Co my wiemy?
Staramy się wiedzieć jak najwięcej. Ale okazuje się, że nie wiemy wszystkiego, zwłaszcza przyszłość owiana jest tajemnicą. Na przykład ostatnio dowiedzieliśmy się ze zdumieniem, że jedzenie robaków stanie się obowiązkiem i koniecznością, że upokorzenie stąd płynące będzie naszym udziałem, jeśli do głosu dojdą niewłaściwe siły polityczne. Zjadamy ze smakiem kanapki z wędliną, smakowite potrawy mięsne, pyszne sery, wymyślne warzywa i owoce, przybywające z całego świata specjały, a tu taki cios zadany naszemu smakoszowskiemu samopoczuciu.
Ale nie martwcie się, jeszcze robale w menu to nic pewnego, a tymczasem za niedługo mamy najbardziej obżarte święta i nakazowi tradycji nikt się nie przeciwstawi; kosztując wymyślnych potraw zapomnimy o czekającej nas grozie. Prawdę mówiąc wobec groźnej wizji talerzy pełnych robactwa, nie pamiętamy o zjadanych jako najwytworniejsze dania, w odległej i mniej odległej przeszłości czy współcześnie szarańczy w miodzie żabich udkach kawiorze ze ślimaka ,czy flakach, specjałach, które mają, łagodnie mówiąc, różne oceny.
Ale wróćmy do tradycyjnie miłej wizji Wielkanocy, tradycyjnego święta obżartuchów,kiedy nie wypada jeść miernie.Co prawda, jak twierdzą niektórzy sytuacja nie sprzyja nadmiarowi jedzenia,ale przecież potrafimy i wyczarujemy, jak zwykle, pełne stoły.
Ubiegły wiek, czasy nieodległe, był dla polskiej kuchni wyjątkowy: dwie światowe, wyniszczające gospodarczo wojny, długie lata kłopotów z zaopatrzeniem, staniem w kolejkach i kupowaniem co „rzucą”. Czy jednak starsze pokolenie pamięta, aby za czasów słusznie minionych stół świecił pustkami? Fakt, że wymagało to przemyślności i fantazji czy zwyczajnej gospodarskiej wiedzy, ale w święta, zwłaszcza wielkanocne, mięsa (produkt zawsze cenny) królowały na stołach.
Czy w tym roku będziemy zajadać się mięsem? Wątpliwe, nie tylko dlatego, że drogo, ale ponieważ zmienia się w sposób widoczny nasz jadłospis. Ale całkiem odpuścić sobie mięso? Nigdy! Stanowczo, odrobina, zwłaszcza smakowitego mięsa nie zaszkodzi. Planuję przygotować faszerowanego kurczaka bez kości, który smakuje nam zarówno na ciepło, jak i na zimno, krojony w cienkie plasterki.
Zamiast
całego indyka przygotuję udo, które na 3 dni przed świętami zamarynuję, masując
wytrwale: na początek 2 łyżkami spirytusu a także łyżką cukru. Na kilka godzin
przed upieczeniem w rękawie kawał mięsa zostanie posolony, a także wrzucę
odrobinę masła i pokrojony ząbek czosnku. Schaby, ozory i galarety zostawimy
sobie na inną okazję.
No bo ile człowiek może zjeść w dwa dni? Przecież obowiązkowe jest jeszcze
dopełnienie menu jajkami, a rozsądek i apetyt podsuwa jeszcze pomysły
wspaniałych sałatek. No i jeszcze żur, kwaśny i smakowity. No i jeszcze
tradycyjne wielkanocne sosy, które do kompletu muszą towarzyszyć mięsom. No i
jeszcze ciasta: baby, mazurki, serniki. Uff, nawet rozsądne święta, jeśli
chcemy trzymać się blisko tradycji, niezależnie od cen produktów, muszą być świętami
jedzenia. Ale przecież nikt nas nie zmusza do nierozsądnego pałaszowania.
I jeszcze obiecuję, że w następnym moim wpisie będą receptury rzadko przygotowywanych mazurków. To już kwintesencja tradycji, wyjątkowej i pysznej. Ale na razie życzę tak w ogóle smacznego!
Komentarze
Jak przeszły mi ostrygi przez gardło, a swego czasu ślimaki (podlane sporą ilością czerwonego!), to i robaki dam radę, aczkolwiek chyba nie wszystkie. Kwestia przyzwyczajenia. Człowiek był od zawsze mięsożerny i wierzę, że robaczkami też się raczył, a zanim Prometeusz zaczął bawić się ogniem, pewnie dużą część diety człowieka stanowiły tatary 😉
Tutaj tradycyjnie w domach znajomych Kanadyjczyków na Wielkanoc króluje szynka, specjalnie zabejcowana na kilka dni w czymś, co jak dla mnie jest bardzo słone. Indyk to na Boże Narodzenie.
W tym roku szykuje mi się wyjazd na południe, więc święta z głowy. Ale gdyby coś się zmieniło, pogodowo na przykład, to marzy mi się kaczka dziwaczka w pomarańczach.
p.s.
A serio, ta dyskusja o przyszłej diecie, do jakiej Polacy mają być niby przymuszani, rozbawiła mnie – jak nie ma się czego czepić, to może robaczka? 😉
Gospodyni wspomniała o kurczaku faszerowanym. Pomyślałam, że warto przygotować taka potrawę na święta, na zimno zamiast wędlin. Mistrzynią była Haneczka i właśnie szukam jej przepisu. A to szukanie polega na przeglądaniu wpisów okołozjazdowych, co jest zajęciem powolnym, bo wspomnienia są takie ciekawe i wcale nie smutne, że zagłębiam się w nie z wielką przyjemnością. Jeszcze nie dotarłam do przepisu, ale nie śpieszy mi się.
Wyluzowany ten kurczak był!
https://adamczewski.blog.polityka.pl/2014/02/05/najlepiej-wyluzowac/
Krystyna,
mam tak samo jak Ty (hehe… sen o Warszawie Niemena!) – przeglądanie wpisów, bo czegoś się szuka, to zazwyczaj tonięcie we wpisach.
I znowu Niemen się przypomina:
https://www.youtube.com/watch?v=9HdR6d2KO4o
„Nie codziennie człowiek czyta Kafkę i słucha symfonii Francka. Każdy z nas dorzucając okruch codzienności, buduje wspólnotę blogu. Bo to jest przestrzeń przyjaznej rozmowy i to najważniejsza rola tego miejsca.”
pyrapyra
16 marca 2016
18:58
„Miska ryzu” bogata w weglowodany, „kiszona kapusta”-niezastapione zrodlo witaminy C, blonnika…, „robaki”-pelnowartosciowe bialko zwierzece i jakos ich mniej zal w porownaniu do innych zwierzat. Mozna?Mozna!
Zyc nie umierac.
„Stanowczo, odrobina, zwłaszcza smakowitego mięsa nie zaszkodzi. Planuję przygotować faszerowanego kurczaka…”
Proponuje, aby kazdy przepis na danie miesne zaczynal sie od slow-„bierzemy zywego kurczaka, swinie, cielaka itd..” 🙂
Mi się przypomina dowcip, który poznałem jako dziecko — dziecko w piaskownicy żuje. Mamusia pyta:
— Co jesz kochanie?
— Mięsko.
— A skąd je masz?
— A przypełzło…
Nikt z tutejszych się padliną nie odżywia bo ona jest zarezerwowana a sępów 🙄
A z wyborem jest ostatnio kłopot nadmiaru, cielaka też.
No bo za którą sztukę się tu zabrać? 🙄 jak wszystkie pięknie opalone i dotlenione.
https://photos.app.goo.gl/WnVDg5ZWrnY5w8jH6
W lini prostej od miejsca gdzie spaceruje stado jest mały rzeźnik. Pan sprzedaje wyłącznie towar z tutejszego rejonu. Każda krowa, byk czy cielak ma w jego telefonie swoje miejsce. Pan jest dumny i chętnie pokazuje która to sztuka gości właśnie w jego ladzie chłodniczej albo wisi jeszcze w chłodni do której można rzucić okiem 🙂
Nie jest źle 🙂
Wołowina zadbana, przechadza się po plaży 😉
Przekłada się to na smak ?
Jak słusznie zauważono – tam jest sama wołowina, tam nie ma zwierzęcia. Czy to się na smak przekłada? dobre pytanie! Mnie wydaje się, że tak. Taka wołowina pędzona wiele razy po plaży nabiera sił, jej mięsnie są wyrobione jak u krowy – kulturystki, mięsko więc jest prawdopodobnie twarde i żylaste. Co innego mięsko z prawdziwej farmy, najczęściej spotykane w sklepach. Taka krowa jest wtedy przywiązana przez całe życie krótkim łańcuchem, niemal unieruchomiona. Nie wierci się więc bez potrzeby jak opętana, tylko przy właściwej paszy rośnie szybko i smacznie! Później tylko krótka wizyta w rzeźni i już gotowa wjeżdża na stół. Smaczna i zdrowa!
Świnie podobnie. Najlepsze mięsko jest z farm trzody chlewnej. Tam świnki żyją sobie ciasno obok siebie światła słonecznego nigdy nie widząc. Nigdy. Gdzieś w Azji, chyba w Chinach zauważono, że mięsko świni jest dużo lepsze, gdy dzień przed egzekucją (jej winą jest to, że jest świnią) jest obite z dużą siłą pałkami, tak, żeby jeszcze żywa cała spuchła. Wtedy podobno mięsko jest delikatne, miękkie i soczyste. U nas, ze względów ekonomicznych opuchliznę u świń załatwiają pracownicy przy rozładunku, zwłaszcza gdy głupia świnia nie chce wejść do przeznaczonego dla niej pomieszczenia śmierci. Ale i tak wejść musi.
Pysznych schabów, kurcząt nadziewanych (już nie opisuję co one przechodzą), wołowiny w różnej postaci i w ogóle dużo radości przy stołach!
@Nowy2:
Jakieś nawiązanie do nowości na rynku wydawniczym?
https://lubimyczytac.pl/ksiazka/5056580/wedrowka-tusz
PAK4,
Dziękuję za link. Datą wydania jest dzisiejszy dzień, ale wszystko co jest w Wydawnictwie Czarne można kupować w ciemno. Jeszcze nigdy się nie zawiodłem.
Jeszcze jedna krótka uwaga do wczorajszego wpisu – robienie zdjęć przez rzeźnika zwierzętom, które za chwilę mają być zabite jego łapami uważam za bardzo zaawansowaną formę jakiegoś koszmarnego, rzeźnickiego zboczenia. Podobne zboczenia mają klienci, którzy te zdjęcia oglądają, po czym kupują mięso i je jedzą.
Tak, wiedziałem, że ma się ukazać, ale dopiero po wrzuceniu linku zauważyłem, że premiera książki jest właśnie dzisiaj.
No widzisz Alicjo 🙂
O wołowinie każdy może klepać, jedni lepiej inni znacznie gorzej 🙂
Pamiętam kiedy Nowy rozpisywał się niczym bohater ze poradził sobie z kilogramowym wołowym stekiem.
Z grilla na dodatek, a może tk było z BBQ 🙄
Wówczas pomyślałem jedynie że ani ta ilość ani że toto z grilla na dobre jeszcze nikomu nie wyszło 🙁
No i masz. Na efekty nie trzeba długo było czekać 🙂
Naturalnie ze jest wyczuwalna znaczna różnica smakowa .
Gdzie wyruszacie?
Hatteras, North Carolina.
Ja po słońce (może będzie…) i z czytnikiem, Jerzor z rowerem, Wojtek z kitem (tam są dobre wiatry!).
https://oyakata.com.pl/ksiega-mistrza-oyakata/kobe-najdrozsza-wolowina-japonska/
No to udanego wypasa Alicjo 🙂
To prawie ta sama wysokość na której się my znajdujemy. Powinno być i ciepło i słonecznie i wietrznie.
Dla każdego coś miłego 🙂
My też się w końcu ruszamy. W przeciwnym kierunku. Na północ. Za dzień czy dwa zaczynają się tutaj ferie. Później teatry uliczne. Można by w tym uczestniczyć ale nie ma najmniejszego ciśnienia.
Zatem rano biznesowe śniadanie w pueblo (Tarifa) i dalej w drogę. Tam gdzie mało ludzia a dużo natury 🙂
Nawzajem – przyjemnej i bezpiecznej jazdy 🙂
Bezdomny, masz rację. Kiedyś przygotowałem wołowinę – na przyjazd gości minizjazdowych, bo pewnie tę masz na myśli. Ja też jadałem różne mięsa, bardzo je swego czasu lubiłem. Do czasu.
Paliłem też kiedyś papierosy, dzisiaj nie znoszę tytoniowego dymu.
Piłem też kiedyś wódkę – dzisiaj nie wezmę do ust.
Dużo innych rzeczy kiedyś robiłem, ale nigdy nie traktowałem żadnych zwierząt przedmiotowo. Wszystkie były dla mnie żywymi stworzeniami, nie tylko wołowiną, wieprzowiną, cielęciną, a kotki tylko do głaskania.
O tak Nowy 🙂 niektórzy rozmawiają z nimi i nadają im nazwy (Imiona wg mnie są zarezerwowane dla ludzia). Ubierają i od czasu do czasu zmieniają pampersa. Rezerwują terminy u fryzjera.
Ooo! I czasu do czasu gotuj dla nich wyszukane przysmaki. Inni pozwalają nawet spać w łóżku: psom, kotom czy innym zwierzakom.
Mi przyszło kiedyś, dawno temu spać z pchłami i wszami. I od tego czasu mój stosunek do zwierząt jest sprzeczny co nie znaczy że zły 🙂
Nowy, jeżeli pochwalisz się chociażby 1/4 dorobku Immanuela Kanta to będę z twoją teorią spójny 🙄
Dla niego zwierzęta to po prostu „rzeczy”.
Inni nie gorsi od Kanta nazywali je „bezduszne automaty”, też nieźle 🙂
Natomiast pojęcie osoby w ogólności utożsamiali jedynie z człowiekiem.
To ze panuje ostatnio moda na jak głupsze głupoty, nie oznacza ze wszyscy muszą w tym pływać po uszy.
Ja nawet nie mam ochoty czuć moczu zwierzaków na moich oponach, 4 x Michelin.
Ani pod butami śliskiej, śmierdzącej mazi. Dlatego cenie to co jest w Barcelona. Od każdego piesa i innego zwierzaka tam zamieszkałego jest pobrana próbka DNA. Sprzątający w mieście extrementy pobierają z kazdej kupy próbkę i przesyłają do analizy. Ci z kolei po ustaleniu adresu sprawcy przesyłają kwity na uiszczenie 400euro.
Podoba nam się Barcelona 🙂
Podobnie jest w Singapur 🙂
Mimo wszystko Nowy, czuję że należy wypić Twoje zdrowie nie czekając do toastowej godziny 🙂
Prost!
Z moich obserwacji wynika, że koty i owszem, są prawie tylko do głaskania i niech personel pogoni kota, domagającego się głaskania – nie radzę! Narazimy się na niełaskę. Ale głaskacza wybiera kot, wie do kogo podejść (i jak!).
Przy czym obowiązuje zasada – to kot się domaga głaskania (wskakuje na kolana, łasi się do nóg, nadstawia grzbiet…), a nie my głaskamy, kiedy najdzie nas ochota (w końcu jesteśmy tylko personelem!).
Owszem, kotu się nadaje imię, żeby wiedział kot, że o niego chodzi, a nie o Mruczka sąsiada. Kot wyczuwa, kto jest miłośnikiem kotów, a kto nie – moja kotka niektórych moich znajomych omijała z daleka, a do niektórych sama z radością podchodziła i pakowała się na kolana. Domagając się głaskania, rzecz jasna.
Bardzo zaufanym osobom kot pozwala na miąchanie, zazwyczaj objawia się to tym, że rozkłada się przed nami na grzbiecie i czeka na miąchanie. To trzeba umieć, przedstawiam instrukcję, bo trzeba wiedzieć, co wolno, a co zakazane:
https://photos.app.goo.gl/BULkQEfKaWvASRTE9
Tym kończę temat zwierząt, ponieważ, cytuję: „To ze panuje ostatnio moda na jak głupsze głupoty, nie oznacza ze wszyscy muszą w tym pływać po uszy.”
Tematem – lekcją o głaskaniu kota też się nie zajmę, bo czytając od wielu lat nasz blog, przerabiałem to już tyle razy, że znam na wyrywki.
Dobranoc 🙂
My tu śmichy z mięska, tymczasem strach się bać — ludzie* uwierzyli, że Tusk u władzy, to robaki na talerzu…
https://oko.press/sondaz-ipsos-mieso
a może nawet, co gorsza, ryż?
*) Nie że wszyscy. Nie że większość. Ale jednak: miliony…
PAK4, dziękuję za link.
Niestety ta mniejszość ma większość.
Eh.., Bezdomny, z tymi zwierzakami domowymi.
W moim domu tylko przez 20 lat nie bylo kota. Jak tylko ustabilizowala sie moja sfera prywatna, znalazl sie i kot. I, rzecz jasna, zawsze mial wstep do mojego loza. Niema czysciejszych zwierzat niz koty, nawet jak wychodza na zewnatrz. Nigdy sie nie brzydzilem nimi.
Alicjo, zabawna ta strona z tym „miechaniem”.
Pepegor,
pozdrowienia z śnieżno-deszczowego Kingston 😉
Czekamy na wiosnę, na pewno się zjawi, tylko u nas zawsze później, niż w Europie.
A propos kotów, to są tajemnicze zwierzątka. Dopuszczają „miąchanie”, ale wtedy, kiedy im to pasuje i tam, gdzie im pasuje. Mnie się do tej pory Mrusia śni, też nas zdegradowała do „personelu”, ale z drugiej strony bez niej życie byłoby mniej ciekawe. Wierzę, że kochała nas tak, jak my ją.
Koty, psy – odkąd zostały udomowione, to przyjaciele człowieka. Psom może więcej postawiono zadań, bo psy dają się wytresować, jako że są zadaniowcami, ale koty zazwyczaj wytresują „personel” i raczej są do towarzystwa. Nie należy tego lekceważyć, od lat służą ludziom samotnym, starszym i tak dalej jako kumple w doli i niedoli.
Wystawianie brzusia do miąchania to najwyższy dowód zaufania u kota, ale jak dość, to dość! Tu kota nie miąchamy – słoneczko grzeje!
https://photos.app.goo.gl/NrRMmn1g6dRKwKRZA
https://www.youtube.com/watch?v=OLMhgs-7VqM&t=2240s
W ramach dzielenia się przepisami:
https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgmyAUHF5CUxF6FNTz5TIDsifJ-zyCgJS55vLG9ix6gEsLltGHVLZJMO8yZ2ryur9is8qxhtq2XPPaEZ5LKCocyc1KwpRjehFceIsPPJ3J3en7cMKiqR7zJkgziqOy3yMv3od1-Fxttyp01V2US8_s7dIljpVdpgxZmRRo5iXN4Ea61rym_9myNjdfP3Q/s615/337249640_1439321599808491_1860660153469923476_n.png
Ja wiem że dla pewnych ujęć a cappella pstryknanie ma zarezerwowane 🙄
Dlatego tak nieśmiało, nie w całości i nie w wielu kadrach.
Tylko jeden obrazek, tylko troszeczkę, tylko część bo całość to nie moja bajka 🙂
https://photos.app.goo.gl/hWSs8UL4LBQgS89U7
………………….
I to nie jest żaden pryma aprilisowy żart 🙄
Prima Aprilis?
Dzisiaj zamiast przedwczorajszego/wczorajszego śniegu z deszczem mamy +13c i słoneczko, po nocnej gwałtownej burzy, przy okazji której tak lało, że nam zalało ogródek i piwnicę. To z ogródka biegiem wsiąkło w ziemię, co jest potrzebne po ostatnich suchych latach.
Niestety, na wieczór zapowiadają gwałtowne burze, a to jest to, czego tygryski nie lubią.
PAK4 – na tyle jeszcze nie grzeje 😉 Ale nieśmiało, nieśmiało…
Wierzyć się nie chce, ale aparat nie kłamie, kiedy robione były te zdjęcia…
Prima Aprilis! I nie, nie zjedliśmy go, mimo że lubimy mięso, czasem napijemy się wódki (preferujemy wino) , papierosów nie palimy od… nie pamiętam, kiedy, ale na pewno od 1994 roku, pewnie od maja albo jakoś tak.
https://photos.app.goo.gl/aX1Z24TXoUjHU3Zx7
https://www.youtube.com/watch?v=rrbOrg2pj2I
…było tak… dawno chyba…
https://www.youtube.com/watch?v=esyhF5ITB44
Ach! Już miałem skończyć temat, ale jestem niekonsekwentny, jednak wrócę, bo znalazłem świetne przepisy na kocie mięso, polecam!
https://vibez.pl/wydarzenia/mieso-z-kota-od-kociego-smakosza-to-cos-wiecej-niz-posilek-6684149610482656a
Nie omińcie też serków z kociego mleka! Z czerwonym winkiem – palce lizać!
@bezdomny:
> Ja wiem że dla pewnych ujęć a cappella pstryknanie ma zarezerwowane
Jeśli kościół był pod wezwaniem Śś. Przebiśniegu i Zawilca, to faktycznie, ściśle zakazane zdjęcie. Ale jak wezwanie niebotaniczne, to się obejdzie bez mandatu.
Bezdomny, bravo!!! 😮
…Trening czyni mistrza… 😈
Pak4 😆 😛
a cappella 🙂
Skoro piszesz „bravo!!!” co mnie w zupełności zadawala to nie będę dalej rzeźbił 🙂 i życzę przyjemnej niedzieli – – >https://photos.app.goo.gl/ejBZev4eDF4TS4287
Mała ale i miła zmiana 🙄
Dziś w tonacji Rio Tinto 🙂
https://photos.app.goo.gl/nY2ayGy5N6ZnERLx9
Bezdomny,
a gdzie to czerwone znalazłeś? Mnie się kiedyś takie trafiło, ale nie, nie w pobliżu ludzkich siedzib i zakładów, w prawdziwej dżungli.
https://photos.app.goo.gl/T1wdGoFVL4QGdgBb6
To chyba nie jest dżungla bo lrzemjezylem 30 km rowerem w dół rzeki na bardzo przyzwoitej drodze rowerowej. Jutro w górę Rio Tinto. Ale dziś jeszcze trochę koloru 🙂
https://photos.app.goo.gl/RMYjbPEvMvyxfuYt9
Przejechałem
Tu śpimy 37,5918963, -6,5516543
Dobranoc 😉
Nawet z satelity rio jest faktycznie tinto.
Przy okazji poczytałam niestety, to się nie da pić 🙁
I pomyśleć, że posiada to-to i eksploatuje anglo-australijska korporacja…
Nasi w kosmos!
Nasi – czyli z Kingston
„Jeremy R. Hansen (rocznik 1979) pochodzi z Londynu, ale tego kanadyjskiego, czyli położonego w Ontario. Zanim został astronautą, dosłużył się stopnia pułkownika Kanadyjskich Sił Powietrznych. Ukończył również fizykę w Royal Military College w Kingston. Jest żonaty i ma trójkę dzieci.”
Oh jej…
byli wcześniej, ale ta misja jest też inna. Wcześniej byli tacy:
Jeremy R. Hansen (rocznik 1979) pochodzi z Londynu, ale tego kanadyjskiego, czyli położonego w Ontario. Zanim został astronautą, dosłużył się stopnia pułkownika Kanadyjskich Sił Powietrznych. Ukończył również fizykę w Royal Military College. Jest żonaty i ma trójkę dzieci.
https://www.youtube.com/watch?v=KaOC9danxNo
Dobry wieczór Blogu,
Ciut cieplejsze klimaty: https://www.eryniawtrasie.eu/49721
Owszem, cieplejsze.
My też jutro bieżymy na południe, jakieś 1300km na południe. Tutaj 9c, ale ciągle mało!
Tamtejesze klimaty mamy obcykane (obpstrykane też), ale to daleko-daleko…
Ewa,
dobry wybór! Ciepełko i okoliczności przyrody zapewnione 🙂
Przyjemnego pobytu! Oraz pstrykania 🙂
Bezomny, ten kolor… moze to – i mam nadzieje – tylko flora, bakterie tylko, lecz juz
o tej porze roku?
U nas, co prawda, dosc chlodno, ale widze w TV juz powazne problemy z ogniem w Hiszpanii. Jst tam moze nadal nieznosnie upalnie?
Pamietam, ze za dzieciestwa, w stawach w gliniance woda potrafila sie zabarwic na rozowo.
Alicjo,
My już po. Tylko tydzień, ale warto 🙂
Pepegor,
to rudy żelaza i różne takie minerały , a propos koloru wody:
https://en.wikipedia.org/wiki/Rio_Tinto_(river)
Flora i bakterie nie jawią się tak spektakularnie.
Przy okazji – co słychać u Pepegora? Niedługo lato i stosowny kufel stoi w blokach 😉
https://photos.app.goo.gl/dDC7PqPhSTomA9ww8
…w blokach startowych oczywiście.
Marzec dał nam jak zwyczaj każe, a może więcej. Ale mamy już za sobą.
https://photos.app.goo.gl/rJNn66yPX6dYgzYT9
Kwiecień plecień póki co się nie wychyla. Bloki startowe…
Krystyna, Upieklam keks wedlug Twojego przepisu,
Salsa, jesienia posadzilam allium. Rośnie i czekam na kwiaty. Sarny tego nie jedza.
Eva47,
W tym roku jostaberry przezyje inwazje saren. Ogrodzilam płotem.
🙂
Orca,
jak miło że się odezwałaś. Jestem na małej wyspie w zatoce neapolitańskiej, i czekam na wiekanoc. Nie mam okazji pościć, jem bardzo dobrze i o wiele za dużo.
Wesołych Świąt,
My z kolei już wróciliśmy z małej wyspy czyli Malty. Znaleźliśmy tam lazurowe niebo i niesłychaną mieszankę kultury europejskiej i arabskiej, bo z tego słynie właśnie to miejsce. Wrażenia mamy w zasadzie pozytywne, jako że wszystko to, co zwiedziliśmy było piękne i godne uwagi. Gorzej z tymi miejscami, o których nie piszą w przewodnikach. Różne miejscowości, które mija się na trasie podróży robią często wrażenie niechlujnych i zaniedbanych, trochę tak, jak w krajach arabskich. Tego negatywnego obrazu Malty nie ma na moich zdjęciach, bo człowiek fotografuje to, co wspaniałe i to co chciałby zachować w pamięci. Pamiętam, że kiedyś deklarowałam na blogu, iż sfotografuję też brzydotę, ale jakoś ciągle mi to nie wychodzi.
https://photos.app.goo.gl/54LzHx4rerCMS2ww7
Niezwykle miła dla oka jest niewielka wyspa Gozo-cicha, spokojna i zadbana!
https://photos.app.goo.gl/MqU9zgCaZueuV1G68
Zajrzałam przy okazji do maltańskich wspomnień Ewy: https://www.eryniawtrasie.eu/17984
My nie mieliśmy niemiłych doświadczeń dotyczących autobusów, którymi zwiedzaliśmy wyspę. Może wynikało to z faktu, iż mieszkaliśmy niedaleko dworca autobusowego i rozpoczynaliśmy najczęściej nasze podróże na początkowym przystanku.
Co do kuchni to zgadzamy się z Ewą, że smaczna, poniżej więcej na ten temat:
https://polkanamalcie.pl/kuchnia-maltanska/
Królik wydaje się być całkiem dobrą propozycją na Wielkanoc 🙂
Danuśko, mamy bardzo podobne odczucia w stosunku do Gozo 🙂
A my się powoli wybieramy, chociaż u nas szaleją burzei ochłodziło się, za to u celu jest 24c, jutro 22c. Zawsze to lepiej, niż 1c… Jutro słońce, a potem co się zdarzy.
Obadamy
https://www.watermensretreat.com/