Co się dzieje z tym światem: wino rośnie w zimnej Patagonii, cheddar robią w Wąwolnicy!
Zupełnie nie mam czasu na porządną pracę. Co wrócę na wieś i siądę do komputera, to wzywają mnie znów do Warszawy.
To miotanie się w te i wewte jest deprymujące. Na dodatek w stolicy nigdy nie czekało mnie nic przyjemnego ani smacznego. Same zakalce.
Dziś więc, tuż przed drogą, wrzucam tu okładkę nowego numeru „Czasu Wina”, pisma, które godne jest uwagi i wnikliwej lektury – polecam arcyciekawe teksty o winach produkowanych w lodowatej Patagonii, czyli na końcu świata, oraz artykulik o polskich szaleńcach produkujących najprawdziwszy cheddar. Robią to w Wąwolnicy w województwie lubelskim, zaledwie 267 km od Krakowa. Warto więc w letnich podróżach zawadzić o Wąwolnicę. Do Patagonii jest chyba za daleko.
W tym samym numerze można poczytać o winnicach wokół Lizbony, a także – ponieważ zbliża się sezon upałów – o winach różowych.
Komentarze
Dzień dobry. Świat rzeczywiście staje na głowie (nie po raz pierwszy i zapewne nie ostatni) a ja już nie chcę żyć w ciekawych czasach. Fryzjer przewraca piłkę nożną, kelnerzy organizują udany zamach stanu, kler ma tyle roboty sam ze sobą, że już mu czasu i ochoty na wiernych nie zostaje, a jednostek wojskowych pilnują agencje ochrony. To musi się źle skończyć. Zanim nowa fala Hunów albo innych Longobardów zaleje starą Europę, Pyra dzisiaj gotuje kluski i kapustę. Jedzenie dość prostackie, ale jakie smaczne.
dzień dobry …
Pyro takie czasy, że tylko pić z rozpaczy …
Dzień dobry 🙂
Mnie na trudne czasy ( w miesiącach letnich 😉 ) najlepiej robią prace w ogrodzie 😎
Teraz plewienie, kieliszek, może wieczorem? 🙄
Jest słonecznie, ale chłodno, Muszę nastawić przepierkę, potem potuptać do apteki. Wrócę, odpocznę i będzie czas na tarcie ziemniaków. Współczuję Gospodarzu, tego korkociągu między Warszawą, a Kurpiami.
Po Patagonii to Alicja podróżowała.
Cheddar robią w Wąwolnicy, a ementaler w Helsinkach, bo nazwy tych serów nie zostały w porę zastrzeżone.
Tylżycki produkowany jest również w Szwajcarii (od 1893 roku), a od 2007 w prawdziwej szwajcarskiej Tylży 😎
Wielu gości z Niemiec i Rosji przybyło z gratulacjami: Bezdomność sera tylżyckiego, trwająca od II wojny światowej, została zakończona.
Symboliczną miejscowość założono w okolicy, gdzie pierwszy Otto Wartmann po powrocie z podróży do Prus Wschodnich i Rosji wypróbował przywiezioną z Tylży recepturę. Obecnie czwarty już Otto Wartmann produkuje ten ser, a tylżycki (Tilsiter) jest na liście 20 najlepszych serów szwajcarskich 🙂
Jest to mój ser ulubiony spośród serów twardych.
Zielony (łagodny) i czerwono-czarno-złoty (pikantny – surchoix)
Roczna produkcja szwajcarskiego tylżyckiego w 7 odmianach – prawie 4000 ton.
Jeden z nich, Alpen Tilsiter jest nacierany w trakcie dojrzewania (120-180 dni) mieszanką ziół alpejskich z białym winem lokalnym.
Notabene, receptura tylżyckiego była wspólnym dziełem „wywędrowanych” do Prus Wschodnich holenderskich mennonitów oraz salzburskich i szwajcarskich serowarów.
Małgosiu, i owszem 🙂
Patagonia nie jest taka lodowata, zresztą, zależy gdzie i w jakich miesiącach. Odwiedziliśmy tam dwie winnice, zdawałam sprawę na blogu.
Dzisiaj zdam sprawę z pożegnalnej kolacji, na którą nas dzieciarnia zaprosiła. Jak zobaczyłam w menu „tartar steak”, to jak myślicie, co wybrałam? Moja synowa zreszta też.
Po raz pierwszy jadłam tatara prawdziwego, siekanego!
Z tym, że był już wymieszany cebulą, korniszonkiem i tymi co tam trzeba, a na wierzchu żółtkiem przykryty.
Przyprawiony, kelner się pobożył, ale jakby co, doniesie sól, pieprz i te rzeczy. I był to najlepszy tatar, jakiego jadłam w moim życiu!
http://www.olympiaprovisions.com/
Idę pospać 🙂
Właśnie zjadłam kanapkę z tylżyckim zagryzając rzodkiewką 🙂
Nigdy Piotrze? Ach, nie do końca wierzę. Jednak coś niestrawnego musiało Cię spotkać w naszej stolicy skoro z taką goryczą piszesz.
A że na własnej działce najlepiej to prawda stara jak świat. Cisza, decybele z okien sąsiadów nie zakłócają śpiewu ptasząt i innych miłych dla ucha odgłosów przyrody.
Mieszkamy 30 kilometrów od centrum, do obrzeży miasta od nas kolejne 50 – 60 kilometrów, a jednak dzięki zieleni przy domach i przylegającego do naszej posesji skweru gwar wielkomiejski nie groźny. Samochody oczywiście jeżdżą lecz osiedle jest zamknięte zatem to ruch lokalny.
Ranem na skwerze można obserwować ibisy, czaple, papugi, a raz nawet przydreptała kaczka z rodzinką.
Różnica czasowa spowodowała to, że dopiero dzisiaj mogę Ci Heleno odpowiedzieć.
Po pierwsze zaznaczyłam, że jest to olbrzymi skrót myślowy.
Po drugie nie do końca się z tobą zgadzam.
Przenoszenie zakładów do Chin, Indii, Pakistanu itd moim skromnym zdaniem ma na celu jedno – zysk. I to jak największy zysk. Ponadto przeniesienie zakładu X nie tylko pozbawia pracy dotychczasowych pracowników lecz zabija inne zakłady, producentów komponentów i półproduktów do produkcji w zakładzie X. Oczywista oczywistość o jakiej w mass mediach jakoś nikt nie wspomina.
Wszelkie info linie też zostały przeniesione za dużą wodę. Dotychczasowi pracownicy poszli na łączkę. A wierz mi to duża grupa.
Listę można ciągnąć w nieskończoność, ale nie o to chodzi by mnożyć przykłady. Taka polityka doprowadza do wzrostu bezrobocia. Ogólnego niezadowolenia społeczeństwa i rozkładu dotychczasowej ekonomii.
Nigdy nie byłam geniuszem matematycznym lecz jeśli płaca w takich np Chinach jest nieproporcjonalnie niższa do płacy w USA, Kandzie czy Australii, bez liczenia na palcach wiadomo co jest bardziej opłacalne dla korporacji czy mniejszych producentów.
I obudź się Heleno ze snu Srebrnej Salomei – pracownicy we wspomnianych krajach owszem zarabiają, ale aby dostać pracę często, gęsto muszą zapłacić za ten przywilej. Potem zaś odpracować. Mieszkają w warunkach tragicznych, rodziny jeśli widzą raz do roku do bardzo dobrze. A oszukiwani i wyzyskiwani są przez własnych ziomków. Bo to oni w imieniu korporacji i producentów prowadzą zakłady.
Trzymając się Twojego porównanie – „my” im nie dajemy im wędki lecz haczyk. Na siebie.
Swoją drogą ciekawa jestem jakie płace oferowała pani Cath Kidson. I czy nie uważasz, że sama padła ofiarą przeniesienia produkcji za góry, lasy. Coby nie odpaść podążyła przetartym śladem. Zatem kółko się zamyka.
Nie będę przedłużać lecz mam nadzieję że mnie teraz zrozumiałaś.
Nie jest moim celem przekonywać Cię lecz jak każdy z nas mam prawo do swojej opinii popartej faktami.
A zegarek mam NRD-owski, buksiak. Dostałam na 18-ste urodziny. Nadal chodzi. Jak go nakręcić.
Wróciłam z apteki i osiedlowego sklepu, teraz wydmuchuję zmęczenie. Potem powieszę drugą część przepierki i zastawię słoiki ze szparagami do pasteryzacji. Na obiad szare kluski ze skwarkami będą, ale zapomniałam o kapuście; zjemy z ogórkiem kiszonym.
W aptece od czterem m/w lat płacę za miesięczną porcję leków tyle samo. Jednak w międzyczasie zrezygnowałam z 4 specyfików (uprzedziłam lekarza) bo miałam wrażenie, że albo się tym wszystkim otruję, albo zrąbię sobie żołądek i wątrobę, które dotąd funkcjonowały bez zarzutu. Tak np wieczorny lek nasercowy zoccort, zamieniłam na 50-tkę dobrej nalewki. Działa, żołądek nie boli z rana.
Echidno,
przenoszenie produkcji do krajów z tanią siłą roboczą jest jak najbardziej motywowane zyskiem, ale też utrzymaniem się na rynku w ogóle, skoro konkurencja nie śpi i produkuje po niższych kosztach. Cała gra idzie o to, kto pierwszy i komu przez dłuższy czas udaje się nie wywołać skandalu jak pożar w wielkiej szwalni (Pakistan, Bangladesz) czy katastrofa ekologiczna na dużą skalę (Bhopal), co zresztą i tak niebawem zostanie przez opinię światową zapomniane.
Groźba przeniesienia produkcji do tańszego kraju, to też bat na pracowników i na polityków, a kapitał nie ma ojczyzny.
nemo, pożar, zawalenie się budynku… Dzięki super szybkiemu przepływowi wiadomości niemal natychmiast cały świat o tym wie. I jak wspomniałaś, większość zapomni. Albo nie chce pamiętać.
Przecież wiadomo o co gra się toczy. Zysk jak najmniejszym kosztem. Tylko po drodze COŚ* ginie. I jak to COŚ huknie któregoś pięknego dnia, skutki odczują wszyscy.
Podobnie jak Pyrze, niekoniecznie odpowiadają mi te „ciekawe czasy”.
*mam nadzieję, że rozumiesz o co chodzi. Zbyt rozległy temat by na kulinarnym blogu go wałkować.
Echidno,
jestem z Tobą całym sercem i rozumem.
Był czas, kiedy „porządni Niemcy” woleli nie wiedzieć, że te ciemne chmury na horyzoncie nie są tak naprawdę chmurami.
Dzisiaj, syty zachodni świat również woli nie widzieć, nie słyszeć. A jeżeli już musi się dowiedzieć, to chce jak najszybciej zapomnieć.
Nasz brak reakcji i solidarności niczym się nie różni …
I przyjdzie nam za to zapłacić …
Mój ulubiony Dracula już sobie nic więcej nie łyknie 🙁
Poszło w kosmos 🙁
https://www.youtube.com/watch?v=EZ9se8i4ujs
Chciałam zamieścić Christophera Lee (RiP) śpiewającego przy bogato wyposażonym barze, ale poszło w kosmos 🙁
Tak, z solidarnoscia nie jest najlepiej. Mnie szczegolnie boli brak solidarnosci w kraju, gdzie to slowo piszemy duza litera. Nawet pomoc tonacym, zaklaajac, ze sa wlasciwego wyznania, postrzegana jesr jako „zalew Hunow czy innych Longobardow”.
Eee… Nie jest wcale tak źle 😉
Prawda, Nemo… 😆
Ej, Heleno! Proszę mi nie imputować topienia uchodźców, ani chęci budowania murów. Zawsze cywilizacje upadały pod naporem biedniejszych i wygłodzonych. Naszą chyba też to czeka i tylko tak należy traktować mój cytat. Mówiłam wiele razy – złaź w końcu z tej barykady, bo siedzisz na niej bez sensu.
A moglabys przytoczyc jakas „cywilizacje” ktora „upadla” pod naporem biedniejszych i wyglodzonych?
Jesli chcesz sie doiwieziec czegos madrego na remat upadkow cywilizacji, to bardzo polecam chyba juz dawno przlelozoa na polski swietna ksiaze Jarreda Diamonda pt „Collapse”.
Tu jest ta znakomita ksiazka nagrodzonego Pulitzerem autora, po polsku:
http://technopolis.polityka.pl/2008/o-ksiazce-upadek-jared-diamond
Znalezione w Internecie 😉
teraz zamiast cieplej popłynie z kranów woda święcona
😆 😆 😆
Szparagi niby się powoli kończą,ale nie damy im odejść tak po cichu i bez słowa 😉
Wczoraj podczas miłych ploteczek w gronie wrocławsko-warszawskim trafiła nam się prosta,acz bardzo dobra sałatka szparagowo-fasolkowa,obrzucona kilkoma liśćmi rukoli, polana olejem orzechowym oraz posypana prażonymi płatkami migdałów.
Dzisiaj na obiado-kolację zrobiłam sobie całkiem pokaźną kanapkę z bagietki posmarowanej majonezem,obłożonej zielonymi szparagami,plastrami delikatnego koziego sera oraz odrobiną szynki z indyka.Bardzo dobry pomysł na dzisiejszy słoneczny i bardzo ciepły wieczór.Do tego kieliszek wina i czegóż więcej trzeba.
Ciekawy pomysł w operze.Szkoda,że dopiero teraz o tym przeczytałam,ale po wakacjach zacznie się zapewne nowy rok akademicki 🙂
http://teatrwielki.pl/repertuar/kalendarium/2014-2015/uniwersytet-wiedzy-operowej-dla-doroslych/
Jesli ktos ma ochote obserwowac przejscie graniczne ze stanu Washington w Blaine, WA do Kolumbii Brytyjskiej to tu jest kilka kamer. Pierwsza kamera pokazuje ruch przez granice z Kanady w kierunku poludniowym do przejscia granicznego w Blaine, WA.
Mozna pominac nastepna kamera ponizej i spojrzec na kamere „Travelling north to White Rock”. Ta kamera pokazuje ruch na polnoc z Blaine, WA do White Rock, BC.
Widze duzy ruch w kierunku poludniowym. Podroz na polnoc bedzie bez opoznien.
http://www.borderlineups.com/cam.php?BorderID=2
Tu jest przejscie (przejazd) promem z Port Angeles to Victorii, BC
Samochody czekaja na prom. Prom nazywa sie Coho od bardzo smacznego lososia.
http://webcam.portangeles.org/webcam/image.jpg
Hiszpańskie wakacje zakończone, były bardzo przyjemne. Powolny powrót do codzienności. Dokonałam inspekcji truskawek – zielonych owoców kilka, niezbyt jeszcze wielkich rozmiarów, trochę niepokoją mnie spore liście (może faktycznie cała energia pójdzie w liście a nie produkcję owoców?). Oprócz tego rozkwitły fuksje różnych rodzajów. Jeśli chodzi o doznania kulinarne to wciąż delektuję się tymi wakacyjnymi, zwłaszcza mam w pamięci różne desery, słodkie wypieki z okolicznych cukierni i ryby na różne sposoby.
Szparagi się kończą, ale w następny weekend przyjeżdża Ryba na 1,5 dnia i błaga o szparagi – tylko i wyłącznie, bo zupełnie się ich w tym roku nie najadła. U nich są tylko w Lidlu, najczęściej zielone i dosyć zmęczone po 8 zł pęczek. Cóż robić – zamówiłam na przyszły piątek 2 kg i niech sobie Dziecko zje. Jestem zmęczona i ogłuszona, chociaż nic nie robiłam i odzywałam się niewiele. Przyszedł majster, który będzie nam przebudowywał kuchnię i budował w kuchni nowe meble. Wymiary – kontakty, – punkty poboru i zrzutu wody – gdzie kaloryfer – o ile dolna część górnych szafek ma być głębsza, podział szuflad (na dole same szuflady) i tak przez ponad 3 godziny. Fajnie, tylko nie wiadomo, czy we dwie się w tej kuchni zmieścimy.
Linek – a owoce? Opaliłaś się?
Pyro – zmieścicie się, takich urządzeń nie potrzebujecie: http://www.audiovis.nac.gov.pl/obraz/71788/03d69dbd24e6ff6f65e86065b21905a0/ 🙂
Asiu – ale tam nawet nie będzie wolnego kąta, żeby winnego postawić. I w łeb można dostać własną górną szafką i w ogóle…Nie narzekam; niech się Dziewczyna urządza po swojemu
Zobaczysz, że będzie i ładnie i funkcjonalnie 🙂
https://www.youtube.com/watch?v=n9cgtWKI4TU
https://www.youtube.com/watch?v=aGSNe4r8Epo
I na koniec 🙂 https://www.youtube.com/watch?v=VuDuloOoerg
A Pani Redaktror Olejnik nie musi nawet pijana stac w bramie. Moze to robic w godzinach pracy:
http://wyborcza.pl/1,75968,18104851,Ch_____d____i_kamieni_kupa.html
Irena miala jednak racje.
Witam, przed chwilą w Radio ZET rozmowa P Olejnik z P Cimoszewiczem była powieleniem tego artykułu.