Święconka 2022 w naszej wsi
To były zawsze miłe spotkania sąsiadów mieszkających w naszej wsi na stałe i letników. Każdego roku, zwłaszcza kiedy Wielkanoc wypadała późno spotykaliśmy się w miejscowej świetlicy na święcenie wielkanocnych koszyczków. Wierzący i niewierzący. W tym roku jednak, choć znów się spotkaliśmy przybyło nam uczestników: uciekinierzy z Ukrainy, mieszkający w jednym z letnich domów. Otrzymują wyrazy sympatii, serdeczności i gościnności, a także pomoc w codziennych sprawach. Wiem, że oni sami będą obchodzić święta dopiero w przyszłym tygodniu, każdego jednak dnia rzymsko-katolickiej Wielkiejnocy byli zaproszeni do kogoś z sąsiedztwa, aby zasiąść przy wspólnym stole. Wielkie zło rodzi więc dobro.
Te święta obchodziliśmy w nastroju niepewności, niekiedy obaw. Były one odmienne niż te z wielu poprzednich lat. Pogoda też nas nie rozpieszczała. Wielkanocne przysmaki poprawiły nieco humory. Pasztety: jarski i mięsny, różne mięsa, morze wiejskich jajek, ale i smakowite śledzie − to nasz świąteczny repertuar: do wyboru do koloru. A prócz tego miłe twarze wokół. Czego więcej chcieć. No, może jeszcze paru rzeczy, ale cieszmy się z tego, co wokół nas.
Komentarze
…bo „tamte” serduszka to miały być tu… i będą! 😉
❤️ ❤️ ❤️
Dla Alicji najlepsze urodzinowe, trzymaj się zdrowo 🙂
Dziękuję raz jeszcze wszystkim za życzenia – zdrowia zwłaszcza, bo wszystko inne można sobie kupić, jak mawia mój siostrzeniec.
Dzisiaj dzień senny, a za oknem biało, chociaż już powoli białe topnieje.
https://photos.app.goo.gl/dvdYHdByZWZXuzm5A
Mam nadzieje to ju ostatnie podrygi…
Wczoraj było przyzwoicie, w „poniemieckich” pucharach, z odpowiednim motywem ozdobnym:
https://photos.app.goo.gl/zVvYBV1g41XUYPG48
Krystyna,
Jestes tam? Zakonczylam proces robienia jarzebiaku. Kolor piekny, smak dobry. Wydaje mi sie ze dodalam za malo cukru. Dalam polowe tego co polecilas. To byl blad.
Do butelki wlałam syrop klonowy aby nadac slodki smak. Czy masz inne sugestie?
W tymacie syropow: poznalam smak syropu daktylowego (date syrup). Bardzo mi smakuje kubek kawy z łyżka syropu daktylowego.
W artykule naszej Gospodyni podoba mi się to zdanie: „Wielkie zło rodzi więc dobro”. No cóż, sprawdziło się już niejednokrotnie. Wpadłam też ostatnio na złotą myśl, której autorem jest Nietzsche” Wszystko zło rodzi się ze słabości ludzkiej”. Dla nas maluczkich różne kompleksy ludzi stojących u władzy kończą się wysypem wielu nieszczęsnych lub wręcz tragicznych decyzji.
Osobisty Wędkarz żadnych ryb nie złowił, więc tym razem wpadliśmy na rybkę do „Złotego Okonia”. W Serocku na dwóch przeciwległych krańcach miasta są dwie rybne restauracje o bardzo podobnym menu. Oprócz wyżej wspomnianej jest też „Złoty Lin”, o którym pisałam już kilka razy. Ryby, rybami, ale dzisiaj byłam też wielce ukontentowana warzywnym szaszłykiem prosto z grilla. Znalazły się na nim-pieczarki, czerwona papryka i czerwona cebula oraz cukinia. Ot, proste i zdrowe jedzenie.
Orco-podzielam Twoje zdanie na temat syropu daktylowego, też smakuje mi z kawą.
Danuska,
Ja napisalam ze wlewam do kawy łyżke tego smacznego syropu. To nie jest łyżka tylko mała łyżeczka na jeden kubek kawy. Bardzo smaczne.
Powodzenia na łapaniu i jedzeniu ryb. W restauracji ryby też sa smaczne. 🙂
Orco-tak, miałyśmy to samo na myśli pisząc o kawie i syropie daktylowym 🙂
Osobisty Wędkarz dziękuje za życzenia dotyczące ryb!
Dla Osobistego Wędkarza uściski urodzinowe wraz z życzeniami zdrowia i taaaakiej ryby!
Orca,
Mój jarzębiak wykonany według przepisu Żaby nie jest za słodki. W tym wypadku nie zmniejszałam ilości cukru, choć zwykle tak robię, bo nie lubię słodkich napojów. Ale wcześniej piłam taki jarzębiak, więc wiedziałam, jaki powinien być i niczego w proporcjach nie zmieniałam. Wydaje mi się, że dosłodzenie syropem daktylowym jest dobrym wyjściem; jarzębina ma mocny, wyrazisty smak, więc syrop chyba go nie zmieni. W każdym razie życzę smacznego 🙂
Danuśka,
na nadbużańskich łąkach na pewno wypatrzysz potrzosa.
Krystyna,
Dziekuje za informacje. Ja dolałam syrop klonowy nie daktylowy. Klonowy ma podobny kolor do jarzebiaku.
O rybach, szczegolnie łososiach pisałam wiele razy.
Ostatnio widzialam rybe o nazwie China rockfish. Podobno zyje do 100 lat. Ile to uroczystsci urodzinowych 🙂
https://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/d/de/China_rockfish_in_Neah_Bay_August_2009_JLL.jpg
Bardzo smaczna ryba.
Powodzenia przy łapaniu ryb i smacznego z okazji urodzin i przy kazdej innej okazji.
Oczywiscie China rockfish zyje tak długo jak dlugo wędkarz jej nie złapie :). Szczególnie Osobisty Wędkarz. 🙂
Alicjo,
Spóźnione uściski urodzinowe!
Osobisty Wędkarz serdecznie dziękuje za życzenia.
Zrywam kolejną kartkę z kalendarza, bo pomimo dostępu do wszelakich nowoczesnych technologii lubię te stare, dobre kalendarze. Mój jest tygodniowy i ma swoje stałe miejsce na ścianie w kuchni. Oczywiście zawsze czytam to, co jest na odwrocie. Najczęściej są to przepisy kulinarne, ale znajdziemy tu też porady w stylu „Czego powinni unikać alergicy” albo „Co robić, aby czuć się szczęśliwym”.
Jeśli ktoś z Was sobie życzy to oczywiście zacytuję cenne rady na temat życia w szczęściu i w harmonii z naturą, ale póki co podrzucam kalendarzowy dowcip:
Rodzice pytają sześcioletniego Adasia:
-Czy będziesz się cieszył, kiedy dostaniesz małego braciszka lub siostrzyczkę?
-Teraz pytacie??? Przecież to już za późno!
Dzisiaj przewidziany wiosenny zjazd warszawski, nareszcie w pełnym składzie.
Hip, hip, hurra!
Tez mam kalendarz na scianie w kuchni. Jest to zbior 12 akwarel miejscowej artystki Sarah Clementson. Chyba kiedys pisalam o niej i jej kalendarzu. Sarah maluje miejsca znane wszystkim mieszkancom tego regionu. Pike Place Market w Seattle, pola lawendy w Sequim, kury na farmie w Bainbridge Island i prom miedzy Port Angeles, WA i Victoria, BC.
Kalendarz wymienia rozne wydarzenia w regionie. Tam nie ma porad kulinarnych ale na pewno wiele osob by skorzystalo z takich porad.
Na temat wiosny:
U nas jednym znakiem wiosny sa grzyby o nazwie morel. Bardzo smaczne i rowniez bardzo drogie. Funt wagi kosztuje w granicach $30.00. Dla porownania funt shitake kosztuje $12.00 a portobello $8.00.
Morel mozna znalezc przy drodze. Morel lubia rosnac w miejscach gdzie w poprzednim sezonie byly pożary. Niestety przez minione dwa lata w okresie letnim było duzo pożarow.
Tak wiec morel mozna łatwo znaleźć
Na zdjeciu grzyby morel i troche informacji.
https://www.farmersalmanac.com/what-the-heck-are-morels-15375
Przyklady akwarel malowanych przez Sarah Clementson
http://www.seattlewatercolors.com/category/Limited-Edition-Prints.html
Morel czyli smardze, u nas trafiają się czasem w ogródkach sąsiadów 🙂
Smardze to jeden z wykwintnych dodatków w kuchni francuskiej.
Danuska, czy jadasz smardze?
Morele to smardze – drogie, bo rzadkie. U mnie występują w ilościach śladowych w ogródku, śladowych, bo najwyżej kilka 2-5. Jeszcze jest za zimno, niestety, ale lada tydzień… Jeszcze nawet rabarbar się nie spieszy…
https://photos.app.goo.gl/XoUaHGXdPp33k1rV9
Poczytałam trochę o smardzach. Łacińska nazwa to morchella esculenta, stąd więc morele. W Polsce są pod ochroną. Można jechać do Czech lub Słowacji, bo tam jest ich więcej i można je zbierać. Ale można też kupić korę z grzybnią . Smardze pojawiają się w drugim roku uprawy, a potem zanikają bezpowrotnie. I to się zgadza, bo też miałam kilka smardzów wyrosłych niepodziewanie na korze ogrodniczej. W kolejnym roku już się nie pojawiły. Kilka lat temu w lokalnej prasie opisywano wysyp smardzów na trawników przy jednej ze szkół. Nie pisano, co się z nimi stało.
Kalendarze ścienne ze zrywanymi kartkami były niegdyś cennym źródłem porad i przepisów. Teraz jest mnóstwo książkowych poradników no i internet, ale sentyment pozostał.
Ociepliło się na tyle, że można było dziś wysiać, a właściwie dosiać trawę. Tym razem ma być kwietna łąka/ bardziej łączka/. Oczekiwania są takie, że ma być ładnie, pożytecznie dla owadów i bez potrzeby koszenia. Co z tego wyjdzie, zobaczymy. Pamiętam Wasze ostrzeżenia o łakomych ptakach, więc będę uważała na nie.
Ignacy po powrocie z Japonii osiedlił się we Wrocławiu – byłoby ciekawie go spotkać!
https://youtu.be/QNykhDIt8vk
Poza tym… leje!
Dawno mnie tu nie bylo, a wiec:
Alicjo, spoznione, lecz tym nie mniej serdeczne zyczenia urodzinowe!
Dzialaj dalej jak zawsze. Jak tu zajze, to wiem, ze bedzie Twoje zdanie, Twoj glos.
Krystyna,
Myslalam o Twojej trawie. Jestem ciekawa czy ptaki omina nasiona. Ja postanowilam zostawic nasz trawnik z “pustymi” placami. Trawa sie rozrasta z bocznych miejsc wiec moze cos z tego bedzie. Nasz trawnik nie jest widoczny od ulicy. Te zadbane trawniki to czesto presja sasiedzka.
Ja takiej presji nie odczuwam.
Czytalam o grzybniach na sprzedaz I poczytalam rozne opinie na ten temat. Chyba duzo czekania na rezultat. Przyjemnie by bylo miec wlasne smardze a przede wszystkim moje ulubione maiitakie. Na razie nie planuje.
🙂
A tak, jakos probujemy zyc.
Zycie zupelnie inne. Moja LP, Lilianna, pozwalam sobie tu ostatni raz tak kolokwialnie nazwac moja zone, wymaga niestety totalnej opieki. Od trzech tygodni mam ja tu, w domu i musze sie uczyc, jak pracowac z osoba zdana na wozek inwalidzki, niezdolna zrobic ani jednego samodzielnego kroku. Owszem, sa pewne postepy ale nadal musze byc stale do dyspozycji.
Opieke (pomoc) mam codziennie rano, ale to nie wystarcza, musi byc podwyzszone, bo inaczej sie nie wyrobie.
Ludzie, tak to jest i dajcie spokoj z wszelkimi „wyrazami”, bo mnie to nerwi, a zwlaszcza juz dobre rady.
Chcialem tylko poinformowac.
A tak, jak macie do mnie cos naprawde innego, to napiszcie, moze przeczytam,
Zgodnie z tym co pisała Danuśka odbył się dziś pierwszy wiosenny zjazd warszawski. Byłyśmy w pełnym składzie, czyli organizatorka Danuśka, Kuzynka Magda, Barbara, Jolinek i ja. Ucztowałyśmy w sympatycznej włoskiej restauracji Le Braci. Obżarstwa nie było zadowoliłyśmy się przystawkami, bardzo smaczne , pięknie podane, za szybko zjedzone by zrobić zdjęcia. Dopiero przy deserach się to udało – nasze desery:
https://photos.app.goo.gl/33E8WkEYSxaB6xuw6
Małgosiu,
wyobrażam sobie, jaka miła była atmosfera Waszego spotkania. I wreszcie w komplecie.
Orca,
aspiracje co do pięknego trawnika szybko maleją, bo i pogoda u nas wcale nie angielska i wiatr przywiewa nasiona różnych traw i ziół. Byle było trochę zielonego. Ważniejsze są kwiaty, krzewy i drzewka.
Pepegor,
dzięki za miłe życzenia – Tobie życzę siły!
Poza tym złe wieści z kopalni Pniówek. W dzisiejszej Polityce artykuł na temat takich katastrof (wybuch metanu). Zawsze istnieje ryzyko, niestety. Dlatego z niechęcią bywam w takich miejscach – najlepiej nieeksploatowanych. Takie muzeum (polecam!) jest w Złotym Stoku, nie jest to oszałamiająca głębokość, ale zawsze to ma się tę świadomość (ja mam!), że nade mną góra, choćby niewielka, ale…
Pokazową kopalnię – muzeum widziałam też w Grecji „Vagonetto”. Po prostu, podobnie jak w Złotym Stoku, wchodzisz w górę, nie zjeżdżasz w dół kilkaset metrów. W Złotym Stoku schodzi się trochę po schodach, bo ja wiem… z piętro.
Krystyna,
bez chemii nie ma prawdziwego angielskiego trawnika, podobnie jak z polami golfowymi. Jeśli chodzi o te ostatnie, jest ich w Ameryce Pn. całe mnóstwo (duuuużo miejsca!) i kiedyś obliczono, że ładuje się w nie więcej chemii, niż w całe rolnictwo pn.amerykańskie. Ja bym zabroniła – w końcu krótko ścięte „zielone” jest tak samo dobre, jak te piękne dywany trawiaste, ale w golfie tam nie ma, co na polu są różne rodzaje tej trawy w różnych miejscach. Ta chemia wsiąka w ziemię i wraca do nas… Możę młodsze pokolenie sobie to uświadomi i coś z tym zrobi.
W naszej wsi są przynajmniej 4 pola golfowe, a w najbliższej okolicy bez liku, bo każða miejscowość albo prawie każda za punkt honoru ma posiadanie pola golfowego, no jakżesz 🙁
Moje włościa odkąd tu jesteśmy (28lat) chemii nie widziało… Zresztą teraz od paru dobrych lat zabroniono, ale widać, że jednak większość mieszkańców traktuje trawniki herbicydami.
*ale w golfie TAK nie ma, BO na polu…(itd)
Krystyna,
Niektore kwiaty i krzewy sa na liscie potraw naszych saren. Chyba juz pisalam ze w ogrodzie eliminuje wszystko co jedza sarny. Pozostale miejsca regularnie polewam mieszanka surowych jaj i utartego (minced) czosnku. To działa. 🙂
Nie zapytam co jadlyscie na spotkaniu. Na pewno nie hot dogi tylko cos bardzo smacznego 🙂
Orco, jadłyśmy ravioli z ricottą i czosnkiem niedźwiedzim, „tłuczone ” brokuły, carpaccio z wołowiny, tagliatelle (też były zielone, ale nie pamiętam z czym ).
Orca-tak, jadałam smardze we Francji. Jednym z popisowych dań mojej teściowej był pasztet na ciepło ze smardzami. Francuzi te grzyby najpierw suszą, a potem moczą w wodzie, która jest odlewana i dopiero wtedy duszą czy też smażą. W sprzedaży nie widziałam świeżych smardzów, a jedynie suszone.
W restauracji, którą dzisiaj odwiedziłyśmy w karcie było risotto ze smardzami.
Nasze spotkanie było niezwykle miłe i smakowite. Bardzo cieszyło mnie to, iż nareszcie wokół okrągłego stołu 🙂 bo siedziałyśmy przy takim właśnie stole, byłyśmy w komplecie. Zaobserwowałyśmy, że „Le Braci” cieszy się dużym powodzeniem, wieczorem wszystkie stoliki były zajęte.
Podążając na nasz mini zjazd przeszłam przez Park Ujazdowski, gdzie już za chwilę zakwitną liczne tulipany, a w tej chwili kwitną i mocno pachną białe hiacynty: https://photos.app.goo.gl/CwrUQQuy3RjSoiRBA
Wychodząc z restauracji zwróciłyśmy uwagę na ambasadę kanadyjską i stojącą przed nią kolejkę młodych osób z Ukrainy. Kanada wprowadziła ułatwienia dla uchodźców z tego kraju:
https://www.bankier.pl/wiadomosc/Rzad-Kanady-wprowadza-ulatwienia-dla-uchodzcow-z-Ukrainy-8300670.html
Nasi blogowi Kanadyjczycy na pewno wiedzą więcej na ten temat.
Zapytalam o menu. To sie nazywa masochism. 🙂
Danuska,
Ciekawe z suszonymi smardzami.
Zielone tagliatelle były z tuńczykiem i kaparami 🙂 dania bardzo smaczne zachwycały formą podania. Fachowa i sympatyczna obsługa, gustowne wnętrza, jednym słowem smakowicie było pod każdym względem.
Zielone nie byy przypadkiem ze szpinakiem? Bo mona zrobi ciasto szpinakowe. O proszę:
http://www.ilewazy.pl/szklanka-ugotowanego-tagiatelle-ze-szpinakiem
Co do Kanady, to naturalne – u nas istnieje duża społeczność ukraińska, szczególnie na preriach, Manitoba i Saskatchewan. „In 2016, there were an estimated 1,359,655 persons of full or partial Ukrainian origin”.
Wiadomo, że w potrzebie wyciąga się rękę do „swoich”…Oczywiście rząd gra dużą rolę w organizacji wszystkiego, wszak jesteśmy krajem emigrantów i wszelkie narzędzia po temu posiadamy, żeby sprawnie szło.
Bieliki online!
https://www.youtube.com/watch?v=zhNN6dlEMgw
Widzę, że przegapiłam urodziny Alicji i Alaina.
Spóźnione – wszystkiego najlepszego!
I parę moich zdjęć:
https://photos.app.goo.gl/fiFmhVJd7aZxakWVA
https://photos.app.goo.gl/dKgTHDdG7AHXMkn69
Proszę kliknąć na zdjęcie 🙂
Dla Pepegora, który lubi i ptaki i zwierzęta. I dla wszystkich, którzy chcą obejrzeć trochę moich fotek. Też trzeba kliknąć. 🙂
https://photos.app.goo.gl/WxnySzmfhpXoZdsZ8
https://photos.app.goo.gl/DvQYmXRDF8ARLHnS9
Orca,
nie wiem, czy dobrze zrozumiałam, więc proszę o dodatkowe wyjaśnienie co do mieszaniny surowych jajek i czosnku – czy ma ona odstraszać zwierzęta, czy ogrodowe szkodniki? Interesują mnie wszystkie naturalne metody, byle nie były zbyt skomplikowane.
Asiu,
urocze filmiki. U mnie powoli rozkwitają fiołki. Reszta wiosennych kwiatów nadal cieszy oczy. Pogrzebałam dziś trochę w ziemi, grzejąc się w słońcu, słuchając śpiewu ptaków i dumając nad życiem.
Krystyna,
Wszystko opisałam i nie przeszlo.
🙁
Napisze jeszcze raz mam nadzieje zanim pojdziesz spac. 🙂
Jeszcze nie śpię, ale musisz się śpieszyć. 🙂
Nie musisz się śpieszyć – tak miało być.
Przez szybkę z domu… Gniazdo jest w krzaku tuż obok drzwi wyjścowych i schodków, nie wiem, dlaczego zawsze tak blisko domu – a szczególnie drzwi wyjściowych… Praca zaczęła się niedawno, jajek jeszcze nie ma. Ale pani matka już się mości!
https://photos.app.goo.gl/H3sD5myDZiX2iMUy6
Asia i Ewa – dziękuję 🙂
Krystyna wspomina o śpiewających ptakach, otóż w naszej okolicy właśnie robin należy do najbardziej rozśpiewanych:
https://www.youtube.com/watch?v=SkLHMXM69vQ
To są śpiewy wieczorne i zalotne 😉
Krystyna,
Zaczelo sie od tego ze podliczylam ile kosztuje mieszanka na ochrone roslin od konsumpcji przez sarny.
https://www.chewy.com/liquid-fence-deer-rabbit-repellent/dp/206785
To jest ten produkt. Przeczytalam skladniki na odwrocie butelki i stwierdzilam ze sama moge to zrobic mniejszym kosztem. Poszukalam porady farmera ktory powiedzial ze to mozna zrobic w domu.
Potrzebuje:
-Butelka (spray bottle) rozmiar 1 litr lub wiekszy
-dwa surowe jajka
-utarty czosnek (kupuje 1 litrowy pojemnik utartego czosnku za $4.00). Do mieszanki uzywam 1 duza łyżka utartego czosnku. Caly pojemnik utartego czosnku wystarczy na 1 – 2 miesiace. Zalezy od opadow deszczu.
-olejek zapachowy (tymianek, majeranek, tea tree oil lub podobny – kilka kropli.
Wszystko mieszam w butelce. Kawalki czosnku i bialka jajek czasami blokuja spryskiwacz ale troche potrzasnę i dalej dziala.
Pryskam wszystko co chce uchronic. To dziala zanim spadnie deszcz. Po opadzie deszczu trzeba powtorzyc pryskanie.
Farmer mowi ze sarny w koncu unikaja rosliny ktore przez kilka dni maja dla nich nieprzyjemny zapach. Ja dla pewnosci spryskuje czesciej niz potrzeba.
Dodatkowo smaruje okolice krzewow utartym czosnkiem.
Napisz jak to dziala u Ciebie.
Krystyna,
Jak pewnie zauwazylas te butelke na zdjeciu mozna odwrocic I przeczytac zawartosc.
Krystyna,
Jeszcze jedno. Po wymieszaniu skladnikow pojemnosc butelki uzupelniam woda. Wtedy butelka jest pelna.
Orca,
dziękuję za przepis. Wprawdzie saren w pobliżu dawno nie widziałam, a mój ogródek jest ogrodzony, ale tę miksturę będę mogła wypróbować dla ochrony roślin przed ślimakami i innymi szkodnikami. Na razie jest bardzo sucho i ślimaki jeszcze nie pojawiły się. A sarny omijają moją najbliższą okolicę, bo nie jest już taka spokojna jak dawniej; powstaje bardzo dużo nowych domów/ deweloperzy budują całe osiedla/, więc i miejsca dla zwierząt jest mniej, a hałasów więcej.
Ale przepis może się przyda.
Dobranoc.
Krystyna,
Ślimaki tez moga zniszczyc duzo roslin. Nie znam domowych metod na kontrolowanie ślimakow. Powodzenia. 🙂
Kiedys pokazywalam wzgorza pokryte pieknymi kwiatami o nazwie California poppy. Ani ślimaki, ani sarny, ani żadna inna żywina ich nie rusza. Jesienia zebralam duzo nasion tych pieknych kwiatow i posadzilam z tylu domu.
W niektorych miejscach pobocza autostrady sa pokryte tymi kwiatami. W tym roku zauwazylam ze sie “wprowadzily” do kilku miejsc wokol domu. 🙂
Film o California poppy
https://youtu.be/dBrwpjUYDIA
Poppy to po polsku mak, maki, raczej czerwone, znane z piosenki „Czerwone maki na Monte Cassino” (II Wojna itd).
Z maków wyrabia się heroinę, morfinę i różne takie – dla lecznictwa, ale po pierwsze, i chyba najpierwsze – narkobiznes.
https://www.youtube.com/watch?v=N-aK6JnyFmk
W Bedronce jest tydzień francuski j można kupić ciasto francuskie z masłem.
Asiu-dzięki za wiadomość, wybiorę się jutro, bo niedziela handlowa. Ciekawe, dlaczego niedziela handlowa jest po Świętach, a nie przed, kiedy byłaby chyba bardziej uzasadniona praktycznie i ekonomicznie. Czyżby kolejna ingerencja kościoła? Niedzieli Palmowej nie należy spędzać w sklepach?
Cieszy mnie bardzo powrót do pracy znanego krytyka kulinarnego- Macieja Nowaka. Przeczytałam, że miał duże problemy ze zdrowiem i nie pisał przez całe pięć lat. Nawet swego czasu zastanawiam się, dlaczego jego relacje zniknęły z piątkowego wydania „Wyborczej”. Były pisane z werwą i humorem i bardzo lubiłam je czytać. Pan Maciej czuje się teraz zdecydowanie lepiej i ostatnio trafiłam na jego opowieść o wizycie w „Garmażu u Ukrainek”. Smakowitą ciekawostką był krupnik z dodatkiem kaszy gryczanej, a niedociągnięciem za grube ciasto na pielmieni. O rzeczonym cieście podyskutowano na miejscu i być może teraz już będzie lepszej jakości. Ci, którzy prenumerują „Gazetę Wyborczą” mogą przeczytać ten artykuł w całości, a dla wszystkich pozostałych mam poniższą relację. Jest ciekawa, bo dotyczy nie tylko kulinariów:
https://warszawa.naszemiasto.pl/garmaz-od-ukrainek-czyli-ukrainskie-jedzenie-w-warszawie/ar/c1-8767767
Pamiętam, że sarny „wchodziły w szkodę” u Żaby. Nie wiem, czy Żaba miała na nie jakieś sposoby, znając naszą Koleżankę zapewne tak 🙂
Orca,
maczki kalifornijskie rosną w ogródku u mojej koleżanki, oczywiście tylko latem. Nasiona przywiezione zostały z Kalifornii. Rosną na wydzielonej grządce i nie zagrażają innym roślinom. Ale łany tych kwiatów robią wrażenie.
Maczki są w kolorze pomarańczowym, a nie czerwonym i są o wiele niższe niż powszechnie znane maki czerwone.
Skutecznym sposobem ochrony roślin przed sarnami jest ogrodzenie terenu . Podczas dzisiejszego spaceru w lesie widziałam, że wszystkie szkółki/młodniki są otoczone płotem z dość gęstej metalowej siatki. Leśnicy wchodzą na ogrodzony teren przez drabinkę zbitą z cienkich konarów, która może służyć spacerowiczom za ławeczkę. Z czego chętnie korzystamy. Ale żadnej sarny i innych leśnych ssaków nie spotkaliśmy. Słychać tylko było liczne ptaki. A w lesie panuje spory bałagan, pozostałość po kilku zimowych wichurach.
Mój ulubiony Jerzy:
https://www.onet.pl/film/onetfilm/jerzy-stuhr-75-urodziny-aktora-najwazniejsze-role-i-filmy-sylwetka/zkwkjfh,681c1dfa
Macieja Nowaka znam z artykułów w sieci. Bardzo fajna, barwna postać. Uwielbiam Roberta Makłowicza. Z takich kulinarnych dinozaurów zapamiętałam Julię Child, której programy „religijnie” oglądałam w każdy sobotni poranek na kanale PBS (Public Broadcasting Service). Dla mnie była trochę staroświecka, jej kuchnia była bardzo tradycyjna, ale zawierała wszystko, co powinna – tak jak nasza gruba księga pod tytułem „Kuchnia polska”.
„W czasie II wojny światowej rozpoczęła pracę w Office of Strategic Services, gdzie poznała swojego męża, Paula Childa. W 1946 roku wzięli ślub i wkrótce przenieśli się do Paryża, gdzie Julia Child w 1951 roku, jako pierwsza kobieta, ukończyła prestiżową szkołę kucharską Le Cordon Bleu.”
To wystarczy za rekomendację 🙂
p.s.Julia nie była maleńka – 188cm bez butów!
Krystyna,
Wysoki plot to jedyna skuteczna ochrona przed sarnami. Widze takie ploty w kilku miejscach. To jest troche kosztowne ale 100% skuteczne.
Gratuluje projektu nasion z CA. Bardzo mi sie podobaja te kwiaty. Bardzo bym chciala zastapic nasz trawnik tymi kwiatami .
CA poppy wygladaja i rosna inaczej niz tradycyjne czerwone maki. CA poppy (symbol stanu CA) to skuteczny “ground cover” . Te kwiaty nie wymagaja zadnej specjalnej “opieki”.
Do naszego ogrodu “wprowadzily” sie niezwykle ozdobne maki o nazwie “peony poppy”.
https://www.google.com/search?q=peony+poppies&client=safari&prmd=sinv&source=lnms&tbm=isch&sa=X&ved=2ahUKEwjRjJDQvKr3AhWOIjQIHRVQAmsQ_AUoAnoECAIQAg&biw=414&bih=712&dpr=2
Te kwiaty rosna na wysokosc okolo 1 metra i sa bardzo odporne na suchy i cieply klimat.
Peony poppy rowniez nie sa w menu saren.
Znakomity płot robi tak zwana wierzba energetyczna – nawet kurze się trudno przez nią przecisnąć, a co dopiero sarnie. Moja siostra to ma – płot świetny i przy tym paliwo do palenia. Baśka przycina je na wysokość ok. 170cm i ma posadzone gęsto, jedna przy drugiej – bardzo łatwo się sadzi.
„Wierzba wiciowa (Salix viminalis), nazywana też wierzbą krzaczastą, konopianką lub wierzbą energetyczną, to duży (dorasta do 6 m wysokości), szybko rosnący krzew. Roślina jest łatwa w uprawie i wykazuje się wysoką produkcją biomasy, dlatego ma wiele praktycznych zastosowań.”
Więcej tutaj:
https://muratordom.pl/ogrod/rosliny/wierzba-energetyczna-wierzba-wiciowa-uprawa-wierzby-na-biopaliwo-aa-2vr5-grEU-WMJ7.html
Te wysokie płoty to konieczne zabezpieczenie leśnych upraw. Prywatne posesje najczęściej też są ogrodzone, a jeśli nie, to rosną na nich drzewa i krzewy, którym sarny nie zaszkodzą.
Orca,
piękne są te peony poppy, bardzo podobne do piwonii/peonii/.
Alicjo,
widocznie robin czuje się u Was bezpiecznie; nie straszycie go, nie ma zwierząt domowych, ma spokój. Pamiętam, że już wcześniej gniazdko było wykorzystywane.
Informuj nas o ptasich nowościach.
One zawsze osiedlają się blisko domów i w ogóle siedlisk ludzkich, podobnie jak wróble (fajny artykuł w wydaniu weekendowym na gazeta.pl – polecam!).
U nas kiedyś osiedlały się od ogródka, ale też tuż przy drzwiach od kuchni na ogródek, pod dachem drewutni. Bywa, że ktoś – podejrzewam wiewióry! – niszczy ich gniazdo, zdarzało się to często. Wiewióry, które u nas są wielkie, wyjadają wszystko, w tym wypadku jajka. Potem tylko niebieskie skorupki wokoło 🙁
A tu nasza Robinka wysiaduje… Ustawiłam sobie aparat na statywie, więc będę was męczyć sprawozdawczością. Czekamy na jajka!
https://photos.app.goo.gl/8xh6Lp6UjiSPKuua7
Przy okazji tego artykułu o wróbelkach w gazeta.pl przypomniał mi się wierszyk:
Wróbelek jest mała ptaszyna,
wróbelek istotka niewielka,
on brzydką stonogę pochłania,
lecz nikt nie popiera wróbelka.
Więc wołam: Czyż nikt nie pamięta,
że wróbelek jest druh nasz szczery?!
Kochajcie wróbelka dziewczęta,
Kochajcie do jasnej cholery!
K.I.G.
https://weekend.gazeta.pl/weekend/7,177333,28354795,sa-jak-wloska-rodzina-ktora-sie-kloci-i-godzi-wroble-powoli.html
Tu nie ma płota
Widok z drzwi wejściowych – – > https://photos.app.goo.gl/DdzfA5BvizXUYNpB7
Może ktoś odgadnie gdzie to jest?
Danusiu, niedziela Palmowa przed świętami też była handlowa. Byłaś wtedy w Ciechocinku i nie zwróciłaś pewnie uwagi 🙂
Mieliśmy dziś miły dzień na działce u teściów syna, gdzie świętowaliśmy imieniny wnuka Jerzego. Dzieciaki dostały nowe maszyny do robienia baniek, to i zestawy klocków Lego zapewniły całkowity spokój 🙂 Pogoda nie rozpieszczała, ale na trochę wyszło słońce i zrobiło się cieplej, na szczęście nie padało.
Jerzorowi i Jurkom – wszystkiego najlepszego!
Jerzor dziękuje – właśnie warzę obiad (polędwiczki wieprzowe w sosie-samosie – co się wrzuci), bo goście, Kanadyjczycy nie znający obyczaju obchodzenia imienin…
Od lat tłumaczę – imieniny mają to do siebie, że nikt nie wytyka ci lat, w przeciwieństwie do urodzin 🙄
yurkowi (dawno nie widziany!) oraz wszystkim podczytującym Jerzym i Wojciechom wszystkiego najlepszego!
Co do pogody, 7c teraz, a było gorzej i przez chwilę jakby taka kasza popadywała…
Stare, dobre rady – ja to znam od… odkąd pamiętam 😉
Ale nie zaszkodzi przypomnieć.
https://beszamel.se.pl/porady/jak-zrobic/bledy-przy-gotowaniu-zupy-6-bledow-popelnianych-przy-gotowaniu-zup-aa-yYZv-sQFn-6Xce.html
Dla Jerzora i yurka spóźnione, ale serdeczne życzenia imieninowe.
Małgosiu-masz rację, wycofuję zatem moje uwagi na temat niedzieli handlowej i kościoła.
bezdomny-czy to nie jest widok na farmę wiatrową na wyspie El Hierro?
Wczoraj Osobisty Wędkarz własnoręcznie pokroił na plasterki 2 kg ziemniaków(pomimo, iż mamy maszynę, która może to zrobić) i przyrządził kolejne gratin dauphinois czyli ziemniaczaną zapiekankę. Do kolacji usiadły cztery osoby zatem danie to będziemy dojadać zapewne jeszcze przez dwa dni. Ogrzewane na patelni też bardzo smaczne 🙂
Danapola 🙄
to nie jest widok na farmę wiatrową na wyspie El Hierro 🙁 aczkolwiek tam są bardzo podobne widoki.
Widok jest na szczyty gór w parku narodowym lasów dębu korkowego.
My stoimy u stóp gór tuż przy oceanie. Po drugiej stronie wody doskonale widoczne góry Atlasu w Maroko.
Dla nas to jedno z najpiękniejszych destynacji w Hiszpanii i równie pięknie brzmi nazwa Valdevaqueros.
Parę dni temu zjechaliśmy z kanarów z bardzo błahego powodu. Znudziły się 🙁
Trochę inne krajobrazy z rowerowej wycieczki 🙂
https://photos.app.goo.gl/oSJcKS3yvJZ4U1er7
Bezdomny,
ja tam wody żadnej nie widzę! Ale pejzażyk ładny – to do tego zdjęcia wyżej. Pejzażyk niestety, szpecą mi te wiatraki, nie mogę się do nich przyzwyczaić…U mnie w pobliżu nie ma, natomiast są wielkie „farmy” baterii słonecznych, najbliższa ok.100km stąd.
No ale my tu mamy tyle wolnych hektarów, że sobie możemy rozkładać je, ile wlezie.
Jak będę w pobliżu, to sfotografuję – też nie jest to piękne, ale…
Zaraz idę porozglądać się po okolicy, czy coś już się zieleni. Ale zanim co, screenshot z GoogleEarth – farma baterii słonecznych w pobliżu Creighton Heights, to takie szarawe pola mniej więcej pośrodku fotki, z wysokości ponad 200m. więc mniej więcej można sobie wyobrazić, że małe to nie jest…
https://photos.app.goo.gl/pjcQe27wDiWmUKmHA
Bezdomny-piasku Ci tam nie brakuje 🙂 Poza tym, tak jak piszesz, ten kawałek Hiszpanii jest rzeczywiście bardzo ciekawy.
Co do mnie to zachęcona opisem jak poniżej:
„Przeróżne zapachy, ciasne podwórka, przenikające się języki jidysz, polski i rosyjski, mnóstwo sklepów i tłum ludzi. Okazałe kamienice z długimi i głośnymi zapleczami, żywioł handlu i modlitwy. Pośpiech i unosząca się nad ulicami woń kapusty, mydlin, śledzi, pomarańczy… Przenikające się obrazy dostatku i biedy, postępu i tradycji. To atmosfera wielu żydowskich ulic Warszawy”.
Uczestniczyłam dzisiaj w spacerze po fragmencie dawnej Dzielnicy Północnej zamieszkałej niegdyś głównie przez społeczność żydowską.
Mieszkało tu wiele znanych nam osób, na przykład Szpilaman, Singer, Wiera Gran oraz Samuel Goldwyn. Historia kariery Goldwyna jest niezwykle barwna i warto o niej poczytać:
https://www.polskieradio.pl/39/156/Artykul/2832794,Samuel-Goldwyn-Warszawiak-ktory-sprzedal-rekawiczki-i-podbil-Hollywood
Można odetchnąć, Marine le Pen przegrała wybory. Ufff!
Upał!
niby tylko 18c w cieniu, ale po drodze musiałam zdjąć z grzbietu dżinsową kurtkę i żałowałam, że ubrałam długie spodnie. No ale przez zimę człowiek zdążył zapomnieć, że istnieją rzeczy letnie.
Jednak jeszcze zieleń się nie rzuca w oczy zbyt nachalnie. Ludzie wyszli na swoje ogródki przydomowe, wytargali fotele, stoliki, parasole i zgodnie z tutejszym obyczajem popijają piwko (ja zresztą też – Łomżę), tylko czekać, a dojdą do tego zapachy grilowania. Wiosna! I lato za rogiem 🙂
Oddycham. To jest naprawdę paskudna baba. Nie lubię rasistów, homofobów i w ogóle ludzi, którzy uważąją, że mają jedynie słuszną rację we wszystkim.
Owszem, tym ostatnim czasem grzeszę, ale w prywatnym zakresie 😉
Żeby nie było – akurat na tę sprawę i wiele innych mamy w rodzinie odmienne zdania. Niestety, Jerzor wie lepiej, co dobre dla każdego bliźniego. Ja to od dawna znam, toleruję, ale że mieliśmy gości i przyszło do dyskusji… od dawna mówiłam, że ujawnię hipokrytę. „Jestem dobry człowiek i nikomu krzywdy nie robię” do mnie nie przemawia. Kto wie, jak zachowałby się taki „dobry człowiek” w momentach wymagających działania.
Danuśka 20:57,
Czekałem na francuskie wieści i się nie zawiodłem. Poprzez Wielkiego Wędkarza złóż, proszę, gratulacje dla Francji i Francuzów! I podziękowanie za ochronę WARTOŚCI!
Teraz najwyższy czas na nas! Najwyższy czas!
A na marginesie. Będąc w Polsce odwiedziłem kilka restauracji o których nic nie napisałem. Oto jedna z nich, gdybyś chciała np. z Wędkarzem uczcić zwycięstwo, albo wpaść z Koleżankami Warszawiankami na pogaduszki, polecam restaurację „Kieliszki na Próżnej”. Mają super kolekcję świetnych win, naprawdę jest w czym wybrać. Niewiele wiem o menu bo jadłem tylko flaki przy barze, były bardzo dobre, zupełnie odbiegały smakiem od naszych starych, poczciwych, polskich flaków. Karolina jadła tam kilka razy, co świadczy, że źle nie jest. I ciągle wpada tam na wino. Kieliszkowy wystrój sali też przyciąga. A może już tam byłaś?
Zapomniałem dodać link. Oto on. Napisano, że w tym miejscu pierwsze skrzypce gra wino. I tak tam jest!
https://kieliszkinaproznej.pl/en/#slide-0
Wspominki…
https://www.youtube.com/watch?v=ghGiv7YLC7Q
Jeśli chodzi o wybory, mnie nigdy sprawy ekonomiczne nie obchodziły, bo przeżyć się zawsze da, lepiej czy gorzej, pod każdym rządem. Zwracam uwagę na ideologiczne sprawy – przecież Francja by ekonomicznie nie padła z dnia na dzień, gdyby Le Pen wygrała. Ale Francja na pewno straciłaby twarz jako ta „Liberte, egalite, fraternite”.
Vive la France!
https://www.youtube.com/watch?v=SIxOl1EraXA
Danuśka 19:45,
Dzięki za wzmiankę o Dzielnicy Północnej. Będąc w Warszawie jestem tam bardzo częstym gościem, chociaż moim przewodnikiem jest tylko stara mapa Warszawy i mapa warszawskiego getta. Wyobraźnia pracuje wtedy na najwyższych obrotach. Zachowany do dzisiaj Żydowski Świat poznałem tutaj w Stanach dość dobrze, odwiedzam brooklińską dzielnicę Williamsburg i widzę tam przedwojenną Warszawę, Łódź, Lublin, krakowski Kazimierz…
https://www.youtube.com/watch?v=n7CPCp4Y7eo
ehum… tu pomijam sprawy kolonizatorów francuskich. Czasy były, jakie były, człowiek ruszył się zza swoich zapłotków, miał łódki i czciał zobaczyć, co tam za rogiem.
Paskudnie postępował – ale czy to się zmieniło? Nie bardzo. Wcale. Tylko etykietki się zmieniają, żeby usprawiedliwić działalność. Panów, bo przecież panie zajmują się domem, dziećmi, kucznią – i też przeważnie pracują zawodowo. Uogólniam, ale…
… żeby zakończyć kulinarnie – poznałem i bardzo polubiłem kuchnię żydowską. Jadłem i lubię gefilte fish, czulent, kugel w najlepszym oryginalnym wydaniu. Będąc w jakiś żydowskich zakamarkach kupuję zawsze makowiec, jest taki jak u mamy za dziecięcych lat. U nich też to jest często świąteczne ciasto. W ogóle maku dużo – na słodko z suszonymi owocami, jak u nas na wigilię gdzieniegdzie. Bardzo się te nasze kuchnie zazębiają.
W Kieliszkach na Próżnej bywam mniej lub bardziej regularnie, w ciągu ostatniego miesiąca ze trzy razy (ale to przypadek). Swego czasu mieli drugą restaurację Kieliszki na Hożej, niestety już jej nie ma.
Nowy- dziękuję, gratulacje przekazałam 🙂 Felicitations dla całej naszej blogowej opcji francuskiej! Francuzi wykazali się rozsądkiem i oby Polacy podczas kolejnych wyborów wybrali te same wartości. Niewesoła wiadomość jest taka, że notowania Marine Le Pen stale rosną.
Wczorajszy spacer w okolicach Placu Bankowego był bardzo ciekawy i wymagał wiele wyobraźni, bo z przedwojennej Warszawy nic tam przecież nie zostało. Natomiast, gdyby ktoś z Was wybrał się kiedyś na spektakl do Teatru Kamienica to w czasie przerwy można obejrzeć wspaniałą makietę dawnego Śródmieścia Warszawy. Spacer zakończył się właśnie przy tej atrakcji, naszej grupie umożliwiono specjalne wejście do teatru w celu jej obejrzenia:
http://www.makietawarszawy39.pl/
A może ktoś ma ochotę na śniadanie po żydowsku?
http://lososwkuchni.pl/szakszuka-sniadanie-po-zydowsku/
Nie byłam w „Kieliszkach na Próżnej”, ale pamiętałam, że Małgosia zna dobrze to miejsce.
Z szakszuką jak z naszym bigosem każdy robi trochę inaczej. Jaja, cebula i pomidory to podstawa, ale reszta dodatków jest całkiem spora. W książce Andy Rottenberg jest świetny tekst Pawła Smoleńskiego na ten temat.
Zainspirowana wczorajszym spacerem Danuśki obejrzałam trochę zdjęć pokazujących dawną dzielnicę żydowską. Są też materiały filmowe i one są najciekawsze.
O pochodzeniu makowca nie wiedziałam, a bardzo lubię to ciasto.
Pamiętam ożywioną dyskusję na blogu na temat gefilte fish.
Można przyrządzić, ale sama lektura też jest bardzo przyjemna. Są tam przepisy mniej i bardziej słuszne. W ramach wspomnień: https://adamczewski.blog.polityka.pl/2013/01/04/ryba-faszerowana-czyli-gefilte-fish/#comments
Przypominam, że „Kuchnię żydowską według Rebeki Wolff” opracowała nasza Gospodyni, a wydał „Nowy Świat” (2006r). Od siebie dodam, że lubię czytać książki kucharskie 😉
W powyższej książce są bardzo różnorodne przepisy, od prostych poprzez skomplikowane. Polecam!
„Ici tout commence” – taką operę mydlaną mam w swojej tv i rozważam oglądanie w celu nauki języka.
Dzisiaj, korzystając z nieobecności pani gniazda… naprawdę z największą ostrożnością… pani raz na jakiś wylatuje z gniazda. Wczoraj jeszcze tego nie było.
https://photos.app.goo.gl/zZvxS9e9svDpVQy78
Na temat makowca ,
W polskim sklepie George’s Deli zamowilam przez telefon cztery makowce. Pani Jadwiga, wlascicielka sklepu, zapytala czy makowce płaskie, czy zawijane. Powiedzialam ze zawijane, czyli rolady. Pani Jadwiga powiedziala ze dobrze sie sklada bo swierze (swieze ?) makowce przyleca z Chicago w piatek.
My mieszkamy dosyc daleko od Georgie’s Deli dlatego duze zamowienie. Trzy makowce pójda do zamrazarki, jeden do kuchni.
George’s Deli nadal ma najlepsze kanapki w miescie wedlug powszechnej opinii i wedlug DJ z miejscowej stacji radiowej.
Przy okazji zamowilam troche ususzonej kielbasy i białej kiełbasy czyli Polish kobasa 🙂 i kilka paczek zupy żurek. Tym samym samolotem z Chicago. Wszystko do odbioru w piatek. 🙂
„Świeże” 😉
Oraz, jeśli już jesteśmy w temacie, „polish kolbasa”.
Myśmy swego czasu mieli w mieście, i to przy rynku, „Polish deli”. Po naszemu – „u Bronka” – można tam było kupić nie tylko kanapki, ale także całkiem spory lanczyk zjeść, żurek i różne takie na gorąco, kiełbaski i tak dalej. Była to bardzo popularna knajpka przy sklepie – całe towarzycho z ratusza się tam stołowało. Niestety, podatki w okolicy ratusza tak wzrosły, że Bronek zamknął biznes. Ja pracowałam wtedy u Helenki (szycie…) więc biegałam tam po sąsiedzku, żeby coś przegryźć. To było dosłownie za rogiem, jakieś 100 metrów od sklepu Helenki.
Eh, czasy….
To w takim razie dzisiaj śniadanie dla zwolenników polskiej kiełbasy 🙂
https://tiny.pl/98kmp
Przyznam, że już od wielu lat nie jem na śniadanie żadnych kiełbas, serdelków ani wędlin krojonych w plasterki. Kiedy mam okazję jeść poranny posiłek w polskich hotelach, w których jest urozmaicony bufet to najchętniej wybieram pastę jajeczną i twarożki. Ostatnio w Ciechocinku miałam okazję uraczyć się chlebem wypiekanym na miejscu. Był żytni z dodatkiem suszonych pomidorów, najlepiej smakował z samym masłem 🙂 W domu robimy na śniadanie koktajle jogurtowo-owocowo-orzechowe i od czasu do czasu jajka w różnych odsłonach.
U mnie dziś jaja na miękko i mój chlebek żytnio-orkiszowy tym razem bez dodatków.
Kromka chleba cieniutko posmarowana maslem i kawa pol na pol i tak od lat. W podrozy jem nieco wiecej ale sa to raczej sery i jogurty. Jem bardzo malo wedlin. Od kilku miesiecy na targu w czwartek jest pan co sprzedaje wedzona cienka kielbase. Bardzo podobna do polskiej. Przez trzy kolejne czwartki kupowalam po kawalku a pozniej przestalam. Niech zyja sery ! Jest w czym wybierac.
Elapa-oj, jest!!! To jest lista serów jedynie z Owernii, uważanej za największego producenta tychże:
Abbaye de Tamié, Abondance, Arcueil, Artison, Arôme de Lyon, Beaufort, Beaumont, Bessonais, Bleu d’Auvergne, Brebis la mémée, Bleu (de Bresse, de Costaros, de Gex, de Langeac, de Laqueuille, de Loudes, de Sainte-Foy, de Termignon, du Vercors…), Boucantrin, Bouton de culotte, Brézain, Cabrion, Campalou, Cantal, Cenvard, Chambérat, Chapelou, Chaussenacois, Cheyenne, Charolais, Chevrotin, Comtesse de Vichy, Délice du Forez, Dent du chat, Fourme d’Ambert, Fourme de Montbrison, Fumaison de Lavort, Gaperon, Grand Murols, Grand Tomachon, Grataron, Graviers du Guiers, Gruyère, Laguiole, Tomme au foin, Lavort, Mourjou, Pavin, Petit Polignac, Petit Pradoux, Pissenlit, Severac, Lou Parou, Loup Peyrou, Moelleux des Alpes, Moelleux du Revard, Montbriac, Murolait, P’tit Séverin, Pavé d’affinois, Persillé de Tignes, Persillé des Aravis, Piastrellou, Picodon, Poivre d’Âne, Raclette, Ramequin bugiste, Reblochon, Richonnier, Rigotte de Condrieu, Rogeret des Cévennes, Roue de ris, St Félicien, St Marcellin, St Nectaire, Salat, Salers, Tholons, Tomme de Belley, Tome des Bauges.
Powyższą listę należy pomnożyć kilkakrotnie, by zdać sobie sprawę z ilości i rozmaitości francuskich serów. Wprawdzie de Gaulle uznał symbolicznie, że jest ich 365, ale tak naprawdę ta liczba jest zdecydowanie wyższa.
Danuska, jest w czym wybierac. Na obiad jadlam tutejszy owczy ser podlany odrobina miodu. Z tym miodem to mi ktos z lokalnych ludzi podpowiedzial. Pani z tym serem jest co czwartek na targu i bedzie do polowy pazdziernika. Zaopatruje tez sklep ze zdrowa zywnoscia.
Mrożone owoce (jagody, maliny, 4 pokrojone śliwki suszone, czereśnie, kawałki ananasa) do miseczki – to zalewam ugotowanymi płatkami owsianymi – na szklankę wody 4 łyżki płatków. Potem herbata, jedna albo dwie.
Czasem odstępstwo na rzecz czegoś innego.
11c
Czy przy tak olbrzymiej różnorodności serów, choćby tylko francuskich, a przecież są i inne, można poznać znaczną część? Chyba nie.
Elapa, Danuśka,
jak dużo gatunków sera spróbowałyście, oczywiście orientacyjnie?
W Polsce bardzo popularne są różne sery twarogowe .
Próbuję różnych serów, ale lubię robić sobie czasem przerwy, bo mam przesyt.
Kiełbasa na śniadanie – zdecydowanie nie, chyba że z okazji świątecznych.
Dzisiajmakaron śrubki, na to podsmażone z cebulą pieczarki, na to sos Alfredo (kupny) oraz różne sery żółte z przewagą goudy. Zapiec w piekarniku. Jednym słowem makaron a la Echidna, a sos alfredo w ramach eksperymentu 😉
Krystyno, do setki jeszcze nie dotarlam. Jak mi jakis ser smakuje to bede go jadla na okraglo. Pewnych serow nie moge kupic ze wzgledu na mocny zapach, za serami z plesnia nie przepadam. Bernard w zasadzie nie jada serow, przy mnie zaczal jesc twarde i to wszystko. To Bernard mi zabrania sery mocno pachnace w lodowce. jak wkladam do pudelka to zapach wylatuje przy otwarciu. Kupuje sporo serow jak corka przyjezdza i objadamy sie we dwojke.
Na kolacje zrobilam sobie nalesnika z szynka i tartym serem. Powinna byc galette, ale mialam tylko nalesniki.
https://www.o2.pl/kobieta/zawiaz-na-roslinach-zolta-wstazke-uciazliwy-problem-zniknie-w-mig-6762351943105312a
Quelle fromage 🙂
Chcialabym posmakowac chociaz polowe serow wymienionych przez elapa. 🙂
Danuśka 11:33
Czy do tej długiej listy serów dołączana jest równie długa lub dłuższa lista win, które najlepiej pasują do każdego z gatunków sera? Wydaje się, że dopiero wtedy lista byłaby pełna 🙂
Danuśka 25 kwietnia 9:41,
Dzięki za link do śniadania po żydowsku. Tego nie spotkałem, a wygląda super.
W muzeum POLIN otwarto wystawę „Od kuchni. Żydowska kultura kulinarna”. Jeśli zdążę to pójdę na pewno.
https://polin.pl/pl/od-kuchni-zydowska-kultura-kulinarna
Krystyna,
Też lubię sery twarogowe, na śniadanie i nie tylko. Czy próbowałaś serów z firmy Ziębiński? Uważam za najlepsze jakie jadłem w Polsce! Spróbuj koniecznie, i inni też oczywiście.
https://zielonemielone.pl/sery-serki-twarogi/25224-twarog-secyminski-luz-ziembinski-5901447000675.html
Dzieci z Rzeszowa:
https://mail.google.com/mail/u/0/?pli=1#inbox/KtbxLzGHhBNZBzrsQQkZHTfQFxlHRhdwCL?projector=1
o0oooooooooooops…wróć!
taki sznurek: https://www.youtube.com/watch?v=QkupgP53Un8
Nowy,
tego twarogu nie znam. Na stronie firmy Ziembiński jest informacja, że jej sklep mieści się w Pruszkowie, poza tym są dostawy kurierskie. Myślę, że firma obsługuje tylko rejon w pobliżu Warszawy. Ale można znaleźć dobre wyroby innych firm. Smakuje mi np. twaróg ze Strzałkowa.
Dzieci z Rzeszowa śpiewają ładnie, ale to jest tekst napisany przez kogoś i dla kogoś z jakimś doświadczeniem życiowym, a nie dla dzieci. Niby każdy może śpiewać wszystko, ale…
Tę piosenkę wykorzystano także w filmie ” Planeta singli” również w dziecięcym wykonaniu.
Co prawda to prawda – tekst może dla starszej młodzieży, a nie dla rozczulających szczerbatek z młodszych klas 😉
Ale ładnie zaśpiewały.
Krystyno-z serami mamy podobnie, jak Elapa- na co dzień kupujemy sery, które znamy i lubimy. Chyba trochę, jak z twarogami w Polsce- jedni kupują te ze Strzałkowa, a inni z Piątnicy lub od Ziębińskiego 🙂
Kiedy podróżujemy po Francji próbujemy sery lokalne i odkrywamy przy okazji regionalną kuchnię i jej przysmaki. Myślę, że miałam okazję poznać kilkadziesiąt francuskich serów, Alain na pewno więcej. Kiedy gościmy u rodziny czy zaprzyjaźnionych Francuzów to oczywiście zawsze po daniach głównych są serwowane sery i wtedy wszyscy starają się zaprezentować przede wszystkim te ze swojego regionu. Francuzi przywiązują ogromną wagę do kuchni regionalnej i są bardzo dumni ze swoich lokalnych spécialités i to w każdej gastronomicznej dziedzinie: sery, wina, dania główne, desery.
Nowy- oczywiście, że masz rację! Świętą rację! Sery bez wina to pomyłka 🙂
Są listy, tabele, zestawienia, blogi…, które podpowiadają, jakie sery podawać z jakimi winami, ale oczywiście liczy się przede wszystkim to co nam smakuje. Niegdyś uważano, że do serów należy podawać jedynie czerwone wytrawne wino, ale sami pamiętacie, jak nasz Gospodarz zachwalał słonawe sery z zieloną pleśnią serwowane z towarzystwie lekko słodkich, polskich miodów. Zatem jeszcze raz-co kto lubi i co komu w duszy gra!
Skoro o serach to podaję fondue czyli danie rodem z Sabaudii lub/i ze Szwajcarii:
https://i1.sndcdn.com/artworks-000399727653-20cx6n-t500x500.jpg
Danuśka, dzięki
Pewnie już wszyscy wiedzą – Okęcie i Modlin będą czynne w godzinach 9:30 – 17:00.
Nie wiadomo jeszcze jak będzie w niedziele niehandlowe. Trwają negocjacje.
Ale kochani! Nie ma się co denerwować bo podobno kaplice lotniskowe mają być otwarte do 23:00. 🙂 🙂 🙂
Nie wiem czy jest jeszcze coś czym bym się naprawdę zdziwił.
Odskocznią dla mnie jest często muzyka. Potrafię słuchać godzinami, a internet jest niekończącym się źródłem wszelkich nagrań. Czasami trafię na coś, co szczególnie przykuje mnie do komputera i słuchawek, np. to….
https://www.youtube.com/watch?v=sCbzWiJLVhk
Z lekkim erotycznym farszem od razu przywołała wspomnienia sprzed kilku, kilkunastu i kilkudziesięciu lat. Jak dobrze, że jest tyle do wspominania! Ubodzy ci, którzy tego nie mają.
Byłam na spacerze z kijkami, pogoda piękna. Las w końcu zaczyna się zielenić młodymi listkami. Wśród tej młodej zieleni udało mi się wypatrzeć łosia, niestety zdjęcia nie udało się zrobić, był za daleko.
Nowy- coś mi się wydaje, że Asia też bardzo lubi zespół Pink Martini 🙂 Podrzucała nam kiedyś na blogu ich piosenki.
Zapomniałam dodać, że też bardzo lubię ich muzykę.
Ja tez jestem na liscie zwolennikow Pink Martini. Kiedys pisalam o nich na innym blogu.
Moim zdaniem bardzo utalentowana grupa muzykow z Portland, Oregon.
Pamietam ze krytyk muzyczny Wojciech Mann napisal o nich w Polityka.pl
Zalaczam Bolero w wykonaniu Pink Martini. Zdjecia Lois Greenfield.
https://youtu.be/KQh2kPkjKsw
Danuśka 🙂
Bolero lubię w każdym wykonaniu, za każdym razem podziwiając muzyków za ich niesamowity słuch muzyczny i talent, no i oczywiście Ravela, bo napisanie takiego utworu wykracza poza moją muzyczną wyobraźnię, daleko wykracza. Zresztą nie tylko tego. Jako człowiek niemuzykalny zazdroszczę każdemu, kto umie grać na jakimś instrumencie lub śpiewać. Też chciałbym. Żeby w ogóle odbierać z przyjemnością muzykę i śpiew muszę używać słuchawek i to tych z wysokich półek. Niestety jedna para służy mi najwyżej dwa lata i muszę kupować nowe. Dosyć kosztowne to moje słuchanie, ale dzięki słuchawkom muzyka stała się dla mnie zupełnie czymś nowym, dotychczas nieznanym. Może dlatego czasami spędzam całą noc do rana tylko słuchając.
Nowy- podaj grabę, jak to się mówiło już w dosyć zamierzchłych czasach. Też po cichu zazdroszczę talentów muzycznych, a także malarskich. Na zajęciach plastycznych dostawałam na ogół marne tróje, a w szkole podstawowej wyrzucili mnie z chóru za fałszowanie. Zresztą potem wszyscy mi zazdrościli tego, że nie muszę chodzić na próby chóru, bo wychodziłam do domu wcześniej 🙂
Mimo iż okrutnie fałszuję lubię śpiewać i tańczyć, chociaż takich umiejętności tanecznych również można pozazdrościć:
https://www.youtube.com/watch?v=SS_WJmLGFrA
Pamiętam niesamowity występ legendarnej pary tanecznej łyżwiarzy Jayne Torvill i Christophera Dean tańczącej to muzyki Ravela Bolero w Sarajewie.
https://www.youtube.com/watch?v=KNCSij0hUp8
Nowy – wprowadziłeś cudowny nastrój na majówke, fortepian i sekcja rytmiczna plus ta kreacja….to jest TO! Podziwiam Twoje pasje. Siedzę i słucham. Serdeczności Nana
Dasnuśka 🙂 🙂
Na pocieszenie Ci powiem, że mnie nawet z wojska (studium wojskowe) wyrzucili mówiąc – wy się do wojska nie nadajecie. „Tak jest” – powiedziałem strzelając obcasami, w tył zwrot i pojechałem nad morze na wakacje, a inni na obóz do Skierniewic ćwiczyć musztrę, marsze i inne wariactwa. 🙂 🙂
Nana Mi – dziękuję za miłe słowa! Naprawdę przyjemnie taki komentarz dostać! Dziękuję!
Nana Mi-muzyka łączy ludzi 🙂
Małgosiu-dzięki za przypomnienie bolera w wykonaniu tej wspaniałej pary!
Spędziliśmy dzisiaj prawie cały dzień w ogrodzie, to znaczy najpierw pojechaliśmy na targ do Wyszkowa kupić różne kwiaty, a potem sadziliśmy i przesadzaliśmy. Na targu wielki ruch, bo przed nami długi weekend, a poza tym wiele innych osób wpadło na pomysł, by kupić kwiaty. Kwiatowych stoisk o tej porze roku nie brakuje, jest też wiele sadzonek-pomidory, różnorakie sałaty itp. My oprócz kwiatów kupiliśmy sadzonki zielonej pietruszki, bo lubimy dodawać ją do różnych potraw, robimy też chętnie masło czosnkowo pietruszkowe. Kwitnie coraz więcej drzew i kwiatów, świat pięknieje w oczach 🙂
na blogowe pogaduszki
od makowca, kiełbasek i sera
wprost do … Bolera Ravel’a
A propos „Bolera” w wykonaniu Sylvie Guillem, filmiku podrzuconego przez Danuśkę – Maya Plisiecka (1975) i Jorge Donn (1982) również je wykonywali. Choreografia Maurice Béjart’a.
Natomiast nie wiem czy wiecie dlaczego Jayne Torvill i Christopher Dean podczas sławetnego wykonania „Bolera” na tafli lodowej, przez prawie 23 sekundy pozostawali na lodzie na kolanach (link od Małgosi)? Dla niewtajemniczonych – skrócenie utworu wymagało utrzymania go w przewidzianym regulaminem czasie. Niestety mimo wielu prób, ostateczna wersja była nadal za długa. A że czas tańca na lodzie rozpoczyna się od postawienia łyżwy na lodzie przynajmniej przez jednego z tancerzy, zastosowana taktyka rozwiązała problem.
Sery, ach co za apetyczny temat. Z Tasmanii oprócz nieplanowanej pamiątki w postaci Covid’a, przywieźliśmy kilka gatunków sera zakupionych w przedzień wyjazdu (niedzielny jarmark na ulicy przed naszym hotelem). Od łagodnych do ostrych i lekko „pachnących”. Wyroby miejscowe nie do kupienia w sklepie na „kontynencie”. Nie jestem pewną czy i na Tasmanii wyroby trafiają do komercjalnych sklepów, ale pewnie nie.
A do serów nie tylko wino lecz i owoce. Na przykład świeże figi. Mniam, mniam.
Nowy2 – no bo do wojska generałów nie biorą, jak mawia Wombat.
Ach świeże figi, trudno dostępne.
Gotuję pierwszy w tym roku kompot rabarbarowy.
Pozostając w temacie, na bardzo późne dobranoc z mojej połówki
https://www.youtube.com/watch?v=HiZHRUF7AGw
U mnie rabarbar ledwie wyłazi, oraz lubczyk. Szczypiorek i owszem, ma się nieźle, ten drobniutki – cieniutki.
Moja ulubiona dobranocka:
https://www.youtube.com/watch?v=PupjR_b5zEI
Na figi poczekamy chyba do późnego lata. Bardzo lubię te granatowe.
Do serów dodaję dżem z żurawiny lub borówek a także dżem z pigwy. Piszę ” dżem”, ale te smarowidełka nie są tak słodkie jak dżem.
Danuśka zdaje się też robiła dżem pigwowy. Warto spróbować właśnie z pigwą.
Dostałam niedawno wegański parmezan. Początkowo niespecjalnie mi smakował, ale dziś stwierdziłam, że jest całkiem smaczny.
Rabarbaru jeszcze nie widziałam, ale na hali targowej na pewno też już jest. Ostatnio rzadko tam bywam. Natomiast truskawki już są; cena jak na obecną drożyznę znośna- ok. 15 zł za kg.
Przyroda rozkwita. Jeszcze żółcą się forsycje, kwitną magnolie i mirabelki. A drzewa o drobnych różowych kwiatkach to chyba też jakaś odmiana śliwek. Jest ślicznie, tylko za sucho.
ps. „W pakiecie” jest oczywiście sen! Nie znałam tego koncertowego wykonania.
Przesiedzialem prawie caly kwiecien w Polsce, ale nie zagladalem na bloga az do dzisiaj i przeoczylem okazje blogowego spotkania w restauracji „Le Braci”. Nabralem jednak ochoty i byc moze pojde tam zjesc cos wloskiego jeszcze dzisiaj, bo pojutrze lot do Toronto. Nie zdaze juz zajrzec do „Kieliszka na Proznej”, ale ze wracam do Polski w czerwcu wiec na pewno zajde i tam. Dzieki blogowym wpisom odkrylem „Mykonos”, ktore ponownie odwiedzilem kilka dni temu, wiec moze i te dwa lokale dolacza do wartych wizyty. W ogole tym razem malo bywalem w restauracjach, bo albo objadalem sie rodzinnie w czasie Wielkiej Nocy (uwielbiam mazurki), albo sam cos pichcilem. Warszawa jest teraz tak pelna atrakcji kulturalnych i kulinarnych, ze juz nie moge sie doczekac nastepnej wizyty. No, ale jak sie ma wnuki po dwoch stronach oceanu to trzeba posiedziec i tu i tam. Zawsze jednak jest kropla dziegciu: w czasie zimowej wizyty w Polsce byl to covid, a teraz widok ukrainskich uchodzcow. Kanada wyslala do Warszawy az 32 dodatkowych urzednikow imigracyjnych do rozpatrywania wiz dla Ukraincow. Slyszalem, ze loty do Toronto sa pelne tych nowych imigrantow. Zobaczymy. Na razie zas zycze wszystkim udanej majowki.
Dzisiaj ostatni dzień miesiąca! Od dwóch dni zauważyliśmy, że przy drzwiach ogrodowych pod daszkiem nagle pojawiło się sporo budulca na gniazdo – oczywiście robiny! Jakaś para buduje sobie gniazdo, gdzie kilka lat temu było, ale w dramatycznych okolicznościach się skończyło i o to podejrzewamy wiewióry.
Czyli – jesteśmy otoczeni!!! Chyba będziemy zmuszeni wychodzić z domu przez piwnicę, bo gniazdo z przodu, gniazdo z tyłu…
Kemor,
dzięki za relację z pobytu w Polsce, my też wybieramy się w czerwcu, WRESZCIE, na początku czerwca zresztą, po niemal 3 latach pandemii, którą – myślę – gdyby puszczono na tzw. żywioł, już dawno mielibyśmy poza nami. Przecież covid jest z nami i zostanie z nami, ale ktoś na tym dobrze zarobił, wymyślając na przykład obowiązek testowania w podróżach, maseczki, słynne respiratory od handlarza bronią… i tak dalej.
Zamierzamy być w Polsce do końca sierpnia, jak się uda (bilet otwarty) i jak nam będzie pasowało. Po raz pierwszy wybieram się w tę podróż bez wielkiego entuzjazmu, bo z moją przyjaciółką ze szkolnej ławy już nie mogę pogadać 🙁
Pandemia jeszcze nas z lekka nękała i jednocześnie zaczęła się wojna na Ukrainie.
W takich okolicznościach trudno było planować Zjazd Łasuchów zatem w tym roku, jak sądzę, trzeba się będzie zadowolić mini zjazdami lokalnymi i zapewne takie spotkanie odbędzie się u Żaby i myślę, że również w stolicy.
Wszystkich, którzy będą wybierali się do Warszawy proszę o kontakt, na pewno zorganizujemy mini blogowe biesiady. Ciekawych restauracji nie brak, że już nie wspomnę o nadbużańskich klimatach i naszym ogrodzie, w którym, jak sami pamiętacie, da się postawić wielki stół 🙂
Jestem wiekowa osoba i nie takie pandemie przechodziliśmy – ta wydaje mi się wielce zmanipulowana. Na wszystkim można zarobić, ale na tym zarobiły jednostki, a wiele ludzi straciło. Na przykład tytuł w gazecie internetowej:
„Od roku 2020 zmarło w Polsce ” – i tu podano liczby milion sto szesnaście tysięcy ileś tam, artykuł na onecie był i nie mogę go w tej chwili odszukać, bo się zbył.
Wszyscy zmarli na covid??? Wyjaśnienia nie ma, tylko tytuł i liczby.
Teraz znowu słychać w mediach, że w Chinach pojawiła się nowa odmiana ptasiej grypy. Co z tymi Chinami, do cholery?!
W tym roku nasz kierunek – Wrocław, tam lądujemy z Frankfurtu. Tam będziemy też mieć bazę. Oczywiście wszelkie tereny odwiedzimy, ja preferuję jazdę koleją, im starsza jestem, tym bardziej mi na życiu zależy, a za ostatnich pobytów już mówiłam Jerzoru, że jestem chora, widząc tych „ścigaczy” w audi i bmw na drogach polskich. Jak będzie trzeba, to sobie wypożyczymy samochód, ale przecież nie na prawie 3 miesiące! I nie na dłuższe trasy.
Mam nadzieję, że plany się uda zrealizować.
Tak minął (prawie) kwiecień:
https://photos.app.goo.gl/2WoJNxNWj2fw4UUL9
Dzisiaj bardzo ważna dla mnie rocznica, święto.
18 lat!
Tak, takie zdanie o kulturze kulinarnej jaka panuje obecnie w Warszawie i o której pisze Kemor słyszę często i to od wielu osób spotykanych po drodze. Nabieram ochoty ale mam jeszcze spory kawałek drogi. Od tygodnia utknęliśmy w Andaluzji a konkretnie na Tarifa, dla nas najcudowniejsza część Europy pod względem krajobrazowym oraz kulinarnym. Jest wiele dobrych kulinarnych zakątków wartych polecenia. Ograniczę się do jednego miejsca które odwiedzamy podczas pobytu tutaj. A że tych odwiedzin nazbierało się już dosyć sporo i knajpa jest cały czas na tym samym wysmienitym poziomie od wielu lat to nie wstydzę się podać jej nazwy która brzmi dość dziwnie bo Silos. Francuzi prowadzą miszung kuchni hiszpańskiej i francuzkiej co daje znakomity rezultat 🙂
Jedyny mankament to to że oni nie kumają tych języków które ja kumam ale o klienta badają wyśmienicie. Podobne zresztą jest i wejście do restauracji ( co prezentuję na obrazku) i wnętrze.
Trochę przyrody otaczającej jest na pozostałych dwóch obrazkach.
Piękna majówka 🙂
https://photos.app.goo.gl/eVzigS34Sv48QXHK7
Roślinka zaprezentowana przez bezdomnego to datura – o ile mnie pamięć nie myli, z niej można uzyskać coś w rodzaju opiatów. W każdym razie jest to dość trująca roślina. W Polsce popularna roślina ozdobna donicowa (potrzebuje dużej donicy!), moja mama miała białą daturę.
Krystyna,
Dziekuje bardzo za przepis na jarzębiak. Wczoraj z grupa znajomych mieliśmy degustację. Bardzo pozytywne opinie. Łagodny smak. 🙂
Idziemy łeb w łeb z Warszawą, jeśli chodzi o temperaturę – 16c!
Danuśka, czy są u Was w domu dzisiaj konwalie?
W Warszawie konwalie dopiero w blokach startowych, pojawią się nie wcześniej niż za tydzień, a może nawet dwa.
Po takich okolicznościach przyrody jeźðził dzisiaj Jerzor – i zwykle jeździ te swoje 42km z groszem.
https://photos.app.goo.gl/JvtugvszndVQCUnQA
Najpierw on śpiewał to dla niej, była jeszcze dzieckiem, gdy dorosła śpiewali to czasami razem, później, gdy zdawało się, że razem nigdy więcej nie zaśpiewają, ona dopięła swego. Była nawet za to przez niektórych krytykowana, że jak to, że tak nie można…. Mnie to nie przeszkadza, wracam często dla poprawienia nastroju, lubię to po prostu. Tego nie można zapomnieć, to jest unforgettable…
https://www.youtube.com/watch?v=MKCyUe4syc4
Słucha kto chce oczywiście!
Nowy- zaintrygowałeś mnie swoim wpisem o ważnej dla Ciebie 18 rocznicy. Niestety nie wiemy, a przynajmniej ja nie wiem, o jaką rocznicę chodzi. Być może nie chcesz tego zdradzać….?
Co do konwalii to, jak napisała Małgosia, w Polsce musimy jeszcze trochę na nie poczekać. Prawie co roku zbieram je w okolicy imienin Zofii i wręczam mojej koleżance o tym imieniu. Natomiast we Francji(i o tym zapewne pamiętałeś) wszyscy panowie w dniu 1 maja wręczają bukieciki konwalii znanym sobie paniom-żonom, narzeczonym, siostrom, matkom itd. Wspominaliśmy już na blogu o tym zwyczaju i nawet chyba pisałam skąd się wzięła ta miła tradycja.
W dzisiejszych internetowych czasach panowie i niektóre panie zresztą też przesyłają sobie bukiety konwalii również za pomocą różnych komunikatorów. O Boże, co za okropne słowo! Osobisty Wędkarz poświęcił wczoraj trochę czasu, by przesłać te kwiatowe pozdrowienia różnym zaprzyjaźnionym paniom.
Pamiętam, że bywały już takie lata, kiedy w Polsce też pojawiały się konwalie 1 maja(na ogół po bardzo ciepłym kwietniu) i wtedy otrzymywałam bukiecik konwalii. Dzisiaj mamy już kolejny dzień, ale przecież te pachnące pozdrowienia nadal mogę Wam przesłać, co niniejszym czynię z przyjemnością 🙂 https://assets.puzzlefactory.pl/puzzle/447/968/original.jpg
Od soboty na nadbużańskich włościach ruch, jak na Marszałkowskiej. Wypełniły się okoliczne domy, przyjechali ich właściciele, czasem również ci bardzo dawno nie widziani. Pojawili też liczni goście, do nas też wczoraj wpadli nasi przyjaciele.
Grille poszły w ruch, wiele osób zabrało się za prace ogrodowe. Nadal kwitną forsycje, jakoś wyjątkowo długo w tym roku. Rozmawialiśmy nawet o tym zjawisku z naszymi gośćmi, padła tezą, że to może z powodu chłodnych nocy, które stopują zbyt szybkie kwitnienie. Całkiem możliwe, że to słuszna uwaga. Nie wiem, co na ten temat sądzą Irek albo Nowy, którzy z ogrodnictwem i z przyrodą są za pan brat 🙂
A „Unforgettable” jest piękne!
Krystyno-dżem, a w zasadzie nie dżem tylko galaretkę z pigwy gruszkowej robi nasza koleżanka z Lotaryngii. Ta galaretka jest boska i jeśli ktoś planuje zbierać w tym roku te owoce to mogę postarać się o przepis. My robimy co roku nalewkę z owoców pigwowca, zbieramy je w ogrodzie naszych sąsiadów.
Danusiu, od 18 lat jesteśmy w Unii Europejskiej i mam wrażenie, że to właśnie Nowy miał na myśli, wczoraj była rocznica. Ale też musiałam się chwilę zastanowić o co Mu chodzi 🙂
10c – połowa tego, co w Warszawie, ale to dopiero poranek.
Konwalie u nas zwykle w połowie maja, ale od paru lat tak jakby znikły z Górki, a przecież porastały ją całą… Nie wiem, co się stało, ale wygląda to na jakąś chorobę, liście szybko brązowiały i padały, znikały, a przecież zwykle zostawały do jesieni. Oprócz tych na Górce było sporo konwalii w zacienieniach domu, mam nadzieję, że się pojawią. Zapach był wręcz nieznośny…
https://photos.app.goo.gl/mr9SCqXSPe6PxVmu5
Też w pierwszej chwili nie skojarzyłam jaka to rocznica. Może dlatego, że nasza obecność w Unii jest dla mnie oczywistością. Pomimo wszystkich zawirowań wokół naszego w niej uczestnictwa ostatnio. I może tak powinno być, że nie zastanawiamy się nad tym, po prostu jesteśmy, należymy do niej. I nie chcemy by nam to odebrano. Całe moje dorosłe życie spędziłam w wolnej Polsce, ale pamiętam też czasy PRL, głównie te schyłkowe. Nie odliczam lat, po prostu cieszę się, że jestem w Europie, zjednoczonej, chociaż wciąż za mało. Natomiast, tak jak Nowy, uważam, że jest to dzień, który można z radością świętować. Bez martyrologii, patosu, doniosłych przemówień i smutnych marszów. To jest jak najbardziej radosny dzień.
Dzień dobry,
Małgosia, Asia – dziękuję. Oczywiście, że świętuję każdą rocznicę naszej unijnej obecności tam, gdzie nasze miejsce. Jako jeden z najbardziej wiekowych na tym blogu doskonale wiem, co to znaczy być pod ruskim butem i jak to jest pod nim nie być. A wejście do Unii było czymś, o czym kiedyś nawet nikt nie marzył, to wykraczało ponad zakres marzeń. Żeby tylko kiedyś te marzenia nie powróciły.
Dzisiaj Dzień Flagi – nie potrzebuję dnia by wyciągać flagę z szafy, czy szuflad. Od wielu, wielu lat flaga jest obecna w moim maleńkim, amerykańskim mieszkaniu, razem z flagą Unii, od trzech lat dołączyła flaga kenijska i oczywiście jest flaga amerykańska. Stoją w niewielkim wazonie zamiast kwiatów.
Dzisiaj jest też Dzień Polonii i Polaków za Granicą. Też do nich należę, ale mój kontakt z tutejszą Polonią jest prawie żaden. Odkąd jestem z moją Kenijką odsunęli się i tak wówczas nieliczni polscy znajomi. Poza tym nie bardzo mam z nimi o czym rozmawiać. Coraz częściej też różni nas język – jak mówi mój syn „oni speak London”.
Danuśka,
z konwaliami oczywiście chodziło mi o francuski, piękny zwyczaj konwalii pierwszomajowych. Ale tam chyba jest tak, że powinny być to konwalie dzikorosnące, a nie uprawiane gdzieś w zakładach ogrodniczych. Mogę się mylić, nie wiem dokładnie.
Ja z kolei mam wspomnienia z roku 2011, kiedy to Polska objęła na pół roku prezydencję w UE – celebrowałam tę uroczystość w doborowym towarzystwie, częściowo Wam znanym…Przy okazji – był to Canada Day, więc dla mnie podwójne święto 😉
https://photos.app.goo.gl/3F4So7C74AQeTG6g9
Dzień Flagi i Polonii 😉
Ja tam nic nie wspominam jeszcze 🙄
Przyjdzie na to czas, przyjdzie czas…… 🙂 jak będę taki stary jak Nowy2 + 20 lat 🙂
Prawdę mówiąc to w rzeczywistym czasie dzieje się tyle na bieżąco że z ledwością to ogarniamy. Z bardzo ważnych rzeczy które pamietam to wymiana opony w tylnim kole rowera, zębatki i łańcucha. Następuje co cztery tysiące kilometrów i od lata 2021 robię to drugi raz. Dzięki takim zabiegom technicznym wspiąłem się dziś po skalisto piaszczystej drodze na szczyty pasma gor otaczającego mnie, tam gdzie stoją wiatraki. Na czwartym obrazku miejsce gdzie stanę mobilkiem jak tylko skończą się mocne wiatry i nie będę musiał stać na skraju oceana 🙂
https://photos.app.goo.gl/XjGhujJxiq8LDoBFA
No tak, gapa ze mnie 🙁
Dla mnie też nasza przynależność do Unii stala się oczywistością, chociaż w obecnych czasach już chyba nic nie jest pewne i oczywiste….
Nowy- konwalie sprzedawane we Francji 1 maja w kwiaciarniach pochodzą ze specjalnych upraw szykowanych właśnie na ten dzień. Większość z nich położona jest w Dolinie Loary. W tym jednym, jedynym dniu w roku osoby prywatne mogą również sprzedawać bukieciki konwalii i te kwiaty z kolei muszą być dziko rosnące. I jeszcze ciekawostka-jeśli na łodyżce konwalii naliczymy 13 dzwoneczków to przyniesie nam to szczęście 🙂
Danusia,
Dziękuję za wyjaśnienie. Wiedziałem, że gdzieś, coś…
Po Twoim radosnym i pozytywnym do świata nastawieniu można tylko wnioskować, że trzynastodzwoneczkowe łodyżki trafiają Ci się bardzo często.
Asiu, 16.16,
uchwycilas to najtrafniej!
Nasze towarzystwo tu, to ostatni powod mojego zainteresowania Polska.
To jeszcze tylko Wy i pare innych osob.
Cieszmy sie majem!
Tak, cieszmy się majem!
https://photos.app.goo.gl/Y1syLZQj5GNz9ZB46
https://photos.app.goo.gl/khBj3vVmrYhThqNm8
https://photos.app.goo.gl/uqizUNZoH5yyCF5Q8
Przepraszam, że tyle tych zdjęć, ale ostatnio fotografuję jek szalona 🙁
Szalej dalej! U nas jeszcze daleko do takich zieloności i innych kolorów.
Dzisiaj odprowadziliśmy naszą Lisę na miejsce ostatecznego spoczynku. Uroczystość opóźniona o parę tygodni, bo rodzina z oddali musiała zsynchronizować czasowo zjazd. Leciutko padało…
https://www.youtube.com/watch?v=6s9M-52fRGU
Nowy 🙂
Asiu-wiosna na Twoich zdjęciach wspaniała! Pięknych zdjęć nigdy dosyć.
O mniszku lekarskim wspominaliśmy już wiele razy, ale czy wspominaliśmy o tym, iż można zaparzyć mniszkową herbatę dobrą na wszystko? Poczytajcie: https://tiny.pl/9s9t4
Podrzucam jeszcze, ciekawy moim zdaniem, filmik dotyczący dzisiejszego święta:
https://www.youtube.com/watch?v=IeYwvknzBF0
Byłam na spacerze z kijkami, wiosna w pełni, kwitną i pachną czeremchy, mnóstwo liści konwaliowych, ale kwiatów jeszcze brak.
Asiu, u Ciebie wiosna wprost bucha, piękna!
Orca 🙂
Asiu,
Twoje zdjęcia są świetne, a przyroda wspaniała, choć wszystko niby takie znane. U nas, nie tak znów daleko od Krajny, dopiero początki wiosny, ale też jest już bardzo ładnie. Zaciekawiła mnie roślina na zdjęciu nr 11 z pierwszego linka/ żółte kiście/, nie znam jej.
Danuśka,
przepisem na galaretkę z pigwy jestem zainteresowana. Pigwowe krzaczki mają sporo pąków i chociaż pamiętam, że praca przy przetworach z pigwowca jest bardzo żmudna, to niewielką ilość można zrobić.
A forsycje w tym roku rzeczywiście kwitną bardzo długo i też myślę, że to z powodu zimnych nocy.
Mniszków jeszcze niewiele, niemniej na herbatkę można coś zebrać.
Od piątkowego wieczoru mamy w domu wnuki, więc trochę się dzieje.
Krystyno – to mahonia pospolita. Ona ma specyficzny zapach i pięknie wygląda wiosną jak kwitnie i również zimą prezentuje się dobrze.
Wiosna bucha, ale u nas jest tak sucho, że w ogrodzie nie mamy ziemi, a pył. Tulipany zakwitają i po dwóch dniach już więdną.
Na dwóch zdjęciach krajobrazowych, chyba w trzecim linku widać stary młyn i dwór w Chobielinie należący do Radka Sikorskiego. 🙂
Zwrocilam uwage na mahonia. Ta roslina na zdjeciu Asi to oczywiscie mahonia, inaczej nazywana Oregon grape. Pieknie kwitnie i ma fioletowe owoce (berries) ulubione przez ptaki i rowniez przez Indian, ktorzy robia z tego cos w rodzaju powideł.
Ja lubie wszystkie odmiany mahonia. Moja ulubiona to mahonia winter sun. Pieknie kwitnie. Jesli znajdziecie w Polsce sklep gdzie to mozna kupic to koniecznie sprawdzcie czy ta odmiana przezyje snieg i mroz. W naszym klimacie mahonia miewa sie dobrze.
Oregon grape lubi slonce caly dzien ale cień tez jest ok.
Mahonia winter sun woli cien.
Tu jest kilka zdjec mahonia winter sun.
https://www.google.com/search?q=mahonia+winter+sun&client=safari&prmd=isvn&source=lnms&tbm=isch&sa=X&ved=2ahUKEwiwsIe56MP3AhW3CjQIHaRfBv8Q_AUoAXoECAIQAQ&biw=414&bih=712&dpr=2
A tu jest parę ujęć z dzisiejszych doznań sportowo optycznych 🙂
https://photos.app.goo.gl/oeK2d7EXVD4A4cBe9
Orco, nasza rośnie w cieniu i wytrzymuje mrozy. Nasza mahonia wiosną:
https://photos.app.goo.gl/cEpU6dfANUtgTuqy9
I zimą:
https://photos.app.goo.gl/629rMVbn2ngsRrwR8
Aniu,
Piekne sa te kwiaty.
Przyznaje ze pierwszy raz widze Oregon grape pokryty śniegiem. 🙂 To dlatego ze u nas na poziomie wody bardzo rzadko pada snieg wiec praktycznie bardzo rzadko widze jakiekolwiek rosliny pokryte sniegiem. 🙂 W gorach oczywiscie jest snieg 🙂
Nie sprawdzalam ale wydaje mi sie ze Oregon grape to kwiat(roslina) symbol stanu Oregon.
Asiu NIE Aniu 🙂
U nas ruszyły powolutku konwalie, to znaczy wychodzą z ziemi, widać ich charakterystyczne szpice liści. przyspieszenie będzie, bo temperatura rośnie!
Ktoś narzeka na suszę, a inni (Jerzor) na deszcz. Owszem, mieliśmy sporo deszczu i jeszcze nas czeka, jak zwykle na wiosnę, nic dziwnego. Deszcze na wiosnę są potrzebne.
Bezdomny,
co to za działo wytoczyłeś, i prawie na nie rowerem wstąpiłeś – zbroisz się? 😉
„Okoliczności przyrody” jak zwykle piękne…
p.s.
Dzisiaj fettucinne alfredo – sos kupny oczywiście, ale dodam więcej parmezanu.
Alicjo 🙂
Mi strzelać nie kazano
Ale wstąpiłem na działo
I spójrzałem na ozean; dwieście statkow płynęło.
Artyleryi afrykansiej ciągną się szeregi,
Prosto, długo, daleko, jako oceana brzegi;
I widziałem ich wodza: przybiegł kręgosłupa zkinął….
….
…… 🙂
Wspaniałe miejsce. Kończy się morze Śródziemne a zaczyna Atlantyk 🙂
To znana Straße von Gibraltar. Jak się tam wdrapiesz rowerem na szczyty to jesteś zadowolony jak żadnego ludzia w pobliżu nie widzisz.
Krowy, byki, owce i kozy ostatnio mi nie są w stanie zaszkodzic. Mam katara 🙄
He he he…
Nigdy nie byłam. Rowerem się też nie wspinam… ciekawe, jak by sobie tam radził Jerzor na swoim rowerowym mercedesie. Rzecz do zrobienia, może nie w tym życiu, ale następnym 🙂
Na katar najlepsza (podobno) maść majerankowa. Leczony czy nie – trwa tyle samo 🙁
Nie chcę obrażać wszystkich mężczyzn, ale sporo jest takich, że ma potrzebę dowartościować się. MOCNI! Kiedy patrzę na wiadomości…
(*****) <– bardzo brzydkie słowo mi się wymyka. Myślałam, że czas jaskiniowców już dawno minął, ale nie, maczuga poszła w kąt, potem szabelka, armaty, karabiny… a teraz inne techniczne zabawki panów od wojenki. Te zabawki mają dowartościować panów, którzy nie mają nic innego do zaoferowania. Złośliwie – przepraszam, ale taka myśl mi się nawinęła, że kto w łóżku się nie sprawdza, to stara się sprawdzać się na wojnie.
Cóż, facet nie rodzi dzieci, nie zajmuje się nimi tak, jak matka. Nie znam kobiet w historii, które by zapoczątkowały wojnę.
Niedawno pisałem, że z wojska mnie wyrzucili, dodam, że bić się nie lubię i w ogóle nie umiem…
I teraz nie wiem, czy to o czymś ma świadczyć? 🙂 🙂 🙂
Nie wszystkim w latach 70-tych dało się wykiwać z woja, mój brat był w zaciągu na 2 lata, a jerzor po studiach na rok do SOR-u, czyli tak zwana Szkoła Oficerów Rezerwy.
A my (szkoła średnia), w ramach zajęć mieliśmy przysposobienie obronne, bodaj 4 lekcje w tygodniu.
Do dzisiaj pamiętam rok w rok strzelanie z kbks na jakichś tam wyjściółkach na pobliskim stadionie sportowym.
Kiedy byliśmy u Ciebie, Nowy i ten winchester… oraz rzeczona strzelnica, zastanawiałam się po co to. Nieustannie miałam wrażenie, że ten facio obok nas, z całym arsenałem broni, zaraz nas powystrzela, weteran z Afganistanu.
Po co facetom strzelanie? Po co facetom wzniecanie wojen? Bo przecież nie kobiety je wzniecają…
Nie jestem wierząca, po drodze z kościołem mi od prawie zawsze odwrotnie, no ale obecny pasterz ustawił się tak, jak swego czasy pius któryśtam przy hitlerze.
Watykan zawsze przy dziarskich facetach.
Idę czytać…
Nie wiem dlaczego tak rzadko delektujemy się tutaj poezją Ewy Pilipczuk. Ewa napisała mnóstwo wierszy, każdy może znaleźć coś dla siebie.. Na przykład…
Nigdy nie za późno
Na uśmiech promienny przy porannych zorzach,
gdy trawa w brylanty kropelek spowita,
na szepty wieczorne, kiedy rękę podasz
i ciekawym wzrokiem miękko mnie dotykasz.
Spacery po deszczu, gdy słońce w kałużach,
pocałunek w tańcu i spod rzęs spojrzenia,
czas przysiadł na chwilę, więc się w nim zanurzam,
lato gra na lutni w barwnych światłocieniach.
Przyfruń z ciepłym wiatrem, opleć słów powojem,
nawet gdy szarugi zmienią czerwień w sepię,
w żarze letnich uczuć można trwać we dwoje,
nigdy nie za późno na smak czułych westchnień…
Jak zapowiedziano wczoraj – tak lało, a teraz pada trochę. Od razu skoczyły zieloności w górę, bo jest względnie ciepło (13c), a ma być cieplej. Rośliny to czują…
Robinki powinny się zacząć wykluwać około niedzieli.
Zając już wsuwa swoje zieloności, ale przyłapać go na gorącym uczynku trudno.
Porzeczki nagle dostały kosmicznego przyspieszenia i już mają spore liście.
W czytaniu – Jon Krakauer „Wszystko za Everest”.
A maj w ub. roku wyglądał tak:
https://photos.app.goo.gl/XrzXbia6f44qNQ2K8
Tu jest odpowiedź.
https://ewairena57.blogspot.com/
Dla Nowego.
Znalezienie wierszy Ewy Pilipczuk w internecie nie jest trudne, jest ich mnóstwo. Tak właśnie ja znalazłem wiersz, który zamieściłem. Nie znalazłem natomiast zastrzeżenia, że nie wolno ich przenieść np. na inny blog. Może nie znam dokładnie praw autorskich, chociaż powinienem. Gdybym się pod tym wierszem podpisał jako autor to oczywiście za to jest kryminał.
Najlepiej żeby Ewa lub Irek to wyjaśnili bo ja nie wiem.
Kopiowanie moich wierszy i fotografii dopuszczalne tylko za moją zgodą.
Czyli rozumiem miałeś zgodę Ewy na skopiowanie i publikację akurat tego fragmentu.
Ja tego zastrzeżenia nie widziałem, nie spotkałem, dlatego zamieściłem. Jeśli Ewa nie wyrazi zgody na więcej oczywiście się do tego dostosuję. Nie spodziewam się jednak pozwu do sądu za mój wpis z godziny 7:44.
E tam…
sądzę, że Ewa nie ma nic przeciwko popularyzowaniu jej poezji na wiadomym blogu 🙂
Internet jest wspaniałym instrumentem do tego – chodzi tylko o prawa autorskie, myślę. Żeby nie wykorzystywać do własnych niecnych celów, czyli zarabiać na tym. Tak też jest z muzyką i z książkami w formie plików – mp3 albo mobi (książki).
Gdyby nie ten post, nie wiedziałabym o poezji Ewy, chociaż wiem, że jest poetką, ale specjalnie bym nie szukała. A tak – to mam 😉
Niedługo dojdzie do tego, że ja sobie zastrzegę prawo do wypowiedzi tutaj 👿
Wystarczyło podać linka.
https://ewairena57.blogspot.com/
Przecież Nowy nie podpisał się pod tym wierszem jako autor!!!
Link daje dostęp do wierszy, ale TEGO konkretnego wiersza trzeba by było szukać.
yurek,
robisz ruchawkę o nico…
Skoro wywołany został temat literatury, oto tematy rozprawek na tegorocznej maturze z języka polskiego: https://strefaedukacji.pl/tematy-maturalne-2022-z-jezyka-polskiego-ta-lekture-obstawialismy-ale-co-nas-zaskoczylo-oto-arkusze-maturalne/ar/c5-16322387
Nie wiem, na jakich fragmentach ” Nocy i dni” i ” Pana Tadeusza” maturzyści mieli się oprzeć, więc trudno powiedzieć, czy temat był łatwy czy trudny.Oprócz rozprawki były jeszcze arkusze do wypełnienia.
A wiersz Józefa Barana ” Najkrótsza definicja życia” można łatwo znaleźć w sieci. Poczytałam przy okazji kilka jego innych wierszy, mnie się podobały.
To jest poziom podstawowy. Poziom rozszerzony- za kilka dni.
Byłam na spacerze z kijkami. Las coraz bardziej zielony, śpiew ptaków cały czas nam towarzyszył.
Posadziłam kwiaty w skrzynkach na balkonie. Chociaż w sklepie ogrodniczym bardzo duży ruch, to w moim bloku jako jedyna mam na razie kwiatki. Kiedyś prawie każdy balkon był udekorowany.
Małgosiu, masz rację, szkoda 🙁 Może to z powodu tegorocznej drożyzny?
Ceny kwiatów też poszybowały w górę. Okna i balkony tak udekorowane wyglądają wspaniale: https://live.staticflickr.com/5140/5478699905_dcb05199e6_b.jpg
Wszechobecne kwiaty to jedna z przyjemności podróżowania po Austrii, Szwajcarii czy też wielu regionach Francji. Ja dzisiaj kupiłam kolejne kwiaty do ogrodu na nadbużańskich włościach. Coś mi się wydaje, że za jakiś czas będę musiała je przesadzać, bo w niektórych donicach zrobi im się za ciasno.
Dzisiaj w niektórych miejscach w lesie już zaczynają się pokazywać pierwsze, jeszcze bardzo nieśmiałe łodyżki z konwaliami.
A gdyby komuś brakowało prawdziwych kwiatów to może sobie wydziergać takie bukiety: https://tiny.pl/9s1nj
A w kwestii matur:
https://images.app.goo.gl/bfTnuN7LBpYUjGKf6
Nowy, dziękuję pięknie za popularyzowanie moich wierszy. Jak zauważyłeś, jest ich pełno w internecie, zatem są publicznie dostępne, o ile oczywiście osoba udostępniająca podpisze je moim imieniem i nazwiskiem. Klauzulę blogową zamieściłam tylko dla tych, którzy ściągali bezczelnie moje teksty bez podpisu autora, a czasami nawet publikowali pod innym nazwiskiem… 🙁 Był czas, że nie mogłam sobie z tym poradzić. Miałbym tylko jedną prośbę. Jeśli chcesz kopiować, to nie z blogu, a Facebooka. Na blogu często są to surowe teksty, czasem szkice, które jeszcze poprawiam, bywa, że nie jestem z nich zadowolona. Ostateczne wersje są zazwyczaj na FB lub wydane w moich książkach.
Piękne dzięki raz jeszcze i serdeczne pozdrowienia dla Wszystkich.
Ewa Irkowa,
Dziękuję bardzo za wyjaśnienie wczorajszych dyskusji. Następne kopie Twoich wierszy będą z FB.
Już teraz nie mogę się oprzeć, by nie zamieścić Twojego dzisiejszego wiersza…
NIENASYCENIE
Nigdy nie mogę się nasycić
bielą konwalii ich zapachem
kiedy o świcie ptak zakrzyczy
w drżących osikach czyniąc zamęt
nigdy mi dosyć czereśniowych
burgundów sokiem napęczniałych
kipiących różem głów piwonii
gdy zbiorą rosę w krągłe dzbany
mgieł nad stawami i w szuwarach
żab gadających zanim zasną
i twoich szybkich rąk gdy naraz
chcą mnie wyłuskać z wszystkich zasłon
Ewa Pilipczuk
Aż Asia komentarzem zakrzyknęła – Konwaliowe nienasycenie? Toż to piękny erotyk.
To już 73 maj w moim życiu i mam podobne uczucie niedosytu, gdy się pamięta tamte konwalie i piwonie, chyba moje najbardziej ulubione kwiaty, a o rękach już nie wspomnę….
I tak już pewnie zostanie do końca – bo czyż można się najeść na zapas?
Ewo – dziękuję za nienasycenie wierszami, poezją, i zdjęciami je ilustrującymi, za wszystkie chwile zadumy, które to spowodowały, no i oczywiście za FB-owe przechadzki po Nałęczowie. Dziękuję.
Krystyno-zgodnie z obietnicą podrzucam przepis na galaretkę z pigwy. Moja koleżanka robi ten deser w ten właśnie sposób. Nie przejmuj się, na początku filmiku jest trochę opowieści o zaletach tych owoców, ale potem już wszystko jest jasne i proste: https://www.youtube.com/watch?v=lMSchWJUD-0
Proporcje:
1,1 kg pigwy
70 cl wody (tak by przykryła pokrojone owoce)
cukier-ilość cukru jest taka sama, jak ilość otrzymanego soku
Pigwę kroimy bez obierania ze skórki i gotujemy ok.20 min z dodatkiem wody(woda powinna lekko przykryć owoce). Kiedy jest miękka rozgniatamy i odcedzamy na sicie wyłożonym gazą. Najlepiej pozostawić do odcedzania na noc, jeśli nie, to odcedzamy przez ok 1-2 godzin.
Mierzymy ilość otrzymanego soku i dodajemy taką samą ilość cukru. Gotujemy kilka minut, aż cukier się rozpuści i całość zacznie pyrkać. Sprawdzamy na zimnym talerzyku(najlepiej wyjętym z prosto lodówki), czy nasz deser ma już konsystencję galarety. Jeśli tak, wlewamy gorący do słoików i szczelnie zamykamy.
Wprawdzie wiosna nie jest czasem na zbieranie pigwy, ale przepis może cierpliwie poczekać na swój dzień 🙂
Danuśka,
filmik obejrzany, przepis zanotowany. Dziękuję bardzo. Na pewno skorzystam.
U mnie rośnie pigwowiec, wygląda na to, że w tym roku także obrodzi.
Ociepliło się, jest + 18 st. C, wczoraj popadało, więc przyroda się ożywiła. Mam sporo niezapominajek i wkrótce ogródek będzie zielono- niebieski.
Myślę, że kwiatów przybędzie na balkonach i rabatkach po zimnych ogrodnikach.
13c, pochmurnawo.
Coś się wykluło, ale nie wiemy ile. Nie wychodzimy frontowymi drzwiami dla komfortu robinowej rodziny, niech mają spokój.
U nas niebieszczy się cebulica syberyjska oraz barwinek, a poza tym konwalie są w ilościach (daleko im do kwiatów!), fiołki, ontaryjskie trillium białe i bordowe, no i rozrosły się też paprocie na Górce.
Pierwszy obiadek!
https://photos.app.goo.gl/2spHqcqAFkbw5A7S6
Aparat jakieś 2 metry od gniazda, za szybą okna od salonu. Dzisiaj jak nie tata to mama bez przerwy latają i się zmieniają – na pierwszym , drugim i trzecim zdjęciu tata chyba karmi mamę, a potem uczta małego na całego!
Jednak skusiłam się i odkręciłam aparat od statywu, ale znowu jest na miejscu, bo małe (ciekawam, czy jest więcej, niż jeden) pozostaną w gnieździe przez ok. 2 tygodnie.
Byłam rano na kijkach, a popołudnie spędziliśmy razem z rodziną syna. Byliśmy na sympatycznym obiedzie w restauracji w Izabelinie, niby pizzeria , ale sporo innych dań. Dzieciaki się podzieliły: wnuczka jadła pizzę, a wnuk makaron z sosem pomidorowym. Dorośli jedli mule, tagliatelle z krewetkami, ravioli z pieczarkami, ricottą i truflami ( były dobrze wyczuwalne). Wszyscy byli zadowoleni. Widać też było , że knajpka cieszy się dużym powodzeniem, wszystkie stoliki zajęte.
Po obiedzie dzieciaki trafiły na plac zabaw do Lipkowa, gdzie były tłumy dzieci oraz dorosłych z zapałem grillujących
Małgosiu-musimy przy okazji zapytać kuzynkę Magdę, czy zna to miejsce.
U nas dzisiaj proste chłopskie jedzenie tzn. ziemniaki zrumienione w piekarniku oraz filety ze szczupaka prosto z….”Biedronki” 🙂 Wprawdzie w ostatnich dniach Osobisty Wędkarz chodzi na ryby dosyć regularnie, ale nic z tych wypraw, jak dotąd, nie wynikło. Owszem obserwuje na nadbużańskich łąkach sarny, bażanty oraz bociany i jest to niewątpliwie widok cieszący serce i oko 🙂 Co do ryb to nadal radośnie baraszkują w Bugu i nie pojawiają się na wędce.
Względem ziemniaków z piekarnika to nasz sposób jest następujący:
-gotujemy nieobrane ziemniaki w całości, ale od 3 do 5 minut krócej niż zwykle(wszystko zależy od rodzaju ziemniaków)
-wyjmujemy z wody, kroimy na ćwiartki i układamy na blasze
-za pomocą pędzelka smarujemy każdy ziemniaczany kawałek oliwą i posypujemy solą i rozmarynem
-wkładamy na ok.10-15 minut do piekarnika włączając jedynie górną grzałkę
Kiedy są ładnie zrumienione nakładamy na talerze i jesteśmy w stanie zjeść każdą ilość tego rodzaju kartofelków bez żadnych dodatków, ot może jedynie w towarzystwie zielonej sałaty z winegretem. Wierzcie mi na słowo-są pyszne!
Majowa przyroda prezentuje swoje nieustające wdzięki-czereśnie już przekwitły, ale kwitną śliwy i jabłonie. Łąki żółte od mleczy, bociany na gniazdach wysiadują jajka, dzisiaj w naszej najbliższej okolicy naliczyliśmy dziewięć bocianich gniazd.
Jest pięknie, niestety nadal brak deszczu.
Niedziela miała być deszczowa, ale opadów nie widać.
Przepis na ziemniaki zanotowany. Ja czasem posypuję jeszcze ziołami włoskimi i rozkładam nieobrane ząbki czosnku. Przypomniał mi się też przepis na młode ziemniaki ze zsiadłym mlekiem, ale to raczej danie na gorące lato.
Dziś wybraliśmy się do parku w Oliwie. Spacerowiczów mnóstwo, ale na obrzeżach było dość luźno. Wypiliśmy kawę w ogródku restauracyjnym przy Pałacu Opatów z zielonymi liśćmi kasztanowca nad głowami. A że musieliśmy zaparkować dość daleko od parku, była okazja poznać okoliczne ulice. Zadbane przedwojenne domy, sporo drzew i stary bruk, dziś absolutna rzadkość w miastach. Aż dziw, że zwolennicy asfaltowania wszystkiego nie dopięli swego.
Jest jeszcze szybszy sposób na pieczone ziemniakiDanuśko – umyte i nacięte na krzyż ułożyć w naczyniu z kilkoma kroplami wody i do mikrofalówki. Zamiast pędzelkiem uprawiać radosną twórczość kulinarną, wystarczy do miski wlać nieco oliwki (oliwy), dorzucić garść ulubionych ziół (my preferujemy świeży rozmaryn), włożyć ziemniaki z mikrofalówki (ewentualnie można je pokroić na ćwiartki), obtoczyć delikatnie w oleju z przyprawami i wyłożyć na blachę. I do piekarnika.
Wczoraj zakończyłam wielogodzinne przetwórstwo domowe ekologicznym zwane. Ekologiczne z uwagi na niepryskane owoce z przydomowego ogródka. A mianowicie „bum-bum” czyli granaty.
Wombat wypełnił z tzw „czubem” dwa 10-cio litrowe wiadra tych szlachetnych owoców. Potem cierpliwie kilka godzin wydłubywał ziarenka, w czym mu nieco pomagałam. Uzyskaliśmy 5.5 kg słodko-kwaśnych ziarenek.
Potem już tylko „drobnostka”: delikatne zmiksowanie ziaren by nie rozmiażdżyć pesteczek i uzyskać klarowny sok, dwukrotne przecedzenie i 3.5 litra soku gotowe było do kolejnego etapu obróbki. Czyli sok do gara, po podgrzaniu dostał odpowiednią porcję pektyny i doprowadzony do wrzenia. Na koniec cukier, by po minucie gotowania przelać tworzącą się galaretkę do wyparzonych słoiczków.
Efekt – 16 słoiczków wspaniałej, słodko-kwaśnej, rubinowej galaretki z granatów.
Doskonałej do deserów, mięsiwa wszelakiego i na grzanki.
A przy takiej ilości jakąśmy wyprodukowali, prezenty dla znajomych jak znalazł. Tym bardziej, że w sklepie takich dobroci nie ma.
Danuśka, względem (nie)sukcesów Osobistego Wędkarza:
bo z Bugu cwana ryba
niejednego wędkarza wykiwa
Echidno, nigdy nie jadłam takiej galaretki, ale musi być pyszna. Granaty u nas to pełna egzotyka i raczej ozdobnik sałatek.
Byłam dziś na ciekawym spacerze wzdłuż Skarpy warszawskiej, która powstała po zlodowaceniu. Ulokowano tam wiele książęcych i królewskich pałaców i zamków, bo zapewniało to piękny widok na Wisłę i dalej na wschód. W tej chwili drzewa ograniczają w wielu miejscach panoramę Belwederu, Zamku Ujazdowskiego, Pałacu Kazimierzowskiego, Muzeum Fryderyka Chopina, Zamku Królewskiego by wymienić te istniejące. W latach trzydziestych ubiegłego wieku zdecydowano by nie zabudowywać dalej skarpy i zostawić ją jako teren zielony. Chociaż bywałam na różnych odcinkach tej Skarpy, to nigdy dotąd nie przeszłam jej wzdłuż.
Echidno-dzięki za kolejny pomysł na pieczone ziemniaki.
Jestem pełna podziwu dla Wombata za cierpliwość w wydłubywaniu ziaren granatu. Wyobrażam sobie smak i kolor tej galaretki, w polskich warunkach ulubioną i chyba trochę podobną w smaku pozostanie galaretka z czerwonej porzeczki. Jeszcze musimy co nieco poczekać na te owoce.
Pamiętam, jak podczas mojego pierwszego, studenckiego wyjazdu do Francji zaskoczył mnie w sklepach i w odwiedzanych domach syrop z owoców granatu.
Ech, ileż to człowiek dziwnych rzeczy odkrywał w tamtych, słusznie minionych czasach!
Małgosiu-świetny spacer 🙂
Ignacy z Japonii kulinarnie:
https://youtu.be/gJH56aVYsaI
U nas niefajnie – na drugi dzień, po pojawieniu się robinka
https://photos.app.goo.gl/2spHqcqAFkbw5A7S6
gniazdo zostało zdewastowane, wyczyszczone, nic, ale to nic nie zostało. Nawet skorupki pod gniazdem. Serce boli…
https://www.youtube.com/watch?v=3xZmlUV8muY
Ojej, co za wredota zaatakowała robinka? Świat jest okrutny 🙁
Takie jest prawo buszu Małgosiu. Niestety. Ptaszków szkoda lecz Matka Natura ma swoje zasady i nic na to nie poradzimy…
idylla maleńka taka
wróbel połyka robaka
wróbla kot dusi niecnota,
pies chętnie rozdziera kota,
psa wilk z lubością pożera,
wilka zadławia pantera.
panterę lew rwie na ćwierci
lwa – człowiek; a sam po śmierci
staje się łupem robaka
idylla maleńka taka
Napisał niejaki Rodoć
Małgosiu – u nas granaty do egzotyki raczej nie należą lecz cena na przetwory dość „odstraszająca” – 4 – 5 dolarów za sztukę. Też raczej do sałatek czy przybrania podawanych dań.
Wombat kilka lat temu wpadł na pomysł posiadania drzewka, mamy owoców w nadmiarze. Tegoroczne zbiory są dość obfite co zaowocowało kilkugodzinnym siedzeniem w kuchni. Efekt – jak wpomniałam – znakomity.
A na drzewku jeszcze wiszą granaty.Do pojedzenia, może część zamrożę po uprzednim łuskaniu. Nie zamrażają się na kość i do sałtek zawsze są na tzw podorędziu.
Dziś obiad prosty aliści smakowity: kotlety ziemniaczane z sosem pieczarkowym.
Natura wg naszych kryteriów jest okrutna. Małym robinem nakarmił się jakiś większy ptak, może sroka albo sójka. Ale pomiędzy ptakami jednego gatunku toczą się boje. Podglądam bociany w Przygodzicach; z czterech jaj zostały tylko dwa. Gniazdo atakuje/ już dwukrotnie/ inny bocian. I może na tym się nie skończy. Nagrania i komentarze są na stronie fejsbukowej , dostępnej dla wszystkich.
Zimą byłam świadkiem/ wspominałam już o tym/ jak za moimi oknami sokół wędrowny polował na ptaszki przy karmniku. Upolował dwa, ale wcale nie poszło mu to łatwo.
Galaretka z granatów to wspaniały prezent. Podziwiam zaangażowanie przy jej wytwarzaniu. Dobrze mieć własne owoce, ale szkoda, gdy się marnują, a przejeść ich nie można.
Echidna,
dziękuję za przypomnienie tego wierszyka.
Prawo dżungli obowiązuje – zjedz, albo będziesz zjedzony. A na koniec i tak użyźnimy sobą Ziemię. To dość *budująca* perspektywa 😉
Ale przykro, kiedy człowiek nastawi się na obserwację, uważa ptaszki za swoje niemalże, a tu klops. Ostatnio kardynały (nie, nie te z Watykanu!) zainteresowały się tym opuszczonym gniazdem… ale nie robię sobie nadziei.
Wczoraj rozmawialiśmy z Jerzorem na temat kotletów ziemniaczanych. Nie robię, bo nawet jeśli zostaną ziemniaki „wczorajsze”, to on je sobie podsmaży z cebulą i czymś tam. Gotowanie dla dwojga 🙄
ALE… (zawsze jest jakieś „ale”) przebojem w naszym domu jest od jakiegoś czasu Twój przepis na makaron z pieczarkami i serami.
Po prostu bomba – i można to wzbogacić czym się chce.
Granaty lubię i jadam w całości, oprócz skóry oczywiście. Rozkrajam i wyjadam łyżeczką – wszak pestki są smaczne i mają mnóstwo błonnika, który nam jest potrzebny! Kiedyś się zastanawiałam, jak to jeść i podobno sposób, jaki ja stosuję jest najlepszy. Jako ozdoba sałatek – jak najbardziej!
Już ja bym przejadła te echidnowe nadwyżki granatów… bez obawy! U nas jeden owoc kosztuje zwykle dolara – ostatnio nie kupowałam, więc nie wiem, ale że wszystko gwałtownie podrożało, więc pewnie granaty też.
Ten post jest tylko dla tych, którzy lubią pisma typu House & Garden lub podobne, z tą różnicą. że pokazany dom i okoliczności to moje ostatnie miejsce pracy, gdzie spędziłem 9 lat mojej zawodowej aktywności. Nietypowe, ale mam bardzo dobre wspomnienia. Już samo miejsce, gdzie cały czas słychać ocean, w każdym zakątku domu i oczywiście na zewnątrz nastrajało bardzo romantycznie, co niekiedy nie pozostawało samym nastrojem. Unforgettable, jak mówi tytuł piosenki…
Nigdy tam nie mieszkałem, chociaż jest tam bardzo przyzwoity apartament w którym nocowałem setki razy, również kiedy ryby brały.
Ogląda kto chce oczywiście. Jeśli ktoś chce zobaczyć sporą część wnętrza domu trzeba kliknąć an prostokącik VIEW BROCHURE.
https://www.bespokerealestate.com/listing/mylestone-meadow-lane-southampton-ny/
Niezła posiadłość Nowy, trochę jednak brakuje mi na koncie żeby ja kupić. Zresztą po co mi taki wielki dom, czy nie ma mniejszych z takim widokiem, bo rzeczywiście jest świetny. A dlaczego sprzedają?
Małgosia,
Przypuszczam z tego samego powodu dla którego Ty byś go nie kupiła – po co taki wielki dom. Tam tylko lokalizacja jest faktycznie super, ale ja też nie chciałbym takiego domu, pomijając astronomiczne koszty utrzymania. Ten dom nie był specjalnie przyszykowany do zdjęć, tak wygląda na co dzień. Nie umaiłbym w czymś takim żyć.
Poza tym ocean po kilku latach traci na swej atrakcyjności. Jedno, co bardzo lubię to szum fal, zwłaszcza gdy są wielkie, zachody słońca nad zatoką. Lubiłem w nocy łapać ryby. To wszystko.
No właśnie, po co komu taka wielka rezydencja? Dla gości ? 11 łazienek, więc i pokoi gościnnych sporo. Dom urządzony bardzo gustownie, a pokój kąpielowy przepiękny.
Położenie atrakcyjne, ale dość szybko, jak pisze Nowy, może spowszednieć. A skoro ocean, to niewiele drzew i naturalnego cienia. A nieustanny szum fal, pewnie głośniejszy niż tych nad Bałtykiem, przeszkadzałby mi. Tak więc nie jestem zainteresowana 🙂
Ja mam gdzieś zdjęcie na przyzbie tego domu – Nowy nas tam kiedyś zawiózł. Ale… jak szukam zdjęcia, to oczywiście nie mogę znaleźć 👿
Znajdę przy okazji, to zapodam 😉
Tak Alicja, kiedyś Was tam zawiozłem, ale nie mogłem oprowadzić po domu, bo nie byłem do tego upoważniony, zresztą nikt nie był. Dzisiaj to jest w internecie, więc tajemnic nie ma.
Pobyt w miasteczkach Hamptons, letnie rezydencje na Dune Road i nie tylko, spacery plażą, uświadomiły mi ogromną, niewyobrażalną przepaść finansową między najbogatszymi tego świata a resztą. Żadne bogactwo nie jest w stanie mi zaimponować, wręcz obawiam się, że to skończy się kiedyś jakąś ogólnoświatową rewolucją. Bieda w Afryce, Ameryce Południowej, Azji kiedyś wybuchnie gniewem. I może to być straszny gniew.
Nowy,
owszem, pokazałeś nam kawałek Long Island i pogodę dla bogaczy 😉
Oraz te wysokie żywopłoty, żeby zwykłego zjadacza chleba nie drażnić swym bogactwem.
Nie jestem aż taką pesymistką – jak świat światem, zawsze byli bogaci i biedni i jakoś ludzkość trwa. Nawet w dobie internetu bogaci potrafią dbać o to, żeby nie było widać ich bogactwa. żeby nie drażnić tych, którzy nie mają na kromkę chleba.
Podobnie jak Krystyna zastanawiam się, na co komu taki wielki dom… tym bardziej, że w tym domu, który wskazał Nowy, rzadko kiedy (o ile pamiętam) ktoś bywa.
Po to, żeby mieć. Bo mnie stać.
Bieda w Afryce, Ameryce Południowej, Azji była, jest i będzie, obawiam się. I nie będzie żadnej rewolucji – kto miałby ją zrobić? Bieda jest kobietą – ta, która rodzi dzieci i o nie się troszczy. Na więcej jej nie stać, bo skąd miałaby wziąć siłę? Natomiast mężczyzna to jest wódz i walczy o władzę, a nie o to, żeby jego kobiecie i potomstwu było dobrze, bezpiecznie i tak dalej. Wiem, że generalizuję… ale tak to widzę. Szczególnie teraz, w tych czasach. Kiedy już nie miało być wojen, przynajmniej w Europie. Po co putinowi ta wojna? Ano po to. Mój rozum jest za malutki, żeby to pojąć.
😉
https://photos.app.goo.gl/2YX7s6v6bgJ8hPCJA
Alicja
https://www.wnp.pl/finanse/1-proc-najbogatszych-swiata-ma-dwa-razy-tyle-ile-reszta-ludzkosci,367410.html
Nowy,
na szczęście nie należę do tego jednego procenta, co to mają dwa razy więcej pieniędzy niż cała ludzkość razem wzięta. A tym bardziej nie należę do gangu 22 mężczyzn, którzy posiadają tyle, ile wszystkie kobiety w Afryce.
Mistrz Młynarski polecał – róbmy swoje. Ktoś inny, nie pamiętam już kto, powiedział, że zmianę na lepsze należy zacząć od siebie i swojego podwórka.
W ramach „szczypta humoru” przesyłam:
https://www.o2.pl/biznes/polka-jadla-w-restauracji-gwiazdy-w-miami-to-dopiero-paragon-grozy-6767668770683808a
„Testerka jedzenia” 🙄
Alicja,
Przepraszam, ale nie bardzo umiem z Tobą debatować na tym blogu o czymkolwiek.
Dlatego poddaję się.
Rób swoje. 🙂
Ignacy kulinarnie:
https://www.youtube.com/watch?v=_cU1ZQyQqJ0
Nowy – niestety w tym pięknym domu nie widać fortepianu – dlatego nie mogę go kupić( tutaj uśmiechnięta buzia) a można byłoby ćwiczyć godzinami w takiej pięknej scenerii. Serdeczności Nana
Nie przepraszaj – rzuciłeś temat pod moim adresem, to odpowiedziałam, co o tym myślę. Nie musimy debatować, ale skoro kierujesz coś do mnie, licz się z odpowiedzią. Dlaczego nie potrafisz ze mną „debatować”, to już sam sobie odpowiedz. Nie musisz się poddawać, bo ja Ciebie nie atakuję – przeczytałam artykuł i wyraziłam swoje zdanie. Tyle.
Nowy2
11 maja 2022
7:48
Alicja
https://www.wnp.pl/finanse/1-proc-najbogatszych-swiata-ma-dwa-razy-tyle-ile-reszta-ludzkosci,367410.html
Nana Mi,
Może jednak przemyśl ponownie, bo w tym domu od zawsze był fortepian, a na górze w jednym z pokoi pianino. Syn właścicielki bardzo ładnie i często grał. Instrumenty były bardzo zadbane, regularnie przyjeżdżał ktoś od konserwacji i strojenia. Muzyka była zawsze w tym domu.
Tam w ogóle było inaczej niż w innych domach, które poznałem lub słyszałem. W ogrodzie królowała ekologia, żadnej chemii, trawnik był prywatnym pastwiskiem gromadki saren, a rabaty ich deserem, w domu nigdy nie marnowała się żadna żywność, panowała przyjazna wszystkim atmosfera, każdy był traktowany z szacunkiem, wszyscy do wszystkich zwracali się po imieniu, nieznane były Mr i Mrs. Dom oczywiście wyposażony w klimatyzację, która niemal nigdy nie była używana, wystarczył wiatr od morza. Podgrzewany basen nigdy nie był podgrzewany – spaliny! Itd, itd, mógłbym wyliczać długo. Dlatego byłem tam 9 lat.
No i znowu Ignacy z Japonii mnie czymś zaskoczył – i Was pewnie też zaskoczy, tym razem z branży muzycznej. Nie, nie Chopin, który w Japonii jest bardzo popularny! Jest ktoś bardziej popularny. I pewnie na stacji szinkansenu to słyszałam.
Ja tego nazwiska nie kojarzyłam, ale teraz już wiem o Tekli! Dzięki Ignacemu.
https://youtu.be/_wHpySqbmpA
Marek i Wacek przy fortepianach:
https://youtu.be/wCSw-5HOUFQ
Nowy 🙂 toć to tylko o około 20 baniek taniej niż obrazek Monroe Andy Warhol’a który poszedł niczym ciepła bułeczka na aukcji przed tygodniem 🙂
Osobiscie wolalbym posiadać obrazek niż posiadłość. Zmiescilby się w mobilku i jeździł by z nami. Podziwiał by wraz z nami okoliczności przepięknej wiosny w Hiszpanii.
Tym razem stoimy nad rzeką, schowani w cieniu drzew po lewej stronie obrazka(może należy powiększyć by dostrzec)
https://photos.app.goo.gl/Wm5MqS1s37THkny76
Mozna kliknąć w odpowiednie miejsce na obrazku by zapoznać się z informacją w jakiej to pięknej części Hiszpanii przebywamy 🙂 i skąd pozdrawiamy 🙂
Bezdomny,
to wymaga muzycznej oprawy w znakomitym wykonaniu Wojciecha M.
https://www.youtube.com/watch?v=HgvxWyFOem0
Katalonia.
Alicjo 🙂
Żeby… byk nie ganiał mnie w koło….
To wsiadam na mojego bulls’a 🙂 i naciskam na pedały https://photos.app.goo.gl/DhR3aEpc8QRr16tj6
Dzisiaj na rynku, jest tylko w czwartki, zakupiliśmy tyle dóbr z tego rejonu, że dwulitrowa flaszka jabcoka nie mieści się w lodowce. Wraz z tutejszymi oliwkami jest niszczona, w dość brutalny sposob na łonie przyrody 🙂 w towarzystwie mostu XIV wieku, pozostałość po rzymianach 🙄
Nie Alicjo 🙁
Extremadura nie znajduje się nad ozeanem ale oferuje wyjątkowy rodzaj kąpieli w rzece Jerte dokąd zmierzamy. Tam jest kryształowa woda w naturalnych basenach. Region w zachodniej Hiszpanii jest przeciekawy, trzeba mieć tylko czas i ochotę na jego wypełnienie 🙂
Co do Chopina to właśnie ostatnio miałyśmy okazję go posłuchać, jako że wybrałyśmy się razem z Latoroślą na spektakl „Pani Pylińska i sekret Chopina”.
To było bardzo ciekawe spotkanie z teatrem i z muzyką jednocześnie-przedstawienie toczyło się na zmianę z muzyką graną na żywo przez znakomitą pianistkę. O kolejnych atrakcjach tego wieczoru jest mowa w artykule poniżej:
https://kultura.um.warszawa.pl/-/jubileusz-joanny-zolkowskiej
Jako że aktorka grająca główną rolę świętowała swój jubileusz to na widowni pojawiło się wiele znakomitości znanych z teatru, filmu czy też gazet.
Dla nas była to pierwsza wizyta w niedawno wybudowanym Ursynowskim Centrum Kulturalnym „Alternatywy”. Budynek ma ciekawą architekturę, a ogromnym plusem jego usytuowania jest rozległy, bezpłatny parking i stacja metra tuż obok. Wiem, że moja ursynowska sąsiadka Salsa 🙂 też miała już okazję uczestniczyć w koncercie zorganizowanym w tym centrum.
Ostatnie dni minęły mi trochę jak turystce, która odwiedziła na krótko Warszawę i starała się wykorzystać maksymalnie swój pobyt na różne przyjemności turystyczno-kulturalno-gastronomiczne. Zajrzałam do Muzeum Polin na wystawę poświęconą kuchni żydowskiej oraz do Muzeum Narodowego, by obejrzeć obrazy Chagalla https://www.mnw.art.pl/wystawy/chagall,245.html. Natomiast wczorajszy wieczór spędziłam w miłym towarzystwie kuzynki Magdy 🙂
Wypróbowałyśmy kolejne znakomite, wegetariańskie miejsce w stolicy:
https://fallawege.pl/warszawa/
Jak na bezdomnego przystało 🙂 spędza miłe chwile…. pod mostem 🙂
https://photos.app.goo.gl/NGijyx2bw1gMPXZR6
….oraz pieniądze! Jak zwał tak zwał – ja znowu wlazłam na GoogleEarth i sobie podróżuję hiszpańskimi wąskimi drogami z popękanym asfaltem. Przypomniała mi się Teneryfa… 😉
Czytam trochę o tutejszym rejonie i jestem wstrząśnięty tym co powiedział Charles V (1500–1558), święty cesarz rzymski znany również jako Karlos I król Hiszpanii.
Szczena mi opadła co ten łobuz wygadywał 😛
Coś takiego :
Z bogiem rozmawiam po hiszpańsku,
z kobietami po włosku,
z mężczyznami po francusku
a po niemiecku z moim koniem
Chyba bozia go pokarała bo żył tylko 58 wiosen
Dla zainteresowanych,
Spotkanie (zoom) za cztery godziny z David Guterson autor miedzy innymi Snow falling on cedars.
https://pencol.edu/events/writer-residence-david-guterson
Dzisiaj filety z dorsza – klasycznie, dyżurne + otoczka mączna. Frytki z ziołami, sałata mieszana.
Jutro – karmazyn. Pięknie prezentuje się w całości, całe 0.65kg. Aż za ładny, żeby go zjeść! Macie jakieś podpowiedzi, jak go przyrządzić? Grill odpada – maszyny nie ruszymy spod daszku, bo tam urządziły się robiny, wykańczają budowę gniazda.
Nie będziemy przeszkadzać, niech się ptaszki nie stresują.
Orca,
trochę daleko i za późno podałaś wiadomość 😉
Nie znam autora. Czytam znaną i lubianą przeze mnie Ann Cleeves – polskie wydanie „Przynęta” (angielskie – The Crow Trap).
Rzuciły mi się w oczy dwa określenia kobiecej urody – „miała mordę maciory” oraz „była brzydka jak torba gwoździ”. Urocze 😯
Zastanawiam się, czy to kwestia tłumaczenia. To znaczy – wrzucenia tekstu na tzw. automatycznego translatora, ewentualnego przeczytania tekstu przez żywego tłumacza i „wygładzenia” tekstu.
Całe szczęście że grill odpada. Już mi lepiej 🙂
Alicjo, nafaszeruj nieboszczyka ziołami, różnymi, jakie posiadasz. Dodaj parę plasterków limonety i zawiń to wszystko w alufolie.
Niech się marynuje.
Później tylko do piekarnika na jakiś czas i po karmazynie 🙂
W 70latach w Trójmieście używaliśmy określenia porównawczego :
Ładna jak z uniwersytetu
Mądra jak z politechniki
Dziś też uważam że to nie obraża a wyjaśnia wszystko 🙂
Na zewnątrz jeszcze 35°C
Wewnątrz tyle samo 🙂
Wypiłem w sumie 4 litry płynów a tylko raz byłem sikać 🙄
Orca,
Dziekuje za informacje!
Nie wiem czy uda mi sie zdazyc z pracy na zoom z wykladu, bardzo bym chciala (3:30 mojego czasu). Ksiazka Snow Falling on Cedars bardzo mi sie podobala. Nie wiedzialam, ze Guterson pisze tez poezje, poszukam w ksiegarni.
Chcialabym zobaczyc film – napisalam na podany adres w sprawie linku.
U mnie wiosna przesliczna, slonce, ptaki szaleja i robia duzo halasu, kwiatki kwitna, tylko drzewa jeszcze malo zielone.
Milego weekendu wszystkim!
Wracam jeszcze do moich ostatnich peregrynacji po Warszawie. Niestety rozczarowała mnie poniższa wystawa:
https://polin.pl/pl/od-kuchni-zydowska-kultura-kulinarna
Spodziewałam się ciekawych eksponatów kuchennych (owszem były, ale bardzo skromne i niewiele), stołu przygotowanego np. do szabasowej kolacji itp… Na wystawie nie skupiamy się na oglądaniu, ale przede wszystkim na czytaniu. Mamy na ścianach mnóstwo bardzo ciekawych tekstów dotyczących żydowskich tradycji kulinarnych z różnych części świata. To jest niewątpliwie bardzo interesujące, ale poczytać można w domu, w muzeum spodziewamy się jednak czegoś więcej. W rezultacie w moim krótkim fotoreportażu są tylko dwa skromne zdjęcia z tej ekspozycji. Nie zdziwcie się natomiast widokiem orkiestry wojskowej, która swoją marszową muzyką wywołała mnie zupełnie przez przypadek z kontemplacji kwitnących kwitnących bzów i kasztanów w Ogrodzie Krasińskich.
https://photos.app.goo.gl/PcjssKr78Upu6L5eA
Stoje w tej chwili przed sala w Peninsula College w Port Angeles gdzie za kilka minut bedzie autor.
Przepraszam za pozna info. Dowiedzialam sie dzisiaj rano.
Orca,
nie znałam książki Gutersona; okazuje się, że jest dostępna w bibliotece z pobliskim mieście. W każdym razie zapisałam autora i tytuł; postaram się przeczytać.
A Tekla Bądarzewska chyba nie jest aż tak zapomniana jak twierdzi Ignacy, bo „Modlitwę dziewicy” znam od lat szkolnych. W szkole o niej nie uczono, ale w radiu można było ją często usłyszeć.
Bezdomny,
po pierwsze primo, Ameryka Pn. bez grilla latem nie istnieje! Kiedy tylko stosowna pogoda zapuka do drzwi, rozpoczyna się grillowanie. Wszystkiego, co się da, w tym malutkie podgrillowywanie warzyw (zbrodnia to niesłychana według mnie!).
Mamy maszynę na gaz – dostaliśmy w spadku, więc mamy, ale rzadko kiedy ją uruchamiamy. W ubiegłym roku ani razu, a i w poprzednim chyba nie.
Kiedy było nas więcej i spraszało się ludzi na obiady/kolacyjki (pandemia skutecznie to przerwała), to warto było usiąść na ogródku, rozpalić maszynę i nie ma to, jak stek z grilla. Albo inna ryba 😉 Czy kurczak.
Kucharz ma wtedy okazję do bycia z gośćmi, grillując – u mnie kuchnia jest odcięta od reszty świata i to mi przeszkadza.
Widziałam w sprzedaży i użyciu małe grille jednorazowe. Jest to spora tacka aluminiowa wypełniona chyba węglem drzewnym i rusztem. Dla małego towarzystwa w sam raz. Większą grupę obserwowałam z dwoma takimi tackami. Jeśli robi się to okazjonalnie uważam to za dobre rozwiązanie.
…no ale jeśli się ma maszynę, to nie myśli się o jednorazówkach 😉
Tym bardziej, że jednorazówki generują śmieci, a my staramy się produkować ich jak najmniej.
Przyrodnicy apelują u nas o nie ścinanie trawy w miesiącu maju („…na wiosnę kwiatki rosną i kwitnie miesiąc maj!”) – niech sobie pszczoły naużywają na nektarach, szczególnie kwiatów mlecza (kozłek lekarski), który u nas, odkąd nie wolno stosować herbicydów, występują w ilościach.
U nas nigdy nie stosowaliśmy żadnych takich, ale Jerzor wyrywał z korzeniami – i teraz można sobie nogi połamać, chodząc po ogródku. Kozłka nie ma, ale za to cała masa fiołków, białych i fiołkowych.
W tym roku zapowiada się urodzaj porzeczek, ale chyba się na nie nie załapię – szkoda, bo zwłaszcza czarne się zapowiadają najlepiej. Zapowiedziałam opiekunom domu, żeby wyzbierali wszystko, jak nie wyzbierają, to ptaki na pewno dadzą radę…
Mam trzy podpisane publikacje:
-Dvd Monthy Pyton and the Holy Grail podpisane przez Eric Idle (po wystepie w teatrze w Seattle)
– album The Great Book of Amber by Elzbieta Mierzwinska, zdjecia Marek Żak podpisane przez Marek Żak. Marek Żak jest (był bo już zmarł) fotografem z Gdanska.
-ksiażka Snow Falling on Cedars by David Guterson
Ksiazka jest wysłużona bo czytalam ja wiele razy. Teraz mam w ksiazce podpis autora. 🙂 Snow falling on cedars to jedna z moich ulubionych powiesci. Na pewno w top 10.
Jesli otrzymam link do nagrania zoom to przekaze. Jesli nie to wtedy przekaze moje notatki. Czesc spotkania byl pokaz filmu Snow falling on cedars. Moim zdaniem i rowniez zdaniem autora ten film oddaje kredyt powiesci co nie zdarza sie czesto lub kiedykolwiek.
Jesli ktos nie czytal ksiazki proponuje najpierw przeczytac ksiazke przed obejrzeniem filmu.
Tu jest link do filmu
As part of Guterson’s visit to campus this week, you have the opportunity to stream this film from 5/9 – 5/13.
Z informacji wynika ze dzisiaj jest ostatni dzien dostepu do tego “stream”
Nagranie zoom z spotkania jeszcze nie mam
Here is the link to the streaming page: https://digitalcampus.swankmp.net/vspc204299/passphrase-watchlink (Links to an external site.)
Here is the passphrase: 71D2A234C251476BBDD9FF8040F96C71
W temacie jedzenia 🙂
Film Snow falling on cedars byl nagrany w stanie WA i na terenie British Columbia. W WA wiele scen jest nagranych na wyspie Whidbey Island.
Kiedys pokazywalam to miejsce przy okazji jedzenia małży. U brzegow Whidbey Island w wodzie sa duze specjalne konstrukcje do hodowania małż.
Osoby robiace zakupy seafood w US w sklepach Costco zauważa że worki z malżami w Costco pochodza z Penn Cove, Whidbey Island.
Na tym filmie pracownik Penn Cove pokazuje proces hodowania małz. Na koniec przygotowuje małże na plaży Whidbey Island.
https://youtu.be/s2ABf0-0Agk
Spotkanie zoom z David Guterson
https://vimeo.com/709358891/c88afb2c02
Orca, dziekuje za linki do spotkania i filmu! czeka mnie uczta duchowa w ten weekend 🙂
Wczoraj zainspirowana Twoim wpisem, obejrzalam i przeczytalam pare wywiadow z Gutersonem na temat m.in. jego najnowszej powiesci, bardzo ciekawe.
Prz okazji, po raz kolejny zadziwia mnie jak rozne sa obydwa amerykanskie wybrzeza, wlacznie z ich kultura i stylem zycia: to zachodnie ( Northwest) uksztaltowane glownie przez przyrode i krajobraz, to wschodnie (East Coast, New England) – przez historie.
Jeszcze jedno: Orca, napisalas ze „Snow…” miesci sie w Twoich top 10 powiesci, ciekawa jestem pozostalych 9? 🙂
GosiaB,
Dziekuje za komentarze i za zainteresowanie.
Pytasz o moje pozostale ksiazki. Musialabym sie zastanowic. W tym momemcie Disgrace by Coetzee przychodzi mi do glowy. Z glowy by Glowacki. Musze sie zastanowic nad pozostalymi tytulami aby nie napisac czegos co bede żalowała 🙂
Napisze później.
Bezdomny,
potraktowałam karmazyna dyżurnymi, w brzuch trochę tymianku (żywego, z doniczkowej uprawy), do tego spora garść melisy, której cytrynowy zapach i smak jak najbardziej z rybą się zgadza. Melisa mi wyrosła na ogródku w szybkim tempie – to jest silnie inwazyjna roślina, ale jej pozwalam, bo się przydaje.
Oblałam rybę sokiem z zakiszonych cytryn – one zawsze się śœietnie kojarzą z rybą!
Pomysł podsunęła kiedyś echidna i ja od tego czasu zawsze mam kiszone cytryny – kiszę w niewielkim słoiku, takim na 4 cytryny i robię to na ostro, tzn. dodaję sporo suszonego chili i wszystkich dodatków, jakie się dodaje do kiszonych ogórków. Żadnej wody, ani zalewy – zalewa się sokiem wyciśniętym z kilku innych cytryn! Jeśli ktoś nie spróbował kiszonych cytryn – nie wie, co traci!
To jest przebój od zwierzątka z antypodów, a drugi to makaron z pieczarkami i różnymi serami (można wykorzystać resztki). Na stałe w jadłospisie, jako proste, chłopskie jedzenie, łatwe do wykonania i nie zajmuje wiele czasu.
Teraz ten karmazyn sobie chwilę poczeka, a jak Jerzor wróci z przejażdżki rowerowej, wrzucę do piekarnika. Będzie sałata do towarzystwa.
https://photos.app.goo.gl/DGYbJwSQqCMTdXig6
p.s
Janusza Głowackiego polecam także „Ostatni cieć” i „Good night Dżerzi” (o Jerzym Kosińskim), „Jak być kochanym”… w sumie można polecić wszystko 😉
Nie byłam na sztukach teatralnych Głowy, ale sądząc po recenzjach, były przyjęte entuzjastycznie i wielokrotnie nagradzane.(Czytać sztuk nie lubię…).
https://photos.app.goo.gl/p7mHs4RK6nwUkLva7
Czerwoności to kolorowy pieprz (biały i czarny też jest!), ziele angielskie, ziarna musztardy i cały ten jazz przynależny kiszeniu ogórków (oprócz kopru, ale pewnie by nie zaszkodził!).
…i chili!
Też nie znałam książki Davida Gutersona, dziękuję, chętnie przeczytam. Ja z kolei polecam bardzo piękną serie telewizyjną pt „Pachinko”, do obejrzenia na AppleTV.
-The catcher in the rye by Salinger
-God’s little acre by Caldwell
-Disgrace by Coetzee
-Snow falling on cedars by Guterson
-Z glowy by Glowacki
-Midnight in the garden of good and evil by Berendt
-The good rain by Timothy Egan
-Królik i oceany by Wańkowicz
-Imperium by Kapuściński
-Undaunted courage by Stephen Ambrose
To sa ksiazki do ktorych wracam. Sa jeszcze klasycy Faulkner, Fitzgerald, Camus i wielu innych ktorych lubie. Czesto wracam do tych 10.
Eva47,
Jostaberry rośnie … w metalowej klatce w ochronie przed sarnami. Nie wiem czy w tym roku beda owoce. U nas pogoda raczej pasuje jako inspiracja do rain falling on cedars i jest zimno brrr 🙂
„Buszujący w zbożu” (polski tytuł ) Salingera jest bardzo niepokojący, przynajmniej dla mnie, raz czytałam bardzo dawno temu i nigdy już do tej książki nie wróciłam.
Pamiętam takie dość niesamowite napięcie – no ale to było ze 40 lat temu, może warto wrócić i przeczytać jeszcze raz.
Kapuściński – „firma” sama w sobie, chociaż pamiętacie, bo omawialiśmy to na blogu zaraz po jego śmierci nagonkę na niego, Gospodarz znał Kapustę i cenił jego twórczość. Kapuściński jest znakomity, każda jego książka to coś w rodzaju reportażu literackiego. Trochę mi się kojarzy z nim inny nasz podróżnik i dziennikarz, Jacek Hugo-Bader. Polecam. „Dzienniki kołymskie” są wstrząsające. Podobała mi się też jego podróż przez Rosję – „Biała gorączka”. Bardzo „mocne” książki, świetnie napisane.
Lubię wracać do „Dzienników” Kisiela, czyli Stefana Kisielewskiego. Jest to spora „kobyła”, ale czyta się świetnie, co więcej, wiele jego politycznych przepowiedzi sprawdza się, niestety. A przecież minęło ponad 20 lat od jego śmierci.
GosiaB,
Zgadzam sie ze sa duze roznice miedzy West Coast i East Coast. Wydaje mi sie ze mieszkancy West Coast sa bardziej “na luzie “. Nawet jesli spojrzysz na rzadowe przepisy ktore sa wprowadzone na West Coast (bardzo liberalne) i East Coast gdzie jest duża “akumulacja “ roznych stanow i prawie kazdy stan dziala po swojemu. West Coast jest bardziej “zgodne “
Absolutnie zgadzam sie na temat przyrody. Z tym wiaze sie styl zycia. Mieszkancy West Coast prowadza aktywny tryb zycia i moim zdaniem czuja sie bardziej odpowiedzialni za ochrone tych pieknych terenow.
Wprawdzie poranna kawa to domena Irka, ale nasz kolega już dosyć dawno jej nie podawał. Zatem w ramach opowieści o wielkiej literaturze podrzucam fragment naszego klasyka dotyczący kawy:
Tu roznoszono tace z całą służbą kawy,
Tace ogromne, w kwiaty ślicznie malowane,
Na nich kurzące wonnie imbryki blaszane
I z porcelany saskiej złote filiżanki,
Przy każdej garnuszeczek mały do śmietanki.
Takiej kawy jak w Polszcze nie ma w żadnym kraju:
W Polszcze, w domu porządnym, z dawnego zwyczaju,
Jest do robienia kawy osobna niewiasta,
Nazywa się kawiarka; ta sprowadza z miasta
Lub z wicin bierze ziarna w najlepszym gatunku,
I zna tajne sposoby gotowania trunku,
Który ma czarność węgla, przejrzystość bursztynu,
Zapach moki i gęstość miodowego płynu.
Wiadomo, czym dla kawy jest dobra śmietana;
Na wsi nie trudno o nię: bo kawiarka z rana,
Przystawiwszy imbryki, odwiedza mleczarnie
I sama lekko świeży nabiału kwiat garnie
Do każdej filiżanki w osobny garnuszek,
Aby każdą z nich ubrać w osobny kożuszek.
Adam Mickiewicz „Pan Tadeusz”
Danuska,
Dzięki za poranną kawkę. Już nie pamiętałem, że takie kawy kiedyś podawano.
Bezdomny,
Też bym wolał obrazek!
Sezon rabarbarowy sie zaczol to podam wam przepis na bardzo dobra tarte.
Obrac kg rabarbaru , pokroic w kostke, posypac dwoma lyzkami cukru i odstawic na godz lub dwie. Do miseczki dac dwa jajka, 3 lyzki cukru i dwie czubate lyzki smietany, dobrze wymieszac. Polozyc ciasto na foremke, pokluc widelcem aby sie nie wybrzuszylo, polozyc odcedzony rabarbar ( sok mozna wypic ) i zalac mieszanka jajka, cukier, smietana. Wsadzic na pol godz do piekarnika 200 C; Smacznego !
We Francji na tarte jest standartowa foremka i kupione ciasto ma wymiar foremki. Ciasto jest juz rozwalkowane i zawiniete w rulonik. Wyciagam z lodowki pol godz wczesniej i w tym czasie obieram ziemniaki.
To fajnie Alicjo że mogłem być choć w części pomocny w przygotowaniu karmazyna.
Chyba najlepszą rezepte na dany produkt można uzyskać u sprzedawcy. Tak dzisiaj zrobiłem bo do takiego osobnika jak na obrazku zaufanie przychodzi z prędkością dzwieku. Wystarczy na niego spojrzeć i kukujemy to co zaproponuje 🙂
Kiedy wchodziłem do sklepiku kładł pan hiszpan na lade 1/4 tutejszego byka. Zaproponował że wytnie filety do bardzo szybkiej obróbki termicznej. I tak zrobię tuż przed zachidem słońca.
Dodatkową atrakcją będą świeżutkie borowiki. Okazuje się że w tej chwili jesteśmy już w zagłębiu borowików 🙂
Oj będzie dzisiaj uczta na trzy fajerki 🙂
Linka z obrazkami puszczę później bo o dziwo internet tutaj raczej upadający jak często w miejscach gdzie nocujemy 🙄
Bezdomny,
u nas w mieście ponad 120-tysięcznym (plus okoliczne (i liczne!) wsie nie ma ani jednego sklepu rybnego!!! A jedno z Wielkich Jezior jest pod nosem!!! Ryby można dostać tylko w supermarketach i tym podobnych, gdzie nie ma żadnej fachowej obsługi, która potrafiłaby coś doradzić.
Na szczęście jest blog – potęgą jest i basta, jak mawiała ś.p. Pyra 😉
Karmazyn wyszedł bardzo dobry, delikatna to ryba. Najczęściej kupujemy dorsza, solę, łososia. No i czasem Wojtek z Ottawy upoluje szczupaka i podrzuci – ale teraz częściej szaleje na kajcie, niż łowi.
Czy Hiszpan załatwił tego byka na corridzie? 😉
Borowiki!!! Tak wcześnie? Ja mam pieczarki i z nich coś dzisiaj wykombinuję.
Zwyciężyła opcja australijska – makaron z pieczarkami i serem. Z serów gouda, old cheddar oraz resztki pleśniowego blue danish, ale dosłownie resztki.
Czytam teraz z ogromną przyjemnością książkę:
https://lubimyczytac.pl/ksiazka/3657008/w-salonie-i-w-kuchni-opowiesci-o-kulturze-materialnej-palacow-i-dworow-polskich-w-xix-w
Przytoczę dzisiaj fragment, o tym w jaki sposób udzielano noclegu gościom zatrzymującym się w dworach szlacheckich w pierwszej połowie XIX wieku:
„….jednak ludzie przezorni wybierający się w gościnę podróżowali z własnym „tłumokiem” zawierającym piernaty i poduszki, a także….nocnik. Mogli oni liczyć co najwyżej na to, iż w najlepszym razie we dworze wstawią dla nich w salonie proste drewniane łóżko, uprzednio starannie wyparzone wrzątkiem na podwórzu, by wygubić pluskwy, w gorszym zaś-nocowali w sieni lub w którejś w dużych sal dworu na rozesłanym świeżym sianie, na którym rozkładali sobie własną pościel.
Pomieszczenie przegradzano parawanem na część damską i męską. Takie posłanie wszyscy uważali za rzecz normalną, tylko zgorszona guwernantka przybyła z Francji wzdychała: „Trzeba przyjechać do Polski, aby widzieć leżącą na ziemi i słomie córkę ambasadora, synowicę generała i przyszłą księżną.
Gdy napływ gości był bardzo wielki i nie starczało domowych pomieszczeń młodzież męską rozkwaterowywano po chałupach, z których chłopów wypędzano lub zgoła:
Młodzież Tadeuszowi prowadzić kazano,
W zastępstwie gospodarza, w stodołę na siano.
”
Cytat z wiadomego klasyka 🙂
Dobra wiadomość jest taka, że standard noclegów w szlacheckich dworach poprawił się już w drugiej połowie XIX w.
A przy okazji-chyba wszyscy ( a może nie wszyscy…?) pamiętamy z dzieciństwa spanie w stodole na sianie. Dla miastowych dzieci to była przecież niesłychana, wakacyjna atrakcja!
A propos dworu, sobotni skok w bok: https://www.eryniawtrasie.eu/47540
A ja czytam ” Między wariatami” Marcina Mellera. To zbiór felietonów, które autor publikował w różnych tygodnikach. Będąc na Sardynii przypomniał sobie opowieści Piotra Adamczewskiego o casu marzu, czyli zgniłym serze/ Piotr pisał o tym także na naszym blogu/ Produkt ten jest nielegalny, zabroniony przez brukselskich urzędników. Ale dla chętnego nic trudnego i kiedy M. Meller zapytał o ten „podziemny produkt mleczarski” poznanych w barze Sardyńczyków, ci wpadli w zachwyt nad jego zainteresowaniem i jeden z nich zaprosił go do swego domu.
Degustacja sera w towarzystwie pokrojonej bagietki i sardyńskiej odmiany grappy zachwyciła autora: ” Co wam będę mówił. Może i larwy, może i obleśne, ale jeżeli kiedykolwiek traficie na Sardynię, pytajcie o casa marzu”. Oczywiście nie sklepie.
A kiedy przyszedł czas na kieliszek filu e ferru/ tej grappy/, okazało się, że to ma być toast za Mussoliniego, albowiem gospodarz okazał się najprawdziwszym faszystą. Panu Marcinowi jakoś udało się wymówić.
Kazda historia o żywinie daje nadzieję i otuchę nawet w natrudniejszej sytuacji.
Kiedyś pisałam o piesku imieniem Seaman ktory przeszedł przez kontynent amerykanski w towarzystwie panów Lewis and Clark i grupy podróżników. W pewnym miejscu Indianie ukradli Seaman. Pon Lewis zagroził Indianom ze jesli nie oddadza pieska to pon Lewis zabije członkow osady. Byla to jedyna sytuacja kiedy pon Lewis zagroził Indianom. Indianie oddali pieska Seaman.
Teraz Seaman ma pomnik u boku ponow Lewis and Clark na brzegu Pacyfiku w Seaside, Oregon gdzie dotarla grupa podroznikow.
Przepraszam za pomyłkę. Mój komentarz powinien być u Owczarka. 🙂
Krystyno-podobny ser o, w zasadzie tej samej nazwie, jest produkowany po sąsiedzku na Korsyce. Owszem, kochamy tę wyspę, ale wcale nie miałam ochoty ani szukać ani próbować tego „smakołyku”.
Dzisiaj jedliśmy zapiekankę na bazie kaszy gryczanej i rozmaitych warzyw posypaną zwyklą i nie wzbudzającą emocji goudą 🙂
Lektura książki, o której wspomniałam powyżej dostarcza mi nieustających przyjemności. Pamiętam, że podczas lektury oraz oglądania filmu „Noce i dnie”
myślałam sobie w duchu, że chętnie pomieszkałam bym trochę u państwa Niechciców. Dzisiaj czytając opowieść Elżbiety Koweckiej już nie sądzę, by to był dobry pomysł. Podoba mi jednak bardzo to, że ludzie byli niezwykle gościnni i spragnieni obecności innych. Z braku i telewizji i nternetu chętnie słuchali wszelakich opowieści osób, które przyjechały choćby z niedaleka. Wtedy rzeczywiście obowiązywała zasada gość w dom Bóg w dom albo czym chata bogata.
Czytasz Danusiu bestseller , bo nigdzie nie jest dostępny w sprzedaży. Zdarzało mi się mieszkać w Pałacu w Nieborowie, ale to był oczywiście wiek XX. Nikogo na siano tam nie wysyłano, najwyżej do pawilonu 🙂 Podobno niektóre dania były wzorowane na kuchni dawnej, co było trudne, bo były to lata ogólnych braków.
Małgosiu-książkę kupiłam w antykwariacie podczas moich ostatnich wędrówek po Warszawie. Ów egzemplarz został wydany przez PWN w 1984 roku i wtedy kosztował 3700,00 zł. O Boże, jakże odległe wydają się te czasy…!
Tak, te stare wydania są dostępne też na Allegro.
O tak 🙄 Małgosiu, braki mogą być bardzo dokuczliwe 🙄
I nie wiem czy jest coś bardziej dokuczliwego niż z opuszczonymi spodniami małymi krokami szukać papieru toaletowego, ponieważ zapomniałem uzupełnić zapasy na czas 🙄
Na szczęście dla mnie supermarket był ode mnie tylko o 300 metrów oddalny 🙂
Spoko, nie będę tego obrazkował
Znalazłam tę książkę w katalogu jednej z bibliotek, to samo wydanie z 1984 r. I jest dostępne, więc wkrótce się tam wybiorę. Pewnie biblioteka to najłatwiejsze źródło dostępu do tej pozycji.
Zamki i pałace które dziś oglądamy, są czyste. Zwiedzamy sale, komnaty, czasem sypialnie, kuchnie, a najrzadziej łazienki. Nawet w obiektach w skansenach zapachy są neutralne. Tzw. wygódki, czy sławojki to dość późne rozwiązania.
Orca, dopiero dziś mam czas żeby odpisac; dziekuje za Twoja liste top 10 🙂
Musze przyznać, ze pare tytulow w ogole nie znam, ale się zainspirowalam i pozyczylam już The Good Rain. Bardzo lubie takie książki. Ja polecam Beyond the Trees by Adam Shoals.
Moja lista książek do których wracam (na „sentimental journey”) to glownie książki przeczytane dawno: Noce i Dnie, tomy 2 -5; Anna Karenina; Ziele na Kraterze, Kwiaty Polskie (nie jest to proza, ale uwielbiam); wszystko V. Woolf, J. R. R. Tolkien,S. Maugham, M. Ondatje, E. Ferrante, U. Eco, F. Herbert, F. Scott Fitzgerald, H. James, I. Murdoch, H. Pontoppidan (Lucky Per), O. Tokarczuk. Taka lista trochę „od sasa do lasa”. Mam wiele książek które zrobily na mnie niezapomniane wrazenie, ale niekoniecznie bym do nich wrocila. Te co wymienilam sa mi bliskie.
Z autorskich autografow, które mam najmilej wspominam ten od Umberto Eco. Lata temu, w długiej kolejce anglojezycznych egzemplarzy „Imie Rozy” podpisal mi polskie wydanie „Teoria Semiotyki” – bardzo mile zadziwila go ta ksiazka i wdalismy się nawet w krotka rozmowe.
Kulinarnie, zainspirowalam sie makaronem z grzybami i serem (Alicja) i zrobilam grzybowa lasagne – pyszna: platy ciasta, sos beszamel, grzyby, ser, powtorzyc warstwy w tej kolejnosci dwa razy.
GosiaB,
Dziekuje za odpowiedz i za liste wybranych ksiazek. Pamietam kiedy pierwszy raz ułyszałam o Ondatje. To chyba było przy okazji filmu. Przeczytalam kilka jego ksiazek. Podobał mi sie jego styl pisania i tematyka.
Przeczytalam informacje o Beyond the trees i z przyjemnoscia przeczytam. Interesuje mnie podroz przez Kanade i przemyslenia podczas tej wyprawy. Znam tylko troche British Columbia i z kamer (webcam) niektore miejsca na terenie pn Kanady.
Doceniam przepisy publikowane na blogu. Niestety nie mam talentu do gotowania. Jedyne co potrafie smacznie zrobic to łosoś (rownież uwędzić), małże w winie i kilka innych “seafood”.
Z Waszych literackich podpowiedzi ułożyłam sobie całkiem pokaźną listę lektur do przeczytania. Michaela Ondaatje jeszcze nie czytałam, a dostępnych/ w pobliżu/ jest 5 pozycji. Nawet ” Angielski pacjent” w oryginale.
Gosia B. pisze, że ma wiele książek, które zrobiły na niej niezapomniane wrażenie, ale niekoniecznie by do nich wróciła. Przekonałam się, że lepiej nie wracać do takich książek, bo powtórne przeczytanie nie dostarcza już takich emocji jak za pierwszym razem, bo książkę czyta się w określonym czasie i stanie ducha. Lepiej zachować w pamięci te literackie przeżycia. W latach szkolnych czytałam ulubione lektury na okrągło, zaczynając w różnych miejscach, wracając do ulubionych fragmentów. Później też niektóre pozycje czytałam po kilka razy, ale to się skończyło. A i tak nie przeczytałam i nie przeczytam już wielu świetnych książek.
Lektur na okraglo nie czytalam ale Martina Edena tak ! To byla moja ulubiona ksiazka a pozniej Buszujacy w zbozu Salingera. Ta ostatnia czytalam kilka razy ale Eden to bylo to. Wybieralam fragmenty ktore w danym momecie chcialam przeczytac.
Krystyna, elapa
To samo u mnie. Wybieram fragmenty do ponownego przeczytania. Podczas spotkania z David Guterson podziekowalam jemu za odnawianie inspiracji kiedy czytam te same fragmenty Snow falling on cedars. Te same słowa robia inne wrażenie w zaleznosci od dnia.
Byłam na spacerze kijkami. Ptasi koncert trwa w najlepsze. Dziś udało mi się wypatrzeć dzięcioła czarnego w akcji. Był całkiem niedaleko, ale niestety częściowo zasłonięty liśćmi. Jak na dzięcioła był duży, ale właśnie wyczytałam, że te czarne są największe .
Małgosiu-od kiedy prowadzimy na wsi obserwacje różnorakiej przyrody to udało nam się podpatrzeć dwa rodzaje dzięciołów:
zielonego https://photos.app.goo.gl/Pv2hTTi7d3LszKw17
i białoszyjnego https://photos.app.goo.gl/Keb2JQpf3xP4g
Może następnym razem uda Ci się zrobić zdjęcie?
Przeczytałam z uwagą wszystkie Wasza komentarze dotyczące ulubionych książek i zrobiłam trochę notatek na własny użytek. Postaram się kupić niektóre pozycje.
I skoro o czytelnictwie mowa to podrzucam dzisiaj kolejny fragment z książki „W salonie i w kuchni….” Elżbiety Koweckiej dotyczący lektur młodych dziewcząt w XIX wieku:
” Zwłaszcza panienkom nie wolno było czytać romansów, a jeśli jakiś już dostawały do ręki, to przezorne matki spinały szpilkami kartki zawierające nieprzyzwoitsze passusy. Częste było też, że mąż zakazywał żonie czytania tej lub owej książki…….” Uznawano na przykład, że powieści Georges Sand „to trucizna cukrem zaprawiona i podana w diamentowym kielichu. Kto usta do niej przytknie, to od niej oderwać ich nie może, kto jej zakosztuje, musi wypić do końca. Wtenczas rozbrat ze szczęściem.”
Kobiety, które-wydawane za maż dla interesu czy koligacji-nie znalazły szczęścia w małżeństwie, szukały w powieściach odbicia własnych zawodów, a także opisów, niezwykłej, płomiennej miłości, często zresztą tragicznej.”
–
Dziecioł białoszyjny raz jeszcze, bo poprzedni sznureczek chyba się nie otwiera:
https://photos.app.goo.gl/NJBGWvZiXHAv3Dju8
Białoszyjny się nie pokazuje 🙁
My poszłyśmy za odgłosem stukania i też się bardzo zdziwiłyśmy, że czarny i taki duży, ale stukał tak zawzięcie i charakterystycznie że to raczej dzięcioł.
https://youtu.be/XTFS0kpENNM
🙂
Danuśko, francuzka expertko 🙄
Jak to jest z jedzeniem ostryg w maju, miesiącu bez literki r?
Stoję obecnie na farmie ostryg w Angoulins.
W sklepie firmowym parę skrzynek, w każdej inny rodzaj ostryg. Cena o 4 do 9 Euro, najprawdopodobniej za kg.
Nie chcę popełnić żadnego błędu dlatego szukam pomocy u fachowca 🙂
Przyznam się że mam ochotę na takie świeże smakołyki tym bardziej ze przed sklepem na farmie trwają cały czas aktywitety produkcyjne. W zadaszonych parkingach wodnych przestawiają skrzynki. Jedne wkładają inne wyciągają z wodnych basenów. Ruch jak na Marszałkowskiej o północy 🙂
Małgosiu-rzeczony dzięcioł raz jeszcze, mam nadzieję, że tym razem się uda. Szczerze mówiąc nie rozumiem, dlaczego link się nie otworzył:
https://photos.app.goo.gl/q8WLpvV9BYx3CqaS7
Bezdomny-o ostrygach wie najwięcej Elapa, która mieszka w Bretanii. Z tego, co mi wiadomo na ten temat to w obecnych czasach ostrygi można jeść przez cały rok zatem, jeśli masz okazję to oczywiście korzystaj! Niegdyś uważano, że nie należy ich jadać od maja do sierpnia i były ku temu dwa powody: ich transport podczas ciepłych miesięcy był ryzykowny, a druga przyczyna to rozmnażanie ostryg właśnie w tym letnim okresie. Dzisiaj ostrygi produkowane są „na okrągło” i w wielu odmianach, a z transportem nawet na bardzo duże odległości nie ma żadnego problemu.
Bezdomny, czekając na odpowiedz Danuśki, może to coś pomoże..
https://www.thespruceeats.com/why-buy-oysters-in-r-months-1807042
Się mineliśmy z Danuśką.
Bezdomny, to jest cena raczej za 12 sztuk. Tak jest u nas.
O Francji…
9 maja zmarł Ludwik Lewin, dziennikarz, poeta, pisarz. Od 1967 roku mieszkał we Francji, czytając o Nim trafiłem na książkę, którą z pewnością większość blogowiczów ma lub czytała – „Podróż po stołach Francji”. Wydana dosyć dawno, ale znalazłem w polskiej księgarni w Ottawie, Canada. Drogo, ale przysłali. Niezwykła opowieść, opisująca poszczególne regiony, jest tam o serach, winach, koniakach, truflach i o wielu, wielu innych. Autor miał bardzo dobre, lekkie pióro, które jakby bez żadnego wysiłku tańczyło po papierze zostawiając złożone puzzle tekstu. Lekka, ciekawa, odprężająca lektura. Polecam jako odskocznię na złe czasy.
Kilka razy pisalam o ostrygach. Szczegolnie o festynie ostryg w Shelton. Podczas festynu mozna zjeść ostrygi w duzych ilosciach roznego rodzaju ktore zyja w naszych wodach.
Jedna z atrakcji jest otwieranie ostryg na czas.
Chyba pisalam o oyster shooter. Do kieliszka wrzucamy swiezo otwarta ostryge razem z sokami z muszli. Do tego wódka i kilka przypraw wedlug wlasnego wyboru.
Tu skopiowalam liste skladnikow.
Cocktail sauce jest oparty na ketchup
Chrzan
Sok z cytryny
Mielony pieprz
Wodka pieprzowa
1 oyster
1 teaspoon Spicy Cocktail Sauce
1 teaspoon horseradish
1 teaspoon lemon juice
1 pinch black pepper
1 shot pepper vodka
Wypijamy z kieliszka za jednym razem.
Orka 🙄 wypijanie za jednym razem jest pozbawione sensu nie klepiąc o logice.
Jaką mozna mieć przyjemność z przelknietej ostrygi? 😛
Według mnie przełknąć można jeżeli nie wszystko to bardzo dużo.
Przegryzienie ostrygi i czucie smaku ozeana to niczym wybuch wulkanu pod podniebieniem 🙂 i o to chodzi przy ostrygach.
Na dzisiejszy wieczór są już inne plany ale od jutra startuję w testowaniu zawartości z paru skrzynek 🙂
Dziękuję wszystkim za wyczerpujące i sensowne podpowiedzi 🙂
Nowy otwierając twojego linka mialem nadzieję że uprzyjemnisz czekanie jakimś niezlym blusem 🙂
Starzejesz się 🙂
Bezdomny, po otwarciu ostrygi wylej zawarta w muszelce wode, poczekaj chwile i ostryga wydali z siebie ponownie plyn. Sok z cytryny i do buzi, czytalam, ze nalezy ja pogryzc a nie lykac zywa, nawet podlana winem.
Bezdomny,
Jesli wolisz to mozna pogryźć. Mieszanka soku z ostrygi i przypraw z wodka daje unikalny smak.
Wszystko według własnego wyboru. Na pewno bedzie smaczne w kazdej wersji.
Elapa 🙂 Twoja wersja to Francja elegacja 🙂
Przyznam się że bardzo mi odpowiada, tak spożywałem i na tym poziomie pozostanę. Ostatni raz w Wenezuela w mangrowach. Wprawdzie nie mieli tam wina ale rozkosz była wielka.
Do jutra 🙂
Do ostryg mam stosunek ambiwalentny. Owszem zajadałam, bo namówił mnie do tego Cichal, entuzjazmu nie wyrażałam specjalnego, ale bohatersko, w głowie „Mój pierwszy raz…”
https://photos.app.goo.gl/n2GhqWXYEAXs3n6j8
Nie wiem, jaki smak mają ostrygi same, bez niczego – dla mnie z sosem chrzanowo-tobasco- cytryna 😉
https://photos.app.goo.gl/Nb6QHsVZrc2vq31m8
U nas w tzw. lepszych restauracjach też podają (drogie jak diabli!), ale przecież gdzie Rzym, gdzie Krym, a gdzie Kingston i jego ocean! To nie to samo, co opowiada Orca znad wód oceanicznych, ani Elapa czy Bezdomny. Na pewno smak takiej świeżutkiej jest inny, niż to, co u nas można dostać. To tak, jakby poniedziałkowe ostatki z weekendu…
Zanim wyleci mi to z głowy, a ma prawo bo dzieje się tyle że pomieścić wszystko bardzo trudno no i dodatkowej pamięci jeszcze nie wymyślono 🙂
Parę słów o moim rówieśniku. Kto podróżował po Hiszpanii samochodem spotkał go na skraju dróg i autostrad.
Początkowo była to po prostu reklama hiszpańskiego brandy.
Pierwszy byk urodził się w maju 1957 a Andaluzji. Z czasem urosły do 14 m wysokości. Wykonany z blachy stalowej. Łączna powierzchnię to około 150 m i waży ponad cztery tony.
Prawda 🙂 że mam pięknego rówieśnika 🙂 który stał się symbolem Hiszpanii
A teraz już Francja elegancja 🙂
Połowa juz na tacy, reszta w lodówce i czeka na podwieczorek ze szklaneczką wina.
Ale w zasadzie to już podwieczorkowa pora zatem dam radę i drugą część 🙂
https://photos.app.goo.gl/Mz6DfwMXSeCZXz1i7
To są wyśmienite smakołyki.
https://photos.app.goo.gl/goethdhFWqaNJmHn9
Bezdomny, nie skaleczyles sie przy otwieraniu ostryg ?
U mnie jest bardzo ladna pogoda i na targu rano bylo duzo ludzi, kupilam rabarbar na tarte, szparagi, sery i azjatyckie danie. Mamy nowego Azjate, to juz chyba czwarty na targu. Wypilam kawe na tarsie i do domu.
Elapa 🙂 nie nie.
Kiedyś miałem troszeczkę inny otwieracz do ostryg. Był znacznie krótszy i szerszy od tego na obrazku. Ale z racji braku używalności wypadł gdzieś po drodze z mobikla 🙄
Obecnego dokupiłem do przepysznosci bo jakoś należy do nich trafić, takie świeże same się nie otwierają 🙂
Pogoda to tutaj jest wyśmienita na rower. Byłem w La Rochelle akurat w czasie największego odpływu. Fantastyczne wrażenia i wizualne i zapachowe. Miasto marzenie dla rowerowców. Wszędzie dojedziesz, z prądem i pod prąd i nikt ci uwagi nie zwraca że jedziesz chodnikiem. Tutaj rowerzysty traktowani są na równi z dwunogami.
Elegancja Francja 🙂
W dziewiedziesiatych latach bywałem częściej tutaj. Później przeróżne miejsca na planecie odciągały mnie od Francji. Dobrze że można teraz nadrobić, choć troszeczkę 🙂
Pisalam o oyster fest w Shelton. Podobne festyny odbywaja aie w wielu miejscach wzdluz wybrzeza na zachodzie i na wschodzie kraju. Na pewno Francja ma kilka takich festynow. Pozostale tereny w Europie w miejscach na wybrzezu z ostrygami na pewno organizuja podobne festyny. Przyjemna I smakowita uroczystosc nawet jesli ktos nie lubi ostryg.
W ksiazce Królik i oceany Melchior Wańkowicz pisze:
“Pierwszy człowiek, który zabki kobiece porównał do perełek, był poeta. Pierwszy człowiek, który odważył się zjeść ostrygę, był geniuszem “
https://www.youtube.com/watch?v=8a-HfNE3EIo
🙁
Już po 18-tej u mnie, nie poszłam na żadne wyprawy, bo często popadywało. Posprzątałam, pokręciłam się po kuchni jak zwykle oraz po innych okolicznościach chałupy i mój licznik do tej pory wykazał 3845 kroków. A dzień się jeszcze nie skończył!
Niedawno czytałam wypowiedź jakiegoś pana dr od spraw sportowych i nie tylko, otóż powiedział on, że mit o 10 000 krokach dziennie można spokojnie o kant wiadomy potłuc. Rzecz nie leży w tych krokach, tylko o zażywanie ruchu jako takiego, z użyciem rąk i nóg. Zgodziłabym się z tym – taniec z mietłą, śćierą czy odkurzaczem po domu daje nieźle! Przy czym para nie idzie w gwizdek.
Ponieważ dzisiaj wspominam Vangelisa, moja ulubiona piosenka w duecie z Jonem Andersonem:
https://www.youtube.com/watch?v=rKqLAVyRaXw
p.s.
W czytaniu ciekawa rzecz Sylwi Zientek – „Polki na Montparnassie”, rzecz o tym, jak nasze dzielne malarki wgryzały się w dziewiętnastym wieku w tę bardzo męską dziedzinę sztuki – malarstwo. No bo wiadomo, gdzie baba przynależna…
Przy okazji jest też wzmianka o miejscowości, którą wymienia Bezdomny – La Rochelle, a którą wcześniej już zwiedziłam za pomocą Google Earth – tam jest pokazana ta miejscowość w czasie odpływu, no ale sensacji aromatycznych brak 🙁
Książkę polecam, bardzo ciekawa!
Kroków mi wyszło 4566 , teraz mam z 8 do łóżka 😉
Idę czytać dalej…
Skoro o czytniu mowa – ciekawostka literatury kulinarnej.
Apicjus „O sztuce kulinarnej ksiąg dziesięć”(wyd. Toruń 2012).
1 – Epimeles – Zapobiegliwy kucharz
2 – Sarcoptes – O potrawach z siekanego mięsa
3 – Cepuros – O potrawach z warzyw
4 – Pandecter – O potrawach różnych
5 – Ospreon – O potrawach z warzyw strączkowych
6 – Tropetes – O potrawach z drobiu
7 – Polyteles – O potrawach wykwintnych
8 – Tetrapus – O potrawach z czworonogów
9 – Thalassa – O potrawach z fauny morskiej
10 – Halieus – O sosach do ryb
Niewątpliwie ciekawa i interesująca lektura prezentująca najstarsze przepisy kulinarne rzymian.
Wydanie papierowe niestety. Niestety, bowiem łatwiej jest nam nabyć pozycie książkowe w formacie elektronicznym.
Czy ktoś z Was majał tę pozycję w dłoniach?
Ja dodam publikacje kulinarna ktora kiedys e-przyslala na blog Asia.
Bolesław Kasprowicz
Wyrób marmelady i powideł.
Wydanie drugie
Zakopane 1918
Księgarnia Podhalańska
Poznań: M. Niemieckiewicz
Z przyjemnoscia zagladam do tej historycznej publikacji. Wykorzystałam poradę na dodanie kardamonu przy robieniu powideł z włoskich śliwek. Od wtedy dodaję kardamon do powideł.
Asia,
Na pewno Tobie podziękowalam za tę publikację kiedy to przekazalas na blogu kilka lat temu. Teraz jeszcze raz dziękuję. 🙂
Korekta: Italian plums po angielsku po polsku nazywajaw sie Węgierki a nie Włoskie śliwki 🙂
Echidno, można kupić, co oczywiście uczyniłam i powinnam mieć w poniedziałek
https://www.ceneo.pl/17204492