziękuję za życzenia. Ja zostałam dzisiaj obdarowana tulipanami przez sąsiadów. Nigdy sąsiedzi nie dawali mi kwiatów, aż dopiero teraz, na mojej ukochanej wsi. I jak tu nie kochać Podlasia.
Alicjo – udanej podróży. Kiedyś też marzył mi się Madagaskar. Teraz wystarczy fotorelacja.
Ja mam luksusowy dzień kobiet – co prawda nie kwiatowy, ale śpiąco – leżący. Żeby się pozbyć zarazy jak najwcześniej, postanowiłam tym razem słabość, katar itp solidnie odleżeć. Nie wiem na czym to polega, ale odsypiam po kilka godzin ile razy się położę. Mam nadzieję, że jeszcze dwa trzy dni i będę w dobrej formie.
Alicja prawie dobę utknie w zToronto, a dopiero potem sięgnie wysokiego nieba
. Udanej podróży.
Udało mi się zlokalizować Nisi sklep z rybami, dzieki Sylwii i Wawrzyńcowi, synowi Nisi. Sylwia przez znajomą trafiła do Wawrzyńca w sprawie nie tyle ryb, ile ulubionego drzewa Nisi, Wawrzyniec popytał ogrodnika, który przyjaźnił się z Nisią i już wszystko wiemy. To miłorząb dwuklapowy.
Za zdrowie wędrowca na szlaku!!!
rada z odnalezienia Wawrzyńca, w południe zadzwoniłam do Gospodarza, ale odebrała córka, bo spał, zobowiązała się wszystko przekazać.
Danuśko, a te flaki wołowe to już gotowe, czy taki półprodukt? Będę musiała wybrać się do tego sklepu, ofertę mają b. ciekawą. Blisko mnie jest też taki punkt z pierożkami, ale chińskimi. Można zamówić do domu, zjeść na miejscu albo zwyczajnie kupic. Ilekroc przechodzę obok, korci mnie żeby kupic, ale zwykle mam inne plany obiadowe i degustacja ciągle przede mną.
Alicjo uważaj na słońce i bawcie się wspaniale … 🙂
Henryku miło nam … 🙂
Dzień dobry,
Wszystkim naszym Blogowiczkom kolorowo-bukietowego, pachnącego dnia!
W przeszłości miałem mieszane spojrzenie – z jednej strony dobrze, że taki dzień był, a z drugiej strony widziałem jakąś ogromną sztuczność w jego obchodach, bo przecież już 9 marca zaczynała się szara proza życia. Wydaje mi się, że dzisiaj jest nieco inaczej, ten dzień nie jest już taki „przymusowy”, a okazywany kobietom szacunek wydaje się bardziej naturalny. I tak niech będzie! W domu zawsze świętowaliśmy też Dzień Matki i oczywiście Dzień Dziecka.
Moim wieczorem wypiję za wszystkie Blogowiczki. Uściski dla każdej z Was!
Salso-flaki są zamrożone i gotowe do użycia. Pani w sklepie powiedziała, że w zależności od upodobań można jedynie trochę rozcieńczyć rosołem.
Nowy-czuję się przez Ciebie uściśnięta 🙂
Danuśko, już mi się ten sklep podoba 🙂
Henryku i Nowy, to miłe 🙂
Bardzo ważny i słuszny dzisiejszy wpis Heleny (11:38). Tyle że Dzień Kobiet zmierza raczej w kierunku radosnej celebracji kobiet – kwiaty, uśmiechy, komplementy – co jest miłe. Nie ma już wówczas miejsca na dyskusję problemów sygnalizowanych przez Helenę. Taka dyskusja zapewne odarłaby ten dzień z odświętności. Być może to otwarta kwestia – jak chciałybyśmy świętować ten dzień, czy ma on dla kobiet specjalne znaczenie, a jeśli tak, to jakie?
Dotarłem do komputera…
Wszystkiego najlepszego dla Pań bez których życie byłoby nic nie warte.
Znalezione w archiwum moje zdjęcie sprzed 30 lat. Ciekawe czy Cichal pozna gdzie zrobione 🙂
http://kulikowski.aminus3.com/image/2016-03-07.html
Misiu! Zaułek Niewiernego Tomasza! Ul. św. Tomasza z Kościołem Jana Chrzciciela. Za rogiem domu z lewej był przez 100 lat ślusarz. Teraz sympatyczna knajpka. Obok jest droga i niedobra restauracja. Zaraz potem skrzyżowanie z ul. św. Jana ze słynną kawiarenką Rio. Tamże w latach 60 i 80 południowe spotkania elity artystycznej. Świetna kawa!
Dziękuję za znakomite zdjęcie i trabanta…
W ramach dnia kobiet zrobiłam dzisiaj drzwi nad zejściem do piwnicy. Tylko jeszcze zawiasów nie kupiłam, bo potrzebuję czterech – drzwi są dwudzielne (0,6 x 1,4 i 0,8 x 1,4 m) a w sklepie były tylko trzy. To są tak zwane zawiasy pasowe 🙂 bardzo solidne, bo i drzwi są ciężkie, muszą wytrzymać jak coś dużego (koń?) na nie nadepnie, są nieco skośne, ale nie na tyle, żeby zniechęcić do wejścia na nie. Jako ościeżnice położyłam na obmurowaniu ciężkie belki, grube na 10 cm i znacznie szersze – razem z oflisami – niż cegła. Oczywiście jak je przymierzałam, po przywiezieniu z tartaku, jedną spuściłam sobie na stopę, właściwie to na same palce. Te belki, po starannym wypoziomowaniu (czy można wypoziomować coś leżącego skośnie?), żeby leżały płasko i pod tym samym kątem, przykleiłam pianką montażową, bo to obmurowanie jest dość nierówne. Teraz już nie drgną. Na belki położyłam kantówki na których opierają się drzwi i są przykręcone haki od zawiasów, a przy fundamencie domu leżą na nich deski, dzięki którym drzwi nad zejściem mogą być o 40 cm krótsze, a tym samym lżejsze i jednocześnie są daszkiem nad zasadniczymi drzwiami do piwnicy. W lecie postawię na nich jakieś kwiatki.
Wczoraj zapakowałam te deski przywiezione z tartaku do Forda Transita typu blaszak i wybierałam się do znajomego stolarza, żeby je już ostatecznie przyciąć i dopasować. Za bramą zaczęłam się zastanawiać, gdzie włącza się światła. Zadzwoniłam do córki, w końcu to jej blaszak, ale ona nie była pewna (chyba nim nie jeździła sama), w końcu doszłyśmy do tego, że światła pewnie są już zapalone i teraz trzeba zamknąć drzwi, żeby przestało piszczeć. W prawej ręce trzymałam telefon przy lewym uchu, a lewą ręką starałam się złapać i zamknąć szeroko otwarte drzwi. Drzwi nie dosięgnęłam, natomiast sama wypadłam na drogę, dość skomplikowanie, bo na lewe kolano (to uzbrojone tytanem), prawy obojczyk i lewe ucho. Leżałam jak rozdeptana żaba (w końcu jak Żaba może leżeć?) i nie mogłam się jakoś rozplątać, i pozbierać do kupy. W końcu jakoś mi się udało i już bez dalszych przygód pojechałam i wróciłam. Eska mi przepowiedziała, że dzisiaj będzie mnie ten obojczyk gorzej bolał i miała rację, bo mam spore trudności w operowaniu nożem, ledwo chleb mogę posmarować, ale deski poskręcałam. Rzecz w tym, że wkrętarkę trzyma się inaczej niż nóż, puszkę z pianką też. Blaszak bardzo dobrze służy jako stół montażowy. Poza tym te drzwi to był imperatyw kategoryczny i tyle.
Nowy, gaszę z tej strony kałuży 🙂
Żabo-pozdrawiam serdecznie Twoje lewe kolano, prawy obojczyk oraz lewe ucho 🙂
Gratuluję drzwi i proszę, uważaj na siebie! Mam nadzieję, że już wkrótce wszystko przestanie Cię boleć i wtedy(wiemy to na pewno)znowu zabierzesz się do jakiejś nowej, kategorycznej roboty. Ta żaba poniżej jest oczywiście specjalnie dla Ciebie, przesyłam ją wraz z życzeniami zdrowia!
http://static3.stikero.pl/pol_pl_Naklejka-na-drzwi-Zielona-zaba-7727-963_1.jpg
Jako wpis u Pana Redaktora – tak i my wciąż na biało-zielonych szlaczkach. W niższych Beskidach śniegu jak na lekarstwo; gałązki drzew opalizują różnymi odcieniami soków; łopiany, podbiały i inne kwitną; zające, sarny, lisy przemykają; widoczność trójwymiarowa i dość głęboka; kościoły drewniane w „tymowskich górach” otwarte (w tym cmentarny w Iwkowej, mogący spokojnie rywalizować z lipnickim Św. Leonardem (UNESCO)); renesansowy dwór na Wysokiej stoi; Maków zadbany, Jordanów takoż… 🙂
Dzień dobry. Żaba jest Źabą zwariowaną i inna nie będzie. Rózne zaprzyjaźnione kumy i kuzynki w trosce o Żabę, co to młodsza sie nie robi podpowiadają, żeby sprzedać Błota, przenieść się do Warszawy i lekko dychać. Wyobraża sobie ktoś Żabę między kościółkiem, kawiarnią i rodzinnym podwieczorkiem? A w Żabich czeka warsztat, kilka pojazdów trzymających się na dobrej woli, następne drzwi do ciesielskiej roboty i ukochane kobyły. Nie urodziła się Żaba do stołecznego życia
Wspomnialyscie wczoraj film z Anne Bancroft. Przesyłam Wam z życzeniem uśmiechu na cały dzień filmik, w ktorym śpiewa po polsku, zaproszona na scenę przez swojego męża Mela Brooksa.
https://m.youtube.com/watch?v=6SiBS2kqgYM
Podziwiam Żabę. Znosi wszystkie przykre kichnięcia losu z humorem, a podejmuje się prac, przy których poważne urazy wydają się nieuniknione. Akurat ostatni upadek zdarzył się nie przy operowaniu belkami tylko przy uruchamianiu samochodu, ale chyba bez dźwigania tych belek nie wypadłaby potem z samochodu. Sam znam tę prwidłowość, że się bardzo uważa przy ryzykownych pracach, a potem przychodzi rozluźnienie i „bach”.
Pyra, zwykle tak tolerancyjna, ma za złe swemu byłemu prawie sąsiadowi madagaskarską (malgaską?) żonę. AF napisał chyba 3 książki o wyspie lemurów, pierwszą w 1937 roku, gdy Liga Morska i Kolonialna wybrała Madagaskar na przyszłą polską kolonię. Najbardziej chyba popularna była „Wyspa kochających lemurów”. Tam też jest mowa o „żonie”, która bardzo prosiła podróżnika o dziecko, którego według własnych opowieści nie chciał jej dać ze względów zasadniczych. Miał więc zasady. A że wyspa była kochających lemurów, ta atmosfera kochania musiała się rozprzestrzeniać. A może sam trochę się poczuł lemurem.
Zazdroszczę Alicji, mówię to otwarcie, chociaż stan zazdrości chyba u mnie nie dominuje.
Jeśli ktoś chce mieć namiastkę Madagaskaru, radzę w Montpellier pójść do zoo, gdzie jest lemurarium. Mają tam wielki wachlarz lemurzych odmian i rzeczywiście jest na co popatrzeć. Tylko trzeba pamiętać, że w czasie południowej sjesty lemurarium jest zamknięte, żeby tym sympatycznym zwierzątkom nie zakłócać odpoczynku. Idąc dalej śladami Alicji można tam znaleźć namiastkę amazońskiej dżungli w amazońskiej szklarni. Można zwiedzać lepiej niż w naturze, bo na paru piętrach dżungli.
Można narzekać, że to nie to samo, co zwiedzanie na miejscu, ale zawsze to lepiej niż w fotoplastikonie, gdzie poznawałem tropiki w najmłodszych latach. Wtedy książki AF pochłaniałem.
W niedzielę byliśmy w Europejskim Centrum Solidarności. Muzeum (wystawa stała) bardzo ciekawe, naprawdę warte odwiedzenia, tylko trzeba zarezerwować parę godzin, żeby wysłuchać licznych nagranych tekstów i obejrzeć liczne filmy. Osobiście trochę żałuję, że nie ma tam „sali styropianowej”, która była eksponowana na wystawie tymczasowej czynnej przed uruchomieniem ECS. Drogi do wolności przedstawione na wystawie prowadzą poprzez II w.sw. i kolejne wydarzenia w Berlinie (1953), Poznaniu, Budapeszcie, marzec 1968, Praską Wiosnę i jej rozgromienie, Radom, KOR, grudzień 1970, zamach na Papieża aż do upadku muru berlińskiego, egzekucji Causescu i na końcu rewolucji w Albanii. Logika jest porażająca. Jest tam m.in. szeroko udokumentowana budowa Pomnika Poległych Stoczniowców, w tym telegram od Czesława Miłosza, w którym poeta proponuje tekst na tabliczkę. Jeszcze nie swój wiersz „Który skrzywdziłeś…”, ale fragment psalmu w swoim tłumaczeniu: „Pan da siłe swojemu ludowi, Pan da swojemu ludowi błogosławieństwo pokoju”
Zdążyłem już zapomnieć, że jest ten tekst na pomniku, choć na puytanie, jaki fragment psalmu tam umieszczono, na pewno bym sobie przypomniał. Chyba wiele osób już zapomniało, a szkoda. Bo Pan dał to błogosławieństwo, a lud je po dość krótkim czasie odrzucił. To, co się teraz dzieje dalekie jest od pokoju, bo na pokój nie zasługują ludzie przepełnieni nienawiścią. Tym przepełnionym nienawiścią przypominam inny fragment psalmu w tłumaczeniu CzM:
„Przeto nie ostoją się bezbożni na sądzie *
ani grzesznicy w zgromadzeniu sprawiedliwych”
Na dobrą sprawę wszyscy ten fragment chętnie przyjmą twierdząc, że odnosi się do przeciwników 🙁
A cappello-dziękuję bardzo za zdjęcia z Makowa Podhalańskiego i okolic. To rodzinne strony mojego Ojca oraz liczne wakacje z odwiedzinami u ciotek i kuzynów mieszkających w Makowie, Jordanowie i Żarnówce. Na makowskim cmentarzu pochowanych jest wielu moich krewnych.
Pana AF miałam okazję poznać osobiście, a nawet czasami bywać w Jego domu, gdyż wujek Jarka (Antoni Wiśniewski) był osobistym preparatorem w jego wyprawach i rodziny były zaprzyjaźnione. Nie była to postać zbyt sympatyczna w odbiorze młodej dziewczyny, jaką wtedy byłam, a popisy przaśnego dowcipu zwalały z nóg.Przyznać muszę, że wynalazł sobie interesującą niszę do życia i potrafił się dogadać z każdą władzą. Jego synowie odziedziczyli tę zdolność. Historia z kontraktową żoną na Magadaskarze utknęła mi o tyle w pamięci, że Fiedler wróciwszy po jakimś czasie do tej wioski nie mógł zrozumieć, że była „żona” traktuje go jak osobę zupełnie obcą, bez jakichkolwiek sentymentów.
A cappello-złoty papież w prywatnym ogrodzie bezcenny 😉
Żaba przypomina mi jedną z moich podhalańskich kuzynek-wdowę, która od wielu lat prowadzi samodzielnie wiejskie gospodarstwo-krowy, kilka świń, trochę owiec, kury, króliki i
do tego pola porozrzucane po okolicznych wzgórzach. Też mówi, że nie sprzeda, bo nie mogłaby żyć gdzie indziej i na dodatek bez swoich zwierząt.
Jak się ktoś urodził na dziedziczkę, to dziedziczką umrze. Z piłą w jednej ręce, a wkrętakiem w drugiej. Taki los i karma. Żaba chętnie jeździ ” do domu” i ile wytrzymuje w stolicy? Trzy dni; w porywach tydzień. A klan rodzinny ma liczny – właśnie szykuje sie razem z kuzynką do pieczenia weselnego tortu. A wesele – drobiazg, 200 osób, sama rodzina. To raczej skromna uroczystość, bo 2 lata temu inne wesele rodzinne było na osób 300. Ja nie mam tak pojemnej pamięci i nijak nie mieszczą mi się w albumach, wspomnieniach i anegdotach kuzyni III linii po synowcu stryja Romana. No, ale Pyra nie ma poczucia pokrewieństwa z połową Galicji i kawałem Mazowsza.
W dzieciństwie miałem wielką rodzinę, potem coraz mniejszą. Myślę, że między innymi wpływa na to i zmniejszająca się dzietność i małe mieszkania. Kiedyś bywało u nas (lata 1940 i 1950 po kilkanaście osób krewnych z parotygodniowymi wizytami. Ja z mamą też na takie wizyty do wielu krewnych jeździłem i zaciskałem przyjaźnie z kuzynami i kuzynkami, potem jeszcze z ich dziećmi. Potem były coraz mniejsze mieszkania i wizyty takie stały się niemożliwe. Z wnukami starszych ode mnie kuzynów, najczęściej już św. pamięci, nie mam praktycznie kontaktu.
Wizyty z dzieciństwa też pamiętam i listy – listy pisano sążniste, opisujące wszystkie rodzinne zdarzenia, plany, plotki nawet. Teraz niby wszyscy mają telefony, a ustały i wizyty i pogaduszki. Rodziny zacieśniły się do dwóch pokoleń, bo i z własnymi wnukami łączność jest luźna i okazjonalna. Co gorsza nie ma poczucia więzi rodowej. Nie znam dzieci moich kuzynów, nie wiem, czy zawarły związek małżeński i z kim, czy mają dzieci? Rozsypała się rodzina, nie odczuwa potrzeby kontaktu.
I jeszcze myślę o tych wizytach powojennych – zbierali się ocaleli. trzeba było zebrać tych, którzy zostali, wspomnieć utraconych. Potem ten imperatyw zaniknął.
Mamy drugą restaurację z gwiazdką Michelina !!!
http://gotowanie.onet.pl/sztuka-kulinarna,643/gwiazdka-michelin-dla-drugiej-polskiej-restauracji-senses,66135.html
Dzien dobry z Montrealu,
to tutaj bedziemy wysiadywac dzisiaj na lotnisku, bo lot mamy o 19. Wczoraj przylecielismy z Toronto (czyli bylam juz ponad godzine w powietrzu) i spokojniutko przespalismy sie w hotelu. Dzisiaj beda same nudy, potem 11 godzinny lot.
Stanislawie,
dla samych lemurow to ja bym udala sie do ZOO.
Z tego co wyczytalam, na Madagaskarze jakies 90% fauny i flory wystepuje jedynie tam, nigdzie indziej na swiecie. Jest co ogladac.
Znowu mam jakis samsung, w ktorym nie ma zainstalowanych znakow diakrytycznych, a nie wiem, jak to zrobic. No nic, ide pod prysznic, potem sniadanie i bede sie nudzic lotniskowo, pilnujac plecaczka.
Magadaskar dawno oddzielił się od Afryki, więc większość przyrody to endemity – nie ewoluowały razem z afrykańskimi. Tylko teraz uszanować tę przyrodę.
Nad moim domem przed chwilą przeleciały żurawie.
Żabo – zawsze twierdziłam, że jesteś ARCYDZIELNA.
Pyro – taką przeprowadzką wykończysz Żabę.
Wpis Starej Żaby jak zwykle powala na łopatki opisem czynności wszelakich, których Żaba się podejmuje. Wyrazy uznania!
Toteż ja Żaby nigdzie nie przeprowadzam. Żaba + Żabie Błota = constans
Małgosiu,
mam nadzieję, że pewnie za jakiś czas wybierzesz się do tej restauracji i przekażesz nam wrażenia.
Alino,
dziękuję za sympatyczny filmik.
Cieszę się, z kolejnego zwycięstwa naszej gastronomii, ale jednocześnie jest w tym szaleństwie coś bardzo nienaturalnego. No, niech będzie – kogoś to kręci, niech ma. Gdybym była osobą b.zamożną, omijałabym takie lokale, jak gniazda zarazy. Wiem, gdzie można zjeść dobrze, a nawet b.dobrze. Dla mnie wystarczy.
Krystyno,być może. Z mojego krajowego doświadczenia wynika, że lepiej w takiej restauracji bywać nim dostanie gwiazdkę. Teraz pewnie będzie oblężona.
Jak dostala te gwiazdke, to dobrze, wydaje mi sie, ze w swiatowym wymiarze to jest dobre dla polskich restauracji. Wedlug mnie smak nie ma wymiaru, no ale niech bedzie, jeden lubi pierogi, drugi sledzie marynowane, nie ma sie o co klocic. Wydaje mi sie, ze to jest dla snobow, podobnie jak kiece z pokazow mody w Paryzu, Mediolanie czy gdzie tam. Ja taka kiece z pokazow moge bez trudu podrobic, jedynie materialu nie bardzo…
Z jedzeniem trudniej, nawet jesli zostanie podany dokladny przepis, bo szczypta moja a szczypta Pyry to dwie rozne szczypty, nie mowiac o skladnikach, jedne stad, drugie stamtad.
Zaraz idziemy na jakies sushi – znalazlam bar sushi i chetnie zjem. Jerz patrzy na mnie z niejakim obrzydzeniem, bo wyjatkowo duzo jem ostatnio. Jakos brzuch mi nie rosnie, a Jerzu i owszem, mimo, ze jest na `diecie ostatnio – salaty, salaty, salaty, ja mu robie, a on potem wtrzacha kilka krom. Mowie, ze lepiej zjesc zwyczajny obiad i omijac kromuchy, pieczywo to kalorie, ale nie przekonasz…
Czas na sushi.
Alino, z przyjemnością obejrzałam tę sympatyczną parę. Tego uśmiechu nam dzisiaj potrzeba…
Żabę podziwiam nieustająco!
Cieszę się, że kolejna restauracja została udekorowana gwiazdką, raczej nie sprawdzę czy słusznie, chociaż kto wie, nigdy nie mów nigdy 🙂
Za zdrowie wędrowca na szlaku!!!!
Za zdrowie wędrowca Żabo 🙂
Wedrowiec musi miec zdrowie, co juz wielokrotnie sprawdzilam. Ale jak sie chce wedrowac po swiecie, to trzeba w to wliczyc, ze krzyze bola po 11 godzinach lotu, a nogi trzeszcza w trakcie ich prostowania, zwlaszcza jak ma sie moje lata. Nic to, poki daje rade.
Nudy na lotnisku…
Pyruniu, ściskam i wszelakiego dobrego życzę!
Tu mnie, doczytującego, ujęłaś tym, że, w tym sensie: nawet gdybyś miała nie jesteś pewna, czy byś korzystała. Otóż, tak i mnie idzie. Niedawno przytoczyłem, że usypiam nie rozstrzygnąwszy: fura, czy nie podpadający model, willa, czy może tylko opłata za biuro zarządzające skrzynką pocztową.
Ładnie tak marzyć, dobre na zasyp.
Danuśko, mam kalendarz z takimi żabami. Nieco już nieaktualny, ale wciąż wisi w kuchni nad kuchenką gazową, czasem tylko zmieniam miesiąc, czyli na inną żabę. Kiedyś myślałam, że takich żab nie ma i to są wytwory spaczonej wyobraźni, a nie zdjęcia, bo do tego one w dziwnych pozycjach, mało żabich są. Uff, ale składnia!
Właśnie zrobiłam sobie pobieżną prasówkę (bo o czym-że czytać w obecnych czasach?), wszystko niestety przewidywalne, dość się dzisiaj naprzemieszczałam, bo o bieganiu trudno mówić i dopiero usiadłam.* Udało mi się w końcu przywieźć Pana Hydraulika z Pomocnikiem, czyli z synem. Pan Hydraulik zasługuje na pisanie go wielką literą. Polecił mi go pan Janek, który robił u mnie trzy łazienki i jeszcze co nieco w mleczarce. Ad rem: bez mała dwa lata temu, jak leżałam w szpitalu ze złamaną nogą, w Żabich była majówka. Młodzi się najechało, a że miejscy właściwie wszyscy, więc nieco bez pomyślunku potraktowali kanalizację, która ma dość łagodny spadek w stronę szamba, a nie wręcz pionowy jak w mieście. No i się zatkało. Goście pojechali a ja (i moi opiekunowie) zostaliśmy z zatkaną rurą. Po pewnym czasie przyjechał miejscowy hydraulik, rozkopał, założył „rewizje” w dwóch miejscach i jakoś rurę udrożnił. Spokój był ponad rok, aż do kolejnego spędu, tym razem jesiennego, na Hubertusa. Znowu hydraulik, ten sam zresztą, rozkopał, udrożnił, ale nie był taki do końca przekonany, że wszystko jest O.K. Niby było, ale tylko ze trzy tygodnie, a potem trzeba było bardzo „rozważnie gospodarować ściekami”, bo woda z wanny, albo z pralki wybijała w dziwnych miejscach. Pomogło zaklejanie dziury za muszlą takim klejem silikonowym, ale po dwóch tygodniach zrobiła się dziura obok, którą zatkałam po prostu woreczkiem foliowym wypchanym watą, nawet zadziałało. W końcu przed świętami udało mi się ściągnąć pana Janka, który akurat przyjechał ze Szwajcarii na urlop zdrowotny i on polecił mi swojego kolegę. Kolega, czyli Pan Hydraulik, był chętny, ale naprzód były święta a potem złapał mróz. Potem nie było mrozu, ale były różne inne przyczyny wyjazdowo-zdrowotne, w końcu wczoraj dostałam telefon, że można dzisiaj zacząć. Okazało się, że rura jest wręcz zabita na głucho zaraz koło domu i to się dało dość szybko przeczyścić, ale jest dalej niedrożna i po dalszym przetykaniu okazało się, że jest zatkana gdzieś dalej, prawdopodobnie tuż przed ujściem do szamba. Wygląda na to, że ten „korek” w dalszej części był przyczyną zatkania się rury blisko domu, bo ścieki ledwo się przesączały. Jutro rano ma przyjechać koparka i dokopać się do rury w miejscu gdzie zakręca do szamba. Będzie tam jeszcze jedna studzienka rewizyjna i w razie zatkania będzie się czyścić tylko proste odcinki, a nie jakieś ponad trzydziestometrowe łamańce. Pamiętam jak w USA mnie zachwycało, że w razie zatkanej rury odbija się szpunt na końcu i czyści prostą rurę.
Zawiasy do drzwi będą w piątek.
*zaczęłam pisać nieco po ósmej wieczorem, ale potem miałam dwa telefony i zrobiła się dziesiąta 🙂
Żabuniu, zobacz proszę do skrzynki.
Do tego mam kipisz w łazience, bo muszla jest zdemontowana, część rury (ta co ją zatykałam) wyrzucona, może jutro wszystko wróci na swoje miejsce, na razie ma schnąć. Dobrze, że mam jeszcze łazienkę w stajni i w kancelarii, bo tej na górze też nie mogę jeszcze używać, dopóki nie będzie skończone z kanalizacją. Nie mówiąc o zmywaniu garnków, które kisną w zlewie. Kubki zasychają w zmywarce. Pranie czeka. Urlop?
Byliśmy na Zjawie i kompletna klapa 🙁 Nic nas nie ruszyło emocjonalnie. Dobry niedźwiedź, ale cały czas myślałam, jak to jest zrobione. I dobry ten skok na koniu z urwiska i to chyba wszystko. Do grania nic. Zdjęcia robiły się same. Nudy panie, nudy 🙁
Teraz Pokój.
Alicji z całej siły życzę Madagaskaru do wypęku i jeszcze bardziej 🙂
Dziewczyny, z jajem nie ma lekko. Jak słusznie pisała Jolly, rugby nie ma zasad. Rugby ma prawa. Z prawem jesteśmy ostatnio mocno na bakier. Tym chętniej idę tam, gdzie obowiązuje.
Dzień dobry. Ponuro za oknem, ponuro w gazetach, w ogóle pogoda nie pogodna. A była by już pora .Dla Młodszej rozmrożę stek z polędwicy nieduży i zje z warzywami. Dla Pyry Młodsza kupiła flaki – gotowce z Zamościa. Dla jednej osoby to za dużo, połowę trzeba będzie zamrozić na inny dzień.
dzień dobry …
wreszcie się zalogowałam na blog bo chyba mało piszę i mnie blokują z wejściem … 😉
Pyro jak się czujesz? …
Chłopaki miłego dnia … 🙂
12 marca 2016 od 12:00 przed siedzibą Trybunału Konstytucyjnym przy al. Szucha 12A w W-wie marsz w obronie porządku konstytucyjnego …
Jolinku – dziękuję; dużo lepiej. Resztki kaszlu i kataru jednak nie pozwalają jeszcze na wlewy chemii. Szkoda, bo tracę tydzień planowej kuracji, a po zabiegach święta będę miała mało zabawne – na jedzenie będę patrzyła z lekkim obrzydzeniem. I gdzie tu sprawiedliwość?
Chciałam jeszcze powiedzieć, że w stosunkowo łagodnym przebiegu tej infekcji, leczona byłam wyłącznie aspiriną C (2 x dziennie) i wapnem – 2 g dziennie. I dużo snu. Nic poza tym, żeby nie robić w organizmie bałaganu z tym, co łykam planowo. Pomogło. No i piję, jak żabine konie – dużo i często
Siedze na dworcu w Paryzu, niewyspana, ale co tam, kiedys sie wyspie.
Pyro,
sciskam Cie mocno, nie daj sie, a co do swiat (wielkanoc) ja tez kiedys musialam sobie odpuscic, bylam chora na zoltaczke i co mi podawali, otoz kaszki typu grysik na mleku. Fuj, a nawet FUJ, ani soli, ani pieprzu ani zadnej rzeczy, ktora jego jest. Przezylam na zakaznym caly miesiac.
No dobra ludziska, za chwile beda nas wolac do samolotu, zamelduje sie z Antananarivo.
Trzymajcie sie !
Aż tak źle (grysik bez soli) to nie będzie; żurku nie odpuszczę, zrobię chudszy i jajko chyba też zaliczę. Śniadanie zrobimy na 3 osoby, bo i Ryba przyjedzie – Matros pracuje. Zamiast mazurków zrobimy tort orzechowy – mamy nałuskanych orzechów, a na 2 blatowy z mojej małej blachy, trzeba 40 dkg orzechów, 40 pudru, 20 dkg tartej bułki i 8 jajek. Do przełożenia krem kawowy. Kroić będziemy w dosyć wąskie paseczki. Do tego tylko baba drożdżowa z rumem i szafranem – dla tradycji. I to już wszystko z ciast, bo i na półmiskach niewiele jajka, trochę wędlin, jakaś sałatka. W drugie święto upieczemy kaczkę – leży tam od niepamiętnych czasów i jest mała – w sam raz na 3 baby – albo się zrobi z pomarańczami, albo glazurowaną.
Jeszcze uwaga tycząca tortu orzechowego – on jest b.wygodny, bo blaty można już upiec w środę, żeby zdążyły skruszeć. Wtedy w piątek trzeba tylko zrobić krem i napchać całość, żeby wchłonął część masy. W niedzielę będzie „kruchy, jak szczęście” a roboty niewiele.
Pyro- w Twoim przepisie jest sporo cukru pudru, czy ciasto nie wychodzi za słodkie?
Mamy zaprzyjaźniony dom, gdzie popisowym deserem jest właśnie tort orzechowy. Przepis jest rodzinny i wykonywany tam od pokoleń oraz, co przyjemne, z orzechów z własnego ogrodu. Znam ten tort przede wszystkim w wykonaniu niestety już nieżyjącej babci. Moja koleżanka-wnuczka zrobiła owo dzieło raz, ale co roku, kiedy przyjeżdża do Warszawy(na stałe mieszka w Paryżu)oznajmia nam radośnie: „to spotkamy się na kawie i zrobię tort orzechowy” Tort, co roku pozostaje w sferze niezrealizowanych obietnic, bo za każdym razem jest jakoś za mało czasu, by go wykonać.
Spotykamy się zatem podjadając, bardzo dobre zresztą, ciasta z pobliskiej cukierni i żartujemy, że ten, już prawie mityczny deser, pojawi się na pewno za rok 🙂
Natomiast rewelacyjny tort orzechowy Żaby upieczony, ot tak mimochodem, na zakończenie jednego ze zjazdów wspominam z nieustającym z rozmarzeniem….
To jest ten sam tort, Danuśka. Robi się go na dwa takty – każdy blat piecze się osobno, bo ciasta się przekrawa. Czyli ja ubijam 4 białko, kiedy sztywne dodaję 20 dkg pudru i dalej ubijam dodając po 1 żółtku. W gęsta masę wsypuję utarte orzechy i przesianą bułkę i całość wylewam na papier do pieczenia i w piec 150 stopni. Cała robota ok 10 minut, a upiecze się kiedy upiecze. Blat zawija się w papier i odkłada i tak samo robi się z drugim blatem. One potrzebują 2 dni na skruszenie. Ten Żaby był większy, bo z dużej blachy (10 jaj)
ps – Żaba też wcześniej upiekła blaty. Musza skruszeć i nabrać posmaku orzechowego
ps2 – jak z powyższego wynika wszystkie produkty dzieli się na połowę i z każdej połowy piecze 1 blat – roboty naprawdę niewiele.
Pyro-dzięki, teraz wszystko jasne!
Pyro-znaczki zjazdowe w liczbie 35 sztuk zamówione. Termin dostawy- ok.14 dni.
Danuśko – zwiększ zamówienie do 100 szt – dostaną wszyscy stali bywalcy i część Redakcji też. Środków starczy.
Trzeba się dowiedzieć od Gospodarza jak ma wyglądać rachunek – redakcja płaci.
Pyro! Podaj proszę, swoje sugestie do tej masy kawowej, bośmy na Twój tort zaskoknęli!
Zdrowie, nie tyle wędrowca, ile kucharza przy kuchni! 🙂
Przyznano nam 5oo zł – powinno wystarczyć.
Cichalu – krem robię w zasadzie maślany a kawę rozpuszczalną (2 łyżki) rozpuszczam w śmietanie – kremówce. Masło kręcę z cukrem, a śmietanę z kawą po łyżce dodaję. Dobrze ukręcone trzyma się znakomicie.
Pyro-ok, zwiększę zamówienie do 100 sztuk i mam nadzieję, że będziesz mogła mi podać już niedługo adres do fakturowania (najlepiej mailem).
Danuśko – myślę, że w poniedziałek dostaniesz. Wystarczy tej forsy na setkę?
Pora na toast. Ja dzisiaj za zdrowie Gospodarza i za Blogowisko jako całość – nalewką na owocach dzikiej róży. Za zdrowie!
Pyro-100 znaczków to koszt 504,30 zł brutto.
Za zdrowie Gospodarza i Blogowisko bardzo smaczną herbatą z derenia 🙂
3,40 to nie różnica, mogę nawet dołożyć. QAlbo poprosić on upust.
Na trzeźwo i czytać nie potrafię? 4,30 tez mnie nie zrujnuje (dostałam 2,49 regulacji emeryckiej i 90,- zł dodatku)
Za zdrowie Gospodarza i Blogowisko!!!
za zdrowie bo nam potrzebne …
http://bezkamuflazu.pl/niegodni/
Wracając z odwożenia Panów Hydraulików wpadłam do córki i nieco się zasiedziałam. Serce mi absolutnie rozmiękło, bo Włodek, nie dość, że mnie pocałował w policzek (pierwszy raz i z własnej inicjatywy!) to jeszcze za chwilę podał mi łapkę na dobry wieczór. Kokiet jeden 🙂
Ranek zaczęłam od koparki, znaczy koparka zaczęła rano kopać dziurę. Po chwili wykopała sporą dziurę i trafiła na rurę, którą, jak to w zwyczaju koparek, wyrwała. Potem odkryła kolanko i już więcej nie była potrzebna. Wszystko razem z przyjazdem i odjazdem zajęło pół godziny, ale opłata była za godzinę, a koparka była baaaardzo duża.
Pojechałam Transitem po owies i, o dziwo, z niego nie wypadłam 🙂 Wracając kupiłam miednice do przykrywania rewizji, czy tez raczej do zakrywania tych ochronnych rur, zmieniłam samochód na osobowy z napędem na jedną oś, ale na zimowych oponach i przywiozłam Panów Hydraulików, których, po obejrzeniu strat w rurze, zawiozłam do sklepu, żeby zadecydowali co jeszcze trzeba kupić. Potem Panowie Hydraulicy działali w temacie rury, a ja zrobiłam z grubych desek dekielki na miednice i dopieszczałam drzwi do piwnicy – znaczy te nad schodkami. Jutro jadę jeszcze na chwilę do stolarni, bo nieco mi się drewno skurczyło i muszę trochę dosztukować. Przy okazji kupię zawiasy.
To by był w skrócie czwartek.
Trochę późniejsze: za zdrowie wędrowca na szlaku!
Włodek to jest Władek
Hej Stara Żabo – towarzyszko robót wszelakich. Drzwi do piwnicy nie musieliśmy robić, bo takowej nie posiadamy, ale stół na pergoli poszedł w rozsypkę. Zamiast kupić nowy, samiśmy sprokurowali. Wyszedł bardzo zgrabnie. Po pociągnięciu olejem, nabrał szlachetnej barwy mahoniu. Teraz mogę spokojnie działalność w ogródku prowadzić. A roboty co niemiara. Donice z kaktusowatymi już przerobiłam – w niektórych odkryłam mrowiska i wszystkie trzeba było oczyścić. Część kaktusów do wyrzucenia. Niewielka szkoda bowiem liczne rozrosty trzymam „na wszelki wypadek”. A i sąsiedzi chętnie przyjmują kwiatowe podarunki. Inne kwiaty też czekają na przesadzenie. Najgorsza robota to przycinanie pnących – bougainvillea i jaśmin (dwa rodzaje). To pierwsze ma ostre kolce, jaśminy rozrosły się i nie wiem z której strony zaczynać. Ot, dylemat ogrodnika z B. łaski.
Na Wombatowym drzewku granaty dyndają jak bombki na choince. Może w tym roku dojrzeją do stanu spożycia. Ostatnie dwa lata przyniosły marne zbiory. Okazało się, że nie należy drzewka podlewać, samo sobie da radę. A przy podlewaniu, wnętrze szybciej dojrzewa niż skórka. Ta ostatnia nie wytrzymuje wewnętrznego naporu, pęka i koniec owocu.
Dzień dobry,
Ja najpóźniej – ale na wino nigdy nie jest ani za wcześnie, ani za późno! Dlatego – za zdrowie Gospodarza i za nasz Blog!!!!
Żabo, podziwiam Twoją energię, pomysły, chęci. Naprawdę. I zawsze czytam Twoje, wyjęte prosto z gospodarskiego życia wpisy. Czasami trochę Ci zazdroszczę – pasji, swobody ruchu i działania. Nigdy sobie nie potrafiłem tak zorganizować, a gdy byłem już bardzo blisko, ktoś mi po prostu to zepsuł. Ale nigdy się nie poddaję.
W ogóle to czasami zazdroszczę nieco wielu z naszych blogowiczek i blogowiczów – a to zdolności językowych, pamięci, oczytania, polszczyzny, podróży, wiedzy, zdolności fotograficznych, kulinarnych, itd., itd. Ale są to maleńkie, absolutnie niezawistne zazdrostki. Kiedyś zapytałem jedną z dam swojego życia dlaczego mnie tak bardzo chciała – bo, cytuję, większego oryginała nie udało mi się w życiu spotkać! Też coś, co zawsze pozwala mi się cieszyć życiem! Czego wszystkim Wam życzę!!!
Małgosiu W. – mam nadzieję, że jeszcze nie zakończyłaś oprowadzać nas po tak dalekich i ciekawych zakątkach świata!
Żabo! Klina mi zabiłaś tym Włodkiem, bo pomyślałem, że to nowy nabytek, ale po sprostowaniu jestem w domu.
Uściski dla Agnieszki i Jej czeredki!
Od niegdysiejszego zbieracza opłacanego w malinach – świśniętych potem z zamrażalnika. Chłe, chłe!
Zdrowia Dziedziczko! A jakbyś tak myślała o parobku, leciwym, ale robotnym, to wiesz… 🙂
Śniadanie z baaardzo aromatycznym espresso! 🙂
Danuśko (9 marca 9:19; 9:41), miło mi, że Cię zainteresowały ostatnie spacery; przez Żarnówkę przejeżdżaliśmy 14.2… Ładnie tam, możliwości wędrówkowych bez liku, ludzie ambitni, ciężko pracujący (całe tłumy z okolicznych miejscowości spotykałam w Monachium) i efekty widać w obejściach, jakości życia, także w przestrzeni wspólnej.
Co do wdów-siłaczek – znam kilka, także tych mocno po siedemdziesiątce. Jedną – w najbliższym otoczeniu 🙂 – Widać, że praca, inwestycje, zarządzanie, sprawność i udowadnianie tego i owego (sobie i innym) daje im ogromną satysfakcję, trzyma „w gazie”. Inna sprawa, że i do jakiego stopnia potrafią być w tych przedsięwzięciach apodyktyczne – władcze a w porywach dyktatorskie… Potrafią też zmajstrować otoczeniu niezły ambaras, gdy coś pójdzie nie po ich myśli… np ze zmęczenia, nieznajomości obsługi jakiegoś urządzenia, zaniku pamięci…
Nie byłoby pożytku z Pyry w żadnym warsztacie, najwyżej „podaj, odłóż, pozamiataj”. Natomiast teoretyczną wiedzę z metalurgii i narzędzi obróbki metali Pyra zyskała wcale nie małą, przez kilkadziesiąt lat pomagając Jarkowi w inwentaryzacjach. Zalety i wady dziedziczę po Ojcu, a on by raczej rękami na życie nie zarobił, za to był geniuszem planowania i organizacji. Skąd się taki wziął w górniczej rodzinie? Pchali więc go do szkół, bo tylko wtedy był z niego pożytek. Całe szczęście, że pewien talent do gotowania i robienia przetworów odziedziczyłam po Matce. Wszystkie baby z naszej rodziny mają takie talenty. A co technika, to nieprzyjaciel.
A cappelo-nieustające życzenia kolejnych udanych wędrówek !
Nowy-nie bądź taki skromny. Sam wiesz, że rozwijasz skrzydła w dziedzinie talentów kulinarnych 🙂 a Twoje talenty fotograficzne dobrze znamy. Zresztą jakoś dawno nie zamieszczałeś zdjęć oceanu, które tak bardzo lubię.
Czytam teraz smakowitą książkę”Audrey w domu. Wspomnienia o mojej mamie” napisaną przez syna Audrey Hepburn-Luca Dotti. Czyta się bardzo przyjemnie, a książka jest smakowita, bo okraszona wieloma przepisami i związanymi z nimi anegdotami np:
„Jak głoszą podania niektórzy czarodzieje od efektów specjalnych wiele zawdzięczają penne alla vodka. By rany bardziej lśniły przed kamerami, rozpuszczano sok pomidorowy w wódce. A podczas przerw na planie używano resztek owej „krwi”do przyprawienia makaronu. To jest opowieść, w którą chciałbym wierzyć, ale istnieją też inne wersje pochodzenia tej potrawy….zwanej też penne alla Russa (z powodu wódki rzecz jasna).
Penne alla vodka na 4 osoby
1/2 cebuli lub szalotki drobno posiekanej
szczypta kruszonych płatków suszonej, czerwonej papryki
80 g masła
230 g koncentratu pomidorowego
1/2 szklanki (120 ml)wódki
1/2 szklanki (120 ml) tłustej śmietany
gruba sól morska
500 g makaronu penne
30 g utartego sera parmigiano reggiano
Na dużej patelni usmaż na maśle cebulę i płatki papryki.Dodaj koncentrat pomidorowy, zmniejsz ogień, gotuj jeszcze kilka minut, po czym dolej wódkę. Gotuj kolejne 15 minut i dodaj śmietanę. Tymczasem ugotuj makaron z dodatkiem soli morskiej. Przecedzony makaron dodaj do sosu, smaż potrawę przez minutę podrzucając lekko patelnię, aby wszystko dokładnie wymieszać. Posyp serem i podaj.
Możesz przyrządzić lżejszą wersję zastępując masło oliwą z oliwek i o połowę zmniejszając ilość śmietany.”
Jak znajdę jeszcze jakiś ciekawy przepis to przytoczę. Podobał mi się też pomysł, aby do sałatki caprese dodać awokado i uzyskać w ten sposób trzy kolory oraz trzy dobrze komponujące się smaki: białej mozzarelli, czerwonego pomidora i zielonego awokado.
Dzien dobry z Antananarivo.
Jestem wykonczona, bola mnie nogi, kazda wazy chyba tone. Poza tym duszno i splywamy. Przenosimy sie do innego hotelu, bo tu taka bardzo przyzwoita hacjenda niedaleko lotniska, ale bardzo daleko od centrum. Przede wszystkim musimy odpoczac.
dzień dobry …
Danuśka książka dobra na prezent … sobię zażyczę ..
Alicjo wypoczywaj … dla mnie za ciężkie takie podróże ..
pogoda do niczego …
Dzień dobry!
Toś mnie Jolinku zniechęciła do spaceru 🙁
Do spacerów najlepiej zachęcają psy. I to kilka razy dziennie i bez względu na pogodę! Przynajmniej mój tak ma (piszę w lp. bo nie ma już naszej Fredki). Choc znam i takie, które w razie deszczu nie ruszą się z kanapy na krok 🙂
Madagaskar wspaniale przybliżył w swoich filmach David Attenborough:
https://www.youtube.com/watch?v=kDmcxisClX4
Moim zdaniem najlepszy dokumentalista Natury. Z wieloletnim doświadczeniem i znajomością rzemiosła.
Fakt – najlepiej samemu doświadczyć spotkań pierwszego stopnia. A że niezbyt często jest to możliwe, pozostają filmy i doświadczenia innych.
Doświadczaj zatem Alicjo, dokumentuj i dziel się z nami wrażeniami. Wszak każdy inaczej odbiera. I to właśnie dodaje uroku. Pilnuj torebki (plecaka), nie drażnij lemurów i dbaj o nogi (podczas odpoczynku zawsze wyżej niźli reszta ciała).
Jak wszystko, tak i Madagaskar ulega zmianie. Niestety na gorsze. Wycinka Rain Forest wiąże się z zanikaniem unikalnych dla tej wyspy gatunków.
https://www.youtube.com/watch?v=nNq_xiuif5M
Ponoć coś się poprawia w tym względzie. Ponoć…
Mżawka albo słaby deszcz jamnikowi nie przeszkadzaja, ale kiedy leje, to nie będzie jadł, ani pił, żeby nie musiał wychodzić.
Najmniejszy Lemur, gatunek odkryty 10 lat temu
https://www.youtube.com/watch?v=H6cJoqZn5g4
1961 – film z Madagaskaru do programu Zoo Quest. Inna technika, inne możliwości, ta sama pasja.
https://www.youtube.com/watch?v=OALx3kKJhqA
Leniwe czekają na przygotowanie. Puść leniu, do kuchni muszę spieszyć.
Święta już za dwa tygodnie, może niektórzy użyją do ciasta najsławniejszej wanilii świata,
tej z Madagaskaru. Tutaj o jej uprawie:
https://www.youtube.com/watch?v=WEgpMNBuYgQ
A poniżej o laskach wanilii dostępnych w polskich sklepach:
http://kuchennepasje.pl/test-lasek-wanilii-dostepnych-w-sklepach/
Widząc w sklepie wspaniały materiał zniszczony fasonem ciuszka, krew mnie zalewa. Przysłowiowa rzecz jasna.
Oglądając film, gdzie całkiem niezły materiał filmowy, podbudowany nieciekawym komentarzem (pseudo dowcipnym) i muzyką spełniającą rolę „wypełniacza”, przeżywam podobne emocje.
A niestety „waniliowy” film posiada w nadmiarze powyższe parametry. Szkoda, bo mógł być ciekawy.
Najlepszą jak dotąd wanilię dostawałam od JollyR, kiedy jeszcze pracowała w sklepach meksykańskich. Ależ to pachniało. Nie wszystko pamiętam ale Jollr R. powtarzała, że jest to wanilia naturalna – bez środków wypomagających.
Bonzur madames and mesieurs! (za bledy nie odpowiadam)
Siedzimy w hotelu Louvre, samo centrum Tany, czyli Antananarivo, naprzeciwko palac prezydencki. Wybralismy sie na krotki spacer, ja z aparacikiem malutkim, i bardzo dobrze, bo podobno nie wolno fotografowac palacu. Ja oczywiscie udalam durnia i polazlam za wszelkie ogrodzenia, gdzie tylko wojo stoi – chcialam sobie zrobic z nimi zdjecia, ale postanowilam nie przeginac. Usmiechalam sie do wszystkich, wzieli mnie za jakas biala durna, ktora w dodatku nie zna jezyka francuskiego, a co tu w ogole mowic o malagasi!
Jak wspomnialam, mieszkamy w Louvrze, nie myslcie sobie, cena adekwatna, stowa kanadyjska, ale wszystko co trzeba jest, przede wszystkim okna wyciszajace i klima.
Temperatura 26c i duchota. Wszystkie ulice wyposazone w rynsztoki, nawet w centrum, ale poza tym jest w miare czystko, przynajmniej w centrum.
Nie wyobrazam sobie wypozyczenia samochodu i jezdzenia po tym miescie, jesli juz, to taksowke, sa tanie i sklonne do negocjacji. Jutro z rana wybieramy sie do sanktuarium lemurow (25km), troche sztucznie urzadzone, bo sprowadzono tu lemury z calego Madagaskaru i nie sa one w swym naturalnym srodowisku (wiele z nich), ale chodzi o to, zeby turysci mogli wszystko zobaczyc bez specjalnego rozjezdzania sie po kraju.
Ajaj, Madagaskar… kraina czarna, skwarna! cdn.
Ja z panem Atenborough wszedzie bym, ale wiecie, ze on ma ze soba ekipe filmowa i nagranie jednego godzinnego odcinka zabiera ze 2 lata.
Kulinaria – po pierwsze
pijemy zdrowie Gospodarza lokalnym piwem pod nazwa Three Horses Beer. Piwo trzech koni musi byc dobre! Moim zdaniem jest. Dla mnie wystarczajaco duzo goryczki. Zjedlismy bardzo dobry lanczyk typu bufet, co dusza zapragnie, potrawka z kurczaka, kurczacze szaszlyki (bardzo dobre), salaty Jerz zabronil mi jesc (AMEBA tam siedzi!), ale chetnie dolozylam sobie pomidorow, cebuli czerwonej, ogorkow, papryki roznej – to tez myte woda i ameba tam siedzi, nalezy ja potraktowac dzinem!!! Na razie nie panikuje, hotel jest pierwszej klasy i do licha chyba dba o swoich gosci.
Bardzo przedziwna ta stolica, na pagorach i w ogole wysoko. Reszta potem!
Alicjo-sprawdź, proszę, czy w tej Tanie rzeczywiście wszystkie fasady domów są skierowane na zachód, bo w telewizorze tak mówili (podobno chodzi o to, by oglądać zachody słońca). Mówili też, że w tym rezerwacie lemurowym żyje ich ok. 70 różnych gatunków. Zatem policz w miarę skrupulatnie 🙂
Domy jak domy, sa bardzo rozne i robilam fotki z taksowki jadac od hacjendy kolo lotniska do tego tutaj podobno wypasionego hotelu.
Jerzor wybyl na rekonesans, a tymczasem przyszedl jakis mlody czlowiek zaoferowac mi swoje uslugi w sensie dosc zromumialym, o co mu chodzilo, zaprodukowal sie po angielsku i francusku. Zdebialam, ale widocznie tak tu jest, wiec grzecznie podziekowalam. Ledwie co odzylam, psiakostka!
Moze by sie przespac albo co, chociaz wolalabym wieczorem, zeby spokojnie przespac cala noc.
Nie tylko ekipę filmową. Przygotowania, dokumentacja, lokalizacja itp – to zadania całej ekipy. Sir Attenborough przybywał na zdjęcia na lokację gdzie wszystko już było przygotowane.
Ale początki były inne. Maksimum 3 osoby, częściej dwie, niewielkie fundusze, mało czasu i brak dokumentacji (bo takiej po prostu nie było, a jeśli to minimalna i niedokładna). Budował wszystko od podstaw.
Produkcja filmu dokumentalnego o florze czy faunie nie może trwać krótko. Same filmowanie zabiera masę czasu. Z wiadomych względów. A wcześniej dokładna dokumentacja, pozwolenia, przejazdy, hotele… Do tego dochodzi montaż, warstwa dźwiękowa, zgranie.
Natura to nie aktorzy z jakimi można powtarzać nieudane ujęcia. „Klaps” i kolekny dubel. Choć przypadki się zdarzają:
http://www.flixxy.com/bird-interrupts-david-attenborough.htm
Puściłam bubla – kolejny oczywiście.
Ciekawie się zapowiada, Alicjo…
Jestem padnięta,ale jestem
Nie jestem padnięta; jestem w dołku, dole, otchłani. Wiosna,
Też padnięty ale wiosennie. Czyszczenie oczka z glonów i porządek przy krzewach wiosennych.
Zdrowie Wszystkich 🙂
Za uchem lista przebojów w Trójce
A ja jestem wściekła, w furii, na głupotę i bezmyślność serwisu komputerowego, który wymieniając mi DVD wyczyścił mi dysk twardy. Gdyby nie to , że są w Koszalinie, to bym kazała im to odtwarzać.
Małgosiu – przecież coś takiego trafiło mnie na jesieni.
Odpoczelam – pospalam sobie, 22-ga z groszem a tu nie ma nic do roboty. Zdaje sie, ze nawet restauracja hotelowa zamknieta, a poszlabym chetnie na piwo trzech koni.
Lde sie rozejrzec…
Ostatnio, kiedy „fachowiec” zabiera się do mojego komputera, ja wpadam w cichą histerię. Cicha, bo nie lubię hałasu, a histeria jest autentyczna.
Pyro, nie oddaję sprzętu w ręce fachowca, bo sama jestem fachowcem, ale ten był na gwarancji i musiałam. Takich palantów w życiu nie spotkałam.
Współczuję z całego serca.
Miałam raz w wojsku szefa – na szczęście króciutko, który uważał, że wie wszystko lepiej od personelu. W rezultacie kreślił po gotowym pisemku wprowadzając własne poprawki wołające o pomstę do nieba (pisownia, język, interpunkcja) Człek nie wiedział gdzie oczy podziać ze wstydu wręczając adresatowi pisemko podbite, a jakże mjr mgr B.J. Kiedyś w Empiku usłyszałam „Pani powie panu magistrowi, że Polacy piszą nazwy prasy w języku oryginału”. Pracowałam pod światłym kierownictwem tylko dwa miesiące ,gdyż awansował do redakcji „Żołnierza wolności” Co tam z nim zrobili – nie mam pojęcia. Może magazyniera?
I jeszcze gwoli prawdy historycznej – był to jedyny człowiek z wyższym wykształceniem, który mówił „Churchil” i „Chicago” tak, żywcem.
Odpoczelam – pospalam sobie, 22-ga z groszem a tu nie ma nic do roboty. Zdaje sie, ze nawet restauracja hotelowa zamknieta, a poszlabym chetnie na piwo trzech koni.
Poszlam – sympatyczne lobby, muzyczka.
Nie ma mozliwosci, zeby wszystkie okna na zachod po to slonce zachodzace, wszak to wielomilionowa metropolia na pagorach o zabudowie przewaznie parterowej, wliczajac w to palac prezydencki prawie naprzeciwko, gdzie omal mnie nie zastrzelono, bo za blisko wielkich zelaznych ogrodzen podeszlam. W takich momentach dobrze udawac idiotke, nawet niespecjalnie musialam, z drugiej strony nigdzie nie jest napisane, ze tam dalej nielzia, nie bylo zadnych znakow.
Wielkie mi co, prezydent urzeduje dopiero od roku (tu sie czesto zmieniaja, przewroty co rusz…).
Podoba mi sie tutaj, chociaz Jerz mnie straszyl, ze dopiero zobacze prawdziwa Afryke. Widze – usmiechnietych sympatycznych ludzi, zapytalam pania w sklepie o jakas lokalna kiece, to nie tutaj, bwana kubwy rodzaju zenskiego kupuja kiece swiatowe swiatowych projektantow, a lokalny trynd trudno w tej okolicy znalezc.
Ale znajde gdzies po drodze, mowy nie ma!
Jutro lemury, no, zobaczymy zwierzaki. Zastanawiam sie nad dalsza podroza, jak sobie planowalam – do Toliary, na poludniowy zachod, nad kanal mozambicki (chyba sie tak nazywa). Nie jestem pewna, czy to uda sie wespol w zespol, przejechac na piechote samemu…Wczoraj spotkane panie Angielki z jakiejs misji anglikanskiego kosciola wyrazily watpliwosci, najlepiej zapisac sie do jakiegos kosciola i oni nas obwioza. Nie mam nic przeciwko kosciolom, moge sie zapisac, ale dusza tam nie bede, czyli hipokryzja, wole nie.
Mialam nadzieje, ze po prostu wypozyczymy samochod i w droge, zakupilam nawet odpowiednie mapy, ale nie widze entuzjazmu u Jerza. Ciagle slysze ze owszem, ale najlepiej samochod z kierowca. W tym miejskim molochu jest to usprawiedliwione, ale tak w ogole…to chyba da sie zrobic samemu.
No dobra, tyle na dzisiaj, nie jestem pewna, czy uda mi sie te wiadomosc nadac, bo internet tutaj chodzi o lasce, a czasem dwoch.
Ciesz Alicjo, że jest 🙂 Mówiłam, że łatwiej o to w Afryce niż na Antypodach 🙁
Przedrzemałam toast. Rozmawiałam z Lucjanem i Inką i tak mnie zmogło pod kocykiem.
Byłam w stolarni, chłopcy dorobili mi brakujące kawałki. Robią ule na potęgę, po prostu linia produkcyjna, ale ja jakoś trafiam na czas kawowo-śniadaniowy (może przesuwają tę porę ze względu na mnie?) i sobie mile gadamy o czasach minionych.
Potem pojechałam odebrać zawiasy. Zawiasy już na mnie czekały, ale nie było wkrętów ani stosownych śrub, nie wiedzieć dlaczego, bo takie typowe zawsze tam były. Pojechałam do dużego sklepu budowlanego, co to w nim prawie wszystko, no właśnie, prawie: wkręty takie jak chciałam były, śruby zamkowe ósemki też, ale nakrętek nie było! Pojechałam do trzeciego o bardziej rolniczym charakterze i tam były, wzięłam dwie garście. Podkładki miałam w domu. Przy okazji wymieniłam akumulator, bo już na mnie czekał. Potem krótkie zakupy biedronkowe i do domu, przykręcać zawiasy nim deszcz spadnie. Dobrze mi to poszło, bo mam dobrą wkrętarkę i wiertarkę, to akurat dzięki tym co zapchali kanalizację 🙂
Drzwi są ciężkie, nie ma mowy, żeby jakaś dziecina je podniosła i wpadła do piwnicy, może trochę będą lżejsze jak podeschną, ale pewnie nie za wiele. Muszę wymyślić jakiś sposób na ułatwienie otwierania i zamykania. Siłowniki na pilota? 🙂
Ponieważ mogę już korzystać z dobrodziejstwa działającej kanalizacji piorę na potęgę – nie muszę pilnować pralki! To coś tak, jak z tą kozą.
Za zdrowie wędrowca na szlaku!
Witam, za wygraną Agnieszki.
http://www.drhtv.com.pl/drhtv1.html
Coś mi się wydaje, że nie tylko małolat nie wpadnie do onej piwnicy, ale i właścicielka założy jakiś wielokrążek, żeby mocarne drzwi poruszyć. Najpierw Żabie Błota się cywilizowały, a teraz się fortyfikują. Żaba jeszcze będzie budowała zwykłe, pionowe drzwi do piwnicy z zewnątrz, od schodków. Rozmaite umiejętności Żaby – od subtelnych, damskich robótek i szycia, po ciesielstwo i mechanikę wywołują u mnie nie zazdrość, a nabożny podziw.
Dzien dobry!
Jerzor mial racje, zobaczylam kawalek prawdziwej Afryki, moge strescic w trzech slowach – brud, smrod i ubostwo.Poza palacem prezydenckim (rzut berecikiem) nasz hotel to najporzadniejsza budowla. I to jest centrum centrumu. W palacu urzeduje Jeri (albo Yeri) i to od roku bodajze, bo doroczna rozrywka tutejszej uzbrojonej ludnosci (wojo) sa roznego rodzaju przewroty polityczne i militarne.
Pojechalismy z rana do parku lemurow i udalo nam sie zobaczyc kilka rodzajow – w parku jest ich mniej wiecej szesc roznych. O lemurach potem, najpierw dojazd tamze. Zamowilismy taxi, a jakze, przednia szyba peknieta na kilka kawalkow, ale kierowca obiecal, ze nie upadnie na mnie – zajelam miejsce obok kierowcy, zeby robic zdjecia. Zaraz za nasza palacowa dzielnica znajduje sie reszta stolicy, czyli nie konczace sie kilometry wyboistej drogi, zapchanej do niemozliwosci samochodami, ale o dziwo, to wszystko dosyc zgrabnie posuwa sie do przodu. Cala stolica to jedna wielka wioska z niskimi chatynkami, ja sie zastanawiam, czy dorosla osoba moze sie w niej wyprostowac. Nie ma tu prawie wcale albo i wcale zadnych centrow handlowych ani galerii, ha ha ha, wyglada na to, ze ludnosc miasta wylegla na ulice i zajmuje sie handlem. Co kto ma do sprzedania, czasem sa to cztery gruszki, a czasem pod parasolem na stoliku lezy kilka kur oskubanych i wypatroszonych, gdzie indziej warzywa i owoce roznego rodzaju, buty, szmaty i co tylko. Niestety, nie widzialam zadnych interesujacych kiec lokalnych, a taka zamiarowalam sobie kupic.
Nic to, dopiero drugi dzien sie zaczal. A propos smrodu, o ktorym wspomnialam na poczatku – otoz smrodza pojazdy mechaniczne, chyba bez katalizatorow, bo nieraz taki dym sie snuje, ze glowa boli. Poza prezydenckim centrumem po obu stronach ulic plyna sobie rynsztoczki urocze i to jest drugie zrodlo wszechobecnego smrodu.
W srodku stolicy sa pola ryzowe, gdzie czesto gesto wypasa sie lokalna garbata rogacizna. Nad brzegami dwoch rzek, ktore przekraczalismy, szpilki wcisnac nie mozna, okazuje sie, ze to miejska pralnia samoobslugowa.
Egzotyka pelna para, ale ludzie usmiechnieci. Operujemy solidna gotowka, obracamy tysiacami, a zanim wyjedziemy, chyba jakies miliony poplyna. cdn za chwile, machne sie do baru po Piwo Trzech Koni.
Zmiotlo mi wpis. Nie bardzo mi sie to podoba, no ale coz. Park Lemurow – zostawili zwierzaczkom cale 4 hektary dzungli, a reszte wycieli w pien. Park jest prywatny – i chwala Bogu, ze ktos sie o to zatroszczyl, bo lemurow poza nim sie nie znajdzie, chyba ze w dzungli, do ktorej zreszta nie ma dostepu, kto i po co by tam lazl.
Wybrzeze wschodnie jest dziewicze dzieki temu, ciekawe, jak dlugo.
Te przyuliczne sklepiki zdumiewaja oferta – czego bym nigdy nie chciala nawet za darmo, to tych wypatroszonych kurczakow, widzialam tez stoisko z rogacizna sztuk jeden, rozebrana na czesci, bede obrazowa – wszystkie wnetrznosci na ziemi obok, lacznie z porozem. ze sie tak wyraze. Troszke mnie zemglilo, ale tylko troszke.
Bieda az piszczy, nie chcialam nachalnie robic zdjec przy kierowcy, zeby mu nie robic przykrosci, wiec malutkim aparatem sie poslugiwalam, kiedy moglam.
Trudno to wszystko opisac, dlatego aparat sie przydaje.
Lemury sa malutkie, toz nasza Mrusia wielkolud przy nich. Widzielismy rozne, ale wiadomo, ze najpopularniejsze to te z pregowanymi ogonami. Oczywiscie w Parku nic nie wolno, dobrze, ze oddychac wolno.
Lemury sa pod ochrona, ale poza parkiem trudno je zoczyc, moze jedynie w dziewiczej dzungli na wschodnim wybrzezu, poki co chwala Bogu, nie ma tam dostepu, ale ciekawe, jak dlugo.
Jerz zamawia wlasnie samochod od poniedzialku do piatku (chyba z kierowca, inaczej sie nie da), dobre i to, troche sie obawialam, ze moze i tak byc, ze za stolice nosa nie wystawimy. Jeszcze u was nie pora, ale ja juz pije zdrowie, po pierwsze primo za Gospodarza, po drugie za wedrowca na szlaku.
Pij za zdrowie, Alicjo i ten kraj, którego przestaję Ci zazdrościć. Dobrze, że ludzie sa zadowoleni i uśmiechnięci. Człowiekowi widocznie wiele do szczęścia wcale nie jest potrzebne.
Pyro,
ale ciekawe to, mimo wszystko. Troszke sie trzeba pomeczyc, wiec korzystam, poki jeszcze jako tako sie ruszam, chociaz Jerzor mnie podsumowal, ze cienka jestem i nie biegam nalezycie. Moze i nie biegam, ale to Jerz spuchl, a mowilam, kapelusik by sie nadal…Po jedzeniu (J. salate, bo sie odchudzamy i miesa nie jemy, wedlug niego, ja dobrze wysmazony stek i frytki plus dwie lampki wina, on demonstracyjnie wode) poszlam poogladac wystawy, sklepy dzisiaj zamkniete. Znalazlam piekna kiece, wypatrujac przez okna wystawowe, w poniedzialek kupie.
Mam nadzieje, ze bedzie na mnie czekala.
Czlowiekowi niewiele potrzeba do szczescia, dopoki nie widzi mozliwosci rozmaitych i wyboru. Wtedy pojawia sie problem, co wybrac.
Kieca miejscowa, czy z Paryża przysłali?
Dzisiaj u nas piękny dzień, ziemia zaczyna wiosennie podsychać. Haneczka zalecała mi całodobowe byczenie się, z prac domowych jedynie czytanie, a tu zobaczyłam porwany pastuch i kołki powywracane. Czekam na pomocnego młodzieńca i będziemy reperować.
A ja czekam na premierowy obiad Młodszej – robi zapiekankę z kurczaka, bakłążana i różności. Fajnie, tylko dłuuugo
prawie dobry wieczór ….
zmarzłam okropnie mimo, że ubrałam się na cebulkę … dziś też dużo nas było … 🙂
mierzyłam czas … ostatni szli 40 minut za pierwszymi … mimo zimna dobrze się nam szło …. najważniejsze, że ludzie mają nadzieję … 🙂
Dzięki Jolinku, że tam chodzisz! Myślami też tam byłem.
Zapiekanka b.smaczna, aromatyczna, ostra w miarę, a naprawdę zyskała ostateczny szlif, kiedy Pyra rzuciła hasło „otwórz to czerwone wino od Danuśki”.
Danuśka – jaka szkoda, że to była tylko jedna, jedyna butelka. Wino pyszne. Jutro obiad ten sam, bo zjadłyśmy tylko połowę, a zapiekanki można odgrzewać.
Nowy wspaniała atmosfera … by Ci się podobało … dziś było zimno a dużo ludzi było …będzie cieplej będzie nas wiecej … 🙂 … fajnie wygladała jedna dziewczyna = była w futrze, prowadziła rower, w koszyku miała warzywa a na głowie kapelusz z kwiatami … 🙂
Jolinku! Dziękujemy! Dobrze, że to wszystko jest z uśmiechem, bo to przeciwieństwo drugiej strony. My, zza Wielkiej Wody jesteśmy ZA. Przepraszam, nie spytaliśmy Orki (?!)
Czuj się naszym ambasadorem, OK? 🙂
Podoba mi się hasło „Wolne miasto Poznań” i to, że prezydent miasta jest na każdej pikiecie (długo już pewno nie będzie, bo kopią pod nim).
cichalu tu pewnie wielu „ZA” i dlatego się dzielę z Wami wrażeniami bo czuję poparcie … 🙂 ..
Jolinku-też byłam 🙂 To było bardzo przyjemne uczucie, kiedy praktycznie cały autobus, którym przyjechałam z Ursynowa w al.Ujazdowskie wysiadł na przystanku w pobliżu al.Szucha. Jest ogromne poczucie solidarności i wspólnej, by nie powiedzieć dobrej sprawy wśród wszystkich uczestników tych manifestacji. Na słowo dobra( broń Boże zmiana) trzeba trzeba teraz ogromnie uważać, by czasem się czasem nie skompromitować i nie zostać źle zrozumianym.
Jak tak człowiek postoi, podrepcze, poskanduje, pośpiewa, pomacha, przejdzie, pójdzie i dojdzie to jednak trochę zmarznie. Kiedy zatem wpadł mi w oko szyld”Groch z kapustą” to ucieszyłam się niezmiernie i weszłam do środka. To było skrzyżowanie stołówki z barem mlecznym w dobrym wydaniu. Grochówka, którą zamówiłam na rozgrzewkę okazała się bardzo słusznym wyborem. Talerz był wielkości XXL, całkiem jakiś taki przedwojenny. Zupa wprawdzie nie z tych wojskowych, co to łyżkę można postawić, ale cudnie pachnąca majerankiem, z kawałkami drobno pokrojonego boczku, marchewki,cebuli i ziemniaków, jak należy. Zjadłam z wilczym apetytem i podążyłam w dalszą drogę do domu.
W domu spotkałam się z Latoroślą, która opowiedziała mi o swojej wczorajszo-dzisiejszej parapetówce. To była parapetówka nr 2, taka poremontowa (nr 1 była przedremontowa). Bawili się dobrze do trzeciej nad ranem i cieszę się oczywiście, że tak było. To jednak dziwne uczucie zdać sobie sprawę, że Twoje dziecko już naprawdę wyfrunęło z gniazda i naprawdę jest u siebie, a przecież tak n i e d a w n o to ja wyfruwałam i robiłam te parapetowe imprezy dla przyjaciół…
Co do pierwszych madagaskarskich wrażeń Alicji to muszę przyznać, że moje, te z Senegalu są podobne:przyroda w Afryce jest fantastyczna i dla niej warto tam pojechać. Ludzie są przyjaźni i serdeczni, ale miasta i miasteczka to naprawdę przykry i wręcz bardzo przygnębiający widok.
Na dzisiejszej manifestacji najbardziej podobał mi się plakat wykonany na pudełku od butów, oklejonym białym papierem: Bronię konstytucji i kocham Wenecję 🙂
Pyro-cieszę się bardzo 🙂
Przy okazji następnych wizyt w Poznaniu dostarczę kolejne wino!
Jolinku, bardzo chciałbym tam być. Tłum i atmosfera pozwalają mieć nadzieję, że nie wszystko stracone.
Przeczytałem relację Alicji i trochę się dziwię, że Alicja się dziwi. Madagaskar zajmuje czwarte czy piąte miejsce od końca pod względem zamożności, więc bieda tam musi być. Tak jak niemal w całej Afryce. Miliony, które muszą przetrwać za mniej niż dolara dziennie. Określenie „brud, smród i ubóstwo” moim zdaniem uwłacza tym ludziom i nigdy takiego określenia bym nie użył. Jeśli piorą jakieś swoje szmatki w pobliskich rzekach, to robią to, bo nie mają innej możliwości. Nie mają kranów z wodą ani pralek. Dobrze, że w ogóle piorą.
Bogaci turyści z Zachodu, których spotkałem, w swych planach podróży najczęściej omijali biedę szerokim łukiem. Po co na to patrzyć. Biedny zawsze coś będzie chciał!
Lepiej oglądać lwy na safari i wyjechać z ogromem wrażeń. Sam, bardzo krótko, byłem takim białym w wynajętym samochodzie z kierowcą. Ale nie chcąc swoich wrażeń ograniczyć tylko do tego, starałem się dotrzeć tam, gdzie inni nie docierają. Udało się i nie żałuję, chociaż pomóc niewiele mogłem, ale zrobiłem co było w zasięgu moich skromnych możliwości.
Cytuję z pamięci post, który Młodsza dostała od kolegi ze studiów, Olgierda (rocznik 68) Otóż Olgierd był dzisiaj na manifestacji i tak podsumowuje swój zyciorys :
„W podstawówce strajkowałem przez 3 lekcje – uszło bokiem. W Liceum uciekałem przed patrolami i nosiłem bibułę. Na studiach brałem udział w strajkach studenckich i raz oberwałem pałą. I teraz, pod 50-tkę znowu muszę wyjść na ulicę, bo jeden facet, który nawet swojej kobiety ani dzieci nie ma, nigdy normalnie nie pracował, ma swój pogląd na mój kraj? To się nie godzi!”
Pyro – nasze dzieci urodziły się w roku niepokojów.
Krysiade – moje są wiekowe – Staś, rocznik 57, bliźniaczki – 68
Za zdrowie wędrowca na szlaku!
Wiosna, wiosna, zające się gonią, zwierzyna większa od zajęcy rwie pastucha, jutro ruszam z narzędziami na obchód, znaczy objazd ogrodzenia, chyba przejadę bez przygód.
Zagadałam się przez telefon i wykipiała mi woda w której gotowała się kasza perłowa, kaszy nic, bo w woreczkach, ale płyta kuchenki do szorowania, Czułam, że kipi, ale mi się wstać nie chciało. Leniwy z przepracowania pęknie – tak mówiła teściowa Eski, i słusznie
Kochane Blogowisko!
Nie mogłam sie dodzwonić do Gospodarza, ani do Basi, zostawiłam nagranie na sekretarce, a teraz znalazłam wiadomość od córki Agaty wysłaną o 16:43:
Tato zmarł 1,5 godziny temu. Agata Adamczewska
Danuśka to się pewnie gdzieś minęłyśmy …
Nowy Alicja lubi ulicę i miejscowe klimaty dlatego jadą nie z wycieczką tylko na własną rekę .. a pisze co oczy widzą … chyba za ostro oceniasz bo to nie turystka tylko ciekawa wszystkiego podróżniczka …
Nie mamy słów, ani nawet nie przyswoiłam sobie tej wiadomości. Trudno uwierzyć i trudno dalej z tym żyć. Najlepszy, najżyczliwszy człowiek. Kochany przez wszystkich.
straszne … Piotrze żegnaj Kochany Przyjacielu … 🙁
Trudno uwierzyć…
Po Bobiku p. Piotr.
Co teraz będzie?
Smutno mi tak smutno. Moje najserdeczniejsze wyrazy sympatii dla najbliższych Piotra. Spokój Jego duszy.
Nowy,
mowie jak jest, a nie owijam w bawelne. Nie widze, co tu ma uwlaczac mieszkancom, maja jak maja, przeciez wiadomo, ze do utrzymania czystosci potrzebna jest zwykla miotla i potrzeba ducha, zeby miec czysto wokol siebie. Pomijam rynsztoki, sa jakie sa, i tak dosyc porzadne, bo przewaznie obudowane kostka granitowa czy czyms tam.
Ta dzielnica okolopalacowa, w ktorej mieszkamy, jest skanalizowana, ale mysle, ze sam pomysl skanalizowania miasta-metropolii parterowej przerasta wyobraznie tego, kto mialby sie za to zabrac. Gdyby.
Ja po prostu w wyobrazni stawiam sie obok mieszkanca przedmiesc i mysle, ze nie siedzialabym na czterech literach przed chalupka, tylko po pierwsze zlapalabym za miotle i ogarnela obejscie, a tego jest tylko ze dwa-trzy waskie metry do ogarniecia.
Poza tym co zauwazam, panowie wysiadujacy i na oko nic nie robiacy, natomiast kobiety sie uwijaja, dzwigaja dzieci i torby z zakupami.
Jak mam opowiadac o Afryce- opisuje swoje wrazenia, co nie znaczy, ze pogardzam mieszkancami.
Nikomu nie uwlaczam – pisze miejska pralnia samoobslugowa (te rzeki), bo tak to wyglada i rozumiem, ze nie ma innej mozliwosci.
W Afryce juz bylam, ale jak pisalam wczesniej – Jerzor zapowiadal, ze RPA to nie prawdziwa Afryka. Rzeczywiscie, tam biali sie rozpanoszyli od dawna, ale smiem twierdzic, ze kraj tylko na tym zyskal. Czy mam przepraszac za tych wszystkich Europejczykow, ktorzy budowali statki i chcieli zobaczyc, co za horyzontem? Tych wszystkich Kolumbow i tak dalej?
RPA rozwija sie tak dla bialych, jak i czarnych. Nie wiem, co zlego w rozwoju cywilizacyjnym w takim sensie, jak ja mysle, wcale nie musi od razu byc Manhattan!
Byc moze sie myle, ale kojarzy mi sie to troche z opisami Kapuscinskiego Afryki, ktora jest taka nieruchoma i sobie trwa, o jutrze sie nie mysli, bo jutro bedzie, jakies. Ja tam nikogo na sile uszczesliwiac nie chce, ale zauwazam – jak sie nie widzi nic innego do wyboru, to sie tkwi w tym, co jest.
Prace roznych misyjnych organizacji i pewnie ONZ tez cos robi, na przyklad kilka km drogi kolo pol ryzowych oswietlanych lampami na panele sloneczne. To na 100% przywiezione gdzies skads, tylko zastanawiam sie, po co to akurat w tym miejscu, ale jakas organizacja zrobila sobie dobrze na duszy, zeby pomoc tym biednym ludziom. Zupelnie bezsensowna pomoc w tym miejscu akurat. Mialoby to sens blizej ludzi, a nie w srodku pol ryzowych. CDN za chwile.
Też nie mogę znaleźć słów. Bardzo mi smutno.
Żegnaj Piotrze (chciałeś bym tak Ciebie nazywał) i dziękuję!
[*]
Trudno uwierzyć, trudno pozbierać myśli…
Serdeczne wyrazy współczucia i pamięci dla Pani Barbary i całej Rodziny.
Straszna wiadomość. Brak słów. Blog nie może wyjść z żałoby… Smutek.
Sobie poplacze, bo co tu napisac – nasz kochany Gospodarz od 10 lat z groszem.
Spotkamy sie przy Stole, gdzie juz troche naszych siedzi i to mnie pociesza.
Tak bardzo pusto sie robi.
Do zobaczenia Gospodarzu.
Wlazlam z wpisem-opisem w srodek smutku. Mam nadzieje, ze Polityka nie zamknie nam tego miejsca, gdzie tyle sympatycznych ludzi sie spotkalo i tyle serdecznych przyjazni.
Piotrze, żegnaj!
Jak trudno pogodzić się z taką wiadomością….
Żegnaj Piotrze!
Wyrazy współczucia dla Pani Basi i dla całej opuszczonej rodziny.
Smutne to bardzo.
Nawet nie chcę wyobrażać sobie, co czuje Basia. Przecież ostatni rok, to Jej prywatna Golgota. A Piotr żył dla rodziny, dla Wnucząt; chciał doczekać ich dorosłości, samodzielności. Za miesiąc kolejna rocznica ślubu Basi i Piotra. Rok temu pojechali jeszcze na wycieczkę. Mieli szczęśliwe, udane małżeństwo.
Nie mqam śmiałości prosić już dzisiaj, ale, Basiu, może przejmiesz schedę blogu po Piotrze?
Żegnaj, Piotrze.
Wyrazy współczucia dla Bliskich.
Zmieniłeś nasze życie na lepsze. Dziękuję.
http://kulikowski.aminus3.com/image/2016-03-12.html
http://kulikowski.aminus3.com/image/2016-03-11.html
Piotrze żegnaj
Dziękuję Ci za wszystko
Wyrazy najglebszego wspolczucia dla Najblizszych i dla Przyjaciol, ktorzy Pana Piotra znali i czuja sie osierosceni.
Mis ma racje, ze Piotra Adamczewski dzieki swej dobroci i zyczliwosci dla swiata zmienial ludziom zycie na lepsze. Spoczywaj w pokoju, Gospodarzu.
brak slow, ogromny zal
najszczersze wyrazy wspolczucia dla najblizszych
Będziesz w naszych sercach na zawsze.
Szokująca wiadomość.
Wyrazy serdecznego współczucia.
Ogromnie smutna wiadomość…
Szanowny Gospodarzu, Panie Piotrze, tak bardzo czekałam na nowy wpis …Dziękuję za ucztę nie tylko kulinarną, ale również duchową. Niewyobrażalna strata.
Wyrazy serdecznego współczucia.
Do widzenia, Piotrze. Wszyscy się jeszcze zjedziemy, gdzieś tam.
Serdeczne wyrazy współczucia dla rodziny i bliskich naszego drogiego Gospodarza.
Smutno, bardzo smutno .
Wyrazy współczucia dla rodziny.
Wielki zal … Dziekuje Panie Piotrze za to miejsce …
Najserdecznejsze wyrazy wspolczucia dla najblizszych i przyjaciol, rowniez dla calego blogowiska.
Non omnis moriar.
Misiu zamiescil fajne zdjecia Gospodarza, ktory o sobie zawsze mowil – ja zawsze tak ponuro wychodze na zdjeciach…
A jednak na pewno mam w swoich zbiorach ze Zjazdow troche rozesmianych zdjec.
Nisia, Placek i Gospodarz juz urzadzaja nam tam wyzej stol. Jak w tym obrazku o maratonie – wszyscy dobiegna…
Panie Piotrze, dziękuję za to Miejsce Spotkań.
Wyrazy współczucia dla bliskich Gospodarza.
Ogromny żal i smutek. Żegnaj Piotrze! Wielkie podziękowania za to spotkanie przyjaciół przy tym stole.
Najserdeczniejsze wyrazy współczucia dla Rodziny i Bliskich.
Wielki smutek, trudno uwierzyć i jak się z tym pogodzić?
Piotrze, nasz Gospodarzu, żegnaj!
Wyrazy współczucia dla Najbliższych.
Włączyłam komputer i nie mogę uwierzyć 🙁
Panie Piotrze – bardzo dziękuję za to miejsce spotkań.
Wyrazy współczucia dla najbliższych i przyjaciół.
Żegnam Pana Panie Piotrze wspominając przepyszny pasztet, który Pan upiekł na pierwszy zlot w Żabich Błotach. Smutno, że tacy wspaniali ludzie odchodzą. Tyle jeszcze mogliby nas nauczyć, tyle ciekawych opowieści opowiedzieć. Żal. Wyrazy wspoółczucia dla rodziny.
Żegnaj, Piotrze drogi. Widzieliśmy się w grudniu i nie przyszłoby mi do głowy, że to po raz ostatni… 😥
„(…)
Coś się tu nie zaczyna
w swojej zwykłej porze.
Coś się tu nie odbywa
jak powinno.
Ktoś tutaj był i był,
a potem nagle zniknął
i uporczywie go nie ma.
(…)”
W. Szymborska
Ogromny żal i smutek.
Najserdeczniejsze wyrazy współczucia dla Rodziny i Bliskich.
Nieustrudzony krzewiciel sztuki kulinarnej, od 1 sierpnia 2006, przez lat dziesięć przewodził Blogowiczom w wirtualnej, jak sam pisał, „podróży z łyżką , nożem i widelcem”.
Stworzył jedyną i niepowtarzalną blogową jadalnię, gdzie każdy kolejny gość witany był serdecznie przez Gospodarza i współbiesiadników.
Jego Blog wystąpił spoza wirtualnych ram, smakosze z różnych stron globu zjeżdżali na kolejne, doroczne Blogowe Zjazdy, to dzięki Piotrowi nawiązały się kontakty i przyjaźnie.
Dziękujemy Piortrze za wspaniałe kulinarne podróże poprzez wieki i kraje, za porady i przepisy, za wieloletnią wirtualną gościnę, za serdeczność z jaką wspólnie z Basią podejmowałeś nas przy Waszym stole.
Pozostaniesz w naszych myślach i sercach.
Echidna i Wombat
Serdeczne wyrazy współczucia dla Rodziny i Przyjaciół. Jest mi bardzo smutno…
…Nie wszystek umrę…
Trzeba ocalić dorobek Piotra na łamach internetowych „Polityki”: dziesięć lat, pięć wpisów w tygodniu, zgromadzony wokół wcale nie mały, a różnorodny i rozsiany po świecie tłumek stałych uczestników pogawędek w saloniku Piotra i Basi Adamczewskich. Zawiązane przyjaźnie, organizowane zjazdy i spotkania, świadczone sobie wzajemna pomoc. poczęstunki, rozmowy. Przez 10 lat. I to też jest dorobek Piotra. Wiele czasu poświęconego kulturze obyczaju i niezwykle przyjazny stosunek do współuczestników – to też dorobek Piotra.
Droga Redakcjo Internetowej Polityki – pozostaw nam ten kącik, ten salonik. Nie likwiduj naszego domu. Może ktoś z redakcji, może Barbara Adamczewska, może jeszcze ktoś inny obejmie kierownictwo tego blogu. Ludzie są – wierni, życzliwi przyjaźni : wychowankowie Piotra Adamczewskiego
Tak mi przykro .
Szkoda. Serdeczne wyrazy wspolczucia dla Rodziny i blogowiska.
W Warszawie wyszło piękne słońce i pomyślałam, że w taki dzień, jak dzisiaj Piotr pojechałby z Basią na spacer do Łęcina, do ukochanego domu na wsi. Zjadłby tam zapewne porządne drugie śniadanie(na ogół kiełbasa na gorąco), poobserwował ptaki i zwierzęta, a potem opowiedziałbym nam w poniedziałkowym wpisie o swoich wrażeniach i o tych 200 jajach przywiezionych do Warszawy 🙂
Już nie będzie takich wpisów….
Ale również, jak Pyra, mam nadzieję, że to miejsce pozostanie, bo tak jak napisały wyżej nasze Koleżanki, jest dla nas ważne i bardzo jej lubimy. Piotrze, nie ma Cię już z nami, ale pozostaniesz w naszej pamięci i wierzymy, że przy stworzonym przez Ciebie stole uda nam się spotykać nadal.
Gotowac nie umiem, lasuchem nie jestem, ale czytalam niemalze kazdy tekst Gospodarza i zawsze w wielka przyjemnoscia. Przykrosc wielka.
Trudno mi uwierzyć w to odejście. Mieliśmy szczęście znać wspaniałego człowieka.
Nie wyobrażam sobie, że TEGO miejsca nie będzie. Dzięki Panu Piotrowi toczyły się tutaj ciekawe rozmowy, wymieniano myśli, wrażenia, doświadczenia. Wszyscy jesteście bardzo bliscy mojemu zercu. Pomimo, że się nie odzywałam, współuczstniczyłam. A ilu takich jak ja, którzy nigdy się nie ujawnią. Wielkie dzieło skromnego, wrażliwego, empatycznego Człowieka, który pragnąl, aby nigdy nie kłócono się przy stole, który krzewił kulturę języka i zachowania, uprzejmość, życzliwość. Pan Piotr był dla mnie wzorem. Pracowity, rzetelny i jeszcze raz podkreślę- skromny, choć bez fałsz, znający swoją wartość.
Przyłączam się do prośby Pyry o zachowanie tego miejsca. Miejsca pamięci o Panu Piotrze. Czy możemy w lepszy sposób dać temu wyraz? Pomysłów wiele chodzi po głowie.
Chociaż tak naprawdę jestem w szoku. Wypieram ten okrutny fakt. Tak mam ……
Chlopaki podobno nie placza,dla pana Piotra warto było.
Wyrazy smutku dla rodziny.
To bezwstyd jakis, to domagane sie od PIERWSZEJ chwili aby ocalic blog.
Pozwolcie, kurka wodna, Rodzinie na przezywanie utraty, w spokoju, bez natretctwa i domagania sie aby blog za wszelka cene zostal ocalony.
Bedzie jeszcze na to czas!!!. NIE TERAZ!
Heleno – to nie Rodzinie, to Redakcji internetowej „polityki” nie chcemy pozwolić na sen urzędniczy.
Zaden bezwstyd, Heleno – nikt sie tu niczego nie domaga, a tym bardziej od Rodziny. Ta przestrzen, wirtualna zreszta, nalezy do redakcji Polityki i nie ma nic zlego w tym, ze zaznaczamy i mamy nadzieje, ze nas tej przestrzeni nie pozbawia.
Zeby wiedzieli, ze mamy jakas nadzieje, a nie rozejdziemy sie niezauwazalnie i na tym sie skonczy stol Piotra.
Wszelkie szczegoly mozna ustalic pozniej, ale warto wyrazic nadzieje, ze stol bedzie trwal.
http://kulikowski.aminus3.com/image/2016-03-13.html
Zostaliśmy boleśnie osieroceni i dobrze by było żeby likwidacja blogu nie dodała nam cierpień.
Wczoraj byly juz sugestie aby blog przejela Pani Barbara Adamczewska. .
Brakiem wyobrazni jest przekonanie, ze prowdzenie blogu nic nie kosztuje – ani czasu, ani dyscypliny, ani zaangazowania, ani nieustajacego pilnowania porzadku. Blog sie konczy z odejsciem Gospodarza. A jak ktos chce „prowadzic dale”j, to niech zalozy wlasny pod inna nazwa. Przenoszac sie np na Facebook.
A Polityka tez nie jest od tego aby stwarzac i podtrzymywac po smierci Autora „miejsca spotkan”. Jest od redagowania pisma w barzo trudnych warunkach rynkowych. Od sprzedawania tego pisma i placenia honorariow autorom i pilnowania aby akcjonariusze nie tracili na przedsiewzieciu. Co ma do tego „sen urzednika”?
Naprawde, nie jest to moment na babski jazgot. Zmarl Gospodarz blogu, a dla wielu ludzi takze osobisty Przyjaciel. Oddajmy Mu czesc i podziekujmy za lata wysilku, za radosc jaka nam swarzal. . Nie jest tak, ze kazdy moze zastapic kazdego.
Bardzo elegancki wpis.
Heleno,
Ty ten jazgot zaczelas. Na wszystko przyjdzie czas, takze i na to, co dalej i jak dalej.
Heleno, bardzo elegancki wpis, ze powtorze. Zgadzam sie z kazdym Twoim slowem.
Dziekuje.
Oto mi wlasnie chodzi, Aloicjo. Aby triche odczekac ze snuciem planow na przyszlosc. Teraz mozemy jedynie pochylic glowe, posmucic sie razem i zyczyc Najblizszym Pana Piotra by przebrneli przez to trudne doswiadczenie Odejscia. Moze zaproponowac im jakas pomoc?
http://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/ludzieistyle/1654064,1,nie-zyje-piotr-adamczewski-byly-sekretarz-redakcji-i-krytyk-kulinarny-polityki.read
[*]
Naszą największą pomocą będzie uszanowanie niejednokrotnych próśb Piotra by postępować według zasad kultury zachowania i wzajemnej tolerancji.
dziś rano była jeszcze audycja z Piotrem …
http://www.tokfm.pl/Tokfm/1,145400,19759664,piotr-adamczewski-nie-zyje-znany-krytyk-kulinarny-mial-73-lata.html
http://www.wirtualnemedia.pl/artykul/zmarl-piotr-adamczewski-dziennikarz-i-krytyk-kulinarny-polityki
A w radio można było posłuchać audycji Piotra….
Dla Piotra zamiast słów:
https://www.youtube.com/watch?v=szDKepVHp7s
Piotrze, nie myśl, że się tak łatwo wywiniesz
napisz coś o tej boskiej ambrozji
:::
Basiu.. i Wy, moja droga blogowa bando
przyjmijcie wyrazy współczucia
zawsze Wasz Brzucho
Modlitwa za Piotra, Lulka, Okonia, Nisię, Placka, Bobika:
https://www.youtube.com/watch?v=x2XcmaiaqAY
Informację o śmierci Piotra podaje „Wyborcza” i „Gazeta” Nota biograficzna jest zaczerpnięta z „Polityki”
Nie bylam to stalym bywalcem, ale nie watpie, ze jest to najsympatyczniejszy blog w Polityce. Moje Ty sieroty po Panu Piotrze, wyrazy wspolczucia nie tylko jego bliskim, ale i Wam wszystkim forumowiczom. Zal, zal…,
Wczoraj byliśmy za bardzo wstrząśnięci żeby coś pisać. Dzisiaj zdajemy sobie sprawę, że to był człowiek niezmiernie spełniony! Jego życiorysem można by obdzielić parę osób. Pracowity i utalentowany, co nieczęsto idzie w parze. To wszystko pociesza, ale nie koi żalu. Dlaczego tak wcześnie? Jestem o wiele starszy a dalej tu tkwię jak kołek w płocie czasem tylko przydatny, ale nie wiem czy potrzebny.
Piotrze! Głęboko wierzę, że jeszcze się spotkamy! Kiedy wyruszę na swój wieczysty rejs, zaproszę Cię do kambuza. Pogadamy niespiesznie o dawnych czasach i coś wspólnie uwarzymy. Będę Ci za kuchcika. Nareszcie się na coś przydam…
https://picasaweb.google.com/115740250755148488813/Piotr?authkey=Gv1sRgCJeJ8dO3sN2exgE
R.I.P.
merci
sporo mnie nauczyłeś, nie tylko o kuchni, ale przede wszystkim o ludzinie, ze się podeprę Arkadiuszem
wielkie dzięki
s.
Zbliża się pora toastowa. Dzisiaj nie wypiję niczyjego zdrowia; nie ten dzień.
Dzisiaj proszę wypić na Pamięć – o szlachetnym, dobrym człowieku, człowieku rozumnym i skromnym. Pamięci Piotra ten toast cichy poświęcam.
Nie zna się na żartach,
na gwiazdach, na mostach,
na tkactwie, na górnictwie, na uprawie roli,
na budowie okrętów i pieczeniu ciasta.
W nasze rozmowy o planach na jutro
wtrąca swoje ostatnie słowo
nie na temat.
(…)
Nie ma takiego życia,
które by choć przez chwilę
nie było nieśmiertelne.
Śmierć
zawsze o tę chwilę przybywa spóźniona.
Na próżno szarpie klamką
niewidzialnych drzwi.
Kto ile zdążył,
tego mu cofnąć nie może.
(Wisława Szymborska – „O śmierci bez przesady”)
R.I.P, Gospodarzu.
Piotrze, za zdrowie wędrowca na szlaku!
Ponie Pietrze, niekze sie piknie Ponu wiedzie w Niebieskiej Kuchni. Do zobacenia!
Panie Piotrze, był Pan człowiekiem wielkiej klasy, dobroci, inteligencji, wiedzy i smaku. Chciałbym sprawić przyjemność Pańskiemu cieniowi, kłaniam się głęboko.
Zbigniew Herbert
Panie dziękuję Ci że stworzyłeś świat piękny i bardzo różny
a także za to że pozwoliłeś mi w niewysłowionej dobroci Twojej
być w miejscach które nie były miejscami mojej codziennej udręki
– że nocą w Tarquinii leżałem na placu przy studni
i spiż rozkołysany obwieszczał z wieży Twój gniew lub wybaczenie
a mały osioł na wyspie Korkyra
śpiewał mi ze swoich niepojętych miechów płuc melancholię krajobrazu
i w brzydkim mieście Manchester odkryłem ludzi dobrych i rozumnych
natura powtarzała swoje mądre tautologie:
las był lasem morze morzem skała skałą gwiazdy krążyły i było jak być powinno
– Iovis omnia plena – wybacz – że myślałem tylko o sobie
gdy życie innych okrutnie nieodwracalne krążyło wokół mnie
jak wielki astrologiczny zegar u świętego Piotra w Beauvais
że byłem leniwy roztargniony zbyt ostrożny w labiryntach i grotach
a także wybacz że nie walczyłem jak lord Byron o szczęście ludów podbitych
i oglądałem tylko wschody księżyca i muzea
– dziękuję Ci że dzieła stworzone ku chwale Twojej udzieliły mi cząstki swojej tajemnicy
i w wielkiej zarozumiałości pomyślałem
że Ducio van Eyck Bellini malowali także dla mnie
a także Akropol którego nigdy nie zrozumiałem do końca
cierpliwie odrywał przede mną okaleczone ciało
– proszę Cię żebyś wynagrodził siwego staruszka
który nie proszony przyniósł mi owoce ze swego ogrodu
na spalonej słońcem ojczystej wyspie syna Laertesa
a także Miss Helen z mglistej wysepki Mull na Hebrydach
za to że przyjęła mnie po grecku i prosiła
żeby w nocy zostawić w oknie wychodzącym na Holy Iona
zapaloną lampę aby światła ziemi pozdrawiały się
a także tych wszystkich którzy wskazywali mi drogę i mówili kato kyrie kato
i żebyś miał w swej opiece Mamę ze Spoleto Spiridiona z Paxos
dobrego studenta z Berlina który wybawił mnie z opresji
a potem nieoczekiwanie spotkany w Arizonie wiózł mnie do Wielkiego Kanionu
który jest jak sto tysięcy katedr zwróconych glową w dół
– pozwól o Panie abym nie myślał o moich wodnistookich szarych niemądrych prześladowcach
kiedy słońce schodzi w Morze Jońskie prawdziwie nieopisane
żebym rozumiał innych ludzi inne języki inne cierpienia
a nade wszystko żebym był pokorny
to znaczy ten który pragnie źródła
dziękuję Ci Panie że stworzyłeś świat piękny i różny
a jeśli jest to Twoje uwodzenie jestem uwiedziony
na zawsze i bez wybaczenia.
Wspomnienie.
http://adamczewski.blog.polityka.pl/2006/08/01/poczatek/
Dzień dobry.
To nie będzie wpis elegancki (brakuje mi do niego i dystansu i pewnej dozy obojętności) to jest wpis gospodarski i oczekujący dobrej rady.
Piotr nas osierocił w pewnej fazie przygotowań do X Zjazdu. Wszystko, co było organizowane, było z Jego wiedzą i radą. Zjazd zapowiadał się tłumny, bo nawet dawni uczestnicy, którzy już nie pisują na blogu zapowiedzieli przyjazd. Chcieliśmy się spotkać po 10 latach. Ostatni kontakt telefoniczny miałam z Piotrem 2 tygodnie temu, kiedy mi przekazał informację, że Redakcja przyznała 500 zł dotacji na wykonanie znaczków okolicznościowych.Znaczki ładnie zaprojektowane zostały zamówione w nakładzie 100 szt w f-mie Altari i w tym tygodniu albo z początkiem następnego będą do odbioru. I teraz pytanie : do kogo zwrócić się o przelanie uzgodnionej sumy na konto wykonawcy? Do Redakcji głównej? do redakcji internetowej? Piotr już mi nie podpowie. Znaczków ma być 100 – ok 60 dla Blogowiczów i kilkadziesiąt do dyspozycji redakcji. A ponieważ tekst wymienia Piotra Adamczewskiego i „Politykę” będzie to jednocześnie forma memoriału. Poradźcie coś, bo czasu mało.
Pyro, może PRed. Szwarcman wiedziałaby, jak to najsprawniej popilotować. Jeśli nie ona, to kto? 🙂
Yurku, wczoraj do północy czytałam wpisy z okresu Wielkanocy 2015 – grecką podróż jubileuszową Redaktorstwa, wrażenia… reakcje Nicków, które „były zawsze”… aż odeszły, na zawsze…
Pytanie, jak pożegnamy gospodarza?
Pyro,
ja tez organizacyjnie, bo jakos trzeba.
Napisz do redakcji internetowej, bo blog dzialal na tej niwie, ze sie tak wyraze.
Wszelkie naleznosci z mojej strony (razy dwa, bo Jerz) prosze, zeby za mnie zalozyc, ja jestem wyplacalna.
Sprawe wienca od blogowiska podjela sie chyba Danuska, kto chce partycypowac, niech sie do Danuski zwroci. Frakcja zza Wielkiej Wody moze zwrocic sie do mnie, bo ja bede w sierpniu i zaplace za wszystkich (a Danuska zalozy? Daj mi znac, Danusko).
No i tyle na razie – jak widac ciagle jestem w kontakcie i ciagle was czytam, ale to nie pora na relacje z podrozy.
Yurek,
jaka forme pozegnania masz na mysli? Mnie chodzi po glowie ze kto chce, niech napisze cos w formie wspomnienia, anegdoty, czegos, co sie najbardziej kojarzy z Gospodarzem.
Jak wroce do domu, moge to wszystko pozbierac i w jakiejs formie zamiescic, zeby bylo w jednym wpisie. Do nastepnego wpisu,
Potwierdzam, że zajmę się zamówieniem wieńca od blogowiska.
Dzisiaj popołudniu zadzwonię do Basi Adamczewskiej, by dowiedzieć się o termin pogrzebu.
Pyro- zajrzyj do skrzynki.
A propos kwiatów – mówiłam już Pyrze, że zostało tyle pieniędzy z kwiatów Nisi, że powinno wystarczyć.
Po prostu „u nas” było taniej niż w dużych miastach.
Zaraz zadzwonię do Danuśki.
Czekałam na jakieś wiadomości o pogrzebie, żeby coś konkretnego ustalić.
Dzięki Danusiu, dzięki Żabo, Alicjo na razie sprawy organizacyjne.
KOMUNIKAT od STAREJ ŻABY
Blog ma zgromadzone dostateczne środki na reprezentacyjny wieniec, więc tym razem zbiórki pieniężnej nie organizujemy. Pozostały pieniądze po zbiórce dla Nisi.
Ponakładało się na siebie
Dziękujemy za wszystko, żegnamy ze smutkiem.
http://czaswina.pl/aktualnosc/zmarl-piotr-adamczewski
Właśnie odezwał się syn Nisi z wyrazami współczucia dla Rodziny i blogu, z prośbą o dołączenie kwiatka od niego
Kochane blogowisko,
Pisze „kochane” bo wszyscy jestescie mi serdecznie bliscy i znajomi, od 10. lat czytam Was z wielka przyjemnosciai znam kazdego, albo prawie, i czuje sie, jak w wielkiej, serdecznaj rodzinie.
Jestem bardzo bardzo smutna, ze zwlekalam z zalozeniem konta tyle czasu, i przez to, nie mialam, i nigdy nie bede miala juz okazji powiedziec Panu Piotrowi ile dobra i ciepla jego rubryka i Wasze blogowisko wnisoly w moje zycie.
Dziekuje, Panie Piotrze, za wszystko.
Dziekuje Wam, kochani, za serdeczna atmosfere.
Wasz smutek jest moim.
Panie Piotrze, do zobaczenia kiedys, gdzies tam… Przy tamtejszym stole.
RIP
I sie ostoł blog bez gazdy,
Nas Pon Pieter poseł hań,
Ponad chmury, ponad gwiazdy,
Ku krainie rajskik dań.
Co on robi teroz tamok? –
Mozno pytać tak nie roz.
A jo myśle, ze to samo,
Co wte, kie był pośród nos.
Pewnie tyz ryktuje bloga,
Pewnie mo juz pierwsy wpis,
Pewnie w tyk niebiańskik progak,
Zestaw gorcków mo i mis.
Pewnie juz potrawy warzy
W nowej, piknej kuchni swej.
Święci młodzi, święci starzy
Oblizujom sie ze hej!
I choć nom bez niego płóno,
Jo tak śpekuluje se…
Moze właśnie śle on ku nom
Woń tyk potraw? Ftóz to wie?…
Piękne dzięki, Owczareczku roztomiły; dziękuje Ci jedna z sierot po Piotrze.
Danuśka – masz odpowiedź w skrzynce
Drodzy,
jestem teraz w redakcji i mogę się dowiedzieć, co i jak. Także w kwestii znaczków, w związku z tym pytanie, czy nadal chcecie robić zjazd, a jeśli tak, to kiedy – tradycyjnie we wrześniu?
Doroto
Zjazd wyjątkowo zaplanowaliśmy na 19 – 21 sierpnia w Poznaniu Termin związany jest z rokiem szkolnym, bowiem ośrodek zjazdowy to obiekt szkolny z internatem. Tak; chcemy robić zjazd – pewnie ostatni i poświęcony pamięci Piotra.
Owczarku, a już udawało mi się nie płakać.
Dzięki ludziom dobrej woli została uaktualniona strona w Wikipedii poświęcona naszemu Gospodarzowi:
https://pl.wikipedia.org/wiki/Piotr_Adamczewski
Owczarku, dziękuję za tę pogodną wizję tak zgrabnie w strofki ujętą. Koi trochę, ale łzy uwalnia…
Owczarku,
Dzięki Tobie uśmiecham się, mając wizję Gospodarza szykującego nam ucztę w stylu gruzińskiej supry, takiej jak na obrazach Pirosmaniego:
http://niko-pirosmani.ru/pics/paints/picnic.jpg
Wszak p. Piotr lubił gruzińską kuchnię, choć do Gruzji nie zdążył dotrzeć.
Kochani,
rozmawiałam właśnie w Dziale Internetowym. Jego szef powiedział, że na pewno wesprą zjazd, jeśli chodzi o te znaczki, musi spytac naszą panią dyrektor finansową, czy coś o tym wie.
Blogu nie chcą zamykać. Dziś jeszcze prawdopodobnie odezwie się tu koleżanka, która się blogami opiekuje.
Chwileczkę, Pyro, dlaczego ostatni Zjazd? Przecież XI już był zaklepany w Żabich Błotach!
Oj, Żabo – jak nie zamkną nam bloga (u) to nie będzie ostatni.
Dzielnica Podjuchy, tam gdzie mieszkała Nisia, chce upamiętnić Ją jakimś „mini pomniczkiem”. Wawrzyniec wzbrania się przed jakąkolwiek podobizną Nisi, proponuje jakieś jej ulubione zwierzątko. Wyszło nam, że powinna to być ławeczka z Rumikiem.
Jak zamkną to też nie będzie ostatni!!!!!!!!!!!!!!!!! Howgh!
Kochani, czy coś mi umknęło, czy Gospodarz nie zdążył pochwalić się nową książką?
http://www.polityka.pl/opolityce/1653074,1,nowa-ksiazka-piotra-adamczewskiego-krytyka-kulinarnego-polityki.read
Nie mogę uwierzyć, że nie będzie następnej …
Czy pomiętacie taki film – może pokręciłam tytuł, ale nie sens – „Każdego roku o tej samej porze”?
A może „Za rok o tej samej porze”?
A ja w jesieni rozmawiałam z Basią i Piotrem o książce kucharskiej dla młodzieży, zainspirowana wyczynami kuchennymi mojej wnuczki i jej prośbą o prezent imieninowy – właśnie książkę kucharską. Przepatrzyłyśmy z siostrą księgarnie, ale trudno było coś takiego znaleźć na poziomie nastolatki.
Małgosiu, chyba tak, bardzo mi się podobał.
Małgosiu – dziękuję za informację. Trzeba zamówić.
Żabo – czy to ten film: http://www.filmweb.pl/film/Za+rok+o+tej+samej+porze-1978-30444/descs ?
Tak, Asiu, przypomniał mi się, jak Pyra zakassandrzyła, że to może być ostatni zjazd
Gospodarz z koszem Basinych rożków z Nisią w tle. Zjazd 2012.
https://picasaweb.google.com/115740250755148488813/Piotr?authkey=Gv1sRgCJeJ8dO3sN2exgE#6261557417540232130
Ja myślę, że największą przyjemność jaką możemy zrobić Piotrowi, to dalej trzymać się razem – „co by się nie działo, teatr musi grać!”- On bardzo cenił i mówił o tym, że dzięki blogowi nawiązały się nowe znajomości pomiędzy ludźmi, którzy, gdyby nie blog, nigdy by się nie spotkali i poznali.
Trwanie blogu, to jakby wypełnienie Jego testamentu.
Żabo,
aż skopiuję Nisię: „ajlawju”! 🙂
Owczarku, Twoj wiersz jest tak slodki, ze sie poryczalam. Nad moimi wlasnymi Zmarlymi, ktorych bylo w ciagu ostatniego roku zdecydowanie ponad norme.
Jestes jakims kompletnie nadzwyczajnym Psem, Owczarku, skoro tak potrafisz… . Zazdroszcze Ci.
Dzien dobry z drogi.
Mysle, ze wiekszosc z ulga przyjmie do wiadomosci, co Dorota z Sasiedztwa sie wywiedziala w sprawie blogu. O to chodzilo, zebysmy nie musieli sie obawiac, jak Pyra napisala wczesniej, ze zostaniemy sierotami bez miejsca przy tym naszym stole. Ja tu zostaje i dla mnie Zjazd w Poznaniu bedzie Jubileuszowym, ale bynajmniej na tym nie zakonczymy, jako Stara Zaba rzecze.
Trzymajmy sie.
Lepiej niż Żaba nie można było tego ująć. Popieram Ewę. 🙂
Całym sercem jestem z Wami. Trzymajmy się.
Biedna nasza Zgaga jest przeziębiona po raz trzeci w tym roku, a na dodatek jak komputer Zgagi trafił do warsztatu, tak w nim tkwi do dzisiaj i Zgadze pozostało tylko radio. Czeka na Wolną Europę, bo jak dotąd tylko jedna radiostacja nadaje wiadomości „złe, czy dobre, ale zawsze prawdziwe”. Zgaga twierdzi, że jest już za stara na powtórkę z rozrywki.
Tak, trzymajmy się, bo tak jak napisała Żaba, to będzie najpiękniejszy ciąg dalszy tej kulinarno-towarzysko-obyczajowej historii, której pierwszy rozdział został napisany przez Piotra prawie 10 lat temu.
Niestety nie sposób dodzwonić się do Basi Adamczewskiej. Mam nadzieję, że informacja dotycząca terminu i miejsca pogrzebu dotrze do nas albo od kogoś z rodziny albo z redakcji”Polityki”.
Pomyślałam dzisiaj o kupieniu butelki Gruner Veltlinera, bo to wino już zawsze będzie mi się kojarzyć z Piotrem. Pamiętam Jego opowieści o postojach w pensjonacie w Austrii, w którym to Gospodarzostwo tradycyjnie zatrzymywali w drodze do i z Włoch. Wracali zawsze z bagażnikiem pełnym tego właśnie trunku, a ja w ten sposób dowiedziałam się o jego istnieniu. Stało się sympatyczną tradycją mini zjazdów warszawskich zamawianie Veltlinera, jeśli tylko figuruje w karcie. Wszystkie warszawskie Blogowiczki bardzo lubią
to wino 🙂
Uściski i życzenia zdrowia dla Zgagi!
Nie przeoczcie wpisów jotki 691 z godz.10.53 oraz Ewy Orsay z 11.54, za które bardzo dziękuję w imieniu Blogowiska.
Sympatyczne i interesujące wpisy nowych Stołowników, przeczytałam z wielką satysfakcją. Chociaż mnie picia Wetlinera uczyli Paweł wiedeński i Pan Lulek na I zjeździe. Piotr przywiózł ze sobą karton czerwonego, włoskiego wina (nazwy dzisiaj nie pamiętam) które pijaliśmy do wszystkiego i wszystkim smakowało. To jest w ogóle jedna z tajemnic zjazdowych – jak, przy bogactwie i mieszance trunków (bo każdy coś przywozi i nie jest to 1 butelka) więc jakim cudem wszyscy pozostają trzeźwi, w lekkich, dobrych humorach i przy dobrych apetytach.
Rzadko sie odzywam ale śledzę ten stół od dawna. Szczerze mówiąc człowiekowi żal i nie wie co napisać. Pana Piotra poznałam na pierwszym zjeździe w Kórniku. Zauroczył mnie swoim spokojem, radością życia, uprzejmością i otwartością dla wszystkich blogowiczów. To od niego dostałam swoja pierwszą książkę kulinarną, pierwszy raz korzystałam z jego przepisów gdy stanęłam przy kuchni, pokochałam dzięki niemu Wlochy no i po prostu żal… Owczarku kochamy Twój wiersz oddaje wszystko co jeszcze chciałabym napisac – Młodsza
Dziekuje, Danusko I Pyropyro za mile powitanie !
Pozdrawiam Was wszystkich, jestescie moja druga rodzina !
Przy kolacji wypije lampke (albo wiecej) Bordeaux za pamiec ! spoczynek Pana Piotra.
Czy ktos pamieta, jakie bylo ulubione wino Pana Gospodarza ?
Ewo O. – ja jestem Pyra jednostkowa – to logowanie mnie „spodwójniło”.
Dobrze, dziekuje ! przepraszam za podwojenie !
Za „Spodwojnienie”, Pyro !
Z ciekawostek trunkowych I Zjazdu, była wielka, 3 l butla b.smacznej nalewki wiśniowej roboty Misia. Jak się potem przyznał, robił ją pierwszy raz w życiu, wykorzystując m.in ubiegłoroczne słoiki dżemów i konfitur. Wszystkim smakowało i każdy potem trochę zabrał do domu. Sławek paryski prócz wielkiej ilości serów, win i wędlin przywiózł butelkę nalewki, która była zagadką – nikt nie rozpoznał z czego, a była to nalewka na alpejskich dereniach (Sławek obchodził jak raz urodziny i ta butelka to był prezent od kolegi).
a ja ku wspomnieniu Gospodarza dodam kilka zdjęć z I zjazdu w Kórniku i III w Żabich Błotach (lata 2007 i 2009 z Wielkim Nieobecnym)
https://photos.google.com/album/AF1QipM9UJawsJg-PzGx6vzA1jIwor4fBUs0ZvlHtQ1o
Slawku paryski, ja tez jestem paryska, pozdrawiam Cie zatem specjalnie, bo po sasiedzku !
Piotrze! Za zdrowie wędrowca na szlaku!
Album ze zdjęciami – link poniżej. Przepraszam nie zauważyłam wcześniej, ze nie udostepniłam go
https://goo.gl/photos/yGGiK5P99dc2cwfm6
Za zdrowie wędrowca, Żabo – gdziekolwiek szlak ten prowadzi
Ewo O.,
http://adamczewski.blog.polityka.pl/2006/08/03/alfabet-moich-ulubionych-win/
Dziekuje, Ewo !
Przyłączam się do toastu Żaby i Pyry….
Z wielkim podziękowaniem dla Piotra…
Gospodarzu… do kiedyś….
Ja rowniez..
Dołączam…
29.09.2011 Piotr napisał:
„Moim zdaniem trójca najwspanialszych win włoskich to właśnie barolo, barbaresco i valpolicella. Sam nie umiem się zdecydować, które z nich lubię najbardziej. Choć – prawdę mówiąc po ostatnich wakacjach – barbaresco przez dłuższy czas będzie moim ulubionym napojem.”
Ewo O- w Twoim mieście odbyło się dzisiaj spotkanie dwóch wędkarzy: Sławka paryskiego i Alaina francusko-spolonizowanego. Na pewno wznieśli toast za Piotra.
O wszystko zapytam już niedługo.
Danuśka – przez wiele lat Piotr zachwalał multepulciano. Tez polubiłam
Kto gra w pokera, to wie: kareta królewska
https://picasaweb.google.com/115740250755148488813/Piotr02?authkey=Gv1sRgCM6yjOOtmeL2jwE#6261558093161691250
Danusko : gdzie bylo to spotkanie paryskich blogowiczow ? Tu, w Paryzu ?
Alicjo! Sumuj nasze zaszłości. prosimy. Wiesz, że jesteśmy oddawalni i wypłacalni.
Tak, Ewo, w Paryżu.
Sprobuje do nich dolaczyc nastepnym razem !
Butelka Montepulciano z wiadomej piwniczki:
http://adamczewski.blog.polityka.pl/wp-content/uploads/2012/04/Winiarka-Vino-Nobile-di-Montepulciano-2009.jpg
Dołączam do toastu …
Przecież Ty tylko szampanem 🙂
Cichal, z Twojego poprzedniopoprzedniego wpisu wynikało, że szukasz zatrudnienia w Polsce. Czyżbym źle zrozumiała?
Dziedziczko, ino chwilowego… żeby ino koło koni…
Żabo, nie tylko …
Jakoś Cię bez szampana nie widzę.
Wiesz Cichal, studentki się na lato zapowiadają, jakieś takie od zwierząt chronionych
Czy jestem już chroniony?
Anatabasi, srodek dzungli tat-jest internet!)
Ze wspomnien – przypomina mi sie Drugi Zjazd u Gospodarza na skraju Puszczy Bialej (jak mawial Gospodarz). W sobote wyruszylismy na ulubiony targ Gospodarza do Pultuska. Gospodarz oprowadzil nas po najdluzszym (chociaz dosc waskim) Rynku w Polsce, a glowy nie dam, czy tez nie w Europie. Pokazal nam piekna Bazylike oraz okolice ZamkuChyba tez robilismy jakies zakupy na targu.
W drodze powrotnej Gospodarz mial nas prowadzic, ale…wyprowadzil nas w pole! Doslownie – nacisnal na gaz i nie zwrocil uwagi, ze my zapatrzylismy sie w las i nagle – Gospodarz zniknal w sinej dali. Jechalismy z Wojtkiem Kubalewskim, prowadzil Pawel Wiedenski i chyba jeszcze ktos oprocz nas dwojga jechal. No i zasuwamy polnymi drogami, Wojtek wypatrzyl ogloszenie na jednym z pol, ze do sprzedania, a poniewaz mial ze soba komore, zadzwonil i rozpoczal negocjacje. Pamietam, ze padla liczba dwudziestu tysiecy (nie pamietam, za ile tego pola), Wojtek sie targowal ale pani za nic nie chciala opuscic ani stowy. I tak dojechalismy nad Narew, gdzie byl punkt mierzenia poziomu wody na Narwi. Zawrocilismy i jakims cudem wreszcie dojechalismy na miejsce, gdzie wszyscy juz siedzieli i leniwie popijali zimne piwo, bo pogoda byla cesarska, jak mawial Pan Lulek.
I tak to nas Gospodarz wyprowadzil w pole !
Jazda terenowa dała się we znaki Gospodarzostwu i Misiowi, którego zabierali po drodze do Warszawy. Piotr miał nowiutki GPS, a była to wtedy wielka nowość. Dość niefrasobliwie zaplanował trasę „Kórnik – Warszawa” – najkrótszą drogą. I zamiast jechać prosto jak strzelił trasą A-2, pałętali się gdzieś po opłotkach, po terenach, na których miały powstać mosty i węzły komunikacyjne. Ostatecznie dołożyli do trasy kilkadziesiąt kilometrów, a noc już była. To właśnie w początkach usługi GPS jakaś kobieta w ostatniej chwili wyhamowała w jeziorze – tak ją wyprowadził GPS
Dzisiaj na obiad Młodsza szykuje pastę z pomidorami; wczoraj jadłyśmy wołowinę na ryżu, z warzywami w sosie z ajwarem, dzisiaj czas na obiad jarski. Mówiąc nawiasem w lodówce są dwa duże plastry szynki – niezbyt udanej, co tu dużo mówić; do kanapek niechętnie używana. Może ją drobniutko posiekam i posypie się nią makaron z sosem?
chyba pisałam, że na pogrzebie Nisi śpiewał pan Korycki, bardzo mi się podobała ballada o aniele strugającym łódki z kory (sama bardzo lubiłam to robić, więc świetnie sobie to wyobrażałam), ale nie mogłam znaleźć tekstu. Właśnie mi go Wawrzyniec przysłał:
Droga Żabo,
Dopiero teraz mogłem odsłuchać pocztę głosową, a już trochę za późno,
żeby dzwonić.
Ale wysyłam tekst. Nie jest autorstwa Mamy.
Łódki – sł. i muz. Andrzej Korycki
Siedzi w niebie siwy anioł,
ostry ma scyzoryk
I tak sobie w ciszy struga,
struga łódki z kory.
I sam nie pamięta
ile to już lat
wystrugane z kory łódki
puszcza anioł w świat.
W łódce miejsca nie za wiele,
ot, dla jednej duszy,
co ją z ziemi do anioła
łódka przewieźć musi.
Lecz gdy miłość wielka
trudno rozstać się,
w jednej łódce hen do nieba
płyną dusze dwie.
I nam może też już anioł
takie łódki struga.
Gdy je puści niech ich droga
do nas będzie długa.
I niech błądzą w chmurach
cieszy każdy dzień,
nim z błękitu spłynie ku nam
małej łódki cień.
Z pozdrowieniami
—
Wawrzyniec Szwaja
A propos upamiętnienia Nisi w jej miejscowości – gdybym miała możliwości artystyczno-rzeźbiarsko-odlewnicze. Oraz finansowe. Oraz wpływ…
Nie mam, lecz i tak napiszę 🙂
Ławka z oparciem – tak szeroka, by zmieściła się na niej i gruchająca para, i jakaś sahiba.
Po lewej, patrząc z pozycji siedzących, żaglowiec. Schematycznie, w roli bocznego ograniczenia, oparcia dla rąk.
Na prawym ograniczeniu – z przodu Rumikopodobny zwierz wspina się i wypręża z podstawy kwietno-trawiastej do pogłaskanie głowy. Bardziej z tyłu leży książka, uchylona fotoaparatem niczym zakładką.
Tylko usiąść i wspomnieć. Odpocząć, kontemplować, działać.
Ławki upamiętniające ongiś podziwiałam (i pasjami dokumentowałam) w Londynie. Teraz coraz częściej ustawia się je w Polsce. Także w roli pomników bardzo znanych postaci, jak choćby księżnej von Pless:
https://picasaweb.google.com/108271870011088271461/PszczynaPromniceKatowice#5596531325411779714
Na pierwszy wpis „Gotuj się!” nikt nie odpowiedział może na następny?
sami zobaczycie jak się poglądy zmieniają.
http://adamczewski.blog.polityka.pl/2006/08/01/poczatek/
Ławka dla Nisi najprostsza, wygodna, byle w kwietno – zielonym otoczeniu Rumik obowiązkowy, z psotno – uśmiechniętą mordką.
Yurku,
Po raz pierwszy wpisałam się siódmego sierpnia:
http://adamczewski.blog.polityka.pl/2006/08/07/wiejski-posilek/#comment-33
Rolada z czarnym szlaczkiem.
My na ŻO głowa do góry i do przodu.
Tak, czy siak, to smutne.
dzień dobry …
tyle miłych słów tu i na portalach o Piotrze … a mnie brak słów by coś mądrego napisać … Piotr był takim uroczym Panem i Człowiekiem …
Małgosiu o tej książce opowiadał nam Piotr w maju zeszłego roku, że plany wydania są na jesień 2015 r. … pewnie choroba opóźniła wydanie …
Ewo,
to oznacza, że jesteś po Alicji najstarszą stażem aktywną blogowiczką , a różnica czasowa jest minimalna. Na samym początku wpisał się też pewien Misio. Jeżeli jest to znany nam Miś Kurpiowski, to wychodzi na to, że to on jest blogowiczem – seniorem. 🙂 Ja dołączyłam dopiero w marcu 2008 r. a tuż po mnie Nowy.
Wezwanie do zainteresowania się nalewkami znalazło potem duży oddźwięk , bo wielu z nas może pochwalić się osiągnięciami na tym polu.
Toamasina.
Lawek upamietniajacych tych, co odeszli, jest u nas od groma i dlatego zaraz rzucilam to pod dyskusje, jak rozmawialismy o Nisi.
Pytanie, jak to sie w Polsce zalatwia.
Moze bedzie taka mozliwosc, zeby Pan Wojtek odpowiednio ukwiecil miejsce? Pod tym wzgledem znal gust Nisi jak nikt. No i w jakim miejscu, ciekawa jestem, czy w Puszczy Bukowej jest jakies miejsce wydzielone dla spacerowiczow – Nisia mieszkala obok. Trzeba popytac Wawrzka.
To jest piekny zwyczaj, a i miasto na tym zyskuje, bo daje tylko miejsce, a lawke fundujemy my – tak to dziala u nas.
Krystyno,
Zauważyłam jeszcze wpis Echidny we wrześniu 2006.
Krystyno,
Pigwówka to był mój nalewkowy debiut 🙂
Ja terminowałam u Bralczyka
A ja wpisałam się późną jesienią 2006r jakoś tak w tydzień po pogrzebie Jarka. Ten Blog mi bardzo pomógł znieść żałobę i wrócić do pionu.
Ja chyba tez, Zabo, zanim weszlam na jedzone, jak to Jerzor mowi.
Pyro,
z Pierwszego Zjazdu to ja przeszwarcowalam do Kanady te wisnie z wisniowki (a nie wolno!) i potem ululalam sie nimi rowno, bo schlodzone smakowaly swietnie – nie wiem, czy to byla wisniowka Misia, ja caly czas mialam wrazenie, ze Twoja. Pan Lulek z pierzyna to tez byl chyba na Pierwszym Zjezdzie?
Wszystkie Zjazdy byly fajowe.
Żabo – blog Bralczyka zapowiadał się znakomicie, tylko Profesor nie potraktował serio ani swojej roboty, ani nas.
Wiśniówka była moja i to z mrożonych wiśni (lodówka się wyłączyła) Dałam Wam tej wiśniówki w słoju po jakiejś multiwitamince dla dzieci i włożyłam owocu, żeby wyglądało na gotowy kompot.
Zanim wyrzucę butelkę po tym świetnym winie od Danuśki, spisuję co następuje : Domaine des Hauts de Sanziers Saumur 2013 – nagrodzone w 2014 złotym medalem w Paryżu
Masz rację Alicjo – ballada pierzynowa miała miejsce na I Zjeździe, a poduszki wysyłałam na II Zjazd – kurierem do Misia i Misiu dostarczył Lulkowi na zjeździe. A w trzy lata potem Lulkowi przestało zależeć i na pierzynie i na poduszkach i na życiu.
Pyro-wino wybrałam z piwniczki Alaina, a chłopak zna się na rzeczy 😉
Ja wpisałam się po raz pierwszy, tak jak Krystyna i Nowy, w roku 2008, ale dopiero w listopadzie. Nikt w zasadzie nie zareagował na mój wpis, ale postanowiłam się nie zrażać i pisać dalej 🙂
Nekrolog Gospodarza : http://nekrologi.wyborcza.pl/0,11,,353435,Piotr-Adamczewski-nekrolog.html
Jeszcze raz : http://nekrologi.wyborcza.pl/0,11,,353435,Piotr-Adamczewski-nekrolog.html
Nie wiem, co się dzieje. W każdym razie w nekrologu Rodzina podaje terminy : pożegnanie w Domu Pogrzebowym na Powązkach w dniu 18 marca o godz. 13.00, a pogrzeb tego samego dnia o godz. 14.30 na Cmentarzu Bródnowskim. Pamiętam, że Piotr opisywał swoją ostatnią wizytę na tych cmentarzach 1 listopada i wskazywał grób rodzinny na Bródnie jako miejsce swojego spoczynku.
Ja pierwszy raz odezwałam się tu w styczniu 2008 i tak jak Danuśka pomimo początkowego braku reakcji pisałam dalej.
ja nie umiem znleżć kiedy się wpisałam pierwszy raz … pamietam, że polecił mi blog Torlin …
jest nowy wpis o Piotrze …
Jestem jedynie stalym czytelnikiem,od kilku lat,tego bloga i jest mi niezmiernie przykro na wiesc o tym smutnym fakcie.Wyrazy szacunku dla ś.p.Gospodarza,kondolencje dla Rodziny i blogowiczow