Przed świętami oszczędzajmy czas i siły

Gotowanie to twórczość. Ale, jak w każdego rodzaju twórczości, efekt poprzedzają żmudne przygotowania. W kuchni, nawet tej doskonałej, jaką my, smakosze i łasuchy, chcemy uprawiać, można, w przeciwieństwie do innych typów twórczości, znacznie sobie uprościć pracę. To nie znaczy, że zachęcam do postawienia na stole klopsików czy flaków ze słoika. Jest jednak kilka godnych polecenia produktów, które wypróbowałam i z czystym sumieniem mogę polecić.

Na przykład problem z przyrządzeniem barszczu wigilijnego zmaleje niemal do zera, jeśli zamiast świeżych kupimy liofilizowane buraki. Zostały one pokrojone w kostkę i wysuszone tak, aby jak najmniej straciły ze swej wartości. Na litr barszczu powinno się wziąć torebeczkę suszu. Zysk: ocalimy manicure i co najmniej pół godziny czasu potrzebnego na obieranie i krojenie świeżych warzyw. Barszcz z suszonych buraków nie gorzknieje po kilkakrotnym zagotowaniu (prawdę mówiąc, to zagadnienie dla chemika). Nie muszę dodawać, że przygotowanie czerwonego barszczu z dodatkiem suszonej włoszczyzny zamiast świeżej to dodatkowy zysk.

Prawdę mówiąc często, zwłaszcza kiedy odwiedzą mnie niespodziewani goście, do zrobienia sałatki jarzynowej używam mrożonych, pokrojonych warzyw. A jeśli czasu jest jeszcze mniej, wykorzystuję krojoną mieszankę warzywną ze słoika. Warzywa mrożone trzeba jeszcze ugotować i wystudzić, co w nagłej potrzebie jest niemożliwe, a te ze słoika po prostu odcedzam i po dodaniu czegoś wedle własnej inwencji (zazwyczaj jest to ogórek kiszony, jajka na twardo i jabłko) i wymieszaniu z majonezem za chwilę mam od razu zupełnie niezłą sałatkę.

Od pewnego czasu kupuję także mielony mak, dzięki czemu piekę makowce znacznie częściej niż dawniej, kiedy masę przygotowywałam, samodzielnie go mieląc. Ten mielony nie jest może tak bardzo „gładki” jak trzykrotnie zmielony w domu, ale nie robi to w smaku większej różnicy. Przecież chodzi o to, aby miała dobry ona miodowy smak, migdałowy zapach i sporo bakalii. Zamiast gotować, a potem mielić mak, co zajmuje około godziny, wsypuje się zmielony do mleka, gotuje 2–3 minuty, doprawia i masa gotowa. Spróbowałam i nie żałuję.

Jest wiele takich produktów, które można zastosować bez szkody dla smaku, zwłaszcza jeśli żal nam lub brakuje czasu na przygotowanie wszystkiego samodzielnie. Warto podzielić się takimi informacjami. Zachęcam.