Strzał w dziesiątkę, czyli w jabłko
Eliza Mórawska, autorka bloga White Plate, i Monika Brzywczy, szefowa magazynu kulinarnego „Usta”, strzeliły wspólnie w sam środek tarczy. Ta pierwsza napisała, a ta druga zredagowała i wydała książkę „O jabłkach”, której podtytuł wyjaśnia wszystko: 40 przepisów z jabłkami na śniadanie, obiad, kolację i deser.
Książka weszła na rynek na kilka dni przed rosyjskim embargiem nałożonym na polskie owoce, w tym przede wszystkim właśnie na jabłka. Pisze na skrzydełku okładki autorka: „Jabłko to mój ukochany owoc. Gdybym mogła wybrać jeden, jedyny, który ze mną zostanie do końca świata, który mogę zabrać na bezludna wyspę, wybrałabym jabłko. Nauczyłam się robić z niego tyle rzeczy! I chciałabym się z Wami niektórymi podzielić”.
Na tym samym skrzydełku można też przeczytać informację wydawcy: „Ta książka została wydrukowana na unikalnym papierze jabłkowym Apple Papier Cartamela/Frumat – część celulozy zastąpiono w nim przerobionymi obierkami z jabłek”.
Zaletą książki jest nie tylko to, że ukazała się w najlepszym momencie, ale także świetne przepisy, doskonale i przejrzyście podane oraz przepiękne zdjęcia Krzysztofa Kozanowskiego. Dzięki tym fotografiom (gratulacje należą się także graficzce Magdalenie Piwowar) czytelnik już po pierwszych stronach ma ochotę lecieć na bazar, by kupić tonę jabłek i ruszać do kuchni, aby je przerobić na podpowiadane dania. Ja zdążyłem wykonać tylko jeden:
Radicchio z wędzonym węgorzem i karmelizowanymi orzechami
2 jabłka, sok z połowy cytryny, 4 radicchio, 20 dag wędzonego węgorza, garść orzechów włoskich
Na dressing: 3 łyżki cukru, 1 ząbek czosnku, 2 łyżeczki musztardy, pół łyżki soku z cytryny, 1 łyżka miodu, 3 lub 4 łyżki oliwy z oliwek, sól i pieprz do smaku
Z jabłek usuwamy gniazda nasienne i kroimy w cienkie plasterki ze skórką. Skrapiamy sokiem z cytryny. Liście radicchio odrywamy od głąba. Na patelni robimy karmel z cukru z wodą i karmelizujemy orzechy. Węgorza kroimy na mniejsze kawałki, w zależności od upodobań. W salaterce układamy liście radicchio, a na nich jabłka, rybę i orzechy. Przygotowujemy dressing – wszystkie składniki łączymy w szklanym naczyniu i dokładnie mieszamy. Możemy to zrobić również przy użyciu shakera.
Ciekawym, co dalej, polecam TEN adres i życzę smacznego.
Komentarze
Musiałem aż do słownika zajrzeć, u nas pod strzechą jest tylko cykoria.
Nigdy nie udało mi się trafić na dobrze przyrządzoną, zawsze była za gorzka. Może ten sposób, ze słodkimi orzechami i miodem w dressingu, znajdzie odpowiedni balans?
Choć wędzony węgorz to chyba tylko przy następnym międzylądowaniu na Schiphol w Amsterdamie, tutaj nie widziałem w ogóle.
Krzychu,
z cykorii trzeba wyciąć środkową część, taki wąski głąb – on to bowiem nadaje goryczkę.
Krzychu,
Bo balans w dressingu jest najważniejszy 😉
Alicjo- dziękuję!
Zwykle jadaliśmy w zapiekankach, w podwyższonej temperaturze goryczka zanika.
Pozdrowienia dla Mrusi 😉
Ewo,
Jaki dressing na balangę?- to też ważkie pytanie. Odkryć tylko tyle, żeby wciąż wzbudzać apetyt na zakryte 😉
Krzychu-kocia opowieść wyborna 🙂
A może cykoria w wersji prosto z patelni ?
W Polsce środek lata to nie sezon na cykorię,ale może u Ciebie jada się ją również teraz?Latorośl,która nie przepada za surowym warzywkiem,cykorię z patelni zjada w każdych i dowolnych ilościach.
-przekroić każdą cykorię na pół i wykroić środki
-rozgrzać na patelni oliwę z odrobiną masła
-wrzucić cykorię i dusić,aż zmięknie.Można poczekać do momentu,kiedy się zarumieni.
-tuż przed podaniem dodać odrobinę miodu lub posypać lekko cukrem trzcinowym
Gospodarz radził kiedyś dodać kieliszek miodu pitnego,ale w Korei miodu pitnego pewno nie sprzedają na każdym rogu ulicy 😉
Danuśka,
W imieniu własnym i kocim-dziękuję 🙂
Miodu pitnego nie uświadczyłem, miód w sprzedaży występuje przeważnie w wygodnych(sic!), plastikowych butelkach, więc też go nie ryzykujemy.
Ostatnio wszakże odkryliśmy cukiernię, gdzie lody podawane są m.in z pokrojonym w kawałki plastrem miodu, rzekomo lokalny ten miód.
Po wyssaniu miodu, kawałki wosku wypluwa się w stronę sprzedawcy, który naprędce robi z nich świeczki 😉
A miód pitny to ku memu do niedawna zdziwieniu, nie tylko polsko-litewski wynalazek. Wymienialiśmy opinie kulinarne z kolegą z Bretanii ostatnio, i okazało się, że ich chouchen to nic innego, jak miód pitny. Kaszę gryczaną też jedzą 🙂
A z mąki gryczanej robią naleśniki i nadziewają je,czym dusza zapragnie 🙂
Znakomita jest bardzo prosta sałatka z cykorii – przekroić wzdłuż, wyciąć środki, pokroic w większe kawałki. Obrać grapefruita, niajcięższą robotą jest obranie cząstek graperfuita ze skórek. Dodać do cykorii i nic więcej nie trzeba.
Mrusia ma wizytę u veta jutro – jakaś oczna infekcja, która się powtarza co jakiś czas. Ubezpieczenia zdrowotnego dla kota nie ma, każda wizyta to mniej więcej 70-100$. Na szczęście poza tym okiem nie choruje (odpukać!).
Idę dospać.
Alicjo,
Nie chce mi się wierzyć, że kanadyjskie firmy ubezpieczeniowe odpuszczają sobie tak lukratywny segment rynku.
Gugiel na hasło canada pet insurance wypluł mnóstwo opcji, we wszystkich prowincjach kraju.
Fajne opowieści o kocie – pacjencie. O „mojej” przychodni wet.nie raz tu pisałam – lekarze – górna półka (ceny też) nie prowadzą salonu piękności dla milusińskich, ale poczekalnią jest sklep z różnościami: od zabawek, przez osprzęt do karrmy. Ceny też wysokie. Radzio po nieprzyjemnym zabiegu albo badaniu ma prawo wybrać sobie sam zabawkę, jego pani zapłaci.
Słonecznie, bardzo ciepło, miły wiaterek, już nie tak upalnie.
Od rana czytałam dzisiejszy numer „Polityki” (Placku, spoko – bez uwag czytelnika) powiedziałabym tylko, że numer typowo wakacyjny. Po obiedzie zajmę się wykończeniowymi pracami przy orzechówce, czyli mieszaniem nalewu spirytusowego z syropem cukrowym i czystą wódką i potem rozlaniem w butelki. Dobra będzie od października, a bardzo dobra na Gwiazdkę. Wiśniówka nadal nie zlana… Męska ręka by się prydała do przeniesienia, podniesienia i przelania antałka.
Naleze do tych nielicznych co lubia gorycz w cykorii i nic nie wycinam. U mnie jablka sa w wiekszosci z Francji , ale tez z Cile i Nowej Zelandii. Ulubione jablka Ukochanego pochodza z Nowej Zelandii i je kupuje. Wegorza w sklepie nie widzialam.
Chile
Alicjo, niech Cie Pambuk broni zebys nabywala jakiekolwiek ubezpueczenie dla Kota. Wszystkie sa absolutnie zlodziejskie i maja bardzo wiele „malego druku” ktory wychodzi dopiero w praniu.
Lepiej zalozyc konto dla Mrusi i kazac bankowi co miesiac odprowadzac jakas mala sume na to konto. .
Jak powiedziano kiedys slusznie w programie porad finaoswych BBC: „Insurance companies are not there to lose money”.
Wyhaftowac te slowa i powiesic nad serwantka.
Nasza Stara zaczynala ubezpieczenie od ?15 za mnie i miojego Brata razem. Po paru latatch wynosilo juz po 200 od kazdego z nas. A potem okazalo sie, ze juz nie zamierzaja placic za choroby, ktore sie ujawnily w poporzednim roku. W miedzy czasie Stara wydala juz na ubezoieczenie pare tysiecy. Niech to bedzie nauczka.
20 grudnia br w Poznaniu zagrają Wiedeńczycy. Jak Bozia przykazała – w kostiumach i perukach. W Programie W.A.Mozart. Zagwozdki są dwie : sala koncertowa (Sala Ziemi na Targach (?)) i cena biletów – od 159 do 257 złociszy. Ja bym musiała dodać jeszcze setkę na taksówki. Chyba jednak kupię płytę z Wiedeńczykami.
Gruba kaszanka pokrojona w plastry, obustronnie podsmażona na złoto , do tego cykoria według przepisu Danuśki i ósemki gruszki konferencji smażone na maśle i karmelizowanym cukrze, polane armaniakiem i podpalone żeby było widać ogień. Proste chłopskie jedzenie jak mawiał Pan Lulek…
Misiu, kaszanka flambirowana brzmi nieźle.
A do popicia co sugerujesz do takiego zestawu?
„Wiedeńczycy” czyli Vienna Mozart Orchestra to 30-osobowa grupa chałturników (na wysokim poziomie), częściowo członkowie orkiestry operowej i filharmonicznej, która latem (od maja do października) daje w Wiedniu o. 110 koncertów w różnych robiących wrażenie wnętrzach. Gra największe „przeboje” i olśniewa kostiumami, czego, Pyro, na płycie nie uświadczysz 😉 W zimie chałturzą za granicą.
Latem w Wiedniu nie przejdziesz ulicą, aby nie zaczepił Cię „Mozart” sprzedający bilety
Do popicia kaszanki patriota wybiera cydr.
Nemo – piekielnie mało już we mnie snobizmu zostało. Kiedyś tam słyszałam bezpośrednio i Ojstrachów i Richtera i wielu innych i Teatr Maryjski i Bolszoj. Teraz uważam, że moja obecność na sali nie jest nieodzowna. I słabo poddaję nie entuzjazmowi tłumu. chętnie słucham transmisji.
Pyro-ale gdybyś dostałą ten bilet razem z taksówką od rodziny w prezencie gwiazdkowym to chyba byś jednak poszła? Może im szepniesz słówko 😉
Ja bym poszła-nie dla snobizmu,a dla muzyki i całej oprawy.
Danuśka – opera 600 miejsc. filharmonia ze świetną akustyką – 900 miejsc, sala koncertowa AM – 500 miejsc, Sala Ziemi – do 4 tys miejsc. Jest różnica, co?
Pyro piszą, że Sala Ziemi ma max do 2 tys. miejsc i podobno doskonałą akustykę.
To zależy od pazerności organizatorów i popytu. Można ją połączyć w razie potrzeby z halą, a wtedy stalowa konstrukcja poniesie dźwięki, że hej.
Kocie,
żaden z moich znajomych nie ubezpiecza swoich zwierzątek, dlatego nawet nie sądziłam, że coś takiego istnieje. Z tego co piszesz, to bardziej się opłaca leczenie choroby, kiedy zaistnieje, niż pakowanie forsy firmie ubezpieczeniowej.
Węgorza może by tak zastąpić makrelą? Bo u nas występuje bardzo rzadko.
Max do 2 tys., wtedy kiedy się połączy normalnie 500 – 700 albo mniej. W m.in. takim celu ją budowano, a dopóki nie pójdziesz to się nie przekonasz i będzie to tylko gdybanie. 🙂 A i bilety do 239 zł.
Suże M. Chyba nie pójdę, chociaż pewno w charakterze prezentu dostałabym bilet (nawet o 20 zł tańszy). Przemyślałam to na swój, pyrowy sposób; naprawdę wolę w to miejsce 2 dobre płyty + 2 książki. Przyjemność na znacznie dłużej. Nie ma już we mnie potrzeby wpół czestnictwa.
Alicjo,
Zamieszanie(ulepszenia) na Twoim serwerze spowodowały, że Oficjalne Dokumenty Budowe u Owczarka są niedostępne.
Może czas pomyśleć o umieszczeniu ich na Bartnikach?
Przepisy zebrane przez Ciebie też trudniej osiągalne, przez trzykrotne zmiany serwera od początku roku.
Co sprawniejsi sieciowo wśród nas na pewno sobie z tą małą niedogodnością radzą, ale może nie wszyscy mają takie możliwości?
Krzychu,
u mnie są dostępne – ale to u mnie. Pogonię technicznego, niech sprawdzi, co ostatnio „ulepszył”. Albo go głodem wezmę 👿
Teraz powinno działać…
Niech kto kliknie, czy działa – ja muszę na chwilę wyskoczyć na wieś.
Alicjo,
Rzecz chyba w poinformowaniu ludzi(i psów), którzy korzystają z Twojej gościnności, linki mieli podane do serwera alicja.homelinux, a po zmianie u Was faktu tego nie odnotowali i po kliknięciu na sznureczek, zamiast czytać, co tam dla potomnych zahołubiłaś, informowani są, że adres taki nie istnieje.
Jeżeli ktoś śledzi Twoje dzielenie się z nami na bieżąco, może się domyśleć, że należy szukać na nowym serwerze.
Ale wszyscy ci, którzy spróbują kliknąć na podane przez Ciebie linki archiwalne, odbiją się od bezdusznej ściany.
Nie znam się na tym, ale może istnieje opcja typu odsyłacz, która przekieruje ludzi próbujących wejść przez „stare” linki do aktualnych miejsc w sieci?
Dzień dobry.
Przynoszę niewesołe wieści.
Żaba jest po wizycie u lekarza. Śruby się poluzowały. Konieczna jest następna operacja. W tej sytuacji sierpniowy zjazd w Błotach jest niemożliwy. Od razu zaznaczam, że z Żabą nie rozmawiałam. Zadzwoniła do Eski, a Eska do mnie z prośbą o poinformowanie Was o ciężkim problemie. Sama Żaba jest tak przygnębiona, że do komputera na razie nie usiądzie. Nie wiem, kiedy będzie operacja i na czym ma polegać. Jutro zadzwonię, bo dzisiaj to ona raczej nie ma głowy i sił do świata. Jednego jestem pewna – bardziej jest przygnębiona koniecznością rezygnacji ze zjazdu, niż stanem rodzonej nogi.
Jeżeli będą nowe wieści, doniosę. Eska i Wujek Leszek czuwają.
OK. Wróci techniczny, to mu wskażę front robót 😉
Na obiad proste chłopskie jedzenie – kupiłam duuuuuże pieczarki, nadzieję je, do tego młode ziemniaki z koperkiem i ostatnie już z moich małosolnych. Tych pieczarek wystarczy i na jutro, bo w dużym opakowaniu.
Piękna pogoda, 25C w cieniu, rześki wiaterek i tylko jeden niepokojący objaw – jarzębina zaczyna nabierać kolorów, jesień za progiem…
Od jakiegoś czasu bombardują mnie telefonami, że karta kredytowa (obniżą mi stopę procentową), że bank coś tam z moim kontem i takie tam. Wszelkie takie sprawy załatwiam ZAWSZE bezpośrednio w banku, czy „oni” za głupka mnie mają czy co? Może jeszcze podać numer konta albo karty kredytowej 🙄
Dzięki za wieści, chociaż smutne, haneczko. Ja Żabę na pewno nawiedzę na chwilę, bo będę rzut beretem stamtąd, ale najpierw się upewnię, co i jak – to dopiero za miesiąc z groszem. Pecha ma kobieta 🙁
Trzymamy kciuki!
Bardzo zmartwiła mnie zła wieść od Żaby. Wysyłam dobre myśli i życzenia szybkiego powrotu do sprawności.
Dobry wieczor,
Mimo ze w tym roku nie moge uczestniczyc, furda zjazd, zdrowie wazniejsze Zabo!
Biedna Żaba. Szkoda jej bólu i zmartwienia.
Żabo, wracaj do zdrowia!
Żabo, to gdzie ja będę kosił?
Żabo wracaj jak najprędzej do zdrowia. Zwłaszcza, że bociany już są na wylocie. Będzie bezpieczniej.
Delikatnie ściskamy Cię i obydwoje czekamy na dobre komunikaty.