Śnieg

Moja fascynacja restauracją Antica Osteria w małym miasteczku Ossana w Val di Sole trwa już kilka lat. Zaczęło się od tego, że pojechaliśmy z mężem obejrzeć zamek i wystawę szopek. Snuliśmy się wieczorem po uroczym miasteczku i w pewnej chwili zobaczyliśmy okienka, za którymi w pięknym wnętrzu siedzieli ludzie i smakowicie coś jedli. Na zewnątrz ciemno i zimno, a tam miło, jasno… Niestety byliśmy już po kolacji, ale obiecaliśmy sobie, że tu jeszcze wrócimy.
No i wracamy co roku, bo w zimie oboje tu pracujemy (jedno na śniegu, drugie przy komputerze). W tym roku w okresie między świętami a Nowym Rokiem nie dało się zarezerwować stolika. Teraz jednak Włochów na nartach prawie nie ma, a przeważający tu Polacy nie mają tego zacięcia, żeby jechać kilkanaście kilometrów na kolację. Więc się udało.
Dzięki znajomym dokonaliśmy także kolejnego kulinarnego odkrycia i to zaledwie 2 km od domu. Trzeba jednak przyznać, że restauracja Maso Burba jest położona całkowicie na uboczu, co tłumaczy, dlaczego dotąd nie wiedzieliśmy o jej istnieniu. Po świętach było tam pełno, teraz zajęte jedynie 4 stoliki.


Przystawka – karczochy z amarantusem na puree z topinamburu – w Maso Burba

Ponieważ w ostatnim tygodniu sporo napadało, mogliśmy udać się do tej restauracji na biegówkach. Kiedy po kolacji wkłada się narty i tym środkiem lokomocji udaje się z powrotem do domu, zmniejsza to znacznie wyrzuty sumienia, nawet jeśli posiłek był obfity. Wczoraj dodatkową przyjemność sprawił nam widok trzech jeleni, które najwyraźniej wracały znad rzeki w góry. Spotkaliśmy je tuż pod stacją gondoli, gdzie w ciągu dnia ruch i gwar, ale wieczorem nie miały się już czego bać.
Obie restauracje mają bardzo krótkie karty, w których nie znajdziemy pizzy. Właściwie źle mówię, bo w Ossanie nie ma karty. Właściciel, Mariano, podaje dania z pamięci, wymieniając wszystkie składniki i trzeba się szybko orientować. W Maso Burbo karta jest i podczas 3 wizyt spróbowaliśmy już prawie wszystkiego, ale pani kelnerka zapewniła, że za 2 tygodnie zmieniają menu.
Trzecia lubiana przez nas restauracja, Vecchia Canonica w Male nie wytrzymuje niestety konkurencji. Jest duża. Podają tam pizzę. A daniom, choć pyszne, brak tej finezji. A co do dwóch pierwszych to dyskutujemy z mężem, która lepsza. Wydaje się, że konieczne są dalsze badania terenowe.
A wracając do śniegu, to utrudnił on większości wracających po feriach i jadących na ferie na narty do Włoch przejazd przez przełęcz Brenner. Ja zrozumiałam zaś frustrację pana, którego wspomnienia z chatki w Karkonoszach robiły swego czasu furorę w Internecie. Bardzo się cieszyłam, gdy śnieg zaczął padać nie tylko na szczytach, ale również w dolinie. Zrobiło się pięknie i biało. Ale gdy padał już trzeci dzień i każde wyjście z domu oznaczało wpadnięcie w zaspę powyżej kolan, wyjazd samochodem wymagał kilku godzin walki, a w godzinę po odśnieżeniu przejścia od domu do drogi znów nie było widać, zaczął budzić moją wściekłość. Na pociechę myślałam sobie, że przecież (o ile lawina nie zablokuje przełęczy) można wrócić do Warszawy. Choć okazuje się, że i tu sypie… Byle się tylko w porę opamiętało!

Śnieg za oknem, kiedy jeszcze cieszył