Złote czasy dla smakoszy

Właściwie nie powinnam się skarżyć :wreszcie jedzenie odgrywa pierwszoplanowa rolę w naszym życiu kulturalnym. Nie, to nie pomyłka. „kulturalnym”, bo niewątpliwie zastąpiliśmy wizyty w teatrze, kinie, na wystawach czy w muzeach smakowitym domowym obiadkiem, zjedzeniem dobrego dania, wyprodukowaniem skomplikowanego deseru, upieczeniem pysznego ciasta.

Delektowanie się i celebrowanie jedzenia, to jest to, o czym mówił zawsze Piotr. Od kilku miesięcy mówimy i my .Obserwujemy włączenie wymyślnego czy tylko smacznego jedzenia do dziedziny życia zwanej kulturą. I tak oto powszechne nieszczęście ma choć jeden pozytywny skutek…

Ejże, powinniśmy tę optymistyczną refleksję przyjmować jednak z pewnym zastrzeżeniem. Bo mniejsza ilość ruchu, siedzenie w domu będące w wielu sytuacjach wskazane lub konieczne sprawia, że w niektórych przypadkach wyjdziemy z pandemii grubsi. Wprawdzie doskonale lub smakowicie najedzeni, ale niezdrowo tyjący, o kilka rozmiarów grubsi.

Ostatnio wybrałam się, aby obejrzeć w niedzielne pogodne popołudnie warszawskie bulwary. Naprawdę wspaniałe miejsce, z niezwykłą, rzadką w Warszawie atmosferą. Gdzie najwięcej ludzi rozkoszowało się ciepłem oraz ową atmosferą? W lokalach: budkach, kafejkach, wszędzie tam, gdzie można było coś zjeść. Wszelkiego rodzaju placki, mniej lub bardziej egzotyczne, kanapki, małe danka czy zwyczajne hot dogi.

W każdym z lokali pełno ludzi, a maseczkę przy jedzeniu trudno chyba utrzymywać na właściwym miejscu. Tu zatem z dobrego, czyli spaceru na świeżym powietrzu, wynikło coś raczej wątpliwego, bo to i nie prozdrowotne menu i spotkanie sporej liczby ludzi na jednym miejscu potencjalnie niezdrowe. No cóż, tak właśnie, z wątpliwościami, będziemy żyć jeszcze jakiś czas. No więc co nam innego zostaje jak dobre, świąteczne jedzenie. No i zdrowe. No i nie tuczące. No i nie nazbyt wymyślne, bo zaopatrzenie wprawdzie nie szwankuje, ale przecież nie zgromadzimy wszystkich dobrych rzeczy w domowych lodówkach i spiżarniach przewidując niezwykłe, wymyślne pomysły i przepisy.

Pozostaje nam zatem szukanie interesujących przepisów, zaskakujących, smakowitych, nawet jeśli nie odchudzających lecz zdrowych. Co byście powiedzieli o pierogach z pomarańczami. Brzmi to dobrze i według mnie smakuje bardzo dobrze i ciekawie. Przepis znalazłam u wspaniałej Marii Disslowej, której książkę „Jak gotować” uznaję za najlepszą ze wszystkich książek napisanych i wydanych w wieku XX. Przepis jest banalnie prosty, ale pomysł jest na tyle oryginalny, że warto chyba spróbować.

Pomarańczowe pierogi

Na ciasto: 25 dag mąki, jajko, 1/2 szklanki ciepłej wody, szczypta soli

Na nadzienie: 4 pomarańcze

Do polania wierzchu: kopiasta łyżka masła, 2 łyżki tartej bułki lub pojemniczek śmietany albo, co zdrowsze, naturalny jogurt i nieco brązowego cukru

Obrać pomarańcze i podzielić na cząstki usuwając pestki i włókna.
Zagnieść ciasto z podanych składników. Rozwałkować cienko, wykrawać kółka szklanką lub foremką, według rozmiaru cząstek pomarańczy. Cząstki układać równą stroną do zgięcia ciasta, zlepiać pierogi.

Gotować w posolonej, wrzącej wodzie.Kilkanaście sekund po tym, jak wypłyną na wierzch, wyjmować łyżką na szeroki półmisek. Polać zrumienioną tartą bułką wymieszaną z roztopionym masłem lub podać z dodatkiem śmietany albo jogurtu i brązowego cukru. Życzę smacznego!