Jak być dobrym

Pojawili się wraz z nowym ustrojem. Przedtem nie było biednych, potrzebujących, niczyjego sumienia nie obarczało to, że zajadamy się ciężko zdobytą szynką, podczas, gdy nie wszyscy mają ten wyjątkowy przysmak na świąteczne śniadanie.
Oczywiście nieistnienie ludzi potrzebujących wsparcia był to pozór. Wraz z kapitalizmem wyszły jednak z kątów stare upiory: słowa „ubogi”, „potrzebujący”, „głodny”, „bezdomny” dla opisania istniejących zawsze zjawisk. Własne powodzenie i dostatek, będące udziałem większości społeczeństwa bezrefleksyjnie zestawiamy z marną a czasem beznadziejną sytuacją tych, którym się nie udało. Najgorsze, że mówimy o tym fakcie w sposób upokarzający dla tych, którzy potrzebują naszej pomocy.
W okresie międzywojennym elegantki miejskie zbierały skorupki zjadanych przez siebie jajek na miękko. Był to hojny dar dla dzieci cierpiących na gruźlicę. Panie czuły się znakomicie, dostarczając ważnego remedium. A w czasach najnowszych (opowiadała mi pewna matka wielodzietnej rodziny) wymyślono stypendia dla uczniów „z ubogich rodzin”, jako nagrody dla najzdolniejszych spośród nich. Owe stypendia wręczano na scenie, podczas uroczystości, noszącej w nazwie owo ubóstwo, stygmatyzując małych stypendystów. Czy można się dziwić, że ta właśnie rodzina, mimo materialnego znaczenia stypendium namyślała się, czy je przyjąć?
A te wszystkie myśli nasunęła mi szeroko reklamowana przez wszystkie środki przekazu akcja odnoszenia nadmiaru świątecznego jedzenia do „jadłodzielni”. Dlaczego nie mielibyśmy dzielić się tym, co nam zbywa, wzorem owych międzywojennych dam?
Właściwie trudno jednoznacznie ocenić wszystkie plusy i minusy tej akcji. Ja w każdym razie tego nie potrafię. Zarówno jedne jak i drugie są wyraźnie widoczne. Myślę, że konieczność korzystania z pomocy innych jest już sama w sobie tak dolegliwa, że należałoby się przyłożyć do uczynienia jej bardziej subtelną, nie dającą poczucia, że jest się w sytuacji „gorszego”. Owo nadawanie etykietki „ubogiego” jest demobilizujące i stygmatyzujące. A dzielenie się tym, czego i tak nie potrzebujemy, nie do końca jest dziełem szlachetnym. W dodatku, jeśli rzecz się dzieje po świętach, to niektóre „dary” mogą być już nie pierwszej świeżości. Jak więc widać, sprawa ma wiele stron, myślę, że coś razem można na ten temat wymyślić. Zachęcam do podzielenia się przemyśleniami na ten temat.