Pamiątki z podróży

Zawsze z podróży przywozi się pamiątki: jedni tylko w sercu i umyśle, inni lubią podeprzeć je bardziej materialnymi. Wazoniki, obrazy, figurki, popielniczki i inne cudeńka, po jakimś czasie tracą swój wdzięk i stanowią tylko domowe rupiecie, z ulgą przy okazji porządków wyrzucane. Od dawna wiadomo, że i tak obecnie najczęściej pamiątki produkowane są w Chinach niezależnie od tego, gdzie będą sprzedawane.
Prawdziwi smakosze będąc na obczyźnie, chętnie zaglądają do sklepów spożywczych, tu właśnie szukając zagranicznych podarków i oryginalnych ( i smakowitych) pamiątek z podróży.
Ale od dłuższego już czasu i tu czeka nas sroga niespodzianka. W sklepach półki uginają się od typowych produktów, jakie bez kłopotu dostaniemy i u nas. Oryginalne jedzenie można znaleźć tylko w specjalistycznych (drogich!) sklepikach.
Właśnie wróciłam z podróży do cieplejszego kraju i wierzcie mi, napracowałam się tam, na miejscu, aby kupić coś oryginalnego. Przedmioty ciężkie nie chodziły w grę: bagaż musiał być lekki. Lekki zaś portfel nakazywał dodatkowo rozsądne wybory. No i masz babo placek! Niemal wszystko, co można było dostać w miejscowości, w której byłam, jest do kupienia w naszych sklepach. Turron – proszę bardzo, w ramach dni hiszpańskich można dostać ten przysmak w różnych marketach. Szynka hiszpańska – codzienny gość na sklepowych półkach. Za winami hiszpańskimi też nie tęsknimy, bo jest ich wielki wybór. Sery – jak wyżej. Może warto byłoby przywieźć doskonałe, a nawet przepyszne gazpacho opakowane jak sok – ale czy to byłby godny prezent?
Kupiłam w końcu niewielkie pudełeczka, szczelnie zamknięte, a zawierające doskonałe guacamole. Miały wszelkie zalety ”drobiazgu” i pasta została szybko zjedzona. Nie były to wprawdzie prezenty, lecz zaledwie prezenciki, ale przynajmniej nie leżą w kącie przeszkadzając przy wycieraniu kurzu.
A jaki z tego wniosek? Otóż taki, że globalizacja przeszkadza w turystycznym życiu, a już co najmniej trochę je zmienia.