Co z czym i do czego

Kiedyś, w dalekiej przeszłości, zanim zajęłam się na poważnie historią kuchni, zadziwiły mnie przepisy na tort z cielęciny i szpinaku. Dorastając w tradycji kuchennej wyrosłej na, doskonałej zresztą, kuchni XIX wiecznej, miałam w świadomości ścisły podział na role poszczególnych produktów: warzywa i mięso do poważnych dań, słodycze tylko do kategorii deserów.

Te ścisłe podziały były oczywiście łamane, ale dość nieśmiało, sporadycznie. Słony śledź w śmietanie zawierał dodatek słodkiego jabłka, ryba faszerowana – rodzynki lub cukier do smaku, nadzienie do kurczaka po polsku i konieczna do niego mizeria – odrobinę cukru.

Dopiero w ostatnich dziesięcioleciach popularne stało się bardziej radykalne przełamywanie granic. Im bardziej zaskakujące – tym lepiej. Konfitury z pomidorów, ciasto z marchwi czy dyni, dodatek miodu do żeberek, kruche ciasto z ziemniakami.

Ostatnio pozytywnie zaskoczyło mnie pewne pismo, którego nie czytam, kupuję zaś dla przejrzystego programu telewizyjnego. Przypadkiem trafiłam w nim na przepis na czekoladowe ciasto z dodatkiem buraków. Przeczytałam z wielkim zainteresowaniem, choć raczej jestem nieufna, jeśli idzie o nowe smaki, a moja ciekawość nowości jest niewielka. Nastawiam się raczej na smaki historyczne i staram się odtworzyć je jak najdokładniej. Tym razem postanowiłam jednak przygotować takie ciasto, i to od razu na niewielkie przyjęcie, które urządzam pod koniec tygodnia.

Okazało się bardzo smakowite. Jak sądzę, nie ze względu na ten oryginalny dodatek, a raczej na inne składniki. Zresztą spróbujcie sami. Wprowadziłam jednak kilka korekt: upiekłam kilkanaście dość małych buraczków i tylko dwa z nich zużyłam do ciasta, pozostałe przyrządziłam jako ćwikłę. Dodałam też nieco mniej cukru, jeszcze więcej kakao i teraz już mogę powiedzieć, że dołączyłam do swojego zbioru nowy przepis. A co najważniejsze: ciasto takie robi się w mig. Niestety, także szybko zjada.

Ciasto czekoladowe z buraczkami
2 upieczone niewielkie buraki (ok. 20 dag), 3 jajka, niepełna szklanka świeżego oleju, 18 dag cukru pudru, 10 łyżeczek kakao, kopiasta łyżeczka proszku do pieczenia, 22 dag mąki (najlepiej tortowej), 10 dag gorzkiej czekolady

Upieczone buraczki cienko obrałam, pokroiłam na kawałki, włożyłam do kielicha blendera i rozdrobniłam. Dodałam mąkę, cukier, proszek do pieczenia, oliwę, jajka, olej. Utarłam połowę czekolady na grubych oczkach tarki (można je dość drobno posiekać ostrym nożem). Dodałam do pozostałych składników i włączyłam na chwilę blender.

Kiedy wszystkie składniki się wymieszały, przełożyłam ciasto do wąskiej foremki wyłożonej papierem do pieczenia. W nagrzanym do 180 stopni piekarniku piekłam je 55 minut: najpierw spróbowałam patyczkiem, i ponieważ po wyjęciu z ciasta był suchy, skończyłam pieczenie (kto lubi bardziej wilgotne ciasta, zwłaszcza czekoladowe, może spróbować wyjąć je z piekarnika wcześniej).

Odstawiłam foremkę do ostudzenia. Rozpuściłam w kuchence mikrofalowej pozostałą czekoladę i prawie już chłodne ciasto polałam czekoladą i posypałam płatkami migdałowymi. Mogę zaświadczyć, że jest to eleganckie i bardzo smaczne ciasto. A może w dodatku zdrowe?