Puszczeni z torbami

Od kilkunastu dni płacimy za plastikowe torby na zakupy. Niby nie są to duże sumy, nie liczą się w budżetach, bo cóż może znaczyć 30 groszy przy zakupach za 50 czy 100 złotych?

Już słychać, choć nie wiem, czy to prawda, że cena plastikowych toreb ulegnie podwyżce. Ale jeśli ktoś wydaje 30 groszy, wyda bez kłopotu również nieco więcej, kiedy torby będzie potrzebował. Ruszają też pełną parą firmy produkujące doskonale sprawdzające się, zwijane w mały pakuneczek, torby na zakupy z materiału. Że tak jest, widzę zresztą w moim sklepie, gdzie jest ich wiele, do wyboru, do koloru, za 3–4 złote. Wystarczą na co najmniej kilka miesięcy.

Jednak każdy wie, że nie chodzi o oszczędność, wynoszącą przy każdych zakupach ułamek procentu wydawanych sum, ani nawet o zebranie pieniędzy, które mogą być przeznaczane na dbanie o środowisko. Rzecz w tym, abyśmy nabrali nawyku, przekonali się, że plastikowe opakowania nie są nam niezbędne w takiej ilości, jak to było dotąd. Wszyscy wiemy, że po dużych zakupach mamy pełen kosz opakowań. Oczywiście, odpowiednie opakowanie bywa czasem niezbędne, aby nie przynieść do domu rozgniecionych owoców, potłuczonego szkła lub zarysowanych garnków. Idzie o to, aby opakowań było tyle, ile trzeba, a także aby po użyciu dawać im drugie życie, używając ich do powtórnego pakowania lub wrzucając do odpowiedniego pojemnika do recyklingu.

A torby składane to doskonały pomysł. Tylko starsi pamiętają siatki, które nosiło się w czasach słusznie minionych, na wszelki wypadek, bo może po drodze do domu zobaczymy, że rzucili pomarańcze, przecier pomidorowy lub konserwy rybne. Wyjmowało się wtedy złożoną w mały węzełek siatkę i dumnie kroczyło ze zdobyczą. Czasem w tramwaju „łapało się” na oczka siatki przystojnych chłopaków, dzięki czemu nawiązywano płomienne flirty.

Inne czasy, inne torby, ale warto kupić „wielorazówkę”, całkiem bez romansowych celów. Szczególnie podobają mi się torby z IKEA: bez rzepów, guzików lub nap, po prostu wciskaną we własną kieszonkę.