Wino spod NIagary
Kanada i amerykański stan Waszyngton to okolice, w których produkuje się najwięcej tzw. wina lodowego – ice wine.
Przypomniała mi o tym niezwykłym winie rozmowa Danuśki i Ewy. W moim domu zawsze jest butelka ice wine spod Niagary. Tam je po raz pierwszy skosztowałem, gdy pojechałem na polsko-japońsko-torontańskie wesele. A teraz systematycznie dostaję w prezencie od mojego chrześniaka, czyli syna najbliższego przyjaciela.
Napisałem, że to wino niezwykłe. To prawda – jest bowiem produkowane w zupełnie niezwykłych okolicznościach. Trzeba dotrzymać winne grona na krzewach aż do mrozów. Przy temperaturze minus 7 st. C, gdy grona pokryją się lodem, należy w ciągu kilku godzin zebrać je i szybko wytłoczyć.
Podczas wyciskania soku trzeba uważać, by winogrona nie osiągnęły zbyt wysokiej temperatury, a równocześnie nie mogą być nadmiernie przemrożone, bo zgniatarka nie wyciśnie z nich soku, który jest – właśnie dzięki długiemu dojrzewaniu i mrozowi – skoncentrowanym cukrem.
Potem sok poddawany jest procesowi fermentacji, która trwa wielokrotnie dłużej niż przy innych winach. Trwa ten proces nawet parę miesięcy.
Zbiór jest robiony ręcznie i trzeba się bardzo spieszyć, by wzrastająca temperatura powietrza nie pozbawiła owoców lodowej otoczki. Pracują więc przy zbiorach wielkie ekipy ludzi.
I to właśnie są przyczyny wysokiej, a często bardzo wysokiej ceny ice wine. Nie pija się go jednak w takich ilościach i tak jak wina wytrawne, choćby ze względu na nadmierną słodycz. Jest ono wręcz doskonałe jako dodatek do ostrych serów pleśniowych i pasztetów.
Pod choinkę przyleciała do mnie kolejna słodka przesyłka z Toronto – ice wine od Toma. Jeszcze leży w chłodzie winiarki.
Komentarze
Dzień dobry !
Zauważyliście nazwę producenta tego wina na zdjęciu Gospodarza-Paradise Ranch.
Fajnie mieszkać w takim miejscu 🙂 ale rączki od zbierania pewno strasznie marzną nawet,
jeśli w rękawiczkach.
Wino lodowe piłam raz – ofiarowane przez Pana Lulka przed pierwszym zjazdem. Przyjechali do mnie razem z Markiem i to wino piliśmy na deser ( mała butelka) pod ser „niebieski”. Smaczne w małych ilościach, ale tak drogie, że nigdy sama go nie kupiłam. Smaczne niewątpliwie, ale nie jest to pokusa nad którą nie można zapanować. Nie wiem nawet, czy gdybym była znacznie zamożniejsza, niż jestem, wino lodowe znalazło by się w moim koszyku zakupów choćby i odświętnych. No, chyba, że chciałabym komuś zrobić przyjemność i poczęstować – jak mnie i Marka wtedy Pan Lulek.
dzień dobry ….
dobrze mieć chrześniaka w ciekawym miejscu świata … 🙂 … nie piłam jeszcze wina lodowego ….
sobie radzimy na świecie ….
https://www.youtube.com/watch?v=h2HdVidSWXQ&feature=youtu.be
mają pomysły ludzie …. 😉
http://www.przyslijprzepis.pl/przepis/tatar-z-parowek-2
Wszem i wobec informuję, że węgierskie odpowiedniki ice wine mieszczą się w przyzwoitych rejestrach cenowych. Przynajmniej w Villany…
Jaki jest sens zbierania winogron pokrytych lodem, kiedy cała sprawa polega na dehydracji gron i koncentracji cukru? Zbiera się zmrożone owoce, aby po wyciśnięciu woda mogła zostać odseparowana w postaci lodu, a pozostał skoncentrowany słodki sok. Niemiecki i austriacki Eiswein robiony jest z winogron, które zdążyły naturalnie (fizjologicznie) dojrzeć jeszcze przed mrozami. Najlepsze ostatnie roczniki to 2009 i 2011.
Zatem,aby spróbować wino lodowe i nie rujnować portfela trzeba odwiedzić piwnice naszych węgierskich bratanków 🙂 Można jeszcze zamiast wina lodowego zafundować sobie wino z późnych zbiorów,które jes tańsze,a też wzbogacone słodkimi nutami.Z tych win słynie głównie Alzacja i tu nie sposób nie przypomnieć sławnego gewurztraminera.
Ciekawą tradycją jest też późne winobranie w Gaskonii w dniu 18 października na Św.Łukasza:
http://voyan.pl/wina-francuskie-francja-poludniowy-zachod/21-wino-saint-luc.html
A gdyby ktoś miał ochotę to za rok może wybrać się 31 grudnia do Akwitanii do miasteczka Pacherenc i podczas nocy sylwestrowej zbierać winogrona przy świetle pochodni.Kusi nas,by tam kiedyś pojechać właśnie w tym czasie.
Jedni odmrażają sobie palce, inni – używają zamrażarki
German and Austrian Eisweins, which follow established methods of harvest and production, are the European gold standard. However, many less expensive, but still excellent, ice wines come from Austria, New Zealand, Slovenia, Canada and the United States. Not all producers let grapes freeze naturally before harvesting them at night. This time-honored and labor-intensive method of production, as well as the loss of all but a few drops of juice, explains the higher price of traditionally produced ice wine. Some vintners pick the grapes and then artificially freeze them before pressing.
Morawskie wina lodowe też nie są drogie, a dość popularne tam.
Słonecznie i wieje mocno. Kupiłam apetyczną, świeżutką makrelę wędzoną i natychmiast przerobiłam ją na rodzaj sałatki a’la Haneczka. Z tym, że ja nie rozgniatam ryby zupełnie, wolę kiedy w misce zostają zwarte kawałki. Zużyłam trzy większe ogórki konserwowe, średnią cebulę i 2 łyżki majonezu +_ pieprz i sól. Dobrze wyszła ta sałatka. Ja mam grochówkę wczorajsza, a Młodsza może wybierać : jajka, omlet, parówki, sałata
Bardzo chętnie zostałbym ojcem chrzestnym jednego z potomków pana Andrzeja Halińskiego, najlepiej dorastającego lub dorastającej, bo człowieka lubię, wina także.
W 2015 świadka chrztu powinno się poczęstować odrobiną lodowego wina musującego spod Niagary. O ile dobrze pamiętam, Gospodarz podlewał lodowym winem tego producenta kaczkę.
Paradise Ranch to okolice jeziora Okanagan, w Kolumbii Brytyjskiej, a zatem wino na zdjęciu w dzisiejszym wpisie Gospodarza pochodzi spod miasteczka Naramata. Jedno jest pewne – chrześniak nie musi, a ojca chrzestnego nadal kocha bo i to wino do tanich nie należy.
Placku o ile dobrze pamiętam, to w imię demokratyzacji już dość dawno zamieniliśmy w kuchni maderę, malagę i wino lodowe na miody pitne, polskie. Kaczka potraktowana trójniakiem wcale nie traci na smaku, w stosunku do arystokratycznych krewniaczek.
Pyro – Gospodarz nie pytał nas o pozwolenie i potraktował kaczkę nie tylko winem lodowym, ale i słowiańskim miodem. Pamięć mam jak krawędź ostrygi, a dlaczego tak uczynił jest dla mnie oczywiste. Nie jest skąpy (mógł ukryć się w schowku na miotły i sam butelkę opróżnić), a tych którzy na kaczkę czekali kocha. Tak uważam, a czasy gdy nawet kaczek nie było także pamiętam. We Wrocławiu były za to szczury wielkości kaczorów. Pamiętam gdy jeden z nich sprowokował mego ojca i wujka do pościgu. Przegrali.
Nemo – Czy język jednego z Twych dzisiejszych wpisów to angielski?
Wynika z niego, że wina lodowe z Austrii są lub nie są złotym standardem. To prawda 🙂
Parę słów po niemiecku – może o Tobie, a może o szwajcarskim winie lodowym „Crystal” – Speziell. Ambitioniert. Charaktervoll. Vollmundige Harmonie von Zucker und Saure 🙂
Dziękuję, Placku 😀
Z austriackim gadaniem tak już jest, że nic nie jest jasne do końca 😉
Wina lodowe produkują już niemal wszyscy, bo jak nie ma mrozu, to są chłodnie albo krioekstrakcja 🙄
Właściciel Paradise Ranch skupuje winogrona od swoich sąsiadów, ale wyciska je u siebie. Pewnie czekają na mrozie jak buraki w cukrowni na swoją kolej 😉
Zmiany klimatu im akurat służą, przynajmniej ostatnio.
Apropos Austriaków, to dostałam dziś wiadomość krew mrożącą w żyłach Tym razem po niemiecku. Chodzi o pasażerów jachtu w pobliżu Bahamów. Są w strasznej sytuacji…
Nemo, jaka tragedia, szampan i kawior sie dopiero koncza 😉
Nemo – własne winogrona Paradise Ranch zbierane i deptane przez ludność napływową. Ta konkretna winnica to była Soaring Eagle która obecnie nosi nazwę Bench 1775. Nie tak dawno temu była to prywatna posiadłość pewnego lekarza z Vancouveru. Jej nazwa – Paradise Ranch. Na to by nazwa korporacji pasowała do nazwy posiadłości poświęcono 17 lat. To chyba nieźle.
Szwajcarska czekolada, sery i zegarki są pyszne, ale nie dorastają kanadyjskim winom lodowym do pięt 🙂
Co prawda wina te zawdzięczamy austriackim imigrantom, ale nawet w Austrii już się tego nie pamięta. Ciekawe jak im się się będzie fermentowało na Bahamach.
Jednym zdaniem – na Morawach to Niemcy, a na Węgrzech Francuzi przy winogronach majstrują.
Placku,
Z tymi Węgrami to różnie bywa. Akurat w Villany Niemcy majstrowali – zostały nawet nazwiska: Bock, Gere, etc.
Danuśko,
Też lubię alzackie gewurtztraminery ale znowu mi bliżej do Bratanków, ze szczególnym uwzględnieniem okolic Tokaju… 😉
Jak wino przysłane z Toronto, to jest spod Niagary i juszsz… 😎
Czy jak podam wino z lodem, to tez bedzie ice wine?
Widok prawie jak z CN Tower. W Seulu maja tylko N.
Nemo – Gospodarz ma kochającego chrześniaka, leżące w chłodzie winiarki ice wine najwyższej jakości, chłodziarkę do wina, a ja posiadam głęboką wiedzę o tym, że najnowszymi właścicielami Paradise Ranch zostali Chińczycy, bo to ich teraz na ten raj stać. W sumie mamy bardzo wiele, a torontońsko-niagarowy skrót myślowy doskonale rozumiem 🙂
Ewo – Nie chciałem urazić potomków Szwabów naddunajskich z czasów Marii Teresy. Jestem im za ich winne zasługi dla Villany bardzo wdzięczny, a miałem na myśli takich Francuzów-konsultantów jak Jean-Pierre Confuron dzięki któremu (między innymi) winnica Vylyan produkuje świetne wina. Na północy groźna francuska rodzina Laborde znęca się nad Chateau Pajzos, producentem wybornego tokaju. Rezultat- pierwsze na świecie tokajowe wino lodowe. Niemców w Villany zapewniam, że wiem bardzo mało i zachęcam ich do obszernych komentarzy, zwłaszcza potomków Gera Atyllii 🙂
Jednego mam a mam – lat.
Placku,
dzięki za namiary na kolejnych producentów. Przetestuję w przyszłości 😉
Kapuśniakuję dzisiaj, w sam raz na dzisiejsze minusy ujemne.
Krzychu,
nabyłam fasolkę azuki luzem oraz puszkę (japońską) gotowej pasty, tak dla porównania. Była też koreańska, wypróbuję w następnej kolejności.
Ta japońska kosztowna dość, a w składzie na pierwszym miejscu jest… cukier 😯
Nabrałam też ochoty na zielone lody z herbaty motscha.
Na dworze zimno i deszczowo, kapuśniak z kimchi pasuje idealnie. Jem sama, Osobisty nie daje się nakłonić, nie przepada za takimi ostrościami.
Słynna para osiołków z poznańskiego ZOO doczeka się potomka. Prasa dzisiaj podała :”Antosia jest w ciąży”. Prorodzinna radna PIS powinna być zadowolona, chociaż próbowała rozdzielić osły.
Nemo,
ja w pracy, w Kongo pora deszczowa, ale kimchi nie uświadczę.
Co do zawartości cukru w fasolce, to czy u Was też sprzedają suszoną żurawinę, w której około 60 % składu to owoce, a reszta to cukier i tłuszcz?
Na taką się nadziałem już kilkakrotnie. Z czego raz w sklepie z tzw zdrową żywnością.
Krzychu. Przeczytałem na torbie z suszonymi żurawinami (nutrition fact)
Tłuszczu – 0
Cukier – 29g
Torba ma 48oz. czyli 1360g.
Nie bronię amerykańskich produktów, bo mnóstwo badziewia się sprzedaje, ale akurat tu są w porzo (kontynuując wg mlodzieżowej mody)
Mogę dodać C, Krzychu 😉
Widok z CN Tower, pierwsza platforma, obiadek urodzinowy. Potem jeszcze wyżej.
http://bartniki.noip.me/news/img_2462.jpg
Czyli jak zawsze – czytaj, co kupujesz 😉
Cichalu,
faktycznie uczciwi. Wg nutrition fact cukru 29g, to może być zawartość węglowodanów naturalnie występujących w owocach.
Mnie wkurzyli tym, że procenty podane na opakowaniu miały się do wagi, a nie składników odżywczych. Co innego 29g cukrów(zakładam, że na 100g produktu), a co innego 60 PROCENT wagi to owoc, tłusty od oleju palmowego, oraz dosłodzony, no bo kto by jadł cierpkie owoce.
Alicjo,
Widzę Ciebie, flachę keczupu i wino. A na deser co było 😉 ?
Świetny widok.
Zwykle czytam, co kupuję, ale zdarza mi się popełnić szkolny błąd i zaufać sprzedawcy.
Alicjo,
18$ za 18letnią Glennfiddich to nawet nie zdzierstwo, jak pomyśleć, że trzeba było skrzynkę wtaszczyć na samą górę 😉
Widok z bywszego mieszkania Młodych (45 piętro).
Byliśmy tam 10 dni, pilnowaliśmy arystokrację kocią. Przynapiwszy się z rana urodzinowego szampana, byłam gotowa windą do nieba – winda jest na zewnątrz, cała szklana 😯 Przeżyłam i nie było tak źle, tylko człowiek patrząc na to wyobraża sobie nie wiadomo, co. Wiedziałam, że już drugi raz się nie wybiorę, więc pojechaliśmy po obiedzie wyżej.
http://bartniki.noip.me/news/img_2520.jpg
Krzychu,
te sosy są na stole w butelkach, jedzenie nie jest wyszukane, nie jest drogie, napitki chyba też (whiskey nie zamawiam, zawsze czerwone wino), nie pamiętam dokładnie, ile wjazd na Wieżę, coś ponad 20$, można chyba sprawdzić na sieci, to się zmienia w zależności od pory roku.
Nie wyobrażam sobie zimą! Ale warto tam wyjechać i porozglądać się naokoło 🙂
p.s. Ja nie jestem deserowa, nie dlatego, że dbam o linię, tylko po prostu desery od lat mi nie wchodzą, słodkości i te rzeczy. Na deser wino (do obiadu też).
Najlepszy deser, jaki można sobie wyobrazić, to schabowy. Na obiad też 🙂
Prawda 😉
Dzień dobry,
Wróciłem Nowym – nie wiem jak to zrobiłem!
Ze wstydem przyznaję, że nigdy nie piłem icewine, świadczy to tylko ile jeszcze przede mną 🙂
Zachęcony wpisem Gospodarza wstąpiłem do tzw. monopolowego i kupiłem butelkę icewine, prosto z Kanady – Niagara Peninsula. O cenie nie wspomnę (w przybliżeniu poda ją pewnie Placek 🙂 ), ale z pewnością nie zrujnowała moje portfela. Raz na jakiś czas można sobie pozwolić. Butelkę otworzę pewnie dopiero w sobotę, kiedy można się nieco dłużej podelektować.
https://picasaweb.google.com/takrzy/IceWine?authkey=Gv1sRgCIyZ4MXC3OOWMA#slideshow/6104368498485390002
Krzychu,
nie kupuję tutaj suszonej żurawiny, raczej świeżą, jak jest w sklepie, ale z tego, co widać w ofertach to zdecydowana większość (również bio) zawiera cukier, cukier trzcinowy lub jest słodzona koncentratem soku jabłkowego, a zawartość jagód bywa nie większa niż 55 proc. Olej słonecznikowy zapobiega sklejaniu się owoców.
Cichalu,
przyjrzyj się lepiej Twojej żurawinie i sprawdź, do jakiej porcji odnoszą się dane o wartościach odżywczych. Na większości amerykańskich opakowań jest to tzw. 1 serving = 1/3 cup czyli w tym przypadku 40 g.
Według tej informacji zawartość cukrów (26 g) odnosi się do porcji… 40-gramowej. Ta żurawina jest słodzona.
100 g świeżej żurawiny zawiera zaledwie 4 g cukrów. W procesie suszenia żurawina traci ok. 80 proc. wody, a więc zawartość cukru wzrasta 5-krotnie i powinna wynosić ok. 20 g/100 g czyli nadal jest b. wyraźnie kwaśna.