Słowo pisane i wino
Jest takie miejsce na kulinarnej mapie Polski, gdzie kultura słowa łączy się harmonijnie z kulturą wina. To Dwór Sieraków leżący niedaleko Krakowa. Piękna pagórkowata okolica, stosunkowo łatwy dojazd spod Wawelu, sam Dwór zaś pięknie utrzymany i dysponujący bogatą piwnicą pełną najlepszych win niemal z całego świata.Dwór Sieraków jest ściśle powiązany ze znanym importerem, czyli Domem Wina, oraz z dwumiesięcznikiem „Czas Wina”, do którego po cytaty chętnie sięgam. W Sierakowie odbywają się też wielkie imprezy winiarskie, szkolenia i fantastyczne przyjęcia. O talencie sierakowskiego szefa kuchni głośno jest nie tylko w okolicach Krakowa.
Wśród imprez organizowanych w Dworze jest też cykl „Literatura i wino”. To spotkanie przy stole i pośród kielichów z autorami, którzy rozmawiają z czytelnikami i dzielą się z nimi swoimi doświadczeniami pisarskimi, chwaląc się ostatnio wydanymi książkami i zapowiadając kolejne.
Taki właśnie wieczór jest organizowany z okazji publikacji mojej kolejnej książki – „Jest ser!”. Oprócz radości ze spotkania z sympatyczną publicznością, a tacy są właśnie miłośnicy i znawcy wina, wielką frajdę sprawili mi organizatorzy, proponując, bym wybrał spośród swoich przepisów menu na sierakowską kolację. Redaktorzy „Czasu Wina” dobrali zaś do moich propozycji właściwe wina.
Dzięki tej współpracy kolacja, której bohaterem ma być książka o serach i serowarstwie, będzie wyglądać tak:
Menu i Wina
Pierwsza Przystawka
Fenkuł z gruszką i gorgonzolą
Tokaj Late Harvest, Andrássy Winery, Tokaj-Hegyalja, Węgry
Między przystawkami
Prosecco Terre Deor, Cielo e Terra, DOC Prosecco, Włochy
Druga Przystawka
Suflet serowy
Chardonnay de Reserva, Lyngrove, Stellenbosch, Afryka Południowa
Danie główne
Pieczeń cielęca z kopytkami w sosie z sera camembert i orzechów laskowych z fasolka szparagową aromatyzowaną truflami
Grand Veneur Reserve, Domaine Alan Jaume, AOC Côtes-du-Rhône, Francja
oraz
Elegante Sherry Amontillado, González Byass, DO Jerez-Xérez-Sherry, Hiszpania
Sery
Wybór polskich serów zagrodowych
Elegante Sherry Amontillado, González Byass, DO Jerez-Xérez-Sherry, Hiszpania
Deser
Zapiekane nektarynki
Pacherenc du Vic-Bilh, Plaimont Producteurs, AOC Pacherenc du Vic-Bilh
W tej sytuacji jeśli nawet autor będzie mocno stremowany, to kolacja powinna wszystkim gościom zdecydowanie poprawić humory.
Komentarze
dzień dobry ….
Piotrze wspaniale się zapowiada okazja publikacji kolejnej książki …. 🙂 … a kiedy w księgarniach będzie? …..
Gospodarz pisze, „co”, „gdzie”, ale nie „kiedy”… 😀
Tymczasem dziś w Sierakowie, prawią na stronie dworu, jest „Winny piątek” Miło nam zaprosić Państwa na kolację połączoną z degustacją win z Tokaju, Egeru i Badacsony… http://www.dworsierakow.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=124%3Awinne-piatki-wieczor-staropolski&catid=18%3Astrona-glowna&lang=pl
Ha, ja nawet będąc w Egerze nie zakosztowałam byczej krwi i niczego podobnego (Kompan przeczytał gdzieś, że Eger mocno przereklamowany i niewart swoich cen 😛 )… zawsze się jednak mogę rozsmakować historią rewaloryzacji obiektu…
…Na portalu historycznym czytamy:
?Kiedy w 2006 r. odkupiliśmy dwór od Uzdrowisk Krakowskich, był on w tragicznym stanie. Staliśmy przed nim, patrzyliśmy na jego mocno nadwątlone piękno i zastanawialiśmy się, co teraz zrobimy. Zewsząd wystawały ślady peerelowskiej estetyki i kultury. Trzeba było mieć dużo wyobraźni, aby dostrzec w tym wszystkim resztkę dworskiej duszy? – mówi w rozmowie z PAP Paweł Gąsiorek. http://dzieje.pl/dziedzictwo-kulturowe/zabytkowy-dwor-w-sierakowie-wrocil-do-zycia
Dwór jest pod Wieliczką, po drodze do Dobczyc, w okolicy tak pełnej nie tylko nobliwych, ale i nowobogackich rezydencji, że chętnych na normalne i klubowe winne piątki nie powinno braknąć.
Nie widzę tylko (w poprzednim linku) żadnych informacji o oprawie muzycznej – a co to za wieczór staropolski bez minstreli teorbistów i innych takich?! 😉
Żabo (wczoraj), tak, dobry katalog opowie prawie wszystko, tym bardziej, że obiektów nie-płaskich jest niewiele (i najczęściej za pancernymi szybami).
Nie pokaże może, jak pięknie wywerniksowane są obrazki olejne z repozytoriów ukraińskich*… (oni ostatnio bardzo się starają => kuratorzy wystawy drzeworytów ludowych z kolekcji Pawlikowskiego z uśmiechem opowiadali na zamknięciu ekspozycji, jak „wyprasowane” przyjechały one były do Krk w porównaniu ze stanem, w jakim je odkryli(!) pracownicy naszego Etnomuzeum)…
…Czas trwania wystawy, choć krótki, jest dogodny (miesiące „frekwencyjne”), ale z pasowaniem Twojego młodego domownika na honorowego Galicjanina mogłyby być w MCK kłopoty – bardzo strzegą tej ekspozycji, zakazu focenia na niej, itp. 😀
Nowy, Placku 😀 😀
___
*np ten https://picasaweb.google.com/100017103147766566592/WMiescieKrakowCoWidacSYchacCzuc#6109022031663772210
Jolinku, książka powinna być w marcu. A spotkanie w Sierakowie pod koniec marca.
Piotrze dziękuję za informację … po premierze książki wyjazd do Grecji … a kiedy spotkanie z czytelnikami w Warszawie? …..
Nie znam planów wydawcy a tym razem to Bernardinum z Pelplina.
Zapowiada się wspaniały wieczór: menu i lista win imponujące. Nie znam się na tyle na eleganckiej, współczesnej kuchni, żeby wybrzydzać. Cielęcina w sosie orzechowym to zaiste mocny argument. Zdziwiła mnie tylko fasolka aromatyzowana truflami; brzmi interesująco, ale wyobraźnia jakoś nie umie połączyć smaku fasolki z aromatem trufli. Tak, czy owak zazdroszczę uczestnikom.
A Cappello – z koncertami wokół bankietowymi jest tak, że albo udaje się blok muzyczny (ok 20 minut) na wstępie albo po deserze. W czasie konsumpcji może być tylko „plumkanie do kotleta” żeby nie przeszkadzało w rozmowach (przy czym owo plumkanie, to mogą być pieśni solowe, ballady itp – niezbyt głośne i nie wymagające skupionej uwagi) coś o tym wiem, po 30 latach organizowania takich fet.
Pyro,
pozwól sobie powiedzieć, (if you please i bez urazy 🙂 ), że ja też coś niecoś o tym wiem, bo zupełnie niedawno oprawiałam wielokrotnie (z kilkoma zespołami) mnóstwo „jedzonych” wernisaży, posiadów, rautów, podsumowań, walnych zebrań, odczytów i czego tam jeszcze! 😀 Także wesel i innych spotkań prywatnych (tu wyłącznie po znajomości, lecz formalnie, bardzo starannie, mimo wszystko).
Aliści przytyk do Sierakowa ma dodatkowy smaczek – namnożyło się ostatnio „staropolskich dworów” — a ja znam pierwszy z nich i pewnie na zawsze najlepszy [ 😈 ] w postaci przepełnionego muzyką dawną Staropolskiego Dworu na Wysokiej. Wypromowali format, modę, ci co odgapiają (=jump on the bandwagon 😉 ), mają łatwiej, a młodych muzyków – żarliwych i kompetentnych – jest prawie tylu, ile wartych uwagi win galicyjskich (i galijskich)! 😀
To link Dworu na Wysokiej: http://www.lutnia.pl/ 😎
Panie Piotrze,
Gratuluję nowej książki i zazdraszczam koalcji. Jestem ciekawa recenzji win, w tym tokaju od Andra.ssego. Zawsze to nowy pretekst do wizyty w ulubionej okolicy… 😉
Basiu,
Ja próbowałam win w Egerze i zgadszam się z twoim kolegą. Natomiast tokaje bywają warte grzechu 🙂
Tu też się zgadzam z Tobą Ewo – próbowane przez nas tokaje były warte grzechu 🙂
Ale Eger zlekceważyliśmy głównie z powodu „początkowości” naszej podróży – na tamtym etapie mieliśmy prawie pełne zapasy (ulubione alkohole też*) i nie było sensu wozić butelek przez 2 tygodnie. Inaczej na pewno bym coś nabyła, bodaj symbolicznie 🙂
____
*po co wozić drwa do lasu? – ano po to, że, raz, po dużym wysiłku fizycznym jedne sprawdzają się lepiej, niż inne, dwa, czasem nie ma czasu na sklepy, a tuż przed snem bardzo miło jest, gdy… 🙂
A Cappello – nie odbieram Ci kompetencji, napisałam tylko to, co mi doświadczenie dyktuje – jeżeli ludzie dobrani są pod kątem „jedzą, piją i gadają” to reszta programu może ofertę wzbogacać ale nie przeszkadzać. Bywają wszak bankiety, kiedy wcale liczny chór i dwie orkiestry za zainstalowane na balkonach i w orkiestronie. To są jednak zgoła inne bankiety, inna publiczność i inne okoliczności.
A cappello – Muzyka powinna także pasować do grzechu, a lutnia to pokuta w każdym brzdąknięciu. Publikacja kolejnej książki to radosna okazja. Pomóż – może coś trąbkowo-perkusyjnego? Coś cheese-friendly 🙂
Placku, ja mówiłam tylko i wyłącznie o oprawie zalinkowanej
– a cappella 30 stycznia o godz. 8:17 (pierwszy komentarz) – imprezy dzisiejszej, Winny piątek <= 😉 😎
Co do promocji marcowej – wymaga starannego namysłu, choć lutnia cudna jest, mały zespół wokalny też wart grzechu a gdyby organizatorów stać było na Możdżera – o mniammm! (Lecz nie z AUKSO, Pyro 😉 – nie ta nuta, nie ten styl 🙂 )
Muszę spadać, i to migiem…
z menu zrobię dziś smażoną fasolkę z boczkiem, papryką, porem i pestkami granata … 😉 … popiję Prosecco Treviso z Biedronki – całkiem dobre polecam …
innym też się podoba w Polsce jak mi ….
http://natemat.pl/131751,polacy-emigruja-a-obcokrajowcy-masowo-przyjezdzaja-do-polski
U nas już po obiedzie, może nie tak wykwintnym jak Pana Piotrowe menu lecz więcej niż smaczne. Pieczona wołowina w sosie śmietankowo-szalotkowym, ziemniaki w łupinach pół pieczone – pół duszone, pomidory koktajlowe (prosto z ogródka) wraz z czerwoną papryką serwowane w łódeczkach sałaty. Na deser miały być lody z mango i ananasem. Miały – nie było, miejsca na słodkości nie stało.
Nisiu – odnośnie „kilka dni temu”: nie spodziewałam się, że nie zrozumiesz żartu. Oprawca często, gęsto kojarzony jest z katem. Zatem: oprawca muzyczny to ten co kat-uje muzykę. Nie uwłaczając nic tej szlachetnej profesji. Co nie było mym zamiarem. A co to za zawód, na czym polega, kto go wykonuje i jakie korzyści przynosi realizatorom programów, reportaży i filmów dokumentalnych doskonale wiem. Z autopsji. To ostatnie nie ma nic wspólnego z katem – gwoli wyjaśnienia: też żartobliwie powiedziane.
Jak powiedziałam – jem śledzia – gotowca w sosie śmietanowo – koperkowym i surówkę z pekińskiej z jabłkiem i papryką. Nie chciało mi się gotować jednego ziemniaka i zjem z chlebem. Nie pojechałam też do „reala” – kiedy psiak mnie przeciągnie solidnie z rana, rto ja muszę odczekać, aż wydyszę zmęczenie, a wtedy jest już coś zawsze do zrobienia i czas ucieka. Pewnie teraz, w ciągu dwóch najbliższych godzin, kiedy moje półdiablę znowu będzie chciał wyjść, pójdę do osiedlowego samu, przy okazji zawadzę o aptekę. Potem pewno legnę, jak kawka i już nigdzie nie pojadę.
Lekki mróz, ale wiatr i ziemia zmarzła. Poczyłam wyrzuty sumienia i poszłam nalać koniom wody do wanny w hali. Jeden taki zaglądał przez wrota, co ja też i wyprawiam, w końcu przyszło ich kilka, popatrzyły na swoje odbicie w wannie, jeden nawet wsadził nos w wodę, po czym zgodnie prychnęły i z godnością poszły z powrotem na dwór (na pole?). Jeszcze zgniotłam trochę owsa i wróciłam do domu gotować zupę z gwoździa. Stosowny gwóźdź już mam.
Czy już z nami tak źle, że tekst będziemy ozdabiać zapowiedziami : Uwaga! Zaraz będzie żart, kpina, anegdota? Lepiej żebym takiej hańby blogowej nie doczekała.
Żaba, Ty się opanuj! Jakie „na pole”, no, jakie!
Dzień dobry 🙂
Prywata. Żabo, szponder 23, wołowe rosołowe 27, rostbef 33.
Bardzo wzruszył mnie młody człowiek skaczący do torby, bardzo.
Na dwór?
U mnie zasypało na biało, jakieś 15cm, Jerzor miał gimnastykę z rana. Minusy ujemne -6c.
Pyra mnie natchnęła, kazałam kupić majtasy w polskim sklepie, już odsolone i zrobię, jak to drzewiej w piatki bywało – śledź w śmietanie z cebulą i ziemniaki 🙂
Dzisiaj na Dwór Sierakowski, a jutro na Psie Pole.
Obcokrajowcy masowo przyjeżdżają do Polski, zwłaszcza z Niemiec, Włoch, Francji. Gdy Francja opustoszeje, przeniosę się do Nicei. W Polsce trzeba będzie odsłużyć emeryturę na stojąco.
Podejrzewam, że główną przyczyną było założenie, iż przeciętna kolacja w Polsce kończy się zapiekanymi nektarynkami. W sumie lepszego dzieła sztuki dziennikarskiej ze świecą szukać. Masowo 🙂
Trochę mniej masowo
Dzieło filmowe o produkcji sosu pomidorowego nie było moim kandydatem na Oskara, ale dowodem na to, że życie w Ameryce jest straszne.
Gospodarzu,
to będzie rozpusta kulinarna w pięknej oprawie 🙂
Na książkę poczekam niecierpliwie.
Na dwór, na dwór. Na pole to się w Krakowie chodzi.
czasami: gdy jest plucha
albo gdy koło ucha brzęczy mucha
gdy obiad się przypali
rura pod zlewem nawali
lub inne nadejdą wciórności
bądź bez powodu wszystko złości
szukam wytłumaczenia
nie tylko mojego istnienia
Krysiade,
mój Tata spod Krakowa mawiał „na dwór”, moja koleżanka z Krzeszowic „na pole”. Tłumaczyła mi, dlaczego tak się mówi – ci, co mieszkali we dworach mawiali – na pole, no a chłopstwo odwrotnie, chadzali do dworu (na dwór) 🙄
Wczoraj było szafirowe niebo i trochę chmurek, dzisiaj jest ciemnica, gruba warstwa chmur, przymrozek, rano prószył śnieg, bardzo drobny, bardzo mało, nawet ziemi nie przypudrował. Teraz jest brzydko, wietrznie i depresyjnie. Może by coś wypić, albo zbić, albo ciepnąć czymś o ścianę…
Wypić. Zbicie i ciepanie trzeba sprzątać 😉
Ja tak zgodnie – (bo teraz jest jakowaś dyskusja o tym, kto gdzie chadza) i na dwór i na pole 🙂 Warszawiacy, to znaczy ci co zaludnili ją po wojnie (odjąć lwowiaków i ich proszę nie mieszać) mówią: idę na miasto, a u mnie w domu mówiło się idę do miasta, o tyle to ciekawe, bo mieszkałam prawie pod obecną tęczą.
P;acku!!!! Jak się mówiło we Lwowi? Bo Kraków tyż Galicja, ale krakauery to inny naród przecież, chociaż wszyscy jeździli do Widnia.
Chciałam zrobić do zupy lane kluski, wybiłam już jajka, a tu się okazało, że mąkę mam tylko razową. Spróbowałam z pszenną pełnoziarnistą, ale ciasto nie chciało się lać, albo było za rzadkie, albo zbyt „kruche”. W końcu dolewałam po trochę mleka, ale nadal się nie ciągnęło, więc przetarłam je do zupy przez sito do lanych klusek i wyszło coś jak zacierki. Nawet całkiem dobre to wszystko razem.
Alicja – coś nie tak. U nas i dwór chadzał na dwór, chłop wychodził w pole, do pola, bo w obejściu chodził „na dwór”. Natomiast w Poznaniu śmiesznie mówi się na przebywanie w przestrzeni miejskiej „idę do miasta” – informuje sąsiadkę pani mieszkająca – powiedzmy – przy Starym Rynku albo przy p.Wolności. Zaraz człek sobie wyobraża miasto – gród malutki, za murami i kobiecinę tam zmierzającą – idzie do miasta.
Moja córka widziała szponder w „Biedronce” po 19 za kilogram. Ciekawostka. Ja tylko widziałam bardzo dobry (zaryzykowałam i kupiłam, bo znam chlewnię z której była świnia) schab po 13,99, a wtedy szpondra nie szukałam, bo to jeszcze było przed Miśkiem.
Pyro, widać urzednicy lwowscy, którzy się po Pierwszej Wojnie przeflancowali do Poznania (urzędnik galicyjski to był ktoś) chadzali do miasta
Pyro,
mnie to za jedno, ja wychodzę na dwór 🙂
Ja też mówię „jadę do wsi”, co oznacza, że jadę do centrum, marne 14km, ale w ciągłej zabudowie. Rozległe są te nasze miejscowości, ale nie dziwota, obszar wielki, było nie było.
Zainspirowana opowieściami o dworach poczytałam sobie o tychże na Mazowszu i wyszło na to,że kiedy zima się skończy to będzie można zorganizować kilka ciekawych wycieczek
w niedalekie okolice: http://www.mazowsze.travel/co-zwiedzic/zamki-palace-i-dwory
Macie tych zamków a macie w okolicy stolicy…
Pyro. Moja babcia, krakowianka z dziada-pradziada, mieszkająca w (na) Podgórzu, zawsze mawiała „jedziemy do miasta” mając na myśli Kraków.
Kochani! Alert! Namawiam do głosowania na „Podróżnika Roku” Proponuję kajakarza Olka Dobę. Przekajakował Atlantyk!
http://adventure.nationalgeographic.com/adventure/adventurers-of-the-year/2015/vote/#/kayak-aggressive-ocean_85269_600x450.jpg
Głosujcie a ja idę na pole…
Żabo – We wrocławskim Lwowie mówiło się”na dwór” – „wyszła na dwór i się szportnęła, co za szturpak ciemny”, ale nie u nas w domu. Przepraszam – siadł sobi, taj zasnuł 🙂
Tekst podkreślany na czerwono zależy od języka który sobie wybieramy do okienka „Treść komentarza”. Wybierz część tekstu w tym okienku, naciśnij prawy przycisk myszy i sprawdź czy w menu widnieje opcja „Język”. Tak to działa w przeglądarce Firefox.
(Syromudry się znalazł)
Alicjo-co tam,szkoda gadać.Na Mazowszu owszem mamy trochę dworów i troszeczkę pałaców,ale palmę pierwszeństwa dzierży w tej materii jednak Dolny Śląsk:
http://www.bryla.pl/bryla/1,85301,16645431,Polska_Dolina_Loary_jest_na_Dolnym_Slasku__ZDJECIA.html
Cichalu, u nas już na pana Dobę głosowaliśmy, z miesiąc temu.
Korabiewicz Waclaw zdaje sie do Indii dokajakował, a już na pewno do Turcji.
No i nikt tak ptaków nie wypychał, jak on, w Mato Grosso.
Krzychu. Ja też od miesiąca, ale codziennie. Jeszcze są dwa dni. Należy się chłopu!
Danuśka,
jest tam tego sporo, tylko nie są to dwory i dworki polskie, a „poniemieckie” 😉
Prawie zawsze przy takim pałacyku stoi gorzelnia. Wiele z tych pałacyków wykupiono, ale czasami brakuje pieniędzy temu, kto wykupił.
Przed chwilą znowu kazano mi się zalogować. Kiedyś zwariuję od tych technicznych porządków.
Cichalu – będziemy głosowali, a jakżeby inaczej.
Żabo – Pyry po I wojnie z Galicji zapożyczyły 120 nauczycieli (w tym 32 gimnazjalnych) 27 lekarzy i 2 architektów – Mariana Spychalskiego na stanowisko głównego urbanisty (słaby był) i Czarnockiego – znakomitość; jego budynki zdobią miasto do dzisiaj. Po Niemcach zostały doskonałe szkoły (nieliczne) bardzo wysoko kwalifikowani nauczyciele ( w gimnazjach – 2 fakultety albo doktorat) doskonale urządzone administracyjnie państwo, bez długów i brak kadr po tych którzy wyjechali (Niemcy i Żydzi) albo po poległych. Na dodatek Wielkopolska i Kujawy (jeden obszar administracyjny początkowo) nie miały ani jednej uczelni wyższej, kadry musiały się kształcić w Rzeszy albo na zachodzie (politechniki : Dorpat, Berlin, Amsterdam, Uniwersytety w Berlinie, Paryżu, szwajcarskie, studia medyczne – Berlin, Wiedeń. Paryż, studia leśne i rolne – Moabit, Drezno, Szwajcaria). Ale dyplom akademicki nie był najczęściej potrzebny w karierze urzędniczej – wystarczyła matura + dokształcanie na średnie stopnie awansu, na stanowiska niższe w zupełności 2 lata gimnazjum albo szkoła wydziałowa. Wszystkie większe zakłady prowadziły własne kursy doskonalące i sukcesywnie trzeba było zaliczać egzaminy – zakłady rzemieślnicze i kupcy mieli ośrodki dokształcania wspólne. W rezultacie urzędnicy byli i to świetnie wyszkoleni. Wystarczyło za Niemców i dopokąd były granice wewnętrzne. Potem nastąpił desant warszawski – osoby z pełnym, gimnazjalnym wykształceniem albo zasłużone w Legionach itd. Odtąd w Poznaniu i w terenie, kiedy o kimś mówiono „on/ona jest z warsiawską maturą” było to równoznaczne z obcą, wrogą inwazją i papierowymi kompetencjami.
Natomiast Lwów i Kijów dały nam naukowców, którzy stworzyli Uniwersytet, potem szkoły rolne, medyczne i wsztkie inne potrzebne.
Wiem Alicjo,że poniemieckie,ale cieszą oko,kiedy nie popadają w ruinę.
W maminej wsi jest taki piękny pałac, otoczony niewielkim parkiem – ktoś to kupił, ale tam trzeba wywalić sporo forsy, toteż renowacja się wlecze. Nieopodal w Sarbach jest uroczy (tu musi wyobraźnia popracować…) pałac, również w parkowym otoczeniu.
Kupowanie takich „po-pegeerowskich” pałaców zaczęło się w latach 80-tych, czytałam o tym w „Ekspresie reporterów” bodaj.
Wtedy można było to kupić za bezcen, ale remont (materiały!) to ból głowy. Właściciel chyba od tamtego czasu się zmienił i ktoś tam mieszka, ale remont się wlecze.
Zamek w Kamieńcu znam od podszewki, ale remont następuje powolutku, nic dziwnego, ja pamiętam ruinę, a jest tam co remontować.
Cichalu – nie można głosować – wtyczka nieaktywna.
Na Salonie 24 jakiś IC z wielką powagą i jeszcze większym entuzjazmem wywodzi, że Troja była „słowiańska” pod opieką bóstwa Trojana … la. la, la i hop, lala.
A właściwie dlaczego nie ma się w to bawić? Ludzie już nie takie baśnie wymyślili.
Pyro, a co powiesz na oficjalna linie rosyjskiego naukowca, że ludnosc zamieszkująca Wyspy Brytyjskie wywodzi sie z Rosji? Wg niego wysyłano tam zeków, za karę, z ogolonymi głowami. Jak kto wie, jak po rosyjsku jest golic i doszuka się w tym samym zrodla słowa BRYTania, może podązyc sladami profesora. Informacja z rosyjskiej strony internetowej, przekazana przez Rosjanina, siedzi obok i nawet on w to nie wierzy 🙂
Krzychu – w literaturze sf nie takie dziwolągi z mocami ciemności walczyły i jest to fajna zabawa i intelektualna zagadka „z których mitów autor korzystał?” Rzecz w tym entuzjazmie i głębokim przekonaniu, że istnieje totalny zakaz rozmawiania i badania obecności Słowian na 3 tys lat przed ich odnotowaniem w materiałach źródłowych. Zmówili się ci wstrętni uczeni na pohybel braci Słowian, ot.co.
to niskie ciśnienie mnie dobija … a jutro ma być jeszcze niższe … głowa mi pęka i nic nie pomaga …
Pyro faktycznie nie działa przyciś do głosowania …
przycisk miało być ….
Jolinku – z racji lekowych unikam mocniejszego alkoholu, zadowalając się herbatą z rumem albo wodą z sokiem i procentami dla smaku. A dzisiaj piję nalewkę i to już drugą czarkę ( w jednej jest 40 ml) bo to mi ułatwia życie na dziś.
Ja głosowałam przed Wami, udało się, tylko też mi się zdawało, że coś z przyciskiem, nacisnęłam trzy razy, ale bez entuzjazmu, za jakąś minutę pojawił się napis z podziękowaniem za głosowanie.
Zaprosili do głosowania jutro 😯 , czyzby można było głosować raz na dzień?
Czytam sobie to i owo. To z monografii zrelacjonuje jutro, bo muszę przemyślenia zmieścić w notce komentatorskiej. To, co w prasie on-line, najczęściej nie nadaje się do komentowania z przyczyn estetycznych. My sobie na prawdę na to nie zasługujemy. Mogliśmy jakoś przeżyć od jednego Plenum do drugiego, bo „Oni” sobie gadali, a naszego życia to jakoś nie zmieniało, natomiast głupota ludzi rządzących współcześnie (i nie tylko w Polsce) może się przełożyć na ruinę naszego życia i życia naszych dzieci.
I kto ma temu przeciwdziałać?
Echidno, rzeczywiście nie zrozumiałam żartu. Jestem niepocieszona. Niemniej hymn na cześć oprawców zaśpiewałam nie przeciwko Tobie, tylko en passant. Nie wiem, jakie masz doświadczenia filmowe, być może znaczące. Ja po prostu tego nie wiem.
Paul Coehlo był (a może i nadal jest) bardzo niegrzecznym chłopczykiem, niewiele starszy ode mnie, był hippisem, a ja z tornistrem do szkoły 🙄
Fajnie się takie biografie czyta.
Właśnie, hippisi…
W połowie lat 70-tych udało mi się wyjechać do Holandii, do pracy oczywiście. Pakowaliśmy cebulki na eksport, głównie do Stanów, na farmie niedaleko Haarlem. Moje pierwsze zetknięcie z Zachodem. Pracowało nas tam sporo Polaków, ale mnie od razu pociągnęło do innego towarzystwa – było tam dwóch Włochów, Amerykanin z San Francisco, 17-letni Austriak, uciekinier od bogatych rodziców, kilka nastoletnich Holenderek, no i ja. Bardzo kiepska wtedy znajomość angielskiego pozwoliła mi nawiązać te niezapomniane kontakty. Cała grupa to oczywiście zwolennicy ówczesnego ruchu. Ich cotygodniowe wypłaty szły przede wszystkim na haszysz, marichuanę i modne wówczs LSD. Byłem u nich codziennym gościem, jeździłem z nimi do hippisowskich klubów w Haarlem i Amsterdamie, no i….paliłem haszysz, „sweet smoke”. Kawałeczki haszyszu włożone do skręta z tytoniu Drum. To było coś!!!!! 🙂
Była też z nami Joasia W., polonistka z Warszawy. Praca w Holandii się kończyła, ona namawiała mnie, żebyśmy pryskali do Francji. Ja, namówiony przez najstarszego brata, wróciłem do Polski…
Przez długi czas korespondowaliśmy. Ja już nie mogłem wyjechać. Ale byłem głupi….
Ruch hippisowski do dzisiaj wspominam z największą sympatią… Joasię też…
Dobranoc 🙂
Szkoda, że nasz Blog zasypia według polskiego czasu. Około 23:00 polskiego czasu życie blogowe zamiera, moje rozpoczyna się znacznie później. 🙂
Dobranoc 🙂
dzień dobry …
biało za oknem ale 0 stopni …
niestety Alicjo u mnie tak nie działa … próbowałam głosować kilka razy i nic …
z hippisami miałam tyle wspólnego, że ubierałam się tak jak oni i chodziłam na bosaka … 😉
Nowy-dzisiaj nawet obudziłam się ok 3.30 i nie spałam tak mniej więcej godzinę.Komputer był jednak wyłączony.Gdyby wiedziała,że nadal jesteś tam po drugiej stronie to opowiedziałabym Ci „Sen nocy letniej”: https://www.youtube.com/watch?v=sNPC-KGBI08
Taki prezent podchoinkowy dostałam od mojej Latorośli,wczoraj wieczorem ten piękny sen się spełnił.Tobie życzę równie wspaniałych snów 🙂
Nastawiłam do wyrośnięcia ciasto na chleb z mąki kukurydzianej i gryczanej,tym razem z dodatkiem płatków owsianych.Nie wiem,dlaczego,ale od jakiegoś czasu płatki nieodmiennie
kojarzą mi się Cichałem 😉
Jeszcze mnie w środku telepie… Radzio zaatakował kobietę przechodzącą chodnikiem. Zrobił to bez ostrzeżenia: żadnego warkotu, poszczekiwania, niczego. Praktycznie już minęliśmy się i nagle mój słodki piesek z okropnym wrzaskiem rzucił się do kostek tej pani. Zdarzyłam na czas zareagować i odciągnąć bojowca, a Pani nakrzyczała, że „jeszcze raz i zgłasza na policję”. Ponoć zrobił to trzeci raz. Kobiecie się nie dziwię, ale ona nie chciała przeprosin, tylko żebym uśpiła „niebezpieczne bydlę”. Najczęściej jamnik próbuje całkiem obcych ludzi zalizać na śmierć, a tu, proszę: bestia. Dogadaliśmy się z Młodszą, która też kiedyś coś takiego przeżyła, że nasz pies stosuje „odpowiedzialność rodzinną” i atakuje właścicieli swoich futrzastych wrogów. Ma takich 4 na osiedlu; reszta to przyjaciele albo obiekty neutralne. Będzie musiał chodzić w kagańcu albo nie można go zabierać idąc po zakupy.
Danuśko, a co dodajesz, żeby taki chleb wyrósł? Bo ani gryka, ani kukurydza, ani owies nie zawierają glutenu, jednak z czegoś i jakoś pieką pieczywo dla chorych z chorobą glutenową, więc musi być jakiś „myk” (jak mawia mój syn) żeby chciało urosnąć.
Moja Mama robiła pierogi z gryczanej mąki, ale dodawała połowę pszennej, bo inaczej się nie lepiły – jako nadzienie był biały ser z żółtkami (na słono) i polewane masłem. Nie przepadałam wtedy za nimi, bo wtedy gryczaną mąkę kupowało się na bazarze na Polnej i ona chyba była mielona na żarnach, bo piasek zgrzytał w zębach.
Dzięki Bogu, Radek to nie dog zjadający Leśniczynę 🙂
A ta atakowana pani jakiego ma pieska?
Żabo, można wyprodukować zakwas bezglutenowy. Nie mam z tym doświadczenia, ale chyba Kuzynka Magda coś takiego robiła.
Placku, dzięki, pomogło.
Nie wiadomo co w takiej psiej główce siedzi, może Radzio wyczuwa w tej pani osobę, która się go boi i nie lubi. Mnie kiedyś w tramwaju chciał ugryźć jamnik siedzący grzecznie na kolanach swej pani jak próbowałam skasować bilet.
Rzecz w tym, że rośnięcie ciasta powodują bąbelki gazu (dwutlenek węgla), które dzięki gumiastej strukturze glutenu są „uwięzione” w cieście. A co trzyma bąbelki jak nie ma glutenu?
Nemo, ratuj!
W jednej książeczce o jamnikach piszą, że jamnik jest psem i myśliwskim, i obronnym z charakteru.
Żabo popatrz proszę
http://www.olgasmile.com/chleb-bezglutenowy-na-zakwasie.html
Ta pani miała kiedyś dwa psy – dużego, czarnego, podobnego do rottwielera i kurdupla – yorka. Od wiosny siedziały na balkonie i zawzięcie się z moim, spacerującym obszczekiwały, szczególnie york nie lubił jamnika. Kiedy spacerowaliśmy o tej samej porze, zawsze zmieniałyśmy alejkę, żeby się z głupcami nie szarpać. Ostatnio nie widuję yorka. Jeżeli z psami chodziła młodsza pani, to nigdy nie właziłyśmy sobie w drogę, z mamusią… no właśnie. A moja bestia jest pamiętliwa. Pan doktor za drugiego piętra nie ma już swojej pięknej suni 3 lata. Radzio przy spotkaniu przestał go wrogo traktować, ale bywa, że mu pamięć wraca i wtedy jest kłopot.
Małgosiu, przeczytałam komentarze pod tym linkiem i prócz pełnych zachwytu sa i takie
„26 MARCA 2014 O
Witam, próbuję upiec ten chleb już trzeci raz i za każdym razem wychodzi mega klucha 🙁 Jest przypieczony, wręcz twardy jak skała na zewnątrz i bardzo zbity w środku. Zakwas mam, wydaje mi się bardzo dobry ? zgodnie z przepisem, pracujący. Nie dodaję ziaren, bo synek pluje nimi 🙂 ale ńie mogę dojść gdzie leży problem. Chlebek rósł raz 4 godziny, potem wydłużyłem do 6 a teraz nawet 8 godzin i nie wpłynęło to na jego konsystencję 🙁 proszę o jakieś wskazówki :),”
Piszą też, że chleb się kruszy i trzeba by dodać jakiegoś klajstru a nie tylko krochmalu, znaczy mąki ziemniaczanej. Z mąki kukurydzianej i ryżowej też się robi krochmal,może to trochę powoduje „porowatość chleba”?
Ten śnieg, który rano padał w Szczecinie właśnie się przeniósł do nas. Wygląda na solidną zamieć.
Pyro, mówią, że pies się upodabnia do właściciela 🙂
Żabo – nie gryzę, nie warczę (nawet kiedy nie lubię) raczej unikam. A to małe bydlę? Po kostkach, bez ostrzeżenia…
Żabo, no niestety bez glutenu jest kłopot. Porowatość chleba daje właśnie zakwas/drożdże, gluten daje dobrą strukturę, elastyczność. Zakwas zakwasowi nierówny, ja na początku też miałam masę kłopotów i wpadek.
Pyro, ależ to tamte psy się upodobniły do właścicielki :))
Danuśko, płatki z Cichalem i Cichal z płatkami. Cichal na śniadanie je owsiankę na mleku a na jachcie chyba wszystkich nią karmi i nie ma zmiłuj 🙂
-21c, słońce wzeszło. Luty przed nami…
Z kaszą gryczaną to lepiej robić pierogi w normalnym cieście, a z mąki gryczanej bliny (do nich kawior astrachański 😉 )
Dzisiaj „wydaję” obiad dla przyjaciół geolo.
Zupa orzeszkowa z krewetkami, na drugie polędwica wieprzowa z suszonymi prawdziwkami + dodatki, na trzecie mój placek z mrożonymi owocami, jak ktoś nie chce, to owoce żywe do wyboru i koloru.
Nie mam jadalni, ale na potrzeby małego czy nawet dużego zgromadzenia wypchnie się z saloniku to i owo, stół wyciągnie z kąta i rozłoży – i jakoś jest. Dlatego wolę zapraszać ludzi latem, bo na ogródku więcej luda można zmieścić. Podświadomie do lata by się szłoo…ooooo…
Dziewczyny- w moim chlebie jest gluten,bo dałam też trochę maki krupczatki.
Tej mąki jednak powinnam dać więcej,bo wyrósł słabo i nie mogę tego wypieku zaliczyć do moich sukcesów.Moje chleby rosną na suchych drożdżach,których torebeczkę zawsze staram się mieć w domu.
Co z tym glutenem ostatnio, worek się wysypał czy co? Jakoś do niedawna o bezglutenowcach mało kto słyszał, a teraz tylko czekam, aż na jabłkach znajdzie się napis, że bezglutenowe one ci są 🙄
Pyro kochana – zmiłuj się, york to nie kurdupel, tylko wielki pies w małym ciele. Bardzo obronny i bardzo grozny.
Ostatni dzień głosowania na Dobę! Rzut na taśmę!
http://adventure.nationalgeographic.com/adventure/adventurers-of-the-year/2015/vote/#/kayak-aggressive-ocean_85269_600x450.jpg
Po otwarciu, kliknąć na zielone „Vote”. Może się zmienić na czerwone i podziękować, ale jak się zaraz nie zmieni, nie czekać. Stoi w kolejce.
Cichalu – udało się!
Nowy (3:57),
ja w październiku w Belgii zażywałam 😉
Ocierając się o tamte strony raz na 10 lat uzależnienie mi nie grozi.
Próbowałem dwa razy w życiu. Pierwszy raz w Wadi Halfa po przebyciu Jez. Nassera z Assuanu. Częstował szef sudańskiej Komory Celnej (sic). Wypaliłem całego skręta i… bez reakcji. Kompletnie! Zrewanżowałem się polskim spirytusem i… to rozumiem. Pracowało!
Drugi raz w Nowym Jorku. Towarzystwo się chichrało a mnie tylko lekko zdrętwiała górna warga, jak u dentysty. Stanowczo bardziej mi się podobają sposoby staropolskie! 🙂
Ja też nie powiem, żeby „działało” na mnie, ładnie pachniało, w przeciwieństwie do papierosów (teraz!).
Ja teraz bym juz nie probowal bojac sie powrotu do papierosow. Wtedy bylem mlody i palilem.
Oczywiscie, ze to dziala. Ludzie, ktorych tam spotkalem byli narkomanami w pelnym znaczeniu tego slowa, oni mi pokazali jak i ile, zeby dzialalo, ale te wiedze zachowam juz tylko dla siebie. Blog to nie poradnik w tych sprawach. 🙂
Krysiade – nie chciałam ubliżać yorkom, tylko wydobyć różnicę gabarytów w tamtym „stadzie” ( w końcu mój jamnik też bliziutko przy gruncie).
Cichalu – ani wczoraj, ani dzisiaj; nie chcą mojego głosu.
A ja nigdy nie próbowałam, nawet kiedy było mi dostępne. To takie wdrukowane w mózg tabu, jak z kazirodztwem – nie nada i już.
Patrzyłam na skoki drużynowe. Mogiła. Zdyskwalifikowany Stoch (kombinezon o 1 cm za szeroki w obwodzie) i nasi wylecieli z konkursu!
Zmarł Zbigniew Kurtycz, artysta i żołnierz II Korpusu. Dożył pięknego wieku 95 lat, a już w latach 60-tych kiedy wyśpiewał „Cichą wodę” nie wyglądał młodo, chociaż zawsze bardzo „amantowaty”. Po wypadku jakiś czas jeździł na wózku i dalej grał i śpiewał. Dużo zawdzięczał żonie, Barbarze Dunin, z którą razem występował.
Ha! Wreszcie zagłosowałam.
kotka nie chciała wracać do domu … dzieci po feriach zadowolone a ja dostałam ser z gór …
sąsiedzi albo kupili psa albo mają na przechowaniu tak jak ja kotka i normalnie mam zamiar zabić kogoś bo pies szczeka/wyje dniami i nocami … 🙁
Alicjo ile osób gościsz? …..
Nowy ja zaczęłam palić po 30 i może dlatego nie próbowałam … i pewnie już nie spróbuje …
Pyro ja pamiętam i Kurtycza i Foga chociaż dzieckiem byłam w 60-tych latach ale w domu mojej macochy ceniono obu …
Muzyka relaksacyjna dla Jolinka:
https://www.youtube.com/watch?v=SCjAEV2v6JU
Jolinku – jeden z piesków mojej sąsiadki (ma 2 terierki) szczeka i wyje tak długo, aż ktoś z mieszkańców nie wróci do domu, czasem 8-10 godzin. A mój wtedy dostaje amoku, najchętniej usiadłby na ich wycieraczce pod drzwiami i powył dla towarzystwa i pociechy. Na szczęście ja mam milczącego psa – czasem popyskuje ale dosyć rzadko.
Pyro,
w latach 60-tych wszyscy oprócz hippisów wyglądali na 10 lat więcej, przypomnij sobie na przykład Połomskiego, zawsze w garniturze (nie wyobrażam sobie jego inaczej!), Łazuka śpiewał „Twist powiatowy” też wystrojony, Mieczysław Wojnicki serwował (Babcia Janina się w nim kochała!) jabłuszka pełne snu, nawet Czerwone gitary występowały grzecznie (Beatlesi też!).
Scenę udziwnił dopiero Niemen w ’67 roku i wtedy się zaczęło. Z siostrą uszyłyśmy sobie spodnie w kwiatki z materiałów na kretonowe firanki do kuchni, a zimą kożuszek wyszywany to było coś! Problem, bo w domu był jeden kożuszek 🙄
Ciasto się upiekło znakomicie, polędwiczki duszą się z grzybami i przyprawami, chwilowo odpoczywam przy Leżajsku.
Jolinku,
tylko 4 osoby (razem 6), przy rozkładanym stole pomieścimy się bez ścisku. Na cokolwiek innego więcej ludzi się pomieści, ale do obiadu trzeba ludzi posadzić za stołem.
Najlepszy salon ze stołem gościnnym widziałam u Starej Żaby, tam może zasiąść sporo luda 🙂
Stół szwedzki to rozwiązanie dla małych pomieszczeń w przypadku większej ilości ludzi.
Co do „próbowania”, gdyby mi się nie przydarzyło być w towarzystwie palących, to pewnie bym nie spróbowała. Kilku naszych znajomych pali okazyjnie, bo impreza albo coś tam. Do naszego gospodarza w Belgii wpadli znajomi i akurat mieli podobno
„dobrą trawę”. Ja tam nie odróżniam jednej od drugiej, dobrze po tym spałam (a może ze zmęczenia, wszak nocny lot i sporo w podrózy samochodem…).
U nas jest legalna dla celów leczniczych i myślę, że zalegalizowanie jest sprawą czasu. Państwo by na tym zarobiło (podatek!), ale stracili by dilerzy. Myślę, że to oni pociągają za sznureczki w naszym sejmie, żeby utrzymać status quo.
Ano właśnie,te szczekające terierki i sznaucerki!Niestety Piksel też szczeka,kiedy zostaje sam w domu i z przykrością stwierdzam,że nie byliśmy w stanie go tego oduczyć.
W związku z powyższym właśnie ze względu na sąsiadów dokonujemy nadzwyczajnej gimnastyki,by samotnie w mieszkaniu nie zostawał.
Alicja – to trochę nie tak. Rzeczywiście jeszcze do połowy lat 60-tych obowiązywał (także na estradach) ubiór solenny. Ale to jak z frakiem, który dopiero w trzecim pokoleniu… No i tak, przemiły pan Połomski jakby nie był ugarniturowany, zawsze zostaje w nim coś z chłopaka z małego miasteczka. Ten sznyt Kurtycza był instynktowny, nie był kostiumem, był nim samym. Z osób publicznych mieli to jeszcze Małcużyńscy, Bardini, p. Andrycz kilka innych osób. Cichal Ci potwierdzi, albo Stanisław – oni też to mają.
W Niemczech podcina się struny głosowe psa i sasedzi
maja cisze w mieszkaniach i jest to przyjęte.
Jolinku, sprobowanie nic nie daje. Ja wypalilem duzo, dziesiatki jesli nie wiecej, wiec lepiej nie probuj.
Zwierzetom podcina sie struny glosowe, wycina to i owo, pozbawia mozliwosci reprodukcji, czyli okalecza ze wszystkich stron. Nikt sie nie zastanawia jak sie taki psi eunuch czuje. Najpierw najlepiej sprobowac na sobie!
Henryku,
W Korei rowniez jest to praktykowane.
Gdy pies sasiadow zamilkl, zainteresowalismy sie, czy przypadkiem nie skonczyl jako bosintang. Okazalo sie, ze „tylko” podcieto mu struny..
Co za ohydna zbrodnia na psach. Porażające. Mój pierwszy pies płakał w samotności, następne umiałam wychować, zostawały bez protestu. Guciuś też. Gdy wychodzimy idzie na miejsce i śpi. Cichal ma rację.
Przepraszam , nie cichal, tylko Nowy. Okropnie się zdenerwowałam.
Nowy.
Ja mam wycieta krtan już od 15 lat,
wiec mam nie tylko probe.
Nowy .
dzięki ze mi to przypomniales.
to się nazywa ,,traheotomia,,
Henryku,
czy zabieg otwarcia przedniej ściany tchawicy i wprowadzenie rurki do światła dróg oddechowych, a „wyciecie krtani” to nie sa przypadkiem dwie rozne rzeczy?
Co innego ratować życie i umożliwiać funkcjonowanie, a co innego zamiast wychowania – okaleczać.
Krzych.
Nie .ja mam usunieta krtan.
Krysia de
Jasne ze lepiej wychowywać.
Henryku, rozumię Twoje nawiązanie na swój sposób.
Rozumię, że od 15 lat żyjesz z tym ograniczeniem i dajesz w ten sposób znać, że istnieją przestrzenie, o których inni nie mają pojęcia.
Spędziłem tego lata parędziesiąt godzin na wydziale laryngologicznym tutejszej uniwersyteckiej kliniki medycznej.
pepegor.
Dzekuje .
pepegor.
tego mi było trzeba od lat,
ludzkiego wsparcia.
Henryku47 – w naszym wieku, niestety mamy różne przygody z medycyną. Oby nam tylko pomagała.
pepegor.
Mysle ze tego Ci nie zapomnę nigdy.
krysiade
dziekuje ,mnie pomogla.
Oby medycyna była na tyle silna aby pomagala
WSZYSTKIM .
Henryku, przez wiele lat miałem towarzysza sportowego, który komunikował się z nami w ten specificzny sposób.
Pies, który wyje i skomli zostając sam w mieszkaniu uważa się za przywódcę stada i w ten sposób właśnie stara się przywołać rozpierzchle towarzystwo. Należałoby zmienić hierarchię w „stadzie”
A ja miałam sąsiada.
pepegor.
A już ja od 15 -tu z zona
i wszystkimi innymi ludzikami.
Dobrze jeszcze ze jest Skype i GG
można ,,pogadać,,
Wracam podczytując od tyłu.
Nowy, zadymiliście więc haszyszem i zadymiliście jak należy.
Pozdrawiam, bo u mnie też to był ten czas.
Dobranoc.
Do jutra
Danuśka,
Jeśli kiedyś przebudzisz się w środku nocy – zajrzyj na blog, ja jestem jedynym już nocnym markiem blogowym. 🙂
Żabo i Zgago – nie wiem dlaczego jeszcze nie dałem pisemnego dowodu jak się cieszę, że jesteśmy coraz bardziej w starym składzie! Tak trzymać!!!!
Pepegor – dzięki, widzę, że Ty również zaznałeś „sweet smoke” nie tylko raz czy dwa razy próbując. W haszyszu, jak w dobrym winie, trzeba zasmakować. 🙂 Nie nrozumiem dlaczego ludzie palą „trawkę”. 🙂
Pyro – Może Twój pies powinien sobie zapalić coś na odprężenie. To tylko luźna sugestia, a nie próba skrzywdzenia niewinnego zwierzęcia.
Nowy – Tak sobie wyobrażam siódmy rozdział Twych wspomnień. Ciekaw jestem czy Joasia W. ma psa 🙂
Krysiade – Guciuś to piękne imię, nie tylko dla psa.
dzień dobry …
słonko za oknem to humor mam lepszy …
ja pieskowi źle nie życzę ale właścicielom co to psa zostawiają samego … 😉
pepegorku powrócony …. 🙂
jest szansa dla potrzebujących … 😉
http://www.tvp.info/18675005/amatorzy-marihuany-z-seattle-dostana-automat-z-ulubionym-narkotykiem
Jolinku,
może warto powiedzieć o tym problemie opiekunom psa. Być może oni nie zdają sobie z tego sprawy, że pies szczeka pod ich nieobecność.
Te psie historie świadczą o jakże częstym lekkomyślnym podejściu do wzięcia psa do domu, bez znajomości jego cech charakteru i potrzeb.
Wychowywania psa to dla wielu osób to jakieś fanaberie, a spokój sąsiadów bez znaczenia. Postawa Danuśki i Kryside to raczej rzadkość.
Tymczasem luty zaczął się piękną zimą. I słońce lekko przebłyskuje zza chmur. Niskie ciśnienie na mnie nie działa.
Koleżanka przywiozła mi w ubiegłym roku z Amsterdamu paczkę ciasteczek ” rozweselających”. Zupełne oszukaństwo. Nie dość, że nie rozweseliły mnie, to były niesmaczne. Byłam bardzo rozczarowana. 🙂
gośkaz-bardzo chętnie zmieniłabym hierarchię w stadzie i już od siedmiu lat to powtarzam całej naszej watasze 🙂 Problem jest z jednym z członków stada 😉 który jest przekonany,iż ten model,to znaczy nasz pies tak ma i nic się nie da z tym zrobić.
W każdym razie dzięki za wsparcie!
Przy dzisiejszej pięknej pogodzie dwunożna i czworonożna część stada była już na jednym długim spacerze i planuje kolejny też przynajmniej około godzinny.
Póki co trzeba się chwycić za jakąś ścierkę,bo w słońcu widać jak na dłoni wszystkie kurze.
krystyno w tym problem bo nie namierzyłam, który to sąsiad … jutro pogadam z dozorczynią ….
pogoda na spacery znakomita … też na jednym byłam …
dziś ziemnikaki pieczone z fasolką zieloną z domieszką boczku wysmażonego, posypane koperkiem …
Haszysz to pochodna trawki, mocniejsza, wygląda jak kostka maggi, kulinarnie nawiązując. Widziałam, ale nie paliłam.
Ja zazwyczaj jestem nocnym markiem, ale zasiedzieliśmy się z gośćmi i tak zeszło. Za to jestem rannym ptaszkiem 🙄
Przymrozek, szron na trawie, ostry, wschodni wiatr i od czasu do czasu słońce – zimy latoś nie ma. Spacer zaliczony, pies dzisiaj wzorowy, próbował czulić się w windzie do dwulatki z rodzicami. Rodzice byli zachwyceni, a ja trzymałam pieska mocno, bo znam go, jak zły szeląg – dziewczyneczka dźwigała sporą przytulankę, pandę i to zabawka była obiektem admiracji. Mam nawet wrażenie, że to na tym polega miłość Radzia do małych dzieci – one z reguły trzymają zabawki, które im można zabierać z łapek.
Młodsza ma w planie schab grilowany, a ja sobie przygotuję normalny schabowy panierowany. Jakaś surówka i sałatka owocowa i będzie obiad.
Na mojej rubieży piękne słońce i delikatny wietrzyk. Temperatura lekko plusowa. Cudnie, tylko to ciśnienie nie daje żyć.
Placku
Bardzo dobrze sobie wyobrazssz moje wspomnienia w rozdziale siodmym. W przeciwienstwie do Ciebie ja ich nie kryje, nie umiem wystepowac w wiecznej masce, jak Ty. Wzmianke o mojej znajomej zamiescilem bardzo celowo I gdybys mogl ja pominac w swoich dalszych zartach bede Ci bardzo wdzieczny. Dziekuje.
Nowy – bardzo trudno chronić jednocześnie prawdę i prywatność. Nie jeden raz utknęłam na tej rafie, więc wiem. A przecież od czasu do czasu trzeba pogadać z kimś, który pamięta świat z naszej perspektywy.
Przyjemnej niedzieli, Nowy.
@Danuśka,
🙂
Lubię Nowego…i Placka też 🙂
gośkaz-odzywaj się częściej 🙂
Na pewno się przyda i w naszym rodzinnym i w blogowym stadzie.
Na Dobę można jeszcze głosować przez dobę!
http://adventure.nationalgeographic.com/adventure/adventurers-of-the-year/2015/vote/#/kayak-aggressive-ocean_85269_600x450.jpg
Nowy – Nie występuję, nie noszę maski i nie ukrywam mych wspomnień, a za niezdarną próbę żartowania z Tobą przepraszam. Będzie tak jak sobie życzysz.
Wygląda na to, że nie potrafię już rozmawiać, o narkotykach także. Może to i lepiej, bo świat z pewnością poradzi sobie bez moich cennych uwag 🙂
ponaciskałam każdego dnia … odpowiedzi nie dostałam … ale może zaliczyli …
Placku wszystko wiesz … wygra Pan D.? …
Na całej połaci śnieg… Pada i nie przestaje.
Z marihuaną mam jak Clinton, palę, ale się nie zaciągam 😉
To jest – próbowałam palić, ale nie umiem inhalować dymu bez ataku kaszlu, więc szkoda na mnie tej trawki 🙄
Za to dzielę się z potrzebującymi tym, co mi w ogródku wyrośnie 😉
Przy okazji – wycięcie krtani to laryngektomia.
Larynx (gr.) = krtań
-ektomia (z greki) = wycięcie (np. mastektomia, tonsillektomia)
-tomia (gr.) = cięcie, przecięcie (np. lobotomia, tracheotomia)
Obiad, skoki, mała drzemka; Młodsza kibicuje piłce ręcznej i niemal nie zeszła na zawał. Ja nie mam w sobie takiego zacięcia kibica.
Już powolutku mam coś w rodzaju reisefieber przed jutrzejszym mini-zjazdem, może tym razem się uda? Już kilka jaśniejszych dni było wyraźnie dłuższe – o 17.00 kiedy jamnior wychodzi na popołudniowy spacer, dopiero się zmierzchało, a nie był to już środek nocy. Dzisiaj jest ciemnica z racji zachmurzenia.
Ja nie miałam na szczęście nigdy problemu z płaczącymi psami (w mieście też), więc trudno mi wyrokować, natomiast wiem, że suczka Leśniczyny rozpaczała okropnie, gdy jeszcze mieszkali w Połczynie w bloku i musieli ją zostawiać. W końcu zastosowali obrożę przeciwszczekową i problem się skończył.
Nawet Misiek już wie, że w samochodzie trzeba poczekać, najlepiej zasnąć.
Nie chcę się wypowiadać na temat „wyciszania” psów (gdyby drapały w drzwi, to można wyrwać pazurki, albo łapki skrócić), bo mogę się nie utrzymać na wodzy.
Pies czasem szczeka ostrzegawczo, ale nie będę drążyć.
no mecz był taki, że tylko podglądałam i leciałam do tv jak sąsiad się darł …
Pyro uściskaj jutrzejszych minizjazdowych gości …. 🙂 … co szykujesz do poczęstunku? …
teraz kibicuję Francji …. 🙂
Te psiaki nie takie głupie. Moje ladaco nie protestuje kiedy pada hasło „pani idzie do pracy” natomiast kiedy pani wychodzi z plecakiem albo walizką, a pies zostaje – o, wtedy jest kwadrans płaczu. Kiedy musi zostać sam w domu – śpi, a w lecie siedzi na balkonie. Nasz na szczęście koncertów nie urządza.
Jolinku – to przedpołudniowa wizyta, więc wczesny obiad – zraziki z polędwiczki z pieczarkami, ziemniaki, sałata, maliny w galaretce z herbatnikami (herbatniki gotowce).
Jolinku, dziekuje za kibicowanie. Moja corka ma czesty kontakt z marihuana i innymi narkotykami.
elap córka jest lekarzem? …
Ohoho!
Elap, Wy tu stale jeszcze na haju? Stale jeszcze trawka i te rzeczy?
Nie, niewiem, ale dziś wolę to nasze, to na czym wyrosłem.
Spróbuję doczytać się do góry.
elap świętujemy razem … gratulacje ….. 🙂
Ciotka mojej Mamy mówiła do swojego ratlerka :” Harry, pani idzie na roraty!” niezależnie od pory dnia i roku. Działało.
Bo to ta sama zasada, Żabo. Psina słyszy, że pani idzie (słowo nieważne, ale powtarzane w tych samych okolicznościach) i wie, że pani wróci po jakimś czasie. To co się ma awanturować.
Swoją drogą rtrzeba mieć niezłą fantazję żeby so bie zafundować ratlerka.
Mój pierwszy pies, zostawiony sam w domu, płakał, drapał i wyprawiał niesamowite histerie.
Nie mógł przeżyć, że mu się sfora rozchodzi, bo pozwoliliśmy mu być samcem alfa. Woziłam go w samochodzie w którym potrafił siedzieć nawet dłuższy czas. Z innymi psami, nauczeni doświadczeniem, nie popełniliśmy już tego błędu. Guciuś doskonale rozumie i rozróżnia wyjazd po zakupy i wyjazd do Warszawy.W drugiej sytuacji biega koło nas i popiskuje żeby go przypadkiem nie zostawić. Wyjazdów do Warszawy nie lubi, płacze jeszcze za Siemiatyczami. A w drugą stronę jedzie bez płaczu.
Jestesmy najlepsi w pilce recznej ! Corka zajmuje sie sluzbowo. Pracuje w laboratorium policji sledczej.
No właśnie Żabo – wystarczy stosowna obroża.
Pyro – zgadzam się z Tobą w sprawie ratlerków.
Elap – Młodsza wiernie kibicowała. Gratulacje
Haszysz, Alicjo, to jednak co innego niż trawka.
Nie, żebym chciał Cię tu oświecać, bo wiem, że wiesz, ale ta trawka nadaje się tylko do palenia. Chyba, żebym nie wiedział o innych możliwościach. Haszysz jednak miał wtedy takie pole obecności, że było i ciasto z odpowiednim wkładem, a i taka herbata „z” była. Często nawet z wywieszką nad lokalem „Teestube”. Mówię o realiach z przed czterdziestuparu lat.
Dziesięć jakiś lat temu, jakaś przedmaturalna klasa „podarowała” pokojowi nauczylskiemu tort. Ten tort miał w sobie to właśnie! Procesy trwały długo aczkolwiek – co ciału pedagogicznemu wtedy tak naprawdę „dołożyło” – sąd nie wyjaśnił aczkolwiek skargi byly.
Czekajcie, Katar jednak nie MS?
Pepegorze,
z „trawką” można zrobić i ciasto, i herbatę, a niejedna trawka zawiera więcej THCB niż haszysz.
U mnie rozpusta. Wczoraj i dzisiaj na kolację blinowa orgia, a do blinów łosoś wędzony, gravlax, tatar ze śledzia, kwaśna śmietana i dużo kawioru z łososia. Taki luksus możliwy jest tylko dzięki półkilowemu słoikowi ikry – przerobionej przez moją siostrę i wspaniałomyślnie podarowanej nam przy okazji naszej ostatniej podróży do PL.
Wczoraj jeszcze był barszczyk z uszkami, za którym stęsknili się Młodzi powróceni z antypodów. I krymski szampan. A dziś – po kieliszku zmrożonej żytniej.
Aż się chce łapać za łopatę i odśnieżać 😉
Eh, nemo,
nawet wtej sprawie jesteś na bierząco!
Pepegorze 😉
W tej sprawie jestem na bieżąco, bo uprawiam i „diluję”. Ostatnio wspomogłam znajomą, której trawka dobrze robi na samopoczucie po chemoterapii.
Wyobrażasz sobie Osobistego, jak z zapaloną czołówką robi nocne żniwo w ogrodzie (podobno w nocy zawartość substancji aktywnych w kwiatostanach żeńskich jest najwyższa), usuwa liście i suszy wiązki konopnego kwiecia? A gdy wysuszone wycina nożyczkami, to taki upojny zapach się po domu rozchodzi, że strach otworzyć okna 😀
A ręce się kleją od tej żywicy…
Nemo, nic nie rozumiem. U nas można beknąć za jedną roślinę, a u Ciebie w ogrodzie?
Pyro,
nikt tu nie kontroluje ogrodów, a ja nie mam całych łanów 😉
Wolno uprawiać na „własne potrzeby”, a nawet dzielić się z kimś (gratis) na potrzeby wspólnej i równoczesnej konsumpcji, jeśli chodzi o „drobną ilość”.
Drobna ilość jest do 10 g. Wystarczy na 20-30 jointów.
Przyłapanie z taką ilością „na mieście” grozi 100-frankowym mandatem.
Mniej więcej co piąta osoba w Szwajcarii przynajmniej raz próbowała konsumować cannabis, a ca 500 000 robi to regularnie.
Tak wygląda 7 gramów
Jak się idzie ulicą i spojrzy na fasady domów, to na niektórych balkonach tradycyjne kolorowe geranie pięknie komponują się z wachlarzami zielonych konopi i nikomu to nie przeszkadza.
W 2009 było referendum w sprawie legalizacji konopi, ale że najbardziej aktywnie głosują starsze pokolenia, to i propozycja została odrzucona.
Jak powiedziałam, ten problem mnie nie dotyczy – wystarczy, że palę długo i dużo. Czytałam jednak, że trawka działa terapeutycznie w różnych schorzeniach, więc w małych ilościach powinna być dostępna.
Ja też miałam dobry obiad – polędwicę Wellingtona w towarzystwie brokuła z masłem i kieliszkiem czerwonego wina.
Może to nie polityczne tak się przyznawać, ale nie palę, nie paliłam i nie próbowałam 🙂
Małgosiu – dlaczego niepolitycznie? Mnóstwo ludzi nigdy nie paliło i jest to ewidentny zysk życiowy. Ja palę całe dorosłe życie i ma to kupę wad, ale już teraz nie będę rzucała. Jarek rzucił i umarł po 4 udarach. Czy gdyby palił, to by ich nie miał? Nie wiadomo.
Malgosia 🙂
Nemo, dzieki. Nie wiedzialem szczegolow.
Ja moge w pewnym sensie byc wdziecxny komunie – nie bylo dolarow nie bylo haszu i trawki. Przywiezione zapasy po jakims czasie sie skonczyly, zostaly papierosy. Gdybym mial dostep hasz palilbym z pewniscia i nie wiadomo jak by sie to skonczylo 🙂
Nie wiem, czy już opowiadałem, jak już, to proszę o względy dla starca.
Gość przychodzi do lekarza, a ten już przy wejściu wskazuje palcem na pacjenta i poucza:
A mówiłem: 10 papierosów, nie więcej!
– Panie doktorze, dla niepalącego to i tak cała masa.
Na jednym ekranie „Czerwony październik”, na drugim jakieś amerykańskie bóg-wi-co, a mnie się nie chce tego oglądać. „Czerwony październik” to jedna z ulubionych moich książek Clancego, ale film jest kręcony metodą „jak Jaś wyobraża sobie krasnoj Fłot i realsocjalizm”. Denerwuje mnie to. Mam herbatę z cytryną i rumem i jestem pogodzona ze światem.
Za co wypiję tę herbatę? O, toastów mam mnóstwo:
1. za powodzenie planów Gospodarza i udany start książki o serach,
2. za zdrowie i powodzenie całego Blogowiska,
3. za naszych futrzanych pupilów, albo fruwających, jak ktoś ma papugi, albo za złote rybki – co tam kto ma, żeby coś żywego było.
🙂
O, Pyro, to ja też spełnię toast za to samo 🙂
Nasi znajomi mają psa, trzy koty i dwa gekony.
Małgosiu – muszą mieć rodzinnego weterynarza, bo inaczej dawno by zbankrutowali.
Podoba mi się dowcip Pepe o fajkach.
No, to za zdrowie wędrowca na szlaku!, Nowy Ty gasisz światło a ja już właściwie zgasiłam,
dobranoc
Wznoszę toast Leżajskiem, za Pyrą i Małgosią 🙂
Przy okazji o wyższości kota nad psem:
-nie szczeka
-nie wymaga wyprowadzania na spacerek
-nie atakuje przechodniów
-nie ma nic przeciwko zostawianiu go samego w domu nawet na dobę, byle micha była pełna i woda w misce.
-od czasu do czasu się połasi lub wskoczy na kolana
….niestety:
-nie merda ogonem
-nie wywala jęzora z radości
nie okazuje uczuć w sposób, w jaki pies okazuje
-niektóre koty miaucząc, wyraźnie się kłócą z nami
Alicja – jak tam wczorajszy obiad?
Ach, przybyła jedna para, bo Jerzor namieszał z zaproszeniami, uśmialiśmy się – zadzwonił dwa razy do tych samych (podobne głosy) 🙄
Kulinarnie się udał, a Roger kazał swojej przyjaciółce, żeby przyszła do mnie na praktykę. Kim nie kryje, że nie umie gotować, nie lubi gotować i całe życie się migała od gotowania. Można to zrozumieć, nie wszyscy lubią kucharzyć, ale Roger przyzwyczajony był do normalnych obiadów. Teraz czasami restauracja, ale częściej fast food i Rogerowi brzucho rośnie jak na drożdżach 🙄
Zupa fistaszkowa z krewetkami ich powaliła, dałam Kim przepis, bo jest bardzo, bardzo prosta.
p.s. Ponieważ mieliśmy za dużo dużo jedzenia, obdarowałam ich na końcu „doggie bag”, czyli jedzeniem dla pieska na dzisiejszy obiad 🙂