W czym mogę pomóc?
Takie pytanie słyszymy w każdym niemal sklepie. Tym razem wyobraźmy sobie, że zadają nam je ustawione na półce w sklepie przyrządy mechaniczne do wyręczania nas w każdej niemal kuchennej sytuacji. Krojenie, mielenie, dbanie, aby w czasie gotowania nie przypaliły nam się potrawy (w tzw. wolnowarach), wyrabianie ciasta, ubijanie kremu, robienie koktajli, soków, gotowanie na parze, próżniowe, mikrofalowe.
Uff. Trochę tego sporo. A tu jeszcze kusi samobieżny odkurzacz, który za nas zrobi sprzątanie (no, nie przesadzajmy, nie całe) i świeżo skonstruowany w Ameryce przyrząd do sprytnego usuwania chwastów z ogrodowych grządek. Nam już niedługo pozostanie tylko korzystanie z owoców wszystkich tych maszyn, urządzeń i cudów techniki.
Zanim jednak maszyny wykurzą nas z kuchni, radzę przygotować (w ramach prostych dań) pieczonego kurczaka. Że banał? Niezupełnie. Rzadko kiedy już pieczemy kurczaka z wątróbkowym nadzieniem, świeżą siekaną pietruszką, słowem: po polsku. Wprawdzie kurczaki przeznaczone do podania z nadzieniem bywały znacznie mniejsze, nie jestem też pewna, czy w moim dzieciństwie nie były smaczniejsze, ale takie nadziane kurczę zyskuje na smaku i aromacie, i jest znakomite zarówno na ciepło, jak i na zimno.
Kurczak po polsku
Jak najmniejszy kurczak zagrodowy, sól, łyżka miękkiego masła
Na nadzienie: 20 dag wątróbki kurczęcej, 3/4 szklanki tartej bułki, 4 łyżki siekanej zielonej pietruszki, 3 łyżki masła, 1 jajko, sól, płaska łyżeczka cukru
1. Sprawiamy kurczaka, solimy z zewnątrz i wewnątrz. Smarujemy miękkim masłem piersi i udka.
2. Przygotowujemy nadzienie: tartą bułkę, jajko i masło oraz posiekaną pietruszkę wkładamy do kielicha malaksera lub miksujemy blenderem w miseczce, na koniec dodajemy pokrojoną na drobne kawałki wątróbkę, miksujemy 5 sekund, doprawiamy solą i cukrem.
3. Nadzienie nakładamy do tuszki, spinamy otwór za pomocą drewnianych wykałaczek i pieczemy kurczaka najpierw 15 minut w temperaturze 200 stopni C, potem godzinę i kwadrans w 175 stopni C, kilkakrotnie polewając wierzch tuszki masłem z brytfanny.
Komentarze
ja to sobie zrobię chyba tylko samo nadzienie .. zawsze wyjadałam jak był kurczak lub indyk faszerowany … 😉
Ale to nadzienie przechodzi smakiem kurczaka i jest lepsze 🙂
Małgosiu mam sosik po pieczeniu kurczaka to oszukam trochę …
zamiast pączków można zrobić …
http://kocurkowakuchniababuni3.blox.pl/2018/01/SMAZONE-DROZDZOWE-CHRUSTY.html
ja poznałam faworki dopiero jako nastolatka … w Lęborku, w którym mieszkałam do 11 lat w cukierniach (i słynnej do dziś cukierni Wenty) były tylko takie jak powyżej … mama i babcia nie robiły nigdy chrustu …
Jak kurczak to tylko faszerowany soloną cytryną na sposób marokański i pieczony w prodiżu halogenowym.
No, oczywiście nie tylko lecz ten najbardziej nam smakuje.
Dzisiaj były leniwe pierogi. Bez cynamonu jakiego „nie trawię”. Jutro ruskie pierogi. Ciasto robię sama – ktoś ostatnio nieco narzekał na trudności wałkowania. Doskonałym patentem jest maszyna do klusek. Lekko ugniecione ciasto (nie wyrobione) po przepuszczeniu przez maszynkę (4-6 razy zmieniając za każdym razem grubość ciasta) jest gotowe do lepienia pierogów. Jako że składniki to jedynie jajka i mąka, ciasto jest elastyczne, z lekkim odcieniem żółci i delikatne. Polecam tak jak mnie niegdyś polecono na blogu.
Bardzo bym chciała posiadać sprytne urządzenie do wyrywania chwastów. Niestety, jedyne jakie znam to me białe rączki. Plus narzędzia ogrodnicze.
Za to powiększyliśmy niedawno urządzenia kuchenne o elektrycznego grilla. Bardzo grzeczny wynalazek. Bardzo. A i w myciu, czy raczej czyszczeniu prosty. Zaprojektowany pod niewielkim kątem zbiera w rynienkę spływający tłuszcz i praktycznie po przygotowaniu potraw jedynie trzeba wytrzeć ręcznikiem papierowym. To lubię, rzekłam, to lubię.
Jolinku-jeśli nie masz zamiaru piec całego kurczaka, a masz ochotę na wątróbkę to możesz zrobić „pasztet na ciepło” a la Marie-Louise. To było jedno z popisowych dań mojej teściowej 🙂
150g kurzych wątróbek zmiksować z garścią zielonej pietruszki oraz 1 szalotką.
Z podanych poniżej proporcji zrobić beszamel:
40 g masła
40 g mąki
25 cl mleka
szczypta gałki muszkatołowej
Sos beszamelowy wymieszać z wątróbką, dodać 2 żółtka, dwa ubite białka oraz dyżurne. Piec około 30 minut w temperaturze 160 o C. Podawać w towarzystwie kopytek na ciepło z sosem pomidorowym lub grzybowym.
Wczoraj przed północą oglądałam na bezchmurnym niebie „the Super Blue Blood Moon”.
https://www.brisbanetimes.com.au/national/victoria/readers-pics-victorians-over-the-moon-about-triple-lunar-treat-20180201-h0rswn.html
moje fotografie niestety nie udały się.
Fajny był ten księżyc.
O tajemnicach księżyca i o tym, co wczoraj oglądali Echidna i Wombat:
https://www.crazynauka.pl/krwawo-niebieski-superksiezyc-czyli-co-naprawde-zobaczymy-31-stycznia-2018-na-niebie/
Widzialam wczoraj pelnie ksiezyca.
U mnie było zachmurzenie i księżyca w ogóle nie było widać.
Ja bym tego kurczaka po polsku upiekła w rękawie plastikowym, wtedy nie trzeba polewać 😉
Tylko przed końcem (jakieś kilkanaście minut) pieczenia rozciąć plastik i dać się skórce dobrze zarumienić. W ten sposób piekę też indyka, z tym, że daaaaawno już nie piekłam 🙄
A tu jest chyba ten zmyślny prodiż halogenowy, który poleca echidna, nawet niezbyt drogi i założę się, że można go wykorzystać do wielu innych zadań kuchennych:
https://allegro.pl/artykul/wszystko-co-musisz-wiedziec-o-kombiwarach-halogenowych-108553
To się też wiąże z tematem, poruszonym przez Gospodynię, bo ten plastik do pieczenia też jest tani, a przydatny bardzo w kuchni.
Co do odkurzacza (roomba vaccum) , to tylko koty Młodych miały z tego uciechę, bo się na nich woziły, odkurzacze były dwa, żeby koty nie czuły się pokrzywdzone. Drogie jak licho (Młode za dwa zapłacili ok.tysiąca, bo to była wtedy nowość), co prawda cicho „chodzi”, ale sprząta niedokładnie, a po kątach wcale. A na koniec nawet koty się znudziły wożeniem się na nich.
Z kuchennych pomocników bardzo sobie cenię mikrofalówkę oraz gar do gotowania ryżu. Niech żyją 🙂
Alino,
ja od jakiegoś czasu przyłapuję się na tym, że jak ktoś coś poleca, natychmiast angażuję Wujka Googla 😉
Przejrzałam czasopismo, wygląda interesująco, przeczytałam wywiad ze Stasiukiem, bo lubię tego pisarza.
Nic nie wspominają (albo ja nie zauważyłam?) o prenumeracie internetowej, że taka jest wymagana.
Danuśka niedawno wspominała o salsie, a tu można potańczyć z z rumbą rumbę 😉
https://www.linenchest.com/en/roomba-690-vacuum-by-irobot.html?gdffi=5732934e9dfe4c2792c41a14d154cc64&gdfms=0360817DD8374977BA8850F89039C196&utm_source=sidecar&utm_medium=merchantcenter&utm_term=&utm_campaign=sidecarpla&adpos=1o4&scid=scplp247236&sc_intid=247236&gclid=EAIaIQobChMI_o2IooiF2QIVhpV-Ch2L6gydEAYYBCABEgJcrPD_BwE
Chwała również temu, kto wymyślił czajnik elektryczny, który wyłącza się automatycznie.
Pamiętam koszmar czajników tradycyjnych. Ojciec nieustająco stawiał w nich wodę na herbatę, po czym zapominał o tym fakcie na amen. Gwizdów nie uznawał, bo…gwizdały.
Mama kupowała nowy czajnik średnio trzy-cztery razy do roku.
Danuśka!
To jest trzeci mój ulubiony gadżet kuchenny i miałam o nim wspomnieć!!! Konieczny! Poza tym, że sam się wyłącza (i przestaje wtedy gwizdać), to pieronem tę wodę gotuje! Od lat używam. Pamiętam, że Pyrze się nie podobał, bo „żre prąd”. Czajnik na gazie czy na kuchence elektrycznej też żre paliwo – a jednak w czajniku elektrycznym woda szybciej się zagotowuje, bo czajnik rozgrzewa się błyskawicznie.
Co do księżyca, to ja widziałam przedwczoraj, ale wschód. Na robienie zdjęć się nie nastawiałam z powodu mrozu, nie chciałoby mi się wyjść. Natomiast 2 lata temu Łysy się do mnie uśmiechał:
https://goo.gl/photos/MYnmnwGUKQcsL5Zn6
Czajniki załatwiał mój domowy Łasuch, po czwartym spalonym na amen kupuję elektryczne, co pewien czas też wymagają wymiany, ale nie co tydzień :devil:
W czym mogę pomóc – kalka z angielskiego. Dawniej słyszało się – czym mogę służyć. Ale a propos Krainy Bugu. Czytam od momentu wspomnienia spływu Krutynią. Szukałem zapomnianych szczegółów. To była pierwsza połowa pięćdziesiątych lat. Wyruszyliśmy w dwa kajaki z Pup (!) teraz Spychowo. Najpierw Krutynią. Potem jeziorami do Piszu. Pisą do Narwi, Bugu i wreszcie Wisłą do Warszawy. Miesiąc egzotyki. Bezludzie i nie zabetonowana natura. Po drodze przeróżne sytuacje i przygody. Kurki można było kosą zbierać. Wodę czerpało się zza burty,. taka była czysta! Ryby same brały (dla Alaina) Teraz oglądałem zdjęcia i propozycje spływów. Stanice, mariny, hotele, zajazdy i karczmy. Chyba się już nie wybierzemy… 🙂
Cichalu,
to se ne vrati…
Ja mam wspomnienia z połowy lat 60-tych i „wielkich wypraw pod Kraków” do Babci – cały dzień jazdy mikrusem (był taki samochód, już wspominałam tutaj niejeden raz), gdzieś w połowie drogi przystanek przy lesie, trzeba było tylko zboczyć w leśną dróżkę.
Tam posiłek – mama upiekła kurę, były jajka na twardo, kompoty w butelkach po oranżadzie, takie z kapslami były te butelki…do tego na pewno jakieś owoce z ogrodu. Wyjazdy do Babci były zwykle około 10 sierpnia, bo odpust (kto wie, co to znaczyło w sensie niekoniecznie kościelnym?) w Sieciechowicach był mniej więcej w połowie sierpnia.
Teraz do Sieciechowic z Bartnik dwie godziny z groszem i do lasu nie skręcisz, byle gdzie nie wejdziesz…Chyba, że wybierzesz sie jakimiś bocznymi drogami. Ale teraz wszyscy patrzymy na zegarek i cenimy czas 😉
Czytam, czytam i eliminuje przepisy – bo tam tak, ze maka, to gluten, a jakos chcialbym, by moja LP jakos moc uzywic.
Ma Moja problemy z histamina, tzn z naturalnym zjawiskiem przemiany materii w nas wszystkich, w ktorych gluten owszem miejsce swoje ma, moze nawet glowna role w systemie takich (naszych) niedomagan, ale istnieja jeszcze inne czynniki, czynniki ktore ta sprawe zaostrzaja.
Fora do ktorych zagladalem, przytaczaja przyklady, gdzie np, robi sie roznice, czy mieso jest mielone, czy siekane.
Dajcie spokoj
Pepegor,
nie czytaj „dobrych rad” na forach. Lekarz i jego rady – tego się trzeba trzymać i z lekarzem przerabiać te rzeczy. Przerabiałam i od czasu do czasu przechodzę, ale już wiem, w czym rzecz, dzięki lekarzowi.
Więcej nie mówię, bo każda sytuacja jest indywidualna. Powodzenia!
I pozdrowienia.
Cichalu,
„służyło” się za dawnych dawnych czasów, kiedy byli służący, niekoniecznie z własnej woli 😉
Widzę, że komunizujesz. OK, ale nie mów, że „panowie, to zostali w Londynie! 🙂
Nie komunizuję (co to znaczy? propaguję komunizm czy co?), ale się nie dziwię, wszak świat się zmienia.
Nie pamiętam, żeby w Polsce ktoś mnie zapytał „w czym mogę pomóc” za czasów, kiedy tam mieszkałam na stałe od urodzenia (do ’80 roku), a już na pewno, a nawet tym bardziej – „czym mogę służyć.”
Teraz jest inaczej, grzeczność i dbanie o klienta, chociaż to komuna kiedyś rzuciła hasło „klient nasz pan” 😯
Alicjo – nie musisz się zakładać. Służy do przygotowania wielu potraw (ten halogenowy zaczy się). Nawet ciasta można w nim piec. Osobiście tego etapu nie „przerabiałam”, ale wiem od sąsiadki (że o informacji zawartej w instrukcji obsługi nie wspomnę). Niewątpliwą zaletą jest fakt nie wysuszania mięsiwa wszelakiego, choć skórka np kurczaka jest wspaniale przypieczona, pieczeń wołowa takowoż. Pod koniec pieczenia mięsa można dołożyć warzywa łącznie z ziemniakami i obiad gotowy. No i pilnować nie trzeba, robi się „samo”. Doskonały wynalazek.
A odnośnie sformuowania „czym mogę służyć”. Prawdziwy subiekt (pamiętający czasy przedwojenne lub przyuczany do zawodu przez takiego) właśnie tak zwracał się do klienta. Pamiętam.
Danuśka – pani Aleksandra Stanisławska pisząc w nagłówku swego artykułu: „Temat jest tak mocno rozdmuchany, że możecie poczuć się rozczarowani tym, co naprawdę zobaczycie” nieco lekceważąco potraktowała zjawisko, od początku nastawiając negatywnie potencjalnego entuzjastę. Późniejsze: „Tym niemniej, kiedy widzę w sieci anonsy, że oto nadchodzi wiekopomne wydarzenie nazywane „Krwawo-Niebieskim Superksiężycem” (wszystko koniecznie z wielkiej litery)…” z lekka zakrawa na bagatelizowanie czy lekką kpinę (zapewnie z mass mediów). Fakt, że w miarę przejrzyście dla laika objaśniła fenomen nie zmienia pierwszego wrażenia czytelnika.
Z uwagi na położenie geograficzne i strefy czasowe nie każdy miał okazję do obserwcji ciekawego i oryginalnego nieconocnego zjawiska na nieboskłonie. I tu z pomocą przychodzi technika i Internet.
Miałam to szczęście by obserwować kolejne fazy „przemiany” księżyca. Może nie wiekopomnego lecz niewątpliwie istotnego. Warto to przeżyć i utrwalić w pamięci. Bo moje fotografie niestety nie najlepsze (wręcz złe). Dlatego pomoc w/w techniki sprawdziła się doskonale. Ot choćby
https://www.instagram.com/p/BenZCM6hMC8/?utm_source=ig_embed
bo tak wyglądał księżyc oglądany z naszej pergoli.
I wcale nie żałuję nocnego „czuwania”.
Echidna,
czasy „Lalki” Prusa się przypominają i niezapomniana kreacja „subiekta” w filmie, Tadeusza Fijewskiego 🙂
Mnie się nie zdarzyło słyszeć takiego zwrotu do klienta, nie mam też pretensji o to, bo w czasach, kiedy takiego zwrotu jeszcze używano, nie mieszkałam w okolicach wielkomiejskich, a na tak zwanej zapadłej wsi. Z panią T. , wiekową dzisiaj panią, która była „panią sklepową”, do dzisiaj utrzymuję kontakty, bo mieszka nieopodal domu rodzinnego naszego.
Wracając do baranów moich, musiałam przemyśleć, dlaczego i z jakiej racji basieńka vel a capella tak zajadle mnie zaatakowała onegdaj na blogu. Moja reakcja na wiadomość o Tomaszu, że został, nie wróci do dzieci, wynikała z jednego powodu, a nawet z kilku. Bo mi żal jego dzieci, żon wcale nie, wiedziały, z kim się wiążą.
W wielkim skrócie – mam wielki szacunek dla Wandy Rutkiewicz, która zawsze wiązała się z facetami którzy się wspinali w góry wysokie i tak samo jak ona wiedzieli, czym to pachnie. Dzieci chciała mieć (powiada w wywiadzie), ale nigdy nie znalazła na to czasu. Pasja, pasja, pasja. Ona zdawała sobie z tego sprawę
Poczytajcie sobie.
http://lubimyczytac.pl/ksiazka/109305/wszystko-o-wandzie-rutkiewicz
A poza tym, też się swego czasu wspinałam, krótko bo krótko, ale kapkę. I to w Sokolikach, gdzie razu pewnego za wczesnego Gomułki kolega namówił Wandę Rutkiewicz, a ona od pierwszego wejrzenia się we wspinaniu, bo przecież nie w górach wysokich, zakochała.
a capello,
młodaś, moje wpisy czytaj z przymrużeniem oka. Ale nie ignoruj osiągnięć podobno, według Ciebie starej baby, wysiadującej w fotelu.
Jeszcze póki co, Stara baba(nie) wysiaduje (Różewicz) i ma pomysły, co dalej i gdzie by tu…
https://photos.google.com/share/AF1QipMnCtEZ-Un7M_SylsR6izd4zi9SFiY64HCAJlbDSl5fEgHpDEKQHIYxkvmGB9J5Ig?key=d1kydWFmQ3AxMnVOT2dpQmxOT29VV20xUmU5anNn
Dzień dobry,
– Jak to dobrze, że jesteśmy tak różni na Blogu – często podkreślała Pyra….
Kilka dni temu wspominałem, że uznaję tylko grille węglowe. I nikt, nawet tak sympatyczna osoba jak Echidna, do żadnego grilla elektrycznego mnie nigdy nie przekona. A gdzie zapach ognia i dymu? Zawsze do węgla dodaję nieco różnych skrawków drewna. Dla dymu, dla zapachu… Grille gazowe są tyle samo warte dla mnie co elektryczne. I wszystkie inne szybkowary czy inne wynalazki. A co to ja czasu nie mam, gdy już się wezmę za gotowanie, żeby wszystko dopilnować, nie pędzić, tylko GOTOWAĆ!!! Po co mi jakieś szybkowary, jakieś halogeny, czy inne? Mam ciężki jak choroba gar żeliwny z którego wołowina wychodzi, że palce lizać. I go nie zamienię na jakieś wynalazki.
Jedyne co akceptuję, to czajnik elektryczny.
Dobranoc 🙂
dzień dobry …
wracając trochę do tematu .. po prawdzie mnie denerwuje jak sobie spokojnie chodzę po sklepie by wypatrzyć jakieś cudeńko nagabuje mnie grzeczny sprzedawca (z obowiązku) „w czym mogę pomóc” … wolę by był grzeczny jak naprawdę potrzebuję porady …
dziś nie gotuję … przejrzę zamrażalkę ..
Echidno-nie było absolutnie moim zamiarem sprawienie Ci przykrości artykułem, jaki podrzuciłam w sprawie księżyca. Bardzo się cieszę, że mogliście razem z Wombatem obserwować to zjawisko i nawet Wam zazdroszczę 🙂 Myślę, że autorka tego tekstu chciała po prostu zwrócić uwagę na to, że my tutaj w Polsce nie będziemy mieli właściwie nic do oglądania. Natomiast jest w tym artykule zdanie o szczęśliwcach, między innymi, z Australii 🙂 którzy będą mogli oglądać „krwawy księżyc” i stąd mój pomysł, by zamieścić sznureczek do tego artykułu w odpowiedzi na Twój wpis. A poza tym, tak jak piszesz, autorka opisała ten astronomiczny fenomen w sposób bardzo przystępny. Tu zdjęcie z Norwegii:
http://s.tvp.pl/images2/3/a/7/uid_3a7fd35f4bc452b0524c4b9ce8322fda1517472806588_width_907_play_0_pos_0_gs_0_height_515.jpg
Jan Brzechwa
Księżyc raz odwiedził staw,
Bo miał bardzo dużo spraw,
Zobaczyły go szczupaki:
– Kto to tak, kto to taki?
Księżyc na to odrzekł szybko:
– Jestem sobie złotą rybką.
Słysząc taką pogawędkę
Rybak złowił go na wędkę.
Dusił całą noc w śmietanie
I zjadł rano na śniadanie.
Danuska, Zdjecie ksiezyca w Norwegii jest piekne. Szkoda, ze u mnie tak nie bylo.
Podobnie jak Jolinek, nie gotuje, odgrzewam reszte wczorajszego obiadu. Dzisiaj mamy przerwe w opadach deszczu i ma swiecic slonce.
Rzepie,
kilka dni temu pisałaś, ze nie lubisz tekstów z odnośnikami, i w związku z tym nie pasuje Ci styl pisania A Cappelli. Przedstwię Ci mój punkt widzenia jako blogerki. Na początku swojej blogowej przygody miałam ambicję tak pięknie wykładać kawę na ławę i objaśniać dokąd jadę i co widzę. Przeszło mi, gdy szukając informacji na temat jednego z węgierskich zamków trafiłam na trzy, skądinąd bardzo dobrze napisane wpisy, tyle że w 1/3 do połowy identyczne. Ich treść była dosłownie zerżnięta z Wikipedii. Otóż w sieci takich tekstów częściowo „sklonowanych” jest bardzo dużo. Przykro mi, ale nie mam ambicji kopiowania cudzych wpisów, nawet jeżeli to ułatwiłoby innym lekturę. Wolę wrzucić odnośnik, bo uważam, że tak jest po prostu uczciwie.
Dzień dobry 🙂
kawa z kurczakiem
Alicjio, jezeli przypominaja Ci sie czasy Lalki Prusa, to znaczy, ze je pamietasz osobiscie? 😀
*Alicjo
Ewo-myślę, że jednak dostrzegasz różnicę między Twoim sposobem pisania tekstów, a tym, a w jaki sposób pisze a cappella? Jak wiesz bardzo lubię zarówno Twoje opowieści, jak i Wasze zdjęcia 🙂
Danuśka,
Oczywiście, ale to wrzucam w kategorię de gustibus… 😉 Natomiast moja wypowiedź dotyczyla odnośników. Przy okazji, dziękuję za komplement 🙂
to było typowo letnie (raz ze młode kurczaki rosły za komuny jedynie latem i natka pietruszki tez była w opozycji do zimy ) danie –> kurczak z nadzieniem.
jako bachor przebywałem często na wsi, a zatem nie mogło być mowy, by kurczaczek mógłby być inny niż zagrodowy. aczkolwiek ta nazwę można by znacznie rozszerzyć, bo kurczaczki wyślizgiwały sie poza zagrodę i tam należała do nich już ogromna przestrzeń. natura pur z naturalnymi zagrożeniami krótkiego kurczaczego żywota.
nie ze względu na to, ze kurczaczka mógłby pożreć cwany lis lub mógłby zostać porwany przez jastrzębia, tylko i wyłącznie ze względu na własne łakomstwo ( nikomu tego nie zdradzałem ) naganiałem do zagrody kurczaczki. taka bohaterska postawa kochanego wnuczka była oczywiście nagradzana.
naturalnie ze kurczaczkiem z nadzieniem 🙂
po latach próbowałem danie to wielokrotnie odtworzyć, z marnym rezultatem 🙁
w końcu zaprzestałem prób by nie popsuć wspomnienia smaku czar 🙄
🙂 dzięki przepisowi Gospodyni podejdę jeszcze raz do kurczaka z nadzieniem. a dzięki temu, ze i kurczaki i zielone natki pietruszki są do nabycia teraz na okrągło, zabiorę sie do roboty dopiero w przyszłym tygodniu. ochotę na to danie mam już dziś, ale wyjazdu na weekend do Hamburga nie mogę odkładać, zbyt długo czekałem na ta okoliczność, a kurczaczek poczeka, nawet bez gdakania 🙂
jeszcze tylko jeden insert do poprzedniego wpisu. wpadła mi dziś do reki torba, która nabyłem przed paru laty w el medano. kanaryjczycy nie czekali na unijne ustalenia –> https://get.google.com/albumarchive/118399121099696213754/album/AF1QipMIbGQs69Cqc6ece_dmiXMGHGO3pP1xxE9cuQnT/AF1QipP5BoHVdMNNS11hqlKpYBH8RalWcRMQcXatqV6O
w przeciwieństwie do niektórych tutejszych komentarzy, lubię kiedy sprzedawczyni zadaje mi to pytanie 🙂
jak zaczynam wymieniać, słuchaczka zaczyna przewracać oczyma, stąpać z nogi na nogę i otwiera buzie jakby chciała cos powiedzieć. ale nie daje za wygrana, na postawione pytanie musi w końcu otrzymać rzetelna odpowiedz inaczej byłoby to bardzo niegrzeczne z mojej strony 🙄
jedynym minusem 🙁 jest to, ze bardzo zadko bywam w sklepach
Ewo, dzięki za wyjaśnienia dotyczące odnośników w Twoich relacjach; te argumentację rozumiem i muszę przyznać, że w ogóle nie nie przeszkadza mi to w czytaniu Twojego bloga- podoba mi się to jak i o czym piszesz 🙂 Pisząc o tekstach z odnośnikami miałam na myśli książki, które co i rusz mają na stronach ponumerowane odnośniki a ich wyjaśnienia znajdują się np. na końcu książki 😉
Spodobał mi się wspomniany przez m.in. Echidnę i Alicję „kombiwar halogenowy” (swoją drogą ta nazwa !? 😉 ) Muszę chyba zrobić sobie prezent 🙂
Danuśka, w końcu kupiłam cykorię ale gapa ze mnie bo podany przez Ciebie przepis na jej ciepłą wersję zapisałam gdzieś i nie mogę znaleźć. Na blogu też nie chce mi się szukać 😉 jak będziesz mogła to przypomnij. Z góry dziękuję 🙂
Magdaleno,
jak najbardziej, wszak stara kobieta wysiaduje (czasami, Różewiczami… ) 😉
I „subiekt” („Pamiętnik starego subiekta”) z czasami Wokulskiego mi się kojarzy. To były czasy 🙂
Nie za mojej pamięci osobistej, a szkoda mi, szkoda, ale na pewno książkowej.
Kurczaka po polsku robi znakomicie moja stara (znowu to brzydkie słowo, ale razem chodziłyśmy do szkoły, w jednej klasie… ławce…itd) przyjaciółka z Wrocławia, więc ja nie będę się wysilać, bo mistrza, a politycznie poprawnie mistrzyni, nie prześcignę.
Bezdomny,
ja też nie bywam w sklepach, może raz na rok (serio!). Zgadnij, kto robi zakupy 😉
Tylko na jednym się nie zna – na pomidorach 🙄
Jemu jest wszystko jedno, skąd pomidor, jak pachnie i czy w ogóle pachnie itd. Dlatego pod tym względem w ogóle na Jerzoru nie polegam.
Przy okazji chciałabym zauważyć, że lepiej przyrządzonego szczupaka nie jadłam, niż naonczas:
http://aalicja.dyns.cx/news/Berlin/48.Szef%20przy%20pracy.jpg
(można klikać tam i z powrotem, zdjęcia nie są klasy wysokiej ani żadnej, to są fotki ku mojej pamięci).
https://photos.google.com/album/AF1QipM5x_3Aqx9vIyBJHqjHvENTLTKCI3hsU3eOh-aL
bezdomny
2 lutego o godz. 11:42 573088
jeszcze tylko jeden insert do poprzedniego wpisu. wpadła mi dziś do reki torba, która nabyłem przed paru laty w el medano. kanaryjczycy nie czekali na unijne ustalenia –>
Kanadyjczycy, te wredoty, w ogóle nie zapisali się do Unii Europejskiej 🙄
A teraz mr Trump zamierza zlikwidować północno-amerykański NAFTA, gospodarczy raczej związek, i nie wiem, czy to nie byłoby dobre dla wszystkich zainteresowanych. Bo jeśli chodzi o gospodarkę, to może niech każdy pilnuje własnego kurnika i odpowiada za smak kur ze swojego kurnika?
Urawniłowka nikomu nie wyszła na zdrowie, ale na błędach nikt się nie uczy, dopóki sam się nie potłucze. Howq!
rzepie,
wklepałam w wujka googla „prodiż halogenowy” i okazało się, że to już nie prodiż, a kombiwar 🙂
Zapożyczyliśmy prodiżową nazwę od tych wrednych Francuzów, a co!
Niestety, za moich dziecięcych czasów tylko taka nazwa była, a i prodiż był najprostszy i jak pamiętam, służył tylko do pieczenia ciasta, biszkoptowego.
Alicjo, czy świstak zobaczył dziś swój cień?
Małgosiu,
u nas (w Ontario) jest Wiarton Wille, w odróżnieniu od amerykańskiego
Punxsatawney Phila, amerykańskiego 🙂 .
https://www.usatoday.com/story/news/nation-now/2018/02/02/groundhog-day-2018/1088175001/
Rzepie,
Tu pełna zgoda – wyjaśnienia do odnośników na końcu książki utrudniają życie 🙂
Małgosiu,
nasz Ontaryjski się wypowiedział…
https://www.thestar.com/news/canada/2018/02/02/wiarton-willie-sees-shadow-predicts-six-more-weeks-of-winter.html
Alicjo, dzięki! Sprawdzimy czy tym razem będzie miał rację 🙂
Studniówek czas nastał:
https://www.youtube.com/watch?v=ETmmrFCG3MA
Może być też walc:
https://www.youtube.com/watch?v=8sGFThdsDIA
No cóż, w naszych czasach nie było aż tak wytwornie..
ale fajny chleb …
http://kosapopatelni.pl/chleb-ziarnami-owocami-zakwasie/
Tańce węgierskie zawsze piękne bez względu na okoliczności:
https://www.youtube.com/watch?v=2yd6WduQSd4
Wersja w wykonaniu Charlie Chaplina też warta obejrzenia 🙂
https://www.youtube.com/watch?v=vos4eXSM9qA
Jolinku, chcesz sobie zrobić taki chleb? Mogę Ci użyczyć zakwasu 🙂
Małgosiu dziękuje bardzo ale ja nie piekę … wysłałam przepis córce i może się zięć pokusi …
To dla basi a capelli, której życzę, żeby w wieku prawie legalnie emerytalnym (mój rocznik – 1954) potrafiła to zrobić (chyba jest dużo młodsza ode mnie). Zdjęcia robiła Monika Szwaja.
https://photos.app.goo.gl/XvSAEvsgPpajjsdG2
http://aalicja.dyns.cx/news/Aconcagua.jpg
Nie właziło się, ale bywało w okolicach takich i innych, i rozmawiało nie tylko z Zawadą w 1980 roku w Dolinie Roztoki.
Przepraszam blogowiczów, ale podły charakter zmusił mnie do wypowiedzenia się na temat.
Nie muszę basi niczego udowadniać, chciałam tylko zaznaczyć, że jestem jako tako w temacie jak na neptyka przystało, trochę obcykana, a na mojej bibliotecznej półce są książki z lat przeważnie młodzieńczych, tematyka żeglarska (oj, spełniło się, dzięki Cichalowi!) i właśnie takie o wspinaczkach.
Ulubiona – Lionel Terray, „Niepotrzebne zwycięstwa”. Tę książkę polecam wszystkim. Niepotrzebne zwycięstwa przekładają się na zwyczajną walkę w życiu o coś tam, bzdury czasem…
Kochałam za mojego dziecięctwa i młodości durnej książki o wyprawach Tora Heyerdahla, marzyłam, żeby tam kiedyś zawinąć…
Ale ja już nie zrobię tego tak, jak napisane było w książce, która na zawsze utkwiła mi w pamięci.
http://lubimyczytac.pl/ksiazka/93396/z-tratwy-na-tratwe
Jerzemu (sznureczek poniżej) kiedyś powiedziałam, że kojarzy mi się on i Ewa oraz Chatka Puchatka z Kon Tiki Heyerdahla.
http://www.gospodarkamorska.pl/Jachty,Zeglarstwo/odszedl-zeglarz—bohater-z-chatki-puchatkow.html
https://zagle.se.pl/zeglarstwo/chatka-puchatkow-w-gdyni-aa-hPT5-QxBm-HRfN.html
W czytaniu (po raz drugi, bo okoliczności itd.):
https://czytajodlewej.wordpress.com/2011/03/26/wszystko-o-wandzie-rutkiewicz-wywiad-rzeka-barbary-rusowicz/
dzień dobry …
Alicjo pomachanko … a gdzie w tym roku wyprawa ? …
mglisto i zimnawo …
dziś prosty obiad … marynowany kurczak z patelni + brokuły …
a na kolację zrobię sobie takie kotleciki …
http://kruchebabeczki.blogspot.com/2018/01/kotleciki-z-kaszy-jaglanej-z-wedzonym.html
ta sytuacja w kraju jest tak przygnębiająca, że ostatnio spać nie mogę … i straciłam już nadzieję … tyle podłości się wylało i topimy się w bagnie … zmuszam się by tu pisać o gotowaniu ale słabo mi wychodzi .. 🙁 ….
Apel
Drogo za skrzydła się płaci-
Ale bądźmy skrzydlaci…
Jan Sztaudynger
Byłam wczoraj na koncercie pod optymistycznym tytułem „Ludzie są dobrzy”.
https://www.sdk.waw.pl/wydarzenia/koncert/2297-dolina-prapremier-kabaret-muzyczno-literacki
Posłuchałam piosenek w wykonaniu młodych osób rozpoczynających swoją karierę. Warto było ich poznać 🙂
kawa na pociechę ……
http://www.pasjasmaku.com/irish-coffee-likierem/#
a do kawy szarlotka …
http://kubiesmakuje.pl/recipe/szarlotka-na-zimno-ciasto-bez-pieczenia/
https://kultura.onet.pl/wywiady-i-artykuly/robert-maklowicz-czy-to-nie-byli-polacy-dostalbym-w-ryj-gdybym-sie-ich-spytal/cx87jhf
I jak tu nie lubic tego faceta?
Kilka dni temu ktos napisal, ze rezygnuje z picia kawy. A ja wlasnie sie przymierzam, bo ponoc 2-3 filizanki kawy dobrze robia na zdrowie…
Danuśka,
i tego Ci zazdroszczę. Dlatego na starość chciałabym być we Wrocławiu, iść sobie do teatru (znakomity zawsze Teatr Polski, Kalambur i tak dalej…), albo do Opery, albo do kina zwyczajnie. Wrocław kulturą kipi.
Jolinku,
pytasz, gdzie w tym roku wyprawa? Do Polski to wiadomo, ale jest jeszcze takie miejsce na świecie, nazywa się Poland i ja sobie przysięgłam, że tam dotrę i dowiem się, o co chodzi i dlaczego Poland, kościół św.Stanisława i tak dalej. Wiki nie daje odpowiedzi na te pytania.
O to mi chodzi:
http://aalicja.dyns.cx/news/Kiribati3.jpg
Jest to bardzo złożone logistycznie dotarcie do tego miejsca, doszłam do wniosku, że muszę i teraz, w tym roku, albo nigdy!
Już mam opracowane, że najsampierw do Honolulu (Hawaje) i stamtąd są raz na tydzień (we wtorki) loty na Kiribati, Cassidy airport.
Jerzor powiedział, że jego to nie nęci i on się nie pisze. On rowerowo do Japonii (z Tokio na północ), a ja do Polski na Kiribati 🙂
To będzie chyba moja ostatnia dalekoświatowa wyprawa, bo już mnie bardzo męczą wielogodzinne loty. Ale póki mogę… czemu nie 😉
Ostatnio tak bardzo mnie nęcił Madagaskar i jeszcze nęci, tym razem z Antananarivo na południe. Jak przeżyję Poland na Pacyfiku, to kto wie 😉
https://photos.google.com/share/AF1QipN9sI6vvz9wgNgS85I47PAhwguUJEtWIUi2S045sS-rYJhoLPOsmAPySLd2hHv6UA?key=dFNzdmpIazVCZk4tbkpWbEsyQkdHVTFWVThieENB
Idę dospać.
Alicjo-podzielam Twoją sympatię dla Wrocławia, też bardzo lubię to miasto i rozumiem Twoje tęsknoty. Może ten artykuł i ten film pomogą Wam podjąć decyzję o powrocie do Polski. To oczywiście jest bardzo trudna decyzja….
http://wroclaw.dlawas.info/wiadomosci/kocham-wroclaw-niezwykly-film-o-wroclawiu/cid,12374,a
Oto co znalazłam przy okazji poszukiwań hasła Kiribati Poland:
http://faktopedia.pl/uimages/services/faktopedia/i18n/pl_PL/201704/1492200883_by_Saari_500.jpg?1492200883
Danuśko,
tu nie ma co podziwiać. Ja od zawsze kocham Bartniki, których już niestety, nie ma, no i Wrocław, gdzie przemieszkałam jakiś czas przed wyjazdem z Polski. Jednocześnie jestem przekonana, że będę tęsknić do Kingston, w którym przemieszkałam najdłużej (ponad 35 lat) i znam każdy kącik tego miasta oraz jego historię, było nie było, wszak przez 3 lata była to stolica Kanady i tutaj jest pochowany jej pierwszy premier, sir Archibald Macdonald, tutaj jest jego grób…
Kingston jest wyjątkowym miastem, malutkie, chociaż podobno ponad stutysięczne, z blogowiczów byli tutaj Cichale oraz Nowy. Przepraszam, że jeszcze tego nie przepracowałam na google i trzeba klikać, ale…przerobię z czasem 🙂
http://aalicja.dyns.cx/news/Kingston-b/
https://www.youtube.com/watch?v=3pqoafluBJo
Alicjo, ja tez bylam w Kingston i to wiecej niz raz, i bardzo mi sie tam podoba. Pierwszy raz bylismy w Kingston tylko jeden dzien, przejazdem w drodze na wielki objazd wschodniej Kanady (ponad 25 lat temu, eh…). Niewiele z tego czasu pamietam.
Ostatnio zas bylismy dwa razy w zeszlym roku. Najpierw ogladalismy z dzieckiem uniwersytet – bylo minus 26 stopni (to byl marzec) i o niczym innym nie marzylismy tylko o jak najszybszym powrocie do domu. Ale wrazenie bylo bardzo dobre wiec zrobilismy sobie wycieczke jeszcze raz, tym razem latem, na Canada Day. Zatrzymalismy sie w akademiku uniwersyteckim (samiutkie centrum, widok na jezioro) i spedzilismy dwa dni. Kingston jest moze male ale czuje sie tam dobra energie, szczegolnie w porownaniu z moim miastem, ktore jest tylko sypialnia (choc kiedys mialo potencjal). Centrum Kingston jest nieduze ale bardzo atrakcyjne: historyczne i bardzo artystyczne (duzo galerii); i duzy wybor roznorodnych restauracji. A dookola piekne okolice, winnice, farmy … Podoba nam sie do tego stopnia, ze nawet zastanawiamy sie z mezem czy nie przeniesc sie na starosc w tamte okolice…
Alicjo! Ciekawy wywiad z Makłowiczem. Dla mnie z Bobkiem, bo tak nazywają Go bliscy. On do mnie mówi – wujku. Przyjaźnię się z Jego ojczymem, Leszkiem Sokołowskim, prawnikiem, pianistą i kompozytorem, który często pisał muzykę, czy też piosenki do moich widowisk i programów w TV. (Wcześniej z resztą, bywałem u Preissów przy Dietla). Ciekawym dlaczego o Nim nie mówi? Wychował Go i zaszczepił piękną polszczyznę. Nie pisze też o prof. Marku Eminowiczu, Jego nauczycielu historii z V Liceum. To Eminowicz (mój szwagier) zaraził Go bakcylem podróżowania To z Nim był pierwszy raz w Europie, a potem w wielu krajach świata. No, to dość krytyki i prywaty (wujek i szwagier) i tak wystarczy do hejtowania. 🙂
U nas dzisiaj krakowskie sznycle, tylko, że z indyka!
Cichalu,
i Ty używasz tego języka?! 🙄
„No, to dość krytyki i prywaty (wujek i szwagier) i tak wystarczy do hejtowania. „
Cichaly,
pamiętacie? 🙂
https://photos.google.com/share/AF1QipONZj3kKLWDeoexYTOnfXTBpVN5GUI3OcbpGH1W3GzcVxuDkETxrll8t0Nf1SRl0Q?key=MnB4azJKWE93bXQ5YndrNEFBN0FRdFY1dE9kTnJ3
Rzewnie mi się zrobiło, wspominając…
GosiaB,
a trzeba było ( i zawsze możesz) dać mi znać, że się tu wybierasz!
Tak Alicjo! Również używam słowa: komputer, taxi, promocja, supermarket, bajgiel, slajd itd itp… 🙂 i ikona oraz emotikon – też!
Wszystko, tylko nie „hejt”!!!
Nieważne, że jest w słowniku języka polskiego…polskiego?!
Po polsku to jest nienawiść. Nienawidzę „hejtowania”.
Ale ja jestem starej daty. I przepraszam, że upieram się, ale dopóki żyję, będę się upierała przy niepotrzebnym zamienianiu słów polskich na jakieś takie. Niepotrzebnym, zaznaczam.
hejtowanie hejtu … 😉 … Alicjo aż taka stara nie jesteś by tak się upierać … 😉
cichal koligacje rodzinne masz rozległe i interesujące …
z Nisią zawsze się dobrze jadło ..
Alicjo, niepotrzebnie sie upierasz. Wedle definicji ze Slownika Jezyka Polskiego slowo „hejtowac” ma inne znaczenie niz „nienawidzic”. Nie wazne, jak bardzo sie bedziesz upierac przy swoim mniemaniu.
Jezyk ma prawo sie rozwijac i nadawac nowe znaczenia slowom oraz tworzyc nowe, bez wzgledu na to, czy uznasz to za potrzebne lub nie.
Sluze linkiem: https://sjp.pl/hejtowa%C4%87
trochę zaskakujące połączenie z krewetkami ….
http://winoioliwa.blogspot.com/2018/02/gnocchi-z-fioletowych-ziemniakow-z.html
Alicjo, dziekuje za przypomnienie Nisi, jej domu i jej gościnności.
Były dziś dzieciaki, upiekłam na obiad kurczaka z przepisu Gospodyni i pierś indyka z brzoskwiniami, do tego były kopytka, sałata ze śmietaną i brokuł. Zostało sporo mięsa oczywiście na jutro …
Magdaleno,
już kiedyś dyskutowałyśmy na ten temat. I ja się będę upierać przy mojej ojczyźnie-polszczyźnie.
Zapamiętałam z naszych dyskusji, że jesteś polonistką. Wytykam błąd – nieważne 😉
Alino,
z Nisią zjadłyśmy beczkę soli na Darze Młodzieży. Ja sama sobie zadroszczę, że udało mi się poznać ją i – nie waham się użyć tego słowa – zaprzyjaźnić.
I jak Koval, podpisuję się niekoniecznie z okazji nadchodzących świąt takich czy innych, ale zawsze.
http://www.monikaszwaja.pl/archiwum/przed-wigilia
Pamiętam, jak doszło do poznania się z Moniką. Otóż Monika była na blogu (anonimowo wtedy jeszcze), a ja kiedyś napisałam, że ciągle słyszę o takiej jedne pisarce (moja przyjaciółka mi polecała), ale jeszcze nic nie czytałam…i tak dalej i tak dalej.
Za mniej więcej 2 miesiące dostaję paczkę z książkami od Moniki…
Wyobrażacie sobie, jak mi wtedy „sklęsło” (tak mawiała Monika)!
A potem były Targi Książki w Warszawie. Blogowiczki pamiętają 🙂
http://aalicja.dyns.cx/news/Warszawa2010/
http://aalicja.dyns.cx/news/Warszawa2010/img_2891.jpg <– 🙂
Alicjo już minęło prawie 8 lat .. to spotkanie było bardzo udane … nowe znajomości … nowi ciekawi ludzie .. mamy co wspominać …
może się taka podpowiedź na luty przyda …
http://czylipepper.blogspot.com/2018/02/gotujemy-sezonowo-luty.html
Małgosiu ucztę zrobiłaś dla dzieci … a deser był? …
Na deser były owoce, miałam upiec ciasto, ale …
Alicjo, nastepnym razem jak sie bedziemy wybierac to sie odezwe.
Z tym „hejtowaniem” to Magdalena ma chyba racje, bo slowo to ma inne znaczenie niz nienawidzic, ale to bezposrednie zapozyczenie i uzycie w innym kontekscie mnie tez razi. Mnie natomiast przeszkadzaja kalki jezykowe wyrazen idiomatycznych, np. „mam to w tyle glowy” albo ‚nie mam wiedzy”; sa one wszedzie, we wszystkich gazetach, nawet tych bardziej ambitnych i starannych (jesli chodzi o tresc i jezyk) i slysze tez w wywiadach. Skora cierpnie.
Mnie też raz „sklęsło”. Byliśmy zaproszeni do Nisi na kolację. Ja, żartując, powiedziałem -no, ale kawior i szampan będą obecne, prawda? Potwierdzam rzekła Nisia. I… wszystko było jak trza. Ech, ta Nisia. Po pierwszej wizycie Ewa taszczyła torbę pełną nisinych książek! Oczywiście darowanych. Chciałem napisać „for free”, ale się przestraszyłem Alicji! 🙂
GosiaB,
obstaję przy swoim względem „hejtowania”, jak zaznaczyłam, jestem starej daty. I starej daty są moje słowniki języka polskiego – nie ma tam takiego słowa.
Mój syn uważa, że ja jestem „językową nazistką” (tak to nazwał), ale dzięki temu naprawdę dobrze zna język polski. Nie w piśmie, ale w mowie na pewno. O rozwoju języka już kiedyś była tu niejedna dyskusja i ja ciągle uważam, że dopóki istnieją polskie słowa, nie zastępujmy ich niepotrzebnie językiem angielskim – bo to nie jest „rozwój języka”. Według mnie to jest zaśmiecanie języka, zupełnie niepotrzebnie. Ale to jest tylko moje zdanie, staruszki, która zawsze powtarza – nie mieszać i nie kombinować!
Bo z tego wychodzi – polski zapomnieć, angielski się nie nauczyć…
A do Kingston zapraszam, dopóki tu jeszcze jestem, Jerzor się pyta, jak to się stało, że byłaś w Kingston i do nas nie wpadłaś!
Po drodze przecież, a nawet bardziej, bo my na początku!
GosiaB,
no właśnie…”nie mam wiedzy”!
Przypomniało mi się, i zaraz poszukam w archiwach komputerowych, bo na pewno gdzieś to jest… otóż Pyra była zachwycona listem naszego Maćka, który jeździł do Polski sam, jako 9-latek (pierwszy raz był ze mną jako ośmiolatek) i potem dalej, na całe wakacje, kiedy myśmy nie jechali z nim. Zeskanowałam list, stąd Pyra o tym wiedziała, bo chyba wtedy też była dyskusja o języku i jego poszanowaniu.
Jak wspomniałam, w mowie do dzisiejszego dnia jest bardzo dobry, ale w piśmie nie bardzo, bo za mało się do tego przyłożyłam, a z drugiej strony dla Maćka było trochę za dużo, przychodził ze szkoły o 16-tej i ja go sadzałam za stołem na pół godziny, dyktując mu to i owo z książek dla smarkatych takich jak on, przysyłanych przez moją siostrę.
http://aalicja.dyns.cx/news/List/
p.s.Jak sznureczek się nie otworzy, to znaczy, że chwilowo Jerzor kombinuje bezprzewodowo. Do tej pory nie rozumiem, na czym to polega, bo na mój rozumek malutki powinno to działać w dwie strony, to znaczy działać. Być może rozumek mam za malutki.
Od lat nie wspominałam tego listu Maćka i teraz się rozrzewniłam, że tak powiem, proszę się nie śmiać 🙂
(„proszę sie niesmać na moje blendy”)
Wspominki z Wrocławia (2009 rok) u mojej przyjaciółki Alicji, przy okazji rozmów sprzed paru dni o kurczaku po polsku – oto i on ci, kurczę znakomicie przyrządzone, przypieczone i tak dalej
http://aalicja.dyns.cx/news/Kurczak_po_polsku_Alicji2.jpg
Z Alicją 2 przesiedziałam w ławie szkolnej lat parę i ona jest dlatego 2, że młodsza ode mnie. Skubana!
Wracając do naszych baranów…bardzo być może, że mój „Słownik języka polskiego”, ten książkowy, to już nie to samo, co słownik komputerowy, dzisiejszy. Ja tam nawet nie zaglądam.
Dlaczego się upieram, żeby szanować naszą ojczyznę- polszczyznę?
Ano właśnie dlatego.
„Nie wydziwiaj i nie bierz mi za złe,
Że w podsłowia tego świata wlazłem,
Że się ziaren i źródeł dowiercam,
Że pobożny jestem Słowowierca,
Że po mojej ojczyźnie-polszczyźnie
Z różdżką chodzę, wiedzący, gdzie bryźnie
Strumień prawdy żywiący i żyzny
Z mojej pięknej ojczyzny-polszczyzny.”
(Julian Tuwim – „Zieleń”)
Proszę o wybaczenie,
ale ja już tak mam,
że się czepiam.
Jestem za tym, żeby być człowiekiem światowym, ale o język trzeba dbać. W tym momencie przypomniało mi się, Ludwik Zamenhof wymyślił esperanto… język ogólnoświatowy. Nic z tego nie wyszło, bo każdy jest przyzwyczajony do swojej ojczyzny językowej, żeby nie wiadomo, ile języków znał poza tym, w którym się „urodził”.
Alicja,
nazywając siebie „staruszką” obrażasz blogowiczów starszych od Ciebie może wiekiem, ale faktycznie o dziesięciolecia mlodszych.
Dzień dobry 🙂
kawa
dzień dobry ..
rano lubię kawę bez towarzystwa bo mogę sobie spokojnie wypalić papieroska … 😉 …
Alicja nas zanudzi poprawnością języka na śmierć … i tak każdy robi co uważa … 😉 …
Lubie jesc sniadanie sama, rozkladam sie z gazeta i slucham radia.
Alicja rzeczywiscie meczy nas z ta poprawnoscia j.polskiego.
Alicjo,
Ja też raczej z tych czepiających się, ale potwierdzam: nienawiść i „hejt” nie są synonimami i nie można ich używać zamiennie w każdym kontekście. No przykro mi…
http://www.eryniawtrasie.eu/21428
krystyno uściski z okazji urodzin … 🙂
Krystynie życzę wielu ciekawych lektur, filmów oraz przestawień teatralnych, a także zawsze znakomitej kawy podczas niedzielnych spacerów 🙂
Jolinku- razem z Małgosią wiemy co nieco o Twojej porannej kawie i papierosie 🙂
Śniadania mogą też tematem książki:
http://lubimyczytac.pl/ksiazka/4820185/sniadania-swiata
Mam koleżankę, która bardzo dużo podróżuje i planuję kupić jej tę książkę w prezencie.
Jeśli ktoś ma ochotę na lekturę artykułu o zmieniającej się polszczyźnie to zapraszam:
https://www.wprost.pl/172176/Jak-sie-zmienia-polszczyzna
Krystyno,
Dołączam do życzeń i dorzucam moc uścisków i serdeczności urodzinowych 🙂
Danuśka … szanuję Waszą przestrzeń … 🙂
może taki makowiec na ostatki …
http://tylkopysznie.blogspot.com/2018/02/efektowny-makowiec.html
Jolinku-tak własnie było 🙂
Dziękuję bardzo za życzenia.
Pogoda zrobiła mi prezent i spadło trochę śniegu.
Przyjeżdżają dziś dzieci duże i małe. Obiad będzie w stylu śląskim, czyli rolady, kluski śląskie własnej roboty i modra kapusta. Ale bez rosołu, bo nie dalibyśmy rady wszystkiemu. Ciasta tez nie piekę, bo są domowe pierniczki i melon.
Dawniej co kilka lat sięgałam po jakąś książkę Józefa Kraszewskiego po to, aby zanurzyć się w staroświeckim języku. Kraszewski pisał piękną i poprawną polszczyzną, ale częściowo już niezrozumiałą. Na szczęście były odnośniki na tej samej stronie książki. To doskonale obrazowało, jak od tamtych czasów zmienił się nasz język. Zaniechałam potem tego zwyczaju, bo trochę mi szkoda czasu na powrót do starych lektur.
Krystyno – spełnienia marzeń! 100 lat!!!
Dzisiaj zamiast Sztaudyngera złota myśl, którą otrzymałam w porannej poczcie:
Kobiety przybierają na wadze tylko dlatego, że uzbierane w ciągu wielu lat wiedza, mądrość i doświadczenie nie mieszczą się już w głowie i muszą gdzieś znaleźć swoje miejsce 😉
Danuśka to się muszę odchudzić bo za mądra jestem … 😉
moja próba spaceru zakończyła się porażką bo jednak wiatr mnie pokonał ..
krystyno miłego biesiadowania … 🙂
Krystyno -zdrowia , pomyślności i wszystkiego najlepszego!
Nie wiem czy ta złota myśl ma coś z prawdy, bo w głowie raczej coraz mniej a na wadze więcej 🙁
Jolinku,
żeby to była moja jedyna wada…ale wybaczcie mi 🙂
Danuśka,
zapomnij o wadze!!! Poza tym nie tylko kobiety czasami przybierają na wadze. Kobietom to „przyłatkowano”!
Przykład mam tuż obok, był czas, kiedy nosiliśmy jedne spodnie, ale to se ne vrati – jakimś cudem (genetycznym?) bez starania się utrzymuję ciągle tę samą wage (w granicach 49 – i to se ne vrati! do 62kg), a Jerzor się waży i nie bardzo mu ta waga wychodzi. Kłamie!!! Waga kłamie!!!
Poza tym uważa, że ja powinnam dać sobie odessać tłuszcz tu i tam, bo jestem po prostu tłusta (tu i tam).
Uważam, że waga powinna być wyrzucona z domu, bo jest niepotrzebna i zwyczajnie nam narzuca jakieś takie…
Krystynie – najlepszego!
Krystyno, serdeczności i miłego świętowania 🙂
Jednoczę się z Wami w kwestii wag, są wyjątkowo nieprzyjazne i okropni psują humor. A tu takie kurczęta z nadzieniem pysznie nęcą. Ich smak i zapach pozostał z dzieciństwa, kiedy to były ozdobą stołu przy wyjątkowych okazjach. U mnie dzisiaj rosół (wpływ blogowy 🙂 ) i naleśniki z wiadomo jakim nadzieniem. Surówka z cykorii pokropionej cytryną, solą i łyżką jogurtu. Na deser faworki. Zrobiłam je z przepisu Neli Rubinstein, bo akurat wpadła mi w ręce jej książka. A później natrafiłam na artykuł o Autorce i historii jej małżeństwa. Poszukam i wkleję link za chwilę 🙂
…obiecany link: http://weekend.gazeta.pl/weekend/1,152121,22971411,muzyka-byla-ich-jezykiem-nicia-porozumienia-wymiany-intymny.html#Z_TRwknd
Ło Matko, a propos cykorii…Co za wstyd 😳
Rzepie, jestem Ci chyba winna przepis na moją ulubioną cykorię z patelni. Zapewne już dawno zjadłaś rzeczone warzywo, ale podrzucam:
cykorię przekroić wzdłuż na pół, wykroić „głąby”, wrzucić na patelnię, na której uprzednio rozgrzaliśmy masło z oliwą i podsmażać do zarumienienia. W trakcie potraktować niewielką ilością cukru trzcinowego lub miodu. To, ile czasu podsmażamy, czy też zamiast smażyć dusimy jest kwestią indywidualną. Mam nadzieję, że nowe przepisy oraz IPN nie narzucą w tym względzie żadnych wytycznych, czy też reperkusji.
Salso-dzięki za artykuł o Neli Rubinstein. To kolejny przykład na to, że życie z wielkim artystą nie jest łatwe.
Oj, Danuśka, niełatwe, choć z pozoru – usłane różami…
Cykoria?
http://aalicja.dyns.cx/news/Gotuj_sie/Food-strona-Alicji/Belgian_endive/
🙁
http://weekend.gazeta.pl/weekend/1,152121,18996207,marysiu-zupa-ci-kipi-wojciech-pokora-nie-przyjalbym.html#Z_TRwknd
Krystyno, dołączam sie do urodzinowych zyczen, wszystkiego co najlepsze.
Piszesz o Kraszewskim i pięknej poprawnej polszczyźnie. Przypomniał mi sie inny pisarz, późniejszy, Mirosław Zulawski, którego odkryłam w piśmie Twój Styl, ktory zaabonowala dla mnie koleżanka. W latach 90 pisał tam felietony piękna, bogata i staranna polszczyzna. Po jego śmierci przejął te rubrykę syn Andrzej i niestety, to juz nie było to. Zagmatwany styl, niekończące sie zdania, wprawdzie bez odnośników ale była to męcząca lektura.
Salso, ciekawy jest ten artykuł o Neli Rubinstein. Bardzo lubię zaglądać do jej książki Kuchnia Neli bo poza przejrzystymi przepisami pisze sporo o sobie. Pan Artur miał chyba duzo szczęścia, ze ja spotkał na swojej drodze.
http://weekend.gazeta.pl/weekend/1,152121,18996207,marysiu-zupa-ci-kipi-wojciech-pokora-nie-przyjalbym.html
Alino,
czytalysmy to samo! Mam wrazenie, ze Andrzej, syn, mia(diakrytykow brak 🙁 ) utorowana przez ojca droge, chocby dlatego, ze byl synem swojego ojca, ale nie przejal jednej waznej cechy – dyplomata on ci nie byl!
Nigdy nie „zalapalam” sie na jego filmy, no ale to kwestia gustu.
Wracajac do pieknej polszczyzny – niestety, ksiazki Kraszewskiego Jozefa Ignacego od dawna nie sa wydawane, a i jego polszczyzna teraz jakby nienowoczesna…
Moim dzieciecym i ulubionym autorem byl Henryk Sienkiewicz. Jezeli ktos ma pod reka, niech siegnie po „Krzyzakow”. Tego sie nie da czytac! Chyba ze z wielkim samozaparciem.
Przepraszam za brak ogonkow, komputr zawiodl i udaje, ze nie ma czegos takiego 🙄
” – Żarty z nazwisk nie są serwowane w najpodlejszym stylu w sytuacji, kiedy autor dowcipu nabija się z własnego nazwiska. Tak skromnie uważam… Co do samej pokory, to w życiu wielokrotnie znajdowałem się w takich momentach, w których owa pokora była niemalże niezbędna. Bez większych oporów wówczas kierowałem się słowami „pokorne ciele dwie matki ssie”.”
Tez mialam nazwisko, z ktorego sobie wszyscy pokpiwali, nikt tego nie wie, jak to boli dziecko…ale-ale, zamienil stryjek siekierke na kijek 😉
Byc moze racja w tym, co mowi Wojciech Pokora „pokorne ciele dwie krowy ssie”. Tak mawiala moja wychowawczyni w ogolniaku. Niestety, nie zastosowalam sie do tej zyciowej madrosci.
…a Trylogie czy Quo vadis – z przyjemnoscia! Dodam – za moich czasow pisywalo sie „pod Sienkiewicza”, ale nie tego z „Krzyzakow”.
Mam pod reka i nie tak dawno siegnelam…nadal (moim zdaniem) nie da sie tego czytac….
🙂
https://www.youtube.com/watch?v=iD3rS6aEAk4
Alicjo, przeczytałam, ze felietony Mirosława Zulawskiego z Twojego Stylu ukazały sie w formie książki, krótko po jego śmierci czyli w końcu lat 90 pod tytułem Album Domowe. Ciekawa jestem, czy jest to jeszcze gdzieś dostępne.
Ja także wspominam ciepło felietony M. Żuławskiego w Twoim Stylu http://www.cracovia-leopolis.pl/index.php?pokaz=art&id=2040
i też nie polubiłam twórczości jego syna Andrzeja, te niekończące się zdania…
A bardzo zasmuciła mnie wiadomośc o odejściu p. Wojciecha Pokory, za często te pożegnania, wielki żal.
sam grejpfrut słabo mi wchodzi … jutro zrobię taka sałatkę i może mi posmakuje …
http://greengoodies.pl/przepisy/salatki/salatka-z-bialym-serem-i-grejpfrutem/#
Alicjo już tu kiedyś napisałam … Sienkiewicza czytałam w szkole podstawowej i wygrałam konkurs z okazji 1000 lecia Polski … tomy stoją na półce ale trudno mi wrócić do czytania tych dzieł ..
Jeszcze jeden link do smacznie wyglądającego przepisu na cykorię w jeszcze innym wydaniu. Jeszcze nie robiłam, ale warto pomyśleć, wygląda łatwo i apetycznie
https://www.davidlebovitz.com/caramelized-endive-blue-cheese-tart-recipe/
3 x jeszcze, rekord, jak na jeden krótki wpis 😳
Barbaro jeszcze nas nie zanudziłaś tym jeszcze … 😉
Jolinku 🙂 dzięki za podtrzymanie na duchu… Z grejpfruta najbardziej lubię sok.
Salso, bardzo mi sie podoba ta tarta z cykoria i serem z pleśnią a Lebovitza poznałam dzieki Tobie. Sympatyczna postać, czytam jego wpisy regularnie.
na śniadanie z whisky? … a może deser …
http://mmcooking.pl/2018/02/03/kasza-jaglana-z-gruszkami-i-orzechami/
Alino 🙂
Salso,
bo grejpfrut jest niewdzieczny troche, ale bardzo polecam salate, o dziwo, znowu z cykoria….
Wrzucic do michy liscie cykorii, a na to grejpfrucisko, czastki obrane ze skorki dokladnie, bo to skora jest gorzka. Do tej salaty nie potrzeba zadnego sosu – i jestem pewna, ze juz pisalam o tym na blogu. A przepis dostalam od naszego bywszego paryzanina, obecnie za woda sasiadujaca z nasza stolica (Gatineau), a tak w ogole to urodzonego warszawiaka 🙂
U mnie niestety, tylko tytul sie zgadza, zawieja okropna! Ale Skaldw zawsze warto przypomniec 😉
https://www.youtube.com/watch?v=QXZM8MvHDNk
…i przy okazji – znowu ten Julek! Ten od ojczyzny-polszczyzny.
Serdecznie dziękuję za wszystkie miłe życzenia.
Rodzina dopytywała się o ciasto, ale trudno – nie było. Dopiero co były faworki, a w czwartek synowa będzie smażyć pączki. Nie przesadzajmy ze słodyczami.
Książki Józefa Ignacego Kraszewskiego wspomniałam jako przykład zmieniającego się języka polskiego. Stylistyka i słownictwo piękne i poprawne w swoim czasie po latach okazują się całkowicie archaiczne. I tak jest też z naszą codzienna mową. Zmienia się.
Krysiu! Najlepszej i najsmaczniejszej przyszłości! Lubię imię Krystyna. Moja pierwsza, taka „prawdziwa”, tak się nazywała. Było to równo 70 lat temu…
Evo47 (Też lubię) Jestem od Alicji starszy o 20 lat, ale zupełnie mi nie przeszkadza Jej gaworzenie o swoim dostojeństwie! I tak jest smarkata i kochana!
Pokory żal! Mój rocznik.
Zmienia sie jezyk (nadal jestem bezogonkowa 🙁 ), ale ja jestem starej daty i pytam, dlaczego tak popularne sa „niusy”, co sie stalo z naszymi „wiadomosciami”, co komu te wiadomosci przeszkadzaja? Albo inne tego typu slowa, ktore wcale zamiennikow nie potrzebuja.
Upieram sie przy swoim pewnie dlatego, ze dla mnie to jest ojczyzna.
Ta polszczyzna, wiecie… 😉
Przy okazji, mam wrazenie, ze to glownie emigranci tacy jak ja, Nowy, zwierzatko nasze z antypodow ( u nas sie nazywa „from down under” 😉 ) czyli echidna, pilnujemy, bezwolnie chyba, zeby sie nam ten polski jezyk nie zasmiecil niepotrzebnie. Podkreslam slowo – niepotrzebnie.
Cichalu,
takich jak Pokora nie sieja…przeczytalam ten wywiad i przyznam, ze zadziwilam sie troche, ale w koncu to nic dziwnego – znam go tylko z filmow, nie z teatru. A chyba aktorzy bardziej cenia sobie scene.
Z teatru pamietam jedynie Jana Peszka (gral we wroclawskim Teatrze Polskim), tak bardzo sie w nim zakochalam od pierwszego wejrzenia, ze nawet nie pamietam, jaka to byla sztuka i kogo on tam gral. Pieron we mnie wtedy „trzasl”.
A Teatr Polski byl wtedy potega, chociaz w ogole teatralnie Wroclaw wtedy mocno stal teatralnie, bo i Kalambur, i Teatr Jerzego Grotowskiego – Laboratorium…nigdy nie bylam na zadnym spektaklu, malenki teatr, widownia chyba na sto osob i na bilety czekalo sie miesiacami…
Do teatru jedzilismy z prowincjonalnego miasteczka powiatowego z cala klasa. Takie to byly czasy.
No, to się dowiedziałem, że należę do drugiego sortu (!?) zaśmiecającego…
Ale będę uparty. Język żyje, staje się coraz bardziej precyzyjny. Jeśli Ci ktoś powie, że Cię aprobuje, chwali, to nie wiadomo gdzie i jak. Trzeba doprecyzować. Prawda? Ale jak Ci powie, że dostał lajka, to wszystko jasne. 🙂
Cichalu,
wypluj to paskudne okreslenie „drugi sort”, ale to natychmiast wypluj!
Ja tych „lajkow” akurat nie znosze (jako slowo), ale nie bywam na „fejsie”. Tez sie nie zalapalam 🙁
O jezyku juz nie bede pisac, bo zanudzam, powtarzam zawsze to samo, ze rozwoj rozwojem, ale nie zamieniajmy niepotrzebnie. Bo to nie jest rozwoj. Moim zdaniem – co podkreslam. Uparta oslica jestem 😉
Uparta oslica jest takze nasza kocica. Dawno temu zakupilismy dla niej takie kocie lozeczko. Spala tam tydzien, a potem omijala wielkim lukiem, mimo, ze nasypalam jej kocimietki, zeby jednak sie zalapala…
Mowy nie ma! Im bardziej ja namawialismy, tym wiekszym lukiem omijala to swoje wyrko. Az do dzisiaj!!!
W ktoryms momencie dzisiaj zapytalam Jerza, a on mnie, gdzie Prosiaczek…szukalismy jej po calym niewielkim przeciez domu, a ona bylas gdzie? No wlasnie tam, gdzie nie przyszloby nam do glowy, zeby jej szukac! Wredota jedna! W lozeczku sobie spokojnie…
Nie wiem, jak tam z drugiej strony Wielkiej Kaluzy, ale tutaj szalenstwo, tzw. Super Bowl. Czyli najwazniejsze wydarzenie roku dotyczace futbolu amerykanskiego. Tez sie na to nigdy nie zalapalam, na pilke nozna tez nie, ale jak za Kazimierza Gorskiego bylismy potega swiatowa, to ogladalam wszystkie wazne mecze miedzynarodowe.
Dzień dobry,
Krystyno – najlepsze życzenia urodzinowe, samych radości, dobrych książek, dobrych filmów i oczywiście zawsze coś dobrego do zjedzenia!!! Twoje zdrowie!!!
dzień dobry …
minusy + słonce … ładny dzień się zapowiada …
Dzień dobry 🙂
kawa
Krystyno- troszkę spóźnione życzenia wszystkiego najlepszego i najpiękniejszego 🙂
Danuśka, dzięki za cykorię- pokonałam lenistwo i znalazłam przepis. Jeśli chodzi o wrażenia to powiem tak- znam smaczniejsze wersje warzyw 😉 Mój problem jest taki, że nie lubię gorzkiego smaku. Nie lubię np. grejpfrutów, pomelo, toniku w czystej postaci. Jednak pewne połączenia w/w smaków należą do ulubionych- wódka z sokiem grejpfrutowym, dżin z tonikiem 😉
Felietony Mirosława Żuławskiego też należały do moich ulubionych. Od nich zaczynałam lekturę Twojego Stylu.
Od kilku dni w różnych mediach straszą nadchodzącą zimą, w lutym!? Zapowiadane są kilkustopniowe mrozy w dzień i większe w nocy oraz opady śniegu. Jak się tego słucha lub czyta to brzmi to tak jak zapowiedź jakiegoś kataklizmu zimowego. A to przecież ma być normalna, lekka zima przez kilka dni. Ja rozumiem, że od kilku lat zima zimą nie występuje ale jaki jest cel w tym straszeniu nie wiem 🙁
Dobrego dnia i tygodnia 🙂
To samo na temat zimy słyszymy w tutejszych mediach. A zimy tak naprawdę jeszcze nie było.
Pragnę powiadomić Szanowną Frekwencję, że mój wczorajszy eksperyment kulinarny uznaję za bardzo udany: usmażyłam placki z liśćmi szpinaku i rukoli. Zrobiłam tradycyjne ciasto, takie jak do placków z jabłkami, ale jabłka zastąpiłam sporą garścią poszarpanych z lekka, zielonych liści. Dzisiaj zjadłam kilka placków na zimno-nadal smaczne 🙂
Danuśka jaki fajny pomysł! Muszę koniecznie wypróbować 🙂
Cichalu, Nowy, rzepie – bardzo dziękuję za życzenia. 🙂
U mnie lekka zima, zaledwie – 2 st. C, śnieg prószy od czasu do czasu.
Zabrałam się dziś od rana za rozmrażanie zamrażarki. Bardzo tego nie lubię, ale kilka dni temu nie domknęłam drzwiczek i przybyło bardzo dużo lodu. Ale już po robocie, a ja mam spokój na długi czas.
Co do Jana Peszka – ja także zapamiętałam go doskonale po pierwszym spektaklu. A było to w Łodzi, chyba w Teatrze Nowym , rok 1979 lub 1980, sztuka Sławomira Mrożka, tytułu nie pamiętam. Peszek wyróżniał się talentem i osobowością, nie sposób było go nie zapamiętać. Ale nie grał jeszcze wówczas w filmach i był aktorem nieznanym.
Za to ja mam porządną, jak co roku zresztą, zimę i mogłabym Was wszystkich obdzielić 🙂
Poranek (8:20), słońce, mrozik niezły (-13c) i bajkowo-zimowo, śniegu do licha i ciut. I komu się to przytrafia? Osobie, która nie znosi zimy!
Mój kolega, który mieszka w Jastrzębiu Zdroju (-1c) i jest zapalonym narciarzem, co roku powtarza, że świat jest niesprawiedliwy – w tym roku tylko raz był w górach! No a ja tymczasem się pławię w śniegu, chociaż wcale jest mi on niepotrzebny.
Dzisiaj muszę ułamać kilka gałązek forsycji, czas zacząć zaklinać wiosnę!
Danuśka,
placki brzmią wspaniale, ja wczoraj przypomniałam sobie o wymyślonych przez siebie naleśnikach ze szpinakiem i fetą, z odpowiednią ilością czosnku…
Szpinak powinien być tylko leciuteńko sparzony, dorzucić dyżurne, fetę ile tam się komu zamarzy, posiekany drobno czosnek – to wszystko wyłożyć na połówkę usmażonego naleśnika, złożyć „w chusteczkę” i zapiec – niebo w gębie!
Na dzisiaj nie mam szpinaku, ale dobrze, że sobie to tych naleśnikach przypomniałam.
Krystyno,
to ja pamiętam Peszka z roku 71-72. I tak jak mówisz, on po prostu rzucał się w oczy, niechby i ze sto osób było na scenie. Wg. wiki on zaczynał swoją karierę we Wrocławiu (66-75), a potem w Łodzi.
Zauważyłam też Marysię, ale to już tylko dzięki nazwisku, bo muzycznie to nie moja półka, a w rolach teatralnych czy filmowych (zwłaszcza) nie rzuciła mi się w oczy.
Premier zjadł śniadanie ze sportowcami – skoczkami wytypowanymi na IO i przy okazji wyszło szydło (ha ha…) z worka, że Adam Małysz bywał przyczyną kłótni małżeńskich 😉
Też bym wolała Małysza!
Rzepie, Alicjo-placki z zieleniną polecam, roboty nie za wiele, a smak znakomity.
Dwa lata temu miałam przyjemność oglądać ten świetny duet w poniższym spektaklu:
https://teatrateneum.pl/?p=18806
Ewa wstała dziwnie markotna. Owsianka? Nieee! Jajka? Nieee! Kanapki? Nieee. Powiedziałem Jej, że na blogu o plackach. OOO! Oczy jej się zaświeciły i teraz robi placki na kefirze. Ja wstałem godzinę wcześniej i swoją porcję kefiru z pestkami i owocami przyjąłem do organizmu bez marudzenia. Z dziećmi, bez względu na wiek, jest zawsze kłopot! 🙂
A teraz zażądała lnianego chleba. No to chytam sie za robotę! 🙂
Danuśka naleśniki z z liśćmi szpinaku i rukoli też mogą być dobre … apetyt na zielone się nam wzmaga ..
a ja dziś wróciłam zmęczona z miasta i zrobiłam danie jedno talerzowe … miałam trochę zupy jarzynowej do tego wrzuciłam dwa placki (z kaszy jaglanej ze szpinakiem i łososiem) i wyszło zupełnie smacznie …
a podobno za tydzień będzie + 9 … i chyba nie zima w zimie zaskoczeniem jest tylko te wahania temperatur …
http://www.portalgorski.pl/sporty-gorskie/347-nowosci-new/artykuly/inne/4179-fotorelacja-z-spotkania-denisa-urubko-z-prezydentem-rp-bronislawem-komorowskim
Podaję sznureczek, bo Ząbkowice Śląskie ma Urubkę za swego, tam mu chyba przyznano obywatelstwo polskie – a mnie diabli biorą, bo jak patrzę na tę północną pierzeję Rynku, to aż mnie zęby bolą, pamiętam ją jeszcze za moich czasów – i to jest właśnie przykład ilustracja dla piosenki Wojciecha Młynarskiego (nie chodzi o tych facetów na zdjęciu, ale o tło!):
Słów kilka w sprawie grupy facetów chcę tu wyglosić
lecz zacząć muszę nie od konkretów, lecz od przeprosin.
Skruszon szalenie o przebaczenie pokornie proszę,
że troszkę pieprzna będzie balladka, którą wygłoszę,
lecz mam nadzieję, że choć się w słowie tutaj nie pieszczę,
to wybaczycie mi to, Panowie, raz jeden jeszcze.
A więc: faceci wokół się snują co są już tacy,
że czego dotkną, zaraz zepsują. W domu czy w pracy
gapią się w sufit, wodzą po gzymsie wzrokiem niemiłym.
Na niskich czołach maluje im się straszny wysiłek,
bo jedna myśl im chodzi po głowie, którą tak streszczę:
„Co by tu jeszcze spieprzyc, Panowie? Co by tu jeszcze?”
Czasem facetów, by mieć to z głowy, ktoś tam przerzuci
do jakiejś sprawy, co jest na oko nie do popsucia…
Już się prężą mózgów szeregi, wzrok się pali,
już widzimy, żeśmy kolegi nie doceniali.
A oni myślą w ciszy domowej czy w mózgów treście:
„Co by tu jeszcze spieprzyc, Panowie? Co by tu jeszcze?”
Lecz choć im wszystko jak z płatka idzie – sprawnie i krótko,
czasem faceci, gdy nikt nie widzi westchną cichutko.
Bo mając tyle twórczych pomysłów, takie zdolności,
martwią się, by im czasem nie przyszło tkwić w bezczynności.
A brak wciąż wróżki, która nam powie w widzeniu wieszczem:
„Jak długo można pieprzyć, Panowie? No jak długo jeszcze?!”
Pozwólcie proszę, że do konkretów przejdę na koniec.
Okażmy serce dla tych facetów, zewrzyjmy dłonie, weźmy się w kupę,
bo w tym jest sedno, drodzy rodacy by się faceci czuli potrzebni
w domu i w pracy.
Niechaj ta myśl im wzrok rozpromienia, niech zatrą ręce,
że tyle jeszcze jest do spieprzenia, a będzie więcej….
Pan Wojciech był geniuszem, tekst ciągle aktualny.
https://www.youtube.com/watch?v=eEDT7u9s7kE <– 🙂
Co by tu jeszcze spieprzyć, Panowie? Dziś pytanie, dziś odpowiedź: chleb.
Podkusiło mnie, aby wypróbować nowy przepis, jako że wydawał się interesujący: trzy rodzaje mąki(pszenna, żytnia i kukurydziana), trochę mleka i nawet dwa jajka. Wydawało mi się, że wyjdzie coś pomiędzy chlebem, a ciastem drożdżowym. Owszem prezentuje się ładnie, ale w smaku suchawy i mało porywający. No cóż, trzeba będzie zjeść, bo przecież żal wyrzucić.
Tfu, tfu, na psa urok. Piecze mi się chleb lniany, nowa wersja i też mam uczucia różne, bo coś słabo wyrasta.
Uśmialiśmy się, jak norki. To podobno zdrowe dla norek i dla nas. Mamy stareńki, amerykański termometr do piekarnika. Poobijany, wypalony z rozbitą już szybką, ale pracuje. Od lat przy nowym przepisie sprawdzam w komputerze przelicznik stopni F na C albo abarot. Dzisiaj przed pieczeniem, wziąłem go, żeby nieco odczyścić cyferblat. Wyobraźcie sobie, że tam jest również skala w Celsjuszu! Całe lata dobrej, niepotrzebnej roboty… 🙂
Jeszcze nic nie zdążyłam spieprzyć dzisiaj, ale kawał dnia przede mną, mam szansę 🙂
Za to wpieprzyłam się po pas w śnieg, usiłując ułamać kilka gałązek forsycji. Ułamałam, wstawiłam do wazonu. Przy okazji dowiedziałam się (internet, a jakże!), że forsycji nigdy nie należy przycinać wczesną wiosną. No i w porządku – póki co mamy zimę jak trza!
Danuśka może tosty francuskie ulepsza chleb …
http://trojmiasto.wyborcza.pl/trojmiasto/7,35612,22984232,co-w-pogodzie-zima-znowu-mrozna.html <– to jest MROŹNA zima???
To co ja mam o swojej zimie powiedzieć???
Ale zdjęcie ładne.
Kaprys Ewuni spełniony
I chleb lniany – upieczony!
Tfu, tfu przez lewe ramię pomogło. Chleb udany! 🙂
Brawo, u Cichalow chleb udany,
zaś mej kromki gościom nie podamy 🙁
Cichal-lniany, to znaczy z dodatkiem siemienia?
Jolinku-dzięki, będę kombinować, z tostami też. Póki co smaruję grubo masłem, wtedy jest mniej suchy i dużo smaczniejszy 🙂
Kto jada chleb z masłem,
temu mrozy nie straszne!
Danusiu! w 100% z mielonego siemienia! Bez mąki.
Niezmiernie ciekawe! Tłumaczy dlaczego jeżdżę do dzisiaj 25 letnim Mercedesem i jeszcze o mrzonkach Keynes’a i o prof.prof Skidelskich.
http://wyborcza.pl/1,75517,12929448,Ile_pieniedzy_nam_wystarczy_.html
Czy możesz podać Cichalu przepis na ten chleb?
U mnie by chleb ze smalcem (i skwarkami!)
Małgosiu, robiłem ściśle wedle przepisu, co rzadko mi się zdarza. Wyszedł bardzo delikatny. Przy przenoszeniu na kratkę leciutko pękł.
http://www.sztukazywienia.com/2014/06/chleb-z-siemienia-lnianego-bez-maki_6.html
dzień dobry …
cichalu taki zdrowy chleb to aż za zdrowy … 😉
oprószona śniegiem okolica i -4 …
dziś znowu obiad z zamrażalki bo czasu mam mało …
Cichal-bardzo ciekawy ten przepis, odnotowałam.
Lekarstwo
Serce nasze leczy
Sens małych, miłych rzeczy.
Jan Sz.
Dzień dobry 🙂
kawa
Ja także zapisałam sobie przepis na chleb z siemienia lnianego. Upiekę go wkrótce, bo planuję ciasto drożdżowe, do którego używam żółtek, a białka przydadzą się do chleba. Ten chleb można mrozić.
Ciasteczka do dzisiejszej Irkowej kawy przypominają kształtem magdalenki.
Pojutrze mamy Tłusty Czwartek, ale ważniejsza jest rozpoczynająca się zimowa olimpiada.
Krystyno, masz rację to są magdalenki, poniżej przepis na ich wykonanie:
Magdalenki z nutellą
3 jajka
150 g masła
150 g mąki
5 g proszku do pieczenia
100 g cukru
100 g czekolady
nutella (ewentualnie tabliczka mlecznej, lub gorzkiej czekolady)
Wymieszać mąkę z proszkiem do pieczenia. Rozpuścić 100 g czekolady z masłem w kąpieli wodnej. Ubić jajka z cukrem, dodać mąkę z proszkiem, a następnie rozpuszczoną czekoladę. Wszystko starannie wymieszać. Wstawić na godzinę do lodówki. Nakładać ciasto do foremek do ¾ wysokości, do środka każdej magdalenki nałożyć pół łyżeczki nutelli. Piec 10 minut w temperaturze 180 o C.
Są przepisy podobne do powyższego, w których zamiast nutelli w każdym ciastku umieszcza się kostkę czekolady. Można upiec w Tłusty Czwartek zamiast pączków 🙂 Magdalenki z nadzieniem czekoladowym należy zjadać zaraz po wyjęciu z piekarnika.
U mnie 15cm świeżego białego, zapowiada się na dalsze opady, -8c.
Na obiad miał być krupiok Brzucha, ale przepis diabeł ogonem nakrył…pamiętam tak bardzo mniej-więcej (z naciskiem na „mniej”), że nie będę ryzykować. Miał być podany z sosem grzybowym.
A pamiętam, że nawet zdjęcia tego krupioka miałam…
Jest! Fotoprzepis.
http://aalicja.dyns.cx/news/Gotuj_sie/Przepisy/00.FOTO_PRZEPISY/Krupiak_wg_Brzucha/
Krupiak według Brzucha zwany krupniakiem lub pirogiem biłgorajskim. Dla zainteresowanych wersja pisano-obrazkowa 🙂
http://www.pasjasmaku.com/pirog-bilgorajski-lysy/#
Może Irek podrzuci jeszcze jakieś cenne wskazówki, bo to potrawa z Lubelszczyzny. Ja miałam okazję spróbować tylko jeden raz podczas podróży po tamtejszych rubieżach.
Przepis jednak się różni detalami od Brzuchowego. Nie mam kwaśnej śmietany, ale mam nieco twarogu, więc z dwóch przepisów wykombijuję jeden 😉
Przestało śnieżyć, wyszło słońce.
Te „magdalenki” chodzą za mną od rana i gdybym miała taką blachę do ich wypiekania, to już by były na deser. Wiem, że można je upiec w foremce muffinkowej, ale to już nie to samo. Więc w zastępstwie jest „lemon curd” na kruchym spodzie i jeszcze trochę tego kremu w słoiczku, na w razie czego 🙂
Krupiak to dla mnie nowośc, nie jadłam jeszcze.
Dość istotna (chyba) różnica jest taka, że w przepisie Brzucha nie odcedza się ziemniaków po ugotowaniu, mają być rozciapane z wodą, w której się gotowały – chodzi tu chyba o to, żeby kasza się tą wodą nasączyła…nie ma też smalcu, za to masło. No i nie ma twarogu. To jednak kilka różnic jest.
Kasza gryczana zawsze będzie mi się kojarzyła z Pomorzem Zachodnim – w okolich Starej Żaby i Teresy Pomorskiej są spore uprawy. O właśnie – a Stara Żaba ciągle śpi, czy słyszał ktoś już kumkanie?
Salso,
z krupiakiem niedużo roboty, a znakomity sos grzybowy robię w ten sposób, że moczę w wodzie garść paprochów grzybowych (Jolly!), gotuję je a następnie dodaję rozprowadzoną w niewielkiej ilości wody torebkę „Sosu borowikowego” albo „Sosu grzybowego staropolskiego” wiadomej firmy 😉
Zawsze warto mieć pod ręką taki sos w torebce.
Ewa odmarkotniała na szczęście! Pomogła w tym poczta, która uprzejmie doniosła dowody przyjaźni z Kingston! Alicjo, ślicznie dziękujemy za grzyby! 🙂
Ale z drugiej, smutnej strony, to może znaczyć, że prędko nie przyjedziecie do nas. Szkoda 9 dol. za paczkę, lepiej byłoby dać to na przelew! Cracoviensis sum! Podziękowania grzybne dla źródła, czyli Jolly Rogers, czyli Flagi Pirackiej (!?)
Alicjo-myślę, że z tym krupiakiem primo voto pirogiem jest trochę, jak z bigosem: każda gospodyni ma swój najlepszy na świecie przepis 🙂
Salso-już kiedyś oglądałam w Leclerc’u silikonową formę na magdalenki, ale tego dnia mój dziwnie rozhulany zdrowy rozsądek nie pozwolił mi jej kupić. Jednak wewnętrzny, łasuchowaty głos stale mi podpowiada, że ta inwestycja na pewno by się zwróciła 🙂
Danuśko, czyli jest szansa, że i ja się na nią natknę (na tę formę do magdalenek).
Salso-czyli jest szansa, że już wkrótce spotkamy się w dziale gospodarstwo domowe 🙂
Niewtajemniczonym wyjaśnię, że z Salsą robimy często zakupy w tym samym supermarkecie.
Bardzo bym się cieszyła z takiego spotkania, Danuśko 🙂 a tymczasem mam pytanie do Ciebie i naszych francuskich koleżanek czy zetknęły się z wiekowym, francuskim przepisem na ciasto, nazywa się Lavet (fonetycznie) i w przepisie są jajka, cukier, masło, mąka, sok i skórka z cytryny. Piecze się je w dość płaskiej foremce, którą przed pieczeniem posypuje cukrem, a na wierzchu układa promieniście migdały w skórce i również obsypuje cukrem. Ciasto dzięki temu ma posmak karmelu, bo cukier się ładnie przypieka. Jada się je maczając w białym winie. O tym cieście było wczoraj w programie „Francuskie wędrówki Jolie”, a że oglądałam jednym okiem, to nie zdążyłam zapisac dokładnych proporcji. Nazwę ciasta też nie wiem jak się pisze, jednym słowem zagadka…
Salso-nie znam takiego deseru w kuchni francuskiej. Przypomniały mi się jedynie migdałowe, włoskie cantucci maczane w słodkim vino santo:
https://italiedanslassiette.files.wordpress.com/2014/04/vin-santo2.jpg
Ale to zupełnie inna historia….
Tak, to zupełnie inne ciasto. Foremka miała kształt rombu i dość niskie brzegi. Zapamiętałam tylko 3 jajka ukręcone z cukrem (nie wiem ile) na kogel-mogel, 300 g mąki, 250 g masła + skórka otarta z cytryny i sok (nie wiem ile). Najważniejsze są te migdały na wierzchu i cukier, który karmelizując się daje właśnie z migdałami specyficzny smaczek. Wyglądało to bardzo apetycznie i kto wie czy metodą prób i błędów nie odważę się, oczywiście nie będzie to romb, ale może to aż takiego znaczenia nie ma 🙂
Cichalu,
luta zima, jak nas nie ma w naprawdę cieplejszych krajach, to znaczy, że siedzimy w domu. No i siedzimy, tym bardziej, że Jerzor ma trochę pracy „na wczoraj”. Miałam nadzieję, że dzisiaj dojdą grzyby, Jerzor wysłał tydzień temu, bo ja naprawdę siedzę w domu i nie wyjdę, dopóki pogoda nie zrobi się jakaś bardziej ludzka, mniej mrozu…
Tymczasem jutro ma być ponoć jakaś straszna zawierucha. I chyba prawda, bo ja zaczynam zasypiać na stojąco, czyli ciśnienie spada.
Dobry wieczór, ja tylko na chwilę (mam nadzieję, że wkrótce pojawię się na dłużej).
Salso – myślę, że to będzie to ciasto: https://www.espace-recettes.fr/patisseries-sucrees-recettes/navette-albigeoise-des-carnets-de-julie/02k5jiu0-59523-095317-cfcd2-uzrcy9av
https://www.youtube.com/watch?v=SU6LoIayFjE
Krystyno – spóźnione życzenia – wszystkiego najlepszego!!! Piosenkę znajdę w wolnej chwili 🙂
Pozdrawiam wszystkich.
Asiu, jak miło, że wpadłaś! No i dzięki za przepis, wygląda na to, że trafiony choć nazwa inna i brak tu tych cytrynowych ingrediencji, za to wyjaśniła się ilośc masła i cukru. Pozdrawiam serdecznie i wracaj do nas 🙂
Danuśka 15:41 Niestety nie pomogę w krupiakach. Próbowałem na różnych lokalnych jarmarkach, ale nie trafiłem na coś ekstra. Więc będę testował dalej. Szukajcie … 😉
Danusiu! Silikonowe foremki, to wynalazek stulecia! Zadne smarowanie olejem, wykladanie papierem. Sam wypiek wyskakuje z formy. Uzywam od roku.
Cos sie stalo i diakrytyki wyskokly. Przepraszam i biore pod lupe.
Asiu, dziękuję.
Piróg biłgorajski jadłam w pewnym gospodarstwie agroturystycznym w pobliżu Biłgoraja, ale niespecjalnie mi smakował. Był za suchy jak na mój gust. Ale, jak słusznie pisze Danuśka, przepisów na tę potrawę jest wiele i może inna wersja byłaby smaczniejsza. Osobiście wolę ugotowaną kaszę gryczaną z sosem, niekoniecznie mięsnym.
Na foremki do magdalenek nigdy jeszcze nie trafiłam i pewnie dlatego te ciasteczka są tak mało popularne w Polsce.
Alicjo, mam nadzieję, że o ten przepis Ci chodzi. Zapisałam go już bardzo dawno i dawno z niego nie korzystałam. Dzięki Tobie wrócę do niego.
Krupiak z miętą (krzeszowska wersja piroga biłgorajskiego)
2 litrowy garnek obranych ziemniaków,
0,5 litr kaszy gryczanej,
2 jaja,
1/2 łyżki mąki tortowej,
1/2 łyżki mąki ziemniaczanej, (raczej więcej niż mniej)
1/4 kostki masła,
max 1/2 szklanki śmietany.
pieprz ziołowy, suszona mięta.
Ugotować ziemniaki, odcedzić pozostawiając wody sięgającej połowy objętości ziemniaków, rozdrobnić widelcem, zasypać kaszą, dodać masło, wymieszać i poczekać aż się zaparzą i wystygną.
Dodać soli, pieprzu ziołowego, jaj, mąki, dobrze wymieszać (wyrobić) i przełożyć do przygotowanej foremki keksowej.
Piec od godziny do półtorej
Doskonalenie:
Kartofle gotować w wywarze z grzybów, a te potem dodać do masy.
Masę można wzbogacić twarogiem, czosnkiem, cebulą, boczkiem wędzonym i wszystkim innym, ale wtedy nie będzie to krupiak biłgorajski.
Masę można wsadzać w ciasto francuskie.
Ha, i jeszcze coś – u Brzucha jest kasza nieugotowana, ona dlatego ma być wrzucona do tych potłuczonych, gorących ziemniaków z wodą, w której się gotowały, żeby zaabsorbowały tę wodę.
I to wystarczy, bo pamiętam, że za pierwszym razem (teraz drugi) krupiak mi się udał i kasza w zębach nie trzeszczała.
Za pierwszym razem podałam z kwaśną śmietaną, ale myślę, że to znakomita rzecz do podania z sosem grzybowym.
Cichalu,
ja wczoraj szukałam moich diakrytyków.
Kobity (Danuśka i Salsa) – mieszkacie w jednym mieście, a cóż to za problem umówić się od czasu do czasu na wspólne zakupy? 😉
Poza tym nie ma to jak wymówka – no, kupiłam (tu dowolne wstaw), bo mnie Danuśka (ew. odwrotnie, Barbara) namówiła, samej by mi do głowy nie przyszło 🙄
Tylko chłopów się na takie wyprawy nie zabiera!
Leno,
serdeczne dzięki, skopiuję do przepisów. No patrzcie, uderz w stół – odezwą się ci, których dawno nie widzieliśmy 🙂
Mój krupiak już dochodzi.
Alicjo-póki co jesteśmy umówione z Salsą oraz kuzynką Magdą na drobne szaleństwa pojutrze, czyli w Tłusty Czwartek 🙂 Tym razem Małgosia, Jolinek ani Rzep nie mogą niestety dołączyć.
Jest nowy wpis!