Rajskie smaki

Nic dziwnego, że kuszenie w raju odbyło się za pomocą jabłka! To po prostu wspaniały smak, zero uczuleń i kłopotów trawiennych, owoc dostępny w różnych zakątkach świata zarówno pyszny jak zdrowy. Oczywiście nie ma po co zachwalać tego owocu…
Ejże, czy na pewno nie ma po co? To dlaczego będąc mieszkańcami największego europejskiego producenta jabłek zjadamy ich coraz mniej, nastawiając się na egzotyczne i sprowadzane z daleka, zwłaszcza cytrusy. Kłopoty polskich producentów jabłek powoduje to niewątpliwie. Zamiast po jabłko sięgamy chętnie po wartościowe, a jakże banany, pomarańcze czy kiwi, które musiały się sporo popodróżować.
W tym roku mamy kolejny powód, aby jabłka zastępować innymi owocami: cena jabłek jest na rynku relatywnie wysoka, to już nie kilogram za złotówkę. Te smakowite i piękne kosztują tyle, co kilogram pomarańczy, co kiść winogron czy kilka kiwi. A przez wiele lat, słusznie dawno minionych, jabłka były dyżurnymi owocami i chyba straciły …prestiż.
Innym powodem zmniejszającej się popularności jabłek jest i to, że w miejsce licznych lubianych ich gatunków pojawiło się kilka nie dość zalecających się smakiem. Zniknęły kronselskie, kosztele czy oliwki inflanckie, a te sadzone masowo w sadach nowej generacji, wydajne i łatwe do ochrony przed szkodnikami zaczęły panować w uprawie i na stoiskach. Nie różniąc się wiele smakiem, rozmiarami, kształtami stały się jakby robioną pod sztancę ładną ozdobną masówką.
W którejś ze swoich dziennikarskich wizyt w SGGW przed laty dowiedziałam się, że pracujący tam naukowcy zgromadzili liczne szczepy drzew jabłkowych różnych gatunków. Jakby przewidując, że jadanie dość przeciętnych w smaku nowych, łatwiejszych w uprawie okazów nie będzie w przyszłości wystarczało.
I tak chyba się dzieje. Nie można powiedzieć, że stare pyszne gatunki wracają masowo do przemysłowych sadów. Ale na przykład na bazarach bez trudu kupimy zarówno kosztele jak renety czy piękną z Boskoop, malinówki czy koksy, czyli jabłka o wyraźnym smaku i przeznaczeniu. To znaczy, że jabłka te są, owocują i smakują nadal. Albo znów.
Całe te przemyślenia wzięły się stąd, że kupiłam właśnie na szarlotkę dostrzeżone przez siebie na okolicznym bazarku renety. Wzięłam do ust kawałek jabłka i poczułam smak dzieciństwa, zapomnianej przeszłości. A potem jabłka w rondelku szybko się rozpadły, nie zmieniając nawet barwy na ciemniejszą i w szarlotce smakowały wspaniale.
No a przypomnijcie sobie doskonały deser, jakim są jabłka upieczone w całości, w których zagłębienie po wycięciu gniazda nasiennego wypełnia się, zależnie od szkoły, cukrem (najlepiej brązowym) lub domową konfiturą. Nawet jeśli pójdziemy na ustępstwa wobec nowoczesności i upieczemy je w kuchence mikrofalowej, będą także doskonałe. No i przypominam, że najlepiej zdadzą egzamin renety lub piękna z Boskoop (co za wspaniała, fantazyjna nazwa dla tej pochodzącej z Holandii odmiany!).