Pomidor!

Wszyscy znamy grę w pomidora, która bawiła nas w dzieciństwie i powodowała huragany śmiechu. Nam w tym roku nie jest do śmiechu. Klęska urodzaju pomidorów, które w dodatku na naszych wiejskich zagonikach trzeba szybciutko zbierać, bo dojrzewają błyskawicznie i to jednocześnie, a potem prędzej przerabiać, to praca po kilka godzin dziennie: najpierw przy zbieraniu, potem przy przetwarzaniu. A urodzaj latoś nad podziw!
Na szczęście już przeszła największa fala tych pyszności, resztkom damy radę bez kłopotu, zwłaszcza, że smak tych czerwonych kul jest boski. Zwykłe sałatki z sutym przybraniem ze świeżej bazylii, połówki pomidorów pieczone pod chrupiącą skórką z połączonej tartej bułki, czosnku i oliwy, delektowanie się sokiem, leczo z własnymi cukiniami i ziółkami. A co dopiero pokrojone kostkę, po usunięciu pestek i płynu, doprawione posiekanym czosnkiem i z lekka oliwą oraz solą! No cóż, to zwykłe rozkosze rodziny zapalonego ogrodnika.
Ten rok, ponieważ było wiele (może nawet za wiele!) słońca był wyjątkowy jeśli idzie o smak owoców. Słodkie i doskonałe były już truskawki, potem kolejno wszystkie inne owoce, a teraz możemy się delektować wysmienitymi śliwkami. W tym roku na pewno nie trzeba dodawać do powideł cukru ‒ to tak tylko na marginesie przypominam, gdyby ktoś okazał się szalenie pracowity i chciał je przygotować. Ale co tam śliwki!
Naprawdę nigdy dotąd pomidory nie smakowały mi tak doskonale, nawet te nie bardzo czerwone (a dojrzewa u nas taki gatunek, który ma bardzo jasne okolice szypułki) są pełne smaku. No więc ‒ pomidor!