Kubek w kubek

Kilka lat temu w Muzeum Secesji w Płocku moja, dość mała wówczas wnuczka, pytała zdziwiona, co to takiego, widząc kałamarz, pióro i stalówkę oraz wiszący na ścianie telefon z tamtej, nie tak znowu odległej, epoki. Te przedmioty nie kojarzyły się jej z nowoczesnym długopisem i telefonem komórkowym.

Wszystko zmienia się bardzo szybko, to już wiemy z własnego doświadczenia, z obserwacji. My, starsi, musimy się dobrze wysilać, aby nadążyć za nowinkami w każdej dziedzinie. Czy jednak każdy trend jest zwycięstwem nowoczesności?

Odnoszę wrażenie, że często jest pójściem po najmniejszej linii oporu. No bo, niezbyt estetyczne z konieczności jedzenie na ulicy,  gąbczastej bułki z wyciekającym majonezem,  lub siorbanie z papierowego kubka kawy jest zarówno dla sprzedawcy jak konsumenta łatwiejsze, niż usadzenie gościa przy stoliku, podanie mu posiłku na talerzu, z widelcem i nożem, a kawy w filiżance.

Ale najbardziej ubolewam, choć wiem, że ta moda jest ju powszechna, że nie tylko kawa, którą mniej kocham, również herbata pita jest z kubków. Właściwym, środowiskiem dla herbaty, ale przecież i kawy, jest filiżanka. Kiedy herbatę przywieziono do Europy wraz z nią przybyła moda na podawanie jej w niezwykle kosztownej chińskiej porcelanie. Porcelana ta była tak cienka, że wytworne damy, obejmując prawie przeźroczystą czarkę, ukazywały wyraźnie urodę swoich delikatnych dłoni.

Kiedy w 1709 roku uczony, szukający alchemicznego przepisu na pozyskanie złota, znalazł coś chyba cenniejszego: możliwość produkcji porcelany w Europie, delikatne, herbaciane filiżanki weszły pod skromniejsze dachy. Potem przyszły XIX-wieczne wpływy rosyjskie, samowary, z których nalewano do szklanek wrzątek i dolewano pachnącą esencję .Jednak patriotyczne środowiska nie poddały się prędko: samowary i szklanki uważano za wyraz zgody na zaborcze panowanie.

Wprawdzie nie mamy już obecnie politycznych wątpliwości. Papierowe kubki przybyły do nas, wraz z przyspieszeniem, z dalekiego, przyspieszającego świata. Są po prostu przystosowane do naszego szybkiego trybu życia. Ale moim osobistym wrogiem są grube kubasy, mieszczące dużo herbaty, którą można chlipać nie celebrując. Te, które zastąpiły [i]kruche, ładne filiżanki nawet wśród subtelnych amatorów herbaty.

Coraz częściej w owych kubkach pływa papierowy lub jedwabny woreczek, sypka herbata jest swego rodzaju rzadkością. Jak twierdzą państwo Witomscy, właściciele firmy herbacianej Dilmah, nawet wytrawni herbaciani kiperzy uważają, że smak herbaty w woreczkach nie jest gorszy od tej sypkiej. Cóż, wierzę. Ale lubię zaparzoną w czajniczku liściastą herbatę, która nabiera mocy na podgrzewaczu przez 3 minuty, a potem cienkim strumyczkiem wpływa do delikatnej filiżanki. Żadne tam angielskie mody na dodatek mleka nie są w stanie mnie przekonać. Kolor ciemnego bursztynu, parujący pachnący płyn, bez cukru, w cienkiej filiżance zaspokaja pragnienie i poczucie piękna.

Doskonałym towarzystwem do herbaty są kruche ciastka, dobre ciasto, choć nie pogardziłabym również gorącą grzanką z delikatnej bułki, posmarowanej dżemem z gorzkich pomarańczy. Ach, rozmarzyłam się…