Konina, koźlęcina, oślina

Trzy rodzaje mięsa, które w Polsce nie mają szans na znalezienie się na półmiskach. Są wprawdzie pojedynczy smakosze, którzy chętnie by zjedli befsztyk czy pieczeń z koniny lub gulasz z koziny, ale trudności ze znalezieniem sklepu prowadzącego sprzedaż tych mięs są tak wielkie, że zniechęcają najwytrwalszych.

Sam do nich należę i nie pamiętam, kiedy ostatnio udało mi się kupić koninę na pieczyste czy kozinę do uduszenia z kaszą kukurydzianą.

Podobnie z wędlinami. Zniknęły sklepy z kiełbasą końską (przed laty kupowałem wspaniałą kiełbasę w jatce końskiej na Koszykach lub na Czerniakowskiej), a lektura etykietek na salami wyjaśnia, że jest to mięso wieprzowe lub wołowe, a nie ośle.

Mięso ośle zresztą nadaje się nie tylko na salami. Jest ono niezwykle smaczne (próbowałem podczas podróży po Ameryce Łacińskiej), zawiera znikomą ilość tłuszczu, jest ono bogate w fosfor, potas, cynk, żelazo oraz w pełnowartościowe białko. Polędwica czy udziec i wyglądem, i smakiem – moim zdaniem – przewyższa wołowinę, chyba że ktoś lubi tzw. marmurkowatość, czyli mięso przerośnięte tłuszczem. W oślinie tego nie znajdzie.

Zaletą ośliny jest także to, że zwierzę jest łatwe w hodowli i już po trzech miesiącach nadaje się do konsumpcji.

Jak słyszałem niedawno w audycji kulinarnej Łukasza Modelskiego (polecam „Drogę przez mąkę” nadawaną w programie drugim PR) – czynione są próby podjęcia hodowli osłów na mięso i wprowadzenie ośliny do restauracyjnego menu.Koza z dzwonkiem East News

Fot. East News

Na koniec słowo o kozinie. Tu jest nieco lepiej. Sam znam kilka restauracji w Warszawie, w których pieczeń z kozy zdarza się w jadłospisie, choć nie codziennie.

Ale amatorzy potrafią się dowiedzieć, kiedy i gdzie można trafić na ten smakołyk. Coraz powszechniejsze hodowle kóz (w zdecydowanej większości w celu produkcji mleka i sera) rokują jednak nadzieję, że może kozina w końcu trafi i do sklepów.