Stare sposoby na zaziębienie

Gdy temperatura na zewnątrz spada poniżej minus 10 stopni, na noc zamykam okno. Teraz, gdy wzrosła do zaledwie minus 5, znów je otwieram i sypiamy przy podmuchach świeżego i mroźnego powietrza.

Czasem, gdy słyszę w radiu swój choćby lekko ochrypły głos, piję rozcieńczony gorącą wodą syrop z sosnowych pędów albo na deser wcinam kogiel-mogiel. Absolutnie unikam wszelkich leków, których całe tony zalegają półki aptek i drogerii. Lecznicza chemia w tej mierze jest mi całkowicie obca. I zwykle udaje mi się przetrwać całą zimę w niezłej kondycji.OLYMPUS DIGITAL CAMERAMłodsze pokolenia (córka, zięć, wnuczęta) łykają różne pigułki i parę razy w sezonie zimowym chodzą zakatarzeni, kaszlący i z gorączką. Dziwi mnie to tym bardziej, że wszyscy oni uprawiają liczne sporty przez cały rok na okrągło. W zimie narty i łyżwy, a w lecie rower, rolki, biegi oraz wszelkie maszyny torturujące w tzw. fitness klubach.

Jedzą też bardzo zdrowo (niektórzy stosując dania wege), choć na mój gust nie zawsze smacznie. Stawiają opór przed metodami naszych mam i babć, które zapobiegały chorobom wynikającym z zimna i kurowały mnie mlekiem z masłem i czosnkiem (niezbyt to pyszne, ale niezwykle skuteczne), utartymi jajkami z cukrem, różnymi ziołowymi naparami lub (najchętniej przyjmowanym przez domowych pacjentów) herbatą z dużą dawką syropu malinowego.

Może te stare metody skutkują w przypadku ludzi w moim wieku, a na młodzież zupełnie nie działają? Tyle tylko, że ja się nie przeziębiam, a oni stale kichają i kaszlą.