Puszczeni z torbami
Od kilkunastu dni płacimy za plastikowe torby na zakupy. Niby nie są to duże sumy, nie liczą się w budżetach, bo cóż może znaczyć 30 groszy przy zakupach za 50 czy 100 złotych?
Już słychać, choć nie wiem, czy to prawda, że cena plastikowych toreb ulegnie podwyżce. Ale jeśli ktoś wydaje 30 groszy, wyda bez kłopotu również nieco więcej, kiedy torby będzie potrzebował. Ruszają też pełną parą firmy produkujące doskonale sprawdzające się, zwijane w mały pakuneczek, torby na zakupy z materiału. Że tak jest, widzę zresztą w moim sklepie, gdzie jest ich wiele, do wyboru, do koloru, za 3–4 złote. Wystarczą na co najmniej kilka miesięcy.
Jednak każdy wie, że nie chodzi o oszczędność, wynoszącą przy każdych zakupach ułamek procentu wydawanych sum, ani nawet o zebranie pieniędzy, które mogą być przeznaczane na dbanie o środowisko. Rzecz w tym, abyśmy nabrali nawyku, przekonali się, że plastikowe opakowania nie są nam niezbędne w takiej ilości, jak to było dotąd. Wszyscy wiemy, że po dużych zakupach mamy pełen kosz opakowań. Oczywiście, odpowiednie opakowanie bywa czasem niezbędne, aby nie przynieść do domu rozgniecionych owoców, potłuczonego szkła lub zarysowanych garnków. Idzie o to, aby opakowań było tyle, ile trzeba, a także aby po użyciu dawać im drugie życie, używając ich do powtórnego pakowania lub wrzucając do odpowiedniego pojemnika do recyklingu.
A torby składane to doskonały pomysł. Tylko starsi pamiętają siatki, które nosiło się w czasach słusznie minionych, na wszelki wypadek, bo może po drodze do domu zobaczymy, że rzucili pomarańcze, przecier pomidorowy lub konserwy rybne. Wyjmowało się wtedy złożoną w mały węzełek siatkę i dumnie kroczyło ze zdobyczą. Czasem w tramwaju „łapało się” na oczka siatki przystojnych chłopaków, dzięki czemu nawiązywano płomienne flirty.
Inne czasy, inne torby, ale warto kupić „wielorazówkę”, całkiem bez romansowych celów. Szczególnie podobają mi się torby z IKEA: bez rzepów, guzików lub nap, po prostu wciskaną we własną kieszonkę.
Komentarze
Dzień dobry 🙂
Wrócił śnieg i tak ma być – ostatecznie to zima, nie pora deszczowa w tropikach 👿
Aż dziw, że tak długo zwlekano z tą decyzją i chyba naciski UE miały na to wpływ. Dla mnie to oczywiste, że w torebce mam zawsze złożoną siatkę na zakupy. Robię tak od lat, ale jestem raczej wyjątkiem. Myślę, że to dopiero mały krok w walce z zalewającym nas plastikiem.
Danuśka,
zdziwił mnie ten kieliszek na fajansowej nóżce. Moja znajoma posiada wyłącznie zastawę z Bolesławca. Tylko kieliszki i szklaneczki do napojów są ze szkła. Zastawiony stół wygląda zawsze bardzo kolorowo. A tu okazuje się, że szkło i ceramika mogą tworzyć jedną całość.
Bardzo jestem za starodawnymi torbami – u nas funkcjonuje to od wielu lat, a niektóre sieci spożywcze od czasu do czasu miewają promocje i dają spore, solidne torbiszcza, wystarczające na lata wręcz, o ile zakupy są powyżej kilkudziesięciu $$$, co przy dzisiejszych cenach warzyw jest całkiem osiągalną sumą. Mamy kilka takich toreb. Popieram raz jeszcze.
Chodzi o to, że nawet te eko-plastiki rozpadają się w przyrodzie bardzo długo, a przecież nie chcemy zanieczyszczać Matki Ziemi dla naszych pra-pra-pra…wnuków!
http://en.tignes.net/webcams <–tu szusuje rzep(a) dzisiaj, -4c i słońce!
Żeby kamera działała na żywo, trzeba kliknąć na zdjęcie, ale teraz za późno, bo kamera na żywo jest do 16-tej 🙁
W każdym razie pięknie tam, nie tylko dla narciarzy!
prawie dobry wieczór …
u mnie teraz zupy też królują … jak się wraca do domu to szybko można podgrzać i zjeść .. jutro zrobię taką …
http://copysznego.pl/przepis/zupa-szpinakowa/
test…
Test na wklejanie….przy okazji dobry artykuł 😉
http://www.newsweek.pl/kultura/katarzyna-grochola-krolowa-jest-jedna-newsweek-pl,artykuly,285792,1.html
Mam kilka wielorazowek. Jedne dostalam przy okazji zakupow inne kupilam za grosze. W sklepach od chyba roku sa juz torebki papierowe. Sa tez eko – plastiki,ale nie w takich ilosciach jak kiedys. Idac na targ zabieram ze soba kilka torebek papierowych aby wsadzic owoce czy jarzyny. Ostrygi dostaje do tego samego woreczka plastikowego ( platnego) i myje go po wyjeciu ostryg.
Pogoda fatalna. Ide do kina na 1830.
Propozycja materacowa – tanie, lekkie, zawsze można zostawić u kogoś znajomego w Polsce i na przyszłość jak znalazł 😉
Podwójne też są, do wyboru.
https://jysk.pl/ogrod/materace-dmuchane/materace-dmuchane/materac-dmuch-velour-s76xd191xw22cm
U nas też od dawna były torby papierowe (i są nadal w sklepach alkoholowych, bo nie można butelki bez opakowania wynieść ze sklepu na widok publiczny!), ale zrezygnowano, bo szkoda drzew, chociaż te torby były robione z makulatury.
W sklepach spożywczych wystawia się też dla klientów kartonowe pudła po produktach, można sobie je wziąć zamiast torby.
Słońce!
cichal
24 stycznia o godz. 16:55 572806
Alicjo, lądujemy po południu. Szkoda,że nie o tej samej porze. Byłaby siurpryza!
Myślę, że do tego czasu byśmy się dogadali, kto kiedy i o której przylatuje 😉
(przy okazji test na wklejanie…)
może nie z pietruszki a np. dyniowa z jabłkiem … i kaszanka …
http://odczarujgary.pl/krem-z-pietruszki-z-kaszanka-i-jabluszkiem/
Dla mnie to obraza kaszanki – w zupie??? Ale możliwe, że komuś posmakuje.
Z bolesławieckim kieliszkiem mam kłopot, bo ta ceramiczna nóżka nijak mi do szklanej góry nie pasuje, a nóżka jest zwyczajnie topo-rna. To nie kieliszek do jajek na półmiękko, to kieliszek do wina!
Ceramiczne kubki i filiżanki „robią źle” na smak herbacie. Tylko porcelana i ewentualnie szkło. Można zrobić eksperyment, wlać herbatę do ceramiki i do porcelany/szkła. Smak jest inny, każdy herbaciarz to wyczuje.
Misiu K. i Ewo C. – dzięki za porcelanowe, pamiątkowe skorupki porcelanowe, wspaniale się z nich pije i przy okazji wspomina 🙂
Wiem, co przeszkadzało w powyższym tekście i czego Łoter nie lubi…
Otóż nie lubił słowa „topor-na”. Ta nóżka ceramiczna od kieliszka bolesławieckiego 🙄
Kaszanka pojawia się czasem w różnych ulepszonych przepisach, pamiętam z jakiejś stołówki pierogi z kaszanką, nie były przebojem 🙁
Alert materacowy odwołany za sprawą Anioła Stróża!
Pierogi z kaszanką wyobrażam sobie, zwłaszcza odsmażane, ale nigdy w wydaniu stołówkowym, tylko domowym!
U nas dzisiaj gołąbki z zamrażarki, zakupione kiedyś przez człowieka głodnego, który wstąpił do nas po drodze niezapowiedziany, a przecież powinien wiedzieć, że zawsze coś się znajdzie jak nie w garach, na świeżo, to w zamrażalniku!
Nie wyrzucimy tych gołabków, zjemy.
Dziś na obiad były pierogi z zamrażarki, jeszcze sprzed świąt – mąż jadł te z mięsem, a ja moje ulubione z kapustą i grzybami. Smakowały fantastycznie, aż mąż uśmiechał się na te moje zachwyty.
Nawet nie bardzo się orientuję, jakie bywają obecnie kaszanki, bo kupuję tylko od czasu do czasu krupnioki, które obieram potem z cienkiej skórki, kroję wzdłuż na połowę i podsmażam na patelni z cebulką. To danie dla męża, ale rzeczywiście jest smaczne, bo próbuję w czasie smażenia. Z bardzo dawnych lat, kiedy bywałam u rodziny na Śląsku, pamiętam gorące krupnioki z wody spożywane gdzieś w plenerze.
A konkretnie w Parku Kultury w Katowicach, co zostało uwiecznione na czarno- białej fotografii.
Słowo „zdradził(a), ujawnił(a)” i tym podobne zastąpiło w prasie (nie tylko kolorowej!) zwyczajne i niezbyt podniecające dawne – powiedział, powiedziała.
Zdradzić to można człowieka albo ideę, albo coś w tym rodzaju, a nie wypowiadając opinię na temat koloru ścian w sypialni!!!
A swoja droga jak mam tzw. doła, to nic lepszego, jak poczytać plotki – celebryty to dopiero ale mają problemy;)
Alicjo! Dziennikarstwo, jako gildia, już się skończyło. „Pisać każdy może, jeden lepiej, drugi gorzej”… W ponurych czasach PRL, że dostać prawo mówienia do mikrofonu w Radiu, trzeba było zdać ponury egzamin na „Kartę mikrofonową”. Suzin też zdawał! A tero słyszysz, jak mówiom. A propos bizancjum w prasie. Już nie ma informacji. Jest wiedza. Nie mam wiedzy w obszarze tego tematu – mówi facet spytany o godziny zamiatania ulicy. Jest śmiesznie, a będzie jeszcze śmieszniej… niestety, jak mawiała Maria Czubaszek.
Dodam, że za dawnych niesłusznych czasów mojej młodości, kiedy marzyłam o zawodzie dziennikarza/reportera, najpierw należało skończyć po szkole sredniej jakieś studia, a potem podyplomowe studium dziennikarskie (wiem, bo się dowiadywałam!), bodaj 2 lata, żeby zostać dziennikarzem z legitymacją. Wtedy dyplom był chyba wymagany.
Ja marzyłam o tym w podstawówce (potem też), i chciałam być takim Kapuścińskim (o którym wtedy nawet nie słyszałam!), bo wyobrażałam sobie, że taki reporter jeździ po świecie i pisuje reportaże stamtąd…
Alem głupia była! Nic nie szkodzi, całe życie człowiek się uczy, albo nie 😉
A reportaże z podróży po świecie z ochotą zdawałam na blogu, mniej lub bardziej udatnie 🙂
Udatnie Młoda Damo, udatnie! Czytałem z przyjemnością. Uznaj to nie jako komplement, tylko jako fachową ocenę, bo byłem dziennikarzem, reportażystą z odpowiednim fakultetem i zatrudnieniem. Szkoda, że to czas przeszły dokonany. Taka biologia, ale przed Tobą – przestrzeń działania!
Dzień dobry,
Bardzo mnie ucieszył wpis Pani Basi, chociaż chyba w Polsce za lepsze torby plastikowe płaci się już od dłuższego czasu. Od pierwszego stycznia tego roku podobne prawo wprowadzono w całym Suffolk County, w hrabstwie Suffolk, gdzie mieszkam. Płaci się za wszystkie torby, zarówno plastikowe jak i duże, mocne torby papierowe (nie widziałem takich w Polsce), symboliczną kwotę 5 centów za każdą. Dla pracującego Amerykanina, to tyle co nic, ale obserwuję efekt. „Na oko” około 90 procent kupujących przynosi własne torby, przedtem nie więcej niż 5 procent. Chyba wprowadzony przepis dał do myślenia – nie zaśmiecajmy, nie niszczmy tego co jeszcze zostało!
Czekam jeszcze na wprowadzenie zakazu trzymania silników na chodzie bez jakiejkolwiek potrzeby. To jest tutaj jakimś kretyńskim rodzajem szpanu – silniki pracują bez najmniejszej potrzeby gdy właściciel samochodu lub częściej pick-up’a poszedł na śniadanie lub lunch. Trwa to często pół godziny, godzinę… Kradzieże tak pozostawionych samochodów praktycznie nigdy się tutaj nie zdarzają.
Dobranoc 🙂
Już od wielu lat na targ zabieram koszyk, a do supermarketu obszerne i porządne torby na zakupy. Torby bywają różne, niektóre z przesłaniem 🙂
https://1.allegroimg.com/s400/065260/730353cf413fbd4d8ba6db3d5471
Apel
Dąż
Wciąż
A i ty
Osiągniesz szczyty.
Autor ten sam, co w dniu wczorajszym.
Do posiadania ze sobą świeżo (lub starszo) wypranych płóciennych siatek przyzwyczaiłam się dwie dekady temu w Monachium — cóż za kontrast z nadobfitością gratisowych toreb Sainsbury, pobieranych bezmyślnie przez brytyjskie rodziny!*
Wówczas te moje starannie poskładane torby budziły w Polsce pewne zdziwienie, ale wszyscy przyznawali jedno – czysta (czasem nawet wyprasowana) kremowość dobrze się komponuje z każdym przyodziewkiem, z długim czarmym płaszczem wełnianym też (czego nie można powiedzieć o plastikowych szkaradzieństwach wielobarwnych, w których na przykład niesiesz na cmentarz znicze i wkłady).
Bardzo szybko, już na początku milenium, z takim asortymentem wystartowały sklepy z płytową klasyką, delikatesy klasztorne, sklep UJ w Collegium Maius, punkty pamiątkarskie na Grodzkiej, Floriańskiej itd.
— Gustowne kolory, prestiżowe nadruki (np nutki Chopina, herb Alma Mater… 🙄 ) spowodowały, że rzecz szybko upowszechniła się w pewnych kręgach.
W moim zestawie wciąż przeważa czysto-kremowy kontyngent monachijski, ale mam i firmówkę Siemensa, i zielono-nadrukowy apel Zielonych o poszanowanie Umweltu, i polskich benedyktynów tynieckich, ostatnio zaś kilka reklamówek farmaceutycznych (pomysłowość potentatów z powodzeniem nadąża za modami i ustawami). Do tego czerwone marco polo.
Na cześć finalnego domknięcia sprawy plastików hipermarketowych** może sobie wreszcie kupię to granatowe „Jagiellonian Uniwersity”… choć cena zaporowa… 😈
Jako opakowanie zgrabnego pakiecika sprawdza mi się woreczek po rękawicach kuchennych. Przed pakowaniem zakupów wrzuca się go na dno, gdzie czeka na „powrotne zminimalizowanie” torby (jeśli akurat tym razem nie odsyłamy jej do pralki).
Worki plastikowe wciąż dostajemy tu i ówdzie. Zawsze wykorzystywałam kilkukrotnie; na końcu lądują jako wyściółka koszy na śmieci i odpadki.
____
*choć trzeba przyznać, że już około ’96-’98 zaczęto tam eksperymentować z jednopensowym „recyklingiem” – oczywiście śmiech na sali (te jednopensówki), ale jakiś początek drążenia świadomości zrobiono
**spośród przeze mnie odwiedzanych sklepów do końca ociągał się tylko Auchan; Tesco, Lidl, Carrefour i wiele innych wprowadziły opłaty już dawno temu
dzień dobry …
u nas też torby płatne np. w Biedronce siedem groszy najtańsza … tylko te małe do ważenia są darmowe …
są już plusy i podobno ma być wkrótce +10 …
O czym każdy facet (młodszy niż ja oczywiście) może marzyć, myśleć. Twarz meksykańskiej dziewczyny na trybunach mówi tak wiele….
Ach!, Ja, stary, mogę to już tylko między bajki włożyć, ale posłuchać lubię… Pamięć jeszcze nie najgorsza… 🙂
https://www.youtube.com/watch?v=gNCxzbW9mtY
Dobranoc 🙂
Nowy nie bądź zachłanny … masz piękna twarz w domu …
worki i torby mogą być takie urocze … 😉
słońce i cieplej tylko smog jak smok czyha … mimo to idę połazić po okolicy …
No prosze, to okazuje sie, ze Polska jest –> tak sie dawniej mówiło, ,, 20 lat za murzynami ” 🙄 a przynajmniej za sercem Afryki, Ruandą.
znajomy niedawno opowiadal swoje wrazenia z pobytu w Ruandzie. tam jest calkowity zakaz plastikowych toreb. tuz po wyladowaniu nadawane sa poprzez glosniki komunikaty, ze plasikowe torby beda konfliskowane. i najpozniej podczas celnej kontroli precyzyjne oko urzednika konfliskuje plastikowe torby.
nikt z tam mieszkajacych nie wpadnie na idee by ten przepis lekcewazyc.
po pierwsze nie sa takowe nigdzie osiagalne, tyklo papierowe tutki
po drugie kary za uzywanie plastik tutek grozi kara ponad 120 euro, a to jest polowa miesiecznej sredniej wyplaty 🙄
efekt jest, tamtejsze ulice podziwiane sa nie tylko w calej Afryce.
efekt estetyczny tego zakazu jest wazniejszy niz ekologiczny.
przed paroma dniami bylem w pare godzin w Szczecinie. jeszcze dzis wykaszkuje plastikowe torby, ktore krążą w powietrzu po spaleniu. w okolicach Poznania wcale nie jest lepiej. ciarki mnie juz dzisiaj biora na sama mysl, bo bede w weekend w tamtejszych stronach. ale dam jeszcze raz rade 🙄
O twarzy meksykanki marzy facet???
Dzień dobry.
https://www.youtube.com/watch?v=MD8yv06XUhk
Kocham Pana, Panie Janie, pozdrowienia na Chmurkę do Pana!
..no i, skoro już temat został poruszony:
https://www.youtube.com/watch?v=fnS1C_3swCQ
https://www.youtube.com/watch?v=gN5Ib0LS6aY
Ale sami sobie wybieramy drogi, którymi idzemy. Mogliśmy każdymi ścieżkami i wielkimi drogami, albo średnimi… czasu się cofnąć nie da, więc cieszmy się tym , co było i jeszcze się zdarzy, bo zdarzy się na pewno!
https://www.youtube.com/watch?v=61iBRYalwi4&list=RD61iBRYalwi4&t=6
Ojej, piersze widzę taki duet! Wspaniały!
https://www.youtube.com/watch?v=9rpyzlyGTg4
Dzisiaj mam dzień Niemenowy i znalazłam taką oto perełkę
Niemen na tych organach Hammonda, co to pierwsze były w kraju i on pierwszy na nich wydziwiał. I wtedy, przynajmniej dla mnie, Niemen się skończył się dla mnie muzycznie.
https://www.youtube.com/watch?v=z26gND6K4O4
ostatnio pojawja sie tutaj cala masa komentarzy tak mocno uzytecznych jak strzelanie slepego do golebi w bezgwiezdna noc 🙄
Łącznie z Twoim, bezdomny, łącznie z Twoim 😉
Lataj – to tylko i wyłącznie jedyny sposób spędzania czasu, prawda? Stosownych wiatrów życzę!
https://www.youtube.com/watch?v=h-8wU420W_0
https://www.youtube.com/watch?v=esJ7FR_p3a4
Temu też dobre wiatry są potrzebne.
Pisać – źle, bo bezdomnemu się nie podoba, nie o wiatrach i tak dalej, czyli nie na temat. Nie pisać – Jolinek przywołuje do klawiatury, że jakże to tak, nikt się nie odzywa.
Jak żyć, jak żyć ???
Nikomu nie dogodzisz 🙁
Na przykład mnie jest bardzo brak babilasa. Bardzo!!!
Alicjo jest u Bobika jak jest … możesz tam popisać i podyskutować ..
a tu moje wołanie jak krzyk ma puszczy … ale co tam … kto chce to pisze … kto chce to czyta …
Mnie również bardzo żal, że Babilas przestał się do nas odzywać 🙁
Niecodzienna roślina i oryginalne połączenie:
http://sklep.plantarium.pl/kategoria/rosliny/oplatwa-z-ametystem
A wracając jeszcze do toreb i zakupów to bardzo lubię takie koszyki:
http://www.liberty-bag.com/images/shop/product/bba9fe2699d63c049f6ceb22ace15d3a.jpg
Jolinku,
już kiedyś wspominałam o tym, że na blog Bobika nie mam wejścia. Próbowałam się dowiedzieć dlaczego, ale nikt mi nie odpowiedział. Z tego co wnioskuję, jestem zablokowana i tyle, nie wiem, z jakiego powodu. Nie – to nie, rzadko kiedy tam „dyskutowałam”, poczytać lubiłam.
dla mnie najlepszy jest plecak …najpierw idę obejść okolicę .. a potem do sklepu … i kręgosłup zdrowy … 😉 … koszyk super wygląda ..
do poczytania …
http://muzyka.onet.pl/alternatywa/robert-brylewski-kochaj-blizniego-jak-siebie-samego-kogo-to-dzisiaj-obchodzi-wywiad/lndeke
Brawo Ostrołęka!
http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/7,114883,22944403,pawlowicz-stracila-prace-na-uczelni-w-ostrolece-za-wpis-o-smierci.html#Czolka3Img
Ostrołęka nic nie ma do tego Alicjo … tam świętują na każdym kroku PiS .. to raczej Uczelnia się zachowała właściwie …
Miałam dziś sympatyczny, muzyczny wieczór. W Teatrze Roma odbyła się premiera James Bond Live on Tour
https://tixer.pl/007-james-bond-live-1-warszawa-2018-01-25-1800,610,10759.html
Muzyka i piosenki z „Bondów”. Bilety dostaliśmy w prezencie gwiazdkowym.
Małgosiu dobry Mikołaj … 🙂
dla amatorów tart …
http://www.planeta-smaku.pl/2018/01/tarta-na-spodzie-z-marchewki.html
Jolinku,
bardzo lubię Twoje nawoływanie do stołu, to jest bardzo w Pyrowym stylu i założę się, że wcale o tym nie myślałaś, że się na Pyrę stylizujesz – tak wyszło!
Wracając do Ostrołęki, nasz Miś na pewno nie świętuje.
Uczelni w Polsce przybyło, oj przybyło, ale ilość nie idzie w jakość,
dyplom z tych prastarych, za wrażego i słusznie… itd systemu liczy się bardziej, niż dyplom z Koziej Wólki. Ale do czasu, bo wymierają ci z dyplomami z prastarych uczelni, a i uczelnie już nie takie. No i niech ta, czasy się zmieniają i tak ma być.
Prezydent skończył dobry Uniwersytet … i co z tego … gorzej niż źle …
Alicjo ja zagajam bo czasem tylko ja piszę i smutno mi … a czasami się martwię gdy ktoś milczy i pytam ..
Panna Krysia straciła pracę, a za chwilę w odwecie zamkną szkołę… Oko za oko.
Od 2 stycznia mamy nowy most (zastępczy). Od rana czterech umyślnych z łopatami i lepikiem łata dziury. Most na czas remontu został zamknięty. Władze miasta mówią , że popękał bo miał popękać. Popękania zostały zaplanowane 🙂 Na całej długości , dziura przy dziurze na obu jezdniach. Prałat i infułat wodą święconą poświecił podczas otwarcia. Mówią, że mu nie zpłacili za użycie kropidła. Mają za swoje. Nie na darmo mówili po wyborach, że Polska będzie Ostrołęką Europy…
Jolinku,
co prawda to prawda 🙁
A panna Krysia (…panna Krysia, królowała na turnusach nie od dzisiaj*) na pewno znajdzie sobie robotę, bo jest nadzwyczaj obrotna.
Przez drugą połowę dnia kaszlałam i kichałam tak, że myślałam – ani chybi, złapałam grypę, która ponoć grasuje na tym kontynencie. Z moim szczęściem to całkiem możliwe, 2 dni temu wyszłam z domu między ludzi, mogłam złapać. Na wszelki wypadek napakowałam się aspiryną i co? Przespałam się parę godzin i mi przeszło!
To wcale nie była żadna grypa, na szczęście. No i jakoś trzeba spędzić noc, spać mi się już nie chce. Po Grocholi przyszła kolej na Newerlego Igora, mam zaledwie 3 książki (w czytaniu „Leśne morze”) i nie pamiętam wcale a wcale lektur z podstawówki – Chłopiec z Salskich Stepów i Archipelagu ludzi odzyskanych oraz Pamiątka z celulozy. Ta druga i trzecia nie wiem, czy były lekturą, ale czytałam ją w czasach podstawówki.
Wielkiego dorobku Newerly nie ma, ale co napisał, to napisał smakowicie. Niezrównany opis tajgi chińskiej w „Leśnym morzu”, kiedy czytam, to po prostu czuję, że za chwilę z gęstwiny wyskoczy tygrys i mnie pożre! Albo irbis, też kociaczek piękny.
https://www.google.ca/search?q=irbis&client=ubuntu&hs=n2H&channel=fs&dcr=0&tbm=isch&source=iu&ictx=1&fir=5ZjDabczxoFWQM%253A%252Cju2NNdP20HwBUM%252C_&usg=__itUfAIElB_CfeROg62FhgBevdco%3D&sa=X&ved=0ahUKEwjruZOF1_TYAhUS3WMKHXrrCwMQ9QEIMDAB#imgrc=5ZjDabczxoFWQM:
Na półkach mam jeszcze „Wzgórze błękitnego snu” oraz „Zostało z uczty bogów”, jedna piękniejsza od drugiej. Jak to dobrze, ze pamięć mam dobrą, bo krótką 😉
*Zdecydowanie wolę pannę Krysię z „Jesteśmy na wczasach” nieodżałowanej pamięci Wojciecha Młynarskiego
Bardzo ciekawy wywiad – słyszałam o zespole „Brygada Kryzys”, ale ich w ogóle nie pamiętam, bo kiedy oni zaczynali i było o nich głośno w Polsce, to mnie już tam nie było i przez jakiś czas (lata 80-te) mało do mnie docierało. Internetu jeszcze nie było 🙂
Ale miałam zaprenumerowaną „Politykę”, jeszcze jako płachtę sporą i dochodziła do mnie z miesięcznym opóźnieniem. Mogła pocztą lotniczą, „tylko” tydzień-10 dni opóźnienia, ale to nie było warte tych pieniędzy, a gazetę prenumerowała mi niespecjalnie majętna siostra.
Bardzo bliskie są mi poglądy tego pana. Prawie moja generacja, chociaż młodszy o parę dobrych lat. Warto przeczytać.
http://muzyka.onet.pl/alternatywa/robert-brylewski-kochaj-blizniego-jak-siebie-samego-kogo-to-dzisiaj-obchodzi-wywiad/lndeke
A wracając do wypowiedzi Kryśki…ona też jest jakąś patologią, bo samotna, bezdzietna i tak naprawdę cholera wie, co ona jest za jedna 🙄
Nie ma czegoś takiego, że tak zwanego „normalnego człowieka” przerabiasz na „patologicznego” geja. No ale panna Krysia o tym nie wie. Ciekawa jestem, jakich ona ma przyjaciół, jeśli w ogóle…podobnie jak ciekawi mnie, jakich przyjaciół, poza Kotem, ma Jarosław K.
dzień dobry ..
Alicjo mnie się trudno wraca do książek przeczytanych w latach młodości nawet tych ulubionych jak np. Hemingwaya … kiedyś czytałam z ciekawością Żukrowskiego a teraz mi nie po drodze … jedynie stare kryminały mi wchodzą nawet po kilka razy … 😉
propozycja na obiad …
http://www.mirabelkowy.pl/2018/01/leniwe-gorgonzole-z-bazyliowym-pesto.html
Jolinku,
no właśnie – ja akurat nie za bardzo z Hemingwayem, przerobiłam go w czasie lektur i nigdy nie wróciłam. Ale Żukrowskiego „Kamienne tablice” wspominam całkiem-całkiem i na pewno chciałabym przeczytać po raz wtóry. Kojarzy mi się ta powieść z powieścią kanadyjskiego autora Michaela Ondaatje „Angielski pacjent”, być może znacie film pod tym tytułem, znakomity zresztą:
https://www.youtube.com/watch?v=HsQeJ4CDna8
Jolinku,
wielkie dzięki za zagajanie 🙂
A jednak złapała mnie senność, więc się udawam do wyrka, dobranoc 🙂
I dzień dobry Po tamtej stronie Wielkiej Kałuży! Przy okazji machanko dla naszych Aussies 🙂
Alicjo-może już czytałaś kiedyś ten artykuł, jeśli nie to znajdziesz w nim garść informacji na temat Krystyny Pawłowicz:
https://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/kraj/1535293,1,odwieczny-klopot-pis-z-prof-krystyna-pawlowicz.read
ja mam wyrobione zdanie o tej pani i nie czytam o niej a co sama pisze …
a Wy jak wykorzystujecie mięso z rosołu? .. ja robię krokiety lub galaretki … jutro ugotuję gar na cały tydzień …
http://pat-elnia.blogspot.com/2018/01/8-sposobow-na-wykorzystanie-miesa-z.html
pogoda byle jaka ale trzeba iść …
Jan Sztaudynger
Reguły sitwy
Zero do zera,
A będzie kariera.
Gotuje dzisiaj mieso rosolowe, ktore bedzie baza do farszu na pierogi. Kupilam tez ugotowana kiszona kapuste i pieczarki. Wieczorem przygotuje farsz a jutro bede robila pierogi. Pomysle tez o krokietach, nigdy ich nie robilam. Kupilam tez pol krolika aby przygotowac ulubione danie Bernarda. On bedzie jadl krolika a ja pierogi.
O 1400 zaczynam moj 8 kilometrowy marsz. W kazdy piatek ( jak nie pada ) maszeruje z grupa po okolicach, raz nad oceanem a innym razem w lesie. Uczestnicy marszu sa bardzo sympatyczni.
Pójdę za przykładem Jolinka i ugotuję rosół. Może też wykorzystam któryś z ośmiu pomysłów, chociaż mam w domu Łasucha, który lubi gorące mięso prosto z rosołu wyjadać.
Danusiu – podobają mi się i lubię te Twoje „Sztaudyngery”…
U mnie też rosół w planie. Widać pogoda taka rosołkowa! Mięso wykorzystuję rozmaicie,zależnie od humoru i okoliczności na pierogi,paszteciki,krokiety.Czasem mrożę na przyszły pasztet albo robię w sosie musztardowym, chrzanowym czy koperkowym. Możliwości jest wiele.
Małgosiu-bardzo się cieszę, bo kocham fraszki Sztaudyngera 🙂 Swego czasu nabyłam drogą kupna pięknie wydany tom tej literatury i ostatnio pomyślałam, że zostawię tę książkę przy komputerze, a potem zobaczę, co z tego wyniknie 🙂
Jolinku-mięso rosołowe najchętniej drobno siekam, dodaję warzywa i stosuję jako farsz do naleśników.
Elu-właśnie podczas takich marszów, czy wędrówek moja, świętej pamięci teściowa, poznała drugą miłość swojego życia i przeżyła kolejne piękne lata swojego życia.
Marie-Louise odbywała swoje wycieczki w tych okolicznościach przyrody:
https://dailygeekshow.com/wp-content/uploads/2016/01/Une_Auvergne-volcans.jpg
Od zawsze opowiadam, że kocham wszelkie kluchy i makarony zatem nie zdziwi Was wiadomość, że kupiłam dzisiaj „Schwabiche Spatzle Chog”. Wprawdzie Łasuchy nie powinny się przyznawać do tego, że kupują jakieś gotowe dania, ale czasem nie ma innego wyjścia. Przyznam szczerze, że kuchnię niemiecką znam marnie, ale są tam dania, które wydają się bardzo smakowite. Czy nasi Blogowicze z Niemiec i Austrii mogliby opowiedzieć trochę o tej kuchni? Mam wrażenie, że jest tam wiele dań, które polubię 🙂
Czy możecie mi podpowiedzieć, jak najlepiej podać te spatzle ?
Asiu-czy mogłabyś znowu być z nami? Zawsze bardzo mi brak Twoich wpisów.
Ela pisze, że kupiła gotowaną kapustę kiszoną. Dobre rozwiązanie. U nas nie spotkałam takiej kapusty.
Szpecli jeszcze nigdy nie jadłam, ale pewnie w smaku nie różnią się zbytnio od innych makaronów.
Dziś obiad jem sama, więc szybko ugotuję trochę jakiejś kaszy.
Jeśli chodzi o rozrywkę, to widziałam ostatnio w kinie polski film ” Exterminator”. Znajoma, która wcześniej była na tym filmie, twierdziła, że wraz z córką zaśmiewały się od początku do końca. Owszem, było wiele zabawnych scen, ale bez przesady. Wszystko było przewidywalne od pierwszej sceny, a happy end oczywisty. W sumie nie było źle, tylko wolałabym więcej prawdziwego życia. Ale to rzecz gustu. Opowiadałam o filmie koleżance, a ona na to, że uległa namowie siostry, zachwyconej filmem ” Narzeczony na niby”/ też polska produkcja/ i wybrała się na ten film z mężem. Sam tytuł wskazuje, jakiego rodzaju to film i kto się na niego wybiera i jest zawiedziony, sam jest sobie winien. Koleżanka naiwnie zaufała siostrze, zdziwionej potem jej rozczarowaniem. A film był beznadziejny. W sprawach polskich komedii filmowych trudno ufać opiniom znajomych. Ale czytam, że tego ” Narzeczonego ..” obejrzało ponad pół miliona osób. Są gusta i guściki. Ja bardzo zazdroszczę tej mojej znajomej i siostrze koleżanki, które ubawiły się w kinie. Też bym tak chciała, ale niestety, jestem jakaś wybredna.
Nie jestem specjalistką od kuchni niemieckiej, ale po rodzinie krąży opowieść jak to mój domowy Łasuch siedząc w jakiejś knajpce nad rzeką w Ulm, wypatrzył jakieś danie, które wielu gości miało na stołach. Zadzwonił więc do syna, żeby ten porozmawiał z kelnerką i zamówił mu to danie, a były to Käse Spätzle 🙂
Z kuchni niemieckiej polecam gruene Sosse – osiągalny chyba tylko we Frankfurcie/Menem, który jest kompozycją bardzo smakowitych ziół (chyba siedmiu) i nadaje się do jajek gotowanych na twardo ale wypróbowałam go też jako sos do sałatki warzywnej zamiast majonezu. Nie jest tłusty i pasował znakomicie. Drugim smacznym dodatkiem jest również w Hesji musztarda jabłkowa – Frankfurter Apfelsenf, ciekawa w smaku i bardzo delikatna.Dodatkowo można tam spróbować zupę-krem z marchewki i mango z orzeszkami potraktowaną wytrawnie. Nana
A Ewa wczoraj uwarzyła cudowną zupę z batatów. Podwoiła ilość czosnku (bośmy czosnkowe som) Niestety fety nie było, ale dosoliła swój twarożek i weszło jak marzenie. Dziękujemy za przepis!
Kochani, jak wydostać Żabę z pieleszy? Ma ktoś z Państwa telefon?
o jak miło poczytać koleżeństwo … 🙂
elu pochodziłabym nad oceanem ..
olape i Nana Mi pomachanko … 🙂
sosu chrzanowego nie lubię … wole musztardowy, śmietankowy lub grzybowy …
do poczytania dla zainteresowanych … stary artykuł ale trochę aktualny …
http://www.przegladsportowy.pl/inne-dyscypliny,tomasz-mackiewicz-z-heroinisty-himalaista-mackiewicz-atakuje-k2,artykul,509098,1,307.html
Sosy chrzanowy i musztardowy dla mnie pasują tylko do gotowanego mięsa rosołowego. W innych przypadkach tylko i wyłącznie sos grzybowy zawsze!!!
Jolinku! Narkotyki czynią spustoszenie w organizmie, ujawniające się po latach. Każdy skutek ma swoją przyczynę. Szkoda wielka!
Spätzle to południowo niemiecka specjalność, np.Ulm (Schwaben), ale jadane są wszędzie, u nas na północy też już są. Jadą się je usmażone na patelni z masłem i z tartym serem, wtedy są to Käsespätzle. My jemy je ze sosem jako dodatek do pieczeni mięsnych. Ale bardzo rzadko bo moje wnuki wolą normalny makaron albo kluski.
Robi się te Spätzle z mąki, jaj, wody i soli, ale inaczej niż makaron. Ciasta się nie ugniata, nie wyrabia na stolicy, tylko uciera w misce. Potem bierze się porcjami na specjalną deskę i odcina cienkie kluski i wrzuca od razu na gotującą wodę.
Mnie te Spätzle przypominają polskie lane kluski, które dawniej robiłam do zupy pomidorowej.
Ogólnie o kuchni niemieckiej można powiedzieć że im bardziej na południe tym jedzenie lepsze.
Danuśka
26 stycznia o godz. 9:02 <—dzięki za sznureczek, jakoś ominęłam ten artykuł, chociaż zazwyczaj czytam wszystko, co wydanie internetowe "Polityki" ma za darmo. Chciałam kiedyś zaprenumerować, ale co chwila mi odrzucali to "podanie" z tłumaczeniem, że "wystąpił błąd". Postawiłam Jerzora na baczność, żeby stał przy mnie i pilnował, ż
ebym wszystko wypełniła jak należy – no i co? Śmo, pilnował, wypełniłam jak należy i dalej to samo. Żeby chociaż cholerstwo wskazało, gdzie ten błąd wystąpił 🙄
A wracając do bohaterki artykułu – ta kobieta idzie jak czołg i zmiecie po drodze wszystko, chyba, że na drodze stanie jej podobny czołg. Ale się chyba na to nie zanosi. Można na jej osobę spojrzeć z optymistycznej strony – dobrze, że nie jest w dyplomacji 😉
Pochodzi z Wojcieszowa – a znam, znam te tereny, w Wojcieszowie byłam swego czasu na praktyce geologicznej i mamy tam kolegę Jerzora z akademika, też geologa zresztą. To są piękne tereny.
Jeśli chodzi o moje osobiste autorytety kobiece, to jest nią od zawsze Magdalena Środa i Monika Płatek, moim zdaniem wcale nie "zażarte" feministki, a takie, które chcą dla kobiet znaleźć, otworzyć czy jak to jeszcze określić – należną kobietom pozycję w społeczeństwie. Także w polityce. Moją trzecią "autorytetką" jest Anna Grodzka, która miała niesamowitą wprost odwagę, żeby publicznie wszcząć dyskusję o tej trzeciej płci i sprawach dotyczących takich jak ona osób. Jest ich malutki procent w społeczeństwie, ale jest i nie ma co udawać, że nie ma. Tu moją nieustającą sympatię ma także pan Biedroń. Tych dwoje w polityce sprawia, że Polska jednak nie jest taka "ciemnogrodzka", z przeproszeniem Pani Anny G. 😉
Jak mawiała nasza Nisia (motto Jej wydawnictwa SOL) – sol omnibus lucent. Słońce świeci wszystkim.
cichal
26 stycznia o godz. 16:55 572876
Jolinku! Narkotyki czynią spustoszenie w organizmie, ujawniające się po latach. Każdy skutek ma swoją przyczynę. Szkoda wielka! <– między innymi o tym jest w sznureczku do wywiadu z panem Brylewskim, który ćpał i mówi, jaką cenę za to płaci dzisiaj. Rocznik '61, a wygląd starca, niestety. O zdrowiu sam mówi. Podaję sznureczek jeszcze raz, bo jest to ciekawy wywiad.
http://muzyka.onet.pl/alternatywa/robert-brylewski-kochaj-blizniego-jak-siebie-samego-kogo-to-dzisiaj-obchodzi-wywiad/lndeke
A ja od lat się uparłam, żeby do sałat nie robić żadnych sosów. Podaję na stół oliwę najbardziej dziewiczą i to wystarcza. Ostatnio będąc w Kalifornii (lipiec) zakupiłam w słynnym sklepie, który wskazali nam nasi kalifornijscy przyjaciele, że tego nie można ominąć, nie wstępując!!!
http://www.olivepit.com/
…no więc zdurniałam na tę ogromną ofertę i zakupiłam oliwę czosnkową, bo podobnie jak Cichaly jesteśmy bardzo czosnkowi, oraz ocet malinowy. Ta oliwa czosnkowa właśnie nam wyszła, ale zakupię odpowiednią oliwę i zaleję nią czosnek. Wspaniała do pokropienia sałaty! A ocet malinowy, parę kropelek do sałaty – cuda! Prawdopodobnie można samemu zrobić, zalać maliny octem na przykład.
Dlaczego nie robię – a tym bardziej nie kupuję gotowców! – sosów do sałat? Bo mi zabijają smak sałaty jako takiej, nie licząc dodanych kalorii. Oprócz powyższych, to znaczy extra virgin olive oil oraz teraz tego octu malinowego zazwyczaj dodaję do sałaty ząbek lub dwa czosnku. Nie rozgniecionego, tylko drobniutko posiekanego, bo tak mnie nauczyła moja przyjaciółka Halina. Po latach gdzieś wyczytałam, że ma to swoje naukowe uzasadnienie, czosnek posiekany dłużej i lepiej zachowuje swój aromat 😎
Kuchnia niemiecka bardzo się zmieniła po wojnie, zrobiła się międzynarodowa od czasu jak przybywali masowo Gastarbeiter z Italii, Portugalii ,Turcji i Grecji.
Na zachodzie gdzie Niemcy graniczą z Francją jest dużo restauracji z kuchnią francuską.
To nie dotyczy przesiedleńców z Polski, którzy dalej jedzą ogórkowe i schabowe (nie wszyscy oczywiście).
Kuchnia niemiecka nie porywa, ta tradycyjna, ale dla mnie golonka w ich wykonaniu jest zupełnie odjazdowa i Niemcy powinni to opatentować!!!
a może takie ciasto na weekend ….
http://pasjakobiety.blogspot.com/2018/01/kokosowe-ciasto-z-ryzu.html
narkotyki to zło … ale trzeba szanować tych, którym się udało i jeszcze do tego osiągnęli coś w życiu ..
Jolinku,
wszystko co dobre jest albo niezdrowe, albo niemoralne 😉
(Marylin Monroe)
Mnie się wydaje, że w to „złe” wchodzimy niezauważalnie. Na przykład palenie – nie wypominając, to jest takie samo zło, jak narkotyki i w ogóle wszelkie używki. Weszłam w to niechcący w 3-ciej klasie ogólniaka, bo wszyscy palili (ha! Nie wszyscy, ale tak się wydawało!) i na dużej przerwie w porze niezimowej albo „wszyscy” byli na boisku sportowym i palili, albo „wszyscy” siedzieli w kibelku i palili. Niestety, niektórzy markowali to palenie i nigdy się nie załapali na stałe, a ja się załapałam na stałe. Mimo tego, że po pierwszym papierosie się porzygałam i teoretycznie nie powinnam nawet sięgnąć po następnego! Teoretycznie.
Ja się ciągle dziwię, że Ty Jolinku, jako ta „zdrowotna” i ciągle podsyłająca nam sznureczki do tego i owego (dzięki!) palisz jak smok, a przecież to takie niezdrowe! Wiem o czym mówię, też paliłam jak smok i wiem, jak ciężko, oj ciężko mi było rzucić, ale rzuciłam podobnie, jak bohater tego wywiadu, małymi kroczkami. Narkotyki mają to do siebie (w odróżnieniu od papierosów), że zmieniają percepcję pojmowania świata, podobnie zresztą działa nadmiar alkoholu, co znam z autopsji, bo zdarzało mi się przedobrzyć.
Tak zwane dobre nałogi też bywają szkodliwe.
Tymczasem przeglądając nowości wydawnicze znalazłam książkę, którą natychmiast zamówię, za chwilę, zwróćcie uwagę na nazwiska autorów oraz poczytajcie opinie czytelników 🙂
https://bonito.pl/k-1272997-sen-alicji-czyli-jak-dziala-mozg
Może się czegoś dowiem na starość…
Eva47,
ja bywałam (i bywam) w Niemczech dosyć często po drodze do Polski,
od czasu, kiedy w Bawarii uraczyłam się na Oktoberfest golonką, to jest to, co chcę w Niemczech jadać, chociaż ta golonka (proszę o najmniejszą) jest zawsze za duża 🙂
Kuchnie świata przestają być regionalne, podobnie jest przecież z polska kuchnią, w której (restauracyjnie) królował schabowy z kapustą.
Teraz do wyboru, do koloru! Ale mnie ten schabowy z kapustą smakuje, podobnie jak w Grecji nie zamawiałam nic innego, jak baraninę, bo kto jak kto, ale Grecy przyrządzają ją (jak dla mnie) swietnie, natomiast Jerzor zawsze zamawiał tam owoce morza.
Kuchnie regionalne przeżyją, pomimo światowego naporu – bo są wyjątkowe i niepowtarzalne.
Alicjo nie palę jak smok … palę jak Dama … 🙂
Profesora Vetulaniego miałam okazję poznać osobiście, bardzo go lubiłam i ceniłam.
Jolinku , ja też palę i palę podobnie jak Ty – jak dama 😀
A ja myślę, że damy nie palą.
Na weekend upieke tarte cytrynowa. Mam juz gotowy farsz na pierogi i jutro bede lepila.
Krystyno, ugotowana i kiszona kapuste mozna kupic w sklepie. To jest podstawa do tutejszego bigosu. Odgrzejesz kapuste z duzymi kawalkami miesa i gotowe. Jest tez kapusta surowa, ale ja ide na latwizne. Kapusta jest gotowana na bialym winie. Tak wiec mam pierogi z miesem i kapusta podlane bialym winem.
Podoba mi sie okreslenie – pale jak Dama !
Dzień dobry,
Eva47 – ja też jestem takim przesiedleńcem co to ogórkową, schabowe z kapustą itd. Od dawna głoszę te swoje upodobania z którymi mi dobrze i jeśli nawet Blogowicze ironicznie się uśmiechają, robią to tak, że nie widzę. Ale nawet gdybym widział i tak robiłbym swoje. 🙂
Obejrzałem program „O sprawie przy kawie”. Mają być następne odcinki. 🙂 🙂 🙂
elu ale ciasto na pierogi sama robisz ….
czas na mango … kupiłam kilka po przystępnej cenie i będę jadła do op-ru …
E tam… damy czy nie damy, palimy jak chcemy, a potem palimy, bo musimy 🙁
Zawsze zazdrościłam tym którzy palili jak chcieli i kiedy chcieli, ja tak nie potrafiłam. Jak już to na całość, albo wcale.
Palić jak dama – pani Tyszkiewicz mi przychodzi na myśl 🙂
Niestety, tylko mi się wydawało, że aspiryna jest dobra na wszystko…nadal mi coś nie tak, wobec czego zastosowałam żydowską penicylinę (tak tak, jest takie określenie! https://www.jamieoliver.com/recipes/chicken-recipes/jewish-penicillin/
Czyli po naszemu rosół. Miałam dwa solidne kurczacze piersi i powoli mi ten rosołek się pyrkoli.
Teraz zastanawiam się, czy z makaronem go, czy z ryżem. Chyba tradycyjnie z makaronem. Jerzor mówił mi, że u niego w domu jadało się rosół z ziemniakami i taki najbardziej lubi. U mnie rzadko występował w takim połączeniu, a i ja rzadko taki robiłam, chociaż naprawdę mi smakował! I zrobiłabym dzisiaj, ale ziemniaków nie ma 🙁
Małgorzato,
pomachanko dla Ciebie – gdybym paliła, to też paliłabym jak dama 🙂
Moja Ciocia (św pamięci) pracowała kiedyś w zakładzie, który wyrabiał między innymi cygarniczki (?), takie wypasione „lufki” do palenia papierosów. Ciocia paliła jak smocza dama 😉 i ponieważ jej brat, a mój Tata palił jak smok smoczy, to przywoziła mu wszelkie fikuśne cygar…hm…cygarniczki? W każdym razie te instrumenta, w które wkładało się papierosa i paliło się jak panisko albo dama.
Dzisiaj już tego nie widzę, papierosa po prostu się pali.
Wracając do lufek, te które przywoziła Ciocia to były dzieła sztuki, Tata nigdy ich nie używał, ale my z siostrą lubiłyśmy się nimi bawić i wszystkie załatwiłyśmy, niechcący rozbijając. A teraz szkoda 🙁
Fotka, na dowód, że paliłam namiętnie i jak dama 🙂
http://aalicja.dyns.cx/news/0187.jpg
Evo47-bardzo dziękuję za Twoje komentarze na temat kuchni niemieckiej.
Rzeczywiście, od kiedy świat zrobił nam się globalną wioską wszelakie kuchnie przenikają się nawzajem i zmieniają się naszych oczach. Specjalności regionalne bronią się dzielnie i skutecznie i niech tak zostanie! Spatzle podsmażone na maśle z dodatkiem utartego sera przygotuję zatem na jutrzejszy obiad. Jeśli dodam do nich jakąś surówkę , czy sałatę to będzie w sam raz.
Kuzynka Magda wtajemnicza mnie stopniowo w ciekawy i bardzo smakowity świat kuchni wegańskiej. Dzisiaj odwiedziłyśmy http://warsawfoodie.pl/2017/06/leonardo-verde-weganska-wloska-kuchnia-poznanskiej/
Jadłyśmy sałatkę ze szpinaku z gruszką duszoną w białym winie oraz arancini.
W sałatce zaintrygował nas dodatek sera pleśniowego, który nie był prawdziwym serem. Magda już oczywiście znalazła odpowiedź na pytanie, co to było:
https://www.urbanvegan.pl/sery/6937-ser-blue-style-227g-sheese-5034795001275.html?search_query=ser&results=68
Magdo dzięki, podoba mi się bardzo ten nowy, kulinarny świat 🙂
Tu, w hotelu włoskim, w Poznaniu, nie ma mowy by zjeść ogórkową i schabowego.
Być może zwolennicy tego typu posiłków wyemigrowali i nie ma potrzeby smrodzic ponad ludzką wytrzymałość w kuchni.
Łosoś i cielęcina w wydaniu włoskim współgrala znakomicie z beczką tutejszego browara.
Przyznaję się bez bicia, ledwo dałem radę tutaj dojechać, pomimo że w aucie mam zamontowane doskonałe filtry, które nie dały rady 🙁 i wykaszluje teraz smrody które dostały się przez przypadek do mojego organizma
O paliłam i ja paliłam. Z wielką namiętnością i wiele lat ale nie czułam się Damą, tylko niewolnikiem nikotyny. Rozstałam się z nałogiem 25 lat temu. WOŚP grała wówczas po raz pierwszy. A moja śp. Mama mówiła „dziecko, jak ty rzuciłaś – to każdy może”. Fifki czy może ozdobne cygarniczki używałam. Nie wszystkie papierosy miały ustniki. Zaczynałam na grunwaldach – czy ktoś pamięta?
No to ja znikam z tak smrodliwego otoczenia.
Rano zdam relacje sniadaniową.
Wampa robię 🙂
Cichal-w poczcie ode mnie znajdziesz aktualny telefon do Żaby.
Krysiade,
pamiętam! Ja zaczynałam od giewontów, bo Tata takie palił. I pamiętam jeszcze takie opakowania giewontów:
https://www.google.ca/search?q=opakowania+papieros%C3%B3w+giewont&client=ubuntu&hs=ceE&channel=fs&dcr=0&tbm=isch&source=iu&ictx=1&fir=iBlocfGHrWe9iM%253A%252CdOaQ-YiXBkprwM%252C_&usg=__0PjbyeTA0Z4Tsd74p2QtXGyObzY%3D&sa=X&ved=0ahUKEwjLtrW3zvbYAhVBSmMKHXfxDpwQ9QEIKTAA#imgrc=iBlocfGHrWe9iM:
Ale wtedy jeszcze nie paliłam.
Bezdomny – a Ty nie śmierdzisz? Założę się, że śmierdzisz i to całkiem brzydko, bo jak ktoś nie wyznaje Twoich zasad, to najlepiej go odstrzelić. A generalnie to właśnie na tej zasadzie obrażasz często-gęsto blogowiczów.
Wyobraź sobie, że każdy ma swoje pomysły na życie. I przy okazji – czy ktoś z Ciebie kpi, naigrawa się z Ciebie, dokucza Ci i w ogóle jest wredny względem Ciebie? Wskaż mi paluszkiem taki przykład.
Wcale nie zapłaczę, jak sobie pofruniesz na czymkolwiek i gdziekolwiek. Wspaniałych wiatrów życzę!
Ha ha! Krówka uciekła do żubrów 🙂
Rację ma, żubry przystojne ci one są.
https://www.ctvnews.ca/mobile/sci-tech/rebel-cow-escapes-farm-to-run-free-with-wild-bison-in-poland-1.3776520
Dzisiaj widze to chyba jakes swieto rosolu, bo rosol pyrka w wielu kuchniach, u mnie tez. Zwykle gotuje rosol na duzej nodze indyczej i jakichs kawalkach kury; dziecko wiele lat temu stwierdzilo , ze to miesko z zupy (wolowina) tak „nieladnie wyglada” – chyba kolor jej sie nie podobal – i nie bedzie jesc, za to kure i indyka wcina w kazdej ilosci, troche makaronu, troche zupy i duzo miesa pokrojonego w kawalki. Co kto lubi.A propos kuchni niemieckiej, pare razy bylismy na wakacjach na poludniu Niemiec (Bawaria) i przy granicy francuskiej, i bardzo mnie zdziwila roznorodnosc kulinarna, bo wydawalo mi sie ,ze typowym jedzeniem na poludniu sa kielbaski podawane z kapusta. Spaetzle tez jadlam i bardzo mi smakowaly, bo kluchy moge w kazdej postaci.
dzień dobry …
czyli obiad na dziś wszyscy mają gotowy …. rosół i sztuka mięs … 😉
czasami w lecie można kupić świeży czosnek ale zazwyczaj trzeba go szybko zużyć bo się psuje lub wysycha …. nie pomyślałam, że można go mrozić … i to wygodna forma przechowywania i zawsze pod ręka …
http://kuchnianawzgorzu.pl/czosnek-mozna-go-mrozic-o/
smog dziś maluje świat na czarno …
https://sport.onet.pl/alpinizm/leszek-cichy-mackiewiczowi-potrzebna-jest-nadzieja/rcvnd6k
Ludzie mają pomysły…ale powinni liczyć siły na zamiary, bo przecież ratownictwo górskie kosztuje, a zwłaszcza w takich warunkach, a ratownicy ryzykują życie . Dotychczas nie słyszałam, żeby ratowani za to płacili.
Z dotychczasowych doniesień wychodzi na to, że ot tak sobie poszli w góry, bez specjalnego przygotowania („Mackiewicz nie przeszedł kursu taternickiego, nie był w Alpach, a od razu ruszył w Himalaje – powiedział Cichy.”)
A przecież to nie Tatry, które też bywają zabójcze, tylko Himalaje!!!
Sekunduję im, i niech to się dobrze skończy!
Leszka Cichego poznałam w 1980 roku (na zasadzie „ja go poznałam i zapamiętałam, a on mnie nie”) jesienią (listopad), kiedy zespół Zawady, ten zespół od zimowego wejścia na Everest 1980 (luty) celebrował owo wejście w Dolinie Roztoki w schronisku w Tatrach. Znalazłam się tam przez przypadek, bo ostatni autobus z Morskiego Oka (wtedy jeszcze tam jeździły autobusy) mi uciekł. Pozostawała jedyna możliwość, bo schronisko na zimę zamknięte, otóż na nóżkach do Zakopca. Nie była to wspaniała perspektywa, bo śnieg kopny i ciągle padał, ale cóż było robić… W okolicach Doliny Roztoki słychać było gwar i śpiewy, więc dobiliśmy z towarzyszem moim do drzwi i nie ustąpiliśmy, dopóki nas nie wpuszczono – schronisko było wynajęte przez wyżej wymienioną ekipę, a impreza prywatna, mimo wszystko zlitowali się nad nami i przyjęli do towarzystwa. Ja się wtedy trochę interesowałam tymi rzeczami, więc wyobrażacie sobie, jak się czułam wśród TAKICH LUDZI, o których do tamtej pory mogłam jedynie przeczytać w prasie, ewentualnie w książkach o wyprawach górskich!
https://pl.wikipedia.org/wiki/Zimowa_wyprawa_na_Mount_Everest_1980
Nigdy nie zapomnę ogniska około północy i Andrzeja Zawady z butelką spirytusu w ręce i jednym kieliszkiem, z którego wszyscy po kolei pili – ja też! Dodam, że pouczono mnie, jak to robić, na głębokim wdechu mianowicie. Jakoś poszło, a i kieliszek był miłosiernie niewielki. W owych czasach nie było maleńkich ani dużych aparatów cyfrowych, ani nie było też komórek, i tak mi uciekła okazja, żeby to wydarzenie udokumentować. Ale cały czas mam świadka, który może to potwierdzić!
Na tym spotkaniu Andrzej Zawada pokazywał film, który nakręcili podczas wyprawy i wokół stołu krążyły piękne, kolorowe zdjęcia, wielkie, wspaniałe…dlaczego nie poprosiłam o jedno i o autografy, pojęcia nie mam, przecież by mi dali!
No i tyle, dawnych wspomnień czar…Dobranoc!
Wczoraj na kolacje jadlam rosol ! Na obiad bedzie krolik dla Bernarda a sobie zrobie risotto. Zostalo mi troche rosolu to bede podlewala ryz na risotto.
Jolinku, ciasto na pierogi robie sama. Ciekawa jestem czy mozna je zrobic mechanicznie czy tylko gniesc raczkami ? Rano bede tez lepila pierogi.
ale ludzie są jednak wspaniali … w cztery godziny zebrano 50 tys euro …
https://www.gofundme.com/rescue-on-nanga-parbat
Jolinku,
(jeszcze nie poszłam spać), ludzie wspaniali i ratują życie/zdrowie ludziom głupim i bez wyobraźni, o czym pisze Leszek Cichy w artykule, sznureczek powyżej. Ryzykować dla własnej fantazji i spełnienia ryzykownych marzeń można tylko swoje życie, a nie życie innych i to podkreślam. Teraz już naprawdę dobranoc…
Aaaa…ha!
— Czyli Zawada w ciepełku schroniska – dobry, WIELKI, wart autografu, zachwytów, potem wspomnień czaru, itp.
Ale gdyby ten sam Zawada czy którykolwiek z jego ludzi był w potrzebie — wówczas głupi i bez wyobraźni, ryzyko dla własnej fantazji i marzeń?…
➡ Czy istnieją granice bezrozumu, bezlogiki, okrutnego w swej tępocie osądzania innych z ciepełka fotela?
– Takich innych, którym nie tylko nie dorastamy do pięt osiągnięciami, ale nigdy nie będziemy w stanie wczuć się w ich dążenia, marzenia, rozmach osobowości.
Trzeba tu jeszcze podkreślić najoczywistszą oczywistość — ratownicy ryzykują życie.
Tak.
Tak.
Tak.
— Ale robią to dobrowolnie, maksymalnie fachowo (w danym kontekście).
Co więcej – robią to świetnie rozumiejąc i czując tych, których przychodzi im ratować. Niekiedy sami byli wcześniej w podobnych sytuacjach – nawet w pozycji niedoszacowania niebezpieczeństwa, „głupoty” z punktu widzenia pełzaków goniących za żywiołkami drobniejszego płazu 😛
Kucharki i fryzjerki (mentalnościowe) nigdy tego nie ogarną swoimi ptasimi móżdżkami, ze swych kanapek i fotelików. Z perspektywy wiecznego nic mi się nie chce, nic nie muszę… w zasadzie nigdy nie chciałam i nie musiałam. (Poza jednym – próbami podcinania skrzydeł starannie upatrzonym Innym 😆 )
— One mogą tylko niekoherentnie gdakać, chwaląc się w następnej chwili autografem Zawady. Wciąż tym samym, po raz tysięczny, ad nauseam…
PS,
Jeśli @Alicja-Irena lub jej ROI uważa, że jako podatniczka kanadyjska za dużo łoży na miejscowe służby ratownicze (żeglarskie, górskie, wodne, jakiekolwiek) — niech po prostu pójdzie do tego posła, do którego chwali się, że ciągle biega na interwencje. Niech przekona go, że powinien sprywatyzować interes (jeśliby jeszcze takim nie był; nie znam realiów miejscowych), lub inaczej zreformować to, co się nie podoba/szwankuje — a kasę ROI @Alicji-Ireny (czy kogokolwiek, kto ją utrzymuje 😉 ) przeznaczyć na ratowanie przepitych, przepalonych, przećpanych…
Tyz piknie 🙂
*** * ***
Nb, to czasem ooogromna, przeogromna taniocha — poczuć się wspaniałym…
niemal współratownikiem…
po przelaniu dziesięciu dolców na „sprawę” o której bębnią wszystkie media.
…Czy to będzie Owsiak, czy Nanga Parbat, czy cokolwiek innego…
Dzień dobry,
Nowy, wiem że jesteś na blogu miłe czytany, nie sądzę by ktoś uśmiechał się ironicznie gdy piszesz o miłości do polskiej kuchni.
Nie Ciebie miałam na myśli pisząc o przesiedleńcach z Polski. Wiemy że lubisz i chwalisz kuchnie innych narodów.
Znam ludzi z Gdańska i ze Śląska G. którzy mieszkają w Niemczech ponad 30.lat i jedzą w kółko te same polskie potrawy. Nie chcą niczego innego spróbować. Ich dzieci jedzą już inaczej.
Ja też robię 2razy w roku schabowe jak uda mi się dostać ładne tłuste kotlety. Chudego suchego schabu nie cierpię. Panierowane sznycle robię często bo wnuki lubią, przeważnie z drobiu i cielęciny.
Jak jestem w Polsce to też zamawiam barszcz z krokietem i rolady z kluskami.
Basiu przesadzasz .. tych co pomagają tylko „po przelaniu dziesięciu dolców” nie lekceważ bo im się też chciało bezinteresownie … nic nie jest czarne lub białe .. nie wolno poniżać ludzi …
jaka ładna tarta …
http://piekielnakuchniaanety.blogspot.com/2018/01/tarta-kokosowo-jabkowa-bukiet-roz.html
Jolinku, to nie jest poniżanie, to dyskusja – przedstawienia punktów widzenia, gdzie niekiedy trzeba to i owo uwypuklić.
Zwróć uwagę na malutkie słówko czasem… 😉
Zauważ, iż nie chodzi o wszystkich pomagających – niekiedy skromnie, bez rozgłosu, na samym dole wolontariaackich drabin ważności* — ale przeważająco o tych, którzy wrzuciwszy dychę Owskakowi, natychmiast lecą na fejskiki i podbloża by poinformować o tym doniosłym fakcie cały szeroki świat…
— Zaprawdę, zaprawdę powiadam ci, odebrali już nagrodę swoją 😈
(A że dla mnie nie wszyscy z tej medialno-rozgłosowej bajki są „wspaniali”?… Cóż, dla Ciebie mogą być. Ludzie są różni: mają różne doświadczenia, wzorce.
Dla mnie minimum, by byli jako tako spójni w poglądach.
Inaczej będzie: inni są be, zwłaszcza ci, którzy nas denerwują (młodością, przemądrzałością, osiągnięciami, radością życia, czymkolwiek), cacy są ci, cośmy z nimi wódzię pili i po stołach tańczyli… cokolwiek by nie bredzili… 😆 )
Spadam.
Ew. Czytelników a zwłaszcza Polemistów uprasza się o trzykrotne uważne przeczytanie tekstu, z którym polemizują. I uprasza się o odnoszenie do treści. Minimum – o nie-zbywanie ogólnikowym i raczej nieużytecznym polemicznie „przesadzasz” 🙂
(No bo w jakim stopniu przesadzam? – 50%, 75%? — Czy gdyby to samo napisała @Alicja-Irena (z którąśmy razem wódzię piły, po stołach tańczyły – ja, Jolinek 😉 ) to też by przesadzała?
Czy jej też nie należało napisać – ot za opinie tylko nieco powyżej a cappelli – że „poniża ludzi”? 😛 )
____
*wiem, bo od małego to robię – niekiedy w trzech miejscach naraz… szkoliłam też wolontariuszy w domach opieki, do pracy z dziećmi z rodzin patologicznych, itd.
Elu,
nie tak dawno pisałam tu o moim odkryciu w kwestii ciasta na pierogi. Otóż właśnie wszystkie składniki rzuciłam do malaksera i za małą chwilkę wyjęłam prawie jednolitą kulkę ciasta. Wystarczyło tylko kilka ruchów rękami by ciasto było gotowe. Teraz myślę jak by tu uniknąć wałkowania, bo lubię pierogi z bardzo cieniutkiego ciasta i wałkuję do upadłego, czyli aż zobaczę prześwitujące wzory stolnicy. No ale do tego to już tylko maszynka do wałkowania i krojenia…
„Krzysztof Wielicki, zdobywca Korony Himalajów: – Szacunek środowiska do Tomka rósł proporcjonalnie do jego postępów na tej górze. Dotrzeć zimą na wysokość 7400 m to duża rzecz. Pokazał, że jest twardy. Widzę w nim ten rys charakterystyczny dla wspinaczy z mojego pokolenia – myśmy walczyli do końca, bo nie było pewności, kiedy znów tu wrócimy. Z Tomkiem jest podobnie.”
Chyba warto przeczytać cały artykuł na temat Tomasza Mackiewicza. On nie poszedł ot tak sobie w góry:
https://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/ludzieistyle/1598887,1,ratunek-z-nanga-parbat-przez-zle-warunki-pogodowe-smiglowece-nie-opuscily-bazy.read
Basiu nie wypowiadam się o tym czy ma sens wspinanie czy nie … zwyczajnie nie mam zdania na ten temat … ale jako były sportowiec podziwiam zawsze ludzi, którym się chce … chce walczyć ze sobą by osiągać wyniki … i chce pomagać, kiedy jest potrzeba … a dla mnie przesadzasz w 50% …
Góry
Góry dalekie-jak sine śliwy,
Patrząc-już czuję się szczęśliwy.
Autor wiadomy 🙂
Danuśka,
bardzo proszę!
Ja też już od dłuższego czasu jadąm coraz mniej mięsa. Bardziej smakuje mi kuchnia jarzynowo serowa, najchętniej w wydaniu włoskim. Lubimy też bardzo kuchnię azjatycką. No i ryby których mamy tutaj w bród po normalnych cenach.
Poczytałam dzisiaj o frankfurckim zielonym sosie i już wiadomo, że do Frankfurtu należy pojechać przede wszystkim w maju 🙂
http://frosch.blogspot.com/2014/04/grune-sauce-krauter-zielony-sos.html
Co do musztardy jabłkowej to okazuje się, że można ją też kupić w Polsce i to jeszcze wzmocnioną calvadosem:
http://skrzynkasmaku.pl/350-musztarda-z-jablkami-i-calvadosem-225.html
Nana Mi-dzięki za niemieckie ciekawostki!
W tej „skrzynce” są różne ciekawe musztardy 🙂
Jolinku, rzuciłaś hasło „rosół” i znalazł odzew w wielu kuchniach. W mojej bedzie jutro, właśnie wróciłam z zakupów mięsa i warzyw, wszystko na naszym sobotnim targu. Do mięsa z rosołu gotuje osobno ziemniaki, zawsze troche więcej bo następnego dnia robię sałatkę z mięsem pokrojonym w kostkę, ziemniaki tez na drobno, czosnek, szalotka i korniszon, wszystko w sosie winegret z dodatkiem musztardy. To popularna sałatka w kuchni alzackiej.
Dzisiaj po wielu deszczowych dniach swieci słońce, jest zupełnie wiosennie.
Ciekawe linki od Danuśki. Blog zawiera sporo lekkich (kalorycznie) inspiracji, warto przejrzeć.
Salso, przypomnialo mi sie, ze kiedys pisalas o ciescie na pierogi zrobionym w malakserze. Ja mam stary robot i z tego chyba nic nie bedzie. Zrobilam ciasto parzone o ktorym kiedys pisal Gospodarz. Zarowno ciasto jak i farsz wyszly mi na medal dzisiaj. Jestem zadowolona z siebie. Mam zamrozic duza czesc dla corki, ale chyba nie doczekaja do kwietnia. Zostalo mi troche ciasta to za rada Alicji wrzucilam do zamrazalki. Kupie fete i szpinak i za pare dni zrobie pozostale.
Czesc plynu z rosolu wykorzystalam do podlewania risotto ze szpinakiem i orzeszkami pistacjowymi. Tez dobre.
Rosół jest bardzo wydatną „zupą” w kuchni. Bo nawet jak nam się znudzi, to może być podstawą do wszelkich innych zup i sosów.
Niech żyje rosół!
Przyjaciel narciarz z Polski (Jastrzębie Zdrój) prosi, żeby podesłać trochę śniegu. Z ochotą, tylko jakim sposobem?
http://www.sport.pl/inne/1,64998,22950051,nanga-parbat-francuski-wspinacz-nieoficjalnie-mackiewicz-i.html#Z_Czolka3Img
No, to dowiedzieliśmy się, że przesadę należy podawać w procentach! A jak obliczać arogancję i obrażanie innych?
„Kucharki i fryzjerki (mentalnościowe) nigdy tego nie ogarną swoimi ptasimi móżdżkami, ze swych kanapek i fotelików. Z perspektywy wiecznego nic mi się nie chce, nic nie muszę… w zasadzie nigdy nie chciałam i nie musiałam. (Poza jednym – próbami podcinania skrzydeł starannie upatrzonym Innym )
— One mogą tylko niekoherentnie gdakać, chwaląc się w następnej chwili autografem Zawady. Wciąż tym samym, po raz tysięczny, ad nauseam…”
a ja zmieliłam wszystko z rosołu i pieczarki … zrobiłam część jako sajgonki a reszta poszła na pasztet … wywar czeka na pomysł …
do poczytania …
http://weekend.gazeta.pl/weekend/1,152121,22941549,krystyna-janda-regres-zacofanie-mentalny-mrok-obyczajowa.html
http://www.sport.pl/sport/10,67450,22950491,tomasz-mackiewicz-w-gorach-refleksja-jest-czysta-i-naturalna.html
Adam Bielecki i Denis Urubko aby dojść do dwójki, która utknęła na Nanga Parbat są niesamowici … tempo wspinania rekordowe .. bardzo jest to budujące jak człowiek walczy o życie drugiego człowieka w takich trudnych warunkach ….
Wracając do rosołu, ja zawsze chętnie wyjadałam (i wyjadam) mięso z niego. Podobno najlepszy i „najprawdziwszy” jest rosół z mieszanych mięs. Mnie wszystko jedno, każdy lubię, ale wyrosłam na cotygodniowym rosole z kury tak zwanej szczęśliwej. To były niektóre z tych…
http://aalicja.dyns.cx/news/Bartniki-Mama%20karmi%20kury.jpg
Bywały też perliczki, liliputki, zielononóżki i tak dalej, ale akurat wtedy (na zdjęciu) mieliśmy takie piękne białe kury, do tego elegancki kogut.
W porywach miewaliśmy do stu kur i był to niezły dodatek do domowego portfela, bo na targu sprzedawało się jajka, nie do przejedzenia przez naszą niemałą przecież rodzinę.
Od tamtych czasów (dzieciństwa) przeszła mi ochota na kogel-mogel. Jako kogel-mogelowy łasuch przejadłam się po prostu. Teraz nie ma na to mody.
Prawdziwy rosół ze szczęśliwej kury jadam tylko u mojej Bratowej, bo jedynie ona z moich bliskich hoduje kilkanaście kurek.
Wracam z urodzinowej imprezy w moim klubie sportowym. Bardzo sympatyczne spotkanie towarzysko-taneczno-kulinarne. Klub postawił nam okazały tort i szampana, a uczestniczki zajęć przyniosły różne swoje kulinarne specjalności. Miałyśmy zatem okazję spróbować: śledzi ze śliwkami (bardzo podobnych do tych, które robi Jolinek), sałatki z kurczaka, ananasa i ryżu w sosie curry, tarty z brokułami, hummusu, chleba z oliwkami, grillowanych plastrów cukinii z sezamem, ciasteczek korzennych, sernika oraz mini-drożdżówek z białym serem. Ja przyniosłam do degustacji naszą nalewkę z hibiskusa, która cieszyła się dużym zainteresowaniem. Atrakcją wieczoru był mini kurs salsy, bo przecież mamy karnawał https://www.youtube.com/watch?v=n8-FGJ3LB68
Jeszcze duuużo musimy poćwiczyć by tańczyć, tak jak para powyżej 🙂
https://www.ctvnews.ca/world/we-re-number-two-switzerland-named-world-s-best-country-in-2018-canada-2nd-1.3771915
Jeśli chodzi o sport, z ochotą wzniesiemy dzisiaj toast za naszą drużynę skoczków narciarskich 🙂
A Stoch chyba ma w kieszeni zwycięstwo indywidualne – jak myślicie?
Bo rekord skoczni już ma – 141.5 metra 🙂
Alicjo – jeszcze przed nim olimpiada.
Mam nadzieję, że też pokaże klasę, będę trzymać podwójnie!
Przeczytałam na sieci (onet) artykuł o tych zwycięstwach i wypowiedź Małysza, który też jest moim bohaterem skoczkowym. Jaka radość!
Niestety, licho mnie podkusiło, żeby poczytać komentarze. Między innymi takie, że co to za dyrektor sportowy, mało mu kasy?! Dekarz nie dyrektor! I jakieś tego typu wredne rzeczy pod adresem Małysza, po prostu niesłychane…
Małysz – chyba najskromniejszy ze sportowców, jakiego mamy i z jakiego możemy naprawdę być dumni…Głowa mała, żeby zrozumieć, czym Małysz sobie zasłużył na takie komentarze. Przecież poza medalami, które nam wyskakał to cały sport narciarski ruszył do przodu dzięki niemu.
Sport to nie zawsze zdrowie…Pana Trelę dobrze pamiętam, bo jeszcze w tamtych czasach miałam sentyment do boksu, a to za sprawą Feliksa Stamma. Napisał pamiętnik (opracowanie Kazimierza Gryżewskiego) i to była jedna z moich ulubionych lektur w dzieciństwie (Tata miał tę książkę), świetnie napisana, czy raczej opowiedziana. Ale to były inne czasy…i sportowcy, nawet ci co się po gębach naparzali, też byli inni.
https://sport.onet.pl/lekkoatletyka/ze-smietnika-podium-juz-nie-widac/47j2wyc
Dzień dobry,
Oczywiście uległem ogólnym nastrojom i cały dzień spędziłem śledząc wiadomości z Himalajów…. Wiadomości i czasami komentarze, ale tych staram się unikać. Wśród nich przeplatają się tak obrzydliwe, że krew się burzy. Po co poszli? – pada często pytanie na które nie może być odpowiedzi. Lepsza jest cisza niż rozmowa z głupim. Ale najgorszym pytaniem jest – dlaczego ratują Francuzkę, przecież tam jest nasz, przecież to my daliśmy pieniądze, oszukali nas, tam jest NASZ, NASZ, NASZ!!!!… Ręce opadają, wierzyć się nie chce.
Po Tomasza chyba już nie pójdą… 🙁
Jestem pełen podziwu dla tych którzy się wspinają, jestem pełen takiego samego podziwu dla tych, którzy samotnie opływają świat na byle skorupce, walcząc z siłą oceanów, pogodą, znużeniem, jestem pełen podziwu dla tych, którzy idą np. odkrywać niezbadane jeszcze rejony Amazonki, lody Arktyki i inne. Moją bohaterką jest również pewna Norweżka, żyjąca w zachodniej Afryce, ratująca tamtejsze dzieci, znana z fotografii jak karmi malutkiego chłopczyka, nazywając go później ślicznie – Hope. Oni wszyscy to taki specjalny, inny gatunek człowieka…
Przy dzisiejszych przeżyciach sięgnąłem pamięcią do Wandy Rutkiewicz – też himalaistki, zginęła wchodząc na trzeci szczyt świata. Zdążyła napisać nam kilka książek, jedną mam wciąż w domu w Polsce, pisała artykuły. Po co? – byśmy też wiedzieli jak tam jest, gdzie nikt z nas nigdy nie dotrze i jak tam się dociera…..
Dobranoc 🙂
dzień dobry ….
https://www.youtube.com/watch?v=GKHOYIrg-6Q
Dzień dobry 🙂
kawa
Wczoraj i jutro
Wczoraj ścigaj wspomnieniem,
A jutro marzeniem.
Autor Wam znany 🙂
Tego samego Autora, z książeczki dla dzieci „Wiersze dla Dorotki”
– Uśmiechnij się! – do rydza rzecze rydz.
– To takie miłe jest, a nie kosztuje nic!
albo: „Wielki malarz”
Deszcz to wielki malarz,
Tęczę wymalował
Od podnóża góry
Aż do nieba pował.
I już iśc mieliśmy
Po ślicznej obręczy,
Ale tęcza zgasła
I już nie ma tęczy.
Tym razem nie wyszło
Nic z naszej podróży,
Ale nam się uda
Po następnej burzy.
http://weekend.gazeta.pl/weekend/1,152121,22941181,laura-oseka-jesli-masz-zaburzenie-odzywiania-wylacz-instagram.html#Z_Czolka3Img
Na rosole zrobiłam kalafiorową, na drugie danie pieczony kurczak i surówka z marchewki z jabłkiem.
U nas tradycja. Schabowe (z myślą o Nowym) Pamiętacie Państwo, jak w niedzielę po sumie, na osiedlach niósł się echem stukot ubijanych kotletów? 🙂
U mnie też tradycja – rosół! Oraz pierś kurczaka z rosołu, podsmażona.
Padało u nas do południa, a do tego wiatr i ponure chmury dookoła. Taka pogoda skłania do: siedzenia na kanapie z dobrą książką, pójścia do kina, czy do muzeum lub też do spędzenia czasu w kuchni. Wybrałam opcję mieszaną, to znaczy najpierw muzeum, a potem kuchnia 🙂
W Muzeum Narodowym mamy teraz http://www.mnw.art.pl/kolekcje/galer/galeria-wzornictwa/ Oglądanie tej galerii, to powrót do czasów naszego dzieciństwa, czy młodości. Widok rozsuwanego, jednoosobowego tapczanu, wbudowanego w niewielką biblioteczkę rozczulił mnie niesłychanie, bo na takim tapczanie przespałam dobrych parę lat w trzydziestometrowym mieszkaniu moich rodziców.
Pomysł wybrania się do muzeum w tę raczej listopadową niż styczniową pogodę, przyszedł do głowy wielu osobom, bo kiedy wychodziłam z muzeum, to do kasy ustawiła się spora kolejka.
Przyznam jednak szczerze, że Galerię Wzornictwa Polskiego wyobrażałam sobie raczej pod hasłem „Teatr mój widzę ogromny” i fakt, że eksponatów było w sumie niewiele i zostały zgromadzone tylko w jednej sali mocno mnie rozczarował. Poszłam zatem pocieszać się do: http://www.mnw.art.pl/kolekcje/galer/galeria-sztuki-xix-wieku/ Za każdym razem, kiedy jestem w Muzeum Narodowym oglądam te właśnie obrazy, bo lubię je najbardziej, a moją ulubienicą jest Olga Boznańska:
http://niezlasztuka.net/o-sztuce/olga-boznanska-obrazy-malowane-smutkiem/
Co do kuchni to nie było rosołu, a tortilla z ziemniakami i pieczarkami, taka nieforemna,
bardzo podobna do tej: https://www.alemeksyk.eu/images/przepisy/tortilla_hiszpanska/tortilla-hiszpanska-009.jpg
Danuśka, dzięki za „niezłą sztukę”, Boznańską też bardzo lubię, ale tam kopalnia przyjemności 🙂
Danuśka,
świetna ta wystawa polskiego wzornictwa. Jakie pomysły i wykonanie – tylko że większość pozostała na etapie projektów. Trochę wraca się do starych wzorów np. czajniki elektryczne, czy małe aparaty radiowe.
A Olgę Boznańską oczywiście także podziwiam.
Dziś z powodu pogody, a zwłaszcza silnego wiatru spędzaliśmy czas w domu. Spacery po parkach nie byłyby bezpieczne. W południe przyjechał wnuczek/ przywieziony przez rodziców/ i jako rekonwalescent od progu oświadczył, że nie ma zupełnie apetytu i prawie nic nie je. I tak było przez godzinę, ale potem naszła go ochota na różne smakołyki. Nie jest jeszcze zdrowy, bo zmęczony zasnął na kanapie przed godzina 19.
Pogoda jest niesprawiedliwa dla pomorskich dzieci/ i innych, które jutro zaczynają ferie/, bo po pięknej zimie nie ma śladu, a sanki bezczynnie leżą na strychu.
Ćmielów wykorzystuje trwającą już od kilku lat modę na vintage i produkuje na przykład figurki na podstawie wzorów z lat 50, czy 60-tych. Nie należą do najtańszych:
http://www.as.cmielow.com.pl/pl/3/sklep/1/2/
Dzień dobry,
Danuśka – dzięki wielkie za spacer po Muzeum. To zaleta mieszkania w mieście, czasami tego też mi brakuje.
Asi jak nie było, tak nie ma. 🙁
U mnie, jak u Cichalów, schabowe były. Niedziela, musi być coś lepszego… 🙂
Może nie wszyscy wiedzą, sam zapomniałem, że Pan Wojciech Młynarski napisał kiedyś kulinarny tekst i oczywiście zaśpiewał – „Żurek”, Pamiętam też w wykonaniu Pana Wiesława Gołasa. Przyjaźnili się.
Jeśli ktoś chce – posłuchajcie. Cudo, wciąż aktualne.
https://www.bing.com/videos/search?q=wies%c5%82aw+go%c5%82as+marcheweczka+ciach%2c+ciach%2c+ciach&view=detail&mid=20D2247E10E7390DBDB420D2247E10E7390DBDB4&FORM=VIRE
dzień dobry …
a ja wczoraj byłam na urodzinowym, domowym obiedzie … ziemniaki z koperkiem, kurczak pieczony, marchewka z groszkiem i brokuły z bułką tartą na maśle .. pycha było …
pogoda przez chwilę będzie wiosenna … jest +6 ale i wiatr ..
Kochani-cieszę się, jeśli podobał Wam się spacer po Muzeum Narodowym 🙂
Nowy-ale Ty chyba nie masz daleko do Nowego Yorku?
Fraszka naszego poety na dzisiaj:
Proste słowo
Słowa kunsztowne, słowa piękne bledną
Wobec prostego, które trafia w sedno.
Dzień dobry,
Danuska, mieszkam około 2 – 2,5 godziny jazdy samochodem od Nowego Jorku. Nikt przy zdrowych zmysłach nie pcha się na Manhattan samochodem, gdzie nigdy nie ma gdzie zaparkować, a płatne parkingi są bardzo drogie – 45 dolarów za kilka godzin, czasami nawet 15 dolarów za 1/2 godziny, co wystarcza na zostawienie i natychmiastowy odbiór samochodu. Pozostaje więc parkowanie na Brooklynie, a dalej metrem, co zabiera następną godzinę, około. Wszystko to sprawia, że każda wizyta w NYC to wyprawa.
Danuśka, parafrazując Mistrza:
Proste danie
Dania kunsztowne, dania piękne bledną
Wobec kotleta, który trafia w sedno….
🙂 🙂
Dobranoc 🙂
Dzień dobry 🙂
kawa
Nowy, dzieki za wspanialy zurek ! Rzeczywiscie cudo.
Danusko, a Tobie dzieki za wystawe . Jak podkreslala czesto Pyra, Tobie sie chce i jest to pelne podziwu.
Dzień dobry! Jestem szczęśliwie „powrócona” i w całości- co nie zawsze bywało regułą 😉
Miewałam lepsze narciarskie wyjazdy; w Alpach bardzo dużo śniegu, pierwsze dwa dni cały czas padało więc większość tras i wyciągów zamknięta (lawiny) ale zdarzyły się dni z piękną słoneczną pogodą i wtedy chce się żyć!
Poza tym uzupełniłam swoje potrzeby obcowania z językiem, muzyką i otoczeniem francuskim (z kuchnią tylko trochę). Na jakiś czas wystarczy. Chyba się trochę „sypię” bo coraz bardziej męczą mnie 24- godzinne podróże autokarem ale w ubiegłym roku jechałam samochodem i wcale nie było lepiej. Pozostaje jeszcze samolot i transfer z lotniska ale jak się jeździ z grupą to trzeba się dostosować. A w autobusie bywa wesoło 😉
Nawiązując do wpisu p. Barbary to właśnie z nart w ubiegłym roku wróciłam z materiałową składaną w malutki pakiecik torbą na zakupy, którą można było kupić za 1 euro w jakimś francuskim markecie i mam ją zawsze w torebce. Na większe zakupy biorę bardziej wzmocnioną i większą i cieszę się, że w końcu coś się zmieni w temacie ogromnych ilości wyrzucanych foliówek. Od dawna wkurzało mnie, że w supermarkietach trzeba było do ważenia wkładać każdy produkt w oddzielną torbę. Przecież te torby po powrocie do domu trafiały do kosza. Wczoraj usłyszałam w radio, że np. w Gambii jest zakaz produkcji i używania torebek od jakiegoś czasu i są kary za jego złamanie.
Przejrzałam blog do tyłu i widzę, że jest sporo linków do obejrzenia i przeczytania więc zajmę się tym w wolniejszym czasie ale teraz trzeba trochę popracować 😉
Rzepie-miło Cię znowy czytać 🙂 W Alpach zasypanych śniegiem na pewno przyjemniej niż na zapłakanych deszczem polskich drogach.
Nad Sekwaną też dosyć dramatycznie:
https://tvnmeteo.tvn24.pl/informacje-pogoda/swiat,27/paryz-zmaga-sie-z-wylewajaca-sekwana-nad-rzeka-zamarl-ruch,251237,1,0.html
Mam nadzieję, że u Sławka wszystko w porządku.
Alino-po prostu trudno mi usiedzieć spokojnie w domu 🙂
Witaj rzepie 🙂
Mam nadzieję na jakąś większą sprawozdawczość – i może fotki?
Idę dospać…
Przy okazji rozmów oraz fraszek 🙂 na temat kotletów schabowych może warto po raz kolejny przypomnieć historię panierowanych sznycli, wprawdzie przede wszystkim cielęcych, ale nie tylko. Kotlety wieprzowe piccata sfilmowane na końcu tego artykułu
też interesujące: http://www.notatnikkuchenny.pl/?p=5056
rzep pomachanko … 🙂 … ja też podróż w autokarze znoszę źle …
dziś moje sajgonki umodziłam … chciałam je zjeść na ciepło ale bez tłuszczu się zwykle przyklejają a smażone w tłuszczu są zbyt tłuste dla mnie .. obwinęłam więc sajgonki szynką szwarcwaldzką i tak obsmażyłam je na patelni … były chrupiące i nabrały nowego smaku .. polecam …
A ja zrobię paszteciki z mięsa z rosołu. Powinnam pójść po zakupy, ale pogoda skutecznie mnie zniechęca 🙁
Małgosiu, a jak robisz te paszteciciki? Mnie tez zostało mięsa i myślałam zrobić krokiety ale może zmienię na paszteciki. Dziekuje z góry.
Jedno ci za duzo 🙂
Alino, robię chyba zwyczajnie. Mięsa mielę wraz z częścią warzyw, dodaję podsmażoną cebulę, doprawiam solą i pieprzem. Nadziewam tym farszem naleśniki, składam w kopertę i odsmażam na maśle. Do tego kubeczek rosołu.
Też chcę zapytać Małgosię o paszteciki, a właściwie tylko o ciasto, bo farsz to wiadomo. Ciasto może być pewnie francuskie, ale w domu wolimy inne. Kupuję dobre gotowe paszteciki, ale chętnie zrobiłabym sama, jeśliby to nie było zbyt pracochłonne.
Po konsultacjach kulinarnych z wnuczkiem ugotowałam na jutro rosół, który potem będzie bazą do pomidorowej. Dziś jedliśmy ryż z kurczakiem i marchewką w dwóch wersjach, czyli to co lubią i dorośli, i dzieci.
Jolinku,
właśnie na taką okazję nieoceniona jest mikrofalówka – coś podgrzać itp. Przy okazji – podaj przepis na te sajgonki 🙂
Mam trochę składników, a przede wszystkim papier ryżowy.
Chciałam dospać, bo w nocy jakoś mi nie szło, a tu skoro świt blady zwalili się pracownicy w Nadpalonym Domu obok i zaczęli głośne prace remontowe, dach i te rzeczy. Nie było ich parę miesięcy i akurat ich dzisiaj sparło, żeby mi się od świtu tłuc za uszami 🙄
Dzisiaj już -6c i tendencja spadkowa 🙁
Aha, czyli bardziej krokiety niż paszteciki. Myślałam o takich pieczonych.
Alicjo tym razem zrobiłam zamiast krokietów sajgonki (nazwalam je sajgonkami bo użyłam papieru ryżowego)… czyli mięso i warzywa z rosołu zostały zmielone i przyprawione trochę ostrzej … nie wiem czy z mikrofali wyszłoby tak jak smażone … a chciało mi się smażonego … mikrofali u mnie brak .. podarowałam znajomym ..
Małgosiu, dziekuje. To znaczy robisz jak krokiety bo paszteciki to chyba w cieście drożdżowym, tak mi sie wydaje. A może zrobię w cieście francuskim bo akurat mam gotowe w lodowce.
Krokiety kojarzą mi się z panierowaniem, moje to tylko naleśniki z nadzieniem.
Zaczęłam drążyć temat pasztecików i znalazłam poniższy przepis. Podoba mi się ciasto z piwem oraz utartym masłem (na pewno lepiej użyć masło niż margarynę):
https://www.youtube.com/watch?v=7m3rJLxdP3s
Danusiu, te pieczone przypominają kruche pierożki 🙂
Małgosiu, masz racje, krokiety sa panierowane.
A w filmie Danuski tez mi sie podoba ciasto z piwem.
HALLO, HALLO –> A CAPPELLO, 🙂
w telegraficznym skrócie.
lubie czytac twoje wpisy, aczkolwiek nie zawsze zgadzam sie z ich inhaltem. ale to nie ma najmniejszego znaczenia 🙂
malo tego, jestem w stanie nawet napisać dlaczego 🙄 lubie ciebie czytac 🙄
po pierwsze, nie oceniasz wpisu ani wpisujacego 🙄
po drugie, i to jest jeszcze wazniejsze od pierwszego, argumentujesz wlasne wypowiedzi,
po trzecie, szkoda ze nie otrzymujesz ( ja rowniez otrzymuje jedynie oceny ) 🙁 kontrargumentów, bo w koncu na tym polega ludzka, tak mi sie wydaje, rozmowa 🙄
pozdrawiam 🙂
W ramach łódzkiej edycji Dni Pamięci z Ofiarami Holocaustu dziś odbył się koncert Leny Piękniewskiej, o którym się dowiedziałam w ostatniej chwili. Znałam tę artystkę tylko z radia i rekomendacji np. Magdy Umer więc bardzo chciałam ją zobaczyć na żywo. Udało się! Koncert był złożony z piosenek opartych na wierszach młodych żydowskich poetów, którzy zginęli w holokauście. Koncert był bardzo piękny i poruszający; bardzo lubię p. Lenę.
Tyle osób ostatnio pisze o rosole i mięsach z rosołu, że ja też nabrałam okrutnej ochoty, żeby go ugotować. Mięsa z rosołu lubię jeść z chrzanem- jakoś mi pasuje. W ramach ułatwiania sobie życia robię czasem krokiety z mięsem z rosołu bo paszteciki są zbyt pracochłonne- zrobić ciasto drożdżowe, musi wyrosnąć itd. Tak właściwie to podobnie jak MałgosiaW robię „tylko” naleśniki bo w ramach odchudzenia potraw unikam panierowania.
Alicjo, wyjazdy na narty są specyficzne- czas spędza się na nartach i po nartach więc trudno tu o jakąś dłuższą relację a co do zdjęć to (wstyd się przyznać) jeszcze nie przymierzyłam się do umieszczania zdjęć na blogu. Nie można tu dołączyć zdjęć po prostu tylko podaje się link do albumu na koncie, którego jeszcze nie mam. W wolnej chwili zajmę się tym 🙂
Rzepie,
do zdjęć załóż sobie picasę 🙂
Ale najpierw odpocznij.
Tak to moje dzisiejsze danie nazywano w domu, może to nieprawidłowa nazwa, ale tak się przyzwyczaiłam.
Czytam teraz bardzo ciekawą książkę Joanny Bator „Japoński wachlarz”. Ta książka to efekt jej pierwszego, dwuletniego pobytu w Japonii. Dzisiaj rannym świtem czytałam o targu rybnym i kobietach ama:
„Wszystkie jadalne skarby wyłowione z wody można zobaczyć na targu Tsukiji w Tokio, największym w Japonii i jednym z największych na świecie. Aby być świadkiem całego przedstawienia, trzeba albo wstać o nieludzkiej porze, albo (wersja rekomendowana) w jednym z barów pobliskiej Ginzy poczekać do rana, kiedy to około piątej zaczyna się na Tsukiji aukcja tuńczyków. Do tej drugiej opcji przekonała mnie Yukido, młoda Japonka, która wbrew miejskiej elegancji miała wiele wspólnego ze światem ryb i rybaków. Zarówno jej babka, jak i matka były ama, kobietami nurkami, które schodziły pod wodę, by wydobyć przyklejone do skał awabi, czyli mięsiste bezkręgowce, uważane przez Japończyków za przysmak. Awabi zwie się po polsku uchem morskim albo uchowcem i wygląda, jak biaława kluska w kształcie ucha.
Niebezpieczne zajęcie wydobywania morskich uszu już dwa tysiące lat temu zarezerwowane zostało dla kobiet. Do dziś wierzy się, że nie tylko lepiej niż mężczyźni znoszą zimno, ale też maja pojemniejsze płuca i dłużej mogą wytrzymać pod wodą.
Ama wyławiały więc perły, awabi i wszystko, co trzeba było wyciągnąć z dna morza.
Ama schodziły pod wodę tylko w przepasce biodrowej i bez żadnego ekwipunku. Babcia Yukido pracowała do siedemdziesiątego roku życia, co nie jest wśród kobiet ama czymś niezwykłym. Jako, że nadal nie wymyślono żadnej skuteczniejszej metody połowu awabi, ama są ciągle potrzebne, ale- jak mówi Yukido- jest ich coraz mniej.
Ona sama wybrała karierę nauczycielki angielskiego, jej starsza siostra nurkuje w pokazach dla turystów, odziana już w białą koszulkę, a nie półnaga, jak jej babka.
Yukido znała się na owocach morza jak nikt inny z moich japońskich znajomych, mimo iż z perspektywy cudzoziemca mięsożercy również pozostali mogli uchodzić za specjalistów.”
Naucz się
Naucz się lubić bezsenne noce,
Jak dzieci lubią cierpkie owoce.
Jan Sz.
dzień dobry …
jeszcze nie wiem co dziś ugotuję … zrobię sobie niespodziankę … 😉
miłego dnia … 🙂
Dzień dobry 🙂
kawa
Coś nie takt z pierwszą kawą. Może ta będzie smaczniejsza 😉
kawa
Przestalam pic kawe to sobie zaparze Rooibos. Jak mi zostaje farsz na pierogi to robie male paszteciki w ciescie francuskim. Wierzch smaruje rozbitym zoltkiem i maja pozniej ladny kolor. Podobne paszteciki robie ze szpinakiem i feta.
U mnie jest cieolo, ale wilgotnie.
miałam ambitne plany co do wyprawy do miasta ale ten zimny wiatr mnie ostudził …
obiad to potrawka z soczewicy z zamrażalnika …
a to można przygotować dla siebie lub na prezent …
http://doowa.blogspot.com/2018/01/pomarancze-w-syropie-winno-korzennym.html
przepis z książki Sigrid Verbert – „Smakowite prezenty”, którą posiadam również …
niby nic trudnego ale dla mnie za trudne … ale ładnie wygląda … naleśniki jak faworki …
https://kuchniawczekoladzie.blogspot.com/2018/01/karnawaowe-gwiazdki-z-ciasta_27.html
Coś dla Rzepa, ale pewnie nie tylko 🙂
http://jemywlodzi.pl/wydarzenia-i-promocje/1279-co-robic-w-weekend-w-lodzkich-restauracjach
Faworki robiłam wczoraj i przedwczoraj, małą porcję rozłożyłam na dwa dni, zniknęły szybko, ani śladu, nie licząc zapachu, który niestety, tak łatwo nie znika.
Co do przepisu na gwiazdki z ciasta naleśnikowego – autorka mogłaby pokazać kolejne etapy smażenia i ową tajemniczą foremkę, której poszukiwała 3 lata. Dla mnie przepis jest trochę skomplikowany. I co potem robić z pozostałym litrem oleju? Zostanę przy faworkach. Usmażę je jeszcze raz; mam wszystko co potrzeba. Podczas smażenia cały czas mam włączony wyciąg o największej mocy i zapach jest dobrze pochłaniany.
Jak hałas nie przeszkadza, to można z wyciągiem 🙂
jaka ładna karpatka …
http://szalonakuchniaewelinyp.blogspot.com/2018/01/karpatka-z-musem-z-kiwi.html
Bardzo nie lubię używać wyciągu właśnie ze względu na hałas. Po ostatnim smażeniu faworków wietrzyłam dom przez dwa dni i w końcu się wywietrzył 🙂
Dzień dobry,
Rzepie, na długie półtorej godziny przykułaś mnie do komputera, a ściślej do YouTube, gdzie znalazłem sporo piosenek Pani Leny Piękniewskiej. Pomimo moich starań by być na bieżąco z tym, co się w Kraju dzieje, pani Lena umknęła mojej uwadze. W każdym razie dzięki, chociaż utworów o których wspominasz nie znalazłem. Ale jest wiele innych, każdy może pomyszkować i coś znaleźć.
https://www.youtube.com/watch?v=2f_YnBJt0sg
Mnie też przeszkadza głośny wyciąg, ale przy smażeniu faworków i śledzi to konieczność, zwłaszcza że kuchnia połączona jest z ” salonem”. Nie potrafię zrozumieć, dlaczego takie urządzenia nie mogą pracować cicho i w dobie takiego postępu technicznego silniki jak warczały dawniej, tak warczą nadal.
Danuśka cytuje fragment książki Joanny Bator ” Japoński wachlarz”. Z treści wynikałoby, że to relacja – wspomnienia o charakterze reportażu, a nie fikcja literacka. Czytam właśnie tej autorki ” Piaskowe Wzgórze”, ale z malejącym entuzjazmem, bo nie bardzo odpowiada mi stylizowana potoczność języka. To niby odpowiada treści, ale lektura całej książki w tym stylu jest trochę męcząca. Nie zrażam się, ale powoli mi idzie.
Ja polecam (polecałam już) „Ciemno, prawie noc…” Joanny Bator, ciekawa, dobrze napisana historia.
Dzisiaj -11c i pada śnieg, na obiad grochówka „wojskowa”, bardzo pasująca do tej aury 🙂
Przy okazji rozmowy z kimś przypomniała mi się taka ciekawostka przyrodnicza z moich rodzinnych okolic i miasteczka:
„(…)złoto ze Złotego Stoku ma znaczący udział w historii świata. Fuggerowie wspierali swym złotem królową hiszpańską Izabelę, która mogła dzięki temu sfinansować wyprawę Krzysztofa Kolumba, zakończoną odkryciem Ameryki.”
Wit Stwosz też maczał swoje palce w złotostockim złocie… 😉
Kto ciekawy, odsyłam do niedługiego tekstu:
http://www.kopalniazlota.pl/pl/historia/historia-kopalni-zlota
Krystyno, Alicjo-to pierwsza książka tej autorki, którą „mam na warsztacie”. Czytam ją z ogromną przyjemnością i dlatego właśnie zacytowałam dzisiaj ów niewielki fragment.
Tu trochę więcej o tej lekturze:
http://www.instytutksiazki.pl/ksiazki-detal,literatura-polska,3163,japonski-wachlarz–powroty.html
Mam ochotę sięgnąć po jej kolejne książki, zobaczymy, jak się sprawdzą.
a wiecie, że w Japonii wyhodowano banany z jadalną skórką … żadnych strat żywności … 😉
Nie niszczcie swoim ptakom klatek!!!
https://twitter.com/TheWorldOfFunny/status/958304451126792193
Jolinku-jeśli Opatrzność kombinowała dyskretnie i na boku, że być może ktoś, kiedyś wyhoduje takie banany, to zapewne stawiała na Japończyków 🙂
Do Rzepa oraz Koleżanek Warszawianek wysłałam drobną wiadomość. Zajrzyjcie zatem do poczty.
Zajrzałam
Nie piekę chleba, ale gdybym piekła, wykorzystałabym starą syberyjską metodę – dodanie nieco oleju słonecznikowego do ciasta chlebowego spowalnia proces czerstwienia, ponoć chleb zachowuje świeżość przez tydzień.
Cichal,
to na pewno coś dla Ciebie 🙂
Ja dodaję olej z pestek winogron 🙂
Ja to samo. Nie czerstwieje przez tydzień. Ale czasem wcześniej złapie go pleść. Nie mam pojęcia od czego to zależy.
Ja trzymam w lnianym worku, ale rzadko ma szansę by przetrwać tydzień.
Pleśń zależy od ciepła i wilgoci. Jerzor wkłada chleb (ten polski, na zakwasie) do zamrażalnika, a ponieważ jest pokrojony, łatwo jest wyciągać tyle kromek, ile się chce.
Moim zdaniem ten chleb równie świeżo uchowałby się w lodówce, ale nie przetłumaczę 🙄
O tym oleju wyczytałam we „Wzgórzu błękitnego snu”, niezbyt dobra lektura na tę porę roku, bo opowieści o tajdze syberyjskiej powinno się czytać w upały, dla ochłody 😉
A propos pleśni – NOWY, Tyś specjalistą od roślin. Wyobraź sobie, że w suchym pomieszczeniu (kaloryfery, kominek) na dwóch krzaczkach rozmarynu osiadł mi mączniak 😯
Na trzecim, najokazalszym krzaczku nie widzę, nie widzę też na innych roslinach, a jak wiesz, u mnie roślina roślinę pogania. Te rozmaryny nie stoją razem i w ogóle nie dotykają innych roślin.
Natychmiast obcięłam „zamączone” gałązki, a rośliny skropiłam wodą z czosnkiem (2-3 ząbki, rozgniecione na miazgę, zalane szklanką wody i zostawione na 12 godzin).
Zastosowałam tę metodę, bo nie mam żadnej chemii pod ręką, a poza tym ciągle używam świeżego rozmarynu w kuchni, więc chemia niewskazana. Zdziwiło mnie tylko to, że w tak suchym środowisku się pojawił, a latem, kiedy u nas jest jak w cieplarni, gorąco i wilgotno, i rozmaryny były wkopane w ziemię – żadna zaraza ich się nie tykała.
Masz jakieś uwagi na ten temat? Żeby mi tylko ten najpiękniejszy krzak nie ucierpiał… 🙁
Alicja – dlaczego akurat na tych dwóch roślinach zadomowił się mączniak tego nie wiem, jak również nie wiem na ile woda z czosnkiem będzie pomocna, raczej wątpię. Wiem natomiast, że w każdym sklepie ogrodniczym kupisz preparat do zwalczania różnych chorób roślin w domu, w tym mączniaki. Preparaty robione są tylko na bazie naturalnych składników, żadnej chemii. Jakie są najnowsze – też nie wiem, bo od kilku lat już tego nie robię, zwłaszcza w warunkach domowych.
Tylko nie idź do Walmartu czy podobnego. Tutaj tylko sklepy ogrodnicze mają najlepszy towar.
Dobranoc 🙂
Dzięki za poradę – co do wody czosnkowej, to wyczytałam to na forum ogrodniczym i właściwie…czosnek ma właściwości bakteriobójcze, więc kto wie, ale przy okazji kupię coś na zarazę w sklepie ogrodniczym. W Walmartach nie kupuję takich rzeczy, ani w innych podobnych.
Nigdy nie miałam kłopotów z moimi roślinami, tylko dwie orchidee załatwili mi dobrze życzący przecież ludzie, którzy przychodzili podlewać kwiatki podczas naszych wyjazdów, przedobrzyli z podlewaniem, chociaż zawsze zostawiam instrukcje, ile czego. Ale to z dobrej woli, więc pretensji nie mam.
Dzisiaj jakiś super-blue-and bloody księżyc, ale naszego czasu będzie mniej więcej o szóstej nad ranem, a ja się dziwiłam, dlaczego od 2 dni źle mi się śpi..zawsze mi się źle śpi w okolicach pełni księżyca 👿
Dzisiejszy wschód księżyca był piękny, ale już się zaczyna chmurzyć.
Dobranoc.
Jan Sztaudynger
Spojrzenie
Poeta i anatom
inaczej się przygląda kwiatom.
Dzień dobry 🙂
kawa
Chleb, pokrojony na kromki, przechowuję w zamrażalniku. Zawsze , po kilku minutach po wyjęciu kromki, mam świeży. Polecam 🙂
Danuska 🙂 zgadzam sie z tym o czym piszesz 🙄 z rana
sama popatrz, tylko 4 obrazki –> https://get.google.com/albumarchive/118399121099696213754/album/AF1QipNGbQa5sRl2jJYECgXmAhRFe_fousiadD-RSpAR/AF1QipPqKmD1s_NhONXGBIEzDa6apOelK9ikBIInUBZd
Jeszcze co do chleba. Nie dotyczy to takich chlebów jak pumpernikiel
Irek –> to nie ma w twojej okolicy, bliższej bądź dalszej jakiejs porządnej piekarni, w której to można zaopatrzyć sie o poranku w świeże pieczywo? 🙄
Mnie by sie nie chcialo wychodzic rano z domu po swieze pieczywo, nawet jakbym miala piekarnie w poblizu. Wystarczy chleb tostowany.
A capello, choc mnie Twoje wpisy mecza bardzo, bo nie lubie takiego sposobu pisania, z odnosnikami, wytluszczeniami, udziwnieniami, itp, to tym razem zgadzam sie z Toba.
Świeże pieczywo można kupić wszędzie, ale jeśli zjada się jedną lub dwie kromki dziennie, drugi domownik tyle samo, a kupuje się cały bochenek, to najlepszym sposobem jest zamrożenie. Robię tak od dawna.
Usmażyłam dziś faworki – drugi i ostatni raz w tym roku. Poszło mi sprawnie, choć bez pomocnika. Wnuczek jest za mały do takiej pomocy.
Pogoda wiosenna.
Bezdomny, oczywiście jest. Ale nie sprzedają na kromki. A mnie potrzeba góra jedną dziennie. Poza tym mogę mieć w zamrażalniku różne rodzaje pieczywa i zależnie od ochoty dobieram sobie odpowiednią 🙂
Dopisuję się do frakcji zamrażającej pieczywo z powodów wymienionych powyżej.
Przy okazji podrzucam sznureczek do artykułu o tym, co i na jak długo można zamrażać. Nie zaszkodzi przeczytać i stosować, ale od razu wyznam szczerze i otwarcie, że właśnie dzisiaj odmroziłam moje własne, gotowe danie pt. spaghetti bolognese i przekroczyłam WSZELKIE zalecane normy. Jeżeli jutro rano nie będzie na blogu fraszki wiadomego autora, to znaczy, że wyzionęłam ducha…
http://www.odzywianie.info.pl/kuchnia/artykuly/art,jak-dlugo-mozna-przechowywac-produkty-w-zamrazarce.html
Bezdomny-Twoje kwiatowe zdjęcia są bardzo piękne. Zamieszczaj częściej takie obrazki.
no to tez powiem prawde 🙄
dotychczas wydawało mi sie, ze świeży chleb może być jedynie z pieca, oraz z panaderia.
dla mnie to ma takie znaczenie jak świeża ryba.
bezpośrednio albo z morza, albo z oceana. a to co jest przeciągnięte przez zamrażalnik, to juz tylko zwłoki 🙄
jeszcze należę do frakcji, ktora od czasu do czasu, na sniadanie tez wszamie kromkę dobrego pieczywa albo cieplutka steinofenbrötchen. a jezeli Przyjaciel tez ma na to ochotę to juz sa dwie kromki, albo bulki prosto z kamiennego pieca.
i w takim przypadku nie ma innej możliwości jak stanąć na deskorolce i bujać sie do zaprzyjaźnionej piekarni. w kieszeni spodni mam umieszczony miernik spalania kalorii. i jak przejadę w te i nazad to, i tak jestem do przodu z kaloriami, i to już na początku dnia 🙂
Danuśko –> juz niedługo zaczynam życie na ulicy, a zatem co interesującego zauważę to i uchwycę, a jesli tylko znajdę dojście do sieci to podrzucę róóóóżne kwiatki 🙂
zapomniałem +ć , ze u nas sprzedają chleb na kromki. byc moze dlatego 🙄 bo bochenek duzo kosztuje 🙄
Domyślacie się jednak, że jest taki kraj na świecie, gdzie obowiązkiem każdego obywatela jest kupić c o d z i e n n n n i e świeżą bagietkę. Na wszystkich osiedlach, w każdym najmniejszym miasteczku jest co najmniej jedna piekarnia i tam koniecznie należy się udać w południe, lub przed kolacją. Te bagietkowe zakupy bardzo często robią mężczyźni i przyznam, że bardzo lubię ten widok na francuskich ulicach. Proszę jednak, abyście nie myśleli, że ci beznadziejni Francuzi jadają jedynie bagietki, od Atlantyku po Alpy mogą też kupić w swoich piekarniach inne pieczywo: https://cdn2.webmanagercenter.com/wmc/wp-content/uploads/2017/12/pain-tunisie-directinfo-boulangerie.jpg
Jerzor by latał, bo on lubi świeże i dla niego bagietka na śniadanie w sam raz, ale u nas trzeba latać 2.5 km w jedną stronę, co zabiera trochę czasu. Poza tym od jakiegoś czasu zmienił się piekarz i Jerzor obrażony, że nie biorą pod uwagę, jak powinna wyglądać dobrze upieczona bagietka, przestał je kupować. Mnie jedna kromka chleba dziennie wystarczy w okolicach śniadania.
Straszna zawierucha, świata nie widać, -11c.
Na obiad wczorajsza grochówka i micha sałaty z pomidorami, awokado, czerwoną cebulą, fetą, oliwkami.
Kiedys jadalam bagietki a teraz jem chleb bardzo podobny do polskiego. Moge go jesc jeszcze na trzeci dzien i jest dobry. Mam trzy piekarnie w poblizu, ale nie naleze do tych co biegna po swiezy chleb rano. Mimo, ze chleb ktory kupuje jest bardzo dobry to ograniczylam od pewnego czasu jego jedzenie. Swieza bagietka, wylewajacy sie camembert i kieliszek dobrego czerwonego wina to jest to !
grochowka tez brzmi dźwięcznie, od czasu do czasu jest nawet slyszalna 🙂
moi znajomi z el cabezo przyslali mi wiadomosc :
Schlachteplatte gibt es am kommenden Wochenende den 03.02. und 04.02.18 ,mit Sauerkraut und Kartoffeln . Mittags ab 13.30 Uhr geht es beide los.
ale to nie jest jeszcze żaden powód bym tam sie znaleźć musiał 🙄
jeśli jest ktoś innego zdania to jestem gotów podać dokładniejsze namiary 🙂
Żeby była niesłyszana, należy do grochówki dodać łyżeczkę kminku i przygarść majeranku. Dotyczy to zresztą gotowanych potraw kapustnych i fasolowo-grochowych, czyli wzdymających.
Już nasze pra-pra… stosowały z powodzeniem te przyprawy 😉
pewnie dlatego o tym nigdy nie słyszałem, bo jestem od dawna, zaprogramowany jedynie na przyszlosc 🙂
🙂
co wcale nie jest takie zle 🙂
Mnie chleb z zamrazarki jakos nie smakuje, zawsze zapominam wyjac kromki na czas i potem na szybko jem z toastera, a to nie to samo. Zwykle kupujemy bagietke po sasiedzku, we wloskiej piekarni. Na trzy osoby jest w sam raz albo troche za duzo – robimy wtedy zapiekanki (sos pomidorowy, szynka, grzyby, ser) albo kroje kromki bagietki w kostke na grzanki do zup kremowych np brokulowej czy szparagowej.
Alicjo, zawierucha byla u nas wczoraj, dzisiaj jest piekny, sloneczny ale mrozny dzien. Bylby super na narty, gdyby nie trzeba bylo byc w pracy.
Na obiad dzis krupnik, zdaloby sie jeszcze cos, najlepiej nie miesnego, moze nalesniki …
Dawno temu, na moich studiach znajomi w ramach prac magisterskich badali m.in. wpływ zamrażania na trwałość i jakość pieczywa- podobno to było na zamówienie dla wojska… Od tamtego czasu mrożę pieczywo i chwalę to sobie. Trzymam się tego, żeby zamrażać świeże pieczywo bo takie po rozmrożeniu też jest nadal świeże.
Danuśka potwierdzam- francuskie piekarnie mają różnorodne, cudowne pieczywo i chociażby z tego powodu chodzę codziennie na zakupy do francuskiej piekarni (jeśli tam jestem), żeby sobie popatrzeć; znajomi, z którymi jestem na wyjeździe są też zadowoleni 😉
Salsa 30 stycznia o godz. 13:54 często korzystam z tej strony właśnie, żeby dowiedzieć się o nowych lokalach, o rekomendacjach czy kulinarnych wydarzeniach w Łodzi 🙂
Nowy2 30 stycznia o godz. 16:31 Ten koncert, na którym byłam miał tytuł: „Coś przyjdzie: miłość albo wojna” (cytat z wiersza Zuzanny Ginczanki) i jest to nowy projekt p. Leny więc może dlatego nie ma go w sieci. Nota bene p. Lena na FB jest obecna jako Lena Bem, bo przez męża jest w rodzinie „tych” Bemów i tam są zdjęcia z łódzkiego koncertu.
Ela, Twój sposób na bagietkę to jest także mój ulubiony 🙂
Otóż to – zamrażać świeży chleb, bo „wczorajszy” to już nie to.
Przyznam się, że też mam problem z czytaniem wpisów a capelli- gubię się z tymi różnymi odnośnikami i odsyłaczami ale nigdy nie lubiłam lektur z przypisami 🙁 Trochę żałuję, bo jak się wczytam to doceniam i opisy i zdjęcia ale czasem nie mam cierpliwości.. Jeśli można to prosiłabym o bardziej czytelne wpisy 🙂
No, to jestem przekonany. Od jutra upieczony chleb kroję i do zamrażalnika. Dzięki temu nic się nie zmarnuje! Lubię zresztą lekko podpieczoną kromkę.
Dzień dobry,
Rzepie, dziękuję bardzo, chociaż myszkując w sieci nie znalazłem zbyt wiele. Tak czy inaczej pani Lena zagościła na stałe na liście osób, które lubię słuchać.
https://www.youtube.com/watch?v=jKJBwVo-Omg
Obserwuję co się dzieje w Polsce i czuję, że coraz trudniej skupić się mogę na rosołach, zupkach, zamrożonym chlebie, krokietach, itd. Może wezmę jakąś krótką przerwę. Wybaczcie, proszę.
Ale i tak zawsze podczytuję.
Prawie dwa miesiące temu zamówiłem 10 różnych numerów „Kraina Bugu”. Dotarły dzisiaj (koszty przesyłki wyjątkowo niskie). Pismo polecałem już jakiś czas temu, mam nadzieję, że chociaż Danuśka się skusiła. Bo, uważam, że jest tego warte. Przeglądam każdy numer, kartkuję i wciąż uważam, że jest chyba jednym z najciekawszych pism kolorowych na rynku. Mogę się mylić, bo przecież tam nie mieszkam. Szata graficzna, zdjęcia zachwyciły też Tabithę, słyszę więc steki pytań – a co to, a o czym to, ale piękne zdjęcia, ale piękne domy itd., itd. Cieszy mnie to bardzo. Jak niektórzy wiedzą przepracowałem dawno temu cztery lata w tzw. pismach kolorowych i zawsze byłem zwolennikiem różnorodności tematów, a przeciwnikiem ścisłych poradników. Po latach wyszło chyba na moje.
„Krainę Bugu” mogę polecić każdemu. Nawet każdy Łasuch znajdzie tam wiele przepisów regionalnych.
Dobranoc 🙂
dzień dobry …
Nowy mam tak samo … dobrze, że mam trochę zajęć pilnych to nie myślę ciągle o polityce …
byle do wiosny …
Nowy-czasami rozmowa o rosołach i krokietach przynosi ukojenie skołatanej, czy wręcz poharatanej duszy…
Polecaną przez Ciebie „Krainę Bugu” oczywiście kupiłam i kupuję nadal, kiedy jestem w okolicach jakiegoś Empiku. Wydaje mi się, że swego czasu wspominałam o tym na blogu, ale być może tego nie zrobiłam? To prawda, pismo jest ciekawe i ma naprawdę piękną szatę graficzną. Dziękuję Ci zatem za podpowiedź 🙂
Raźniej
Zawsze człowiekowi raźniej,
Kiedy nie ma wyobraźni.
* * * *
Wielu wpada do przepaści,
A najczęściej-entuzjaści.
Autora już nawet nie przypominam 🙂
Można też internetowo.
Dobranoc.
http://krainabugu.pl/
Jeszcze tylko chciałbym dodać, że teksty pisane są tam czystą polszczyzną, bez np. designerów czy innych śmieci językowych spotykanych wszędzie.
Przychodząc do redakcji niewiele wiedziałem o pracy redaktora; moja naczelna zawsze mi powtarzała – Tadeusz, tekst musi się czytać! Jeśli się coś „nie czytało” musiałem poprawiać do skutku. Często oczywiście z pomocą A. 🙂 Teksty w „Krainie Bugu” czytają się świetnie!
Dzień dobry,
kawa mało optymistyczna . Ale taką mamy rzeczywistość
Nowy, Jolinku, dzieki za Krainę Bugu. Zaczytalam sie i powróciły wspomnienia o cioci, siostrze babci, ktora mieszkała w Siemiatyczach. I o kapelach a w jednej z nich grywał mój dziadek, on na akordeonie a jego brat na skrzypcach. Było to wprawdzie nad Plonka a nie nad Bugiem, ale tradycja podobna.
Jak u Eli, mam w pobliżu domu trzy piekarnie, takie prawdziwe. Kupuje chleb na zmianę, raz w jednej, raz w drugiej i trzeciej… Chleb z poprzedniego dnia najcześciej podpiekam, podobnie jak GosiaB.
Alicjo, dziekuje za sznureczek do Krainy Bugu.
Alinko to zasługa Danuśki nie moja …
niedługo Tłusty Czwartek … kto piecze paczki? … ja nie … a takie ktoś piekł? …
http://www.zchatynakoncuwsi.pl/2018/01/paczki-z-ziemniakami.html
u mnie dziś placki ziemniaczane na słodko .. z mango i z jogurtem … posypane migdałami ..
jest nowy wpis ….