Jak to robią w Szwecji

Najprościej. A mowa o zakupach. Powiedzmy, że nie masz na nie czasu, ale uwielbiasz gotowanie (odstresowuje!) i domowe smaki. Albo uwielbiasz skupiać rodzinę wokół obiadowego stołu. Masz swoje szybkie metody przyrządzania potraw, ale już zakupy Cię przerastają i to pod każdym względem: zabierają czas, zawsze w zaaferowaniu zapomnisz jednego składnika, trzeba to wszystko przydźwigać do domu.
Tymczasem w Szwecji można zamówić sobie niezbędny do wykonania domowego obiadu komplet składników. Pracownicy serwisu wszystkie składniki przyniosą do domu i na pewno nie zapomną o najmniejszym drobiazgu. Jedyne, co trzeba zrobić, to złożyć zamówienie, określić liczbę osób i ogólnie używaną nazwę dania. Dobre duszki sformułują listę i przyniosą wszystko pod drzwi.
W książkach i artykułach na temat organizowania sobie pracy w domu wiele mówi się o umiejętności delegowania czynności, o podziale zadań. To klasyczny przykład wyższego stopnia delegowania. Oddajemy zakupy w obce ręce, w dodatku obdarzając go zaufaniem co do wyboru i doboru składników. Ale to co ugotujesz jest już autorskie, domowe, swojskie, własne.
Wiem, wiem, także i u nas można zamówić sobie pod drzwi obiadowy czy całodzienny zestaw. Pudełeczkowy wikt można znaleźć pod drzwiami wielu osób dbających o tuszę. Bo dania te mają możliwie ściśle ograniczoną liczbę kalorii. I podobno bywają smaczne. Ale moja potrzeba wolności nie zgodziłaby się z takim ograniczeniem. Zawsze uważam, że jedyną rozsądną metodą na utrzymanie jakiej takiej figury jest jeść mniej, niż chce się zjeść. Po pewnym trudnym, nie ukrywam, okresie przyzwyczajamy się do mniejszych porcji, ale nadal jadamy różnorodnie, nie musimy się uciekać się do ograniczeń diety pudełkowej.

Zarówno jedno jak drugie zjawisko to przejawy dostatku. Ciekawe, co jeszcze da się tu wymyślić. Czekamy.