Poczucie humoru

Byłam wraz ze znajomymi na całodziennych warsztatach w Milanówku pod Warszawą. Koleżanka szukała knajpki, w której można zjeść coś w miarę szybko i niedaleko miejsca, gdzie odbywały się zajęcia. Wybrała barek z hamburgerami.
Miejsce nosi nazwę Chamiarnia. Rozumiem, że to dowcip, gra słów (nie czepiajmy się, co się pisze przez samo h a co przez ch), choć osobiście nie czuję się ubawiona. W dodatku na samej nazwie dowcip się nie kończy, bo potrawy są nazywane w tym samym żartobliwym stylu. Można zatem wybrać: ostrego chama, pierś z chama czy chama z jajem. Wybrałam tortillę, żeby uniknąć kontaktu z chamstwem. Była jadalna.
Obsługa, a przynajmniej pani z obsługi, chyba już nie w ramach żartu, w pełni dostosowała się do nazwy. Trudno nazwać ja miłą. Ale jak ustaliliśmy ze współbiesiadnikami, czego się spodziewać…
Okazuje się, że to sieć kilku takich barów w kilku podwarszawskich miejscowościach. Czyli żart rozlewa się po naszym kraju szeroką strugą.