Mały stół

Jeszcze dwa lata temu wydawałoby się to kompletną science fiction , niezbyt udanym wytworem czyjejś literackiej wyobraźni. Od kilkunastu miesięcy wiemy już, że nasza rzeczywistość stała się horrorem i musimy sobie jakoś w tym koszmarze dawać radę. Nawet jeśli wśród bliskich nie dzieje się nic dramatycznego, czai się pesymizm i bliższe lub dalsze ryzyko. Dajemy sobie z tym radę różnie, lepiej, gorzej. Jedną z naszych pociech jest z całą pewnością dobre jedzenie.

Słyszymy o upadkach różnych dziedzin gospodarki, na pewno nie dotyczy to jednak przemysłu spożywczego. Pełne półki (coraz droższych jednak towarów), dostatek owoców i warzyw (częstokroć z najdalszych stron świata), mnóstwo nowych produktów, spośród których dziwią mnie najbardziej półprodukty i gotowe dania w epoce, kiedy mamy więcej czasu na domową kuchnię.

Ale widać ktoś lepiej ode mnie wie, jakie są realne potrzeby. Ludzie kupują dużo a w końcu tygodnia bardzo dużo. W domach więc pewnie bywa dużo jedzenia. Ciekawe, jak wobec tego będziemy się przedstawiać wiosną, kiedy zdejmiemy ciepłe ubrania.

Na razie nie martwmy się tym. Przed nami święta. W wielu domach jedynym widomym znakiem Wielkanocy będzie obecność kilku świątecznych dań na mniejszym niż zwykle świątecznym stole. Już po raz drugi w Wielkanoc raczej nie będzie kompletu biesiadników. W ubiegłym roku wydawało nam się dość zabawne, że ustawiony na stole laptop dawał złudzenie obecności całej rodziny. W tym roku nie będziemy dostrzegać w tym nic do śmiechu. Raczej odczujemy złość. Pandemia skradła nam także radość przygotowań, które muszą być zupełnie inne, mniej obfite, mniej różnorodne czy wymyślne. Może jednak na przyszły rok…

Wszyscy wiemy, że z powodu licznych religijnych postów, obowiązujących w przeważającej liczbie dni w roku, od staropolskich czasów, nasza kuchnia oferowała doskonałe potrawy bezmięsne. Szczególnie wiele podawano ryb, chwalonych nawet przez wymagających obcokrajowców. Myślę, że obecnie tylko cena jest przeszkodą dla powszechnego zajadania się rybami, bo kilkakrotnie przewyższa koszt mięs. Wiemy jednak, jaka jest wartość ryb dla zdrowia. Ostatnio wypróbowałam potrawę rybną, która nie pogrąży nas w nadmiernych wydatkach, a jest naprawdę pyszna. Już postanowiłam, że stanie się popisowym daniem na Wielki Piątek, który lubię obchodzić postnie, jako wstęp do świątecznego łasowania. Przepis znaleziony w jakimś piśmie (nie pamiętam jakim) wypróbowując nieco zmieniłam, ale potrawa wyszła godna pochwały.

Podaję porcję na dwie osoby

Polędwica z dorsza zapiekana z ziemniakami

30-40 dag polędwicy z dorsza, 8 średnich ziemniaków, kopiasta łyżka pokrojonej w paseczki białej części pora, sól, pieprz, łyżeczka soku cytrynowego, szczypta suszonej szałwii;2 łyżki oleju z pestek winogron(lub dowolnie wybranego oleju)

Na sos: ½ szklanki śmietany 12 proc.,1 jajko,sól,pieprz,2 łyżki startego żółtego sera

Ziemniaki obieramy, kroimy na centymetrowe plasterki gotujemy na wpół miękko. Odcedzamy. Rybę gotujemy na parze lub pieczemy w pergaminie nie dłużej niż 10 minut. Dzielimy na kawałki, kropimy sokiem cytrynowym, posypujemy solą i pieprzem. Pora podduszamy na łyżce oleju.

Smarujemy olejem „dwuosobowej” wielkości naczynie do zapiekania, po czym układamy warstwę ziemniaków, na nich rybę ,potem pokrojonego i podduszonego pora .Ostatnią warstwę powinny stanowić ziemniaki.

Mieszamy składniki sosu i zalewamy potrawę. W temperaturze 200 st. Zapiekamy około 30-35 minut. Taki post to ja lubię!