Must have

Parafrazując pieśń wojów Chrobrego można rzec, że ”Naszym praprababkom wystarczały ”…drewniane łyżki, gliniane garnki, oprawne w drewno noże i kilka innych prostych sprzętów, nawet w najlepiej urządzonej, zamożnej kuchni. Dopiero druga połowa wieku XIX przyniosła erupcję pomysłowości, wynalazki i propozycje, wśród których były metalowe trwałe garnki, kuchnie bez buchającego ognia, metody konserwowania żywności bez potrzeby magazynowania zimowego lodu, stanowiące zaledwie początek istnej rewolucji w kuchennych technikach. Raz rozpoczęta rewolucja rozpędza się. Spójrzmy na nasze kuchnie. Co jeszcze można wymyślić? Skoro mamy samodzielnie sprzątające urządzenia, może będą i takie, którym wydamy przed wyjściem do pracy składniki  i zaprogramujemy przygotowanie obiadu według ulubionych receptur rodzinnych? Nic nie jest niemożliwe.

Od zawsze, do czego już się przyznałam byłam amatorką kuchennych gadżetów. Przez moją kuchnię, poprzez dziesiątki lat, przewinęły się dziesiątki fascynujących mnie elektrycznych przyrządów. I choć, jak wiemy te starszej generacji były trwalsze, bo nie zaprogramowane na działanie tylko do końca okresu gwarancji, myślę, że zebrałaby się spora górka wyrzuconych przeze mnie przez lata, zużytych sprzętów. Odkąd dbamy  świadomie o środowisko, próbuję znaleźć dla nich ratownika. I oczywiście nie w Warszawie, gdzie nikt nie ma czasu, aby uratować stary mikser czy wyciskarkę do cytrusów, ale  daleko poza miastem, gdzie życie tak nie pędzi.

Liczba  znajdujących dziś w każdej niemal kuchni urządzeń jest imponująca niezależnie od tego, czy gospodarstwo jest małe czy wielkie. Zaczynając od rozmaitych rodzajów kuchenek i piekarników, poprzez wolno- i szybkowary, różne miksery, kuchenki mikrofalowe, elektryczne maszynki  do mielenia, krojenia, zmywarki  po urządzenie do gotowania jaj na twardo i… uff. Myślę ,że nie ma sensu wymieniać  ich wszystkich. Od dziesiątek lat niemal każde urządzenie łączy w sobie możliwości wykonywania kilku funkcji co jest sensowną oszczędnością .Reklamę jednego z  bardziej wszechstronnych urządzeń znaleźć możemy wśród tekstów w naszym blogu. Thermomix w mojej kuchni działa już przeszło dziesięć lat i za każdym razem, kiedy go używam, cieszę się, że zdobyliśmy się na ten zakup. Nie był tani, ale zastępuje mi kilka innych urządzeń. Robię w nim bez wysiłku pyszne ciasto drożdżowe, pączki, ciasto na tartę i, podobno smakowity , gładki pasztet. Ostatnio przygotowuję w tym urządzeniu domową, wolną od chemii przyprawę do potraw oraz aksamitne zupy. Najbardziej lubię zupę z pietruszki, która jest zresztą także hitem moich towarzyskich kolacji.

Do podduszonych, niedbale pokrojonych kawałków tego warzywa dodaję obraną gruszkę i gotuję 15 minut z wodą lub wywarem. Homogenizuję i doprawiam konwencjonalnie solą i pieprzem oraz słodką 12 proc. śmietanką. To pyszna i elegancka zupa. Czekam też już na pojawienie się na wiejskich grządkach dyń Hokkaido, z których w 20 minut powstaje w tym zaczarowanym garnku pyszna zupa. Ważne, że ten przyzwoity owoc (warzywo?) nie wymaga obierania, po prostu wrzuca się posiekany byle jak miąższ do pojemnika, po czym gotuje, i wreszcie miksuje doprawiając „w biegu” kostką rosołową lub tylko solą, cukrem i  sporą szczyptą curry. Niby banał, ale jakże smakowity. Dobrym dodatkiem jest odrobina mleka kokosowego lub 12.proc. śmietanki. Pewnie, można wszystkie te czynności wykonać w zwykłym garnku, a warzywo rozdrobnić za pomocą ręcznego blendera, ale zawsze lubię, aby w pracy wyręczył mnie tajemniczy „ktoś”. Życząc „smacznego” zaczynam przygotowanie kolejnej zupy, o której, jeśli się uda, napiszę wkrótce.