O sztuce wyrzucania i nie tylko

Podwórko w moim domu, nosi elegancką nazwę „ patio”. Aksamitne trawniki, zadbane krzaczki, po prostu miły widok z okna. Cisza i spokój. Zieleń.
W ubiegłym tygodniu na jednym z trawników urządzono piknik „Poznajmy się” i rozpoczęła sie produkcja kolorowej waty cukrowej, malowanie dziecięcych buziaków, zabawy i rozrywki. Dzieciaków stawiło się około 30 osobników. A starszych ponad setka. Przyniesiono fury frykasów własnego wyrobu, góry owoców, lodów, zimnych napojów. Na ławkach sadowiły się osoby, które właśnie się poznały. Prawdę mówiąc piknik spełnił swe zadanie: w ciągu tych dwóch godzin nawiązały się liczne znajomości.
Tuż obok stołów ze smakołykami stanął stolik, przy którym miała się odbyć (i odbyła) najważniejsza część pikniku: wykład, jak wyrzucać śmieci w nowym systemie. Okazało się, że to wcale nie jest sztuka łatwa, że wątpliwości jest bardzo wiele. Ale wszystkie zostały rozwiane, zgodziliśmy się, że odtąd na pewno nie będziemy się mylić. Padły także bardzo ważne dla mnie informacje.
Od pewnego czasu z podejrzliwością patrzyłam na zamontowany pod zlewem młynek. Myślałam, jak rozdrobnione obierki i skrawki warzyw, zmielone przeze mnie, wędrują do natury, tworząc pożywkę dla wrednych bakterii. Okazało się jednak, że młynek to bardzo sprzyjające ekologii urządzenie, bowiem współdziała z oczyszczalniami, do których muszą trafiać oprócz przeważających ilości nieczystości chemicznych, również organiczne. Co oznacza, że moje zmielone odpady organiczne są pomocą w oczyszczalni.
Wypłynęła jeszcze jedna sprawa: mycie przed wyrzuceniem plastikowych pojemniczków, za czym nie przepadam. Dowiedzieliśmy się, że nie muszą być umyte do zupełnej czystości, jedynie nadmierne resztki powinny być usunięte. Czyściutkie, starannie wymyte pojemniczki to przecież większe zużycie wody.
I wreszcie ostatni rozwiązany na pikniku problem. Pewnie w nowo urządzanych mieszkaniach przewiduje się miejsce na 5 pojemników na różne typy odpadków. W starszych zazwyczaj poprzestawano na miejscu na jedno wiadro. Pomysłów jak sobie poradzić w nowej sytuacji było wiele. Ja się z Wami podzielę swoim pomysłem: suche odpadki, takie jak papier, puste butelki, plastikowe woreczki, chowam w niedużych osobnych pojemnikach na balkonie, schowane w wiklinowym siedzisku. Ma ono podnoszony wierzch i dotąd były tam stare plastikowe doniczki. Można się ich pozbyć wrzucając do żółtego pojemnika a na ich miejsce wstawić pojemniki na suche, nie wydzielające zapachu odpady.
I na zakończenie zaskakująca obserwacja: spokojne zawsze patio od czasu pikniku jest codziennie miejscem spotkań małych mieszkańców, którzy nawiązali szczególnie atrakcyjne znajomości. Codziennie do 20 (tylko, na szczęście!) rozlegają się wesołe krzyki. I moje uczucia wobec skutków pikniku wobec tego są nieco zmącone. Ale co tam. W końcu pod moim balkonem bawią się moi mali sąsiedzi.