Mokotowski jarmark z leżeniem na trawie

To już chyba piąty ciepły sezon, kiedy na rogu Woronicza i Wielickiej otwiera się pyszny jarmark. Na niezbyt uczęszczanym skwerku pojawiają się pawilony i namioty, w których sprzedaje się w ciągu dwóch dni dobre rzemieślnicze wyroby spożywcze, doskonałe dania „polowe” bardzo dobrych restauracji, owoce, warzywa, kiełbasy i chleby oraz zioła.
Jeszcze w piątkowy wieczór nic nie zapowiada niedzielnych wydarzeń, a dopiero sobotni ranni przechodnie spostrzegają gotowy jarmark. Od rana przychodzą tu liczni odwiedzający i kupujący, oczywiście w godzinach obiadowych jest ich najwięcej. W te dwa dni na skwerkowej trawie można rozkładać wypożyczone lub przyniesione ze sobą koce, z czego korzysta bardzo wiele osób. Mnóstwo dzieci, grzecznych psów i – bardzo zróżnicowane wiekowo towarzystwo, co uważam za miłe zjawisko. Mokotów to nobliwa, cicha dzielnica, ten jarmark ożywia tę część, niezbyt gęsto zaludnionej dzielnicy.
Organizatorzy dbają oto, aby pojawiły się tu przenośne toalety i umywalnie, duże kosze na śmieci zachęcają do ich wykorzystania. Zazwyczaj przyjeżdżam do Warszawy w sezonie letnim dopiero w niedzielny wieczór. Po jarmarku jest tu już tylko wspomnienie, ostatnie samochody zabierają resztki stoisk. Nawet lekko zgnieciona trawa ma szanse odrestaurować się do poniedziałku, co też się i dzieje. Jakże podobnie, jak we włoskim miasteczku, gdzie widziałam rankiem targ rybny, na którego miejscu, po dokładnym umyciu chodnika, wieczorem odbywał się koncert.