Zasypani
Kiedy niespodziewanie przychodzi zima, no, może niezbyt ostra, ale zawsze, trzeba włożyć cieplejsze, nieprzemakające buty, aby nie nabrać w nie śniegu. Spacer nie wydaje nam się najlepszą perspektywa, bo śnieg jest nieco wilgotny i właściwie najlepiej oglądać go przez okno. Podobno też zaraz zniknie, ale dziś jest śliczny. Żeby jeszcze wczorajsze słońce… Ale nic na świecie nie jest doskonałe.
Tym bardziej warto przygotować coś rozgrzewającego, bo szarawa pogoda, zwana „barową” zachęca do tego. Moją ostatnią pasją jest karmienie siadających ze mną przy stole zupami – kremami. Była już zupa pomarańczowa, kabaczkowa, dyniowa, batatowa, pietruszkowa z gruszką, porowa, selerowa, niektóre po kilka razy. Chętnie podzielę sie przepisem (proporcje na 4 osoby) na szczególnie lubianą przeze mnie zupę. Jest to:
Zupa selerowa
Składniki: 4 plasterki szynki szwarcwaldzkiej lub chudego wędzonego boczku, 2 płaskie łyżki ryżu, ½ sporego selera, średnia cebula, łyżka oleju, 4 szklanki rosołu warzywnego lub drobiowego ( może być z kostki), pieprz, sól, ew. 2 łyżki śmietany (ja wlewam kilka kropel mleka)
Szynkę podsmażam na chrupko na oleju, wyjmuję, a na pozostałym tłuszczu lekko rumienię posiekaną cebulę, dodaję starty na grubej tarce seler oraz ryż. Chwilę podsmażam, po czym dodaję rosół i gotuję około 20 minut. Na koniec dokładnie miksuję i dodaję odrobinę śmietany lub mleka. Na każdy talerz zupy wypada kawałek chrupiącej szynki. To naprawdę nie jest złe. I poprawia humor w pochmurny dzień.
Komentarze
Cześć blogowa bando, a co tutaj tak pusto?
Brzucho pozdrawia 🙂
Brzuch pozdrawiamy … 🙂
co Ty teraz porabiasz? … bo tu mamy ferie jakby ktoś pytał … 😉
Osobiście ominęłabym ostatni etap, czyli miksowanie, bo zdecydowanie wolę zupę z kawałkami rozmaitości.
Żurawie często zostają u nas na zimę, ale tak duże stado, jak to opisuje Miś to rzeczywiście dziwne zjawisko. W tej sprawie kompetentnie wypowiedzieć się mogą tylko ornitolodzy.
Śniegu napadało sporo, więc mam nadzieję, że poleży choć kilka dni mimo lekkiej odwilży.
Odwiedziny Brzucha przypomniały mi o bezskutecznych jak na razie poszukiwaniach sera Brillat Savarin. Nie tracę jednak nadziei.
Lubię zupy klasyczne i miksowane ale rzeczywiście miksowanie zmienia smak. Znajomy Irlandczyk miksuje moje jarzynowe zupy bo do takich właśnie zup- kremów jest przyzwyczajony. Zastanawiałam się po co bo składniki pozostają te same ale smak jest jednak inny. Mój ulubiony krem jest z dyni z arabskimi przyprawami i posypany prażonymi pestkami dyni. Idealny na dzisiejszą pogodę 🙂
Krystyno, chętnie przyslalabym Ci ten ser, gdyby zniósł podróż. Moim skromnym zdaniem, nazwa zdecydowanie przerasta smak sera, ktory oczywiście warto spróbować, jeśli jest ku temu okazja.
Ja tez wole zupy z kawałkami warzyw ale dla domowników przecieram bo tak lubią.
Dietetycy zalecają zupy nieprzecierane bo są dłużej trawione 🙂
U nas podoba jesienna i na razie nic nie zapowiada śniegu.
Pogoda a nie podoba 🙂
Alino 🙂
w sprzedaży na szczęście jest tyle różnych dobrych serów, także francuskich, że posmakowanie choćby części zajmie dużo czasu. Może trafię i na tamten ser, choć niekiedy spełnienie pragnień kulinarnych przynosi rozczarowanie.
Z zup przecieranych pamiętam doskonale krem pieczarkowy z groszkiem ptysiowym, podawany kiedyś w restauracjach. Bardzo mi smakował i łatwo dałoby się go przygotować w domu. Teraz nie spotykam tej zupy/kremu w restauracyjnym menu.
Krystyno-to jest zresztą bardzo znamienne, owe mody na takie, a nie inne dania w restauracjach. Nie chcę znowu się powtarzać i przypominać po raz kolejny: carpaccio z buraka z kozim serem. Nie chcem, ale muszem 🙂
Nie wiem, dlaczego, ale ta przystawka jest wszechobecna. Może dlatego że patriotyczna….??? Czerwony burak i biały kozi ser?
Zaznaczę po cichutku, że za rządów PO też królowała restauracyjnie.
W ramach restauracyjnej mody odnotowuję też krewetki w sosie czosnkowym, chociaż ten sos bywa często nazywany inaczej. Krewetki są wszędzie, albo prawie wszędzie. Tego fenomenu nie umiem wytłumaczyć, ani politycznie, ani patriotycznie. Ale może to jakiś snobizm? Myślę, że to prawdopodobne.
Nie było dzisiaj zupy na obiad, ani miksowanej, ani polskiej, tradycyjnej.
Na rozgrzewkę przygotowaliśmy gulasz z indyka w sosie curry i podaliśmy z makaronowymi wstążkami. Pyszne!!!
Pieczarkową bardzo lubię i gotuję wedle przepisu mojej Mamy:
-pieczarki pokroić na plasterki i cebulę oraz ziemniaki też
-wszystko zeszklić na maśle, masła nie żałować
-całość zalać rosołem ugotowanym, tak jak nam w duszy gra(warzywnym lub wołowym, co kto woli i co kto lubi)
– niech jeszcze pyrka, aż wszystko zmięknie
Podawać z kleksem śmietany albo i nie, bo przecież PiS nam jeszcze nie uregulował przepisu na zupę pieczarkową.
Chyba, że też przegłosował i uregulował…? Być może nic nie wiem na ten temat?
W ARTE-telewizji francusko-niemieckiej, program na temat Odry, przed chwilą było pięknie na temat Wrocławia.
Dzień dobry,
Zdecydowanie oczywiście wolę zupy nie miksowane, przecierane itd. Kawałki warzyw i ziemniaków to jest dla mnie to! Tym niemniej nie zarzekam się, że kremowych w ogóle nie jadam. Zwłaszcza jeśli jest na bazie selera. Seler mogę jeść w dużych ilościach i w każdej postaci. Jedno z najsmaczniejszych warzyw, niestety tutaj trudniej dostępne, trzeba długo szukać by wreszcie gdzieś trafić. Już pisałem kiedyś o korzeniach pietruszki, niemal tutaj nie do zdobycia.
Nowy-a może barszcz ukraiński?
https://zakochanewzupach.pl/prawdziwy-barszcz-ukrainski-przepis-poltawski/
Nie wiem tylko, czy Tabicie będzie smakował?
U mnie też śliczna zima, na te istniejące już pół metra napadał świeży śnieg i ciągle pada, mimo, że czasami przebłyskuje słońce. Bajka, a poza tym mróz zelżał nieco.
Odbieram telefon(mam przedpotopowy telefon bez żadnych funkcji typu nagrywarka itp), a tam z taśmy tekst poważnym, surowym głosem. Już miałam odłożyć, bo zawsze tak czynię, ale zainteresowało mnie, że to dzwoni do mnie w ten przedziwny sposób urząd podatkowy. Zainteresowało mnie, jaki nowy sposób naciągania ludzi na forsę ktoś wymyślił. Otóż ów „urząd podatkowy” powiadomił mnie srogim głosem, że popełniłam fałszerstwo w mych zeznaniach podatkowych, w związku z czym mam natychmiast oddzwonić do nich pod numer (tu numer, powtórzony dla pewności – nie zapisałam) w celu wyjaśnienia sprawy. Jeśli nie zadzwonię natychmiast, zostanie na mnie wydany nakaz aresztowania i zostanę do aresztu doprowadzona.
Odłożyłam słuchawkę, pod numer oczywiście nie zadzwoniłam, bo ani go nie zanotowałam, ani też nie miałam zamiaru. Przestępstwo polega prawdopodobnie na tym, że ja dzwonię na numer, a on jest tak ustawiony, że od pierwszego momentu nabija jakąś kasę (z mojej kieszeni) owemu „urzędowi podatkowemu”.
Jeśli zniknę z blogu w najbliższym czasie, to proszę o przesyłanie paczek, z cebulą zwłaszcza, bo działa przeciwszkorbutowo 😉
Moje zeznania podatkowe od lat polegają na wpisaniu danych osobowych do odpowiedniego arkusza i złożeniu kilku podpisów. A w tym zafałszować nic nie mogę, nawet daty urodzenia 😉
Dzisiaj wczorajszy krupnik.
Bardzo rzadko robię zupy kremy – lubię gęste zupy z kawałkowanymi składnikami. Ale dyniową jak najbardziej kremową, afrykańską zupę fistaszkową (z tym, że pływają w niej małe krewetki), krem z brokułów i jeszcze chyba coś jest, co lubię jako krem, nie pamiętam.
Restauracyjna moda na krewetki panuje już od dawna, zauważyłam to dobrych kilka lat temu w menu wrocławskiej restauracji-browaru „Spiż”, gdzie serwowano koktail krewetkowy. W pucharku kilka krewetek na zimno, skropionych chyba cytryną – i tyle. Inne dania też były, ale to mi utkwiło w pamięci.
Może pora na żywe ostrygi 😉
*restauracji-browarze „Spiż”
U mnie seler występuje w bulwach (selery root), ale dawniej go ze świecą…
Seler naciowy zawsze chętnie do pogryzania na surowo (plastry korzenia też!), a pietruszka (parsley root) też występuje, chociaż bardziej jest popularny pasternak (parsnip). Podobne, ale nie to samo, pasternak jest słodkawy i korzeń jest lekko kremowy, w odróżnieniu od pietruszki, której korzeń jest biały.
ostatnio jak byłam gościach to jubilatka (ze względu na dietę syna) podała zupę krem z awokado i kiwi posypaną prażonymi migdałami … a ponieważ druga zupa była grzybowa, której raczej nie jem to spróbowałam tej pierwszej … była zdrowa, zjadłam ale dalej zupy krem nie dla mnie …
Nie wyobrażam sobie zupy z awokado pod żadną postacią. Dojrzałe awokado samo w sobie jest kremowe, po co to niszczyć…wystarczy dodać soku z cytryny i pieprzu – i wyjadać łyżeczką, jakie jest.
Danuśka,
krem pieczarkowy z groszkiem ptysiowym pamiętam z lat siedemdziesiątych; pewnie był znany i wcześniej, ale wtedy jeszcze nie bywałam w restauracjach.
Nie carpaccio, ale sałatka z buraka, koziego sera, różnych sałat i sosu, którą można zjeść w gdyńskim bistro ” Śródmieście” jest moją ulubioną sałatką. I chyba nie tylko moją, bo stale jest w menu. Niedawno synowa stwierdziła, że tę sałatkę je raz w tygodniu, więc to połączenie buraków i koziego sera jest bardzo trafione.
Krewetki są dość powszechnie lubiane, więc pewnie dlatego dostępne w wielu restauracjach. Osobiście obawiam się zamówić całą porcję, bo kiedyś byłam uczulona na krewetki. Powinnam to sprawdzić, bo może alergia minęła, a ja odmawiam sobie tego smakołyku.
Przy okazji krewetek przypomina mi się Zgaga, wielka ich miłośniczka.
Danuśka – dzięki za barszcz ukraiński, bardzo dobry pomysł i jak najbardziej w zakresie moich kulinarnych zdolności. Będzie gotowany jako następna zupa, czyli za dni kilka, może w przyszłym tygodniu. Ostatnio była doskonała zupa jarzynowa, sam ugotowałem, pycha!
Tabitha je wszystko co ma w sobie buraki, same buraczki jako jarzyna też. . Może jeść codziennie. Nie ruszy tylko białego sera i naszego twarogu pod żadną postacią. Raz spróbowała dosłownie na koniec widelca. Koniec. Nigdy więcej. Z podziwem obserwuje jak ja pochłaniam tego spore ilości – w polskim sklepie jest ciągle świeży twaróg wiejski.
https://www.doradcasmaku.pl/przepis/368459/przepis-dnia-v-salatka-z-burakow-koziego-sera-i-jarmuzu-odc.-60.html
Jarmuż = kale po angielsku. Niedocenione warzywo.
Nowy, to wpadajcie. Akurat dzisiaj uwarzyłem zasmażane buraczki na Merlocie! Jest tego fura, bo wykorzystałem po zakiszeniu.
Ale się wygadałeś. W zeszłym roku podałem krem z dyni i nic nie powiedziałeś, że nie lubisz… 🙂
Cichal,
Na razie wizytę musimy odłożyć, mnóstwo zajęć ubocznych.
A co do kremu z dyni, napisałem tak – „Tym niemniej nie zarzekam się, że kremowych w ogóle nie jadam.” Jadam czasami, ale sam nigdy nie robię, zarówno zup kremowych jak i cokolwiek z dyni. Ale gotowe oczywiście zjem.
Od zawsze głoszę tutaj swoje przywiązanie do tego co wyniosłem z domu i z Polski, co absolutnie nie znaczy, że nic innego nie jadam. Może jestem jedynie nieco smakowym daltonistą i odbieram smaki skromniej niż inni. Nie wiem. Mnie jest z tym dobrze.
Dobranoc 🙂
dzień dobry …
u mnie dziś jarzynowa z kurczakiem … i kminkiem …
Marek a do Zakopanego też zajedziesz w ramach podróży na południe? …
Dzień dobry 🙂
kawa
Nowy a może ta nasza zupa posmakuje Tabithcie? ….
https://borowiczkowakuchnia.blogspot.com/2018/01/barszcz-biay.html
Caly temat bardzo dla mnie, bo zupy przecierane lub nie moge jesc non stop i tak tez w sumie gotuje dla siebie. Tresciwa zupa i wystarczy za caly obiad.
W ramach dzisiejszego upału, bardzo ciepłej nocy (prognozują 30 stopni) oraz jeszcze cieplejszego dnia jutrzejszego, na stole królowały truskawki i organicznie ograniczony twarożek ze szczypiorkiem czyli organiczne zielone z ogródka, a serek… no, ze sklepu.
Ostatnia zupa też cokolwiek organiczna: botwinka na buraczkach z ogródka. Z ziemniakami i jajkiem.
Na jutrzejszy obiad Wombat poprosił o coś lekkiego. To może ubiję pianę z białek – zaproponowałam. Lekka. Wyjątkowo.
Na maginesie: pamiętam jak podczas upalnych dni Bunia przygotowywała zupę „nic”. Delikatne góry lodowe na żółtym morzu. Dobrze schłodzone gotowane z koglem-moglem mleko i do tego lekko słodzona pianka z białek. Siedział sobie człowieczek na ławie w altanie, machał nóżkami i zajadał „nic”.
Jak już mamy zupę, to jeszcze może jakieś bitki i będzie obiad rodzinny 🙂
Nie ma nic milszego niech, kto chce mi wierzy,
Jak rodzinny obiad w sielskiej atmosferze,
Obrus świeży leży, starsi znad talerzy do młodzieży
Szczerze szczerzą się.
Wujek Leon z punktu ku kuzynkom czterem,
Z odpowiednim zmierza żartem, czy duserem,
Dziadzio je z orderem, kuzyn z profelerem,
Ciocia tartym serem sypie w krąg.
Tak co dnia obiad trwa, wdzięku moc w sobie ma.
Obserwować choćby można z przyjemnością
Jak się wujek Leon zawsze dławi ością,
Czyni to z godnością, rzeczy znajomością,
Wuj z natury powściągliwy jest.
A ciotunia w każde danie wciąż sypie ser, tarty ser
Bo pasuje do wszystkiego tarty ser.
Czasami kuzyn co ma profeler,
Twierdzi, że to jest nie fair.
A dziadunio tak zabawnie gryźć umie wąs, prawy wąs
Bo przeszkadza mu w konsumpcji, prawy wąs
Kuzynki mają przez to oczopląs,
Nie chcąc sosów tknąć ni miąs,
Bo jak się na dziadzia zapatrzą to yyy.
Ciocia chciała kiedyś skonać na artretyzm
Bo dziadziowi nagle order wpadł w ordewry
I na pół go przegryzł podśpiewując:
Everybody love somebody smaczne to!
Tak to w atmosferze sielskiej I intymnej
Zwykł przebiegać zawsze obiad nasz rodzinny.
Wuj się dławił siny, kuzyn robił miny,
A ciociny tarty ser mdlił nas.
Mdliłby tak do dziś dnia, gdyby nie sprawa ta…
Że raz dano zraz, czy bitki zdobne w nitki,
A do zrazu zrazu chrzan, a potem grzybki,
No i przez te grzybki, chłód rodzinnej kryptki,
Nazbyt szybki dał obiadkom kres.
Ech, ten Młynarski, każdy tekst to perełka.
Iles flottantes, czyli pływające wyspy z dedykacją dla Echidny:
http://i.telegraph.co.uk/multimedia/archive/02662/katriona-iles_2662221b.jpg
U nas wyszło słońce, pogoda, jakby trochę marcowa.
Za chwilę zabieram się za rozbieranie choinki. Bożonarodzeniowe drzewko dziwnie wygląda w towarzystwie tulipanów, które zupełnie wiosennie uśmiechają się do mnie w swoim wazonie.
Dlugo miksowalam zupy, pozniej przestalam a od miesiaca znowu miksuje. Lubie zupe krem z batatow. Do zupy na talerzu wrzucam male kawalki sera feta. Bardzo dobre.
Dzisiaj na obiad byla ryba z jarzynami.
Jest cieplo 12°C, ale wieje silny wiatr i czesto pada.
Też wczoraj rozebrałam choinkę bo spadały z niej igły razem z bombkami 🙂
Przyzwyczaiłam się do jej widoku i przykro mi się zrobiło, że już nie będzie świecącego wieczorami drzewka 🙁
Krem z batatów brzmi dobrze, lubię je za kolor i smak ale głównie gotuję na parze; trzeba będzie spróbować na sposób Eli 🙂
Dzięki za słodką dedykację Danuśko. Wyspy pływają chyba po budyniowo-kremowym morzu. Tak?
Rzepie
Dla 4 osob,
800g batatow, 1 ziemniak, cebula, dwa zabki czosnku, 100 g fety, 1l bulionu z jarzyn, 20cl mleczka kokosowego; lyzeczke imbru w proszku, sol, pieprz i olej.
Na goracym oleju podsmazyc pokrojona cebule i czosnek, dodac pokrojone w kawalki bataty i ziemniak. Podsmazyc troche i dodac bulion. Gotowac 25 minut. Zmiksowac zupe i dodac mleczko kokosowe. 5 minut na malym ogniu. Dodac sol i pieprz. Nalac zupe na talerz i dodac male kawalki fety. Mozna dodac listki koriandu jak ktos lubi.
Echidno-wyspy pływają w kremie angielskim, na przykład według tego przepisu:
http://magazyn-kuchnia.pl/magazyn-kuchnia/7,123892,20370089,krem-angielski-custard-idealny-do-deserow-jak-go.html
Elu-też bardzo mi się podoba ta zupa, zanotowałam przepis, dzięki.
Rzepie-to prawda, znowu trzeba się przyzwyczaić do domu bez choinki.
Dobrze, że to idzie etapami, bo na moim osiedlu i na mieście jeszcze dużo dekoracji 🙂
nowy i ciekawy azjatycki sklep w Warszawie … jest tu paru fanów tej kuchni …
https://pyzamadeinpoland.pl/2018/01/azjatka-sklep-azjatycki-marszalkowska/
dzisiaj byłam na poczcie … jak pisano tu dużo kościółka tam jest … ale biletu miesięcznego nie można doładować bo nie podpisali umowy z kim trzeba …
zupy „nic” nie jadłam ale by mi smakowała …
Sceneria była następująca:
piękna pianistka gra Chopina, właśnie kończy koncert mocnymi akordami poloneza as-dur https://www.youtube.com/watch?v=BfTSVyw4NbU (to nie była ta pianistka, ale też znakomita).
W tle wielkie okno, a za oknem zamieć śnieżna i drzewa targane wiatrem.
Na parapecie okna świece palące się spokojnym blaskiem. To było dzisiaj wieczorem na Starym Mieście w Warszawie, niezwykłe przeżycie.
Jeżeli znajdziecie się kiedyś w okolicach zamku Królewskiego, to zajrzycie koniecznie tutaj i posłuchajcie tej muzyki http://timeforchopin.eu/pl/koncerty/
Jolinku-dzięki za namiary na azjatycki sklep, przy okazji zajrzę.
Danuśka u mnie za oknem też bajkowo … patrze sobie na okolicę z góry i lampy w parku migoczą prawie jak świeczki … i tylko wiatr w kominie robi szurum-burum …
zimowa sałatka … prosta i sezonowa …
http://trzecitalerz.blogspot.com/2016/11/saatka-z-selera-z-ziemniakami-kuchnia.html
chyba sobie zrobię jutro …
Dzień Kubusia Puchatka 🙂
(Po tutejszemu – Winnie the Pooh, imię nadane przez właściciela, który pochodził z miasta Winnipeg, w prowincji Manitoba, Kanada).
Perełka z artykułu o azjatyckim sklepie 🙄
„Zero waste: przyjdźcie z własnymi pojemnikami”
Azjatyckie sklepy to prawdziwe skarby – wszystko tam jest, co należy i rzeczywiście nie trzeba nigdzie biegać za różnymi składnikami.
Dobrze widziana w naszym domu 😉
Ela, dzięki za fajny przepis- na pewno zrobię po powrocie z nart.
Właśnie się pakuję (nie lubię) i obejrzałam straszne obrazy z ataku Fryderyki w Europie i u nas. Przez okno to może faktycznie romantycznie wygląda ale w mieście armagedon! Mam nadzieję, że jutro będzie lepiej…
Od kilku lat jeżdżę w styczniu w Alpy francuskie i wtedy jeszcze są w ośrodkach narciarskich świąteczne dekoracje- wieczorne spacery mają wtedy wiele uroku 🙂 Poza tym bardzo lubię „francuskie klimaty”…
W naszym sklepie u Japonki zawsze można napić się herbaty, niestety w jednym wyborze – zieloną tylko, chociaż herbat jest tam akurat do wyboru. Ale sklep jest malutki. Mimo wszystko są dwa stoliki i można z herbatą tam przysiąść.
W dawnym polskim sklepie też można było Przysiąść, zjeść zupę i różne takie, ale teraz Baltic Deli jest malutkim sklepem 🙁
Zatem „Pływające Wyspy” to dość ciężkawy/e deser? danie?.
Zupa „Nic”, z dodatkiem niewielkiej ilości cukru, była słodkawa lecz nie słodka. Niekiedy z czarnymi piegami wanilii jaką Bunia dodawała gotując mleko. A rzucana łyżką pianka tworzyła czubate, bezkształtne góry lodowe. Myślę, że była nie tylko doskonałą ochłodą w upalne dni lecz również sposobem przemycenia mleka do dziecięcego jadłospisu.
dzień dobry ….
Henryku z okazji imienin ściskam i życzę zdrowia … 🙂 pomachanko …
od rana warczą na podwórku bo odśnieżają … wiatr nie był taki straszny w nocy … jest 0 stopni to będzie niestety chlapa …
zmarł Peter Mayle autor książek o Prowansji … 🙁
https://pl.wikipedia.org/wiki/Peter_Mayle
Jolinku,
czarno wszędzie, głucho wszędzie —
— co to będzie, co to będzie! 😉
Nie pamiętam, kiedy zagustowałam w jednorodnych zupach (zawsze miksowanych, nigdy przecieranych – życie zbyt cenne jest, by czas tracić na gUpoty! 😎 )… — chyba dawno, z ćwierć wieku temu 😉
Teraz mam fazę „raz takie, raz owakie”.
Kompan ma od kilku lat fazę na systematyczne testowanie książki „Kuchnia dla biegaczy. Siła z roślin„. Sporo tam przepisów wegańskich 😎 Wszystkie dotychczasowe mi bardzo smakowały (nie ma opcji by nie smakowało gdy ktoś upichci, zasłoikuje, czasem nawet odgrzeje tuż po twym wejściu w progi 😆 )
Co powiedziawszy… – nawet przy (podobnej do) wczorajszej mieszance skoków ciśnienia, śniegu, odwilży, wieczornego domarzania, wichru wzmagającego się tuż przed 22:00, … wolę wyskoczyć na próbę rowerem, niż pieszo.
Owszem, trzeba umieć jeździć po śniegolodzie i nie dać się podmuchom, lecz gdy już — satysfakcja większa czyli samopoczucie szczytuje (i przepisy z Kuchni biegacza smakujesz zasłużenie a nie jak uzurpator ;P strojący się w sportowe piórka bo taka moda panuje tu i ówdzie 😛 )
Chyba najgorzej nieciekawą pogodę „przeczekiwać” biernie, w domu, samotnie, z myślami, którymi sterują przekaziory… i z lodówką pełną słodyczy, tłustości, itp…
…to ja już wolę
wyjść se na pole…
ole, ole, ole 😎
PS, Danuśko, jak dla mnie – za dużo błędów w młynarskim tekście… 🙁
(o co najmniej dwa poważne za dużo).
Nie wiem, kto to spisywał (i jacy inni bezkrytycznie powielali) — rzecz wszak megapopularna jest; każdy* zna na pamięć… 🙂
____
*chyba nie tylko ten „każdy”, kto wiele razy Wójcickiego na żywo słyszawszy… 🙄
A cappello-podziwiam Twoje umiejętności jeżdżenia rowerem po śniegolodzie.
Takie wyzwania podejmuje też Jerzor. Ja próbowałam raz i postanowiłam już więcej nie powtarzać tego eksperymentu. Mój rower poczeka cierpliwie na wiosnę.
Rzepie-frakcja lubiąca francuskie klimaty jest na naszym blogu dosyć liczna, o czym wiesz doskonale 🙂 Pozdrów francuskie Alpy od Osobistego Wędkarza, który w odległych czasach spędził tam trochę życia jeżdżąc na nartach każdego dnia.
Pomachaj też do Nemo z jakiegoś wyższego pagórka 😉
Udanego szusowania i smakowitych spotkań z regionalną kuchnią!
Jolinku-książki Petera Mayle’a to przyjemne lektury, szkoda, że już ich więcej nie będzie. Czytanie o słonecznej Prowansji w tak bardzo zimowy dzień, jak dzisiaj może być wręcz komfortowym zajęciem 🙂
Basiu nie tak ciemno bo na wiosnę czekam … 🙂 .. ja na rowerku w domu a po polu chodzę z przyjemnością … ważenie takie mi pasuje … 😉 … a jak dobry człowiek warzy potrawy to zawsze smakuje … 🙂
chyba „ż” i „rz” nie pomyliłam … mam nadzieje …
A cappello-zrobiłam kopiuj wklej nie ingerując w ortografię. Wiem, że piosenka jest popularna, mnie po prostu skojarzyła się z blogowymi rozmowami o zupach.
Danuśko, 🙂 każdemu zdarzy się skopiować nie sprawdziwszy 🙂
Ortografów nie „czepiłabym się” chyba nawet u spisywacza* kanonicznej wersji cudzego tekstu (gdzie elegancja ort.-interp. jest wymogiem de rigueur). Tu jednak idzie o dwa-trzy błędy rzeczowe, kompromitujące rozumienie tekstu, czucie młynarskich rymów, prozodii…
W sieci są nagrania Wójcickiego i samego Młynarskiego. Kto ma czas – może zabawić się w odszukanie i poprawienie! 🙂
Jolinku, jako dzieci często uprawialiśmy z rodzeństwem żartobliwe werbigeracje. Na przykład na motywach wszechobecnych piosenek żołnierskich: „czy wierzyłaś, czy marzyłaś o tym w snach” — a my „czy mierzyłaś, czy ważyłaś”. Taki świadomościowo-poprawnościowy kroczek w górę… bezcenny dla wzrokowców-bystrzaków i nieumiarkowanych moli książkowych, wytykających starszym i młodszym każdy błąd.
Z czasem przyszły pokusy bardziej zaawansowanych psikusów semantycznych z jednoczesną tolerancją dla trzeciorzędnych niedoskonałości bliźniego twego… 🙂
______
*autor tekstu własnego, przeszedłszy drugą klasę podstawówki z jej dyktandami (a nawet niekiedy zdawszy maturę), może w tekście relaksowym wszystko, zwłaszcza jeśli potrafi to uzasadnić — np. prowokowaniem filistra, poważniejszymi eksperymentami, lansowaniem lepszej-ekonomiczniejszej pisowni, realizowaniem prawa do wolności ekspresji, itd.
hej .. gdzie jest Małgosia, Barbara, ewa … Żaba milczy … reszta też zapadła w sen zimowy …
takiej zupy krem to chyba nie robiliście …
http://rozkoszny.pl/zupa-krem-z-kiszonej-kapusty/#
rzepie wspaniałych zjazdów i smaków … 🙂
Jolinku, niesłychany pomysł z tą zupą-kremem z kiszonej kapusty. Bardzo lubię wszelkie zupy miksowane, ale przyznam szczerze, że nie wymyśliłabym miksowania kiszonej kapusty. Tym niemniej nie wszystko zaraz i natychmiast, musi być po kolei i po porządku-na jutro przewidziana zupa z batatów wedle przepisu Eli.
A poza tym razem z Latoroślą zaplanowałyśmy również na sobotę smażenie faworków 🙂
Małgosia od tygodnia robiła za pełnoetatową babcię , bo wnuczka była chora, marudna i synowa nie dawała sobie rady z nią i 6 tygodniowym maluchem. A teraz próbuję odgruzować trochę mieszkanie, bo wychodziłam bladym świtem i wracałam późno wieczorem, udało mi się tylko załatwić wyrzucenie choinki.
Małgosiu to bardzo miłe zajęcie ale i ciężka praca … człowiek wieczorem wraca z uczuciem radości i pada jak kawka .. ściskam serdecznie … 🙂
Danuśka no właśnie … pozdrów Ale … 🙂
a ja schab domowy robię gotowany w zaprawie majonezowej …
Danuska, zapomnialam dodac aby posypac imbirem zupe w talerzu. Ja wrzucilam maly kawalek imbiru do gotujacej sie zupy, bo nie mialam w proszku.
Wrocilam do domu po 7 kilometrowym marszu, zmeczona, ale zadowolona. Teraz sobie poczytam ksiazke.
” Danuśka
19 stycznia o godz. 9:14 572653
A cappello-podziwiam Twoje umiejętności jeżdżenia rowerem po śniegolodzie.
Takie wyzwania podejmuje też Jerzor.” 😯
Nigdy w życiu! Nie ten rowerzysta i nie ten rower 🙄
Zbulwersowało mnie to – tuż przed Bożym Narodzeniem ktoś z Brooklynu wystawił dwa kotki na mróz (czas rzeczywiście na świąteczne porządki, zwłaszcza tego typu?). Kotki według lekarza wet. miały 4-5 miesięcy i urodziły się z wadą genetyczną. To widać na ich z lekka zdeformowanych pyszczkach i oczach.
Na szczęście jest taka grupa „Infinite Hope”, jakiś patrol zauważył kiciątka i zabrali je ze sobą w ciepłe i bezpieczne miejsce.
Domyślam się, że w grupie ratującej byli Polacy, bo nadali im stosowne imiona – Morel i Daktyl 😉
Z artykułu:
„Meet Morela (torby) and Daktyl (ginger)! Their names mean apricot and date in Polish.”
http://www.lovemeow.com/kitten-comforts-her-shy-brother-after-they-were-saved-from-freezing-weather-out-on-the-streets-2526397459.html
Natychmiast przypomniał mi się kotek, odnaleziony na naszym podwórku w tydzień po pożarze w sąsiedztwie…przysmalony i taka kupka nieszczęścia, że hej. Przeżył, był parę tygodni u weta w domu na rekonwalescencji, a potem ktoś go zaadoptował.
Jakim trzeba być osobnikiem, żeby tak potraktować nieszczęśliwe (z racji wady genetycznej) kotki…i to tuż przed Bożym Narodzeniem!
A ja podziwiam Jej umiejętności tolerowania błędów trzeciorzędnych bliźnich, którzy opierają się pokusom psikusów semantycznych! 🙂
Myśmy z siostrą też wymyślali werbigeracje jako słuchacze – zmyślaki i mole. Twierdziliśmy na przykład, że dawniej tramwaje nazywały się tranwajami. Były one napędzane tranem. Żydzi uwielbiający tran, wołali: Aj-waj tran-waj. Potem Żydzi przestali lubić tran i zmieniono nazwę na obecną… 🙂
A teraz wyjaśnię Ci Danuśko, co miałam na myśli pisząc „nigdy w życiu” itd.
Na własny użytek zrobiłam sobie podział rowerzystów, z którymi mam codzienny kontakt, i to częsty. Nie dalej jak wczoraj był u nas zięć Lisy ze Szwajcarii z żoną i Lisą. Lisy nigdy nikt jeszcze nie przegadał. Jerzor z Joe wczoraj to zrobili. Rowerami nas przejechali, miałyśmy okazję „pogadać” tylko przy powitaniu i pożegnaniu 🙄
Rowerzystów dzielę na:
1.Wyścigowcy ze stosownymi rowerami (racing bikes)
2.Rowerzyści górscy ze stosownymi rowerami
3.Dojeżdżający tu i tam na zwyczajnych rowerach
4.Niedzielni i okazjonalni na rowerach jak wyżej
5.Rowerzyści garażowi, mający rowery w garażach i prawie nigdy ich nie używający.
Ja się zaliczam do tej piątej, niechlubnej grupy, wyjaśniam dlaczego – otóż nie mam w pobliżu żadnej ścieżki rowerowej. Nawet chodnika z prawdziwego zdarzenia nie mam przez kilometr w jedną, półtora kilometra w drugą stronę. Tutaj wszyscy jeżdżą szosą, bo nawet jak jest chodnik, to nie wolno po nim jeździć rowerem. Chodnik jest dla pieszych, nawet jak rzadko kto i kiedy po nim chodzi (jak moje kawałki chodnika – czasem ktoś z psem…).
Po drodze nie potrafię jeżdzić – nasza droga jest dosyć ruchliwa, praktycznie samochód sunie za samochodem. I to jest mój problem, zawsze mam wrażenie, że za chwilę ktoś mnie walnie z tyłu. A jak samochód mnie wymija, zwłaszcza ciężarowy, to chwieję się na rowerze jak listek 🙄
Jerzor zalicza się do grupy pierwszej i częściowo do trzeciej, ponieważ na swoim rowerze dojeżdża do pracy, było nie było 14km.
Zawsze jedzie szosą – to nie jest rower przystosowany na pobocza i bezdroża, kupy śniegu, piasku, kamienie. Niech Cię nie zmylą koła – opony są mniej więcej grubości kciuka. A waga chyba 4.6kg, tytanowa, tak lekkich rowerów z jakiejś przyczyny nie dopuszczają do wyścigów typu Tour de France itp.
Co roku najnowszy model – „stary” oddaje do sklepu, dopłacatysiąc czy dwa i ma. Ten „stary” jest sprzedawany za stosowną cenę komuś, kto chciałby mieć dobry rower, ale nie stać go na nowy. Jerzor o rower dba jak każdy hobbysta o swój najlepszy eksponat, więc ten „stary” rower jest w bardzo dobrym stanie. Zawsze zabiera rower do Polski w specjalnej walizie dla rowerów – ja mogę zginąć, ale roweru pilnuje jak oka w głowie!
W Warszawie korzystał ze ścieżki wzdłuż Wisły, jeździł do Młocin, bo mieszkaliśmy tuż przy ścieżce, mniej więcej na wysokości centrum. Mówiłam, że Jerzor urodził się z rowerem? Chyba mówiłam… 😉
http://www.cannondale.com/en/USA/Bike/ProductDetail?Id=18213303-dd06-4793-9b00-c42883effbd5&parentid=undefined
A tu jeszcze jedna propozycja na zupę krem z batatów
http://strawberriesfrompoland.pl/2018/01/19/zupa-krem-z-batatow/
To mogło się zdarzyć też tuż przed Bożym Narodzeniem, jeśli to w ogóle ma jakieś znaczenie. Nie pamiętam kto namalował ten obraz…
https://photos.google.com/share/AF1QipNCv75ROxB2IzqoyktTbw22isMlFdqPbB6TNyLIrkn_Gx3g-AD3xfTEeMVEKIgZPA?key=YXVod2lieEI0TkUzTWRGc0hHTkxMS2JBbzlmV1pR
Aha – jest i rower Jerzora w Warszawie, nawet w Łazienkach!
/AF1QipO4bWMRmR3cMt_VygKbKbJDYERG8u_iBizRI-PB3yABVuNz724fpe25kSWn9yYb-g/photo/AF1QipP0rCpVYYlOVChBQ81S6HGqsK_MTbdyTbRVMY7Y?key=VmpDa2JUOHdKaDVJUHdwRFJnWVpibFA4eUllcHR3
Opsss…urwało mi się tam wyżej…
https://photos.google.com/share/AF1QipO4bWMRmR3cMt_VygKbKbJDYERG8u_iBizRI-PB3yABVuNz724fpe25kSWn9yYb-g/photo/AF1QipP0rCpVYYlOVChBQ81S6HGqsK_MTbdyTbRVMY7Y?key=VmpDa2JUOHdKaDVJUHdwRFJnWVpibFA4eUllcHR3
p.s.Można w lewo (rower przy Reaganie) można w prawo – relacja ze spotkania w Kuźni Smaku 😉
Dobry wieczor,
Nasze kotka, tez wtedy 4-5 miesieczna, zostala przez jakiegos szubrawca wrzucona do kosza na smieci przed domem w drugi dzien Swiat. Jest z nami 10 lat.
Rady i porady:
http://polki.pl/dom/porady-domowe,nietypowe-zastosowania-aspiryny,10038907,artykul.html
Czytając dobre rady i porady oraz plotki o paniach i panach (kto jeszcze pamięta ostatnią stronę „Kobiety i życia”?) przypaliłam bigos w ramach odgrzewania. Rada na przypalone gary natychmiast się przydała. Działa!
Niestety, nadal nie wiadomo, jaka będzie płeć trzeciego „royal baby”.
Jeszcze kulinarnie, skoro taka cisza. Otóż Szwajcarię i Lisę (oryginalnie z Norymbergii, od 60-tych lat w Kanadzie) poczęstowalismy wczoraj do herbaty pączkami z nadzieniem śliwkowym (powidła), makowcem oraz chrustem. Wszystko z Baltic Deli, świeżutkie, bo rano przywiezione z torontońskich polskich piekarnio-cukierni.
Lisa natychmiast rzuciła się na berliners (pączki po niemiecku), rozpływając się w pochwałach. Szwajcaria nie wiedziała, co to takie czarne w makowcu, ale smakowało. Chrustu było dużo, ale zostało kilka na dzisiejszy deser. Zjadłam po kawałku wszystkiego i byłam zadowolona, że rzeczywiście było dobre i świeżutkie 🙂
Dzień dobry,
Już sobota. Niedawno skończyłem, a właściwie skończyliśmy z Tabitha oglądać wypożyczony z tutejszej biblioteki stary amerykański film „The Help”. Nie wiem czy był w Polsce, ale chyba był. Rzecz dzieje się w latach 60-tych, w stanie Missisipi, czyli Południe, już to powinno dużo mówić. Siedzieliśmy obok siebie. Obydwoje mocno odbieraliśmy film, tylko każde z nas inaczej. Może kto oglądał, ten wie o czym mówię. Moje wrażenie dodatkowo podwoiła czytana właśnie książka „Głębokie Południe”.
Wszystkim życzę smacznego sobotniego i niedzielnego obiadku, a wszystkim kotkom dobrego życia. 🙂
Dobranoc 🙂
PS Do życzeń dla kotków dołączam oczywiście takie same życzenia dla wszystkich innych zwierząt!!!! 🙂
dzień dobry …
dziś jestem zaproszona na obiad przez wnuczki z okazji Dnia Babci .. trochę wcześniej bo jutro mają wyjazd w góry na narty ..
Nowy nawzajem … 🙂
Dzien dobry, i juz faktycznie sobota, ani sie czlowiek obejrzy. TYdzien zlecial jak z bicza trzasl.
Ksiazka „The Help” jest bardzo dobra, czyta sie szybko bo wciaga. Filmu nie moglam obejrzec do konca, choc zaczelam, bo przeszkadzal mi inny sposob narracji, i postaci juz nie te same … ale ja juz tak mam, ze przewaznie ekranizacje ksiazek rzadko mi sie podobaja.
Faworki odlozone na jutro – zobaczymy czy mi wystarczy zapalu. Moje dziecko, wraz z kolezanka, upieklo za to pyszne ciasta czekoladowe bez maki. Ciasta byly dwa, bo pierwsze bylo pieczone dla chorej kolezanki, na pocieszenie i szybsza rekonwalescencje. Jak juz panienki upiekly to ciasto , to zaraz wymyslily ze tak dobrze pachnie, ze musz sprobowac – no i dlatego szybko upiekly drugie. Ciasto jest, a raczej bylo, bo zostaly tylko dwa male kawalki, bardzo czekoladowe i smakuje pysznie ze swiezymi malinami albo sosem z malin, i kleksem bitej smietany. Spacer albo jazda na rowerze po absolutnie konieczne.
Rowerzyści mnożą się ostatnio niemożebnie.
Podzielmy ich zatem:
1. „Obwody” i BMI* idealne albo blisko
2. BMI idealnie albo blisko
3. Ubrani w obcisłe aby straszyć niewinne niewiasty 😆
Można ich i inaczej:
1. Jeżdżących od zawsze i wszędzie (wielodniowo z sakwami i śpiworami; wyścigowo na dedykowanych trasach; zakupowo i załatwieniowo; z przystankami na fotografowanie; polowaniowo (np. na niepryskane jabłka 😀 ), itd.
2. Jeżdżących od niedawna, oblepionych naramiennie i inaczej infrastrukturą gadżetową, natychmiast po pierwszym „treningu” zameldowanych w endomondo i odhaczających dumnie każdy swój kilometr „w celach charytatywnych”
3. Jeżdżących okazjonalnie; dobry sprzęt w garażach albo na eksponowanym miejscu w sypialni (coś jak dawniej – a może i teraz – Warszawka z nartami na Krupówkach zamiast na Nosalu).
Jednak najważniejszy jest podział na
1. Wykręcających 3500 i więcej km rocznie (to ja 😎 ) na bądźjakich rowerach (np. za 550 PLN, 5 sezonów temu) albo na lepszych, albo na topowych
2. …i pozostałych 😈
Niezorientowanych poinformuję, iż znacznie trudniej jest wykręcić 60 km dziennie w lutym, przy mrozie -5 i wietrze w twarz na trekingu, niż na cienkokołowcu z wypasionymi przerzutkami itd.
Lecz tak czy owak pozostaje niesamowita przyjemność, w porywach euforia.
Dlatego tak wielu i coraz więcej całorocznych cyklistów „komunikacyjnych” widać pod Wawelem. Dlatego – niestety 😉 – trasa do Tyńca (ode mnie 25 km tam i z powrotem) jest w sezonie tak strasznie przepełniona młodszymi i starszymi. Ci ostatni czasem napomykają o jeszcze jednym, nieznanym mi bonusie – uwolnieniu się na moment od mało sprawnych, nicnierozumiejących żon… 🙄
___
*w 2002, na „aktywnych wczasach” w Piwnicznej (dokąd zresztą dostałam się przypadkowo, wygrawszy dwa tygodnie dla dwojga w „rowerowym” konkursie lokalnego radia 😉 …i był to mój pierwszy i jak dotąd jedyny zorganizowany wypoczynek)… na owych instruktor na wstępie rzekł, iż waga zabawa dla początkujących – dla zaawansowanych tylko wymiary i proporcje 😆
PS, pozostają jeszcze „rowerzyści górscy”… — zarrraza jedna!!! 😈
som jeszcze rowerzyści pokojowi …. 😉
O tak, wygodni, łagodni, uczynnie tras niezatłaczający… 😎 😉 😀
Mamy też akrobatów rowerowych:
https://www.youtube.com/watch?v=bzUhM1ldO08
Alicjo-teraz już wiem zdecydowanie więcej o rowerowej pasji Jerzora 🙂 Wydawało mi się, że Jerzor jeździ na rowerze w każdych warunkach, bo kiedyś pisałaś o jego zimowych jazdach do pracy. Rzecz jasna zimą nie zawsze jest śnieg i lód.
Wedle podziału a cappelli należę do…pozostałych 🙂
Dzisiaj na śniadanie zrobiłam z lekka ekstrawagancki omlet. Przeszkliłam na patelni drobną pokrojoną szalotkę, wlałam rozbełtane jajka i kiedy omlet był już lekko ścięty posypałam wiórkami zakupionego wczoraj pecorino jak poniżej:
http://wloskiejedzenie.pl/sery/52-pecorino-fantasia-primosale-miekki-ser-owczy-dojrzewajacy-z-dodatkami-.html
Poezja! I ser i i omlet.
W mojej okolicy są znakomicie zaopatrzone włoskie delikatesy, co jest ciężkim wyzwaniem dla mego portfela.
Pecorino moge kupic tylko jak jest tydzien wloski u Lidla czy Intermarché dwa razy w roku. A szkoda, bo lubie ten ser. W poludnie ide na obiad do nowo otwartej resteuracji indyjskiej.W przyszlym tygodniu bedzie otwarcie innej resteuracji. U nas jest dziwna sytuacja, zamykaja sklepy a otwieraja resteuracje.
Pogoda fatalna, wieje i pada. Zobacze co graja w kinie.
Nowy,
film „Help” mam w domu, ogladalam go juz kilka razy, ale stary to on nie jest. Ma dopiero 5 lat.
Czytalam ostatnio dwie wstrzasajace ksiazki „underground rail road” von Colson Whitehead i „home going” amerykanskiej autorki urodzonej w Ghanie, gdzie sie wszystko zaczelo. Pisarka Yaa Gyasi opisuje losy 8 generacji sprzedanych-kupionych niewolnikow z Ghany. (Czytam po niemiecku)
Elu-w naszym Lidlu jeszcze do jutra tydzień francuski 🙂
https://www.lidl.pl/pl/Oferta-spozywcza.htm?id=419&week=1
Danuśka pyszne śniadanie … 🙂
takiej pizzy nie jedliście …
http://www.smakiarmine.pl/przepisy-wytrawne/dietetyczna-pizza-na-kapuscianym-spodzie/
pada śnieg ..
Teraz lecą piękne wielkie płatki śniegowe …
Kapuściana pizza ? Spróbować mogę, ale pizza kojarzy mi się z ciastem drożdżowym, pewnie mam utrwalone połączenia 🙁
Na Ursynowie też! Przez okno taka zima wygląda pięknie.
Wczoraj znajomi przysłali mi zdjęcia z plaży w Wietnamie, ech….
Lubię eksperymenty i przepis na kapuścianą pizzę odnotowałam. Wzorem Małgosi założyłam sobie katalog z przepisami w komputerze. Nareszcie jest porządek 🙂
Jakos nie jestem przekonana do pizzy na kapuscianym spodzie.
U was pada snieg a u mnie jest 12°C.
Danuśka,
zgadza się, zimą też, ale wtedy, kiedy nie ma śniegu, a temperatury co najwyżej minus kilka stopni, a i to niechętnie, bo u nas, jeśli jezioro jest niezamarznięte, powietrze jest nieprzyjemnie wilgotne.
Tej zimy rower powędrował wcześnie w stan spoczynku, bo jak w grudniu spadł śnieg, to zapowiedzieli, że będzie go tylko przybywało. I tak jest. Od wczoraj mamy plusy dodatnie (tylko nocą jest minusowo), ponoć do końca miesiąca ma tak być, 1-3c powyżej zera.
Wolę, żeby nie było więcej, bo wówczas śnieg mi spłynie do piwnicy, a na razie topnieje powoli. Sporo go jest.
Mieliśmy kiedyś rower pokojowy, ale nikt z nas się do niego nie przywiązał i został oddany. Ja nie lubię się katować – jeśli coś mi nie sprawia przyjemności, to po co mam to robić? I w ten oto sposób prowadzę tak zwany niezdrowy tryb życia, ale w końcu to moje życie.
Pogooglałam i dowiedziałam się, że 17 lutego jest Międzynarodowy Dzień Kota 😉
Przyjemnej soboty!
Tak mnie zaciekawiła ta pizza na kapuścianym spodzie, że chyba się kiedyś podejmę i zrobię.
A w karmnikach ruch: http://animallive.tv/pl/kamery-online/bieszczady/karmnik-dla-ptakow-w-bieszczadach.html
Można obejrzeć też inne miejsca, gdzie dokarmiane są zwierzęta.
Dzieła sztuki na talerzu:
http://www.luxeat.com/blog/paul-bocuse-michelin/
Paul Bocuse dzisiaj pożegnał się z tym światem. Był nazywany „papieżem kulinarnym”.
My dokarmiamy dwie czarne wiewióry z rudymi ogonami, nasze obejście to ich terytorium, inne wiewióry tu nie przychodzą. W kuchni zawsze znajdą się jakieś obierki i tym podobne rzeczy, czemu zwierzyna ma się nie posilić 😉
Zastanawiałam się, co to za film ” Help”, o którym pisał Nowy I Eva. Ten tytuł kojarzył mi się ze starym filmem o Bitelsach. Okazuje się, że u nas wyświetlany był pod tytułem „Służące”/ 2011 rok/. Widziałam go w telewizji. Film z rodzaju tych, które zostają w pamięci. Książki nie czytałam.
Krystyno, Nowy pisal o filmie ” Sluzace ” Angielski tytul ksiazki i filmu to ” Help ”
Bardzo dawno temu widzialam Help z Bitelsami.
Bylismy w resteuracji indyjskiej. Jedzenie takie sobie i chyba tam szybko nie wrocimy.
http://onliine.pl/film/sluzace
Z Beatlesami to był film „Help” (w sensie – ratunku!), ten jest „The Help”, w sensie (ta konkretna) pomoc domowa, służąca .
Filmy w obu wersjach płatne.
Moja kocia wnusia Nobie – ładne oczy?
http://aalicja.dyns.cx/news/Nobie1.png
A poza tym Kamil nie zawiódł 🙂
a ja byłam tu …
https://pl-pl.facebook.com/BONAppetitBEMOWO/
Małgosiu mamy blisko domu (szłam 12 minut spacerkiem) zupełnie dobrą restaurację … a w piątki za 28 zł można dostać świeże mule w winie lub sosie pomidorowy z lampką wina gratis … nam wszystkim jedzenie bardzo smakowało …
bukiet od Amelki puszy się w wazonie .. 🙂
Elu-zupa z batatów niezwykle smaczna i wchodzi triumfalnie do naszego jadłospisu.
Faworki tez się udały. Uznałyśmy razem z Latoroślą, że zupa i deser to całkiem wystarczający obiad. Trzy czwarte naszej faworkowej produkcji wywędrowało do znajomych mego dziecka i już nie ma po nich śladu. Te, które zostały w domu też zniknęły 🙂
Wasze rozmowy o filmie „Służące” skłoniły mnie do jego obejrzenia.
Nowy, dzięki za wywołanie tematu, film bardzo mi się podobał.
Blog potęgą jest i basta!
Danuśka, bardzo się cieszę.
To smutny film. Tabitha długo nie mogła nic powiedzieć. Dla mnie też bardzo smutny, ale z pewnością inaczej.
Niestety w takich stanach jak Alabama, Południowa Karolina, Georgia, Arkansas, czy Missisipi, gdzie toczy się akcja, te podziały istnieją do dzisiaj. Tam jest najwięcej białych głosujących na Trumpa, najpewniejszy elektorat. Tam żyją marzyciele o powrocie dawnych czasów. Tam żyje najwięcej Afroamerykanów, potomków dawnych niewolników na farmach bawełny.
„Służąca” – liczba pojedyncza, bo chodzi o jedna osobę.
Ja też się przymierzam, ale chyba obejrzę oryginalną wersję językową, bo nie mam komóry 🙄
Jeszcze nie kupowałam filmów z sieci, pora spróbować. Jerzor gotuje dzisiaj, to znaczy przysmaża pozostałe z wczoraj ziemniaki z cebulą i pieczarkami, posadzi jajko…proste, chłopskie jedzenie. Jutro też gotuje, specjalista od ryżu, tzn odkąd kupiłam ten gar do ryżu, mam gotowanie z głowy, chłop pokochał gar i gotowanie w nim 😉
Nie jest to jednostajne, bo ważne są dodatki.
Ryż gotuje się z kostką rosołową, dodatkami są warzywa (pod koniec gotowania, żeby nie ugotować ich na śmierć), a jakieś mięsne dodatki trzeba robić osobno, bo mięso musi być w miarę porządnie ugotowane albo usmażone.
Alicjo-polski tytuł to „Służące”
http://www.filmweb.pl/film/S%C5%82u%C5%BC%C4%85ce-2011-567127
Pewnie dlatego taki tytuł, że „Służąca” był już zajęty.
Nowy,
może zbyt mocny film dla Tabithy, tak bez przygotowania. Masz rację, ona patrzy na to z zupełnie innego punktu widzenia, Afroamerykanie patrzą na to inaczej, znają swoją historię.
Jolinku, dzięki za namiar, może uda mi się tam zajrzeć 🙂
Myślę, że znakomitym prezydentem USA byłaby Oprah Winfrey.
Milionerka teraz (a nawet miliarderka), ale to jest prawdziwa „self made woman”, kobieta, która wiele przeszła w życiu i wszystko zawdzięcza sobie.
Na pewno też akurat sprzyjały okoliczności po drodze, bo czasy teraz zmieniają się szybko, ale przede wszystkim jej dążenie do tego, co chciała osiągnąć (nie o materialne rzeczy chodziło!) i co pokazać światu.
Świetna aktorka w „The Colour Purple”, lata temu, i w paru innych.
Inteligentna kobieta, która zawsze miała kontakt z ludźmi – i mam nadzieję, że go nie zatraciła.
He he…
Oprah urodziła się w „‚ Kosciusko, Mississippi, United States” 🙂
Oglądaliśmy „Służące” parę lat temu. Myśleliśmy, że to zamierzchła historia. Na południu do dzisiaj jest, może nie dokładnie, ale podobnie. Dopłynęliśmy do jakiegoś portu w Płd. Karolinie po zakupy. Przy okazji wymieniłem olej w silniku. Zapytałem młodego pracownika mariny co zrobić ze starym. Moment – odpowiedział – zaraz odbierze go chłopak (a boy) Chłopakiem okazał się siwowłosy i wiekowy Murzyn…
Hm.
Cichalu, nie skojarzyles 🙂
A boy?
Zaznaczam, Jerz kombinuje z komputrem i diakrytykow brak.
Dobra nanoc, Jerz chrap chrap, ja za chwile, ale niekoniecznie, bo czytam
Wydaje mi się, że Cichal dobrze skojarzył. Jakimś niesamowitym przypadkiem natknąłem się w czytanej właśnie książce na tekst, który zacytuję:
„Kiedy Murzyn zwraca się do białego, powinien tytułować go „sir”, „mister”, „boss” – pisali harwardzcy badacze terenowi w „Deep South”, wydanym w 1941 roku studium socjologicznym na terenie Natchez i okolic w latach trzydziestych – podczas gdy białym w ogóle nie wolno używać takich zwrotów grzecznościowych w odniesieniu do Murzyna, do którego należy zwracać się po imieniu lub per „boy”. ”
Trzeba pamiętać, że segregację rasową w stanach Południa zniósł dopiero Kennedy w 1963 roku. Ale o tym mówi tylko prawo, a życie rysuje swoje własne zwyczaje, nie do wyplenienia. Południe jest zarówno bardzo ciekawe, i straszne.
dzień dobry …
wszystkim Babciom szczęścia i zdrowia … 🙂
Na tym zdjęciu babcie oraz dziadkowie stanowią dosyć liczną grupę 🙂
https://get.google.com/albumarchive/109990791430941218162/album/AF1QipMXA5EiNI8iJfGo5bstBTfxn66p0v0E7Vy04LcM/AF1QipOqwyqdNPF7viXSUWsZEhAz4P560IllnMivyEwv
Pozdrowienia dla blogowych babć i dziadków, których nie ma tym zdjęciu.
Na cyrkowej arenie odbywa się mrożący krew w żyłach numer: artysta chwyta za grzywę potężnego lwa, wkłada głowę do jego paszczy, a potem jak gdyby nigdy nic wyciąga z kieszeni włóczkę i zaczyna robić na drutach. Po jakimś czasie wyjmuje głowę z paszczy lwa i pokazuje publiczności zrobiony na drutach szalik. Publiczność jest zachwycona, na arenę sypią się kwiaty.
– Dziękuję – mówi artysta. -A może ktoś z państwa potrafiłby to zrobić?
Z trzeciego rzędu wstaje babcia i woła:
– Ja! Z włóczki nie takie rzeczy już robiłam!
dziś można zrobić takie proste danie …
http://garnekpomyslow.blogspot.com/2018/01/kuchnie-swiata-cykl-kuchnia-francuska.html
Danuśka babcie są zdolne do wszystkiego … 😉
Nowy,
poczytaj książki Toni Morrison, a zwłaszcza polecam „Song of Solomon”.
Mogę pożyczyć, od lat mam w mojej bibliotece kilka jej książek.
http://aalicja.dyns.cx/news/Pradziadkowie.1935.jpg
Dziadek z lewej, Pradziadkowie w środku, moja Mama to ta malutka smutna dziewczynka z torebeczką, a dookoła rodzeństwo i kuzynostwo mojego Dziadka.
Pewności nie mam, ale chyba jestem podobna do Prababci, a na pewno do Dziadka. Babci nigdy nie poznałam (nie ma jej na zdjęciu).
Historia bardzo zawiła, moja Mama też jej nigdy nie widziała za swojej pamięci.
Danuska, ciesze sie, ze zupa z batatow wam smakowala i wchodzi do waszego jadlospisu. Nam tez smakuje i gotuje ja dosyc czesto.
Jplinku, dotychczas robilam pomidory faszerowane miesem a teraz sprobuje z chlebem.
Alicjo-sznureczek się nie otwiera.
Dla chętnych i niekoniecznie dzisiaj świętujących:
https://www.youtube.com/watch?v=Z4btDs7atqc
U mnie sie otworzyl.
Tez bardzo dziekuje za zupe z batatow!
Ja czasem bardzo na szybko, kiedy jestem masakrycznie glodna i zmarznieta, robie zupe z ciecierzycy: otwieram puszke z ciecierzyca, dodaje kawalki ziemniakow albo resztki z poprzedniego dnia, zalewam resztkami rosolu (albo daje kostke rosolowa), przyprawiam curry i czerwona papryka, zagotowuje, blenduje i posypuje startym serem plesniowym.
Kiedy sie nie otwiera, to znaczy ze J. dziala bezprzewodowo.
A teraz widze, e z diakrytykami cos sie stalo….
Alicjo-zdjęcie obejrzałam, lubię stare fotografie.
Miałam dzisiaj zresztą okazję obejrzeć ich kilka podczas kolejnego spaceru z przewodnikiem po Warszawie, tym razem pod bardzo przyjemnym tytułem „Stolica słodkości-spacer szlakiem dawnych cukierni i kawiarni”. Wysłuchałam między innymi opowieści o najstarszej lodziarni w naszym mieście, która mieściła się w…Pałacu Prymasowskim. Od niecałych dwóch lat w tym pięknym budynku mieści się hotel oraz cukiernia odwołująca się do owych tradycji: http://www.hotelbellotto.pl/cukiernia
Jako, że głównym tematem dzisiejszego spaceru były lokale przedwojennej Warszawy
nie zabrakło anegdot o Wieniawie-Długoszowskim:
Nocna wędrówka Wieniawy i jego przyjaciół, wśród których byli Lechoń, Wierzyński, Tuwim, czy Słonimski odbywała się przez „Ziemiańską”, „Oazę”, „Adrię” itd, by wreszcie szarym świtem zakończyć w słynnej na całą Warszawę, choć dość podłej karczmie „U Grubego Joska” na Gnojnej.
Wypijano, co się dało. „Patrz Bolek, ile jest na świecie dobrego wina, jaki mają bukiet, kolor, jakie są dobre. Nie rozumiem, dlaczego ludzie piją wódkę” -mówiła do Wieniawy żona. „Wiesz, co by się działo, gdyby jeszcze wódka miała dobry smak?”-odpowiadał z filozoficzną zadumą.
Gorąco polecam książkę, którą czytam, przy mnie chusteczki do ocierania łez, UWAGA!, ze śmiechu!
Jakimś cudem przez niedopatrzenie nie przeczytałam książki Grocholi „Zielone drzwi”, pewnie dlatego, że jak przyjechałam z Polski z książkami, to włożyłam je na półkę, a Grocholę od razu wrzuciłam na półkę z Grocholą i Nisią, i natychmiast zapomniałam.
Otóż to jest książka o mojej klasie z ogólniaka, chociaż Grochola chodziła do jakiegoś prestiżowego liceum w Warszawie (im.Słowackiego), a ja na prowincji do Łokietka powiatowego, a co gorsza, ale lepsza, pod podstawówką też mogłabym się podpisać, chociaż to była maleńka wioska na Ziemiach Odzyskanych (tak się wówczas powszechnie określało tę prowincję zapadłą, acz odzyskaną).
Dopiero jestem przy liceum, ona co prawda chodziła do klasy koedukacyjnej, a ja do babskiej, ale wszystko inne prawie się zgadza!
Zwłaszcza to, że ona chodziła do szkoły prawie w tym samym czasie, co ja, deczko młodsza od nas (’57 rocznik).
Okazuje się, że czy prowincja zapadła, czy stolyca, mieliśmy to samo w głowie 😉
Mieliśmy takich samych nauczycieli i tak dalej.
Z moją przyjaciółką Alicją pisałyśmy książkę-symultankę, którą z zapartym tchem czytała cała klasa po każdym napisanym odcinku, aż wreszcie ktoś ją ukradł – nie oddał po prostu i książka nigdy nie została dokończona. Żadna z nas nie została pisarką, chociaż Alicja studiowała polonistykę i potem została nauczycielką. Być może książka Grocholi nie będzie bawiła innego pokolenia, niż moje, dawno się tak nie ubawiłam, jestem dopiero na 97 stronie!
Polecam!
Elu-zupa z batatów odgrzana na drugi dzień też bardzo dobra, szczególnie po dwugodzinnym spacerze 🙂
Pomysł Magdaleny na zupę z cieciorki również wart wypróbowania.
bardzo mi przykro, ale jestem zmuszony skorygowac jeden z tutejszych komentarzy, ktory mija sie z prawda i zmienia calkowicie historie 🙁
NIE!!! –> Nowy2
21 stycznia o godz. 4:01 572714
Kennedy w 1963 roku złożył jedynie projekt ustawy.
i trzeba wiedziec i pamietac rowniez to, ze dopiero za Johnsona w 1964 i nie tylko na poludniu, ale w calych zjednoczonych stanach ameryki zniesiony zostal, na jedynie papierze 🙁 rasizm
mam słoik patisonów konserwowych .. i co z tego można zrobić? … macie jakieś pomysłu ..
Danuśka a coś słodkiego dawali do zjedzenia? …
Rasizm jest w głowie, nie w dekretach, aczkolwiek dobrze, że takie dekrety powstały.
Taka jest natura ludzka, niestety. Myślę, że nawet gdybyśmy byli jako rodzaj ludzki tego samego koloru skóry, mówilibyśmy tym samym językiem, zawsze znalazłoby się coś, żeby wytknąć różnicę. I stworzyć grupy tych „innych”. Na przykład jąkały, piegowaci, szatyni, blondyni itd.
Taka jest natura ludzka. Niestety.
Zapomniałam o rudych i cyklistach 😉
Jolinku,
ja bym zjadła te patisony jakie są – wszystko co konserwowe pasuje jako jedzonko już zrobione, gotowe. Na przykład ogórki konserwowe. Jako warzywko na talerzu.
Nie, Jolinku, była tylko teoria 🙂
Danusieczku! „Mamy jasność w obszarze tego tematu”! Ewiny zjazd w innym terminie. Czy przyjechać (przylatujemy bezpośrednio) w piątek czy w sobotę? Zakwaterowanie obojętne byle blisko ogniska i razem. Może być tanio… Już się cieszymy! Jak przekazać szmal?
dzień dobry …
wszystkim Dziadkom zdrowia i szczęścia … 🙂
cichal dobra wiadomość …
Cichal-domki są zarezerwowane od piątku 8 do niedzieli 10 czerwca. Przyjeżdżajcie zatem w piątek, bo z całą pewnością towarzystwo, zgodnie ze starym, dobrym zwyczajem, spotka się już chętnie w piątkowy wieczór 🙂 Domki są obok siebie i wszystkie blisko ogniska.
Cena 229 zł x 2 doby : 4 zjazdowiczów (domek 4-osobowy)=114,50 zł/osobę.
Wyżywienie we własnym zakresie, to znaczy w bagażach zjazdujących oraz w okolicy.
W domkach jest w pełni wyposażona kuchnia (lodówka, kuchenka do gotowania, naczynia). Rozliczenie na miejscu.
Ewa, Cichal-bardzo się cieszę 🙂 Osobisty Wędkarz też!
Dzień dobry 🙂
kawa
uzdrawiająca zupa? …
http://www.kierunekzdrowie.com/2018/01/lecznicza-zupa-tybetanska.html
kto lubi pikle? …
http://szyszkin-ciagle-pichci.blogspot.com/2018/01/piklowana-cebula.html
ja zrobię białą cebulę w marynacie po papryce .. zobaczymy co wyjdzie …
od środy mają być plusy …
U mnie nieśmiałe (i bardzo dobrze! Nie zalewa nas) plusy, pochmurne.
Mnie też ta marynowana cebula ładnie wygląda, zrobię czerwoną. Albo kupię malutką perłową i zrobię w całości. Zastanawiam się tylko, czy taka marynata nie jest za ostra – sam ocet?
U Japonki niezauważalnie podrożała herbata, 100$ za kilogram, a była po 90$. My kupujemy po 200gram co 2 tygodnie, dziury w kieszeni nie robi.
Natomiast co podrożało zauważalnie, to warzywa. Nie zwróciłabym uwagi, ale to Jerzor robi zakupy i on zwraca uwagę na ceny. Pamiętam jednak, że jesienią w którymś dzienniku zapowiadali znaczną podwyżkę cen warzyw, bo nieurodzaj z jakichś powodów.
Ano trudno…nie zrezygnujemy 🙂
Jolinku,
ta zupa brzmi jak Heleny zdrowa mikstura na przeziębienia 😉
Na pewno jest zdrowa, już same składniki mówią za siebie. Niedawno kupiłam sobie kapsułki ze sproszkowaną kurkumą, bo poszedł chyr w narodzie zdrowotnym naturalnymi środkami, że pomaga przy bólach kości i stawów i że już starożytni Chińczycy itd. itp.
Zrobiło mi się o 15$ lżej w portfelu, a kości jak bolą, tak bolały. W dodatku okazało się, że przecież mam tumerik (czyli kurkuma) na półkach z przyprawami, nieco mniej i nie w kapsułkach, ale za o wiele niższą cenę.
Do czego dodaję tumerik? Do ryżu, jest przepięknie żółty.
I „zdrowotny” 🙂
Jak to miło, że ktoś się cieszy z naszego przyjazdu! Wraca chęć do życia utrącona smętkiem za oknami. Danusicku, tylko poproś Alaina, żeby mi wędkę pożyczył! To nie rower, żebym wiózł samolotem, 🙂
Podaj też adres tego miejsca, proszę. Pooglądam z góry. Żivot je cudo (Alicja)
Adres też się przyda do logistyki. trzeba tam będzie jakoś dojechać.
Cichal:
http://www.oddechowo.pl/urle-czyli-gdzie/
Dziękuję. Na Earth nie pokazują. niestety
Danuśka już to podawała, nawet dość niedawno – warto sobie to zaznaczyć w zakładkach, bo tam jest wszystko, łącznie z dojazdem z Warszawy. Lasów a lasów 🙂
http://aalicja.dyns.cx/news/Urle-2.png
Pokazują!!! Ten „screenshot” powyżej mam z GoogleEarth….
Dzień dobry,
Wybaczcie, że nie będę komentował wpisu z 21 stycznia 4:01.
Sprawdzam bilety do Polski. Jestem dobrej myśli.
Cichal – do jutra są jakieś przeceny na LOT. Sprawdzałem, ale na czerwiec nie wydają się aż tak duże. Ja zawsze dosyć ostrożnie podchodzę do ofert, o których jest bardzo głośno. Często jest to tylko zagrywka handlowa, nikt na świecie nie rozdaje niczego za półdarmo. Ale na wszelki wypadek możecie sprawdzić.
Dzięki, Alicjo!
Cichal-na pewno trafisz 🙂 Alain z przyjemnością pożyczy Ci wędkę (ma ich zdecydowanie więcej niż ja par butów).
Mazowsze nie jest, aż tak malownicze, jak okolice Krakowa, czy Połczyna Zdroju, ale Urle mają swój niewątpliwy urok. W tym artykule jest mowa o tej miejscowości dopiero pod koniec tekstu, przy okazji warto przeczytać całość:
http://mazowszezsercem.blogspot.com/2016/07/nad-bugiem-i-liwcem-przyroda-i-czowiek.html
Na stronie „naszego” ośrodka w zakładce kontakt jest mapa. jeśli na nią spojrzycie, to wszystko będzie jasne, jak na dłoni:
-nasze Gospodynie mają swoją wiejską chatę pomiędzy Wola Mystkowską, a Pułtuskiem
-natomiast nasze włości są położone pomiędzy Wyszkowem, a Serockiem.
Wszędzie blisko, zatem możemy sobie zrobić wypad do nas na kawę 🙂
Cichalu,
ja cały czas mam Waszą porcję grzybów od Jolly i kartkę – czekałam, aż miną święta (i tak dostałam je tuż przed świętami, nie zdążyłyby do Was dojść na czas), aż się zorientowałam, że przecież święta minęły, a ja nadal nie wysłałam. Ale się zbiorę na dniach – na razie są w słoiku w lodówce. Kartka też jest. Co ma wisieć, nie utonie 🙂
Pada marznący deszcz 🙁
Danusiu! Po pierwsze nie wierzę, żeby Alain miał więcej niż 75 wędek… 🙂 A może i 100!
Po drugie, już mam komplet informacji i dziękuję. Alicji też.
Tam naprawdę jet pięknie. Możliwe,że przyjedziemy tam jeszcze wcześniej.
Nowy! Znalazłem British A. za 572.21. Ale jeszcze szukam.
Cichal-czuję, że trzeba będzie komisyjnie policzyć Alaina wędki i moje buty 🙂
Policzymy! Ale jak już, to w obydwu miejscach zamieszkania, żeby nie było chachmęcenia 😉
Cichal,
to jest dosyć tanio – bezpośredni lot?
Bezpośrednie ma tylko LOT, ale udaje, że ma promocje i żąda ponad 800 dol.
Jasne, trzeba sie konkretnie zakrecic.
Ja mam maly problem, kto go nie ma!
Jestem w tym czasie juz przedtem umowiony na inny zjazd, ktory ma jakos zwiazek z naszym dawnym uczestnikiem, ktory tu wystepowal pod nickiem: Wojtek z Przytoka. Jego wlasnego blogu (Kartka z Podrozy) dawno juz niema, lecz spora czesc jego uczestnikow spotyka sie pod blogiem: Kneziowisko. Kneziowisko spotyka sie od lat z wielkim powodzeniem. Bralem udzial w pierwszym i drugim spodkaniu (11 i 12) a teraz chcialbym tam byc po raz trzeci. Ci obchodza zawsze w „Boze CIalo“. Wychodzi na to, ze trzeba bedzie wymyslic sobie cos na tych pare dni az do Urli. Nie wykluczam, ze zjawie sie wczesniej.
Moja zapowiedz: Piatek, 8 czerwca.
Boże Ciało jest 31 maja ..
Piosenka przy której zawsze wilgotnieją mi oczy…
https://www.youtube.com/watch?v=CPu8sqqgmek
Dobranoc 🙂
Pepegorze-dobra wiadomość 🙂 Same sympatyczne spotkania przed Tobą.
Jan Sztaudynger na dziś:
Las
Las wczesnej mej młodości
Ucieszył mnie i zdumiał:
Ja się już wyszumiałem,
A on się nie wyszumiał.
dzień dobry …
zjazdowe spotkanie zapowiada się liczne … Brzucho zawitasz w tym roku? …
Barbaro-Salso co u Ciebie? …
bury i zimny dzień ..
U mnie tez bury, ale cieply dzien. Na obiad byla ryba z ziemniakami.
elu a Wy się wybieracie na Zjazd? … byłoby fajnie gdyby tak …
u mnie dzień zajęty to było sushi .. posypałam je suszoną żurawiną dla smaku …
Jolinku, tęsknię do wiosny i zielonego. Wyhodowałam słuszną porcję kiełków, zajadam z sałatą. Na obiad pomidorowa i kasza gryczana ze skwarkami i wspomnianą zieleniną 🙂
Jolinku, w drugiej polowie maja jade do Irlandii.
elu to szykuje się ciekawy wyjazd .. my zaczynamy 8 czerwca ale tak wyjazd po wyjeździe to trudna sprawa ..
Barbaro .. 🙂 … czyli w zielone grasz … przypomniałaś mi o kiełkach … zaraz nastawię rzeżuchę …
Ale pyszny Sztaudynger 🙂
Na dworze mokro, wietrznie i szaro. Na obiad nie mam jeszcze pomysłu. Na śniadanie pajda chleba słonecznikowego (zdrowe!) ze smalcem (niezdrowe!), w którym nie ma skwarek, bo ten skwarkowy smalec chwilowo wyszedł.
Dla podniesienia na duchu polecę Sztaudyngerem, nieco kulinarnie:
Plujmy sobie nawzajem w kaszę! To takie polskie, to takie nasze…
(http://cytatybaza.pl/autorzy/jan-sztaudynger.html?cid=36)
„Twój Vincent” z nominacją do Oscara … trzymamy kciuki …
Ceramika z Bolesławca w nowej odsłonie:
http://magazif.com/wp-content/uploads/malowana-ceramika-od-magdy-gazur-06.jpg
oraz wanna do zażywania kąpieli z bąbelkami, również szampana 🙂
http://magazif.com/wp-content/uploads/nowoczesne-lazienki-art-deco-od-maison-valentina-10.jpg
Szampańskie bąbelki zawsze chętnie, tym nie niemniej nie planuję instalować tej wanny.
ale jaja …
https://okawrosole.pl/2018/01/19/jajka-na-chmurce/
Danuśka ceramika tak … wanna nie …
http://weekend.gazeta.pl/weekend/1,152121,22469581,twoj-vincent-nominowany-do-zlotego-globu-stuhr-ten-film.html#Czolka3Img
Ceramikę bolesławiecką lubię i mam kilka egzemplarzy, ale nie tak wykwintnych, jak te na zdjęciu, tylko taką popularną.
Wanna fikuśna, ale wyobrażacie sobie myć ją na zewnątrz? Podejrzewam, że katorga!
Czy polecałam film (ostatni) Wajdy „Powidoki”? Niedawno oglądałam, jest na sieci. Tak mi się skojarzył z Vincentem, bo też o malarzu…chociaż z tego co czytam, Vincent ma być ciekawostką bardzo techniczną nowoczesnej kinematografii, poza oczywiście wartością samą w sobie, artystyczną. Oskarów nie jestem ciekawa, ale filmu – i owszem.
Jolinku,
niezdrowe! Cholesterol, kalorie i te rzeczy…ale „wszystko co dobre jest albo niezdrowe, albo niemoralne”
(Marylin Monroe)
Wanna z bąbelkami szampana? Bąbelki wolę jednak doustnie. Bolesławiec w tej odsłonie też mi nie bardzo pasuje 🙂
Alicjo-podejrzewam, że jeśli kogoś stać na taką wannę, to stać go również na pomoc domową, która zajmie się utrzymaniem jej w czystości. Zobacz, o ile mniej problemów mamy do rozwiązania 🙂
„Twój Vincent”jest filmem niezwykłym, został już zresztą doceniony:
https://www.tvn24.pl/kultura-styl,8/festiwale-2017-twoj-vincent-z-nagroda-publicznosci-w-annecy,749892.html
Zasypani?
— Raz bardziej, raz mniej.
Za to wciąż rozśpiewani (z akompaniamentem najadków i napitków rozlicznych…) 😎
U mnie w jednym sklepie sprzedaja ceramike z Boleslawca. Jak przechodze to zatrzymuje sie i ogladam wyroby.
Alino, widzialam w TV, ze jest duzo wody w Twoich okolicach. Mam nadzieje, ze Cie nie zalalo.
Niebiesko-białe zestawy w kółeczka to klasyka, ale te inne też mi się podobają i widać od razu, że to „Bolesławiec”. Chciałabym sobie kupić zestaw obiadowy z wazą na zupę itd 😎
https://www.boleslawieckaceramika.pl/product/266
https://www.boleslawieckaceramika.pl/product/297
Te bardziej kolorowe też są ładne.
No, to jezdem jak tyn Cysorz, bo zruciłem kości! Nie w związku z Rubikonem, tylko z British Airways. Leciem, panie Zielonka! Prosto na Zjazd. Żabo, dlaczego nie odpowiadasz. Potrzebuję wymiary Żółtej Żaby, bo są rozliczne, od 2 do 20 cali.
Czy ktoś w Warszawie ma dwuosobowy materac dmuchany i pożyczy na prę dni?
Pepe, już się cieszę! I nie tylko… 🙂
Dzień dobry,
Nie codziennie, ale kilka razy w tygodniu oglądamy filmy z tutejszych bibliotek. Przeważnie starsze, ale zawsze cos można znaleźć. Ja z chęcią do nich wracam, dla Tabithy większość jest czymś nowym. Dzisiaj obejrzeliśmy „Stowarzyszenie Umarłych Poetów”. Oczywiście wszyscy Blogowicze widzieli i pewnie pamiętają.
Nie daje mi przestać myśleć, co reforma, a właściwie deforma naszej oświaty zrobi za kilka lat z naszych wnuków, bo już nie zdąży, na szczęście, wypaczyć mojego syna.
Zawsze czytam blog Pana Chętkowskiego, ale on sam lub kilkoro takich jak on niewiele może poradzić. Pozostaje mieć nadzieję, że kiedyś to się zmieni.
A póki co – carpe diem!
Dobranoc 🙂
My już też jesteśmy zarezerwowani latająco ( Air Canada), czwartek rano 7 czerwca na Okęciu się meldujemy.
Chyba jeszcze nigdy tak wcześnie nie rezerwowaliśmy biletów 😯
Cichalu,
czyżbyś zamierzał spać pod sosenką? Po co Ci ten materac dmuchany?
Też mnie intryguje sprawa tego cichalowego materaca… Niestety nie mam zatem nie pożyczę.
Nowy-„Stowarzyszenie Umarłych poetów” pamiętam i lubię.
Inwokacja
O polska wsi spokojna,
Słuchasz żabich chórów,
Dzięki Tobie poznałem
Smak świtu i żuru….
Jan Sztaudynger (chyba też był w Żabich Błotach 🙂 )
Nie będę tutaj wyjawiał szczegółów, ale znam powody dla których Cichal poszukuje materaca. Uczciwie mówiąc, muszę przyznać, jest to powiązane w pewnym sensie z moją skromną osobą….
A teraz posłuchajcie „Turn the heat up baby” z moją ulubioną piosenkarką Copeland….
https://www.bing.com/videos/search?q=turn+the+heat+up+baby+shereika+copeland+youtube&view=detail&mid=1DC12E2A21ECA0F4B6881DC12E2A21ECA0F4B688&FORM=VIRE
Dobranoc 🙂 🙂 🙂
Dzień dobry 🙂
kawa
Elu, dziekuje za troskę. Sytuacja jest niepokojąca ale nie ma u nas bezpośredniego zagrożenia. Pompujemy wodę z piwnicy bo podmokła bardzo a jest w niej pare butelek i lepiej, zeby etykietki nie zaczęły pływać w wodzie 🙂
Brawo dla kawy Irka bo jak zwykle w temacie.
Nowy, to prawdziwa epidemia z reformami szkolnictwa. We Francji kazda nowa ekipa rządząca czuje sie w obowiązku wprowadzać zmiany, niestety nie na lepsze.
Alino-bon courage!
Już po godzinie 13.00 zatem wypada podać wino 🙂 Kieliszek jest dosyć niezwykły:
https://www.e-manufaktura.com/public/assets/kieliszek%20do%20wina%20Galia%20Boles%C5%82awiec.jpg
Poniżej artykuł o systemach szkolnych na świecie:
http://pomijane.pl/najlepszy-system-edukacji-na-swiecie/
Szkoły w Finlandii wzbudzają zazdrość. Czytałam też znakomite opinie o szkołach w Danii. Szkoda, że nie mamy blogowiczów w tamtych krajach, bo mogliby zweryfikować te informacje.
Alicjo, lądujemy po południu. Szkoda,że nie o tej samej porze. Byłaby siurpryza!