Ziemniaki, kartofle, grule

Wydają nam się niezbędnym i odwiecznym elementem naszej diety. Mają tysięczne zalety i niewiele wad. Przyzwyczailiśmy się, że są skromnym, ale niezbędnym elementem naszych posiłków. Nie są przecież obecne od wieków, bo jeszcze w XVIII wieku powszechne były poważne zastrzeżenia do rosnących w ziemi, czyli podejrzanych bulw. Niełatwo było namówić chłopów na ich uprawę. Prośbą i groźbą jednak udało się to, ale dopiero w XIX wieku, kiedy to okazało się, że doskonale udające się na polskich glebach ziemniaki niejedno istnienie uratowały od głodowej śmierci.

Jak zawsze nowa moda potrzebuje trendsetterów i na szczęście w historii ziemniaka pojawił się niejaki pan Parmentier, który chcąc upowszechnić tę amerykańska roślinę obdarowywał damy na dworze Ludwika XVI bukietami przepięknych kwiatów ziemniaka. I udało się. Najpierw ziemniaki stały się pożywieniem bogatych, a potem – sami wiecie.

Do niedawna w sklepach były skrzynie, na których napisane było „ziemniaki”. A w skrzyniach kolekcja ziemniaków różnych gatunków, Dopiero ostatnio możemy zauważyć, że pojawiające się różne ich odmiany przedstawia się nam z nazwy. Bieda w tym, że nie zawsze wiemy, które do czego mogą być wykorzystywane. Ziemniak nie jest, jako produkt powszechnie ceniony i używany tak szanowany, jak powinien być, z racji swych rozlicznych zalet.

Ciekawa, czy jest coś, czego nie wiem o ziemniaku, poszłam na spotkanie z osobami, które chcą te bulwy dowartościować, m.in. z kucharzami (Tomaszem Hartmanem, Maciejem Bartonem, Michałem Żuklewskim), którzy gotują smakowite potrawy z ziemniaka. Okazało się, że większość potraw znałam, jednak wykonanie ich było tak perfekcyjne, że zyskiwały nową jakość.

Najciekawsze jednak było „słuchanie ziemniaka”. Młody „przedstawiciel sound artu”, Beniamin Głuszek, skonstruował system przewodów ze słuchawkami, dzięki czemu mogliśmy wsłuchać się w „brzmienie” ziemniaka. Podobno przy odrobinie szczęścia można było usłyszeć własne emocje. Mnie nie było to dane. Ale zapewniam, że każdy gatunek ziemniaka brzmiał inaczej.

I na koniec zostawiłam coś, co niektórym wyda się błahą poradą gospodarską, ale w sezonie na młode ziemniaki docenią ją wszyscy: jak bez szkody dla rąk obierać ze skórki młode ziemniaki?

W dość sporym, wysokim naczyniu umieścić ziemniaki, wlać wodę i włożyć końcówkę miksującą tzw. żyrafy. Nie miksować broń Boże ziemniaków, ale wodę pomiędzy nimi. Na końcu otrzymamy wspaniale obrane ziemniaki, a ręce nie będą chropawe i ciemne. Aż żal, że wypróbować ten sposób będziemy mogli dopiero na wiosnę!