Bez fanatyzmu

Prawie każdy czegoś dziś nie je. Nie dlatego, że nie lubi. tak jak dawniej wiele osób nie jadało szpinaku czy wątróbki. Dziś wiele osób jest na diecie. Szaleństwo bezglutenowe, bezlaktozowe czy bezcukrowe. Mąż wrócił z pracy z informacją, że z pysznego domowego tortu zjedzono tylko połowę. Większość zespołu była na jakichś dietach, które wykluczały jedzenie któregoś ze składników.

Ponieważ jestem osobą, która jada wszystko, zaczynam czuć się jak relikt minionej epoki. Od jakiegoś czasu wykorzystuję wegetariańskie czy wegańskie przepisy, ale dlatego że są smaczne, a nie dlatego, żebym chciała radykalnie zmienić sposób odżywiania. Chodzi mi raczej o urozmaicenie, a poza tym w domu pojawiają się naciski, żebyśmy jadali więcej potraw jarskich. No i klęska urodzaju w ogródku sprawia, że mamy sporo warzyw, które trzeba wykorzystywać.

Na tej fali kupiłam książkę „Jadłonomia” Marty Dymek. Znajdowałam już wcześniej jej przepisy w internecie, a także wiele dobrego słyszałam. No i rzeczywiście. Chociaż wiem, że książki kucharskie nie służą do czytania, to przyznam, że przejrzałam ją i fragmenty przeczytałam z przyjemnością. Jest ładnie wydana przez wydawnictwo Dwie Siostry, na grubym papierze, który zachęca do przewracania kartek.

Autorka udzieliła też, jak rozumiem w ramach promocji kolejnej książki, wywiadu Wysokim Obcasom i nie brzmi w nim fanatycznie. Dlatego wydaje mi się przekonująca. Od razu kupiłam kilka wegańskich dodatków. W ten weekend zamierzam przyrządzić kilka nowych dań. Nie jestem oczywiście pewna, czy nie dodam jakiegoś składnika z arsenału mięsożerców, na przykład krowiego mleka, zamiast migdałowego. Ale w końcu we wszystkim trzeba zachować umiar.