Wszystkie barwy tęczy
Nasze apetyty i chętki związane są ściśle z sezonami: latem odżywiamy się lżej, zimą bardziej pożywnie, a na wiosnę mamy bardzo często ochotę na dania z młodych warzyw, sałatki i surówki, dzięki którym nasze menu może dostarczyć tak potrzebnych witamin.
Prawdę mówiąc, moda na surówki przy możliwościach kupowania dobrej zieleniny przez cały niemal rok przekroczyła czas wiosny i trwa, i trwa, i trwa, i ma trwać (proszę nie kalamburzyć!)…
Ustaliliśmy więc, że surówki weszły w modę i każda gospodyni ma wiele wypróbowanych sposobów na ich przyrządzenie. Tym razem i ja podzielę się z blogowiczami niektórymi sposobami ułatwiającymi życie kucharza w tej dziedzinie. Zacznijmy od podania kilku przepisów na warzywa gotowane, które doskonale dopełniają dania z ryb, jaj czy mięsa.
Warzywa gotowane i znakomite potrawy z nich dostarczają nam wiele soli mineralnych, witamin. Inna sprawa, że większość gotujących preferuje surówki ze względu na łatwość ich przyrządzania.
Dobra jarzynka to nie tylko dopełnienie mięsnego dania, lecz samoistne dziełko sztuki kulinarnej. Lekkie, pożywne, lekkostrawne i pyszne. Zwłaszcza o tej porze roku może towarzyszyć im mnóstwo siekanego kopru czy zielonej pietruszki, których walorów smakowych i wartości witaminowych nie należy lekceważyć. To zarówno ozdoba, przyprawa, jak i pełnoprawny wartościowy składnik gotowanej jarzynki.
Zatem do dzieła. A dzieło to nie tylko smakuje, ale i pięknie wygląda. Talerz z jarzynami może przypominać tęczę. Tyle jest na nim barw.
Kalarepka nadziewana pieczarkami
8 kalarepek
Na nadzienie: 15 dag pieczarek, 1 łyżka masła, 1 cebula, 1 bułka, 1 jajko, po 2 kopiaste łyżki siekanej pietruszki i kopru
Na sos: 1,5 łyżki masła, 1,5 łyżki mąki, 2 szklanki bulionu z kostki, siekany koper
1. Kalarepki powinny być jednakowej wielkości. Trzeba zadbać oczywiście, by wszystkie były miękkie. Ściąć im wierzchy, wydrążyć, najlepiej łyżką, pozostawiając ścianki mniej więcej 1 cm grubości.
2. Obgotować kalarepy we wrzątku przez 20 minut, po czym położyć je na czystej ściereczce otworem w dół, aby osączyć.
3. Na maśle poddusić usiekaną drobno cebulę, dołożyć również usiekane pieczarki, dodać namoczoną w wodzie i dobrze odciśniętą bułkę, jajko, koper i pietruszkę. Dobrze wyrobić masę, posolić ją i dodać pieprzu. Nakładać w kalarepki. Okryć je ściętymi wierzchami. Części wydrążone drobno posiekać. Włożyć do płaskiego rondla kalarepki wraz z siekanym miąższem, wlać kilka łyżek wody. Dusić pod pokrywką do momentu, kiedy kalarepa będzie miękka (tj. około 30 minut).
Przyrządzić sos: masło rozgrzać w garnuszku, dodać mąkę i podgrzewać, aż mąka zbieleje, po czym dolewać powoli, mieszając, bulion. Na zakończenie dodać koper. Sosem zalać duszącą się w garnku kalarepkę i jeszcze razem chwilę pogotować.
Taka kalarepka doskonale pasuje do cielęcych steków smażonych tylko z solą i pieprzem na odrobinie oleju.
Komentarze
Hmmm, a ja, gdy już tę kalarepkę mam – zawsze jakoś pomyślę sobie (ile bym nie znała ciekawych przepisów), że po co ją ukatrupiać, skoro można zjeść w najbogatszej postaci, mniejszym nakładem czasu, pracy, bez obróbki termicznej (czyli dodatkowych kosztów, wzmagania efektu cieplarnianego, itd.)
Tak samo z gruszkami, pomidorami papryką, … – trzeba tego mieć wyjątkowo dużo (szczyt sezonu, uprawa własna, niespodziankowe obdarowanie), by skusiło człowieka (ten konkretny egzemplarz, ma się rozumieć 🙂 ) do maltretowania w imię lżejszej strawności i domniemanych a czasem zupełnie iluzorycznych wyższych walorów smakowych… — I nie z lenistwa a z rozumu 😉
➡ Tęcza? Ależ tak, jak najbliżej natury! 😎
*** * ***
…Tymczasem śniadanie z liberalnie serwowaną* kawą… drobiową 😎
*** * ***
Jeśli już – serwis Agnieszki Radwańskiej coraz lepszy, mówią spece. Na memorial service proponuję „upamiętnienie”. To znaczy zaproponowałam w połowie lat 90., co przyjęto bez mrugnięcia okiem (takie uroczystości odbywają się i w Polsce – rzadziej, ale jednak).
…I po śniadaniu! — Żaba (Złota) i podopieczny w salonie! 😐 😎
PS, czy pamięta ktoś lub kojarzy „dietę życia” M. Błaszczyszyn? — Chyba ona pierwsza na taką skalę (wydawniczą 😉 ) i tak konsekwentnie głosiła konieczność trzymania się rytmu natury, podkreślała zyski, jakie z tego płyną.
A nazwiska oryginalnych twórców programu, Diamondów, brzmią arcy-obiecująco-tęczowo 😉
Nie wszystkie warzywa lubię jednakowo (np nie lubię dyni, wężymordu, nie przepadam za gotowaną marchewką, czyli nie lubię warzyw słodkawych, albo o zupełnie neutralnym smaku). Oczywiście jak trzeba, to zjem, doprawiając sobie pod gust i smak. Lubię warzywa gotowane i pieczone i surowe i w lekkiej marynacie („nasza” Haneczkowa papryka) sałatki i doprawiane chrzanem, curry, śmietaną (mniej jogurtem) czasem z łyżeczką miodu albo – ogólnie: lubię i jem chętnie. Absolutnie ulubioną jarzynką są buraczki zasmażane z chrzanem do wołowiny.
gotowaną zjeść dziś rzepkę
czy surową kalarepkę
lub odwrotnie – główka pusta
wszak te obie to kapusta!
z Internetu wie to gapa
rzepa to Brassica rapa
Brassica oleracea zaś kalarepka
na surowo – jędrna, krzepka
ot dylemat, w brzuszku burczy
z wysiłku dostałam kurczy
by wybrnąć z tej sytuacji
nie podam dzisiaj kolacji
patrzac na przepis z pozycji kalarepy–> oponuje by traktowac mnie az tak barbarzynsko w kuchni 😛
pomimo ze tez przestalbym egzystowac, to znacznie przyjemniej byloby dostac sie w raczki a cappelli, az przyjemnie pomarzyc, ze a cappelli slinka na mnie leci 🙂
🙄
…tak, całego w buraczkach – gdzieś mam nawet przepis na surówkę 😎 😉
brzmi bardzo interesujaco 🙄
mozesz go sklonowac, bedzie w uzyciu jako dodatek do sledzia
Wlasnie wyciagnelam z lodowki cala tacke pieknych karotek, kupionych wczoraj u Marksa i Soencera za 50 pensow, na wyporzedazy, bo dzis konczy sie data waznosci. Nie wytrzymalam, ze to taka okazja i teraz zastanawiam sie co z nimi zroboic. Mozna oczywoscie zjesc na surowo, sa swiezutkie. `Ale moze zrobie to co lubie robic najbardziej z nadmiarem jarzyn. Rozloze na brytfannie, Dodam swieze pieczarki w calosci, cebule pokrojona w cwiartki lub grube plastry, ze dwie czerwone papryki, moze doruce troche ostrych papryczek „turban suktana” i cala glowke czosnku. Na to wszystko uloze pare galazek tymianku albo ziol prowansalskich suszonych. Wszystkoto skropie dobra oliwa – od Carluccia. I wsadze do mocno nagrzanego pieca na pol godziny. A jak juz brzegi jarzyn sie lekko zwegla, wyciagne z duchowki i skropie dobrym octem balsamicznym, 20-letnim, tez od Carliccia. . Na to powrzucam spioro galazek swiezego cillantra, ktore bardzo ostatnio polubilam. Albo swiezej dzikiej rukoli.
I bede podjadac caly dzien. Na zimno i na cieplo.
W twn sposob wydane wczoraj jakze slrzetnie 50 pensow przerodzi sie we wspaniala i bardzo cnotliwa uczte. Moj doabetolog powinien byc ze mnie dumny.
Muzsze zatem wyskoczyc do kramiku pani Habib i dokupic wszystko czego mi brakuje do tej brytfanny. Pani Habib, ktora prawe nie mowi po angelsku, ale swietnie propzumiewamy sie na migi, bardzo czesto dorzuca mi do koszyka ekstra jarzyny, jesli nazajutrz zaopatruje sie w nowe. Pare papryk, piekna endywie albo duzy peczek zielonej cebuli. Jestem jej ulubiona klientka, a ona moja ulubiona jarzyniark0-owocarka. Zawsze sie dogadamy nawet bez angielskiego.
mozna miec jedynie nadzieje, ze Helenka zywcem wyjdzie z tak poteznej dawki toksyny 🙄
Jest taka szansa, Szaraku. Dzieki za troske.
Przespałam znaczną część dnia. Byłam zziębnięta, jak pingwin (lód, nie ptak) i w pełni ubrana, w ciepłych portkach wturlałam się pod kołdrę. W efekcie spałam 3 godziny i wreszcie jest mi ciepło. Telewizora nie włączam, gazet nie czytam – z wyjątkiem nagłówków – jednym słowem ignoruję świat zewnętrzny.
Szaraku, lubisz jak czyjaś ślinka na Cię cieknie?
Mnie ciekła, ale na bil (dla nie krakowian – świeży tłuszcz świński, nie słonina) Pięknie poprzerastały, wysmażony został z cebulą, jabłkami i mnóstwem ziół i przypraw. Zbędny tłuszcz, odcedzony. Będzie do chleba, alibo do różnych smażelin. Piekielnie niezdrowe, ale jakie smaczne! 🙂
Lecę na siłownię.
Dzień dobry.
Słonecznie, lekko minusowo, cały śnieg nie spłynął, nawet dopadało trochę.
Ja się niedługo zamienię w królika, bo karotki i wszelkie rzodkiewki, brokuły, kalafiory, nie mówiąc już o kalarepkach i zwyczajnej rzepie, to ja chrupię w ilościach, codziennie, zwłaszcza przy czytaniu. Kalarepki rzadziej, bo w ogóle rzadko pojawiają się w sklepach. Owszem, latem można je znaleźć na rynku, ale do lata daleko 🙁
Bardzo podobne w smaku do kalarepy są grube łodygi brokułów – za kwiatami brokułowymi nie przepadam, ale łodygi jak najbardziej 🙂
Cichalu,
według znawców smalec jest najzdrowszym tłuszczem do smażenia…
Zamiast na siłownię, biorę się ja za sprzątanie. Nieprzyjemne, ale pożyteczne.
Czas najwyzszy Alicjo. Tak dawno tego nie robilas, ze juz nawet nie pamietam kiedy ostatni raz sprzatalas. Daj sobie czas i zrob to dokladnie, by Jerzor nie musial poprawiac tak jak bylo to ostatnim razem.
Cichalu, z bilow to jest mi jedynie znany bill ewans. Kiedy gra to mi tez slinka leci na wiecej 🙄 sluchania.
A propos sprzątania, dziecka kiedyś kupiły sobie 2 roboty-odkurzacze.
Takie: http://www.irobot.com/
Okrągłe, więc kątów nie sprzątały dobrze, ale resztę i owszem, samoodkurzały. Najpierw był jeden robot, potem doszedł drugi, bo koty na tych robotach lubiły jeździć. I tyle z nich było pożytku 🙄
Jutro zjemy sobie steki z polędwicy( zakup na początkach lutego) z pieczarkami i pyzami drożdżowymi ; reszta pyz w sosie pieczarkowym w niedzielę. Placek z wiśniami mi się zupełnie nie udał – jest mdły i byle jaki.
za zdrowie wedrowca na szlaku!
Za zdrowie, Żabo. Jeszcze chrypisz? Słuchałam przez godzinę Cohen’a. Mogę go słuchać…
Problem z odbieraniem Skype?
Automatyczne odbierani rozmów na Skype.
Na pasku menu kliknij kolejno pozycje Narzędzia > Opcje…
W obszarze Rozmowy kliknij pozycję Ustawienia rozmowy.
Kliknij przycisk Pokaż opcje zaawansowane.
Zaznacz pole wyboru Automatycznie odbieraj przychodzące
rozmowy.
Teraz Skype będzie odbierać wszystkie rozmowy, nawet
jeśli nie będzie cię przy komputerze.
Zaznacz pole wyboru Automatycznie uruchamiaj wideo
podczas rozmowy.
Kliknij przycisk Zapisz.
(instr. Skype)
Można też uruchomić przekierowywanie Skype na tel. kom lub stacjonarny.
Jeżeli czcionka jest za mała można ją powiększyć, przycisk na klawiaturze Ctrl i kółkiem myszki do przodu.
Żabo , za zdrowie wędrowca 🙂
Za zdrowie!
Jestem w Maputo (Mozambik), podobno straszliwie gorąco, chociaż kartki tego nie przekazują.
Na obiad ryż z warzywami, do tego osobno duszę 2 spore piersi kurczacze, jak się uduszą, pokroję na mniejsze kawałki i zaleję ostrym sosem indyjskim curry.
Danuśka,
czy korzystałaś już z gara do gotowania ryżu? Ciekawam Twoich spostrzeżeń.
Pamiętacie? Na prośbę Nisi bawiliśmy się w tłumaczenie z j.rosyjskiego starej, piosenki z okresu „Białej armii” Wasze błagaradie…. Na tubie jest wykonanie tej piosenki B.Okudżawy. Ucieszyłam się ogromnie, bo w tym wykonaniu jest radość, rzadko spotykana u Bułata
W sobote na krakowskich szantach ma byc koncert pamieci Nisi
Alicjo, dobrze ze tam jestes. znam paru mozambikaner. fantastyczni ludzie, potrafia mowic o swoim kraju az milo sluchac. pomimo paskudnej kolonialnej i pokolonialnej historii oni nie rozdrabniaja jej na drobne, skupiaja sie na tym co jest, i planuja co i jak ma byc w przyszlosci. az dziw ze sa minimum trzydziesci lat przed niektorymi bialymi z europy.
Magdaleno – będą nagrania?
Szaraku,
też tam możesz być…książkowo, jako i ja jestem 😉
Pyro,
na pewno ktoś coś wrzuci na youtube, oni zawsze wrzucają.
https://www.youtube.com/watch?v=8GFf4MK-DFQ
Alicja zaliczyła wschód słońca w stadninie, a Pyra z Markiem K. przepracowali intensywnie „cały dzień” – letni i słoneczny w jakimś ośrodku młodzieżowym w Gdyni, organizując warsztaty fotograficzne dla Młodych. My też byliśmy młodzi, a Marek był „brunetem wieczorową porą”. Pomyślałam (w tym śnie) że szkoda, że z latami „wypłowiał”..Zabawne, bo na technice foto, to Pyra nie zna się zupełnie, a tylko wie, jak zaangażować fachowców i gdzie ich znaleźć, a tam rządziła, że ho, ho.
dzień dobry …
małe minusy ale dużo słońca w mieście .. marsze się mogą bardzo udać …
wczoraj zrobiłam kotlety mięsne mielone z cukinią … smaczne i się je lepiej bo niby zdrowsze są … 😉
zamiast bułki dodałam płatki owsiane .. kotlety były super zdrowe … 🙂
Pogoda piękna, chociaż chłodno. Wszystkie marsze i pikiety powinny się udać. Czekamy na sprawozdania.
Wczoraj powalił nas jakiś wirus żołądkowy. Dzień był straszliwie jałowy i długi… Dziś powrót do lepszej formy. Powoli nawet planujemy posiłki.
Linku – to częsta przypadłość pod koniec zimy (i b. nieprzyjemna)
Ważne dla „pozakrajowych”! Wczoraj ktoś podrzucił link do 80 kanałów TV działających w Polsce!
http://www.telewizjada.net/
Pytanie (Yurek) Wygląda, że to jest za darmo, ale nie chce mi się wierzyć. Jakieś opinie?
Teraz oglądam pochód KODu na żywo w TVN24
Frajda oglądania na żywo, walczy z ochotą pójścia na narty. Ciekawym co zwycięży?
Chciałam zadedykować Żabie „Apache” The Shedows – nie dam rady, bo od wczoraj wymagają logowania się. Co jest?
Pyro,
ciekawy i zabawny sen miałaś. I czułaś się w nim dobrze. Różne sytuacje śnią się nam z niewiadomych powodów, czasami zupełnie nieprawdopodobne. Mnie przyśniło się kiedyś, że byłam piłkarką nożną w polskiej reprezentacji na olimpiadzie czy mistrzostwach świata. Przy czym zdawałam sobie sprawę, że nie potrafię grać i z dumą słuchając
naszego hymnu, zastanawiałam się, co będzie dalej. Dalszego ciągu szczęśliwie nie było. Jeszcze gorzej było, kiedy miałam śpiewać w Operze Bałtyckiej i to chyba jako solistka. Nie mogłam zrozumieć, dlaczego zostałam zaangażowana, skoro nie potrafię śpiewać. Nie wiem, czemu służą takie stresujące sny. O snach można by opowiadać bez końca.
Dziś sobotnie zakupy. W Auchan zaraz przy wejściu ustawiono długie lady z zielonymi warzywami. Wyglądały bardzo malowniczo. Kiedy tam jestem przed południem, mijam bar KFC i zawsze widzę tam wielu jedzących. I ciągle dziwię się, że o tej porze/ ok. 11/ ludzie jedzą takie obfite dania. Ani to śniadanie, ani obiad, może drugie śniadanie, a może po prostu ludzie lubią tam jeść niezależnie od tego, czy są głodni, czy nie.
Dziś na obiad upiekłam wątróbki drobiowe z suszonymi śliwkami owinięte boczkiem. Do tego sałatka , bagietka i czerwone wino. Ciasta ostatnio nie piekę, bo trochę się lenię, co zostało mi wypomniane. Może więc upiekę małą szarlotkę.
https://www.youtube.com/watch?v=EzgbcyfJgfQ
Pyro, u mnie nie ma żadnych problemów.
Oj, nie śpiewałam w Operze Bałtyckiej (ani żadnej innej) ale miałam kolegę, Heńka Filipowskiego, zdolnego tenora lirycznego, który czasem wzdychał „Chciałbym jeszcze raz zaśpiewać w La Scali”. „A śpiewałeś?” „Nie, ale już raz chciałem”.
Krystyno -Posłuchać to ja mogę bez nikakich, ale po naciśnięciu „udostępnij” wyświetla mi się formułka logowania do Google
Pyro spróbuj z innej przeglądarki albo załóż konto na YT.
Cichal, jest darmowa, jedź na narty, szkoda czasu. Przyjdzie odwilż nadrobisz.
Dar Młodzieży wypłynął przed chwilą do Barcelony, na regaty. Stopy wody…..
Yurek – mówiłam Ci – przyjedź i ustaw mi maszynę. Z Wrocławia to 2 godziny w pociągu i jeszcze kawę noszą.
sporo ludzi było i pogoda dopisała … jest nadzieja …
podobno są już bociany i żurawie … wiosna nadchodzi …
Cichalu !!!
Braaaaaawo!
ciesze sie ze zwyciezyl zdrowy rozsadek 🙄
dajesz podstawy do nasladownictwa, weiter so 🙄
Dzień dobry.
A u mnie śnieg…
Za zdrowie wędrowca na szlaku!!
… dobry Alicjo 🙂
jesli myslisz ze wspolczuje tobie z tego powodu, to jestes w mylnym bledzie
moge jedynie zazdraszczac. a moje narty biegowki, stojace bezurzytecznie w piwnicznym kantorku, tez wzdychaja do sniegu.
🙄 i ciesz sie, ze natura jest jeszcze u was laskawa 🙂 ludzinie
Za zdrowie wędrowca, KOD-u i koni arabskich.
Zdrowie!
Śniegu sporo, a w lesie trasy dla tych, co biegają, bo do gór daleko. Ja nie jestem nartowa, nigdy nie miałam okazji się nauczyć ani też nie chciałam, bo zimy nie lubię.
Na obiad to, co wczoraj, kurczak w curry na ryżu.
Brawo KOD.
Za zdrowie gospodarza, biesiadujących i wędrowców na szlaku
Matahari37 – dawno Ciebie nie było, witaj!
Powróciłam z Antypodów zmęczona strasznie podróżą. Zadowolona, opowieści trochę później.
Dziękuję Pyro, życzę zdrowia.
Oj dawno … Jakoś ta moja droga pokręcona, zamiast przybliżać do celu oddala go.
Zawsze miło było do Was wpaść …
Mam nadzieję na jakiś fotoreportaż, MałgosiuW, witaj z powrotem 🙂
Ale przedtem odpocznij – wiadomo, po urlopie należy odpocząć!
Jak długo byłaś? Mnie się zdaje długo… Ja za chwilę też wypadam – starannie omijając zimne połacie globu!
Też zazdroszczę tym, co mają śnieg. Jeden zimowy tydzień w czasie całej zimy to stanowczo za mało. No ale nic w tej sprawie nie da się zrobić. Żurawie przyleciały już w połowie lutego , widziałam je wiele razy.
Jutro idę do kina obejrzeć ” Zjawę”. Bez entuzjazmu, ale skoro film typowany jest do Oscarów, trzeba obejrzeć. Tam przynajmniej będzie dużo śniegu.
Polecam felieton Aliny Kwapisz w SO o „zakąszaniu” – świetny i zabawny reportaż „białego” Rosjanina o tym, jak to bratcy – Paliaki nie uszanowali rosyjskiej kultury kulinarnej, a on, po latach w USA od Warszawy zaczął zwiedzanie Europy.
Małgosiu – witaj, odpoczywaj, potem opowiesz, a my wypijemy Twoje zdrowie (imieninowo – ten toast się nam należy)
Zmęczona, bo 24 godziny w samolocie na 32 godziny podróży. Wyjechał kam 3 lutego, wróciłam dziś wieczorem. Trasa Australia, Nowa Zelandia, Samoa, Fidżi.
Małgosiu,
skoro zajrzałaś na blog, to informuję Cię, że Miś pokazał nam zdjęcia ze zjazdu mazowieckiego u Danuśki sprzed 3 lat. To jest wpis z 18 lutego .
Szkoda, żebyś je przeoczyła.
Alicjo, 🙂 to dobrze ze kod da vinci wywarl na tobie wrazenie.
hmmm …, ale ten film krecono ponad dziesiec lat temu. czyzby dopiero do was dotarl?
🙄 –> jak zawsze
Moja trasa obliczona na 45 godzin, z czego w samolotach też jakieś straszne liczby, reszta to poczekalnie między lotami 🙄
Francuska Polinezja to moje marzenie na dość bliską, ale nie najbliższą przyszłość, tę za chwilę.
Szaraku,
ani filmu, ani książki. Nie dotarło 😯
w takim razie jest gorzej niz moze byc (:
moje marzenia spelniam w ciagu pieciu godzin lotu + 15 minut transferu taksowka do appartamentu w el medano
Clichalu –> nartuj dalej, i dalej i jeszcze dalej ….
Do jutra
MałgosiuW, odsapuj.
Na Zjawę pójdziemy. Młody nie polecał, ale zdecydowaliśmy się zaryzykować dla tego człowieka od zdjęć.
Haneczko,
młode często myślą, że my nie pojmujemy… 🙄
Alicjo, i to jest bezcenne. Mamy o czym i kim gadać.
Zrobiłam śniadanie – pasztet, jajka, „Haneczkowa” papryka i chleb nasz codzienny. Jajka stygną, paprykę trzeba otworzyć, pasztet się rozmroził i czeka. Sery zostały wyjedzone do zera i musimy poradzić sobie z tym, co jest (a to, co jest, jest b.dobre)
Swoją drogą ja byłam święcie przekonana o swojej wyższości intelektualnej nad Rodzicami i resztą dorosłych między 15, a 17 rokiem życia. Nigdy potem już nie byłam taka dorosła, ani taka mądra.
Pyro, chyba wszyscy przechodzilismy przez ta chorobe. Bylam wczoraj na Zjawie. Siedzialam wcisnieta w fotel przez dwie i pol godziny i wyszlam zadowolona. Mam nadzieje, ze Leo dostanie Oskara. O 9 15 wyslucham w radiu francuskim audycje o Polsce. Dosyc czesto ostatnio czytam w gazecie lub slucham w radiu komentarze o Polsce. Nie musze dodawac ze sa krytyczne.
Małgosiu witaj!Trzeba będzie czym prędzej jakiś mini zjazd zorganizować na okoliczność
Twoich opowieści.
U mnie tylko 90 minut w samolocie i bardzo przyjemna wycieczka. Na dodatek człowiek po przylocie do Warszawy nie jest zmęczony podróżą 😉 Jeszcze nie wróciłam, jak wrócę to też wszystko opowiem 🙂
O, Danuśka też poczuła zew podróży 🙂
Na opowieści nie jestem gotowa, ale sobie ponarzekam. Tam gdzie byłam, można zapomnieć o łatwym dostępie do internetu. Z wyjątkiem Seulu i części lotnisk, gdzie trzeba było podać przysłowiowy numer buta żeby się zalogować bezpłatnie, to hotele nie oferują bezpłatnego Wi-Fi, a ceny są odstraszające i zniechęcające. Rozumiem Fidżi czy Samoa, ale Australia i Nowa Zelandia????
Małgoś – witaj. Z tego wniosek, że wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma.
Jestem ciekawa, co aktualnie zwiedza Asia – ona tak jakoś na przedwiośniu miewa urlopy „wyjazdowe”. Jestem pełna podziwu dla dystansów podróży Małgosi, chociaż osobiście uważam, że to zakrawa na samobójstwo – takie dystanse na 3 tygodnie. Tak samo było z Azją Płd. Wschodnią. Trzeba mieć końskie siły.
Pyro, fakt to męczące, ale wychodzimy z założenia, że dopóki są siły to warto. A tak naprawdę to byliśmy (nasza grupa) najmłodszymi uczestnikami tej wyprawy. Śmieliśmy się, że to wycieczka emerycka 🙂 Za to przewodniczka, była zaraz po studiach. Indochiny były mimo wszystko łatwiejsze, szczególnie, że zakończyły się tygodniem na bajkowej plaży.
Krysiade, oczywiście, że tak 🙂 Ale mając porównanie z różnych stron świata zaskoczenie było niemiłe.
Dystanse są od tego, żeby je pokonywać 😉
Wszystko się da zrobić, nie wiem, jak Małgosia, ale ja najbardziej nie cierpię tego, że trzeba się odprawiać w portach lotniczych i to zabiera tyyyyyyyyle czasu! Nawet bez bagażu podręcznego niewiele krócej, tyle, że po przylocie nie czeka się na bagaż. Ale znowu – odprawa, gdzie, skąd, po co…
Internet prawie wszędzie jest za darmo, a zwłaszcza w hotelach, no to mnie zdziwiło, że „down under” sobie liczą…Jedynie Islandia jest porządna pod tym względem, internet jest wszędzie i darmo.
Nie zatrzymujemy się w hotelach bez internetu darmowego, toż to norma w dzisiejszych czasach – ma być i już!
Miałam rzec – dzień dobry, u mnie piąta rano 🙂
dzień dobry …
Małgosiu pomachanko … 🙂 ..
Danuśka to pewnie wiosnę przywitamy na minispotkaniu blogowym … będzie co opowiadać …
http://aalicja.dyns.cx/news/06.Tylko_13_godzin.JPG
Alicjo, to prawda.
Odprawy na lotniskach są męczące, po długim locie z Fidżi spędziliśmy ponad godzinę w kolejce do odprawy paszportowej w
Seulu, gdzie mieliśmy nocleg tranzytowy. Na dodatek wymienione wcześniej kraje mają bardzo ścisłą kontrolę sanitarną. Nie można wwozić żywności, kontrolowana jest czystość butów, na leki trzeba mieć zaświadczenia lekarskie, trzeba ciągle wypełniać formularze wjazdowe.
Żywności generalnie nie można nigdzie wwozić na lotach międzykontynentalnych, chyba, że zapuszkowana i zabutelkowana.
No ale jak już się człowiek wyrwie z tych odpraw…hulaj dusza 🙂
W Australii, nawet między jej poszczególnymi częściami nie wolno wozić żywności.
Z ponura fascynacja ogladam czasami nagrywany glownie na lotnisku program o kontroli granicznej w Australii. Wyglada na to, ze, nauczeni gorzkim doswiadczeniuem zawleczenia na ten kontynent w przeszlosci wszelkiej fauny i flory z innych kontynentow, i powodujacej duze straty, Australijczycy najbardziej serio traktuja kontrole na swej granicy. Pol biedy jak ktos przywiezie narkotyki, choc sa one oczywiscie konfiskowane, a przewozacy wydany w rece policji, ale niech no kto nie zglosi w deklaracji celnej ze przewozi zywnosc badz produkty odzwierzece – futra, skory, kosci. Wtedy nie ma zmiluj.
Najgorzej poinformowani o procedurach granicznyc sa bodaj przyjezdzajacy do Australii Chiinczyzcy, ktorzy nie wyobrazaja sobie wyjazdu zagranice nie zaopatrzywszy ie w duze ilosxi jedzenia – panietam, ze i ja w mlodosci jak jechalam pociagiem z Lublina do Warszwy, to zawsze zabieralam za soba jajka, pomidoryi oranzade na wypadek ataku glodu. No wec Chinczcy sa na tym etapie, wiozac czesto pelne pelzajacych stworzen rosliny, podpsute w podrozy mieso etc. Wszystko jest na granicy konfiskowane, mandat za niezgloszenie produktow, w wtysokoci 220 autralujskich $$ wypisany, wbrew glosnym prorestom.
Heleno, my byliśmy o tym uprzedzeni (dzięki Echidno) i na wszelki wypadek nie mieliśmy nawet przysłowiowych landrynek, przejrzeliśmy buty, umyliśmy, wydłubaliśmy kamyczki, dzielnie deklarowaliśmy skórzane paski i buty, ale kontrolerzy się tylko uśmiechali. Chińczyków było mnóstwo, bo akurat wypadał ich Nowy Rok.
O Nowej Zelandii wypowiadać się nie mogę, bo nie byliśmy. W Australii „wolny rynek”. Hotele, motele, schroniska (backpackers) itd mają swoje wewnętrzne – nazwijmy je, przepisy – i w jednych, połączenia są bezpłatne, w innych płacić trzeba. Nie odpowiem dlaczego bo mam zbyt mętnen pojęcie w tym temacie.
Kiedy rezerwujemy hotel kierujemy się między innymi ceną, wyposażeniem pokoju, ostatnimi laty dostępnością do bezpłatnego serwisu internetowego. Jak dotąd, nigdy nie płaciliśmy za korzystanie z w/w.
Domyślam się, że odludne lecz jednocześnie atrakcyjne turystycznie miejsca chętnie pobierają dodatkowe opłaty „za wszystko”. W tym i Internet.
Jest jeszcze jedna sprawa – nie można porównywać Europy i Australii. I to nie tylko w tym względzie.
Heleno – Chińczycy i inne azjatyckie* nacje doskonale zdają sobie sprawę z restrykcji wwozu artykułów spożywczych. Najczęściej, nie brak tradycyjnej żywności azjatyckiej na rynku w Australii przyczynia się do przekraczania przepisów. Ich cena – tak. I oczywiście nadzieja, że się uda. Coraz częściej nie. Przy czym nie bez znaczenia jest fakt deklaracji i związanego z nią cła.
Np: Bird Nests (jaskółcze gniazdko) w Hong Kong’u kosztuje około $2000, w Australii $4800 za kilogram.
* przykładowo mówiąc jedynie o tych nacjach, dotyczy to ludności z całego świata
A my się wybraliśmy niedawno na tydzień do Polski i nawet udało się nam złapać cztery dni ze śniegiem – mokrym i topiącym się. Dało to okazję do dwóch dni zabaw na śniegu. Został zrealizowany cały plan młodego człowieka: jazda na sankach, budowanie bałwana, budowanie gąsienicy (skąd ten pomysł…?), bitwa na śnieżki, toczenie ogromnej kuli śniegowej a nawet „bomby” śnieżne rozpadające się na ustronnych alejkach parku w setki kawałków.
Małgosiu – wszelkich marzeń spełnienia z okazji imienin, jakie kilka dni temu obchodziłaś.
Potwierdzam – pomiędzy stanami też istnieją restrykcje przewozowe. w największych Przoduje w nich Tasmania.
http://www.quarantinedomestic.gov.au/destination-tasmania.html
errata – „wywalić” …w największych…
Chochlik wlazł
Dziękuję bardzo za życzenia. Miło mi, że pamiętaliście.
Echidno, internet porównywałam z Indochinami, Ameryką Południową i Afryką. Nawet w hotelu sieci Hilton w Cairns internet był płatny. Nie miałam wpływu na rezerwację hoteli, robiło to biuro podróży i tym razem, szczególnie jeśli chodzi o Nową Zelandię mam to tego biura duże zastrzeżenia.
Małgosiu – wiadomo, w trasach organizowanych przez biura podróży, na wiele spraw nie ma się wpływu. Ja tylko dzielę się ze wszystkimi moimi doświadczeniami.
Już po pierwszej w nocy. Pora spoć.
Dobranoc z mojej połówki.
E.
Chinczycy moze i sa uprzedzani przed wjazdem do Australii, ale mam wrazenie, ze nie bardzo ufaja wspolczesnej technologii, dzieki ktorej straz graniczna nawet nie musi zagladac d walizki aby wykryc zywnosc w bagazu.
No i zapewn tez dziala powszechny swego czasu we wszystkich krajajh komunitycznych zwyczaj oszukiwania „systemu”. Rozumiwanie jest takei, ze system – jakikolwiek – jest PRZECIW obyatelowi, wiec naley go oszukac.
Czytam sobie o tych podrozach i czuje sie tak rozkosznie zasciankowa 😀 nie ruszylam sie bowiem w zyciu dalej niz ca. 1400 km od centrum mojego swiata.
Na obiad dzis i jutro chudy kapusniak, bo dieta panuje wokol.
Heleno – wybacz, ale o czym Ty mówisz. Technologię (jakąkolwiek) generalnie mają w … „warkoczyku”.
Przechytrzenie nie ma nic wspólnego z ustrojem lecz cwaniactwem. A te spotkasz pod każdą długością i szerokością geograficzną. Niezależnie od koloru skóry, wyznania, przekonań politycznych.
A jaskolcze gniazda jadlam na wspanialym bankiecie w Tajwanie czy w Hongkongu, wydanym przez mnistra zdrowia na czesc mego Ojca.
Nothing to write home about – miedzy nami mowiac. Bardziej mi smakuja homary, dobra bujabeza czy jakiekowiek dobre chinskie danie z dobrej chinskirj restauracji.
Jesli ten wiersz juz tutaj byl, to przepraszam, ze sie powtarzam
JESIENNE ZWIERZENIE MOJE
Dedykuję: Przyjaciołom. Monika Szwaja
Jesienne niebo robi psipsi
i liście lecą jak wiatraczki…
Na samą myśl, że idzie zima
dostaję grypy.
A potem przyjdą srogie mrozy –
jakież te kalendarze głupie!
I nie da się weltszmercu swego
utopić w zupie.
Zapuka w okno znów bałwanek
noskiem z marchewki, z durną mordą.
Ach, tylko w czystej mój ratunek
lub w winie bordo.
Ewentualnie rumu flaszka,
nim znowu ujrzę ruń ozimą
i z patefonu świergot ptaszka…
Ech, podła zimo!
Jeszcze łyskaczyk i koniaczek,
muszkatel także w barku mamy,
tokaj, barolo i winiaczek.
Jakoś przetrwamy…
Dziękuję, Magdaleno. Ja tez jestem zaściankowo -prowincjonalna. Jak to śpiewał Boguś „Za granicą bywam w czeskich Tatrach” (nawet już nie). Lubię kuchnię Europy Środkowej i wina z tej okolicy i piosenki Nisi i całe góry głupotek lokalnych. Urodziłam sie za wcześnie? Za późno?
„Ku pamięci”
https://youtu.be/8PcfPX11Hjg
Jestem zaskoczona informacją o zakazie przewożenia żywności pomiędzy stanami w Australii. Podróżowaliśmy sporo. Od Port Douglas, poprzez Brisbane, Sydney, Melbourne. Na Tasmanii nie byliśmy.
Kontrole przy lotach międzynarodowych w Australii i Nowej Zelandii bardzo szczegółowe, ale przeprowadzane z pełną kulturą i życzliwością.
Wszystkiego najlepszego Małgosiu 🙂
Haneczko,
dziś obejrzałam ” Zjawę” i nie dziwię się, że Młody odradzał Ci ten film. Oczywiście film jest dobry, ale niesłychanie naturalistyczny, a doskonałe zdjęcia to potęgują. Błoto, brud, pot ,krew , rany i zwierzęce wnętrzności no i oczywiście nikczemni ludzie – to
dominuje na ekranie. Ale nie zniechęcam Cię, tym bardziej że elapa wyszła z kina bardzo zadowolona. Di Caprio wypadł jak zwykle bardzo dobrze, ale miał już lepsze role. W każdym razie warunki, w jakich grał były bardzo trudne i nieprzyjemne. Nie mogę życzyć Ci miłego seansu, bo miło wcale nie jest, a wręcz przeciwnie.
Za to poranek miałam bardzo sympatyczny, bo spotkałam dwie pary żurawi, parę dzikich gęsi, kruka i skowronki.
Krystyno, jak sa brutalne sceny a tych nie brakowalo w Zjawie to ja zaciskam mocno oczy i ich nie ogladam. Podobnie bylo z innym filmem z Di Caprio „Django ”
Audycje o Polsce wysluchalam . Byl wywiad ze Smolarem, Kurskim ( tym z Wyborczej ) Mowili o tym co pisze zarowno Polityka i Wyborcza o nowych rzadach w kraju . przykre.
Na obiad mielismy kurczaka po kreolsku i humor mi sie poprawil.
Elapa, ja też zamykałam oczy. 🙂
Dziś usłyszałam zdumiewającą informację, choć właściwie nie powinna ona nikogo już dziwić. Chyba w piątek pokazano w TVP film ” Ida”, który tak krytycznie oceniała wcześniej pani premier. W związku z tym przed projekcją było odpowiednie ” wprowadzenie” zgodne z ideologią rządzącej partii, a to w celu ” ochrony dobrego imienia Polski”.
Polecam w „P” artykuł Ewy Wilk o podziałach w Polsce. P. Ewa – niestety – nie powiedziała, że ten podział ma ok 250 lat (chociaż kiedyś nie było PIS ani tych drugich)
Zanim wypijemy zdrowie Małgosi i Wędrowca na szlaku, przypomnę akcję Starej Żaby, żeby przy okazji wizyt na grobach, cichutko stawiać dodatkową świecę dla Stalina. Z wdzięczności za to, że zabrał nam Ukrainę i Białoruś i Litwę. Bo mielibyśmy prywatne Bałkany na ogromną skalę. Więc cóż tam jedna świeczka więcej….
Hmm…oglądałam Idę bez „wprowadzenia” 😯
To mówisz Heleno, że nie ma co opłakiwać jaskółczych gniazd?
Ktoś pisał wcześniej o odrabianiu lekcji przy stole kuchennym. Ja też odrabiałam lekcje w kuchni. Mieliśmy wówczas dom jak kiszka, wąski i Jeden pokój („telewizyjny”) był przechodni, między kuchnią, a sypialnią Rodziców. Ja rozsiadałam się do lekcji po 22-giej, kiedy było już po dzienniku i czym tam jeszcze, i „starzy” poszli spać (Tata jeszcze czytał z pół godziny). Rozsiadałam się z książkami i zeszytami oraz niestety, z papierosami, bo wiedziałam, że nikt mi nie będzie wedrował do łazienki. Tata kończył z paleniem (jeden papieros dziennie, a i to nie zawsze, przez rok), a ja zaczynałam.
Podbierałam giewonty z filtrem z kieszeni marynarki i ewentualnie jakieś drobne z drugiej kieszeni, żeby było na paczkę extra-mocnych.
Czasami odrabiałam zadanie (wypracowanie z polskiego), ale częściej czytałam jakąś książkę. Matmę i inne fizyki/chemie odwalało się od kogoś na przerwie przed lekcjami 😯
Czy są prymusi na blogu?!
Zgadzam się z Żabą. Będę.
Alicjo-może są, ale nie zaliczam się do tej grupy.
Źle się dzieje w państwie duńskim? Może za czasów Szekspira, ale kiedy pod koniec zimy 2016 roku roku wpadacie na pomysł, by spędzić trzy dni w Kopenhadze, to odnosicie wrażenie, że wcale nie jest tak źle. Od teraz zaliczam to miasto do moich ulubionych stolic 🙂 ale oczywiście byłoby lepiej, gdyby tamtejsze ceny mniej pustoszyły portfel. Sławetne smorrebrod zostały wypróbowane w godnym towarzystwie Calsberga. A śledź w czerwonych przyprawach (cynamon, goździki) całkiem w porzo, jak oceniła moja Latorośl. Fotoreportaż w przygotowaniu.
Sklep z klockami lego oczywiście też odwiedziłyśmy 🙂
Jestem smakowo uczulona na cynamon. Każdy coś ma…
A propos, rozmawiając o podróżach, Jerzor wspomniał, że się natknął na ofertę – bilet samolotowy ważny miesiąc, i sobie można dookoła świata, podobno kosztuje nieco ponad 2 tys.$ i na pewno są też zastrzeżenia co do linii lotniczych i tak dalej.
Rzecz warta rozeznania, bo można wybrać miejsca, gdzie chciałoby się być, a 2 tys.$ to żadna suma (reszta typu hotele, wyżywienie na własną rękę, a to potrafimy 🙂 ).
Zaraz będę latać w googleEarth!
Mnie bardzo pasuje układanie sobie planu podróży. I możliwość zmian – dlatego nigdy na wycieczki organizowane! Małgosia się nalatała, a my zazwyczaj lecimy, lądujemy, ganiamy po terenie i wylatujemy, często z innego miejsca, niż lądowaliśmy. Rzadko mamy rezerwację w hotelu, hołdując zasadzie, że zawsze się coś znajdzie, i to wcale nie najdroższego. Czasami bywają niespodzianki, ale to dodaje wyprawie kolorytu.
Zgodnie z sugestią Szaraka nartuję się, że ha! Nawet zaliczyłem pierwsze od wielu lat „praśnięcie”. Dawno nie padałem, bo jestem przykładnym pacjentem. Po nadwichnięciu C7 w kregosłupie szyjnym, pani docent Markowa (asystentka prof. Degi z Poznania) ostrzegała mnie przed kichnięciem na schodach – „Bo to się może źle skończyć, proszę pana” – na pytanie czy będę mógł jeździć na nartach, roześmiała się i powiedziała – „Chyba, że pan nie będzie się przewracał…”. No i przez kilkadziesiąt lat nie upadałem a dzisiaj się zdarzyło. Przyhamował mnie gwałtownie mokry śnieg. Posunąłem na brzuchu jak pingwin z dziobem do góry! Przepraszam pani docent, to był pierwszy i ostatni raz! 🙂
Kapitanie!
Co tam jedno praśnięcie!
„Po upadku komunizmu trzeba było ogłosić rewolucję kuchenną. Przywrócić ludziom wiarę w siebie, polską kuchnię, polskie smaki, polskie produkty. Nie zrobiliśmy tego, dziś musimy naprawiać – mówi Magda Gessler, restauratorka, od sześciu lat autorka programu „Kuchenne rewolucje”. Cały wywiad Marcina Dzierżanowskiego dostępny w nowym „Wprost”.
Co za głupoty ta pani chrzani?! Za komuny jadaliśmy krewetki, ślimaki, obce polskiej kuchni dania, bo komuna tak postanowiła. No i obce polskiej kuchni były pierogi, placki ziemniaczane, przeróżne zupy, łazanki, i tak dalej, dania prawie z niczego.
Mnie na takie dictum opadają ręce. Dopóki pani Gessler nie „odzyskała” tradycyjnej kuchni polskiej, placki ziemniaczane smażyli Francuzi, także zarówno bujabaze gotowali. Racuchy na słodko na deser.
A, i bigos, bigos!
Pyro, Żabo 🙂
https://search.yahoo.com/yhs/search?p=the+shadows+apache&ei=UTF-8&hspart=mozilla&hsimp=yhs-004
Alicjo, jaskolcze gniazda mozesz sobie darowac. Skup sie na kawiorze, jak ja. Ewentualnie na krolewsloch krababch z Alaski, tych co maja baaaardzo dlugie nogi.
Coraz to ciekawsze pomysły. Świetny blog!