Bez mięsa

Mam wrażenie, że to zatacza coraz szersze kręgi. Coraz więcej jest wokół mnie wegetarian. Odchodzą od mięsa starsi i młodsi. Gdy tylko poczęstuję kogoś jakąś potrawą bezmięsną, zaraz pojawia się prośba o przepis. Jeszcze kilka lat temu, kiedy podczas imienin wszystkie potrawy były wegetariańskie, kilka osób szukało pomiędzy naprawdę doskonałymi daniami czegoś mięsnego (może dlatego, że miało to miejsce zimą!). W czasie ostatniej imprezy nikt nawet nie wspominał o mięsie, a raczej o jego braku.
My w domu mięso ograniczamy, choć bez ortodoksji. Wędliny po prostu nam nie smakują, za to pasztet z soczewicy i pasty z różnych warzyw jak najbardziej. Wciąż mnie jednak dziwią osoby młode, które stosują wymyślne diety i bardzo uważają na to, co jedzą. Aż chciałoby się powiedzieć, „ja w ich wieku”. Naprawdę jeszcze kilkanaście lat temu osoba dwudziestoletnia chciała się przede wszystkim bez większego wysiłku najeść. Wegetarianie zaliczani byli zwykle do dziwaków.
Gotowanie wegetariańskie, o ile nie polega na jedzeniu ugotowanego makaronu z masłem lub oliwą, wymaga na pewno sporo inwencji i czasu. Ale muszę powiedzieć, że warto, bo smaki wegetariańskie są warte grzechu. Przyjemna jest też myśl, że co jakiś czas, między jednym risotto a drugim, można sobie schrupać pyszną kaczuszkę, na przykład z jabłkami albo glazurowaną miodem. Bo najgorszy ze wszystkiego jest fanatyzm.
Znalazłam ostatnio bardzo dobry przepis na zupę porowo-batatową z mleczkiem kokosowym. Oto on:
Podsmażyć pokrojonego pora (1 duży lub dwa małe, tylko jasne części) w garnku na oliwie, dodać pokrojonego batata, zalać szklanką wywaru warzywnego (ja własnej produkcji, ale może być kostkowy) i małą puszką mleczka kokosowego. Dodać 2 łyżeczki masła orzechowego, imbir. Gotować aż batat będzie miękki. Zmiksować, posolić i doprawić curry w proszku do smaku. Podawać z listkami kolendry. Moim zdaniem pyszna.