Kuse dni czyli huczny koniec karnawału

„Tłusty Czwartek i jego wesołe obchody były jednak tylko wstępem do szaleństw, które miały się już niebawem rozpocząć – twierdzi Barbara Ogrodowska w swoim dziele „Święta polskie”. Bo szczególnie suto, wesoło i swawolnie bywało w ostatnie trzy dni przed Popielcem zwane zapustami (jak i cały karnawał) zapustem, mięsopustem, ostatkami, kusymi dniami lub kusakami, czyli diabelskimi dniami.
Faworki świeżo osączone ze smalcu jeszcze ciepłe i wabiące kruchością        Fot. P. Adamczewski
Mówiono, że były to „szalone dni”, „zapuśne dni”. Spędzano je na zabawach, tańcach i poczęstunkach. Sąsiedzi i krewni odwiedzali jedni drugich, ucztowali i popijali.
Wielki ruch panował na drogach i gościńcach. Pełno tam było pieszych i furmanek z ludźmi, którzy udawali się z wizytami do krewnych i znajomych mieszkających w innych wsiach.
We wszystkich domach było wielu gości i dużo tłustego, pożywnego jedzenia, żeby każdy mógł najeść się do syta przed nadchodzącym Wielkim Postem, W bogatych domach (w okolicach Nowego Sącza i Grybowa) ustawiano długie stoły z mięsem, kiełbasami, słoniną, boczkiem i kołaczami z serem. Był to poczęstunek dla domownika, ale także dla każdego, kto w tym dniu przyszedł do domu. Ubodzy przychodzili więc często do bogatszych, aby się posilić. Niektórzy z nich, ci których było na to stać, w rewanżu przynosili gospodarzom małe flaszki wódki.
Najbiedniejsi, bezrolni przychodzili w „ostatki” do zamożnych gospodarzy, aby umówić się na tzw. „odrobki” (podobnie jak w św. Szczepana lub przed Nowym Rokiem). Za użytkowanie jednej skiby ziemi obowiązywał jeden dzień pracy w tygodniu, za dwie skiby – dwa dni itd. Umowę tą zawsze przypieczętowywano poczęstunkiem i wypiciem wódki.
Przyjęcie, poczęstunki i tańce urządzano w ostatki również w majątkach ziemskich dla służby i czeladzi dworskiej.
Przez całe trzy „kuse dni” a już zwłaszcza w „kusy wtorek” chodzili po wsi przebierańcy z uczernionymi twarzami, w wywróconych futrem na wierzch kożuchach. Od domu do domu chodziły całe korowody różnych zamaskowanych postaci, w większości występujących we wcześniejszych obchodach kolędniczych.
W pochodach zapustnych chodziły więc niedźwiedzie skakały i pobekiwały kozy, harcował konik, klekotały (zwiastując wiosnę) bociany i żurawie z długimi dziobami; chodzili też przebrani Cyganie, dziady, cudzoziemcy (np. Niemcy, Turcy), a także aptekarze, żandarmi, wojskowi i inni.”
Ten najbardziej zwariowany i rozpustny kusy dzień przypada właśnie dzisiaj. Jeszcze jest więc trochę czasu, by pożegnanie karnawału dobrze przygotować. Faworki wprawdzie już mam – co widać ale to jednak zbyt mało. Zamykam więc komputer i ruszam do kuchni!