Witajcie!
Liczne przygody przerwały nam kontakty z Wami. Przepraszamy! Przygody nie były złe, ale absorbujące i trzeba im było stawić czoła,ale już jesteśmy na prostej drodze i powtarzamy: witajcie, witajcie!
Oczywiście mamy za sobą także wiele nowych, zdobytych ostatnio doświadczeń z dziedziny, którą lubię nazywać kulturą kulinarną i której przejawami lubimy się z wami dzielić. Bo ani to nie jest naukowe prawienie o zasadach zdrowego żywienia ani zapraszanie do gotowania, choć i od niego nie stronimy. Jak wiecie, od lat, uparcie, powtarzam,że kultura kulinarna jest ważną częścią kultury przez duże „K”. I od tego zdania nie odejdę ani na jotę. Jednak czas wszystko zmienia, bez zmian nie można się obejść.
Każdy czas ma swoją kulturę stołu. Pozwólcie, że posłużę się historią literatury, aby w uproszczeniu pokazać jej przemiany. Kochanowski nie posługiwał się widelcem, ani nie pijał z cienkiego kielicha, nie stawiano przed nim cienkich porcelanowych talerzy. Na stole biskupa Krasickiego bywały sztućce, szklane puchary do wina i znacznie już tańsza, choć jeszcze nie powszechna, porcelana. Prus, Sienkiewicz czy Orzeszkowa musieli nauczyć się, który sztuciec do czego, wybierać spośród bardzo wielu, bardzo wyspecjalizowanych stołowych przyrządów, w których wymyślaniu wiek XIX był niezwykle twórczy.
Pamiętamy scenę z XX-wiecznego filmu „ Pretty woman”, kiedy Julia Roberts uczy się przeznaczenia sztućców. Choć, nawet na eleganckich stołach, do naszych czasów pozostała tylko ich część. Od bogactwa przyrządów stołowych sprzed lat przeszliśmy sprawnie do foodtrucków, jedzenia i picia na wynos, bez udziału stołu.
Myślę, że nie polubię jedzenia kotleta w wielu wartwach puszystej buły, z której w chwili nieuwagi ścieka sos, że nie będę kupowała sobie obiadu w najbardziej polecanym foodtrucku ani kawy w papierowym kubku i nie będę jej siorbać w rytm szybkiego marszu. Ale są tacy,którzy mają takie potrzeby. Poza tym stało się to już na tyle powszechne, że trzeba skapitulować przed taką jedzeniową modą (trendem, ułatwieniem?), podobnie, jak przed modą na feminatywy, która opanowała już wiele krajów i języków. Lubię z przyjaciółmi zasiąść przy nakrytym estetycznie stole i podać w porcelanowych „zupierkach” wytworną kartoflankę. Czy kartoflanka może być wytworna? Jeśli ktoś ma wątpliwości, nich przypomni sobie piosenkę Wojciecha Młynarskiego o tej zupie. A potem proszę wypróbować nasz przepis. To będzie kartoflanka będzie ze słodkich ziemniaków. Tak naprawdę pataty, czy jak wolą inni bataty nie mają wiele wspólnego z ziemniakami, tyle, ze podobnie jak one rosną pod ziemią. I podobnie jak one pochodzą z Ameryki.
Krem z patatów
2 spore bulwy patatowe, łyżka klarowanego masła, 2 małe lub 1 większa szalotka,1/2 szklanki słodkiej śmietanki 12proc., sól
Jako dodatek ok.5 dag płatków migdałowych
Najpierw obieramy cebulę i drobno siekamy, po czym szklimy ją na klarowanym maśle.
Obieramy też pataty i kroimy na kawałki (np. wielkości frytek) Dodajemy pokrojone pataty do zeszklonej cebuli. Wlewamy tyle wody, aby przykryła warzywne kawałki i gotujemy pod przykrywką. Gotowanie nie trwa długo, bo pataty gotują się bardzo szybko.
Miksujemy potrawę na gładki krem, dodając tyle wody, aby uzyskać dość gęsty krem. Zagotowujemy zupę, dodając sól do smaku i śmietankę.
Pozostaje jeszcze podprażyć na suchej patelni płatki migdałowe, które stanowią doskonały dodatek do tej słodkawej, aromatycznej i eleganckiej zupy.
Ta zupa-krem aż prosi się o podanie w pięknych „zupierkach” lub miseczkach, na ładnie nakrytym stole, przy którym zasiądzie dobre towarzystwo. Smacznego!
Komentarze
„Pamiętamy scenę z XX-wiecznego filmu „ Pretty woman”, kiedy Julia Roberts uczy się przeznaczenia sztućców.”
To nie jest dobry przykład – facet z „ą-ę-bułkę przez bibułkę” milioner, a ona z tak zwanych upadłych kobiet, ale to wcale nie znaczy, że nie wie, jak się posługiwać łyżką i widelcem oraz nożem. NAPRAWDĘ???
Skomplikowano te rzeczy – co w czym gotować, jakie naczynia używać, o utensyliach już nie mówię.
A propos buły i takich tam – owszem, w podróży 🙂
https://www.youtube.com/watch?v=a-3qIK2u2dU
https://www.youtube.com/watch?v=MKLVmBOOqVU&list=RD_mEC54eTuGw&index=18
Dzień dobry 🙂
kawa
Irek ! Zawsze na temat .
Dzięki za znakomitą kawę.
Moje zupy kremowe i buliony zawsze podaję w moich ulubionych ładnych i poczciwych filiżankach do zup (Suppentassen). Myślę że obraziłyby się na mnie gdybym podała je w „zupierkach”. Czy normalny język trzeba koniecznie udziwniać i szpecić?
http://grzegorz.jagodzinski.prv.pl/gram/pl/slowotw01.html
Ewo47, sufiks „-erka” zdecydowanie istnieje w systemie słowotwórczym języka polskiego (szlifierka, tancerka, sosjerka, fuszerka, …)
To już pół sukcesu.
Druga połowa – czy i jak często jest używany w tej konkretnej formacji słowotwórczej (podstawa słowotwórcza + formant).
Z pewnością można się pofatygować i sprawdzić, czy jest w sieci 😉
Jest jeszcze trzecie pytanie – czy się podoba. A dokładniej – komu się może NIE PODOBAĆ. Bo polonista, nawet starszy i całkiem leciwy, zawsze powie, że im język bogatszy, bardziej plastyczny, z mnóstwem słów charakterystycznych (regionalnych, nacechowanych, itede, itepe.) …tym lepiej… 🙂
Alicjo-gdyby przy Twoim stołowym nakryciu znalazła się choć część tych sztućców, to czy wiedziałabyś, jak należy się nimi posługiwać? https://tiny.pl/c38hm
Wiem, że podróżowałaś po całym świecie i jadałaś różne rzeczy. Ja trochę też podróżowałam, ale do dzisiejszego dnia przyglądając sie zastawie służącej do „obsługi” najróżniejszych owoców morza mam wątpliwości i wolę zapytać oraz obserwować współbiesiadników. Nie jest istotne to czy jestem albo też nie jestem kobietą upadłą, ale to przy jakich stołach i co jadałam do tej pory.
A film „Pretty woman” oglądałam już może cztery albo więcej razy i mimo, iż jest to słodka bajka o Kopciuszku to trudno… lubię 🙂
Obejrzałam sobie w Internecie kilkanaście polskich serwisów obiadowych oferowanych do sprzedaży. Są sosjerki, salaterki i buljonówki. Zupierek nie ma. Na szczęście.
Nie mam nic przeciwko tancerce, sosjerce i fuszerce (poza językową).
https://www.youtube.com/watch?v=isKnnHt8KPE
Ja też lubię, ale drugi raz już bym nie obejrzała – to jednak bardzo (za bardzo) naciągana bajka o kopciuszku, ta pretty woman 😉
Co do utensiliów – najmniej skomplikowane, czyli łyżka, widelec, nóż, a w razie rozterki, to i własne łapy, w końcu najwłaśniejsze 😉
Obejrzyjcie podrzucone wideo – już widzę, jak spodobałoby się Nisi 🙂
(dla nie siedzących w układach blogowych – Nisia vel Monika Szwaja zamieszkiwała w Szczecinie, dawniej, czyli za Niemca – Podejuch)
A propos wpisów – no przecież nie może być tak, że Gospodyni coś napisze i nikt tego nie skomentuje!
Przy okazji mam pytanie – jak po innemu nazywają się „zupierki”?
I tak nam, jak zwykle zresztą, zeszło na… no właśnie, na co? Na rozmowę o gustach i guścikach 😉
Nie obejrzeliśmy „Pretty woman”, ale za to „Bruneta wieczorową porą” 😉
Jerzor po raz pierwszy, ja po raz drugi.
Oraz to:
https://adamczewski.blog.polityka.pl/2010/05/31/basia-na-targu-staroci-ja-przy-garach/
A przy okazji – wrzuciłam w google hasło „zupierki” i wyszły mi jakieś ruskie strony oraz to, co powyżej. Gdybym była oficerką śledczą dzisiejszych czasów, zaraz poszłabym tym tropem, szukając związków naszego ś.p. Gospodarza z wiadomymi służbami wiadomo gdzie 😉
Talerz do zupy (niektórzy mówią – na zupę) występuje w języku polskim jako „talerz głęboki”. Wrzućcie hasło, a wujek google wam zaprezentuje do wyboru, do koloru 😉
https://urodastolu.pl/miski-do-zupy-z-uchwytem
p.s.
Za szybko piszę – otóż Podejuch to za Niemca dzielnica Szczecina (Stettin) na skraju Puszczy Bukowej, gdzie zamieszkiwała Nisia. Teraz zamieszkuje tutaj:
https://podroze.onet.pl/aktualnosci/1-listopada-najwieksze-cmentarze-europy-wsrod-nich-jest-polska-nekropolia/39qqts8
Też nie byle jakie miejsce…
@zupierka:
Znalazłem tylko jedno użycie — ktoś tak określił jakieś „stare” (w sensie targ staroci) włoskie naczynie.
Gospodyni przy ” zupierce” użyła cudzysłowu, więc pewnie jest to nazwa używana w domu i znana rodzinie.
Przy tej okazji chciałam sprawdzić jaką nazwę mają naczynia w kształcie miseczki z dzióbkiem z jednej strony i uchwytem z drugiej, ale nie udało mi się. Nie jest to typowa miseczka z rączką, a ja nazywam je niepoprawnie kokilką i tak zostanie, bo w domu wiemy, o co chodzi. Wygodnie jest jeść z nich bigos, fasolkę po bretońsku.
Co do Bolesława Prusa, to można sądzić, że nie bardzo mu się podobała konieczność znajomości rozmaitych sztućców, bo z ” Lalki” /bardziej z serialu niż książki/ pamiętam scenę obiadu u Łęckich, na którym obecny był Wokulski. Podaną rybę jadł, używając zwykłych sztućców , a na zwróconą uwagę wyjaśnił zdziwionym gospodarzom, że rybę bez ości jak najbardziej można jeść zwykłym nożem i widelcem.
Ogary poszły w las… (żeby przy literaturze zostać 😉 )
https://photos.app.goo.gl/mqwFUtYWwQAKEUGq9
Witajcie moi drodzy.
U nas też zamieszanie i perturbacje domowo-ogrodowe (plus niestey zdrowotne). A to niestety wyłącza mnie z przyjemności goszczenia w naszej Blogowej Kawiarence.
Dzisiaj musiałąm wstać rano,rano, skoro świt, bowiem temperatura wzrośnie do 38 stopni i roślinki trzeba było napoić. Teraz poranna kawa i przyjemność do blogowych pogaduszek. Zaś niebawem wybieramy się nad ocean.
A propos sztućców, „dowcip z brodą”. Może znacie, może nie:
— Pan hrabia wybrał się nad ocean wraz z wiernym sługą Janem. Hrabia podążył do wody, Jan został na brzegu. W pewnej chwil do hrabiego podpływa rekin.
Hrabia w krzyk: Janie podaj nóż!
Jan: Ależ panie hrabio! Do ryby?
A nuż widelec!
Witaj Zwierzątko nasze, dawno Cię tu nie było! U mnie -2c, ale nie narzekam, wszak to dopiero luty!
Chciałam się przed chwilą pochwalić moją nową zabawką, iPad, no ale jak to ze mną – coś nacisnęłam tymi wielkimi paluchami i wcięło. Podoba mi się ta zabawka, bo prawie za mnie pisze, ale jestem przyzwyczajona do dużego obiektu, dużego monitora – no i wielkiej klawiatury!
Czytaliście, drodzy czytelnicy „Polityki”, artykuł o przyjaźni? Moja najdłuższa przyjaźń trwała 52 lata i została przerwana przez śmierć przyjaciółki, niestety. Dzieliła nas Wielka Woda, ale cały czas utrzymywałyśmy kontakt listowo-mailowo-telefoniczny no i zawsze, kiedy byliśmy w Polsce, spotykałyśmy się na nocne Polek rozmowy przy licznych butelkach wina. Od dwóch lat jakoś tak głupio…
Od tamtego czasu meta we Wrocławiu u Michała, syna Alicji. Znam go, wiadomo – od czasów, których on nie pamięta! Przyjaciółka nigdy mnie nie odwiedziła tutaj (mowy nie ma o lataniu!), ale Michał i owszem.
„ludzie nie wiedzą, czego chcą, dopóki im tego nie dasz.”
Wielka prawda, wypowiedziana w artykule „Depresja influencera” z ostatniej „Polityki”.
„Tak jak ludzie nie wiedzieli, że potrzebna im kawa kapsułkowa, dopóki marketing im tego nie sprzedał.”
Mnie kawy nawet Irek nie zdołał sprzedać, no ale ja starodawna, mnie trudno na coś naciągnąć 😉
Dzień dobry 🙂
kawa
A może w niedzielny poranek ktoś ma ochotę na płynną czekoladę?
Pozwólcie, iż podam w specjalnym dzbanku przewidzianym do serwowania tejże:
https://tiny.pl/c3sh4
Podczas podróży bliższych lub dalszych, jeśli tylko mam okazję, to chętnie zwiedzam muzea porcelany. To zajęcie przyjemne dla oka, a poza tym czasem trafia się na przedmioty w dzisiejszych czasach zupełnie już nieznane lub nieużywane.
Zupierka jest niewątpliwie zapożyczeniem z francuskiego, ale soupière (czyt. supiere) znaczy po francusku waza do zupy.
Jaka tam kawiarenka , toż to kuchnia! Chociaż codziennie Irek nas kawa poi ,, proszę się nie denerwować, wystarczy że ja się denerwuje, wypróbowuje bowiem moją nową zabawkę. Zdaje się, że zabawka pisze za mnie! Nowy iPad. Będzie mi służyć raczej jako telefon, no i w podróży. Dopiero teraz znalazłam, co wczoraj zgubiłam, to znaczy komentarz. Dzień dobry!
Kwiatki z rabatki nie dają spokojnie pedałować bo co i róż coś nowego wystrzeli prawie w kosmos. A wszystko to miodem cieknące 🙂
https://photos.app.goo.gl/VWrvzLxJt6R1zdz88
I chciałoby się zrobić z tego sałatkę 🙂
https://photos.app.goo.gl/RJRzFaPGGGwKESC89
W każdym razie można to spożywać bez sztućców i innych duperek
Nie wiem, czy strelicja jest jadalna… ale wygląda pięknie! Ja na razie muszę się takimi obywać:
https://photos.app.goo.gl/PP1rtGiuoB9gbMS77
Z takich suszonek to możesz parzyć herbatę :))
W temacie „zupierka”, otóż mieliśmy kiedyś w domu przepiękny serwis obiadowy z piękną zupierką , porcelana zdobiona różyczkami itp. ale gdzieś po drodze się zbyła (raczej: zbiła!). Ów serwis był tak zwany poniemiecki.
Tutaj też mam zupierkę, ale nie taką ozdobną, jak tamta poniemiecka, chociaż kiedyś nabyłam specjalne farby do malowania na szkle i miałam zamiar to zrobić własnoręcznie, ale wiecie, jak to bywa z zamiarami…
Ta zupierka jest nowoczesna, niestety nie porcelana, ale za to można ją było kabelkiem podłączyć do elektryki i zupę podgrzać. Była do niej chochelka (gdzieś zapodziałam) oraz pokrywka, ale pokrywka była pęknięta, wobec czego dostałam w prezencie jako niby bezużyteczną. Ale oczywiście zgodnie z przeznaczeniem używam ją do przechowywania kabelków komputerowych wszelkiego rodzaju 😉
https://photos.app.goo.gl/wQVoF75wdVKKnW4Q8
p.s.
Zupierka kojarzy mi się z przepierką, a waza z wiadomą dynastią.
Co prawda, jest to porcelana wałbrzyska, ale tamta poniemiecka była podobna i miasto Wałbrzych jest, było nie było, też poniemieckie 😉
https://photos.app.goo.gl/TkdC8irb7mjR71gQ8
Panowie pognali na rowery, jest +1c i słońce daje po patrzałkach że hej!
Synowa zapisała się na kurs robienia ikebany, nie jest wyjaśnione, czy suche kwiaty są dozwolone w tych aranżacjach.
Wracam do kryminału, którego nie polecam, bo cienki dość, ale za karę, że kupiłam, muszę go dokończyć. Jedyny plus, że występuje w scenografii miłej memu sercu, czyli we Wrocławiu (nie, nie jest autorstwa mistrza Marka Krajewskiego, niestety).
I na koniec – urodziny mam w kwietniu, przyjmuję prezenty 😉
https://pl.dhgate.com/product/wholesale-86-pcs-bone-china-dinnerware-sets/721544854.html
Dzień dobry 🙂
kawa
Do wczorajszego dzbanka do czekolady dorzucam dzisiaj dzbanek do kawy z Limoges, cena 550 $ zatem pozostaje mi jedynie pooglądać go internecie:
https://tiny.pl/c3vtp
Alicjo-pomysł z podłączeniem wazy do zupy do prądu bardzo praktyczny.
Moja mama w nieużywanej wazie przechowywała przyprawy.
Już tu kiedyś klepaliśmy na temat porcelany, co skutkuje przeglądaniem w internecie zestawów porcelanowych do wszystkiego, przy okazji również ceramicznych.
Niektóre są bardzo rozpoznawalne, na przykład ceramika bolesławiecka o charakterystycznym kolorycie (biało-niebieski) i wzorach, coraz ciekawszych i „doprawianych” innymi kolorami. Do produkcji służy kaolinit, wydobywany zresztą w okolicach Bolesławca. Pan J. w latach 70-tych miał z tym do czynienia.
Wazę do zupy używaną zgodnie z jej właściwym przeznaczeniem widuję jedynie u kuzynki męża podczas świątecznych obiadów. Moja waza doskonale przydaje się, kiedy robię śledzie w słodkokwaśnej zalewie.
Królewska porcelana pięknie wygląda bez potraw. One psułyby tylko estetykę zastawy 🙂
Oznaki wiosny już były widoczne i u nas, w postaci klucza gęsi. Sporo gęsi jest już na Mazurach, o czym doniosła mi siostra.
Krystyna,
masz rację, kawał schabowego na Rosenthalu to estetyczna kraksa 😉
https://www.youtube.com/watch?v=9wT1s96JIb0
🙁
Ooooops!
Mordka powyej miaa by odwrotnie – 🙂
*powyżej miała być odwrotnie!
Wetnę się z kawą…
Dobre! 🙂
Dzień dobry 🙂
kawa
Dzisiaj tematem numer jeden są oczywiście pączki, kreple, faworki czy chruściki.
Mamy tradycyjne doniesienia o kolejkach do cukierni uważanych za najlepsze, są przepisy oraz obliczenia ile pączków zjemy dzisiaj w całym kraju.
Poczytałam przy okazji o tradycjach związanych ze śląskimi kreplikami i domyślam się, że Pepegor ma z nimi smakowite, rodzinne wspomnienia. Pepegorze, a czy kupujesz pączki obecnie, w swoich teraźniejszych stronach?
https://www.slaskiesmaki.pl/staticcontent/141182/kreplikikreple
W stolicy postanowiliśmy uczcić godnie Tłusty Czwartek organizując mini zjazd warszawski. Spotykamy się dzisiaj popołudniu przy moim stole, a o szczegółach naszej biesiady opowiemy po jej zakończeniu.
Danuska, tych paczkow to wam zazdroszcze. Czasami widze cos co przypomina nasze paczki ale to nie jest to.
Za oknem szaro, buro i mzawka ale moze uda mi sie pojsc na targ.
Ranking najlepszych pączków w Warszawie wg. Macieja Nowaka w następujących kawiarniach/ciastkarniach:
1. Rdest – na Puławskiej,
2. Ciastko z Dziurką – na Wilczej,
3. Panna – na Kwiatowej.
Całość (przegląd 10 przybytków pączkowych) tutaj:
https://warszawa.wyborcza.pl/warszawa/7,54420,30672988,czuc-zapach-drozdzy-masla-wanilie-oto-warszawski-paczek-roku.html?utm_source=mail&utm_medium=newsletter&utm_campaign=poranny&NLID=4b19350acc705d6d9366dacdafe519b940068bcce2f6e35c52d81f21b0dca36c
+6c, słońce. Cykliści szykują maszyny.
Ale najpierw wypad po pączki do Baltic Deli 🙂
p.s.
Danuśka, koniecznie jakaś fotorelacja ze spotkania!
A owszem Danusko, paczki.
Udalem sie dzis do polskiego sklepu po takowe i wzialem trzy torebki po dwie sztuki: po jednym z rozanna konfitura, po jednym z powidlami ze sliwek. Dwie torebki byly dla sasiadek i te juz przekazalem, ale moich jeszcze nie sprobowalem, bo jestem jeszcze nasycony objadem i zjem dopiero na kolacje.
A kreple? Tak, rozpisywalem sie tu swego czasu na ten temat dosc rozwlekle. Rowniez na temat wieczorow z darciem pierza i finalowego wieczoru zwanego faktycznie „fyjderbal“em. Zdarza mi sie rozmawiec jeszcze dzisiaj z tym, czy owym uczestnikiem – choc niema nas juz wielu – ktorzy opowiadaja o tych wieczorach z rozrzewieniem i wspominaja moja mame, ktora to wszystko organizowala. Miedzy trzema lub czterema doroslymi osobami bylo nas tam wtedy zawsze okolo 5 dzieci w wieku od 9 do 12 lat. Poza nieodzownymi polotkami miedzy doroslymi, ktore nas dzieci tez bardzo interesowaly, gwozdziem wieczoru byly historie mniej lub bardziej niesamowite, najlepiej te „o duchach“. Moja mama potrafila opowiedziec zawsze cos nowego, jesli innym zabraklo inwencji. Potrafila doskonale zwrocic uwage na swoja narracje i potrafila opowiadac.
Odbywalo sie to wszystko w naszej dosc obszernej kuchni i lokowalismy sie wtedy wokol piecyka „zeleznioka“, czyli tzw kozy. Mimo, ze kuchnia byla obszerna, jak kuchnie wtedy, nie mielismy szans wszystkim zapewnic jakiegos komfortu i jakiegos mebelka do siedzenia. Dzieci przynosily wiec wlasne zydelki, tzw „ryczki“, aby moc usiasc. Dostep do piecyka byl ograniczony i pamietam ojca glos kiedy nazekal, ze do jego lezanki (ulubiony mebel wypoczynkowy po pracy) nie dochodzi zadne cieplo, bo przednie szeregi zaslanialy skutecznosc dzialania piecyka. W lutym byla u nas najczesciej 20 – stopniowa zima.
Wieczor konczyl sie zwykle po dziewiatej, a wracajacym dzieciom mama musiala zapewniac, ze stanie w oknie i bedzie czuwala nad ich powrotem do samego domu. Zwykle to bylo niedaleko i mozna bylo kazde obserwowac do konca drogi.
Darcie pierza konczyla mama zwykle w ostatki i smarzylismy tych paczkow cala gorke. Moj wklad polegal na tym, ze pilnowalem plywajace w roztopionym sadle sztuki, kontrolowalem stopien zarumienienia, obracalem i wyciagalem szpila gotowe juz, i wkladalem do miski. Paczki mojej mamy mialy wysokie uznanie. Nawet na trzeci, czwarty dzien byly lekutkie jak pomponik. Jak kazde ciasto swiateczne robila je w zasadzie na sadle wieprzowym i tez smarzyla na tegoz glebokim tluszczu. Za nadzienie sluzyla zwykla marmolada, taka jaka w tych czasach stala jako blok na ladzie, obok bloku z ceresem lub wtedy jeszcze nawet masla.
A, jeden paczek nadziewany byl musztarda – dla tzw jaj!
Pepegorze,
piękna opowieść! Ja zaliczyłam niewiele takich imprez jak darcie pierza, ale też to pamiętam. Zazwyczaj u sąsiadek z odległej wsi, my mieliśmy kury, a z nich pierze żadne, tak się wtedy mówiło. Gęsi, kaczki kto miał, to miał i wysokiej jakości pierze.
U mnie pączki już zjedzone, niestety, nie z różaną konfiturą, tylko z jakimś gorszej jakości dżemem. Dawno temu była konfitura z róży, potem powidła śliwkowe (też dobre), a teraz nie wiem, co się stało, byle czym nadziewają 🙄
Pączek z musztardą? He he… ja bym zaryzykowała chrzan 🙂
Dzisiaj wieczorem bal w Operze Wiedeńskiej. Będzie jak co roku transmitowany na żywo w tv.
Jednego pączka dzisiaj zjadłam ale mi nie smakował, wnuki też nie chcą ich jeść.
Tutaj na północy ludzie chyba nawet nie wiedzą jak dobry pączek powinien smakować. Że dzisiaj tłusty czwartek też nie wiedzą.
Wydawnictwo się reklamuje. Zasługuje…
https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEizl5wSPw5It46JB9D1-fflTwS0SmMG5FGkJ_1pbVatRQj2z0xEXViuSvSHpN1tY3kG7OWxXFsP4b2hanV8WT9jWMFx2-RnXU2higD5mBYAwFIm-L0ddfV0m2fx3tNjNnYaTvB9LQS1uZKHAimXXf3KbGMZxE1201FkmeRWoIWMju3KauyZWYXPmn_EQw8/s793/424618714_10211164515864176_1181639222106695729_n.jpg
I dalej:
https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEisxeq8lXhb6MljwyIxkg0uYengas9PiYro8mLF_3lHm2ErSt7ZkNbwJ7hsTZ_noCX9cn9ZrsViAltFjLAdV13nJ_nZp7-PSyfInx272pI95Jrm-x3LGH6LIrbbZYNox_R79Oa50OYpTHNRkFmGPjdJOYO5RBSUxYV0gUjiI7amasNpTt-_avOSO9vCaM4/s1800/426627154_939400521521874_4889556668299859683_n.jpg
I jeszcze:
https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhELnn6GXSUcBV82wTIeviqZ9E8mz0Rby6jD7P2UDL4poKDpDySkXEn3XJFjdK946-Ld3YQeYeGenQ5xACTkYv6hyphenhyphenCnILxayKeuKFXU-arsPIXpbI5uqNDMlFNGTT-LUjY5kkUjQFYCGY5_3tI7GSTDz2E_Y60YyyqTMXPsLM7M1zPO8WM6-eF61hzXSB8/s1800/426326529_939400498188543_3763866488255658123_n.jpg
I:
https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjvcnQ2YoZf4OrRUmTKf0luDjorBvVnTI1xHAgRsPS9VmSMoMylhLsdGRE7Y-mo99FUT-TeeT0DvsO9kv3A_rxz-bBPLuj1dLI9mYK6rMgIhJtONgLF5OLjYrsXsVYE31x1VWZ5Gq4vbL6uRDfl_Qvr9tdnviWeves65YE9kX8dweqCl07CYvIdvwuDMTQ/s1800/426283251_939400558188537_4384341785465691440_n.jpg
A, Ewo47, skad Ty nadajesz?
Starzy górale powtarzają: jak się nie wywrócis to się nie naucys. Bohaterka Pretty Woman sama przyznała się, że jest bohaterką niejednokrotnie wywróconą i może dlatego nauczyła się jeść widelcem i słuchać ze wzruszeniem muzyki operowej. Ja proszę państwa w jednym jestem podobny do w/w bohaterki: muzykę operową słucham ze wzruszeniem a nawet z delektacją. Bo jak się nie delektować skoro za jednym razem na lokalnym targowisku z pietruszką i starymi gaciami kupiłem kolekcję 800 płyt z muzyką operową pochodzącą od śp. kolekcjonera z Niemiec. Słucham i płaczę. I tak codziennie kilka razy . Dlatego się nie odzywałem . Bo jak się odzywać i pisać o zwyczajnych sprawach gdy wzruszenie dominuje. Poza tym po wielu upadkach niczem Pretty Women podniosłem się artystycznie i maluję również codziennie udając Greka , czyli kolekcja moich ikon się powieksza regularnie i niedługo przejść będzie trudno w mojej kuchni bo ikona przy ikonie zamiast wyszukanych potraw. O czym donoszę otoczony Rossinim, Donizettim i największym malarzem greckim Andreasem Ritzosem z początku XVI wieku. Bardzo serdecznie pozdrawiam i obiecuję , że jeszcze tu wrócę 🙂 Bardzo serdecznie!
Alicjo, zjadlem jednego z tych paczkow, o ktorych ja na wstepie.
Wglad: wszystko jak zwykle oprocz tego, ze poza zwykla lukra jest jeszcze pas czekoladowy. Ladnie, lecz w zgryzie dalece od pomponika. Ciezka glazura to poczucie wzmaga.
Tutejsi, nie zapomnij, ze z tad to wyszlo, tez wiedza jak to powinno smakowac.
Pepegor, eva47,
jeszcze pytanie – jaka jest różnica między „berlinerem” a naszym pączkiem? Czy w ogóle jakaś jest?
Misiu,
gdzieżeś Ty bywał, czarny misiu, nie wiesz, gdzie miód?!
Akurat dzisiaj cykliści pognali po miód do okolicznego pszczelarza (Hogan’s appiary)
Pepegor,
piękne są te wspomnienia i świetnie opisane.
Ostatnio w odstępie dwóch tygodni smażyłam faworki, więc słodkich smaków miałam aż nadto. Dziś zjadłam jednego pączka w kawiarni. Owszem, bardzo smaczny, ale tyle mi wystarczyło. W dużym supermarkecie ze zdumieniem patrzyłam na bardzo długą kolejkę po pączki, kilkadziesiąt metrów. Może cena była atrakcyjna, albo ludzie kupowali pączki przy okazji innych zakupów. Dawno czegoś takiego nie widziałam. Pączki można kupować przez cały rok, ale jak widać tradycja Tłustego Czwartku mocno się trzyma.
Oglądam transmisję z Balu, wnętrza Opery pięknie udekorowane różami „Pink Floyd”, panie udekorowane w pięknych sukniach balowych. Honorową zaproszoną jest w tym roku Priscilla Presley.
Alicja,
teoretycznie różnicy nie ma. Ale ja wiem jak smakują pączki które dawniej smażyłam wg przepisu Disslowej, dlatego mi te tutejsze kolorowe lukrowane buły nie smakują. W Polsce też bywają dobre, bardzo dobre i niedobre.
Alicjo
Miodu i wszelakich słodkości lekarz zabronił. Cukru nawet powąchać. Piwa również. Do tego ziemniaków i mąki. I ryżu i kasz w większości. Bułek i pączków, ciasteczek i temu podobnych. Pączka zjadłem bo przynieśli ale bez entuzjazmu. Można się odzwyczaić . Stałem się ekologiczny, elektrownię mam własną i ciepło w całym domu z własnego żródła. Dwa lat wyrzeczeń ale się udało. Sad przez całe lato i jesień daje tyle owoców i orzechów, że już nie kupuję w sklepie. Do tego własne warzywa… Mam co robić. Za dwa tygodnie piersze wysiewy na rozsady.
Oldenburg.
Wróciłam ze wspaniałego wieczoru u Danuśki, zdjęć nie mam, robili je Gospodyni i Nowy. Mam nadzieję, że wrzucą.
Jedzenie i napitki pyszne. Pączki i faworki były na deser w towarzystwie bąbelków. Wcześniej kanapeczki Danuśki z kiełbasą zrobioną przez Ukochanego Wędkarza, rożki z ciasta francuskiego ze szpinakiem i serkiem, śledź po japońsku Kocimiętki, doskonała zupa Danuśki, moje sery, faworki Basi i pączki dostarczone przez Nowego. Uczta trwała do północy. Zasiedzieliśmy się nieprzyzwoicie, za co przepraszamy Gospodynię, ale rozmowy Rodaków trwały cały czas.
No proszę, jest sprawozdanko!
Czyli miło było (nikt kto był kiedykolwiek u Danuśki nie może w to wątpić!).
U mnie tylko ten pączek w południe i wino wieczorem, bo prawdę rzekłszy, nie ma z kim pączkować. Cykliści zadbali o własną rozrywkę (dzień był ciepły!), a żony? No cóż, zapamiętałyśmy to. Jeszcze się odwiniemy 👿
W sobotę podróż do Ottawy na doroczną imprezę urodzinową do naszego surfera/kitowca. Jutro mają być upały, +11c.
Takiego stycznia jaki był miniony, nie pamiętam, a takiego lutego, chociaż to jeszcze nie koniec 1-szej połowy, tym bardziej nie pamiętam.
Globalne ocieplenie rozgospodarowało się na dobre.
Dzień dobry 🙂
kawa
Coś się kawa wylała. Może teraz doniosę kawa
Niestety, dzisiaj nie mogę wypić podanej kawy. Może Wam się uda.
Irek-kawa rzeczywiście się nie otwiera, technika robi czasem psikusy.
Małgosiu-nie masz absolutnie za co przepraszać, rozmowy rodaków były bardzo ciekawe i było mi niezmiernie miło Was gościć. W spotkaniu uczestniczyła Salsa, Kocimiętka, Małgosia z małżonkiem oraz Nowy. Nowy dostarczył hurtowe ilości pączków, wielkie pudło było owinięte było w ….. gazetę, ale była to gazeta specjalna- z jednej strony opowieść o cukierni, z której pochodziły pączki, a z drugiej gładki biały papier do pakowania artykułów spożywczych. Dzisiaj sobie tę gazetę spokojnie przeczytam.
Salsa jest prawdziwą mistrzynią w robieniu faworków-cieniutkie i kruche, tak jak być powinno. Śledź po japońsku w wykonaniu Kocimiętki przywołał natomiast pererelowskie wspomnienia, kiedy ta przekąska figurowała w każdym restauracyjnym jadłospisie. Peerelowski śledź może się jednak schować w porównaniu z tym przygotowanym przez Kocimiętkę.
Sery przyniesione przez Małgosię i Roberta stanowiły przegląd z całego świata i podane zostały na akacjowej desce, którą otrzymałam w prezencie, za co jeszcze raz serdecznie dziękuję. Deska jest bardzo piękna.
Poniżej fotoreportażyk, Małgosię przepraszam, ale została lekko ucięta, może Nowy będzie miał nas na zdjęciach w całości:
https://photos.app.goo.gl/Rwfmb8YDpd8SVuPG9
Niestety nie mogły do nas do dołączyć ani kuzynka Magda ani Jolinek. Alina przesłała nam pozdrowienia, które przeczytałam dopiero po wyjściu gości.
Alino-my też serdecznie Cię ściskamy 🙂
Zamiast kawy 🙂
https://andrzejrysuje.pl/wp-content/uploads/2017/02/pigula.png
Temat pigułki „dzień po” jest w tej chwili jednym z tematów gorących dyskusji:
https://www.rynekzdrowia.pl/Prawo/Komisja-Zdrowia-za-ustawa-o-pigulce-dzien-po-Dostep-bez-recepty-jednak-od-15-roku-zycia,254961,2.html
Dzień dobry!
Przyłączam się do wszystkich miłych słów o wczorajszym, przemiłym wieczorze. Danusi, wielkie dzięki za inspirację spotkania i podjęcie nas u siebie. Wszystkim za smakowite specjały i równie smakowita atmosferę. Wspomnienia ożywcze na te pochmurne dni, do następnego spotkania!
Irku, Twoja kawa jednak u mnie się pojawiła, nie dość, że aromatyczna, to w towarzystwie faworków a jakże 🙂
U mnie też, to się ściąga jako obrazek i trzeba go otworzyć.
Kawa i faworki Irka wygladaja apetycznie.
W nimieckim sklepie Berliner beda do Wielkanocy. 13 lutego bedzie Mardi Gras. Tlusty czwartek nie jest znany.
Mardi Gras jest najbardziej popularny w New Orleans. Z tej okazji sa przygotowane rozne desery podobne do francuskiej tradycji.
I muzyka z ktorej slynie New Orleans o kazdej porze roku.
Najwiecej osob swietuje na Burbon Street.
Widoki i odglosy z Bourbon street.
https://www.earthcam.com/usa/louisiana/neworleans/bourbonstreet/?cam=bourbonstreet
Z jednodniowym opoznieniem ale tradycji stalo sie zadosc. Kupilam cztery male paczki z nadzieniem jablkowym . Nie sa to paczki jakie pokazala nam Danuska ale jak to sie kiedys mowilo ” na bezrybiu i rak ryba ” . Bez lukru tylko posypane cukrem.
Kupilam tez cos w rodzaju faworkow o nazwie jesli dobrze pamietam bugny, bardziej pulchne od naszych faworkow.
Po ile sa teraz paczki ? Dawno, dawno temu byly po 2 zl.
elapa,
ceny są bardzo różne. W pobliskim sklepie wszystkie pączki były w cenie 4,50 zł, w supermarketach pewnie sporo tańsze, podane w kawiarni po 7 zł.
U nas kolejna odsłona zimy. Już wczoraj w nocy zrobiło się biało .
…a u nas sporo krokusowych kęp – o, takich…
(śnieg jeszcze pewnie wróci, na razie nadmiar wody… od drugiej połowy października, nie nowina 😉 )
Elapa-czy Twoje bugnes były podobne do tych?
https://www.legourmeur.fr/wp-content/uploads/2020/05/bugne-lyon-1-scaled.jpg
To jest wersja z Lyonu i okolic i takie faworki miałam okazję jeść kiedyś we Francji. Tak, jak piszesz ciasto jest pulchne.
Tak Danuska, te bugnes kupilam. Nie wiedzialam, ze to jest specjalnosc z Lyonu, myslalam, ze z Ameryki.
a cappella,
to już prawdziwie wiosenne widoki, u mnie na północy może tak będzie za miesiąc. Sporo znajomych roślin – ładne rojniki, widzę też, że jukki dobrze zniosły zimę.
Nadmiar wody owszem jest i to nie widziany u nas od lat, ale to dobre zjawisko, tyle że okazuje się, że wiele nowych domów powstało na niskich terenach i jest kłopot.
Takie grube faworki można kupić przez cały rok. Te prawdziwe, delikatne i kruche pojawiły się w naszym sklepie dopiero niedawno. Myślę,że smaży je ktoś mieszkający w okolicy, bo to nie jest produkt do dalszego transportu. I pewnie wkrótce znikną ze sklepu.
Przeczytałam w Polityce artykuł poświęcony Czterdziestolatkowi – i zanotowałam, że nie oglądaliśmy „kultowego” serialu „07 zgłoś się” – w drugiej połowie lat 70-tych nie oglądaliśmy tv (nie mieliśmy), a serial ponoć zakończono nagrywać w 1989 roku.
Mamy zaliczonego Czterdziestolatka już dawno temu, ostatnio Alternatywy 4, trochę filmów Barei w stylu Rozmowy kontrolowane czy Brunet wieczorową porą
Teraz kolej na 07 zgłoś się!
Artykuł „50 lat minęło, a Czterdziestolatek nic się nie zestarzał” polecam.
Rzeczywiście.
Wspaniałe towarzystwo gościło na „czwartkowym wieczorze” u Danuśki i Jej Osobistego Wędkarza. Podane dania musiały być rozkoszą dla podniebień skoro na ich widok z podanego fotoreportarzu sama „ślinka do ust leci”.
Peerlowski śledź po japońsku nie był aż tak wystawny. Kawior, jeśli był w ogóle dostępny, to kosztował niemało. Taka luksusowa przystawka niekoniecznie była na „kieszeń” przeciętnego Kowalskiego.
Pamiętam iż na Placu Zbawiciela był sklep rybny (na górze restauracja rybna) i w tymże sklepie można było nabyć wiadomą drogą ekskluzywne towary jakie były niedostępne w innych placówkach. Na przykład rzeczony kawior, koreczki z anchois, sałatki z krabów i inne specjały jakie kosztowały niewąsko.
Wspomnienie z tamtych lat: kanapka z łososiem i kawiorem podanymi na cieniutkiej kromce bułki paryskiej, serwowana w barku Grand Hotelu, była dziwolongiem wizualnym i cenowym. Kawioru trzeba było szukać ze szkłem powiększającym, łosoś niekoniecznie przykrywał masło, zaś cena powalała.
Odnośnie pączków: Pracownia Cukiernicza „Zagoździński” przy ul. Górczewskiej cieszy się olbrzymią popularnością. Nie bez kozery, pączusie pysznościowe, smażą także malutkie pączki bez nadzienia (na wagę), a kolejki że ho, ho. Często pracownia jest zamykana wcześniej bowiem słodki towar jest wykupiony.
Nieco historii zakładu wzbogaconej fotografiami https://zagozdzinski.pl/o-nas/
Będziecie w tym rejonie miasta – spróbujcie. Mnie osobiście bardzo smakują. Wombatowi oraz rodzinie i znajomym też.
Hm…
Odnośnie wpisu echindy – nie wszyscy blogowicze mieszkali w Warszawie w wiadomych latach, podobno i na pewno słusznie minionych. Ja tam ze wsi, a nawet nie, z Bartnik.
Ale niech ta…
Warszawa da się lubić, a ja z tej wsi bylejakiej (ziemie zachodnie) po maturze udałam się w wycieczkę naokoło Polski. To była wspaniała wycieczka. Wrażenia były jakie były.
„Wiadoma rzecz stolyca… i pod każdym innem względem”.
Ale dla mnie stolica nie robi większego wrażenia, mimo, że mi się podoba, kiedy ktoś zaznacza – jestem warszawiakiem ( w domyśle…itd)
https://photos.app.goo.gl/RRL28trbQb69bHzf8
„Warszawa da się lubić” śpiewał Dymsza.
Tak Alicjo jesteśmy z Echidną warszawiankami i są dla nas pewne miejsca kultowe w tym mieście. Wspomniany Sklep Rybny doskonale pamiętam, bo tuż obok chodziłam do Metodystów na angielski.
W kwestii pączków te z Górczewskiej akurat nie do końca mi pasują, ale byłam tam raz i może to był mój gorszy dzień, albo ich.
Krystyno 😀
Na razie wszystko wygląda dobrze (można się było nieco niepokoić o świeże przyrosty delikatniaczków w rodzaju klon palmowy subsp. dissectum: nie dość, że świeżo posadzony, to mocno odbił dopiero pod koniec sierpnia i później, gdy „dolało”… ale pąki widzę do samej góry, więc mu chyba mrozy nie dogrzały… 😉 )… zobaczymy później… tak w tym, jak i w innych przypadkach 🙂
Znów przechodzi solidna pompa… nie mogłaby bardziej ku bydgoskim piaskom? 😆
[żartobliwa retoryka, ale gdy podczas tu-mokrych lat 2020 a zwłaszcza 2021 pan Grzegorz z Zielonego Pogotowia co rusz narzekał na suszę… no, odesłalibyśmy mu trochę …czasem… …z chęcią… 😐 ]
Dzień dobry 🙂
kawa
Ha! Też pamiętam sklep rybny na placu Zbawiciela i tak, jak Małgosia chodziłam na angielski do Metodystów. Była opinia w Warszawie, że tamtejsze kursy są na najlepszym poziomie.
Natomiast co do kawioru, Echidno, to oczywiście nigdy tani nie był, ale pamiętam bardzo odległe czasy, kiedy kupowaliśmy małe puszki czarnego kawioru na jednym ze stoisk w Hali Mirowskiej. Puszki pochodziły, jak się później dowiedzieliśmy, z przemytu i nie były zawrotnie drogie. Dla Alaina, który we Francji kawioru nigdy nie jadł, bo nie było go stać, to była niesłychana atrakcja. Po jakimś czasie się skończyło, bo przemytnicy już nie chcieli podejmować ryzyka, kary były bardzo ostre.
A dla mnie kultowe miejsce to jest to:
https://photos.app.goo.gl/1Pi6tEXPz6jpMX9w8
Wtedy, dawno temu, świat Warszawy a prowincji to było jak stąd do Księżyca.
Świat przyspieszył bardzo przez ostatnie pół wieku, nie da się ukryć.
Mieszkając w takich okolicznościach przyrody marzyłam o dalekich podróżach.
Niektóre marzenia się spełniają.
„Dzienniki” Agnieszki Osieckiej. Ona jako nastolatka chodziła na basen w PKiN – a ja przez 20 lat miałam taki większy basen pod nosem i za darmo 😉
Jej dzienniki dały mi jaki taki ogląd na życie w stolicy, ale to już po latach, latach.
Idę dospać…
Wygląda na to, że angielski ćwiczyłyśmy w tej samej szkole, dreptalysmy po tych samych ulicach, placach, żeby po latach spotkać się na naszym blogu 🙂 wśród łasuchow nadających z różnych stron kraju i świata. I to jest super!
Smacznego dnia życzę, kulinarnie i towarzysko, a i przyrodniczo, bo pogoda sprzyja, przynajmniej na razie.
…na basen chodziłam na Rozbrat, na łyżwy na Agrykolę, a na włoskie lody na Hożą 🙂
Z lodami też była Zielona Budka, a na ciastka do Wróbla.
Tak to jest Alicjo, Twoje Bartniki piękne, ale tylko Ty je wspominasz, a w dużych miastach zawsze się znajdzie grupa, która chodziła tymi samymi ścieżkami.
Kursy u Metodystów rzeczywiście cieszyły się dużą renomą (do tej pory mam podręczniki Alexander’a), ale zamiast angielskiego – AWF, basen – Agrykola, łyżwy – też Agrykola (później Torwar i Stegny), tenis – Agrykola i jeszcze PKiN takie tam koło dramatyczne. Pobierając nauki w szkole podstawowej, dreptaliśmy dwa razy w tygodniu na basen przy ulicy M. Konopnickiej.
Hoża – lody „U Włocha”, Marszakowska „Zielona Budka”, Wilanów – uciecha z jazdy kolejką wąskotorową, Łazienki – pawie i słodkości w kawiarence przy Pałacu na Wodzie, pierwsze lody zimą w Hortexsie na Placu Konstytucji … itp, itd.
„Wróbla” nie kojarzę – podpowiedzcie proszę.
Kiedy mieszka i wychowuje w tym samym mieście, szlaki wędrówek jeśli nie powielają się to niewątpliwie przecinają.
Małgosia ma „słuszną rację”, każdy wspomina swoje miejsce gdzie spędził czas „młodości chmurnej i durnej” niezależnie od wielkości i położenia miejsca.
Gdzieś zagubiłam puentę: nieważne małe czy duże miasta, miasteczka wioski, osiedla lecz to osobiste wspomnienia jakie niekiedy przeplatają się z wspomnieniami innych.
Echidno, u Wróbla czyli na Noakowskiego, obok Politechniki, kupowaliśmy kruche półksiężyce posypane cukrem pudrem, wybitne…
Salsa mnie ubiegła. Wróbla znałam od czasu studiów, a potem przez 6 lat mieszkałam w budynku, gdzie mieściła się ta cukiernia.
Dla zainteresowanych,
Lunar New Year
Tradycyjne dania, opis i zdjęcia.
https://www.npr.org/2024/02/10/1230026990/lunar-new-year-dragon-2024-food
Nawiążę jeszcze do wpisu echidny z 1.38. Chodzi w nim nie o to, że w Warszawie można było nabyć wszelkie dobra luksusowe, ale o to, że dawne rarytasy / dziś na wyciągnięcie ręki/ były gdzieś tam niby dostępne, ale mało kogo było na nie stać. Tak było i w wielu mniejszych miastach. Pamiętam, że na gdyńskiej hali targowej w latach 70. i późniejszych można było kupić różne towary delikatesowe przywożone z zagranicy, a także wiejski nabiał i drób z kaszubskich wsi. Nikt się o to nie bił i nie ustawiał się w kolejce, bo ceny były bardzo wysokie. Rzadko kiedy tam coś kupowałam.
A o kursach u Metodystów słyszano także w małych miastach 🙂
a capella,
klony palmowe mogą przemarzać, ale raczej na terenach północnych. Mam dwa , jeden w miejscu słonecznych, drugi od strony północnej. I ten drugi już raz przemarzł, ale ładnie odrósł. Niestety tego lata coś go podgryzło/ sprawca nieustalony/ i większa część gałązek uschła. Może coś odrośnie, a jeśli nie to posadzimy nowy egzemplarz, bo kloniki bardzo mi się podobają.
O kujawskich suszach wspominała też nieraz Asia, deszcze często omijały jej miasto.
Czy można opowiadać historie miłosne na cmentarzu? Okazuje się, że można i w takim właśnie spacerze po Powązkach dzisiaj uczestniczyłam. Zatrzymywaliśmy się przy grobach różnych znanych osób, znanych również ze swoich miłości czy romansów. O otwartym związku Dygata i Kaliny Jędrusik wszyscy wiedzieli i wiedzą z różnych lektur do dzisiaj, ale może warto przypomnieć, co na ten temat napisał Janusz Morgenstern „Nie znałem bardziej kochającej i dbającej o siebie pary niż Staś i Kalina. Jeśli Kalina poskarżyła się na kochanka, Staś też miał mu za złe”.
Wysłuchaliśmy też wielu innych opowieści i między innymi poniższej o Neli Rubinstein i jej sławnym mężu: https://tiny.pl/dhp73
Dzień dobry 🙂
kawa
Krystyno,
Gdynia, Gdańsk jako miasta portowe też słynęły z dostępności różnych „dóbr luksusowych” przywożonych przez marynarzy.
W Warszawie gdzie część tych towarów spływała i była dostępna w kolejnym miejscu kultowym, czyli Bazarze na Polnej.
https://www.lazienki-krolewskie.pl/pl/aktualnosci/balet-o-kawie-w-teatrze-krolewskim-tancerze-jak-filizanki
(Do poczytania , oglądania i posłuchania, jako dodatek do porannej kawy Irka 🙂 )
Wróciliśmy z dorocznej imprezy urodzinowej w Ottawie. Wczoraj wyjeżdżąliśmy do Ottawy, temperatura u nas w Kingston wynosiła +14c. Prawie połowa lutego, a tu takie wybryki! Tego jeszcze, jak długo żyję (a dosyć długo żyję) nie grali!
Teraz jest wieczór, celsjusze spadły, ale i tak +1c to nie jest normalka. To zdjęcie sprzed równo roku w gościnie w Ottawie:
https://photos.app.goo.gl/NKycFmhZS5BZRyrQ6
Polecam znakomitą lekturę, po prostu boki zrywać – „Ptak Dodo, czyli co mówią do nas politycy” Michała Rusinka. Rusinka kupuję w ciemno.
Tak jest, Małgosiu – teraz mam tylko dwie siostry do wspominania Bartnik, a i to ta młodsza o 7 lat nie ma za wiele do wspominania poza tym, jak raz będąc pod moją i Baśki opieką ukryła się w piwnicy i potem cichutko siedziała, mimo że wszyscy poszukiwali smarkatej i podejrzewano, że mogła wpaść do Młynówki, czyli rzeczki opodal Wielkiej Wierzby.
Danka tego nie pamięta, ale za to pamięta, jak z małoletnimi sąsiadami paliła papierosa na schodach na strych (miała z 5 lat!). My starsze ją przyłapałyśmy. I nie doniosłyśmy, dopiero jakieś 30 lat później 😉
Rusinka jeszcze raz polecam!
Dzień dobry 🙂
kawa
Alicja poleca Rusinka, a ja wobec powyższego podrzucam to nagranie:
https://www.youtube.com/watch?v=wU82KLG3gY4
Salso, Irku-dzięki za przypomnienie „Baletu o kawie” 🙂
Na obiad robię dzisiaj peperonatę wedle przepisu z dobrze znanej w tym gronie „Jadłonomii”: https://www.jadlonomia.com/przepisy/pepperonata/
Planuję podać z makaronem.
Danuska, bardzo lubie peperonate i czesto ja robie. W sobote przygotowalam caponate wg przepisu z ksiazki o kuchni wloskiej. Malgosia wspominala , ze tez ma ta ksiazke a raczj ksiege. Caponata wyszla bardzo smakowita i chyba bede ja robila czesciej.
Alicjo, u nas w wiadomosciach pokazali jak gdzies w Kanadzie spadlo bardz, ale to bardzo duzo sniegu. U Ciebie temperatury dodatnie a inni sa zasypani sniegiem.
Elupe, a jaką caponatę robisz? Wyciągnęłam księgę, a tam co miasto to inna!
Zważyłam tę Kuchnię Włoską, bo bardzo trudno ją trzymać w ręku, waży 2,63 kg
Malgosiu,
U mnie na stronie 261 na dole jest przepis. Nad przepisem sa skladniki caponaty z Palermo, Messiny, Catani, Agrigente, Cianciani i Bivoni. Moj przepis pochodzi z wloskiej restauracji w Paryzu Osteria Ferrara. Kazda z tych wersji ma lekka roznice w skladnikach. W jednej bedzie dodatkowo papryka, w innej karczoch a w Agrigente jest miod.
Paprykę czerwoną po opieczeniu (ideałem nad ogniskiem lub grillem) wkładam do torby popierowej do ostygnięcia. Nabiera wówczas silniejszego aromatu pseudo wędzenia. Niegdyś opiekałam w piecyku, obecnie, już od lat, paprykę nabitą na szpikulec do szaszłyka, nad gazem.
Czasami robię paprykę w cieście. Opieczoną i oczyszczoną paprykę kroję wzdłuż na 3 – 4 części (zależy od jej wielkości), obtaczam w cieście przygotowanym jak do kotleta schabowego i smażę na niewielkiej ilości oliwy z dodatkiem masła.
Małgosiu, czy owa książka kucharska jest autorstwa Sophie Braimbridge?
Mamy jej autorstwa „The food of Italy”. Też opasłe i ciężkie tomisko, ale za to jakie przepisy!
https://www.amazon.com.au/Food-Italy-Kay-Halsey/dp/1552851486#customerReviews
Elapa,
tak jest, ale ten śnieg daleko, daleko na wschód ode mnie – Nowa Szkocja.
Elu, u mnie też na 261 🙂 Italia na talerzu
Autor Francois-Regis Gaudry i przyjaciele. Tytuł oryginału On va deguster L’Italie
Jest nowy wpis !!!!