Ziemniaczane delicje

Powiem szczerze – nie spodziewałam się, że największe wrażenie zrobi na mnie ziemniak. Że jego smak będzie najmilszym kulinarnym wspomnieniem. Może dlatego, że nigdzie (no, może oprócz niemieckich restauracji) nie podaje się kartofli z pietyzmem, jako osobnego i do tego pysznego dania. A więc przyjmijmy, że element zaskoczenia odegrał tu pewną rolę.
Ale małe ziemniaczki w skórce pokrytej mgiełką soli morskiej, podane z dwoma sosami, to niezbędny i pyszny element kanaryjskich stołów. Dla dopełnienia bajkowych krajobrazów koniecznie trzeba zamówić je w restauracji. Papas arrugadas to ugotowane „w mundurkach”, w bardzo słonej wodzie nieduże ziemniaki, oczywiście specjalnego kanaryjskiego gatunku, choć kilka rodzajów obecnie sprzedawanych u nas młodych ziemniaków z Francji, Włoch lub Cypru sprawdziłyby się doskonale.
Naprawdę warto poznać ten niezwykły smak, zwłaszcza, że nie jest wielką sztuką ugotować umyte ziemniaczki (1 kg, najlepiej, aby były mniej więcej jednakowej wielkości) z 25 dag grubej morskiej soli, która ma unikalny smak, i wodą dolaną w takiej ilości, aby ledwie je przykryła. Gotuje się je pod przykryciem około 20-25 minut, a kiedy są miękkie odlewa się wodę, zakrywa garnek pokrywką i otula ściereczką, aby ziemniaki „doszły”. Ten specjał podaje się z jednym z dwóch sosów „mojo Rojo” i „mojo verde”. Radzę, jeśli można, kupić je w sklepie z hiszpańską żywnością, ale jeśli już chcemy być bardzo samowystarczalni, przygotujmy na przykład „mojo verde” sami.
Oto składniki: ¾ ściętej z doniczki kolendry, pół doniczki lub, lepiej, pół pęczka zielonej pietruszki, nieduży strączek zielonej ostrej papryczki, 2 ząbki czosnku, płaska łyżeczka zmielonego kminu rzymskiego, 2 łyżki białego octu winnego, 1/4 szklanki oliwy z oliwek. No i oczywiście do smaku sól.
Pokrojoną byle jak kolendrę, pietruszkę oraz pokrojoną w kawałki zieloną papryczkę bez pestek, mielony kmin rzymski, ocet i oliwę miksujemy na gładki sos, na koniec dopiero lekko soląc, ale nie nadmiernie, bo ziemniaczki są przecież słone. I zasiadamy przy kieliszku białego wina z przyjaciółmi. Tylko szkoda, że za oknem nie chwieją się palmy i słońce nie zachodzi za wydmami. Ale i tak pyszne danie to już coś.