Co nam smakuje?

Lista takich dań i produktów byłaby gigantyczna, ale skraca ją znacznie…moda. O ile dawniej modne bywały buty, krój sukien czy marynarki, obecnie, przede wszystkim przez wirusa, zajmujemy się modą na różne spożywcze produkty i rodzaje diet. Jak to z modą bywa, jedni są jej uważnymi obserwatorami i stosują się do niej ,inni nie zwracają na nią uwagi.

Dlatego pewnie tyle mamy w sklepach tępionych chipsów i przegryzek, które już na pierwszy rzut oka wydają się niezdrowe, tyle gotowych dań nie zalecających się apetycznym wyglądem ale i „gotowców” które wystarczy podsmażyć, podgrzać, dodać jeszcze tam coś i dosłownie w kwadrans danie albo istotny do niego dodatek mamy gotowy.

Czarno widzę popandemiową przyszłość domowej kuchni .Skoro obecnie, kiedy siedzimy sporo w domu, pracujemy i uczymy się zdalnie, zaoszczędzając godziny dojazdu do miejsc pracy czy szkół, a jednak przyzwyczajamy się do kuchni uproszczonej, polegającej raczej na podgrzewaniu niż przygotowywaniu i gotowaniu potraw , wieszczę schyłek codziennej, domowej kuchni.

Może zostanie jedynie jako odświętna, niedzielna? To nie byłoby w sumie najgorsze. Bo przecież najważniejsze w domowym posiłku jest towarzystwo najbliższych przy stole, co przeważnie możliwe jest jedynie w świąteczne dni.

Niewątpliwą zachętą do posługiwania się przemysłowymi (lub rzemieślniczymi) pomocami obiadowymi jest łatwość i szybkość, osiąganie dobrych efektów za każdym razem, możliwość przygotowywania dobrych posiłków bez wielkiego wysiłku. Ale nie zapominajmy o tradycyjnej kuchni, którą łatwo zlekceważyć.

We mnie zamknięcie obudziło nostalgię za domowym obiadem z czasów dzieciństwa. Odkryłam przed sobą i stołownikami pyszny smak żurku. To bardzo prosta zupa, której smak podbija dodatek wiejskiego jajka na twardo. Dalej poszłam za ciosem i zrobiłam kopytka. które były dodatkiem do duszonego na klarowanym maśle zagrodowego kurczaka. Zapach i smak tego dania to kwintesencja wspomnień o niedzielnym obiedzie z mojego dzieciństwa, kiedy jadało się u nas tak przygotowanego, pysznego bazarowego kurczaka.

Przygotowałam także gotowaną marchew, zaprawioną odrobiną maki i sporą łychą masła, z dodatkiem świeżego jesiennego koperku. No i na koniec zostawiłam sobie wyznanie o ryzykowny smakołyku: szpinaku, przygotowanym jak dawniej, z beszamelem, ale i z sporą ilością czosnku. Tak przygotowany szpinak jest rarytasem i skrzywi się tylko ten, kto go nigdy nie spróbował.

To nie znaczy, że minęło mi oczarowanie kuchnią włoską czy w nieco mniejszym stopniu, francuską. Ale taki obiad oprócz garści wspomnień dał mnie i innym jedzącym wielką przyjemność. Bardzo smakował.