Jakie wina lubili Polacy?
Przez długie wieki nasi przodkowie pijali według porzekadła: Nie masz wina nad węgrzyna. A tym mianem nazywano wszystkie gatunki win sprowadzanych z madziarskich winnic. A często kupowano całą tamtejszą redukcję. Co – często acz nie powszechnie – prowadziło do tego, że „bratankowie” fałszowali swoje wina obficie chrzcząc je wodą. Mieli nadzieję, że polskie podniebienia nie wyczują wody. I chyba mieli rację.
„Do połowy XVIII wieku wino sprowadzano w dużych ilościach głównie z terenu północnych Węgier i uważano je za napój godny dobrego towarzystwa, mawiano: Nihil est vinum, nisi Hungaricum. Podanie francuskiego wina jeszcze w końcu XVIII wieku mogło być <niejakiem ubliżeniem>, na co się traktowany mógł uskarżać, co najczęściej temi wyrazami zaczynał: „Kochany gospodarzu, ja do pałasza, nie do szpady urodzony”. Owe „wyborne wina węgierskie” były kontraktowane u producentów i bez pośredników trafiały do pańskich piwnic. Jak czytamy w jednym z pamiętników, „każdy osiadły na wsi szlachcic i magnat po nie posyłał, miał nim przepełnione lochy i corocznie w nie opatrywał się, zwłaszcza po przeczytaniu w kalendarzu, że rok sprzyja winobraniu”. W wielu domach powstał zwyczaj umieszczania roku narodzin dziecka na beczce wina, którą przechowywano nietkniętą do jego zaręczyn lub wesela.
Pewien smakosz i wielbiciel dobrych win zapisał w 1830 roku: „Wina niższej Burgundii i podlejsze wina Bordeaux, przyswojone są pospolicie na stołowy użytek przez wicegurmandzistów, inaczej półpankami rzeczonych. Amatorowie wyższego rzędu przysposabiają niektóre wina czerwone Szampanii oraz lepsze gatunki Bordeaux. Wreszcie mała liczba wykwintnisiów nie lęka się dawać pierwszych gatunków win de Beaune, de Volnay, de St. Emilion, de Grave itd., lecz te przykłady są rzadkie i tylko wielki majątek na to starczyć może. Często po polewce roztropny częstownik nalewa kieliszek Madery albo Teneryffy. Wino zwyczajne zajmuje stół aż do drugiej części obiadu, przy której zaczynają kursować wina połowiczne, poczem zapływa Reńskie Johannisberg, Bordo Laffitte, wyborne la Romanee, L’Hermitage, la Cote Rotie albo z białych Sauterne, St. Paray itd. Lecz wety następują, wówczas jawią się rajskie wina Hiszpanii lub Grecji: stare Porto, słodka małmazja (już rzadka), Malaga, Madera, Muszkat, dalej Rota i wino cypryjskie. Tokaj naparstkami, a wreszcie dla ukoronowania dzieła Szampan musuje w krysztale i wesołość już między biesiadników rozlana objawia się radośnemi rozhoworami i pieprznemi żartami”. Ten sam autor skrytykował nowy, coraz powszechniejszy zwyczaj nalewania wina biesiadnikom przez służących; uważał, że jest to dowód skrywanego skąpstwa, sposób na oszczędzanie trunku – „w oczach ludzi znających się na obiadach uważany jest za największą niedorzeczność”. Pochwalał za to dawny zwyczaj naszych przodków nakazujący, aby „przy każdym godowniku” stała „butelka lub dwie odmiennego wina, niechaj z nich czerpie do woli”. „A jeśli chcesz zachować funkcje służących, ogranicz je do tych win rzadkich i cukrowych których się pije jeden albo dwa kieliszki” – radził ów znawca stołowego obyczaju.
Dość powszechny jest sąd, ze opilstwo towarzyszące ucztom nastało w Polsce w okresie panowania Sasów. Relacje cudzoziemców i głosy krajowej krytyki wskazują, ze zwyczaj „częstowania do umoru” zadomowił się u nas znacznie wcześniej. Tak przynajmniej twierdzi Waldemar Baranowski – znawca epoki i autor ciekawych książek o dawnym obyczaju.
Komentarze
Dzien dobry!
Ale super temat!
Odkad wyjechalam, nie wyobrazam sobie zycia bez wina, ale najczesciej tutejszego lub od sasiadow zza miedzy.
I prosze sobie wyobrazic, ze stosuje zarowno Pana Sulka, jak i nudle… jestem nienormalna?
Zbanowanie osób zachowujących się wulgarnie i agresywnie ze wszech miar słuszne. Tyle, że niczego to nie zmieni w sytuacji Blogu.
Osoba, która jest niejako jego siłą napędową jest równocześnie przyczyną jego degrengolady.
Szkoda, bo był to kiedyś bardzo dobry blog. Kiedyś.
Dzień dobry
Też kocham węgrzyny. Dla naszych przodków w pojęcie „węgrzyna” wchodziły też wina słowackie i mołdawskie, a co do jakości, to w niejednym loszku osobno były trzymane wina pośledniej jakości dla pośledniejszych stołowników i wina zacne, nie każdemu nalewane. Zauważmy, że z wymienionych, najbardziej cenione były wina słodkie, ciężkie – owe małmazyje, maślacze (muskaty) i inne madery.
Magdaleno – pewno, że nietypowa; inaczej byś się tak dobrze tu nie przyjęła.
Pa, pa, Pyra do roboty. Będę za chwilę kląć okropnymi słowy i wzdychać do czasów kiedy to młódź uczono jeszcze gramatyki.
Krystyno-czy mogłabyś jeszcze podać(lub przypomnieć) przepis na pomarańczową masę do Twojego tradycyjnego,wielkanocnego mazurka?
Moja kuchnia póki co w totalnej rozsypce,dzisiaj rozpoczęło się malowanie.
Czajnik i mikrofalówka podłączone w salonie.
Danuśka,
masę pomarańczową przygotowujemy następująco : ok. 30 dag pomarańczy/ to są 2 średnie owoce/, najlepiej niepryskanych zetrzeć razem ze skórką na drobnej tarce. Nasiona usuwać. Zagotować z cukrem/ ok. 30 dag, ale najlepiej samemu to ustalić wg smaku/. Po kilku minutach dodać 2-3 jabłka/ najlepiej szare renety/ starte na tarce z największymi otworami. Gotować razem aż masa będzie szklista.
Pomarańcze oczywiście lepiej przepuścić przez maszynkę elektryczną z użyciem nakładki do tarcia warzyw, bo tarcie na tarce nie należy do przyjemności. To są proporcje na dużą blaszkę, a i do podjadania wystarczy. Można upiec dwa małe ciasta.
Najpierw podpieka się samo ciasto ponakłuwane widelcem, z wałeczkami uformowanymi po bokach blaszki. Masę pomarańczową nakładamy na lekko zrumienione ciasto.
Oryginalny przepis przewiduje jeszcze nałożenie na tę masę ubitej piany z białek pozostałych z jajek użytych do ciasta, w cukrem pudrem. Wtedy dopieka się ciasto w niskiej temperaturze. Przyznam, że zawsze miałam z tym problem, bo piana nie suszyła się tak, jak bym tego oczekiwała. I przy krojeniu lepiła się do noża. Ostatnio więc z niej zrezygnowałam. Oczywiście wierzch powinno się ozdobić wielkanocnie.
Krystyno-dziękuję bardzo.Wydaje mi się,że ta masa jest bardzo słodka i to właśnie mi odpowiada.
Chciałam napisać,że ta masa NIE jest bardzo słodka…,a wyszło mi odwrotnie 😳
Dzień dobry!
Nie zdążyłem wczoraj zapytać, a gdzieś się temat fiołkowych płatków przewinął. Wiem, że można nadzienie do czekoladek, są też przepisy na fiołkowy cukier, etc. Małżonka moja pisze do mnie z daleka, że wiśnie kwitną na potęgę.
Może ma ktoś z Was pomysł, jak je wykorzystać kulinarnie?
Krzychu – chyba się nie da. Gdyby było możliwe, Chińczycy i Japończycy by wykorzystywali (wszystko, co nie jest pociągiem pancernym albo samolotem)
Wykorzystują, wykorzystują, toć pisze kobita, że lody robią o smaku i czekoladę pitną też 🙂
Ja się zastanawiam, czy ich z cukrem nie ukręcić. Może jak wrócę do domu, to non omnis przekwitną.
A tu o wykorzystaniu kwiatów wiśni w kuchni japońskiej:
http://www.kuchniokracja.hanami.pl/index.php/wisnia-w-kuchni-japonskiej/
`Więc jednak. Mam wrażenie (jak zawsze oglądając cudeńka kuchni japońskiej) że to lepiej oglądać, niż jeść. Każdy ma wybór i oby miał możliwości. Ja będę jadła kurze wątróbki pod kołderką cebuli i z jabłkami smażonymi i będzie koniec mojej przerwy
Ja bym te wątróbki, cebulę i jabłka jeszcze posypał majerankiem 🙂 Najulubieńszy zestaw, mój ci on.
Jak tam gramatyka u młodzieży?
Zastanawiałam się nad wątróbką, ostatecznie wybrałam udzik. Jak (podobno) mawiał Chopin, który go nie lubił, udzika, znaczy.
Mazurek pomarańczowy zrobiłabym na bazie konfitur z gorzkiej pomarańczy Wilkinsa albo Dalfoura…
I chyba nawet zrobię.
Krzychu – ten majeranek obowiązkowy, szczególnie na jabłkach, nawet pisać nie ma po co.
Z japońskiej kuchni najbardziej lubię sushi. W ogóle lubię surową rybę, czego przykładem moje ulubione sewicze (cevitche), o czym wspominałam przy okazji Kostaryki.
Kapitanie C. i owszem, Ewa Tarasiewicz mnie tej sztuki uczyła i tutaj pod jej czujnym okiem wszystko dosmaczam i mięszam.
http://alicja.homelinux.com/news/IMG_2089.JPG
Ale to już było za drugim razem, jak wracaliśmy z Key West.
Za pierwszym razem sewicze były na szybko, bo nie zapowiadaliśmy się – były to cieniutkie płatki tuńczyka i do tego maggi oraz zmrożona stuletnia żytnia.
Eeeeeh! To były czasy! Zaledwie 4 lata temu 😯
U mnie dzisiaj będą schabowe 😯
Miały być wczoraj, niedziela i te rzeczy, ale jak Jerzor wrócił z objazdu terenu, to rzucił się w lodówkę, co stracił kalorycznie, to podładował podwójnie i stwierdził, że on już najedzon.
Przesunęliśmy zatem schabowe na dzień bezmięsny 🙄
Krzychu – pytasz o gramatykę? Najpierw zdanie wyjaśnienia: panienka jest z zaprzyjaźnionej rodziny i ogólnie nie głupia, więc umartwiam się za darmo i warczę pod nosem. Te błędy powinny być wyeliminowane w okresie podstawówki, a najpóźniej gimnazjum; nie na drugim roku studiów. Nie wiem z czym najgorzej – fleksja jak ćwiczona u pana Majstra, co to „siłom i godnościom osobistom”. Znalazłam kwiatki „zrobili ście” „zdania podrzędnie złożone na więcej niż 1 stronicę a-4, przy czym daję słowo, że koniec jest na inny temat, niż początek. Dużo równoważników zdań, sporo błędów słownikowych, kiedy to mądre, „gazetowe” określenia zastosowano w innym znaczeniu.
A przy tym wszystkim jest to merytorycznie dobra praca o źródłach, dynamice i rezultatach masowych demonstracji młodzieży w Paryżu, Londynie, Atenach i Kijowie – wszystko w ostatniej dekadzie.
Ja miałam dziś na obiad chilli con carne, jeszcze troszkę szczypie mnie w język.
Lampka wina (czerwonego), Małgosiu 🙂
Lampka jest,obiadu jeszcze ni ma…
U mnie też było na ostro, a mianowicie zupa gulaszowa.
Jak człowiek by się uparł i dokładnie rozejrzał wokół siebie, to znalazłby pewnie sporo różnych roślin do wykorzystania. Z płatkami kwiatów wiśni czy jabłoni eksperymentować się nie opłaca, bo nie byłoby wtedy owoców, ale już z płatkami mniszka miałam do czynienia i jeszcze dwa słoiczki miodku stoją na półce. Wkrótce będę obserwować, czy na sosnach są młode pędy, bo mam zamiar zrobić z nich sok. Podobno dobrze działa i na starszych, i na dzieci. A może jakaś nalewka sosnowa ? Poszukam przepisu.
… nie pij moja miła, nie pij… 😉
http://www.youtube.com/watch?v=yMcWacUwGlA&feature=kp
Na obiad miałem puszkę fasoli „nibyzboczkiem” i resztkę soku pomidorowego. Pozmywać i na ląd. Żegnam się z łódką. Pojutrze do domu.
Dziś w Sączu, Czchowie i Krakowie, jutro w Poznaniu i Warszawie a za tydzień może nawet w kanadyjskiej głuszy… —
— nie, nie węgrzyny a Pani Wiosna! 😀
(Śpieszmy się focić tulipany, tulipanie i pozostałe, pojutrze mogą przekwitnąć… gdzieniegdzie większe rozmiary się wgrały, by się optyki wydały, co mają w najszerszymi miejscu 16 a może i 18mm… co za czasy!)
Czy wiosna działa upajająco? Ależ tak, ależ na zdrowie… I jak oszczędnie!!!… 😎
A Cappello – Ty chyba rzeczywiście lubisz ten zakątek świata.
Ja na dzisiaj po robocie, jutro drugi taki tasiemiec (kolegi panienki) temat inny. Młodszej jutro do wieczora nie ma, to ja się w cenzora pobawię. Zapowiedziałam, że tylko ten jeden raz.
krystyno.
Wszyscy chca to robic,wielu robilo.
Tylko nikt nie chce tego pic.
Chyba ze pierwszy raz.
Cichalu,
było wpaść do mnie na schabowe! Jeszcze są 4, całkiem ciepłe, do tego ziemniaki pokoperkowane i mizeria. Teleporting i ziiiiuuuuuuuu….
Wypróbowałam moją nową patelnię francuską (T-fal)i zdiełano tamże, piękna ona, Jerzor ma zakaz nawet patrzenia na nią, a co dopiero dotykania i używania 👿
Od lat kupuję patelnie tej firmy i obchodzę się z nimi, jak producent podpowiada. Jerzor niszczy powierzchnię, używając widelca do mieszania, noża do krojenia wprost na patelni, zgroza! Ma kilka innych, które w ten sposób zniszczył – ta jest MOJA!!!
U mnie tulipany nawet nosa nie wyzierają, poza śnieżyczkami nie ma nic, a i śnieg zalega tu i ówdzie. Pocieszające jest, że wreszcie zobaczyłam chuligaństwo, pierwszy raz w tym roku.
Jak już chippies wychynęły z norek, to wiosna blisko. Ale trudno TO nazwać wiosną:
http://alicja.homelinux.com/news/IMG_3754.JPG
(wrażliwym na moje wtręty foto radzę nie oglądać).
Trochę spłynęło z deszczem, dzisiaj słońce potraktowało nieco, a teraz nadchodzi burza i pewnie dopełni dzieła. Jest w miarę ciepło, ale mogłoby być cieplej.
Pyra użyła słowa „tasiemcowe” – wczoraj chyba czytałam artykuł (w polskiej prasie, nie pamietam, gdzie) o tasiemcach jako sposób na szybkie schudnięcie. Artykuł potępiający oczywiście, bo pojawił się ktoś na sieci, kto sprzedaje tabletki z tasiemcem 😯
Połykasz, tasiemiec się zabiera do roboty i zjada to, co połykasz, tylko nie siebie, oczywiście. Jesz i chudniesz 😯
Pamiętacie takie powiedzenie na wiecznych chudych głodomorów, co to jedli i jedli, i nic po nich nie było widać, że jedli DUŻO – co ty, tasiemca masz, czy co?
Z dzieciństwa pamiętam uważanie na wątpia świeżo złowionych ryb, swego czasu pojawił się w stawach tasiemiec. Najczęściej występował u płoci, Dziadek nakazywał taką rybę natychmiast wyrzucić (nie do stawu, oczywiście!).
Alicja – temu kto wyciął drzewa po drugiej stronie drogi łapy przetrącić. Tak oszpecić okolicę!
O przepraszam, ja z kwiatów mniszka (tylko płatki żółte!) zrobiłam kiedyś 20 litrów wina! Już kiedyś o tym wspominałam, ale powtórzę – płatki mniszka, miód, woda, drożdże winne, cytryny. Przepis można chyba wygooglać, ja znalazłam w książce o produkcji win ze wszystkiego, co się nawinie (już widzę, jak Gospodarz oczami przewraca… 😉 ).
Straszliwie się przy tym narobiłam, bo po pierwsze primo nazbierać kwiatów, po drugie primo te płatki odrywać (zero zielonego, bo gorycz!) itd. Narobiłam sie jak ta głupia, towarzystwo przyszło i wypiło w szybkim tempie.
Wino było pół wytrawne, a aromat pamiętam do dziś, wspaniały po prostu. Towarzystwu proponowałam – nazbierajcie, płatki pozrywajcie, a ja resztę zrobie, ale towarzystwo liczyło na mnie. Przeliczyło się 👿
W książce „Ciasta, ciastka i ciasteczka” był przepis na ciasteczka fiołkowe. Jeszcze wtedy (w podstawówce) chciało mi sie piec, to upiekłam – o ile pamiętam, były to zwyczajne bezy z płatkami fiołków. Te fiołki absolutnie nic do bezów jako takich nie wniosły.
Pyro,
ja już płakałam na ten temat. Te drzewa to były ukochane drzewa Franka, wszystkie przez niego zasadzone. Domu Franka nie było zza nich widać.
A u mnie z kolei podgolili moje ukochane świerczki, kiedy przeprowadzali gazolinię. Te świerczki miały gałęzie do samego dołu i też nie było widać drogi, a po prawej jest luka, bo parę świerczków padło przy okazji lodowego sztormu 🙁
Widzicie, jakby to powiedziec…
O węgrzynach niewiele mam do powiedzenia lecz słusznie wspomniała Pyra – to nie tylko były wtedy wina z tego terenu jaki zajmują dzisiaj Węgry, bo Węgry były wielkie, nim zajęli je całkowicie Turcy, nim posiekał je Wersal, a ostatecznie okaleczyła je Jałta. O jakości dzisiejszych win węgierskich w moim poczuciu też kiedyś napomniałem, wspominając ostatni pobyt w 1991. Nie byłem zachwycony ale ciekawe może jest, ile zmieniło się do dziś. Ten teren (mam nadzieję) też wyniuchał może trendy i zaczął produkować coś lepszego niż to, co miało schód tylko w demoludach.
Jeśli natomiast chodzi o degrengoladę blogu, na którą łaskawie był zwrócić uwagę Czytelnik to wskażę, że uwaga Misia i zalecenie co Alicja powinna zrobić ze swoim kompaktem, jakieś pięć lat temu wywołało by tu erupcję dowcipnych zaleceń pomocniczych typu starego powiedzenia: Twojemu zegarkowi brak tylko jeszcze dwóch kamieni. Jeszcze dwa lata temu wywołało by to może szegeg lekkich uwag, które można by czytać z uśmiechem. Ostatnio jednak nawet a capella została w to wszystko tak wciągnięta, że po tem tak odwaliła, jak bym się tego po niej nie spodziewał.
Nie wiem dlaczego uważałem, że ona ponad tym wszystkim. Wspomnienie o tym ma być akurat wyraz mojego dotychczasowego uznania dla niej.
Widzicie, degrengolada tego blogu wyraża się między innymi w tym, że Pyra, osoba która zawsze była osią obrotową tego blogu, której zawdzięczamy szereg inicjatyw, która zawsze wstawia się za wszystkich i o wszystko, którą jakiedyś ja pozwoliłem sobie nazwać KWOKĄ BLOGOWĄ, bo uważam ją za do tego stopnia istotną częścią tego kółka może być osobą podejrzaną o degrengoladę blogu.
Czytelniku, degrengolaga tego blogu to jest, kiedy atakuje się ad persaonam emerytkę na głodowej pensji stale sugerując, że chodzi o dochodową nomenklaturę.
Pepe – i jak tu Cię nie kochać?
Ło Jezu, zeszło mi przed korekturą.
Dodałbym, że zadziwia mnie mimo to, wszechobecna chęć dokopania, dziobania Pyry leżącej już właściwie.
Dobranoc
Pyro – ściskam!
Pepe, coś Ci się pokićkało. Jaka leżąca Pyra? Jaka wszechobecna chęć dokopania? Zdarzył się jeden, powiedziałbym, niezrównoważony i na tym koniec. Napisałem co o tym myślałem, parę osób mnie poparło, reszta poprawna politycznie poczekała i tyla. Blog potęgą jest i basta a Pyra jego Kariatydą!
Dzień dobry,
Zeby zupełnie nie zatracić bardzo dawnych upodobań trzymam w barku butelkę Tokaja najprawdziwszego z samych Węgier, prezent od córki. I szkoda mi otworzyć, ale może zbliżająca się Wielkanoc będzie okazją.
Nie wiem czy Pepegora można nie kochać, ale wiem, że nie można go nie lubić.
Asiu,
nie wiem czy to czytałaś.
http://wyborcza.biz/biznes/1,101562,15713327,Przedwojenne_kawiarnie___Podaj__kochasiu__rachunek.html
Wino tanie jak barszcz eliksirem miłości.
Una furtiva lagrima
Minęło sporo czasu od mojejej krótkiej wizyty w Afryce, a ja tam wciąż myślami powracam.
Gdy tylko będę miał trochę gotówki i czas z pewnością pojadę tam znowu. Wciąż żałuję, że nie mogłem zostać trochę dłużej. Teraz odnjaduję w Stanach studentów z Kenii, krewnych i znajomych ludzi, których tam poznałem i z którymi mam codzienny kontakt. Chcę ich spotkać tutaj, jak się odnajdują w zupełnie innym świecie, gdzie umieścili swoje tradycje, wierzenia, przynależność plemienną. Przecież się ich nie pozbyli i nigdy nie pozbędą.
Dzisiejsze gazety przypomniały o tragedii sprzed dwudziestu lat, o Rwandzie. Straszne!
W Nairobi poznałem kobietę z Rwandy (wspominałem), która przeszła przez całe to piekło, zresztą kto tam tego nie przeszedł. Sporo o niej wiem, chociaż o szczegóły oczywiście nie pytałem. Po co rozdrapywać to co boli. Dzisiaj stara się jakoś ułożyć to co jeszcze można, tam straciła prawie wszystkich.
Dlaczego o tym piszę? Bo po tym jak ją poznałem, siedziałem obok, rozmawiałem na ile język pozwolił (nie znam francuskiego), inaczej przyjmuję dzisiejsze rocznicowe informacje. I dlatego nigdy nie będę żałował, że nie pojechałem na okrzyczane safari (wielu moich znajomych po prostu tego nie rozumie), żeby poznać między innymi takie osoby jak Madea. I inne też.
https://picasaweb.google.com/takrzy/Madea?authkey=Gv1sRgCISolNyU17WT7QE#5999723065168207714
Pewnie niepotrzebnie o tym piszę, ale, po piersze jest już późno, więc już prawie nikt tu nie zagląda, a po drugie – każdy może skorzystać ze swojego prawa i nie czytać.
Dobranoc 🙂
Wino Tysiąclecia – ulubione zarówno przez aktyw partyjny jak i kler, płci wszelkich, a zwłaszcza przez pracowników DOKP Wrocław.
Zdrowie 🙂
Placku,
jesli nie byłeś aktywem partyjnym ani osobą z kleru, ani nie byłeś pracownikiem DOKP Wrocław to duuuuużo straciłeś. Mogłeś chociaż przyjechać do Nałęczowa i za sprzedane butelki znalezione w zakładowym lesie kupić sobie jedną, tę wymarzoną. Smaków się nie zapomina….
A wszystko to mogłeś mieć przechadzając się wśród milionów fiołków które tam teraz właśnie kwitnąć zaczynają.
Nowy – spróbuj naparstkiem.
Uważaj, serce Ci pęknie. Oddychaj głęboko.
Recepta na bezsilność
Czerwone udające białe
Córka dała mi jeden z tych tańszych, bodajże 1924 rocznik. Pewnie lepszy sobie zostawiła. Ot młodzież 🙂
Ale dzięki wielkie. 🙂
Nie wiem dlaczego blog ukazuje mi się w wersji angielskiej. Tam jesteś Cake 🙂
małmazja nałęczowska kosztowała, jesli dobrze pamiętam 11 złotych. To wino miało poważną konkurencję – Czar Nałęczowa. Już nie pamietam kto to produkował, może nawet jakiś prywaciarz 🙂
Znalazłem!!!!
To było to !!!!!!!
http://wiadomosci.dziennik.pl/wydarzenia/galeria/370919,4,kultowe-produkty-z-prl-u-galeria-zdjec-galeria-zdjec.html
W takim razie – zdrowie naszych córek i mała prośba – do dna.
Dzieki za muzyke.
Nie martw sie, nie bede dluzej zanudzal, ale sam sprowokowales.
Poza tym rzadko mam dobry nastroj, dlatego dzisiaj tu dluzej niz zwykle zabawilem.
Dobranoc 🙂
Dobranoc 🙂