A u nas w Pułtusku…

Znacznie rzadziej niż dawniej bywam w tym roku w Pułtusku. Dlatego może zaskakują mnie wszystkie zmiany, które dostrzegam natychmiast. Zresztą tej zmiany nie dałoby się nie dostrzec. Na rynku, który jest najdłuższym rynkiem w Europie, pojawiły się nowe budowle. Zabytkowy bruk (przekleństwo dla osób na niewielkim choćby obcasie) na szczęście pozostał. Nowe budowle to estetyczne i bardzo wygodne, funkcjonalne drewniane kramy. Najosobliwsze namioty i osłony zastąpiły mieszczące się w tradycji solidne drewniane stoiska pod dachem. Mają jeszcze podobno mieć osłony przed wiatrem, aby wygoda sprzedających była pełna. Kramy zafundowała podobno ta niedobra Unia.
Oczywiście pewnie nie budzi zadowolenia fakt, że wynajmujący musi zapłacić kaucję, a poza tym utrzymywać pewien ład, który będzie dobrze współgrał z urodą budowli. Ale rynek, ten piękny rynek, na pewno zyska. Ba, już zyskał.
Tradycyjnie dwa razy w tygodniu, tak, jak przed wielu laty i dziś zjeżdżają się na pułtuski rynek rolnicy, sadownicy, ogrodnicy i kupcy. Najlepiej tu właśnie kupować dorodne pomidory, ogórki, truskawki, maliny, piękne jabłka, porzeczki, a wybór roślin do posadzenia na grządce lub doniczkowych jest naprawdę ogromny.
Okoliczni ogrodnicy produkują w dużych ilościach zioła, sadzonki. No, ale możecie tu kupić także garnki, szklaneczki, suknię wizytową, kapciuszki, zupełnie porządne buty za cenę mniejszą niż w sklepach. No i w trzecią sobotę miesiąca antyczne cacka.
Ciekawe, czy kupowanie w porządnym stoisku będzie równie miłe jak na byle jakim, prowizorycznym stole, pod prowizorycznym daszkiem…