Coś pysznego

Mija lato i choć od czasu do czasu jeszcze pławimy się w rozkoszy rozsądnej jesiennej ciepłoty – jest raczej chłodnawo, zwłaszcza wieczorem i myśl o niedozwolonej przyjemności rozpalenia w kominku czy innym piecu jawi się jako przyjemna. No i właśnie teraz mamy czas na pomyślenie o tym, co pysznego przydarzyło nam się zjeść tego lata. Zapewniam, że zabawa jest bezpieczna, nietucząca i miła.
Kiedy wchodzimy do supermarketu, ale i osiedlowego sklepu spożywczego, mamy wrażenie obfitości, kłopotu z wyborem spośród smacznych i najlepszych rzeczy. Wszędzie jedzenia w bród i to zdawać by się mogło – pysznego. Coraz częściej przy kupowaniu zastanawiamy się jednak, czy to, co wydaje nam się pyszne, jest także zdrowe. Oczywiście te najpyszniejsze rzeczy bywają nie do końca zdrowe, toteż sięgamy na półkę ze znacznie zdrowszymi produktami i w efekcie zaczyna nami rządzić rozsądek a nie apetyt.
Ze smakoszy stajemy się zwolennikami diet czy walorów prozdrowotnych. Ulegamy też modom, pogłoskom, niesprawdzonym teoryjkom, które popadają w zapomnienie po jakimś czasie. Wiele tracimy nie używając mleka, częściej niż tego wymaga nasze zdrowie, bo uczulenie na laktozę jest „en vogue”, równie częste jest podejrzewanie celiakii, która choć się zdarza, jest przecież rzadkim niedomaganiem. Jednym z przejawów dietetycznego szaleństwa był napis, który znalazłam na półce z ciastkami w jednym z supermarketów : ciastka bez mąki i bez cukru. Konia z rzędem temu, kto odpowie, co w nich w takim razie jest, bo najpewniej (ze względu na cenę) nie mielone orzechy, miód czy mak, z których robiono w starej kuchni niedietetyczne makagigi.
Ostatnimi czasy, pod wpływem szerokiej propagandy pozbawionego wielu tradycyjnych czynników jedzenia, czuję się niekomfortowo, kiedy podaję kruche ciasto według przepisu pra praprababki. Na to doskonałe ciasto składa się spora ilość żółtek, masła i śmietany. Czy zjedzenie 2-3 smakowitych pysznych ciastek naprawdę komukolwiek zaszkodzi?
Ostatnio bardzo modne jest stosowanie po kilka dni diety wegetariańskiej na zmianę z mięsną. Ja proponuję dołączenie dnia (może raz na dwa tygodnie?) kuchni mniej zdrowej, w której pojawi się maślane ciasto, krucha pieczeń czy zaprawiona śmietanką zupa z cukinii. Tak żebyśmy nie zapominali o smaku tradycji. Na początek pyszna, niedietetyczna propozycja. Jeśli ktokolwiek pokusi się o przyrządzenie, na pewno sprawi jesienną radość sobie i współbiesiadnikom.
Tarta napoleońska
Ciasto (wedle starego przepisu): 50 dag mąki, 3 żółtka, 20 dag masła, 1/2 szklanki cukru, kopiasta łyżka śmietany
Na masę: 2 szklanki mleka, 2 żółtka, szklanka cukru, szklanka mąki, cukier waniliowy
Zagniatamy ciasto: do mąki dodajemy pokrojone masło, kogel-mogel z żółtek i cukru, śmietanę, najpierw siekamy nożem, a potem zagniatamy dłońmi. Rozkładamy je w foremce w taki sposób, aby lekko zachodziło na boki i pieczemy, aż się zrumieni (temperatura 180 st)
Przygotowujemy masę: ucieramy kogel-mogel z żółtek, cukru i cukru waniliowego, mieszamy z mąką na gęstą masę i dodajemy ½ szklanki zimnego mleka. Resztę mleka zagotowujemy, a potem dodajemy do niego masę jajeczno-mączną. Mieszając, gotujemy, aż masa zgęstnieje. Wylewamy na ostudzone ciasto i odstawiamy do stężenia.
Smacznego!