I w Popielec można skakać bez grzechu
Środa Popielcowa zwana Środą Wstępną otwiera długi i ważny cykl świąteczny Wielkiej Nocy trwający aż do Zielonych Świąt. Środa Popielcowa jest pierwszym dniem Wielkiego Postu i wstępem do obchodów wielkopostnych.
Z takich ryb można zrobić różne przysmaki Fot. P. Adamczewski
W dniu tym, podczas nabożeństwa głowy uczestniczących w nim wiernych posypuje się popiołem ze spalonych, ubiegłorocznych palm (nie zaś jak niegdyś mniemano ze znalezionych na cmentarzu, startych na proch kości ludzkich), a księża, każdemu z osobna, przypominają o śmierci, marności i przemijaniu rzeczy ziemskich słowami: „Pamiętaj człowieku, że z prochu powstałeś i w proch się obrócisz”.
Ceremonia sypania popiołu została wprowadzona do liturgii około IV w. i aż do wieku X przeznaczona była wyłącznie dla osób publicznie odprawiających pokutę. Po jej zakończeniu osoby takie musiały opuścić nabożeństwo, a progi świątyni wolno im było ponownie przekroczyć dopiero w Wielki Czwartek, obchodzony jako dzień odpuszczania grzechów i pojednania z kościołem. Później jednak posypywanie głów popiołem stało się obrzędem ogólnie przyjętym i stosowanym wobec wszystkich obecnych w kościele. W niezmienionej formie obrzęd ten przetrwał do naszych czasów i tak samo jak w przeszłości ma nakłaniać wiernych do gorliwszych praktyk religijnych, do pobożnych rozmyślań, do żalu i pokuty za grzechy, do umartwień i postów.
Niegdyś obrządek ten miał również wyznaczać ostateczny kres zabaw i hulanek zapustnych. Ale jeszcze na początku naszego stulecia, a nawet w latach późniejszych, zabawy te i posty trwały nadal przez całą niemal Środę Popielcową, tak jakby żywiołowa, rozhukana, karnawałowa wesołość nie mogła się od razu wyciszyć i ustąpić miejsca wielkopostnej powadze.(…)
W przeszłości Środa Popielcowa była więc świętem wielce osobliwym, przedziwną mieszaniną całkowicie odmiennych zwyczajów i nastrojów, świętem które cechowała zarówno rozhukana wesołość, jak i powaga, powściągliwość i skupienie właściwe rozpoczynającemu się Wielkiemu Postowi.” („Święta polskie” wyd. Alfa)
Na dziś więc polecam wspaniałe postne potrawy:
Kulebiak z ciasta drożdżowego z rybą
Na ciasto: 2 dag drożdży, łyżeczka cukru, 1 1/2 szklanki mąki, 1/2 szklanki mleka, jajo, 2 łyżki masła
Do posmarowania kulebiaka: jajo
Do posmarowania formy: łyżka masła
Na farsz: 2 szklanki ugotowanych filetów rybnych, szklanka ugotowanego ryżu, 2 średnie cebule, 3 łyżki masła, 2 jaja, 2 łyżki siekanej zielonej pietruszki, pieprz, sól
1. Drożdże rozetrzeć z cukrem, dodać łyżkę mąki i kilka łyżek ciepłego mleka. Odstawić do wyrośnięcia.
2. Do wyrośniętych drożdży dodać pozostałe mleko i mąkę, doprawić solą i wyrabiać łyżką. Po 5 minutach dodawać rozpuszczone masło i dalej wyrabiać, aż ciasto stanie się gładkie i lśniące. Potem nakryć je czystą ściereczką i odstawić w ciepłe miejsce, aby wyrosło.
3. Jaja ugotować na twardo, ostudzić, obrać i posiekać.
4. Cebulę posiekać i podsmażyć na łyżce tłuszczu.
5. Wyrośnięte ciasto rozwałkować na stolnicy w prostokąt, nałożyć warstwę ugotowanego ryżu, na nim podsmażoną cebulę, dalej rybę i wreszcie siekane jajko. Każdą warstwę posypać solą i pieprzem, pokropić rozpuszczonym pozostałym masłem.
6. Połączyć brzegi ciasta na wierzchu kulebiaka , można zlepiać je ozdobnie, jak brzegi pierogów.
7. Ułożyć kulebiak na wysmarowanej blaszce do pieczenia i odstawić w ciepłe miejsce do wyrośnięcia.
8. Wyrośnięty kulebiak posmarować rozbitym jajkiem. Piec około 30 minut w piekarniku w temperaturze 180°C .
Dla miłośników ryb zaś inny przepis ale równie świetny:
Jesiotr w ostrym sosie
1 kg jesiotra, nieduża marchew i pietruszka, kawałek selera, 2 cebule, 1/2 szklanki jakiegokolwiek wina , kilka ziaren pieprzu, kawałek liścia laurowego, szczypta imbiru, szczypta słodkiej i na koniec noża ostrej papryki
Na sos: 1/2 cytryny, 2 łyżki masła, łyżka mąki, 1/2 szklanki rosołu warzywnego z kostki, 2 – 3 łyżki musztardy, łyżka kaparów, łyżeczka posiekanego kopru, 1/2 łyżeczki cukru
1. Marchew, pietruszkę, cebulę i seler pokroić w paski, dodać pieprz, liść laurowy i obie papryki, na jarzynach położyć kawałki lub całego posolonego jesiotra, wlać wino i 1/2 szklanki wody. Dusić, aż jesiotr będzie miękki.
2. Rozpuścić masło w garnku, dodać mąkę, a kiedy spieni się i zbieleje, wlać wino i rosół warzywny. Gotować, aż zacznie gęstnieć.
3. Wyjąć jesiotra na półmisek, usunąć ości i podzielić na kawałki.
4. Warzywa od gotowania ryby wraz z wywarem zmiksować i połączyć z sosem z masła i mąki. Zagotować, doprawić musztardą, kaparami, koperkiem i cukrem. Polać rybę i wstawić z półmiskiem (żaroodpornym) do piekarnika rozgrzanego do temperatury 180°C, aby potrawa się mocno zagrzała.
Podawać z ziemniakami z wody i gotowaną jarzyną.
Post może tez dawać wiele przyjemności. I to od wieków.
Komentarze
I w Popielec można skakać bez grzechu? No pewnie, że! 😀
http://www.dailymail.co.uk/health/article-2572480/Are-fit-think-You-walk-dog-eat-odd-exercise-class-You-surprise.html
(Ale trzeba uważać. Wczoraj o poranku sprawdziłam pewne rzeczy tak ambitnie, jak tylko się da, ucieszyłam się wynikami ‚excellent’ (i nawet dla młodszych przedziałów wiekowych – tak czy owak zawsze sprawdzam dekadę niżej 😛 ) – a dziś czuję grupy mięśni, co do których byłam pewna, że czego jak czego, ale tych czuć nie będę na 100%!!! 😀 )
*** * ***
Post to post. Zero jedzenia, woda plus ewentualnie cytryna, herbata rumiankowa… Wszystko inne to smętne wymówki dzidziuśków 😈 😉
*** * ***
Ewo, w Oświęcimiu (jego drewnianych okolicach, Tychach, Mikołowie) byłam 26 maja 2013 https://picasaweb.google.com/100017103147766566592/TychyOswiecimDrewnianeOkoliceMikoOw – wówczas odnotowywałaś tę relację jako inspirację dla siebie 🙂
…Nnno na ciastka – nawet najlepsze – to ja takiego kawałka drogi nie zrobię… Myślę, że nawet na najwymyślniejsze krewetki czy suszi bym nie zrobiła. Ale dobrze wiedzieć; może się przyda jakiemuś potworowi ciasteczkowemu z okolic miasta O! 😀
*** * ***
Fajna pogwarka okołorumuńska! 😀 😀
A ja, i to dokładnie 30 lat temu, jako nastoletnie dziecię, miałam wpierw pojechać z moimi harcerzami na wyprawę granią Fogaraszy… Rodzice skalkulowali rzecz jako finansowo niewykonalną… by potem zapożyczyć się na wysłanie mnie (kilkakrotnie drożej) tego samego lata 1984 do Włoch (Austrii, w Alpy). W śródziemnomorskie okolice wracałam – na długie i krótsze, intensywne pobyty – regularnie i kilkunastokrotnie; Fogarasze (Piryn, Riła, …) i Bukowina wciąż czekają. Czasem wyją – jak choćby zeszłej jesieni, gdy czytając po polsku wielce kontrowersyjne Bałkańskie upiory, nie tylko uświadomiłam sobie, iż to znam z początku lat 90. (wyimki wersji angielskiej; nawet odnalazłam wyblakłe kserokopie!… choć oczywiście lektura nie mogła być wówczas ani w dziesiątej części tak krytyczna, jak obecnie), ale też porównywałam trasy wędrówek Kaplana z moimi własnymi wrażeniami z Bułgarii czy Grecji ’89… ćwierć wieku temu…
Nie muszę dodawać, że przejść jako nastolatek z dwudziesokilowym plecakiem przez Moldoveanu, Negoiu, Suru – to było coś. Przeautostopować Grecję dość dokładnie w obrębie czasu wizowego (11 dni na wykupiony kemping, z którego się oczywiście nie skorzystało… jakieś tam nudne Katerini 🙄 ) – to też było dla dwóch studentek pierwszych lat co nieco. Nie mówię o ciężkim ekwipunku czy ogromnych zapasach żywności w plecakach… lecz jedyny przewodnik, jaki miałyśmy (dobry!) był pożyczoną wersją francuskojęzyczną. Reszta na karteluszkach i w głowach (świeżo zaliczone na pięć egzaminy z historii sztuki też się, naturalnie, przydały!) 😀
➡ Coś musi być w tych okolicach, skoro bałkański autostop pozostał najżywiej w pamięci (spośród licznych). Przyjmijmy, że wraca żądając powrotu i pogłębień 🙂
Ha, czekam, bo nie tylko dałam dwa linki 😯 ale i w jednym z nich jest słowo c l a s s 😀
Dodam więc tylko, że jednym z najczęściej powracających „organizacyjnych” wspomnień okołofogaraskich moich harcerzy (1984) była wyprawa dwóch kolegów – zejście z grani w dół do wioski, 22 km w jednym kierunku, upał, powrót z dziesięcioma ogromnymi bochnami chleba w każdym plecaku. Dobrze, że pracownicy podgraniowego schroniska skierowali chłopców do takiej wsi, gdzie zdobicie chleba było prawdopodobne… 🙂
Dzień dobry.
Cny Gospodarzu nasz! Nigdy więcej niczego na półmisku do piekarnika nie włożę. Pozbyłam się w ten sposób pięknej, okrągłej patery z kompletu obiadowego po mojej teściowej.To była Wigilia i ja nie chciałam, żeby smażona ryba wystygła. Temperaturę piekarnika ustawiłam na 130 stopni i dokładałam sukcesywnie smażone ryby. Po m/w 20 minutach miałam półmisek w 3 częściach. Jeżeli nie dorobię się półmiska do zapiekania, to raczej będę unikała takiej operacji (pomna tej patery we fiołki i konwalie). Wszyscy autorzy piszący o dawnej kuchni podkreślają, że z potraw postnych wypracowano kulinarne arcydzieła. Dni postnych było kiedyś ok 1/3 roku, a jedzenie to ważna sprawa.
Sklepy Real i Carrefour organizują w tych dniach”festiwale rybne” oferując m.in świeże tusze dorsza północnego po ok 16.00 złotych i pstrągi też w tej cenie. Już wczoraj poprosiłam Inkę (ma u siebie Carrefour’a) o kupienie dla mnie 2 dorszy i 2 pstrągów, a także wędzonych piklingów i pstrągów. W takich cenach to ja dorszy nie widziałam od lat. Niestety, łososie drogie, ale jest kilka gatunków innych ryb w naprawdę korzystnych cenach. Można zaopatrzyć się w rybki i potem robić je na różne sposoby. W tym tygodniu mam w planie rybę pieczoną w soli -jak uczył Sławek. W następnym będzie można pomyśleć o innych potrawach; osobiście lubię białą rybę w osie cytrynowym z kaparami, ale Młodsza ma awersję do białych sosów.
Skoro dzisiaj dzień zadumy, przynajmniej dla niektórych, również nad śmiercią, to polecam gorąco i książkę i blog:
http://www.znak.com.pl/kartoteka,ksiazka,4351,Zorkownia
W ubiegłym tygodniu wysłuchałam rozmowy w radiu TOK FM z Autorką. Urzekła mnie swoją prostotą, skromnością a zarazem dojrzałością i mądrością.
Piękne i głębokie było to co mówiła o swoim przeżywaniu żałoby po stracie córeczki. Nacisk na wierność sobie. Dzień przed pogrzebem córeczki poszła do kina. A po pogrzebie kupiła sobie niebieskie buty. Wbrew obowiązującym obyczajom, ale w zgodzie z własnym wnętrzem. Bo tylko tak mogła się uporać z potwornym bólem.
W niezwykły sposób prowadzi też swój blog.
Kulinarnie poprzestaniemy na śledziu w oleju z cebulką do ziemniaków w mundurkach na obiad. I sałatce śledziowej, z tychże śledzi, na kolację 😎
Jak się jest po czterdziestce i prowadzi głównie siedzący tryb życia, to i tak jest to obżarstwo i dogadzanie sobie a nie żaden post 😉
a cappella,
popieram całkowicie: „post to post” 😎
Jedynie względy zdrowotne powodują u nas śledziowy kompromis 🙁
Ale też nie nazywam tego postem 😉
Basiu,
Toż pisałam, że przy okazji, a inspiracji bynajmniej się nie wypieram.
Nie pierwszy to raz i nie ostatni 🙂 .
W Dniu Teściowej, poczucia humoru i dystansu do zięciów i synowych:
http://www.youtube.com/watch?v=0_jT8qpn_HE
Dla teściowych oraz wszystkich osób w wieku z lekka pobalzakowskim 😉
Nie musisz się obawiać porywaczy i uwodzicieli,nie interesują się Tobą.
Jeżeli znajdziesz się wśród zakładników uwolnią cię jako jedną z pierwszych.
Możesz w kółko czytać tę samą gazetę,ciągle z tym samym zainteresowaniem.
Możesz żyć bez seksu,ale nie bez okularów.
Już dla nikogo nie musisz wciągać brzucha.
Możesz jeść kolację 16.00 i nikogo tym nie zgorszysz.
Ograniczenie prędkości nie jest dla Ciebie wyzwaniem.
Możesz dzielić się sekretami ze swoimi przyjaciółmi,oni ich i tak nie zapamiętają.
Nareszcie wykorzystujesz pieniądze,które zainwestowałaś w ubezpieczenie zdrowotne.
Twoje stawy lepiej przepowiadają pogodę niż prezenterzy w telewizji.
Twój wygląd już się nie pogorszy.
Poza tym oczywiście kochamy teściowe,nie tylko w dniu Ich święta 😀
Ooo, temat widzę rybny:)
To ja też mam coś postnego
http://swiatodpodszewki.blogspot.kr/2014/03/myeolchi-koreanska-sardela.html
Z pozdrowieniami dla teściowej!
Postna rybka?Bardzo proszę 🙂
https://plus.google.com/u/0/photos?pid=5987234710448302850&oid=100680991464484982167
O, dwaj panowie do nas zajrzeli? Pięknie witamy Krzycha i Bartosza.
Danuśka – lubię być teściową, lubię moje dzieci przez małżeństwa przysposobione., nawet małżonków moich wnucząt. Widujemy się rzadko, nie ma powodu do zatargów, nigdy bym sobie nie pozwoliła na nieprzyjemne uwagi pod adresem kogokolwiek z nich. Oby im życie oszczędzało kłopotów ponad siły.
Wszystko do naszej dzisiejszej sałatki obiadowej już wyciągnięte z lodówki i oddycha – sałaty i ogórek, zielona cebula i duże oliwki, duże opakowania sera, pomidory śliwkowe i zwykłe. W razie potrzeby kapary i zielony pieprz mogą też w misce wylądować, ale wszystko czeka na Młodszą – to ona dzisiaj przygotowuje posiłek. Ja wracam do papierowej „Polityki”
Te humorystyczne złote myśli zacytowane przeze mnie o 11.29 nie są rzecz jasna mojego autorstwa (zapomniałam o cudzysłowie)Akurat dzisiaj dostałam w mojej poczcie zatem przekazałam dalej.Pewnikiem krążą w internecie już od jakiegoś czasu.
Danuśka – no, ja nie jestem niedorozwinięta! Ja tylko tak wyglądam, psze pani!
Pyro 😀
Zgłasza się teściowa, z miejsca ogłasza stanowcze votum separatum wobec tego manifestu (?) Danuśki. Jagodo, w Rumunii nie widziałam głodnych dzieci, żebrzące Cyganiątka sporadycznie, ale nie wyglądały na głodne, raczej spełniające rytuał, były wesołe, pogodne, pełne życia, umorusane czekoladą.
http://alicja.homelinux.com/news/IMG_2367.JPG
-16C, wpół do ósmej, poranek. Wsi spokojna, wsi wesoła. Chwilowo nie padało, ale znowu pada.
Rybę mam (wątłusz), zamierzam zrobić „gęste rybne” na ostro.
Ten ostry sos Gospodarza pewnie można użyć do wielu ryb – skąd ja tutaj wezme jesiotra?
Przydałby się sklep rybny…w tak dużej wsi aż się prosi 🙄
bjk-wprawdzie nie jestem jeszcze teściową,ale też zgłaszam votum.
I na dodatek separatum też 😉
Strasznie rozrzutna jesteś, Danuśko 😉
Bejotko, cieszę się bardzo 🙂
Dzien dobry,
Tym przepisem na sandacza – a jest to moja ulubiona ryba – jestem niepomiernie zirytowana. W Albionie to go zjem chyba tylko jak Jeff przez przypadek zlowi, a ja nielegalnie (po raz pierwszy w zyciu zreszta) ukatrupie i cichaczem przemyce z lowiska ;).
Nie popełnisz Jolly wykroczenia, bo to jesiotr a nie sandacz. Jesiotra zaś na Twojej wyspie na pewno nie złowisz. Może w jakimś sklepie z rybnymi delikatesami.
Łotr zniknął Bartosza D., dlaczego? 😯 Bartoszu, trzymam kciuki, żeby Ci się udało rzucić nałóg 🙂
Krzychu, fajnie powitać szczęśliwego męża. Również mam dwa koty, ale z nimi nie podróżuję 🙂
Jagoda, nasze koty z zasady wędrowne, jeden uratowany z farmy, drugiego ktoś podrzucił do ogrodu. A w Korei chronimy je przed grillem 😉
Od małego przyzwyczajone do transportu 🙂 Jak ich podwładni(tzn ja i Małżonka) prowadzą życie na walizkach. I tak jak my, lubią świeże makrele.
O, koty? 🙂
Witają się pięknie z nimi Simcha i Szabes:
http://www.fotosik.pl/pokaz_obrazek/pelny/ab878ce0427cf494.html
Widzę, że rośnie kocia sekcja. Głaszczę wszystkie mruczki i obiecuję trzymać daleko od nich moje psie wariactwo.
Pyro, psy z kotami nie kolidują i nie muszą być w opozycji, niemal całe życie miałam to i to, w wielkiej zgodzie.
Krzychu, bardzo ciekawa jest Korea widziana Twoim okiem.
bjk- Sara i Sasza również mówią dzień dobry.
Korea widziana okiem i obiektywem Małżonki, ja tylko dokładam pióra i inkaustu;)
Każde miejsce na Ziemi jest ciekawe, kwestia tylko chcieć się zatrzymać i spojrzeć. Nam się chce:)
Bejotko -bo w jednym domu mogą być i nawet spać w jednym koszyku. Natomiast obcy kot dla psa to jest wyzwanie : bawić w pogonie się nie chce i umie obić (boleśnie) głupią, psią mordę. Ucieka wysoko – no, wróg i nic więcej.
Przepraszam za gapiostwo, czytam jesiotr, pisze sandacz. I jednego i drugiego nie uswiadcze :(.
Krzychu, a wiesz, że w imionach kocich powinno być „s”? A najlepiej, gdy zaczynają się na „S”:)
Mój ulubiony poeta, Josif Brodski, wielki miłośnik kotów, też o tym wiedział i nadawał swoim kotom imiona, w których była głoska „s”. Jego ostatnim kotem był nowojorski Missisipi. . Gdy ktoś go zapytał, dlaczego nie nazwie kota SSSR, stwierdził: „Przeszkadza mi to r…”.
Jolly – ja myślałam, że Wyspy ryb mają do zarąbania.
Skoro o Korei to przypomne moje kulinarne spotkani z Korea 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=LkO0xdD4ldU
Jolly,
sturgeon (jesiotr) powinien występować w sklepach rybnych, u mnie prawdopodobnie występuje, ale w większym mieście.
Małe suszone sardynki, o których wspomina Krzysiek, występują u mnie w sklepie azjatyckim, prowadzonym przez koreańczyków.
Teraz już wiem, co można z nich robić 😎
Piszesz Krzychu o „azjatyckiej kostce bulionowej” – pewnie znasz „fish sauce”, czyli sos rybny ze sfermentowanych ryb, ja stosuję to jako dodatek do mieszanego/smażonego w woku, taka ichnia maggi.
Co za zielsko tam pływa? Lubczyk przychodzi na myśl. Chyba, że jakieś świeże zielsko morskie, ale nie bardzo mi pasuje do niego ta jaskrawa zieleń…
Pyro, Alicjo
Sklepow rybnych z prawdziwego zdarzenia nie ma wiele, supermarkety wykonczyly, jest jeden niedaleko mojej biblioteki, zapytam w sobote.
Jolly,
to tak, jak u mnie. Ryby kupujemy w supermarkecie, a wybór nie jest duży. A był kiedyś naprzeciwko butiku, w którym pracowałam, mały, porządny sklep rybny, w którym można było kupić przeróżne ryby. Nie ostał się. Za rogiem na Rynku była jedyna w mieście masarnia, też padła z tych samych powodów.
Do tego nagle w okolicy Rynku ceny wynajmu lokali poszły tak w górę, że przestało się opłacać mieć „mały biznesik”.
Rzeznika zaprzyjaznionego mam na szczescie na mojej ulicy, w dodatku spelniajacego kaprysne prosby dziwnej klientki 🙂
Jolly – a możesz powiedzieć jakie to fanaberie musi spełniać Twój rzeźnik?
Zdjęcia z postną rybką powyżej chyba się nikomu nie otworzyły,ale gdyby ta ryba jednak kogoś interesowała to zamieszczam raz jeszcze.Oprócz ryb parę afrykańskich
drobnych obserwacji:
https://plus.google.com/photos/104147222229171236311/albums/5986654458926035697/5986654482382528898?pid=5986654482382528898&oid=104147222229171236311
Nie tylko rośnie sekcja kocia, ale i imiona większości zaczynają się na „S” 😆
Nasz rudzielec ma na imię Sokrates a czarny z białym żabotem i z białymi skarpetkami, zielonooki, Szaman 😎
My jesteśmy personelem naszych kotów 😉
Nasza Sunia nigdy nie goniła żadnego kota. A nawet jak jakiś ją zaczepiał, to omijała go wyrozumiale.
Krzychu, gratuluję ciekawego bloga 🙂
Bejotko, który kot jak ma na imię? 🙄
Oczywiście, Jagodo, ze kotki rządzą w każdym zakoconym domu. Simcha jest maleńka, filigranowa szara inteligentka, lubi wylegiwać się na książkach, jest też spryciulką, przed którą nie ma zamknięć, a Szabes rośnie na wielkie flegmatyczne piaskowo-rude panisko. Mają 8 miesięcy, są rodzeństwem.
Krzychu,
Kot Mordechaj, wielki znawca kotów, odwiedzający ten blog, ale na stałe rezydujący na Blogu Bobika (psa poety) doradza wielką ostrożność w karmieniu kotów świeżymi rybami 😯
bjk,
czy wiesz, jakie jest uzasadnienie litery s w kocich imionach ? Znam osobiście/ choć na bardzo duży dystans/ 4 koty, ale tylko jeden nosi imię zakończone na tę literę.
Co do suszonych ryb – kilka lat temu odwiedziłam Lwów i tam w sklepach spożywczych / bardzo skromnych/ a także na minitargowiskach można było kupić właśnie takie ryby. Nie wiem, jaki to był gatunek, w każdym razie niewielkie. Nie było okazji, a może i śmiałości kulinarnej, aby ich spróbować.
Bejotko,
to jeszcze smarkateria w porównaniu z naszymi 😉
Sokrates przyszedł na świat 8 sierpnia 2008. Nie dość, że kot, to jeszcze spod znaku Lwa 😯 Mało tego, jak powiedział mi pan, który nam go przekazał, „jego matka, proszę pani, była w ciąży karmiona tylko siekaną wołowiną” :roll:. Jednym słowem w czepku urodzony. I te jaśniepańskie narowy ma do dzisiaj. On przyszedł pierwszy do naszego domu, bo w pewnym momencie dostałam kota na punkcie kota 😉
Nie lubi pieszczot ani żadnego innego spoufalania. Zadaje się z nami tylko wtedy, kiedy ma w tym interes. I mimo, że mu powtarzam, że jest ruda wredotą, to i tak go kocham 😳
Potem Sokrates przyprowadził kumpla. I jest nim Szaman. Zdaniem nieludzkiego oba chłopaki są w tym samym wieku. Szaman jest neurotycznym obżartuchem i, w przeciwieństwie do Sokratesa, niechętnie wietrzy futro 😉 Pilnuje miski i kanapy. Szaman to chodząca miłość z niekończącym się zapotrzebowaniem na pieszczoty. Wygonił Sokratesa z naszego łózka i śpi między nami, na specjalnej poduszeczce.
Chłopaki czasem się biją aż futro fruwa, ale generalnie są zgodne i solidarne 🙂
Nie ma brzydkich kotów. Nie ma głupich kotów, ale bywają wredoty kocie.
Danuśko – Alan mi imponuje niemożebnie! I on te rybki sam? I łapał i wyciągał? Tak lekko licząc ok 30 kg łapówek senegalskich nałowił. A ludzie piękni; oni są pełni naturalnego wdzięku. Bardzo mi się podobają.
Krystyno, nie mam pojęcia, ale słyszałam to wiele razy od kilku osób, w tym od przemiłego pana doktora, opiekującego się kotkami, zawsze z leciutkim zmrużeniem oka. Pewnie ma to jakieś korzonki, których nie znam, może legendy, czy inne bajędy. Jeśli nie „s”, to przynajmniej „r”.
Sokrates szczęściarz ma to i to.
Tymi suszonymi rybkami zajadałam się zawsze na Ukrainie, a szczególnie na Krymie. Często w ostatnich dniach wspominam swoje wędrówki po Krymie, muzeum Ajwazowskiego w Teodozji, w którym pilnująca obrazów Rosjanka przekonywała mnie, ze Ajwazowski to „czystej krwi Rosjanin z Leningradu” (w rzeczywistości Ormianin, a Pitrze uczył się).
Jagodo, czy można gdzieś obejrzeć kotaski, o których tak ciepło piszesz? Moje są strasznymi pieszczochami, Szabes pakuje się na kolana, gdy tylko siądę, a już waży 5 kg, a Simcha wskakuje na ramię i jeździ na nim, towarzysząc mi przy wszystkich czynnościach, jak kot czarownicy. Jedna i drugi mruczą, gdy tylko na nie spojrzę, a teraz ganiają się pogwarzając, są wielkimi gadułami. Twój Sokrates to mój zodiakalny braciszek 🙂
o, zaden z moich kotow nie ma w imieniu litery „s”
ale nawyki wielkopanskie maja, owszem – jeden na przyklad lubi pomidory, ale tylko San Marzano
Danuśka,
Gratulacje dla Osobistego wędkarza 😆
Bejotko,
ja jestem technologiczna analfabetka i nie potrafię się posługiwać Picasą 😳
Ale mam nadzieję dać się podszkolić, więc może za jakiś czas 😉
Magdaleno 😯
Nie miałam pojęcia o „s”, kiedy dawaliśmy imiona naszym kotom. Latem przychodzi na nasz taras kot, którego nazywamy Salwador albo Składak z racji kompletnie niepasujących do siebie części ciała i trzech kolorów – białego, rudego i szarego 😉
Teraz też próbuje się dostać do naszego domu Szaman bis, różniący się od Szamana tylko tym, że ma cztery białe skarpetki a Szaman trzy 😉
Co jest z tymi imionami kotów? Żaden z pięknych i charakternych kotów Heleny, Nemo, Haneczki, Dorotola nie miał imion z zaklętymi literami. A dożywały sędziwego wieku 22 lat. Czarna piękność z Wrocławia była Franciszką; inna puchata, czarna dama jest Aurorą, Nemo miała trzech tenorów, zapomniałam, jak kot Nisi się nazywa i kot Krysiade . Tak czy owak nasze zwierzaki są częścią naszych rodzin i jako takie, mają pełne prawo bywać na blogu.
Pyro,
Robilam szeftalie – greckie kebabiki – ktore musza byc zawiniete w tluszcz ‚koronkowy’ ktory chyba otacza organy wewnetrzne. Niestety nie znac polskiej nazwy, w angielskim to caul fat, greckim pana . Pan rzeznik przywiozl 0.5kg i nie policzyl ani grosza :).
Jagodo, Składak to Skladaczka, tricolorki to zawsze kotki. Pyro, to S to raczej taki amulet, który robi dobrze podwładnym kota, a nie ma wpływu na żadne z dziewięciu kocich żyć.
bjk,
może to były suszone uklejki?
Moja MruSia (jest „s”!) towarzyszy mi w pracy. Na szczęście nie zabrała się za zawartość pudła i ja jej nie zachęcam http://alicja.homelinux.com/news/IMG_2370.JPG
Alicjo, może i uklejki, wyglądało trochę jak suszone robaki, ale był etap, ze pałaszowaliśmy toto namiętnie, choć głównym składnikiem była sól. Mój poprzedni kochany kotek to Mrusia, piękna puchata szylkretka, niezwykle charakterna i nie był to łatwy charakter. Pozwalała się kochać, ale pieścić niekoniecznie.
Alicjo, dopiero teraz ujawniło się zdjęcie. Mrusia to poczciwotka z buzi. Ja też czasem drutuję 🙂
Moja Zgaga ani na „r” ani na „s” a ma już 17 lat
https://picasaweb.google.com/112958196308416510634/Koty#5405534515804752706
O Bandycie nawet nie pisnę, boć to młodzian przy niej.
Też lubię piosenki Nohawicy…
Jolly R. – w polskich, dawnych książkach kucharskich nazywało się to siatką. Nie ma tego świnia (ma sadło) ma cielę (najwyżej cenione) ma baran – owieczka i ma wołowina – ale już grubsze. P. Diesslowa pisze przy potrawach, w szczególności roladach, aby rzeźnik dołożył siatkę. W początkach XX w też był to kawałek darmowy.
Ewo,
sąsiedzi mieli kota Binladena. wyjątkowy łobuz i włóczęga, ale pełen wdzięku. Niestety z jakieś włóczęgi już nie wrócił 🙁
Siatka z tłuszczu? 🙄
Zgaga dostojna, lubię czarne koty. Bandyta to na razie chuligan chyba?
Nasze Młode mają dwa koty rasy brytyjskiej krótkowłosej (british shorthair). Jedna kotka jest biała i ma niebieskie oczy, druga jest szaroniebieskawa i ma bursztynowe oczy. Piękne leniwce i niechętne do żadnych czułości.
Od urodzenia chuligan 😉 Podejrzewam, że do śmierci mu nie przejdzie.
Jagodo,
Nie potrafie wklejac linkow w telefonie, wiec jak chcesz to wyguglaj ‚caul fat’. Swieta sprawa do zawijancow miesnych grilowych-tluszczyk sie wytapia w mieso, ktore jest soczyste dzieki temu i zachowuje nadany ksztalt
Jolly,
nie bez powodu mówi się o sztuce kulinarnej 😉
Na Cyprze zajadałam się tamtejszymi szaszłykami. Po ośmiornicy z rusztu, było to moje ulubione danie 🙂
Pyro,Jagodo-już kilka lat temu Osobisty Wędkarz znalazł swoje wędkarskie eldorado
w senegalskim regionie Casamance.Patrząc na mapę zamieszczoną poniżej można łatwo zrozumieć,dlaczego ryb tam nie brakuje.Wszystkie łowi osobiście,zresztą trochę swego sprzętu już tam pozostawił,nie zawsze w sposób zaplanowany 😉
Ciekawostka:zdjęcia z linku poniżej są zrobione przez szwajcarskiego geologa,który jak przeczytałam,zaczynał swoją naukową karierę,kiedy ja zaledwie pojawiłam się na świecie 🙂
http://www.saugy-photo.fr/bettex/Casamance/Casamance.html
niesamowite 🙄
https://www.google.pl/search?q=caul+fat&tbm=isch&tbo=u&source=univ&sa=X&ei=V5AXU4bJNMOQ4ASR0YGwDA&ved=0CC8QsAQ&biw=1280&bih=603
😉
FRITZ THE CAT….jedyny kot, ktorego toleruje
http://www.youtube.com/watch?v=KtLcBvWFKc0
Jagodo-ta siatka to rzeczywiście znakomity patent.Alain do tej pory nie może zrozumieć,dlaczego nie ma jej u naszych rzeźników 🙁
Danuśka – jest na prowincji; tam, gdzie rzeźnicy kupują zwierzęta, każą zabić w ubojni i zabierają do rozbioru u siebie. W miastach kupują z wielkich hurtowni, chłodni itd – czyste i bez niczego. Ja sobie u pani zamawiam – flaki, ozory, podgardle do pasztetów i ona składa zamówienie w rzeźni w Grodzisku Wlkp. Po paru dniach dostaję, chwalę to sobie. Towar jest świeży i fachowo przygotowany.
Pyro-dzięki,to popytamy w takim razie u naszego nadbużańskiego rzeźnika.
Suszone ryby, właśnie!
U mnie niedaleko jest ruski sklep, a w nim bogactwo niezwykłych ryb, w tym i suszonych. Tak np w promocji http://pl.wikipedia.org/wiki/Mallotus_villosus suszone i solone, za jedyne 7,90 euro/kg. Wie ktoś co z tym zrobić? Te są maleńkie ale też większe mają. Widzę tam półtuszki leszcza wielkie jak łopata ale i średniej wielkości ryby, z reguły ryby słodkowodne, tzw. białe. Najwięcej jest krąbia mniejszego niż dłoń. Mieliśmy tu kiedyś coś o takim towarze? Było owszem coś o suszonym dorszu, ale to nie to.
A sterleta też bym dostał w zeszłym tygodniu, w sam raz na przepis w ostrym sosie (jw), ale w wielkości blisko takich egzemplarzy jakie łowił szczęściarz Alain w Senegalu (uściśnij Danusiu proszę ode mnie!) i w domowym piekarniku nie do zrobienia.
Koty górą!
ozzy.
Po wpisach milosniczek kotow ,Twoj FRITZ THE CAT troche glupi.
Pepe – suszone ryby strugane dosłownie w drzazgi służą jako „prikuska” nic się z nimi nie robi – żuje się w podróży, przy wódce, kartach, przy piwie. Są szalenie popularne i bardzo lubiane.
Kobiety kuchenne: to jest otrzewna.
Wiem, bo widziałam w telewizji… lalala.
http://images41.fotosik.pl/1480/24a38bdf6b5c8718med.jpg
Nisiu – tak, to jest jej funkcja, kuchennie jednak jest to siatka. Kiedy nie było jeszcze dzisiejszych wymysłów zawijano w nią kumpie i myszki.
Do jutra. Jutro idę do apteki. Dla mnie to jak wyprawa do bieguna.
Inka nie dostała dla mnie tych tanich ryb i muszę przy okazji podumać nad obiadem, może kluski z serem? Albo coś?
Ale w sklepie prosi się otrzewną jeśli już, nie słyszałam o siatce. W małych miastach jak i dużych sklepy mięsne wyglądają tak samo. Nie znam żadnego sklepu w którym sami dzielą mięso. Wszędzie przywożą konkretne zamówienie. A otrzewną faktycznie dość trudno kupić. ( nie żebym coś robiła z tego sama ) 🙂
W Popielec koty mogą skakać zuuuupełnie bez grzechu! 😀
Wczoraj Rumunia, dziś Korea – fantastyczny Blog, ciekawi Ludzie! 😉 😀
Ewo, z mą bytnością w mieście O. to miało być w sensie, że skoro dotarłam dopiero w zeszłym maju – szanse powtórki są… etc. …a nie, że półdąsem wypominam inspiracje, wrzuciwszy je pierwej w domenę publiczną 😀 …Ale poczekaj Ty, poczekaj – w grudniu nabyłam byłam drogą kupna (w taniej książce, za 3 PLNy) przewodniczek po mieście Chrz. (Bezdroża) – jak ja tam kiedy zajadę i w godzinkę-półtorej zrobię foto-monografię miasta, okolic, drewienka, knajpek, cukierenek… – to dopiero będzie! 😉 😀
Dzień dobry!
Odpadłem z wczorajszej rozmowy ze względu na różnicę czasu. Z żalem udałem sie w objęcia Morfeusza, bo dawno nie zdarzyło mi się mieć tak interesujących interlokutorów.
@bjk- nie wiedziałem, nasze mają imiona takie, a nie inne, bo inne po prostu nie pasowały :). Po przyniesieniu do domu Sara aż sie prosiła o takie imię, a Sasza przez skojarzenie z rasą, kot rosyjski błękitny.
dla zainteresowanych zdjęcia są na blogu, a dokładnie to
tutaj
@yyc- Naemdemun Market to jeden z ulubionych, dają tam nawet mapę, żeby się nie zgubić na tym targowisku.
@Alicja- fish sauce nawet się doczekał wzmianki, na samym końcu wpisu o sardynkach :). Ale bulionu rybnego z sosu zrobić się nei za bardzo da.
A zielsko to chryzantema,Chrysanthemum coronarium. Urzekła mnie bo kojarzy się raczej z jesiennym kwieciem niż z zupą czy sałatką. Tutaj kwiatami aromatyzuje się wino ryżowe.
@Jagoda- mądrze prawi ów Mordechaj, nie można przesadzać z surowizną dla kotów. Ale tu też żaden problem-mniej dla kotów, więcej dla człowieków 😉
Krzychu, ładne kociska. Tym „S” też nie przejmuję się, napisałam o tym, jako o zabawnej ciekawostce, ale na wszelki wypadek, Bogu świeczkę, diabłu ogarek, przypadkowo podobają mi się imiona dla moich kotów zaczynające się na „S”. Feliway stosowaliśmy przy próbie dokocenia poprzedniej kotki, strasznej nerwuski. Wyhodowałam ją od pierwszego dnia życia na butelce, to dzieciństwo bez matki odbiło się trochę na jej psychice. Co do karmienia kotów, to szkoły są różne, z surowizny wołowinka. Z rybą nie przesadzać, tutaj jest sensowana ściąga: http://www.vetopedia.pl/article105-1-Czego_unikac_w_zywieniu_kota.html
Co do wieprzowiny, zdania są podzielone, ja na wszelki wypadek nie daję, bo jestem cykor, jeśli chodzi o zdrowie podopiecznych.
Ozzy, znam takiego jednego, co to deklamował, że tylko psy i wyłącznie psy, a kote be i wredoty. Ale jak poznał koty, to przepadł z kretesem. Ja tam w ogóle nie uznaję opozycji psio/kociej, lubię wszystkie stwory. Można też mieć całkiem zwyczajnie uczulenie na sierściuchy, wtedy pozostaje albo nie mieć kota, albo odczulać się, co jest procesem dość uciążliwym, ale skutecznym.
Pyro, jak nie mam dynamiki do wyjścia po zakupy, a obiad trzeba zrobić, to zapiekanka z przeglądu lodówki. Makaron lub ziemniaki, zwykle zasychacją w lodówce jakieś resztki wędlin, serów, jest w domu cebula, czosnek, przyprawy, ewentualnie pomidor świeży lub suszony w oliwie. Jest też danie trywialnie proste, a dobre – ziemniaki z kawiorem. Upiec ziemniaki w piekarniku w folii, kawałek świeżego masła, jakiś słoiczek kawioru, może być pośledniej jakości z Lidla. Pyszne, tanie wbrew pozorom, lekkie. Zwykle mam w szafce trochę awaryjnych puszek i jak nie ma co zrobić, kombinuję rozmaite wynalazki. Albo, jako Poznanianka możesz zrobić pyry z gzikiem.
bjk, kociska za komplement dziękują, ja na ich wygląd wpływu nie mam. No dobra, wyczeszę czasem 😉
Zatrzymałem się na chwilę na Twoich popradzkich bajaniach, potem dostrzegłem archiwalia, jadę niedługo w nużącą, acz niezbędna delegację, pozwolisz, że zagłębię się w lekturze.