Klęska otwiera drogę do sukcesu
Już dawno przestałem robić własny biały ser. Znacznie lepszy bowiem robi moja wiejska sąsiadka, którą do tego zmusiły okoliczności. Nadnarwiańskie łąki są wspaniałym pastwiskiem. Większość moich sąsiadów hoduje krowy i produkuje mleko.
Nie tak dawno temu prasa rozpisywała się o nadprodukcji polskiego mleka i olbrzymich karach, jakie rolnicy mieli płacić Unii. Jak to zwykle u nas bywa, z karami jakoś pochachmęcono i chyba je odroczono albo rozłożono na raty.
Obciążeni nimi producenci mleka wymyślili sposób, jak tę mleczną klęskę przekuć w sukces i zamiast płacić grzywny – zarabiać. W mojej gminie pojawiły się zagrodowe wytwórnie serów. I to właśnie tam i ja zaopatruję się w twarogi i sery smakowe.
Najpierw zwiedziłem gospodarstwa zajmujące się tą produkcją, by naocznie stwierdzić, że odbywa się ona w higienicznych warunkach. Potem zająłem się degustacją. Własnym językiem i podniebieniem sprawdziłem, że sery sąsiedzkie są świetne.
Teraz wystarczy, że na trzy dni przed odbiorem telefonuję do sąsiadów i zamawiam według gustu – ser z kminkiem lub z kozieradką czy czarnuszką albo z imbirem. Często kupuję także po prostu ser bez żadnych dodatków. Prawdę mówiąc ten lubię najbardziej.
Nie jestem jedynym odbiorcą. Ponieważ moja gmina leży w pobliżu Pułtuska, Serocka i Wyszkowa, sery trafiają także do licznych restauracji, w których – jak wiem – cieszą się dużym powodzeniem.
Komentarze
dzień dobry …
Piotrze sery od znanego producenta na wagę złota … 🙂
Nisiu gdzie jesteś? … miałaś wrócić tydzień temu …
Marek co gotujesz? …
Dzień dobry. Pierwszy przymrozek (-3) Trzeba będzie zabrać z balkonu skrzyneczkę pięknie kwitnących pelargonii i zabezpieczyć jakoś doniczki z tymiankiem i rozmarynem. Reszta roślin – na straty. Lubię twarogi, ale raczej z czymś, w czymś – jakieś kluski, placki, pasty, ewentualnie poznański gzik. Prawdę mówiąc twaróg solo jest dla mnie posiłkiem ostatniego wyboru. Najbardziej lubię z ziołami i zawsze po słonej stronie skali smaku. Nie lubię twarogów odtłuszczanych – chudy twaróg rośnie mi w ustach, jak gips modelarski i skutecznie „zapycha”. Zgrozą patrzę na przyjaciół zajadających się na śniadanie grubymi kromkami twarogu, obficie smarowanego dżemem. Lubią, niech jedzą, mnie otrząsa.
Temat dzisiaj, jak na zamówienie, bo wszelkie sery bardzo lubię, w tym na poczesnym miejscu twarogi. Krowie, kozie, owcze. Świat bez mięsa mógłby istnieć, bo zwierzaki ciepłokrwiste zdecydowanie wolę głaskać, niż zjadać, ale bez jajek i serów byłoby mi bardzo trudno.
Przy okazji informacja dla tych, którzy bywają w Sopocie, jest tam sklep z wyłącznie polskimi serami, jak to się mawia, farmerskimi.
bjk – byki też?
nie chce ze mną Blog rozmawiać
Ooo… chce!
pytanko do bjk – byki też?
A jednak nie chce. Ciekawam co w tym sprośnego, że chcę zapytać poprzedniczki czy męską wołowinę na pastwisku też lubi pogłaskać. Bo nijak nie przepuszcza pytanka.
A tak, poprzedniczka raczej nie lęka się zwierząt, także i męskich.
Echidna – jak tam Wiosna na antypodach?
Mam w zasadzie swoją ulubioną deskę serów,do której w Polsce należą:
-twarożek (albo na słodko z miodem lub na ostro ze szczypiorkiem i rzodkiewkami)
-koryciński z czarnuszką,
-odkryty dzięki Gospodarzowi Bursztyn,tudzież inne jemu podobne
-kozi z Turka
-wędzona rolada ustrzycka
Lubię też bardzo wszelkie pasty na bazie serów.
We Francji podczas każdego pobytu dokonuję nowych odkryć,ale jednym z moich ulubionych smaków jest delikatny owczy ser:
http://img3.portal.carrefour.fr/gg/la-brique-de-brebis-lou-perac-douce-et-fondante_4098711_3149290003043.jpg
Twarożki i białe sery wolę w wersji wytrawnej, chyba, że jest to sernik, wtedy oczywiście na słodko. A poza tym podobnie jak Danuśka, deska serów, konfitura z cebuli , kieliszek wina, dolce vita!
Danuśka – ja wyżej tylko o twarogach, bo tak w ogóle, jestem bardzo serożerna, a Młodsza jeszcze bardziej. Bursztyn i Lazur i kozi z Turka i smażony z N.Tomyśla i ser tylżycki i kremowy, który się bzdurnie nazywa fromage z czosnkiem i zagrodowe od Brzucha i ulubione serki hercyńskie i śmierduchy – limburskie i jeszcze wiele innych.
Widok mojego dzisiejszego śniadania nie byłby miły dla Pyry, bo były to dwie kromki chleba razowego/ pod dziwną nazwą malmon/ posmarowanego lekko jogurtem i obłożonego twarogiem śmietankowym ze Strzałkowa. I na to trochę dżemu agrestowego. Do popicia kawa zbożowa z mlekiem. Owszem, jest to trochę zapychające, ale bardzo smaczne. Zachwalałam tu już twaróg ze Strzałkowa, ale kiedy kupiłam półtłusty, nie był już taki smaczny jak śmietankowy. Takie śniadanie z twarogiem jem raz lub dwa razy w tygodniu.
Zagrabiłam liście, posprzątałam przed domem i teraz z czystym sumieniem wybieram się do Gdyni na koleżeńskie spotkanie, pewnie znów przy plaży.
Małgosiu,
konfitura ze sklepu czy Twojej roboty ? Cebula czerwona ? Przypominam sobie, że Stanisław chwalił taka domową konfiturę.
Przyznam się, że jeszcze takiej nie jadłam.
Krystyno, konfitura kupiona na targu w Carcassonne 🙂 razem z serami
Wszyscy zachwalają ulubione sery, to ja też – twaróg solankowy wędzony (ze Środy Wielkopolskiej), pyszny do pieczywa, do sałatek, ale też jako wypełnienie naleśników, czy posypanie makaronu np. z warzywami.
Basiu-a gdzie zwykle kupujesz ten twaróg?
Danusiu, w Leclercu jest zawsze, ostatnio widziałam z dodatkami, chyba z papryką, pieprzem, ale ja lubie ten naturalny. Ostatnio też w Auchan.
Kilka razy robiłam cebulę karmelizowaną (coś jak konfitura, ale mniej cukru) wg takiego przepisu: http://www.beawkuchni.com/2012/01/karmelizowana-cebula.html Bardzo prosty przepis, szybko się robi i pysznie smakuje, polecam.
Ja go też kupuję regularnie. Potem masełko na chlebie, ser i mnóstwo szczypioru albo tylko pieprz.
Danusiu, zajrzyj proszę do poczty 🙂
„Panorama Kulturalna XXX-lecia PRL” – „tylżycki”, „gouda”, „edam” i „kortowski”: https://audiovis.nac.gov.pl/obraz/229872/9df1c16e82351bd6abc74d230391cd1e/ 🙂
Lubię: twarogi (gzik z młodymi pyrkami – pyszny, letni obiad), sery kozie, owcze, wędzone, zwykłe. Wszystkie oprócz „seropodobnych” 🙂
Bryndzarnia: https://audiovis.nac.gov.pl/obraz/77014/9df1c16e82351bd6abc74d230391cd1e/
„Kobieta handlująca nabiałem pod murem Hali Mirowskiej”
https://audiovis.nac.gov.pl/obraz/172665/9df1c16e82351bd6abc74d230391cd1e/
Asiu, jakie to seropodobne?
https://www.youtube.com/watch?v=azxoVRTwlNg 😉
Dzisiaj pocztowa gorąca linia 🙂
Jolinku też masz trochę do poczytania.
Takie, które mają w nazwie słowo „ser” (a nie powinny) i tylko jak ser wyglądają 🙂
„Prawdziwe sery szwajcarskie. Z dziurkami” 🙂 : http://repozytorium.fn.org.pl/?q=pl/node/5427
A gdyby ktoś chciał gotować dania z dodatkiem serów,to może zajrzeć do tej książki 😉
https://www.inbook.pl/images/inbook/big/d9/d96fac6bd2828b22394d3d099e29f342.png
To jeszcze takie ciekawostki 🙂
http://madameedith.blogspot.com/2015/08/skad-sie-biora-dziury-w-serze.html
Jeśli nie ma się dostępu do serów ze wsi, najlepsze są w Lidlu produkowane przez kilka mleczarni pod nazwą Pilos. Do pierogów nie znalazłem lepszych. Pierogi robię z sera tłustego , półtłustego, klinka i sera typu włoskiego. Dopiero taka mieszanka zapewnia właściwy smak i pani jest zadowolona 🙂
Jola się pyta co gotuję. Przed chwilą ugotowałem rosół, który w cześci będzie bazą do zupy z dyni. Można zacząć gotować zupę z dyni, bo dynie dojrzały i są idealne do gotowania. Ach gdyby mieć kawałek gąski i trochę smalcu…
Wczoraj piekłem ciasto drożdżowe wykorzystjąc po raz pierwszy mój mikser planetarny. Przyjechały brakujace mieszadła i teraz mogę być cukiernik i piekarz jednocześnie.
Barbaro, dziękuje za przepis na konfiturę z cebuli. Mam właśnie czerwona cebule a przepisy z blogu Bea w kuchni są zachęcające, dawno tam nie zaglądałam.
Na obiad łazanki z pieczarkami w śmietanie. Dzień nalewkowy u mnie – połączyłam wszystkie 3 nalewy orzechówki, przefiltrowałam i rozlałam w butelki. Teraz przelewam nalewkę z kiwi. Trzeba jeszcze przecisnąć owoce przez gazy, potem wszystko to filtrować. Zabawa do nocy, a nalewki ok 1,5 l.
Przy robieniu pierogów z twarogiem warto pamiętać o ich ruskiej odmianie z bryndzą, zamiast sera krowiego, są bardziej pikantne i wyraziste w smaku. To są prawdziwie ruskie, bo przejęte od Rusinów Karpackich, etnicznych grup Słowian wschodnich (Łemkowie, Rusini Szlachtowscy, Wengrini, Bojkowie, Huculi, Zamieszańcy – ładna nazwa, prawda? )
Zamieszańcy: http://naludowo.pl/kultura-ludowa/zamieszancy-rusinska-grupa-etnograficzna-rusini-pochodzenie-historia-tereny-pogorze.html
Danuśka się zameldowałam ..
twaróg solankowy wędzony odkryłam dzięki zięciowi i kupuję czasami bo mam teraz nowy sklep oboki tam jest w stałej ofercie ale z firmy „Jana” z Sierada .. porównam jak kupię ten polecany przez
przez Barbarę ..(się wysłało jakoś samo i nie dokończyłam) …
Marek smacznego …:)
Jolinku, podejrzewam, że mówimy o tym samym twarogu, w każdym razie firma się zgadza 🙂
Czy to ten ser?: http://serowar.pl/content.php?140-Jana-%28%C5%9ASM%29-Twar%C3%B3g-solankowy-w%C4%99dzony
jeszcze nie jadłam, ale tak zachwalacie, że będę musiała kupić 🙂
Tak, Asiu 🙂
Barbaro! Udusiłem sobie karmelizowaną cebulę. Nie miałem czerwonej ani porto, ale kubki smakowe się niecierpliwiły. Dodatki jak do grzańca + rodzynki. Pycha! Dzięki!
tak Barbaro i Asiu … to ten … chyba żle odczytałam nazwę miasta …
bjk,
dziękuję za informację o serowym sklepie w Sopocie. Zajrzę tam, gdy będę w Sopocie. Sklep mieści się w centrum w Krzywym Domku, więc każdemu jest tam po drodze.
Zachęciłyście mnie do tego twarogu solankowego. Poszukam go w Auchan. Lubię korzystać z takich cennych podpowiedzi, bo sama nie mam cierpliwości / a też bystrości/ w wyszukiwaniu ciekawych produktów.
A konfiturę z czerwonej cebuli zrobię sobie sama. To chyba prosta sprawa.
Wszystkie jemy ten sam ser. W moim sklepiku jest w stałej ofercie.
Ale ja nie o tym. Młodsza dzisiaj zwróciła uwagę na dziwne zjawisko. Wiadomo, choćby z wywiadów prof. Glińskiego, że po raz kolejny organizacja oświaty ma stanąć na głowie. Znowu zaczniemy od ruin i zera. Młodsza była dzisiaj w OKE, z którą współpracuje okazjonalnie od lat. Pytam jaki tam nastrój, bo Gliński mówił, że rozwiążą komisje okręgowe, a pozostawią tylko centralną. Pamiętałam, że po wcześniejszych wyborach, kiedy spodziewano się zmiany kuratora, huczało jak w ulu – z nikim nie dało się pogadać, nie mieli do tego głowy. A teraz? Przed rozwiązaniem całej struktury?
„Mama. Cisza zupełna. Nikt nic nie mówi na temat. I jak teraz myślę, to w szkle też się o tym nie mówi. Masz pojęcie?
No, właśnie nie mam…
Alino, Cichalu, cieszę się, dzięki!
Krystyno-bardzo prosta,tutaj przepis z dodatkiem miodu,octu balsamicznego i czerwonego wina:https://www.youtube.com/watch?v=q9DuEaRRTB4
W kuchni francuskiej ta konfitura towarzyszy najczęściej musom i pasztetom z gęsich wątróbek,ale nie tylko.Polecana też do białych mięs.Natomiast,jeśli ktoś sobie życzy z serami albo pajdą świeżego chleba,to oczywiście na zdrowie 🙂
Przepis podany w cytowanym przeze mnie filmiku jest bardzo podobny to tego,który podrzuciła nam Barbara.
Zrobiłem z 300 gr i już nie ma! Następną porcję urozmaicę wiórkami kokosowymi i żurawiną. Co Wy na to? Nie przesadzę?
Danusiu, oprócz cebuli tym serom towarzyszyły dwa inne słoiczki z dość gęstą owocową zawartością, doskonale pasującą do tych serów. Składu i nazw nie pamiętam, bo francuskiego niestety nie znam.
To ja podrzucę jeszcze jeden przepis na cebulową konfiturę
http://www.kuchniaplus.pl/przepisy/przepisy-kulinarne-kuchni-plus/konfitura-z-cebuli_9600.html
Małgosiu, to mogły być figi a może gruszki, przygotowane podobnie do cebuli. Może coś z tej listy poniżej?
http://www.ventedefromage.fr/confiture-pour-fromage-c2x11144449
Alino, to nie były takie ładne słoiczki, figi mogły być, drugi to były jakieś ciemne owoce. Figowy blok do sera kupowałam w Anglii, było to twarde i można było kroić w plasterki.
Konfitura z zielonych pomidorów byłaby dobra.
Do sera cammembert proponuję konfiturę z żurawiny :
przekroić ser horyzontalnie, posmarować konfiturą, przykryć drugą połówką i zapiec (z cienko skrojonymi pieczarkami też tak można). Konfitura z żurawin dobra i na zimno.
Dla mnie twaróg dość wyciśnięty i nie rozlatujący się robi za grubszą kromuchę, na to rzodkiewka i cieniutki szczypiorek 🙂
P.S. U nas wspaniała pogoda, +20c, słońce, tylko na plażę lecieć!
Alicjo,niezły patent z tym horyzontalnym przekrojeniem.
Oscypek z patelni lub z grilla podany z żurawiną tez całkiem,całkiem.
Zimą górale grillują na stokach dla narciarzy.
Rozpoczęłam przygotowania do Świąt-nastawiłam pomarańczówkę i anyżówkę 🙂
Cichalu,
niech Ewa spojrzy w pocztę, może ją zainteresuje, co tam Heather dzisiaj wyczynia (nie wiem, czy w sklepie czy u niej w domu, ale to ma być coś w związku z jej butikiem).
Oho, ouzo będzie u Danuśki 🙂
Danuśka, widziałam też surowe truskawki, pokrojone cieniutko i sporą warstwą zapieczone z cammembertem. W folii aluminiowej to było zapiekane.
Danusiu, Małgosiu – dzięki za przepisy na konfiturę.
Myśli o świętach odsuwam jak najdalej, bo wcale nie śpieszy mi się do końca roku. Niech ten trwa jak najdłużej. Ale anyżówka i pomarańczówka to zupełnie inna sprawa. Muszą swoje odstać.
A co do nalewek – zaglądam do mojej poprawianej nalewki z aronii /przepis z liśćmi wiśni/ i dochodzę do stanowczego wniosku: masz dobry przepis, to go się trzymaj i nie eksperymentuj. Nalewka miała być dobra po tygodniu, była beznadziejna. Dodałam pomarańcze i cytryny, niech jeszcze stoi i nabiera smaku. Może w końcu jakoś ją odpowiednio doprawię. W każdym razie moja wiśnia może być już spokojna o swoje liście . Nie podobają mi się takie ekspresowe metody.
Właśnie zakończyłam tydzień stołowania się w domu rodzinnym podczas naszych odwiedzin. Nie ma to jak pyszne, domowe obiady gotowane przez mamę. Krokiety z barszczem, kotlety mielone, schabowe, pieczenie, ziemniaczki, surówki – proste, może nawet banalne potrawy, a jaka radocha. Nawet maluch zjadał bez większego marudzenia, co nie zdarza się tak często. Dla mnie to był tydzień luzu w kuchni. Gotowanie nawet lubię, ale najchętniej robiłabym to co kilka dni, a nie codziennie. W codziennej kuchni dopada mnie monotonia czynności związanych z gotowaniem albo znużenie. Pomaga eksperymentowanie ze smakami raz na jakiś czas. Dzięki temu latem spróbowałam zrobionej osobiście karmelizowanej cebuli, o której dziś piszecie. Bardzo smaczna.
Alicjo, Ewa jest na malowaniu. Wraca za ca. 2 godz.
Barbaro, do cebuli dodałem sproszkowaną pestkę awokado. (?!)
Prośba. Wzbogaciliśmy się o blender Vitamix (2 biegi, 2 konie mocy) Zmieliłem już worek żyta, otrzymany dawno temu. Żytnia mąka jest tutaj rzadkości a cena woła o pomstę z nieba!
Czy ktoś ma taki i jakie ma uwagi albo rady. Instrukcja instrukcją, ale najcenniejsze są rady użytkowników.
Ogarnęło mnie szaleństwo mielenia. Teraz kolej na stwardniałe ze starości limonki. Jak umielę, to skoczę po tequilę! 🙂
Dobry wieczór 🙂
Skusiliście, jutro kupię cebulę i wykonam 🙂
Krystyno, w tym roku aroniówkę zrobiłam tak:
1 kg aronii
0,30 dkg cukru
1/2 l spirytusu
1/2 l wódki
1/2 laski wanilii
4 goździki
4 ziarna kardamonu
2 cm cynamonu
2 cytryny (okrojone skórki do słoja, reszta w kawałkach też)
2 pomarańcze (j.w.)
Owocki z dodatkami zasypać cukrem. Po kilku dniach zalać spirytusem i wódką. Po 2 miesiącach zlać. Poczekać 6 miesięcy.
To taka moja kompilacja na bazie wcześniejszych doświadczeń.
Pan mąż mówi, że cukru mogłoby być jeszcze ciut mniej. Może, ale niekoniecznie.
Skończyłam jesienną sesję nalewkową. Na święta będzie orzechówka i półwytrawna wiśnia. Owoców dzikiej róży mi jeszcze Haneczka nie dostarczyła, jak w listopadzie zaleję, to do zlania będzie w końcu stycznia. W styczniu zleję też tarninówkę, ale owoce w cukrze postoją jeszcze z miesiąc, czyli nalewka będzie gotowa w lutym, a dojrzała na Zjazd (ten, albo przyszły). Na prezenty poszykowałam 100 ml buteleczki; zbyt wielu mamy przyjaciół, żeby można było uhonorować wszystkich choćby półlitrówką. Tyle nie mamy.. Zaczynam gromadzić mięsa do pasztetu. Zamówiłam sobie 2 podgardla – czyli komplet od jednej świni, a w osiedlowym samie jest w promocji bardzo ładny, mięsny szponder wołowy za niecałe 20 zł/kg. Kupię, wrzucę w zamrażarkę, potem będę dokupować – a to kawałek kaczki czy gęsi, a to podudzie indycze, a to kawał świniny. Do połowy grudnia uzbieram ze 6 kg i upiekę na święta, na prezenty i na zapasy.
Dostarczę 🙂
Haneczko,
dwa lata temu robiłam nalewkę według bardzo podobnego przepisu, a może nawet takiego samego, bo mam pozapisywane blogowe przepisy/ także od Ciebie/. Wyszła doskonała i jest naszą ulubioną. Mam jeszcze trochę w zapasie, ale chciałam spożytkować tegoroczny urodzaj mojego krzaczka aronii. A że słyszałam dobre opinie o nalewce z liśćmi wiśni, chciałam wprowadzić urozmaicenie. Niepotrzebnie.
Cichalu, ciekawe jak smakuje ta utarta pestka awokado, nigdy nie próbowałam?
Vitamixu zazdroszczę, wielce pomocna machina. Czytałam o nim sporo dobrego (poza ceną oczywiście), m.in. tu: http://www.olgasmile.com/blender-vitamix-5200-tnc.html
Barbaro! Pestka jest prawie bez smaku. Lekka nuta orzecha z minimalną goryczką. Piękny, pomarańczowy kolor. Podobno jest panaceum na wszystko!
Wiem w zasadzie wszystko, tylko mam zakawyczkę z nożami. Nasz ma ostrza do mokrego. Czy mogę mielić suche? Żyto mieli pięknie, ale czym to ewentualnie grozi? A może to tylko chwyt, żeby kupić więcej…?
Serek kozi od Turka – swietny. Niestety zjadalny w calosci zaraz po otworzeniu, tajemnicza sprawa.
Dzis odwiedzilam nowa polska restauracje niezbyt daleko domu (trzy przystanki autobusowe). Nazywa sie dziwczanie Sowa Restauracja, nie wiem w jakim to jezyku, ale tak stoi, ciurkiem w jednej linijce.
Przed moim wielomiesoecznym pobytem w USA byla tam bardzo przyjemna polska knajpka, Cafe Magnolia. Przypominala mi kawiarnie Czytelnika, bo gotoala w niej nie jakas szefowa kuchni, tylko zwyczajna dobra domowa kucharka, pani Kazia czy pani Krysia. Stolowam sie tam dosc czesto. 4-5 razy w miesiacu, a gdy chodzilam na pobliski basen, to nawet czesciej. Klopsy w sosie koperkowym byly w Cafe Magnolia rewelacyjne i nawet zazyczylam sobie przepisu, ale jednak wyszly gorzej niz spod reki pani Kazi czy pani Krysi.
Po przyjedzie z USA okazalo sie, ze na miejscu Cafe Magnolia jest Sowa Restauracja, nowy wystroj fiu-brzdziu, zamiast oprawionych plakatow turystycznych na sciananch jakies zdjecia w zabojczo dobrym guscie, zamiast podajacych do stolow normalnych dziewczyn, zawsze usmiechnietych i zyczliwych, sa dosyc fircykowaci kelnerzy, tez usmiechnieci, ale jakos tak urzedowo.
Wiec zamawiam : piers kacza marynowana w tymianku. Kaczuszka – poprawia mnie kelner. Zamiast ziemnialow poprosze kasze gryczana. Zamiast ziemniaczkow kaszke – poprawia kelner. Salatke z ogorkow – ciagne dalej. Ogoreczki – slysze w odpowiedzi. Piwo Perla. Piwko Perla – podpowiada kelner. No dobra. Nie bede sie czeipiac, choc nie przepadam jak mnie traktuja jak przedszkolaka.
Po dluzsym czekaniu (co zawsze jest dobrym znakiem, bo znaczy, ze nie odgrzewaja w mikrofalowce) przynosza kaczuszke. Nie jest to jednak cala piers kacza, tylko polowka ukrojona w poprzek. W dodatku biala w srodku, zamiast rozowa, sucha i lykowata. Kasza jest al dente, bardzo sucha i nie przyprawiona w zaden sposob. . Zato ogorki fantazyjnie zwiniete w rulonik. Tylko ogorki byly jadalne. No i oszroniona szklanka do piwa – bardzp fiu-bzdziu. Rachunek wyniosl 20 funtow plus napiwek. Ale jest to moja pierwsza i ostatnia wizyta w Sowa Restauracji. Uprzedzam wszstkoich odwiedzajacych Londyn.
No bo to nie była pierś kacza, tylko kaczuszka! Szkoda, że nie kaczusia. Mam nadzieję, że piweczko smakowało 😉
Na mój czuj, to 20 funtów + napiwek to trochę za dużo za fatalne jedzenie.
I tu się czepię napiwków. Słowo daję, już mnie to bardzo podkurza 👿
Napiwek daję po uważaniu, bo mi się spodobała obsługa, bo jedzenie było dobre, bo mam akurat dobry humor.
Uważam, że właściciel restauracji nie ma prawa wymagać od nas, żebyśmy uzupełniali pensję jego załogi – niech płaci adekwatnie, a sprawę napiwków zostawi nam, to jest niejako nagroda zadowolenie z obsługi itd.
Tymczasem zrobiło się modne, że napiwek (zwykle 15%) jest już wliczony, ale mimo to poniżej jest jeszcze miejsce na „tip”.
To już jest rozbój w żywe oczy i bezczelność 👿
Taka rzecz – jesteśmy na Manhattanie, wpadliśmy do knajpy w Soho na lunch. Cichal zamówił…zapomniałam, co, ale były to bodaj ośmiornice czy coś w tym rodzaju. Przynieśli gumę. Zareklamował, pani kelnerka niezadowolona, ale zabrała talerz i wzięła pod uwagę sugestię Cichala, że toż to za długo było w obróbce cieplnej! Za jakiś czas przyniosła danie – znowu to samo. Tym razem już dosyć wściekła odebrała talerz, Cichal z dania zrezygnował w ogóle.
I przychodzi do rachunku, napiwek oczywiście automatycznie doliczony, i jeszcze to bezczelne miejsce na dopisanie „tipa”.
No wiecie co?! 👿
Teoretycznie napiwki sie daje za dobra obsluge i dobre jedzenie. Teoretycznie kelner powinien dzielic sie napiwkami z pracownikami kuchni.
Z tym bywa nader roznie. Kelnerkowlam w latach studenckich i wiem jak placa. Wtedy zarabialam mniej niz dolara za godzine. Napiwki byly glownym zarobkiem. Nie pensja, czego sie bardzo szybko nauczyam. I bylam jedyna, ktora po skonczonj pracy oprozniala kieszen i publicznie, na oczach innych kolegow odliczalam czesc utargu dla kucharzy i zmywaczy naczyn. Inni robili to dyskretnie i cichcem.
Musialaby by byc bardzo zla obsluga, zebym nie zaplacila napiwku w restauracji. To mordrcza praca i ludzie z tego zyja. Po wyjsciu ostatnieg kliebta to kelnerzy wlasnie sprztaja sale, nakrywaja na nastepny dzien, ukladaja serwetki etc. Wsiadalam do metra grubo po polnocy – restauracja wydawala do 11 i ledwo mogkam ustac na nogach, jesli nie udalo mi sie znalezc siedzacego miejsca w pociagu.. Nazajutrz wszystko mnie bolalo i jak na sciecie wloklam sie na wyklady i zajecia. A zaczynalam prace o piatej ppol., na godzine przed otwarciem restaracji. Pamietajac o tym zawsze daje napiwki, nie skapie, zwlaszcza odkad przecztalam, ze napiwki wliczone do rachunku najczesciej nie trafiaja do obslugi.
Obsluga w Sowa Restauracji byla OK, zdrobnienia zniose i sie usmieje w duchu, ale jedzenie bylo do kitu. Placac nie odowilam sobie powiedzenia kelnerowi, aby wspomnial szefowi kuchni, ze kaczej piersi nie wolno trzymac w piecu dluzej niz 8 minut, po uprzednum zrumienieniu jej na patelni. I ze piec musi byc rozgrzany do 180 st, C. Powaznie zapewnil mnie ze przekaze. Nie mrugnal, Jak moglabym odmowic mu napiwku?
Ja wolałabym, by napiwek był zależny od mojej oceny – ja nie skąpię, ale wymuszanie mnie denerwuje okropnie. Ja chcę mieć cenę jedną, ostateczną i prawo do dania napiwku kelnerowi do kieszeni. Także prawo do wyrażenia opinii kuchni – dobre/niedobre, bez naburmuszonej miny.
Doskonały system jest w Japonii – tam napiwek jest obrazą, bo kelner zrobił wszystko, co do niego należało i został za to opłacony. Byliśmy uprzedzeni o tym, żeby nie dawać napiwków, bo nie jest to przyjęte.
Pestki awokado „robię” od lat, od kiedy awokado jest w powszechnej sprzedaży, pokrojone, oczywiście obrane i wcześniej namoczone przez dobę miksuję z oliwą, odrobiną czosnku i solą, trzymam w lodówce w słoiku. Z czasem tracą goryczkę. Dodaję je do sałatek, kanapek, rozmaitych potraw. Nie ze względu na tzw. zdrowotność, o niej nic nie wiem, ale na smak, a na pomysł wpadłam podpatrując południowych Włochów.
Przekonałam się, że zdrobnionka idą w parze ze słabym jedzeniem. Nie wiem, dlaczego tak to działa, ale działa, sprawdzone niejednokrotnie.
Tak, tak. Juz sama nazwa Sowa („z tradycjami od 1946 roku”) powinna byla byc ostrzezeniem. Bo Sowa to taka fabryka okropnych ciast skladajacych sie glownie z oeju palmpwego, odpowiednio doslodsonego i pofarbowanego sztucznie.. Przed Sowa nie masz ratunku – caly polski Londyn jest zawalony Sowa.
Na miejscu mamy mala piekarnie pod nazwa Polish Village Bakery i u nich robia bardzo dobre ciasta z „naturalnych’ skladnikow. Ale wlascociele nie maja takiego przebicia jak ten cholernik Sowa.
Cukiernie Sowy są popularne w środkowej i pn Polsce, widziałam ją także w Berlinie. Ciasta robią ciężkie, zbyt tłuste i za słodkie, tort bezowy, tzw. dakłas zabija ulepem tłustej masy przepakowanej bakaliami i ciężarem. Dziwię się, że tylu jest amatorów, ale być może moje kubki smakowe nie są obiektywne.
Bjk, dziękuję za podzielenie się Twoim sposobem na „pestkę awokado”. Teraz mi żal, że tyle pestek zwyczajnie wyrzuciłam. Podobnie z pestkami moreli, dopiero niedawno usłyszałam o ich właściwościach, jeszcze nie próbowałam.
Hehe, zawartość pestki od moreli, czy śliwki uwielbiałam zjadać w dzieciństwie, oczywiście chyłkiem i w ukryciu, bo zawierały kwas pruski. Teraz już można legalnie? 😉
Gospodarza nie ma,Jolinka nie ma,Pyry przy porannej kawie brak 🙁
Dobrze,że Bejotka,Helena i Barbara są 🙂
Witam, co z Gospodarzem?
No właśnie Yurku,nie wiem.
A jeśli chodzi o zdrowe pestki czy też ziarna to ostatnio sprzedawczyni na targu w Wyszkowie namówiła mnie do kupna:
http://www.poradnikzdrowie.pl/zdrowie/medycyna-niekonwencjonalna/szalwia-hiszpanska-nasiona-chia-wlasciwosci-i-wartosci-odzywcze_36493.html
Każde urozmaicenie diety warte grzechu 🙂
dzień dobry …
rano musiałam wyjść przed nowym wpisem a tu wracam i nic …
o pestkach awokado i ich jedzeniu kiedyś Alicja dawała link do artykułu na ten temat ..
Pyra jest, tylko czeka na nowy wpis. Na dodatek jestem zupełnie ogłuszona, bo ktoś nade mną używa ciężkiej wiertarki w trybie „strugającym:. Łazi mi ten dźwięk po kręgosłupie.
Nowy wpis będzie dopiero jutro. Przepraszam ale uniemożliwiły mi normalna pracę kolejki do lekarzy, do których skierowano mnie na doroczny „przegląd”. Siedziałem tam od świtu do teraz. I przecież nie będę opowiadał co tam pan doktor wynalazł. Jest OK
Do jutra.
Dzień dobry. 😀
Piotrze, odczułeś to tąpnięcie? To był ten kamol, który mi spadł z serca. Życzę DOBREGO zdrowia Tobie i calutkiej „Bandzie Blogowej” – z przyległościami. 😆
Piotrze dobrze, że jest ok. … 🙂 …
Zgago zdrowia .. 🙂
a Nisi dalej brak … 🙁
O, to Piotr dzisiaj, a ja jutro, a do lekarzy z wynikami we wtorek. Przysłowie o żelaznym zdrowiu potrzebnym do leczenia, nadal jest aktualne,
Zgago, co szykujesz na wtorkowy Geburstag?
Gospodarzu – jeszcze byłoby piękniej, gdyby słowa medyków przekładały się na samopoczucie pacjenta.
Zgago, jak miło że wróciłaś 🙂
Bejotko, my też od lat wcinamy pesteczki śliwek, brzoskwiń czy moreli wedle zasady: zjadać tyle pestek ile owoców. Wówczas zatrucie kwasem pruskim nie grozi.
Dzięki za patent na pestkę awokado – przetestujemy.
Pyreńko, już dawno minęły cudowne lata, kiedy w pierwszą niedzielę po Geburstagu rozpoczynał się sezon „gęsiowy” w mojej rodzinie. 🙁
Będzie tylko kawa i zdrowy tort. 😉
Zgago-nawet bez gęsiny na talerzu pamiętaj o nas i pisz!
O, i Piotr i Zgaga, warto było czekać 🙂
Ewo, a jabłka i gruszki pałaszujesz razem z ogryzkiem? Ja tak, zostaje tylko ogonek. Bez jakiejś głębszej myśli zdrowotnej, przyzwyczajenie tylko.
Tylko gruszki Bejotko. Jakoś tak same wchodzą. Wkusne jakieś…
Pyro a propos Geburstag. Stary dowcip:
Co górnik lubi na G?
Geburstag, Geldtag i Grose paket z NRFiu!
Pestki są jedzone na dosypkę. Ten Vitamix miele jak szalony! I wyje tyż…
Nie zdążyliśmy się zmartwić brakiem Piotra, bośmy dopiero po śniadaniu.
Przyszedł kurier – zabawna i sympatyczna figura – pan siwiutki, ale jeszcze niezbyt stary, niewielki, z wymiętym kapeluszem na siwej czuprynie. Ciężka jak diabli przesyłka z Niemiec. Pepegor i L. Paka musiała być ciężka, bo w ozdobnym kartonie udającym foliał in quarto były dwie butelki białego wina, woreczek grzybów – jak raz na zupę i kapustę z grzybami, a może nawet przygarść do bigosu będzie. Do tego słodkości w czekoladzie i mały karton pierników. Pepe, dziękuję i już zaczynam tyć. Z powyższego niedwuznacznie wynika, że jeden pasztet pojedzie do Dortmundu.
Jeszcze raz dziękuję.
Ja też zostawiam tylko ogonek z jabłek. Szkoda, że kończy się sezon na śliwki, bo tyle pestek niepotrzebnie wyrzuciłam.
Mam pytanie techniczne – jak i czym dostajecie się do wnętrza pestki?
Jeżeli mnie starcza pamięć nie zawodzi, to dzisiaj imieniny Sławka Paryskiego; ale on jakoś wziął z nami rozwód od stołu, łoża i pogaduszek blogowych. Życzę mu dobrze, jak najlepiej, ale toastu nie organizuję, zdrajcy obrzydłemu!
Pyro,
Dziadkiem do orzechów 😉
Pyro chyba do Hanoweru pasztet pojedzie …
pestkę młotkiem walę … 😉
Mietkowi zdrowia i szczęścia … 🙂
Stację docelową napisałam dobrze; mam wydrukowane.
A mój dziadek nie łupie pestek.
Pyro to przepraszam za niewiedzę swą …
A ja wnukom łupię! 🙂
Kiedy migdały były w Polsce wielką rzadkością, znacznie rzadziej je „rzucali” niż rodzynki i figi, Janeczka we wczesnych latach 50-tych zbierała pestki brzoskwiniowe i morelowe, które Tato miał obowiązek połupać, Mama przesypywała je w słoiku cukrem i tak stały do najbliższych świąt. W okresie Gwiazdki wchodziły w skład szarego sosu i makowca, a w Wielkanoc udawały migdały w mazurkach. Dobre były.
Jakoś z pestkami nie było mi po drodze 🙁
Dajże pokój, Małgosiu. Co roku nowe odkrycie dietetyczne, nowa moda i nowe zdrowie, tylko ciało stare.
Pyro, tyle tylko dopowiem, że chianti nie jest białe, a zawsze czerwone! A to jedno z dwu butelek które podesłałem. Nie zakładam, że obie zaraz rzuciłyście się (nb ciekawa ortografia, całokowicie sobie nie jestem tego pewien) na całą zawartość. Chianti jest wg mojej obserwacji zawsze winem czerwonym.
A, tak, to posraram się zadzwonić, gdzieś w przeciągi następnych 48 godzin.
Życzę Wam jak najlepszych dni ku temu, co zawsze najpiękniejsze.
Jolinku – śpisz? Biję się w piersi, słyszysz? Jasne, że Hannover. Patrzyłam na wydruk i porównywałam z Twoim wpisem – zgadza się: Hannover. Ale ja wyżej napisałam: Dortmund czyli błędnie. Głupi głupiec z Pyry i na dodatek uparty. Przepraszam.
Jasne, że się postaram, a nie jakoś brzydko się kojarząco.