Wokół stołu

Lubicie gości? Bo ja ogromnie. Naprawdę. Nie są dla mnie problemem wszelkie prace i starania. Uwielbiam fakt, że dom żyje, że przychodzą przyjaciele, którzy dobrze się czują i, mam nadzieję, wiedzą, że są przeze mnie otoczeni wyjątkową dbałością. Staram się wymyślać menu, które zrobione wcześniej, przy gościach nie wymaga już żadnych starań. Najlepiej, gdy wszystko jest od razu na półmiskach, abym nie musiała odchodzić od stołu. Prawdę mówiąc uprościłam także scenariusze: nie zastawiam całego stołu półmiskami, przygotowuję kilka, za to bardzo starannie przygotowanych i dobranych dań. Bo też apetyty nie te.
Jako osoba trudniąca się pisaniem i mówieniem o jedzeniu powinnam już po tych latach wiedzieć, czy w spotkaniach towarzyskich liczy się bardziej możliwość rozmowy przy stole czy jedzenie. I coraz częściej dochodzę do wniosku, że oba te cele wiążą się harmonijnie, że interesująca rozmowa jest tym milsza, im lepsze, bardziej „dopracowane” jedzenie jej towarzyszy. Prawdę mówiąc, uważam też stół i wspólne zjadanie w domu posiłków za sytuację sprzyjającą wychowywaniu dzieci, nawiązywaniu dobrych więzi, opowiadaniu historii rodzinnych, uczeniu zachowań bez zbędnego „trucia”. Pomyśleć, ile w życiu straciły całe pokolenia, które jadały w stołówkach, w pracy, szkole i nie mogły się spotykać międzypokoleniowo wokół stołu!
Właśnie zabieram się do prześledzenia historii stołu, od czasów najdawniejszych do współczesności, stąd te kilka zdań o jakże istotnym może nawet najważniejszym meblu. Uważam zresztą, że historia kultury materialnej jest równie, jeśli nie bardziej, ciekawa niż historia polityczna. Bardzo słusznie książki Mai i Jana Łozińskich, wybitnych znawców i popularyzatorów historii toczącej się wokół stołów są znane i czytane. A jaka jest korzyść dla współczesnego życia kulinarnego z takich lektur? Choćby taka, że nagle nasi przodkowie stają nam się bliżsi…