Ile knedli! Ileż piwa!
Lubię czeskie piwo, ale nie lubię knedli. I to bez względu na ich gatunek i smak.
I to jest jedna z przyczyn powodujących mój brak zainteresowania kuchnią Czech. Choć przyznać muszę, że ich miłość do karpi i setki przepisów z tą rybą w roli głównej trochę tę niechęć osłabiają. Ale czy miłośnik dań z Abruzzo, Basilicaty czy Sycylii może gustować w czeskich smakołykach?!
Kuchnia czeska jest konkretna. Obfituje w ciężkie, treściwe dania, przyrządzane według starych, tradycyjnych przepisów. Obowiązkową pozycję w codziennym menu zajmują aromatyczne, gęste zupy na zasmażkach lub zabielane śmietaną. Flaki, czosnkowa, piwna, kapuśniak czy rosół z pulpecikami z wątróbki należą do najbardziej znanych.
Tuż za zupami plasują się mięsa. Wieprzowina z rusztu lub duszona w sosach dziczyzna, rozmaite pieczenie, gulasze i rolady z wołowiny, kotlety cielęce, dzikie ptactwo oraz drób stanowią fundament czeskiego obiadu czy kolacji. Typowy posiłek trudno sobie jednak wyobrazić bez wszelkiego rodzaju knedli: drożdżowych albo ziemniaczanych, z nadzieniem lub bez, podawanych na słodko lub jako dodatek do potraw wytrawnych (najczęściej są wtedy gotowane na parze, pokrojone w plastry i polane sosem). Ponoć istnieje pond sto rodzajów knedlików. Wybór jest więc ogromny.
Kulinarna mapa Czech jest odzwierciedleniem historycznej przeszłości kraju, który przez wiele lat wchodził w skład cesarstwa austrowęgierskiego (na fot. zamek w Mikulovie). Widać na niej wpływy węgierskie, austriackie, a także bawarskie. Z Węgrami mają Czesi wspólne zamiłowanie do gulaszy, z Austriakami – do strudli, z Niemcami – do mięs, sosów i piwa.
W Czechach produkuje się kilkaset gatunków tego trunku, a marki, takie jak Pilsner Urquell, Budweiser czy Staropramen, znane są na całym świecie. W tawernach i gospodach często zdarza się, że zanim jeszcze głodny gość zdąży zagłębić się w menu, czy tego chce, czy nie, staje przed nim kufel zimnego piwa, do którego może zamówić na przystawkę marynowane kiełbaski, precle lub ser w specjalnej zalewie z cebulą i ostrą papryką.
Nie dziwi więc, że Czesi rocznie wypijają około 160 l piw na głowę, więcej nawet niż Niemcy, co daje im pierwsze miejsce w światowym rankingu piwoszy.
Komentarze
dzień dobry …
ja jakbym piwo wypiła to potem już pewnie bym nic nie zjadła bo by mi się nie zmieściło … piwo tylko latem na plaży …..
Piwo (jakiekolwiek, choć może nie „kiepskie”) jest wyśmienite po upalnym dniu, całym wypełnionym wędrówką, po kąpieli, tuż przed snem. Puszka na dwoje, podział prawie-sprawiedliwy. Można dodać lodu.
Znacznie lżej strawne, niż wino, idealne w pozycji horyzontalnej, puste kalorie straszą, ale nie bardzo 😀
Te czeskie stereotypy też straszą, jak każde inne. (Kiedy ja ostatnio jadłam bigos?… A przecież prowadzę kuchnię znacznie bardziej tradycyjną, niż znani mi dwudziesto- czy trzydziestolatkowie!)
Ale nie mam czasu ich naprostowywać (stereotypów, bo dwudziestolatków to pszesz najszaleńszy szaleniec nie śmiałby – mają jedną podstawową przewagę – metrykę! 😈 )
Czytam właśnie „Pepiki” Mariusza Surasza (nadganiając; Kompan zaliczył tę lekturę ze dwa lata temu!). Jestem po połowie czyli przy Gottwaldzie.
Fascynująca czytanka!… — Wielbicielka Hrabala, Kundery, Havla i innych, londyńska koleżanka Czeszek i Słowaczek zgłębiających na obczyźnie problemat appeasement sądziła, że niewiele ją jest w stanie zaskoczyć w tym zakątku…
Wieczne wiem że mało wiem!
Bardzo małe te czeskie piwa, 0.08 l. Chyba w literatkach piją 🙄
Wedle oficjalnych danych statystyczny Czech spożył w 2013 roku 144 litry piwa. Ja bym sprawdziła, czy w tych „1601” ostatnia cyfra to nie jedynka a „l” czyli 160 litrów 😉
Niemcy – 107 l, Polacy – 96, Szwajcarzy – 56,Włosi – 29, Turcy – 12.
Małgosiu (wczoraj), mnie „też” nigdy nie kusiło, by wciągać w drogocenne płuca me jakiekolwiek dymy i pożogi… 🙄
(Znam kilkanaście osób, które gorliwie „wyznają” to samo – nie wiem, czy to prawda, czy obecna moda (palenie to wszak od 20-30 lat poważny obciach towarzyski, ostatnio spora trudność organizacyjna) – u mnie bezdymność była „rodzinna” https://basiaacappella.wordpress.com/2007/06/20/najwredniejszy-z-zapachow/ )
To prawda,kuchnia czeska nie należy do dietetycznych i wyrafinowanych,ale w najbardziej znanej czeskiej restauracji w Warszawie ciężko o wolny stolik i publika zawsze tłumnie wypełnia tę znaną gospodę: http://www.uszwejka.pl/o-restauracji
Menu do końca czeskie nie jest,bo krewetki czy też dorsz w sosie limonkowym nie należą do z całą pewnością do sztandarowych dań naszych południowych sąsiadów 😉
https://basia0acappella.files.wordpress.com/2013/12/czeska-kuchnia.jpg
Ktoś miał coś przeciwko czeskim filmom… 🙄
Od tamtego czasu widziałam „na mieście” reklamy jeszcze kilku przybytków z południowo-zachodnimi skojarzeniami. Menusy do znalezienia w sieci (gdyby ktoś myślał, że tylko gulasze i knedliczki), choć oczywiście warunki pracy eksportowej (i wypowiedzi zorientowanych pro-rynkowo 😛 ) stawiają takie a nie inne wymagania & priorytety…
Bardzo lubię czeską zupę czosnkową z serem, a wieprzową pieczenią z knedlikami i kapustą też nie pogardzę. Mamy w Czechach dwa miejsca na trasie, gdzie te dania podają. To z zupą jest tuż za polska granicą i niestety miejscowość zyskała obwodnicę i nawet jak zjedziemy do niej specjalnie to w knajpce wesele, albo inna uroczystość.
A Capello, książki Szczygła „pochłonęłam” z przyjemnością, a to jego spojrzenie na Czechów wiele mi wyjaśniło.
Małgosiu, ten od „Pepików” też Mariusz, ale Surosz* — niech będzie hasło z czeskiej Wikipedii http://cs.wikipedia.org/wiki/Mariusz_Surosz (nb, nie wiedziałam, że „Pepiki” dostały błyskawicznie czeski przekład!).
A Mariusz Szczygieł to oczywiście super-firma. Aktualnie delektuję się „100/XX. Antologią Polskiego Reportażu XX Wieku. Tom 1-2?” pod jego redakcją. Czytam powoli, na zmianę z kilkoma innymi rzeczami (np. „galicjanami”, choć nie tylko), bo treściwa to lektura, oj treściwa!
_______
*przepraszam za literówkę (a cappella 2 lutego o godz. 9:08), Surosz, powtórzmy.
Pada i pada… Już trzeci dzień z kolei zaczynam od gimnastyki porannej czyli szurania szuflą 🙄 Na dodatek nadciągają mrozy i będzie prawdziwa zima
A Capello masz rację 😳 , ale Pepiki też przeczytałam 😀
Danuśka czytałam, że „Szwejk” ma problemy …
http://wawalove.pl/U-Szwejka-Bazyliszek-i-Kompania-piwna-zostana-zamkniete-a17250
Nemo-wczoraj oglądałam wieści z Pirenejów,gdzie też borykają się z ogromnymi ilościami
śniegu:
http://www.franceinfo.fr/vie-quotidienne/environnement/article/neige-et-risques-d-avalanches-les-pyrenees-et-les-alpes-s-organisent-638885
Jolinku-z cydrem prawie od samego początku sporo zamieszania.
Po którymś z pobytów w Czechach, robiłam w domu knedle – taki długi wałek z ciasta zawinięty w gazę, a po ugotowaniu krojony w dość grube plastry. Udało się dobrze, ale nikt nie pragnął powtórki. Gotowałam też raz knedle ze śliwkami. Jakoś te czeskie dania nie znalazły dobrego gruntu w mojej kuchni.
A piwo uznaję też tylko w czasie gorącego lata.
Knedle wszelkiego rodzaju były popularne w naszej domowej kuchni kresowej, w której z bardzo smakowitym skutkiem spotykały się różne cudzoziemskie wpływy. Dotąd nie wyobrażam sobie pieczonej gęsi inaczej niż z knedlami ziemniaczanymi, a klasyczny czeski knedlik drożdżowy z dobrym sosem, pieczenią i „zelem” czyli kapustą to może być poemat 😉
W Czechach nie ma przymusu picia piwa ani jedzenia knedli. Podają tam również wina, nawet całkiem dobre – morawskie, a także bardzo popularne są hranolky czyli frytki i inne bramborove specjały.
Spojrzenie na polską kuchnię przez pryzmat barszczyku, żurku i bigosu przyprawia niejednego cudzoziemca o dreszcze, bynajmniej nie rozkoszy 😉
A ja właśnie tydzień temu „wydałam” knedle ze śliwkami na obiad. Polane masłem z bułką tartą. A potem co tam kto chciał: śmietana, cukier, jogurt. Na marginesie muszę zaznaczyć, że jest to danie omal świąteczne – brak śliwek w sklepach. Śliwek węgierek rzecz jasna.
Bywają węgierko-podobne lecz nieczęsto. I właśnie trafiliśmy.
Z jedzeniem jak z kolorami. Jeden lubi błękitny, inny wściekle różowy, a jeszcze inny…
Za oknem piękna pogoda, słonce, resztki śniegu z tej zawiei co to jej prawie nie było, to znaczy wiało i zawiewało sniegiem (ale śnieg już się prawie cały wypadał wcześniej) i nieco powyżej zera. Wieje jednak dalej dość przenikliwie, brrr…
Niegdyś moja Babcia robiła knedle, niby czeskie (ale jak ich jest tyle różnych), których ja bardzo nie lubiłam. To była czerstwa bułka, a może i chleb, pokrojone w kostkę i wysuszone a potem zlepione w kule jakimś lepiszczem i ugotowane. Pewnie jakiś sos do tego był, ale zapamiętałam to jako bardzo niepożądane danie. Bogiem a prawdą ta Babcia (zwane przeze mnie Babcia Potwór -miłe wnuczę byłam) zaczęła gotować dopiero po śmierci swojej mamy, do 65 roku życia kuchnia jej nie interesowała. Kilka rzeczy robiła jednak rewelacyjnie: schab pieczony z kminkiem, kruche ciastka „przez maszynkę”, kremik żółtkowy…
Danuśko,
ten śnieg w górach nie ma dobrej przyczepności z braku wcześniejszych opadów, które by już się dobrze uleżały. Zagrożenie lawinowe jest bardzo duże, nawet w takich górach jak niemiecki Schwarzwald, gdzie lawiny zdarzają się raczej rzadko, parę dni temu zginęły dwie osoby.
W Szwajcarii w samą tylko sobotę 8 osób postradało życie w lawinach, wszystkie poza wyznaczonymi trasami.
Media i służby ostrzegają, a ludzie wiedzą lepiej 🙁
Knedle ze śliwkami jakoś mi się z Czechami nie kojarzą, ja robię w cienkim cieście pierogowym i takie uwielbiam, ale jest też wersja może „bardziej czeska” – grube ciasto z kartoflami. Zjeść, zjem, ale to nie moja bajka.
Klasyk czeskiej i austriackiej kuchni knedle z morelami smakują fantastycznie. Pod warunkiem, że ciasto jest delikatne (z twarożku, masła, mąki i jajka lub ziemniaczane), a miejsce morelowej pestki zajmie kulka z marcepanu lub zwilżona morelówką kostka cukru 😉
To samo można zrobić ze śliwkami.
A propos starszych wiekiem kucharek rozpoczynających. Moja siostra postanowiła się rzucić na głęboką wodę i upiec makagigę (z orzechów, nie z maku). Gdy już umocniła się w swoim postanowieniu okazało się, że wszystkie maszynki do orzechów są w Żabich, a makagiga jest jej potrzebna na środę. Podobno po zamknięciu „Sezamu” i innych sklepów AGD w Śródmieściu trudno takową maszynkę znaleźć. W planie miała pojechać do Super-Samu, ale nie była pewna, czy wśród różnych bardzo eleganckich i drogich garnków coś takiego znajdzie. W każdym razie podreptała do sklepu na rogu, zakupiła doświadczalnie paczkę orzechów i spróbowała je zemleć malakserem. Okazało się, że w sekundę orzechy zostały roztarte nieomal na pył. Teraz będzie do mnie wydzwaniać w trakcie bicia piany i dalszego mieszania 🙂 🙂
Te moje z ciasta ziemniaczanego były. Ugotowane ziemniaki, przepuszczone przez maszynkę z dodatkiem mąki, jajek.
Nie wiedziałam, że „makagigi” się odmienia 😯 Wiek uczis…
Dla mnie było to zawsze TO (trochę magiczne) makagigi specjał z maku, cukru i miodu (czasem z dodatkiem orzechów lub migdałów) który już jako dziecko umiałam samodzielnie zrobić i… uwielbiałam jeść. Ćwierczakiewiczowa podała przepis w 1885 roku.
Nemo-po Twoim opisie knedli morelowo-marcepanowo-morelówkowych zaczynam zmieniać zdanie o kuchni czeskiej i austriackiej 🙂
Muszę zapamiętać ten patent,kiedy nadejdzie sezon na morele.
Danuśko, 😀
knedle to mogą być niestrawne gnioty lub delikatne smakołyki, dotyczy to również wszelkich klusek, bułeczek i ciast. Wszystko zależy od talentu i umiejętności przyrządzającego, a czasem jeszcze od jakości surowca wyjściowego. Do dziś wspominam fantastyczną zupę czosnkową i takie właśnie knedle morelowe w naddunajskim pensjonacie w Austrii. Gośćmi byli głównie rowerzyści podążający wzdłuż Dunaju z Passau do Wiednia, a pensjonat prowadzony przez starszą nobliwą damę oferował proste potrawy w wyrafinowanej wersji, podane elegancko i perfekcyjnie.
Doroszewski odmieniał
Na wszelki wypadek podkreślam, że nie miałem z tym nic wspólnego.
Placku,
jak sobie dziecko coś skojarzy np. że „wróbelek” to ptak w ogóle , a „ptaszek” = wróbel, to nie sprawdza u Doroszewskiego 🙄 😆
Po latach, owszem. Zaintrygowane „makagigą” 😉
Makagigi nie jadłam od zamierzchłych czasów 🙁
Cuda jednak się zdarzają. Haneczka potrzebowała wezwać taksówkę, ja to dość często robię, więc wręczyła mi aparat – „Dzwoń:” Dzwonię, prosty, czterocyfrowy numer jaki mają korporacje taksówkowe, poprzedzony jedynką. Męski głos – osobiście Pepegor w Hanowerze. Numer do Pepe w sumie (kraj, land, kierunek, miasto, Pepe) prawie 20 cyfrowy, p-o taksówkę 4 cyfrowy i jedynka. Dwa razy powtarzałam i dwa razy telefon mi Pepe wybierał, tylko już nie czekałam na odebranie. Haneczka poleciała, a czy zdążyła do pociągu – nie wiadomo.
Nemo – Ja też. Czy mogłabyś je zrobić jak najszybciej, nawet jeśli w Szwajcarii jest to nielegalne? Mój ojciec był najlepszym makagigologiem na świecie. Jeśli nie masz młynka do orzechów, to ten młynek pożycz. Nie krzyczę, proszę 🙂
Dziadek zamiast młynka
Przypomniała mi się bliska przyjaciółka mojej mamy, dama z poczuciem humoru i maleńką wadą wymowy. Pewnego dnia spytała mnie czy wiem jak się po czesku mówi zegarek. Nie wiedziałem (Tak Jolinku, wtedy jeszcze nie wiedziałem, że polski kajakarz nie wygra).
ho ho ho ho ho hodinki.
Nigdy tego nie zapomnę.
Mój ojciec nauczył się wszystkiego na przymusowych robotach, a ja na praktykach studenckich nauczyłem się palić, pić alkohol i przeklinać (jednocześnie).
Z czystym sumieniem polecam La Degustation Boheme Bourgeoise w Pradze. Kto wie, może w poniedziałki kelnerzy w Pradze to Włosi z Toronto.
Ze spacerów po Pradze miło wspominam też:
http://4.bp.blogspot.com/-v7prd2fFasI/TrQ0jqMWO8I/AAAAAAAABN0/fpUVsjuqgJU/s1600/trdelnik.jpg
Nie wiadomo,czy on bardziej słowacki,czeski czy węgierski,ale pyszny.Stoiska z tym przysmakiem pachną już z daleka i jakże kusząco 🙂
Ja myślę, że jak ciasto na makagigi wałkowało się na stolnicy i kroiło ostrym nożem w kostkę, to były liczne makagigi, które się jadło po jednej, a nie jedna duża makagiga pieczona w tortownicy, tak jak ja piekę wedle przepisu prababci Herminy z Schubertów Władysławowej Lubicz-Jaworowskiej matki macochy mojego Ojca i ojczyma mojej Mamy.
Placku, oczywiście że jesteś w to zamieszany, bo mąż prababci Ci obcym być nie mógł 🙂
Makagigi w jedynej znanej mi wersji to coś prawie jak makowe sezamki, tylko trochę grubsze.
No właśnie.. taki fajny kraj, i taka straszna kuchnia … choć z jednym wyjątkiem (tylko czy aby klasycznie czeskim?) – smażonym, panierowanym kalafiorem. Ale można sie nadziać nawet na coś takiego, jak „vrani oko” – ani wronie, ani oko, tylko bycze jądra……
No proszę,internet jest pełen niespodzianek:blog się”Makagigi i 55 pierników”a wpis zamieszczony zaledwie dwa tygodnie temu dotyczy czeskiej kuchni 🙂
http://makagigi.blogspot.com/search/label/z%20czeskiej%20kuchni
Gdyby dzisiaj była obecna na blogu Asia,to do naszych rozmów o kuchni czeskiej dorzuciłaby niechybnie jakieś archiwalne zdjęcia,a na deser zaserwowałaby trochę muzyki:
https://www.youtube.com/watch?v=2qh1ngY5oLM
Asiu,gdzie przepadłaś ???
Przepis oryginalny:
50 dkg mielonych orzechów włoskich
42 dkg cukru
4 całe jaja
dwie łyżki miodu
Jaja ubić na pianę i utrzeć z cukrem na lukier, dodać orzechy, miód zrumienić i ostudzić, mozna dolać dwie łyżki wody, wszystko razem dobrze wymieszać
Tyle przepis Babci Misi
Ja go nieco przerobiłam i opracowałam technologię pieczenia, ale nie muszę się chwalić. Zrobię na Zjazd.
Aaaa, gdzie w tym roku Zjazd? Kto chetny?
Żabo-z harmonogramu wynika,że Zjazd na Mazowszu na nadbużańskich łąkach 🙂
Mam jeszcze dla Ciebie następującą wiadomość:
„Żabiobłotne Konfitury Morelowe 2014 Najlepsze do Lodów”,które charakteryzują się tym,że świetnie zachowane ćwiartki owoców są zanurzone w gęstym syropie posłużyły mi dzisiaj do wykonania wielce szalonej wariacji na temat schabu ze śliwką 😉
Zamiast śliwek morele,całość złamana dodatkiem sosu sojowego i podlana dwoma kieliszkami białego wina.Wyszło z n a k o m i c i e 🙂
Chętnych na zjazd nie zabraknie. Ja się zgłaszam.
Czy to znaczy, że makagigi nie są pieczone ?
Nie, Krysiu, makagigi i kilka innych słodyczy pochodzących z Orientu, to zastygła na marmurowej płytce, albo grubym półmisku masa cukrowo – miodowa z dodatkami. Wylewa się na gorąco, potem tnie na kawałki.
😯
-18c, od wczorajszego wieczora pada śnieg, wieje i zawierucha okropna 😯
Z czeskiej kuchni najbardziej lubię zupę chmielową 😉
Pół roku się żywiłam i polubiłam knedlicki z wejścia. Pani kucharka restauracyjnej kuchni sama robiła knedliki, owszem, z kostkami suchej bułki (Stara Żaba wspomniała), a ciasto z lekka przypominało pampeluchy vel kluchy na parze, z lekka, podkreślam. Z gulaszem mięsno-grzybowym znakomite! Do tego halbecka piwa. Nic mi tak w głowie nie utkwiło, jak knedlicki, ale kiedy wybrałam się w podróż sentymentalną do tej samej knajpy dobrych parę lat temu, pozostał tylko dawnych wspomnień czar, szef kuchni się zmienił i knedlicki robi się z gotowego miksu, który można sobie w sklepie kupić (zaciągnęłam języka).
Owszem, było jadalne całkiem, ale…to nie to samo 🙁
http://bartniki.noip.me/news/HPIM0225.JPG
Makagigi należy tak długo smażyć na patelni, aż roztopi się cukier, odparuje woda z miodu i mak się lekko zrumieni, a wszystko razem stworzy gęstą, aromatyczną masę, która po rozprowadzeniu na półmisku lub rzeczonej marmurowej płytce zastygnie i nie będzie się kleić do palców.
Śnieg przestał padać, chmury powędrowały na wschód, a mróz zaczyna szczypać w policzki.
Styczeń który tak się wiosennie zaczął, zakończył karierę jako rasowy zimowy miesiąc, dla mnie (subiektywnie) najdłuższy w roku 🙄
W gazetach piszą różnie:
– że zasypało we Francji, że śniegi po pas w Pirenejach,
– że niemieccy administratorzy błagają są siadów o pożyczenie śniegu, bo turyści, imprezy… Na to ten z drugiej strony granicy „gdybym Wam oddał śnieg, to u mnie wybucha powstanie”. U mnie zimy nie ma, przymrozki są.
Jeszcze powiem, że takie mini – mini zjazdy to są piękne imprezy. Baby sobie pogadają od serca i to jest najważniejsza część imprezy, coś zjedzą, do południa raczej nie wypiją niczego prócz kawy/herbaty, ale i tak nastrój jest szampański. Pyra zrobiła lekki deser (owoce w galaretce) ale Inka już na 2 godziny przed obiadem przyniosła kawał ciasta „zjemy przy kawie”. Podniosłyśmy z Haneczką zgodny protest, że jeżeli zjemy ciasto, to nie zjemy obiadu. W rezultacie nie zjadłyśmy ani galaretki ani ciasta. Zostanie na jutro. Stanowczo za rzadko te mini…
Pyro-popieramy mini zjazdowanie całą duszą,sercem i podniebieniem 😀
Mam nadzieję,że Haneczka dotarła szczęśliwie do domu.
zmarła Geraldine McEwan słynna z kreacji panny Jane Marple w serialu telewizyjnym Agatha Christie: ?Miss Marple? …. bardzo ją lubiłam w tej roli …
Alicjio – nie obraz się, bo to może niepoprawne politycznie, ale na zdjęciu z knedlikami wyglądasz rewelacyjnie.
Alicjo potwierdzam to co napisała krysiade … 🙂
Ja też, ale dlaczegóż Wyż. Wzmiankowana miałaby się obrażać? Niech się cieszy i podskakuje!
Haneczka dotarła żywa i zdrowa, a teraz jest w kinie. Poszli z Jurkiem na „Dzikie drogi”. U nich jest „kino konesera” i daje po jednym (!) seansie ciekawych filmów – jeden raz była „Ida” i jeden raz będą „Dzikie drogi”.
Dziękuję, cieszę się i podskakuję, ale dodam, że każdy z nas w młodszym wydaniu wygląda lepiej. U wielu mężczyzn jest na odwyrtkę, srebrny włos, dystynkcja i tak dalej.
Danuśka, znaczy, że w tym roku jesteś szefową Zjazdową? Mamy już coś ustalone?
Ja jak zwykle zapowiadam się, mam nadzieję, że wszelkie zawirowania zdrowotne poszły sobie precz wraz ze starym rokiem. Zawierucha ustała, nieśmiało pokazuje się słońce. Może coś z tego dnia jeszcze będzie?
Alicjo – myślę, że to kolor włosów jest doskonały do Twojej karnacji i daje świetny efekt, a nie koniecznie wiek. Tak bardzo się nie zmieniasz.
Alicjo.
Do tych knedlikow przydal by się Nahavica.
W roli akompaniatora.
I wyglądasz na Czeszke.
Alicjo-w zasadzie nic jeszcze nie ustalone.W takim razie zacznijmy od terminu.
Czy 5-6 września będzie ok?
Jadlem przez rok pracy w Czechach- CSl.
I nigdy nie byłem glodny.
A nie można by pozjazdować na wiosnę? Maj, czerwiec?
Alicja zawsze wygląda świetnie! Bez knedlików tyż!
Mnie wrzesień bardzo jak najbardziej.
Cichalu,
we wrześniu pogoda jest na mur, co dowiodły wszystkie poprzednie Zjazdy.
Już nie lato, a jeszcze nie jesień
Zjazdowo kojarzy nam się wrzesień 🙂
Dobry wieczór 🙂
5-6 wrzesień – to końcówka mojego urlopu i jeżeli nic nie stanie na przeszkodzie to chętnie spędzę te dni w sympatycznym gronie 😀
Nad Bug to ja nie dojadę – ani w maju, ani we wrześniu, ale poślę „pozdrowienia dla zjazdu”. Jestem za rotacją miejsc zjazdowych, bo to najsprawiedliwiej. Trzeba tylko ustalić co i kto przywiezie, przyśle, bo u Danuśki takich „warunków naturalno – kuchennych” jak u Żaby, nie ma.
Jeszcze tylko chciałam poprosić MałgosięW, żeby nas zabrała na dalszy ciąg swojej ekstra wycieczki. Czekam i czekam….
Pyro-jak wiesz,są już dobre,kulinarne,zjazdowe tradycje 😉
Na Krystynę,która zgłosiła się pierwsza czeka najwygodniejsze łóżko na poddaszu,
a Irek ma już zarezerwowane miejsce na swojej kanapie w salonie 🙂
Danuśka,
a stodołę macie, albo inny kurnik?
Alicjo-mamy garaż,w którym stoi łódka.
Można zarezerwować nocleg w pobliskim gospodarstwie agroturystycznym.Dwa lata temu nocowała tam część zjazdowych gości.Podam namiary osobom zainteresowanym.
W naszej chacie możliwości noclegowe są jednak dosyć ograniczone.
Dobry wieczór 🙂
Pyra mnie upasła bardzo dobrymi polędwiczkami z pieczarkami 🙂 Kocham proste, Pyrowe jedzonko 🙂 I protestuję! Galaretkę z owockami zjadłam z poświęceniem i przyjemnością 😎
Węgierki mamy z naszej węgierki. To są śliwki nad śliwkami. Mam jeszcze trochę zamrożonych.
„Dzikie historie” polecam. Nie jest lekko w trakcie i po, ale polecam. Kłania się fenomenalna „Rzeź” Polańskiego.
Mogę spać w łódce? Jam zwyczajna takich 😉
Pyro, kolejna część wycieczki jutro 🙂
Uwaga-łódka zarezerwowana dla Alicji!Trzeba będzie dobrze ją wymościć żeglarskimi wspomnieniami 🙂 bo cokolwiek niewygodna i twardawa.
Cichal-nie frasuj się,w maju-czerwcu można zorganizować Ci Zjazdowe Urodziny.
Blogowicze chętni do świętowania zawsze się znajdą,a ja już od pewnego czasu mam nawet w swojej biblioteczce prezent dla Ciebie….