Co słychać?

Warunki zewnętrzne znamy. Nie chcę nawet wypowiadać nazwy czynnika, który determinuje nasze życiowe działania, bezruch, wyczekiwanie i niepokoje. Jest jak jest, musimy przyjąć za pewnik życie z owym czynnikiem przez pewien czas. Nie sposób przecież unikać myślenia o nim. Przypominają o sytuacji choćby smętnie starzejące się zapasy jedzenia, zgromadzone środki higieniczne przekraczające zwyczajne dla naszych gospodarstw ilości, a przede wszystkim obecność w domu tych, którzy normalnie pojawiają się w nim skąpo.

A co pozostaje nam, siedzącym w odosobnieniu, z dala od towarzystwa, miłych spotkań, wypraw, czasem przechadzek po okolicy, spacerów po sklepach, wizyt w kinach, teatrach czy na wystawach. Zabrane nam zostało to wszystko, co stanowi o zwykłym bycie człowieka. Oczywiście szukamy sobie działań, które nas włączą w nurt normalnego życia. Przecież wszyscy przenieśliśmy się do świata internetu. Obserwuję dzięki czatowi życie mojej ukochanej prawnuczki, jej pierwsze próby zjedzenia „dorosłego” jedzenia. Codzienne rozmowy, czaty i sms-y dają mi prawie pełną orientację w rodzinnych i przyjacielskich sprawach.

 Ale nie ma rodzinnych i przyjacielskich wizyt związanych z podrzucaniem czegoś pysznego do jedzenia, co gotuje się przecież często dla poklasku i co rodzi specjalne porozumienie smakoszy. Gotujemy zatem dla siebie, a tak jest moim przypadku. To nigdy nie sprawiało mi przyjemności. Jednak pora odkryć walory takiej sytuacji. Znamy gust jedynego odbiorcy, lubimy go (no powiedzmy!), mamy czas, aby ów gust zrealizować. Jak wielokrotnie powtarzałam moim studentom (prawdę mówiąc do znudzenia, ale myślę, że skutecznie) „sztuka kuchenna” nie na próżno nazywa się właśnie sztuką. Tworzenie smaków to działalność artysty, o ile poświeci jej się wiedzę, staranność i pomysłowość.

Jesteśmy wszyscy smakoszami, łasuchami, lubimy jedzenie i jadanie, lubimy pichcenie, gotowanie i zestawianie smaków. Więc potraktujmy ten smętny czas jako okazję do podniesienia na wyższy poziom naszej kuchni. Niezależnie czy siedzimy w domu samotnie, czy mamy domowników, którym warto dogodzić. Od razu poprawi nam się humor, tym, którzy są rodzinni – relacje. I będzie okazja do odczucia, że to wcale nie koniec świata. Szczególnie cenne będą nowe, wymyślone dzięki przymusowemu urlopowi potrawy. Możecie się także łatwo pomysłami podzielić. Ale i powrót do tradycyjnej, pysznej, zapomnianej w pośpiechu kuchni babek czy prababek może się okazać znakomitą przygodą, która uda się dzięki temu, że mamy więcej czasu.

Ja nastawiłam się na surówki. Trochę dlatego, że lodówkowe zapasy każą mi łączyć wszystko ze wszystkim: młodą i tę jesienną poszatkowaną kapustę z innymi warzywami, owocami ,rodzynkami, suszonymi krojonymi morelami, rukolę z orzeszkami i żurawiną, paprykę, ogórki, pomidory, które wydają mi się zazwyczaj o tej porze roku bez smaku mieszam z tym, co mi się nawinie pod rękę. No i te sosy do sałat: oczywista mieszanka jogurtu ze śladową obecnością majonezu, z domieszką pieprzu, soli i ciemnego cukru, albo mieszanina zagęszczonego balsamico o smaku owocowym z olejem z pestek winogron i z lekkim dodatkiem soli. Niby odkrycia w tym nie ma, ale czasem przypadkowe zestawienia dają znakomite rezultaty a głównie chodzi o trochę witamin. Smacznego.