Handel zamienny serami
Południowe Włochy, w tym oczywiście i Kalabria, uwielbiają swoje makarony posypywać startym parmezanem, który – jak wiadomo – pochodzi z północy, czyli z okolic Parmy. Tymczasem na północy, czyli np. w Emilii-Romanii, bardzo chętnie stosowany jest w tym samym celu starty ser pecorino pochodzący właśnie z samego szpica włoskiego buta. To taki handel zamienny serami.
Przypomniało mi się to podczas lektury dotyczącej kalabryjskich przysmaków, wśród których chyba najważniejszym jest bakłażan, a najpopularniejszym daniem – melanzane alla parmiggiana, czyli zapiekanka bakłażanowa pod parmezanem. Równie popularne jest melanzane al pomodoro czy prosty mus bakłażanowy.
Do późnych lat XIX stulecia bakłażan poza południem, czyli w środkowych i północnych Włoszech, traktowany był fatalnie. Nie chciano jeść tego warzywa, bo uważano, iż wywołuje ono debilizm i inne zaburzenia umysłowe. Tymczasem na południu ta roślina cieszyła się rosnącą popularnością.
Kalabryjczycy uwielbiają swoje bakłażany, które – nawiasem mówiąc – są dużo smaczniejsze i bardziej aromatyczne od tych rosnących na północy. Na Półwysep Apeniński dotarły bakłażany z Chin lub Indii, a przywiezione zostały w końcu XVI wieku przez kupców arabskich. W nowej ojczyźnie znalazły doskonałe warunki: suchy klimat, glebę bogatą w krzem, a niemal bez wapnia, oraz bardzo wysokie temperatury, co zmniejsza naturalną goryczkę warzywa.
Bakłażany z północy pozbawia się nadmiaru goryczy, soląc lub mocząc je w słonej wodzie. Mnie odrobina naturalnej goryczki bardzo odpowiada, nie wykonuję więc czynności uznawanych za niezbędne przez kucharzy z Mediolanu czy Turynu.
Więcej nie będę nudził kalabryjskimi potrawami i obyczajami. Aż do powrotu.
Komentarze
Odpowiedzi do uwag spod poprzedniego wpisu, zatem nie na temat, choć niniejszy blog oczywiście przeczytałam uważnie, uśmiechając się do finalnej kokieterii nie-zanudzającej… 😎
Barbaro 😀 nie chciałabym naciągać Twego czasu na dalsze straty, ale jest już kolejna wycieczka, ta całodniowa, niedzielna, wybitnie grzybowa (kto ma dość dziko-grzybowego dręczycielstwa – może skoczyć bliżej środka albumu, do kozic 😀 ).
https://picasaweb.google.com/100017103147766566592/SkaKaNizneTatry
Co do kondycji – owszem, pamiętam, by czasem o nią zadbać, bo się bardzo przydaje wysoko i w dolinach, ale „odkryciem” tego „zielnego” wyjazdu, dokładniej ostatniego dnia było zmuszenie się do ćwiczeń rozciągających tuż po przyjściu pod samochód, zdjęciu buciorów, polaniu umyciu stóp. Wszyscy wiedzą teoretycznie, jakie to ważne, jak poprawia komfort funkcjonowania w kolejnych godzinach — lecz wiedzieć to jedno a zrobić, to drugie, gdy człowiek ledwie powłóczy nogami po przeliczeniowych czterdziestu i więcej km, a czeka go jazda, czasem zapadający mrok, mżawka.
Tym razem wyszło – coś cudownego, człowiek świeżeje i zupełnie nie jest połamany ani pospinany następnego dnia!!! (Kompan też rozumie, bo od roku fachowo i metodycznie 🙂 biega, ale troszkę się niecierpliwił – czekała nas jazda powrotna; jego o 100 km dłuższa… a praca wcześnie rano…
Jolinku, Ewo, wszyscy Goście albumów – dzięki 😀 😀 😀
https://picasaweb.google.com/100017103147766566592/TlstaOstra02 – piąty dzień, piąta wycieczka, w strome filigranowe skałki Wielkiej Fatry, do „nieba turystów słowackich” 🙄 i na te kwietne, wiosenne łąki, po których takim dysonansem wydały mi się tutejsze niektóre utyskiwania na rzekomą jesień 😉
…A teraz tylko dopisać parmezan do najbliższej listy zakupowej — i już/znów można w wolnym czasie rozczytywać kolejne traski na lato 2014… niekoniecznie italskie (tyle możemy ujawnić „na dzień dzisiejszy”) 🙂
dzień dobry …
ciekawe Piotrze czy będziesz tam coś gotował czy tylko jadł ze smakiem … tym razem to chyba samolot Was dostarczy bo samochodem to kawał drogi …
Taki handel zdecydowanie wzbogaca smaki 🙂
Nie znam za dobrze włoskich regionalnych smaków, ale z gruzińskich polecam bakłażany z pastą orzechową http://obliczagruzji.monomit.pl/przepisy-kuchni-gruzinskiej/baklazanowe-zawijasy-po-gruzinsku
Miłego dnia!
Basiu buty masz super na chodzenie po górach … Ci świeżo zaobrączkowani to Wy czy Oni? ….
Jolinku, oni, oni… 😀
Buty to podstawa. Moje najnowsze są może nieco za lekkie jak na częste, długie chodzenie po skałach, za to wygodne, bezkosztowo się w nie „wchodziłam” (= nie skrzywdziły mnie). Jednak porządne, firmowe i tak muszę kupić przed zimą 🙂
Od rana zabrałam się za wycieczkę A’C i zdążyłam się zmęczyć samym patrzeniem. Mają ludzie zdrowie. Dawno temu też uprawiałam turystykę pieszą, ale po płaskim albo prawie płaskim. Namiętne deptanie gór chyba nigdy nie leżało w moich możliwościach. Podziwiam A’C.
Pyro, ja pewnie znudziłabym się równinami po pierwszych pięciu kilometrach… Choć… Jest rower! Wielodniowe wyprawy sakwowe po Roztoczu, Suwalszczyźnie, itp. były super… te drobne ćwierć wieku temu… 😀
Czy namiętnie? Dobre pytanie. Człowiek popada w Towarzystwa, w handle zamienne inspiracjami (ty mnie zarażasz Tatrami, ja cię Gorcami – w efekcie Przyjaciółka akademicka ma chatę w owych G. i na pewno chodzi teraz po skałach znacznie rzadziej, niż w swoich czasach licealnych)…
Wsiąka się w to niepostrzeżenie, dorobek rośnie, skarbczyk wspomnień puchnie –
– Widzę to najlepiej w ostatnich latach, na przykładzie Kompana: chadział w dzieciństwie z Bliskimi, typowo urlopowo (gdy się da – czasem podjechać kolejką, ale i podejść zdrowo), potem mniej. Teraz go jakby zassało – przewodniki, doczytywanie, optymalizacja tras, wariantowość, zawsze do przodu z pomysłami kolejnych wyskoków, sportowe pomiary… Do tego ten bagaż: z Tlstej rozglądamy się i co wyższy punkt, wszystko nasze, wszystko pamiętne. To wciąga.
Oraz ludzie. Góry, by lubić po nich chodzić, by do nich wciąż powracać, wymagają szczególnej mieszanki romantyzmu (rozumianego i potocznie i kulturoznawczo); szaleństwa, lecz niezwykle metodycznego (nie, nie oksymoron!); stoickiej pokory (cierpliwej i długodystansowej); ale i zadziorności; dystansu do siebie, autoironii (ha, skoro zaproponowałeś trasę to teraz cierp ciało jak ci się przygody chciało, wyzwań, zdobyczy!). Nie dalej, jak 13 sierpnia nowy klient firmy powiada w pierwszym kwadransie kontaktu „O, i chodzi pani po górach! Świetnie! Nie mam więcej pytań – to mi starcza za całą rekomendację!” 😆
Takie soczyste bakłażany i pomidory jedzone pod kalabryjskim niebem na pewno smakują lepiej niż u nas. 🙂
Melanzane alla parmiggiana wygląda smakowicie: http://www.pinterest.com/pin/553590979166249037/
Ewo – wszystkiego najlepszego! 🙂
http://www.pinterest.com/pin/100557004152057018/
A co, Ewa nam dorośleje? To jasne, że urodzinowo najlepszego.
Piękna ta rabata – łąka z makami, Asiu.
A potrawa wygląda jak każdy bałagan z patelni, czyli w lecie ulubione żarełko.
Bakłażany jadam, chociaż bez entuzjazmu. Stosunkowo najchętniej jako „kawior” na zimno i w ratatui też da radę. Co do innych potraw, to wg zasady: jak trzeba to zjem
Ewie – pięknych podróży małych i dużych. Wszystkiego najlepszego!
Ewo,najlepsze co moje na Twe urodziny!
Dziękuję za maszynę. Jeszcze wczoraj odpowiedziałem, ale system ma coś przeciwko mnie i nie puszcza moich tekstów.
Spróbuję raz jeszcze.
Ewo, dziękuję za „Luizę”.
Szkoda, że pokazano tylko tą maszynę wyciągową, którą też znam, nb. To co opisałem dotyczyło właściwie tamtejszej hali sprężarek. Ta była imponująca. Ciekawe, co z nią, może już nie istnieje, bo wcześniej padła. Normalny to los zabytków, a zwłaszcza przemysłowej prowiniencji. Sprężone powietrze było pierwszą formą energii dostarczanej rurami z powierzchni pod ziemię. Widząc jednak na filmie wnętrze hali z maszyną wyciągową byłem odczarowany. Odczarowany jej prostotą. Chyba się naoglądałem w późniejszym zawodzie zbyt wiele takich hal i one nałożyły się na te pierwsze, które wtedy nie oglądałem przecież takim okiem, jakbym je oglądał teraz.
Dzien dobry,
Ewo, najlepszego!
Jako, że udało się przemycić kawałek tekstu od wczoraj, to spróbuję z resztą:
Ta akurat maszyna ma za sobą tragiczną historię. Rok, czy dwa po tym, jak mnie tam posyłano zdarzył dość rzadki wypadek, gdy zerwała się lina trzymająca jedną z dwu przeciwległych klatek. Te klatki wyposażone były w tzw. „spadochrony”, tj szczęki na silnych sprężynach, które momentalnie wżerały się w dębowe prowadnice, gdy tylko brak było naciągu, który te szczęki trzymał otwarte. Zawieszenie urwało się tuż ponad jedną z klatek i ta stanęła zaraz po parumetrowym zsunięciu się po dębowych prowadnicach. Ta druga klatka niestety spadała, ciągnąc za sobą paręset metrów tej 5 cm stalowej liny i to, okazało się potem, było przyczyną, że „spadochron” nie mógł zadziałać, bo nie było tyle „luzu” aby szczęki mogły się zamknąć. Ten system gdzie, jak na filmie, wielki bęben napędowy przewija pętlę liny, na której dwu końcach wiszą klatki był już wtedy nieaktualny i powinien już być dawno zmieniony na dwie szpule, dla każdej klatki po jednej, jak już wtedy było u drugiej maszyny wyciągowej, też napędzanej jeszcze parą. Niestety, wypadek zdarzył się nie w czasie czystego „fedrunku”, czyli wydobywania wózków z węglem, ale w czasie transportu ludzi. Wszyscy, którzy znajdowali sie w dolnym piętrze trzyczęściowej klatki stracili życie, bo ta część straciła praktycznie trzeci wymiar. W drugiej byli podobno jacyś przeżyli, tylko w górnej, w której nie było znacznych deformacji parę osób przeżyło, a jedną z nich znałenm długie lata. Kompletny inwalida, ale mógł się jeszcze poruszać wtedy na własnych nogach. Zginęło ok 16 osób.
Wydaje mi się, że ta maszyna nie wróciła już do ruchu (może tylko ruchu osobowego), bo kopalnia, nazywająca się wtedy „Zabrze-Zachód” stała już tuż przed zamknięciem.
Jolinku, to jedyny urlop w tym roku więc samolot zamiast auta, bez laptopa i bez gotowania. Chcemy zresztą poznać ich kuchnię. Gotować będziemy po powrocie.
To wypada Piotrze życzyć spokojnego lotu, bo pogoda raczej powinna być wspaniała w okolicach gdzie będziecie buszować.
Pozdrowiątka od zwierzątka
Echidna
Solenizantkom – Asi (wczoraj) i Ewie (dzisiaj) – najserdeczniejsze życzenia z odrobiną nostalgii muzycznej
https://www.youtube.com/watch?v=4XWxyQVqP-M
Echidna
Ewo , wszystkego najlepszego.
Gospodarzu, udanego, smakowitego urlopu.
Gospodarzostwu – wspaniałego, pełnego wrażeń kulinarnych /i nie tylko/
urlopu
Asi i Ewie wszystkiego naj, naj, najlepszego.
Kochani – dziękuję 🙂
Też dziękuję za wszystkie nowe życzenia 🙂
Ewo – udanego świętowania!
Kalabryjska podróż w czasie – Viaggio in Sila https://www.youtube.com/watch?v=t7EQ-X-4GdY
https://www.youtube.com/watch?v=yyhm-bs6mRc
Echidna – nie mogę odebrać, bo nawalił mi mikrofon. Dopiero za tydzień pójdę kupić nowy; wtedy pogadamy.
Ewie – najlepszego! Stolata wzniesiemy w stosownej porze 🙂
Rekonwalescent w ilości naparstkowej, przeciwwskazań nie ma.
Niestety, rekonwalescent jest czynny i pęta mi się po chałupie 🙄 Wczoraj wpadł kumpel z pracy – przyniósł vegetable pie, czyli coś w rodzaju tarty warzywnej, sam to przyrządził, a jego żona upiekła cukiniowy chleb. Do tego dorzucił rabarbarowy syrop. To w ramach ulżenia mi w obowiązkach przy rekonwalescencie, a ja się wcale nie przemęczyłam, bo rekonwalescent jest całkiem sprawny i nie wymagający. Zaryzykowałabym twierdzenie, że wygląda lepiej, niż przed operacją, co potwierdził wczoraj Robert.
Ewo, wszystkiego najlepszego 🙂
To jeszcze dla tych co Guido chcieliby obejrzeć. Wskoczyło mi samo jako podpowiedź 😯
https://www.youtube.com/watch?v=Is3FJ0boCXc
Państwu Adamczewskim udanego wypoczynku i spokojnej podrózy 🙂
Solenizantkom winszuję tyle lat ile chcą lub wedle potrzeby!
A capello, znowu mnie odmłodziłaś. Tamte strony schodziłem od momentu otwarcia tzw. małego ruchu granicznego. Prawie kopę lat (dosłownie) temu. Miałem wtedy buty niby turystyczne, Pionierki. Kto pamięta?
Parmezan jest w naszej kuchni od zawsze. Używamy go jak ta ciotka u Młynarskiego, co to „sypie ser, żółty ser…”
Zaraził mnie tym ukochany mojej przyjaciółki, kiedy pracowałem w Wiedniu. Przyjeżdżał do niej co tydzień z Mediolanu a mnie przywoził słuszną grudę najprawdziwszego Parmigiano Reggiano.
W nawiązaniu do musu bakłażanowego – po dwóch próbach, jednej z cebulą a jednej bez ( przez zapomnienie), uważam że kawior Heleny bez cebuli ma lepsza konsystencję i w smaku jest intensywniejszy. Przynajmniej mi tak wyszło, a może w cebuli było dużo wody?
Raz jeszcze kłaniam się Wszystkim nisko z podziękowaniami i dołączam do życzeń udanego urlopu dla Gospodarzy.
Alicjo,
Ja też spożywam procenty naparstkowo, za to w sporych ilościach pochłaniam antybiotyki 🙁 . We wtorek wracam do pracy na cztery dni a potem wakacje.
Duże M,
Przypadkiem udało Ci się trafić na naszego przedwodnika.
Kawior Heleny wychodzi zawsze dobrze, ja używam zawsze tych składników, co poniżej. Nie wyobrażam sobie bez cebuli, ale to kwestia gustu, wiadomo.
http://bartniki.noip.me/news/Gotuj_sie/Przepisy/12.WARZYWNIE/Kawior_wg_Heleny/
Ewo,
jak antybiotyki, to koniecznie spożywaj jogurty. Tak zalecają u nas.
Cichal z Jerzorem odbyli sobie konferencję via skype. Na kulinarne tematy oczywiście 😎
Z tym kawiorem baklazanowym mojej Starej ( a wlasciwie mojej Babci) to zawsze jest tak, ze nigdy nie wychodzi dwa razy identycznie. Za kazdym razem jest nieci inaczej, ale ZAWSZE bardzo smacznie.
Bez cebuli sobie akurat nie wyobrazam. Ale jesli ktos chce kawior mniej wodnisty, to po wymieszaniu juz wszystkich skladnikow i przelaniu do glebokiej patelni, nalezy nieco dluzej odparowywac na malutkim ogniu. Okolo 10 minut, mieszajac od czasu do czasu.
Byle nie zapomniec, ze wlasnie w tym stadium do masy kawiorowej dodajemy malutko octu lub soku cytrynowego (ja wole balsamico), dwie -trzy lyzki przcieru pomidorowego (ale zdarzalo mi sie dodawac tez keczap z braku przercieru i wychodzi swietnie) oraz last but not list pol lyzeczki cukru.
No i oczywiscie doprawiamy sola/pieprzem.
Do lodowki. Nazajutrz jest lepszy, dostaje tez pieknego koloru starego zlota, choc w TYM DOMU rzadko sie udaje przetrzymac kawior do jutra.
Warto jest tez poeksperymentiowac z roznymi ilosciami pieprzu chili.
Czasami robimy kawior lagodny – z jednym straczkiem chili badz jalalepenho, czasami mielimy 3 straczki i wtedy kawior jest iscie szatanski – do wodki w dobrym towarzystwie. Albo do podjadania gdy wszyscy juz spia (na Nigelle) .
not least! nie „list”. 😳
Ewo, zdrówka! 😀 I w ogóle! 😀
Cichalu, miło mi! 😀
Pionierki? Nosiłam jeszcze na początku lat 90. Niecałą dekadę wcześniej miałam rozpaczliwy dylemat, jak toto zdobyć (na wycieczki licealne i inne, lecz także do mundurka harcerskiego). Wici rozesłałam tak szeroko, że… stałam się posiadaczką aż dwóch par: jedna zakupiona została przez Tatę, bodaj w Zakliczynie nad Dunajcem, może i „spod lady”, druga przez mamę licealnej Przyjaciółki, chyba gdzieś pod Żywcem… albo pod Myślenicami, a pod Żywcem to był śpiwór zdobyty przez tęże Panią (dopiero na studiach mogłam sobie nań pozwolić… i na plecak ze stelażem z firmy polonijnej – ach, pamiętam, jak wmaszerowałam z nim nowiutkim na wykład prof. Ulewicza! 😀 )…
…Na tej samej zasadzie sznurek do snopowiązałek można było najpewniej 🙄 znaleźć w jakimś tajemnym sklepie na Najgłówniejszym?… 😮 😀
Gdy się wyprawiliśmy w Wysokie Tatry słowackie latem 1992 – absolutnie niezbędnym wyposażeniem była reparaturka do klejenia – zarówno moich pionierek (może zabrałam obie pary?), jak i traperek skórzanych* dwojga przyjaciół.
Jednocześnie już pod koniec lat 80. szczęściarze przywozili z zachodu albo nabywali za straszliwy pieniądz na miejscu tak zwane goreteksy… 😀
____
*ha, czy nie robiło ich Podhale Nowy Targ? – tak czy owak były baaardzo trudne do zdobycia, jeszcze trudniejsze do rozchodzenia i ogromnie szanowane – czyszczone, suszone, nasączane, pastowane, impregnowane, itd. (przynajmniej w moim gronie)
A Capello – piękne czasy 😉
Alicjo – wcinam jogurty na zmianę z probiotykami.
To może ja niecierpliwa byłam ( pryskało mi szybko i nie mogłam odparować), bo zapominalska to na pewno. Zapomniałam soku z cytryny za drugim razem, kiedy nie zapomniałam cebuli. Łatwiej mi się nakładało na grzankę po prostu. A że nie czułam pierwszy raz braku cebuli to nie narzekałam 🙂
Z tymi pionierkami to prawda, ja też kupiłam je gdzieś w sklepie rolniczym na Mazurach 😯 .
Jeszcze raz reklamuję pesto z liści rzodkiewki i jednocześnie trick z tym związany. Ukręciłem jak trzeba, ale wlałem za dużo wody i wyszło rzadkie.
Dodałem więc pół łyżki mąki kartoflanej i na minutę do mikrofali. Wyszło jak trza a nawet trzeba! Było wonnym i pikantnym dodatkiem do lanczu.
ewo z okazji urodzin dużo zdrowia by podróże się udały … 🙂
cichal podobno natkę marchewki też da się jeść … 🙂 .. ja jak odkryłam rzodkiewkową natkę to szukam zawsze taki pęczek by ładna była …
ciekawostka …
http://www.wirtualnemedia.pl/artykul/6-5-mln-polskich-uzytkownikow-serwisow-kulinarnych-mezczyzn-przybywa-szybciej-niz-kobiet
Jolinku,
Bo kobiety obserwowały Mamy i Babcie, a mężczyźni nie? i teraz nadrabiają? 😉
Krzychu może tak być … ale i to, że tata częściej w domu to gotuje … że dba o siebie … że lubi i się wreszcie nie wstydzi …
Ewo, zdrowia i pomyślności 🙂
A cappello – o jakiej stracie czasu mówisz…toć dla mnie te foto-wędrówki są zawsze wielką przyjemnością 🙂
Bakłażany lubię ogromnie, więc już cieszę się na opowieści z Kalabrii. Piotrze, wspaniałych wakacji i szczęśliwej podróży 🙂
Nie mieliśmy w bliższej i dalszej rodzinie problemu wstydliwego kucharza.
Pewnie dzięki temu i dla mnie mieszanie w garach było równie naturalne, co przynoszenie mięsa do jaskini dla innych.
Lubię zarówno zdobywanie mamuta, jak i stanie przy kotle 😉
Mój Tato też. A że czasem zrobił kanapki do szkoły tuż po porannym goleniu i pachniały Old Spice’m? Albo po awarii robota zrobił koktajl mleczno truskawkowy wiertarką, pokrywka spadła i malowaliśmy kuchnię?
Drobiazgi 🙂
Barbaro, ja do czasu kawioru Heleny nie przepadałam za bakłażanem, bo wszystkie przepisy robiły z niego gąbkę pochłaniającą tłuszcz. Dlatego dopiero teraz odważyłam się na próbę. Może macie w takim razie jakieś inne nietłuste przepisy na bakłażany?
W 90-tym, 91 i 92-gim moje panny córki jeździły na wyprawy z uniwerkiem. Traperki,plecaki ze stelażem (Hindukusz) pierwsze polary. Też zapracowane to było w znoju, a jakże, a efekt? Młodsza na wyprawie geografów „Poznań – Alpy” zjeździła całe pasmo poprzez wszystkie kraje alpejskie, a turyści innych krajów koniecznie chcieli sobie robić fotki przy ich autobusach – jelczach, a jakże. Takich to Francuzi i Anglicy jeszcze nie widzieli, a tu aż trzy, bo oni w tych wozach spali, gotowali itp. Następnego roku Młodsza pojechała nad Bajkał, a Ryba na trawers północnym Kaukazem, I teraz wyglądało, że mają oszałamiające wyposażenie, chcieli z nimi handlować. Opiekujący się nimi docent z Syberyjskiej Akademii Nauk, geolog i znany tam specjalista kiedy przyjechał z wizytą do nas, wariował ze szczęścia, bo w jakimś sklepie spotkał wiadra ocynkowane. Kupił 10 – 5 dla wydziału i 5 dla domu i przyjaciół. Odtąd wiemy, że pozziom wyposażenia w sprzęt, to bardzo względna historia.
Duże M,
U nas furorę robi bakłażan w plastrach, z grilla, w sąsiedztwie podobnie potraktowanej cukinii.
Posmarowane oliwą przed pieczeniem, polane także przed podaniem, świetny dodatek do grilowanej reszty.
No właśnie Krzychu, że mi ten grillowany tłusty, albo za sucho -twardy się wydaje. Nie tylko zresztą ja mam takie wrażenie( nawet głównie nie ja 🙂 ) Pewnie brak umiejętności grillowania wychodzi 😯 Widziałam ostatnio przepis na bakłażana potraktowanego jak leczo z cukinii właśnie duszony w pomidorach, z czymś tam jeszcze, wyglądał całkiem zjadliwie 🙂
Twój ostatni wpis o Borneo zachęca do wycieczki w tamte rejony, nawet kurczaka bym się nie bała po takiej reklamie 🙂
Ewo , dołączam się do urodzinowych życzeń – wszystkiego najlepszego ! 🙂
Jutro i w niedzielę planowany jest grill, więc do kukurydzy i cukinii dołączę bakłażana. Wiem, że te nasze sklepowe to nie to samo co dojrzałe na południu, ale skoro nie ma innych…
Dziś zajrzeliśmy do lasu zobaczyć, czy może są już jakiej grzyby. Skończyło się na miłym spacerze, bo grzybów nie ma, nawet tych niejadalnych. Spodziewałam się tego, ale miło byłoby znaleźć choć kilka. Zaczekamy do prawdziwej jesieni.
Cesarzowi co cesarskie, Duże M- wpis popełniła moja Małżonka, pod presją, wtedy działa najlepiej 🙂
Generalnie w krajach o innych poglądach na sterylność, nie należy się obawiać.Wystarczy naśladować tubylców. W Indiach nie byłem, to się nie wypowiem.
Widok trzech misek/wiader, z których jedna zawiera wodę z płynem, druga wodę „czystą”, trzecia służy jako ociekarka już mnie nie przeraża.
Zajadów nie dostaję, sensacji żołądkowych nie miewam, a co się najem za grosze, siedząc wśród lokalnych ludzi-to moje.
Smażony w głębokim tłuszczu kurczak w Malezji to instytucja, południowe stany Ameryki mogłyby się uczyć.
Bakłażany najczęściej grilluję na żeberkowej patelni. Robię to bez tłuszczu, ale żeby nie były takie suche, w trakcie smażenia pocieram je lekko pędzelkiem umoczonym w oleju z pestek winogron ze zmiażdżonym czosnkiem, oczywiście przyprawy. W podobny sposób grilluję cukinię, paprykę, czy cebulki.
Dla mnie cukinia I baklazan nie maja zadnego smaku ani aromatu.
Mozna je traktowac jako wypelniacze o wodnistej kosystencji I smaku. Mozna je wzbogacic dobrym serem np. parmeggiano romano, tylko po co? Nie lubie I uzywam w mojej kuchni. A dobry ser wole przeznaczyc na cos rzeczywiscie smacznego. Nawet na suchy makaron. Pycha! Nie znaczy to oczywiscie, ze tak ma byc.
„Nie lubie I nie uzywam……”
Pyro, poprzez syberyjskiego docenta przypomniałaś mi jedno zdarzenie. Byłem w Lubelskiem na trasie koncertowej z m.in. Danusią Rinn i Wodeckim, lata 70te. Przed imprezą poszedłem zwiedzać miasteczko, nie pomnę jakie, cztery ulice i ryneczek. Na jakiejś wystawie zobaczyłem żarówki. Dekoracja, myślę, ale wszedłem. „Czy są żarówki – zapytałem – tak, proszę pana”. Dobra, dobra, na pewno tylko dla ZBOWIDu – pomyślałem. „Czy można kupić jedną” – zaryzykowałem. Oczywiście odpowiedziała miła panienka. „A dwie? – tak… a trzy? – też…” Kupiłem dwadzieścia!
Potem byłem bardzo mile widzianym gościem na spotkaniach towarzyskich. Zamiast kwiatków dla pani domu, przynosiłem żarówkę. Wtedy, rarytas. Kwiatki były. Żarówek, nie!
Z warzyw grilowanych lubię paprykę, cukinię i ziemniaki pieczone w folii, Bogiem, a prawdą, cukinię, pieczarki i właśnie bakłażany też piekłam w folii aluminiowej. Nie smakują mi suche i twarde warzywa. Na żywym ” ogniu tylko kukurydza i papryka.
Errata:”Parmigiano romano” mialo byc. Sie, zasugerowlam…
Cichalu, w lubelskiem byles przez mala litere.
Sorry, ale to nie pierwszy raz, wiec pozwalam sobie na uwage…
Oczywiście, że cukinia i bakłażan same w sobie nie mają konkretnego smaku, ale dobrze doprawione są pyszne. Podobnie zresztą jak wiele innych warzyw, np. dynia czy kabaczek, a przecież odpowiednio potraktowane przyprawami, w towarzystwie innych, bardziej „charakternych” roślin są znakomite. Ale…co kto lubi 🙂
Niunia, w Lubelskiem, Kieleckiem, Waeszawskiem piszemy zawsze duza litera. Chyba ze bylas w WOJEWODZTWIE lubelskim, kielieckim, warszawskim.
Zajrzyj do slownika.
lubelskie dla mnie to przymiotnik. Zajrze, dziekuje!
Heleno.
A Cichal byl jakim lubelskiem jak nie w wojewodztwie ? W Lubelskiem co?
Nie, to rzeczownik w formie przymiotnikowej. Mowimy: Kieleckie, Lubelskie etc. Gdzie? w Lubelskiem. .
Krzychu, oddaje Małżonce, choć traktuję Wasz blog jako dzieło wspólne i co Twoje to Jej itd. 🙂 Metodę z trzema miskami pamiętam jeszcze z polskich obozów, więc też mi nie straszna 🙂
Jednak cebula nie zostanie moim ulubionym grillowym warzywem, w przeciwieństwie do papryki. Może wypróbuję bakłażana metodą Barbary ( dzięki Barbaro)
Kiedyś już ten przepis mojego Brata na ziemniaki z grilla podawałam,, ale dawno, a efekt znakomity.
Potrzebne są ziemniaki podłużne, ile ziemniaków (po 3/osobę) tyle plastrów dobrego boczku wędzonego i plastrów cebuli, przyprawa do potraw z ziemniaków, sól, olej, folia aluminiowa – każdy ziemniak będzie w osobnym pakieciku.
Ziemniaki obrać, przekroić wzdłuż, włożyć w miskę, posolić, posypać przyprawami, polać olejem, wymieszać. Po godzinie złożyć każdy ziemniak na powrót w całość, a pomiędzy dwie połówki włożyć boczek i cebulę. Zawinąć w folię. Piec w wysokiej temperaturze (z użyciem brykietów grillowych) 45 – 50 min. co jakiś czas przewracać, próbować patyczkiem, czy już dobre. Doskonale smakują z dipami serowymi albo z gęstą, kwaśną śmietaną i szczypiorem.
😉
https://www.youtube.com/watch?v=FGOKWJLyOO0
Pani Barbaro, Piotrze Gopspodarzu:
Wspaniałych doznań kulinarnych na końcu ?
„Buta” i wypoczynku, i laby – poniekąd.
Kocie M. dziekuje . Za moich czasow, jeszcze w czasach licealnych forma przymiotnikowa pisana byla mala.
Pozniej takimi szczegolami nikt sie nie zajmowal. Moze sie zmieniolo?
Niunia, co prawda KUL, ale niech tam
http://www.kul.pl/nazwy-wojewodztw-i-regionow-odmiana-i-pisownia,art_35240.html
Zmieniolo się, zmieniolo… 🙂
Podwojny bajpassowiec na malutkim spacerze tydzień po operacji. Owszem, trzymałam go za rączkę 🙂
http://bartniki.noip.me/news/IMG_4875.JPG
Ale fajnie! Jerzor caly I prawie zdrowy!!!!
Ladnie chlopak wyglada. Brawo.
Dzien dobry,
Bardzo milo jest widziec ozdrowionego Jerzora :).
A propos baklazana, a grecka moussaka? Klasyk, baklazany nie suche, calosc pyszna.
Dzisiaj nabede wiadoma metoda, a widzialam na targu sliczne, nie ciemno fioletowe, a bialo – rozowe.
Ewie powinszowania 😆
Gospodarzowi udanych wakacji 🙂
Jerzorowi gratulacje 🙂
Dzień mi wypadł upiornie pracowity i to na własne życzenie. Po pierwsze straciłam cierpliwość na tłumok wełnianych rzeczy do prania, leżących na stołku w korytarzu. Jak będą dłużej czekały na pranie właścicielki, to je mole zużytkują. Zabrałam się za owe wełny. Żeby je porządnie, na leżąco wysuszyć, musiałam zdjąć i poskładać to, co było na suszarce – potem przykryć rozłożonym prześcieradłem i położyć chusty, szale, wdzianko i czapę. Przy okazji obejrzałam kwiatki,którym się sekator należał – uporządkowałam 4 donice. Zadzwoniła Haneczka, że Pan Mąż wpadnie i przywiezie mi jeżyny – trzeba je przepłukać pod silnym strumieniem wody, bo zamroziła niemyte. Dostałam 3 kg. W życiu nie miałam tyle jeżyn (a drugą taką porcję dostaje Inka). Umyłam, leża teraz w wielkiej misce szczodrze zasypane cukrem i rozmarzają. W drugą stronę też co nie co pojechało, bo u nas handel wymienny kwitnie na całego. Pojechały tez owoce z nalewu dla Żaby – oni pojadą w początku września, to zabiorą. Zrobiłam zakupy, pogadałam z Wnuczką, oddałam jeden schab spod podwiązki do pokrojenia na opłatek i odebrałam pokrojony. Teraz myślę – czy zrobić sobie jakiś obiad, czy paść na pysk w białej pościeli? (nb pościel też zmieniona). A Młodsza mówiła – nie masz nic do roboty, odpoczniesz sobie…
Ucieszony zdjęciem naszego ozdrowieńca, ucieszyłem się życiem w dwójnasób. Życie jest piękne nie tylko gdy przyjaciele szczerzy a jedzenie smaczne. Zawsze jest piękne.
A propos smaku. Śniadanie na pierwszym zdjęciu; pod owocami i jagodami co? Bingo! Owsianka!
Na drugim, już pod pierzynką zimnego jogurtu.
Zasypiając cieszę się, że rano Ewa przygotuje mi tę ucztę.
https://plus.google.com/photos/100894629673682339984/albums/6050768180912697153?banner=pwa
U mnie pod taką jogurtowo-owocową pierzynką chrupiące płatki pełnoziarniste. Owsianka jakoś nie przechodzi mi przez gardło, uraz został mi z dzieciństwa.
Mimo że nie jem zup mlecznych , w tym i klasycznej owsianki, to grube płatki owsiane/ nie błyskawiczne/ zalane małą ilością wrzątku, a potem jogurtem lub mlekiem i z owocami, bardzo mi smakują.
Dziś było obiadowe grillowanie. Bakłażana jednak nie było, bo w sklepie były tylko duże okrągłe pakowane po 2 sztuki. To dla mnie stanowczo za dużo. Ale była kukurydza i cukinia. Cukinia wcale nie była sucha, wręcz przeciwnie – bardzo soczysta. Trzeba uważać, aby za długo jej nie grillować. Była też pieczona kiełbasa w niewielkich ilościach i bruschetta. A na koniec – lekko upieczone kawałki papierówki. Dostałam je od siostry. Smak tych jabłek to jedyny możliwy do sprawdzenia smak dzieciństwa. Inne smaki to raczej mity kulinarne, a papierówka smakuje
zawsze tak samo.
Mnie uraz z dzieciństwa pozostał do mleka. Nie znoszę i już, do tej pory jak sobie przypomnę zupy mleczne z kożuchem i szklanka gorącego mleka w szkole, obowiązkowa, to aż mnie trzęsie. Szklanka mleka dla dzieci na wsi, gdzie każdy zaczynał dzień mlecznym śniadaniem 🙄
No ale towarzysz Gomułka miał taki światły pomysł.
Takie śniadania jak Cichal robi sobie Jerzor, tylko płatki z odrobiną gorącej wody oraz owoce, orzechy, nasiona dyni i lnu, płatki migdałów (przecież mówię, że on zdrowotny!).
Dzisiaj na obiad druga połówka ciasta – zapiekanki z warzywami i pieczarkami, nie daliśmy rady wczoraj.
Oddałabym królestwo za kosz papierówek – sto lat nie jadłam! Papierówka była na Bartnikach i zawsze z „Adamami” obżeraliśmy się do wypęku, najpierw staczając boje, bo papierówka bądź co bądź była na naszym ogrodzie, no ale w końcu łaskawie dzieliłyśmy się. Najpierw zjadało się zielone i niezupełnie dojrzałe, „starzy” nas ostrzegali, że to grozi skrętem kiszek i nie wiadomo czym jeszcze, ale nie daliśmy się na to nabrać.
Nauczono nas, że jabłka są dopiero wtedy dojrzałe, jeśli pestki są brązowe.
A propos Bartnik – moja siostra była tam tydzień temu. Stara willa jest niezamieszkana, grozi zawaleniem. Ostatnio kupiła ją jakaś firma i nie wiadomo, co zrobi – czy wyremontuje, czy wyburzy. Serce mi się kraje, ale nic nie trwa wiecznie…
Jerzor – cieszę się. Tak trzymać 🙂
Alicjo, papierówki już niestety się skończyły.
Ostatni kosz rozdałem sąsiadom. Teraz czekam na kosztele. Czy pamiętasz ich słodycz?
Dla mnie szczyt jabłkowego smaku, to landsbergi i kronselckie, a dziewczyny moje kochały malinową oberlandzką. Nie widać tych odmian za często. Podobnie gruszka siostrzana do klapsy, ale o smolnym posmaku – kongresówka. Ze 20 lat już jej nie spotkałam, a lubię ogromnie
A czy ktos pamieta „szczecinki”? Male, dobre do pieczenia .
Komu gorąco, Małżonka znalazła jeszcze jeden koreański sposób.
Lód kiedyś był luksusem, król w pałacu miał, latem rozdzielał, stąd taki, a nie inny przepis.
W Japonii mają kakigori, gdzie na kruszony lód wykłada się słodką pastę z.. czerwonej fasoli.
Na Bartnikach był sad „poniemiecki” i w nim przeróżne odmiany jabłek i gruszek, były też mirabelki, złote renety, gruszki i jabłka „zimowe” i te, które jadło się na bieżąco. No i śliwki węgierki oraz coś podobnego do węgierek, ale większe i słodkie, też do jedzenia na bieżąco, nigdy takich śliw już nie spotkałam. Ten sad był wielki, ogrodzony murem z kamienia – w czasie powodzi w ’97 roku przeszła tam wielka fala, zniosła kawał muru, który wydawał się być nie do zniesienia, no i podmył fundamenty tej willi weterynaryjnej, gdzie mieszkaliśmy swego czasu.
Tu w ’93 roku, tylko skrawek ogrodu na Bartnikach
http://bartniki.noip.me/news/HPIM0327.JPG
Moje sniadania to nie zmiennie: lesne jagody, maliny, truskawki,pol banana,czasem pol jabka, 2 lyzki greckiego jogurtu. Do tego duza lyzka granulowanej lecytyny.To wszystko zalane migdalowym mlekiem tak do 3/4 pollitrowego blendera. Owoce mrozone zawsze, bo uwazam ze do mrozenia bierze sie owoce dobrej jakosci.
Przygotowuje wieczorem, rano jest bardzo szybkie sniadanie + kawa z migdalowym mlekiem.
Moje ulubione jablka z mlodosci to /nie znam pisowni/ „grafensztajny”.
Krzychu, świetny przepis na upały.
Mam nadzieję, że jeszcze w tym roku będzie okazja do spróbowania, bo na razie upały trochę odpuściły, a tak brakowało czegoś ekstremalnie lodowego.
Duże M,
NA początku nie byłem przekonany, w końcu co to za przyjemność jeść lód, łyżką.
Ale proporcje słodzonego mleka, zielonej herbaty i właśnie lodu powodują, że deser ten nie jest obrzydliwie słodki.
Teraz w pracy mam po raz pierwszy maszynę do lodów włoskich, są w ofercie co dwa dni. I jak tu przejść mimo 🙂
Moje śniadanie to kromucha jedna żytnia chleba „od Jędrka”, na to różne rzeczy, a bywa i czasem smalec ze skwarkami 😯 , ale to rzadko. Niestety, lubię boczek i rzeczy niezdrowe, z drugiej strony jakoś te niezdrowe kompensuję chyba zdrowymi.
Akurat Jerzor nic w swoim jadłospisie nie musi zmieniać i to nie miało wpływu na te jego bajpasy. Genetyka miała.
No właśnie, w wielkie upały tradycyjne lody chłodzą na chwilę i jak piszesz są słodkie, a sorbety to zależy od owocu. Twój przepis wygląda dla mnie mocno obiecująco, przez wspomniane proporcje. Obym miała okazję jeszcze w tym roku spróbować 🙂
Duże M, smacznego i oby trafiła Ci się upalna okazja.
U nas od maja do połowy sierpnia klimatyzacja była włączona bez przerwy, więc i chłodzące dania i desery miały wzięcie, nawet rosół z lodem, jak wiadomo 😉
Mam w domu wielbiciela kuchni orientalnej więc i rosół jest na liście 🙂 ale ten przepis jest dla mnie. Też mam nadzieję, na upał. U nas było tak samo, ale teraz nagle chłód 😯 To pewnie wina wielbicieli dyni i grzybów.
Krzychu, ale nie będziesz teraz tych lakowych mebli przez okno wyprowadzał do Gabonu 🙂 ?
Eh, wy konie….
http://zielonagora.gazeta.pl/zielonagora/1,35182,16489777,Nie_ma_nog_ale_sam_hoduje_konie___reportaz_o_niesamowitym.html#MT
dzień dobry …
zimno … za zimno na deser od żony Krzycha ale przepis ciekawy i zdrowo wygląda … ja dziś zrobię jarzynową ryżówkę …
Nie dość, że zimno, to kropi deszcz. A tu spacer z czworonogami…
U mnie też jarzynowa, gęsta od jarzyn, ale bez ryżu 🙂
…a ja gotuję dzisiaj krupnikna kurczaczym rosole, bo ozdrowieńca ciągnie do zup. U nas w nocy chłodnawo (16C), ale w dzień ma być 25C
Nie jest wilgotno na szczęście.
Mrusia mnie obudziła, żebym jej pokazała michę z jedzeniem – taki ma dziwny nawyk, jedzenie wsypuję wieczorem, ale ona nad ranem nas budzi i musimy jej pokazać, że micha pełna (mała lampka w pobliżu się świeci) 😯
Zimno, zimno brr… https://www.youtube.com/watch?v=TUy4oywFvR0
Tutaj tez chlodno ale na szczescie chwilami wychodzi slonce. Lato sie konczy, oj konczy.
Robie czesto kawior z baklazanow. Po upieczeniu w calosci, wyjmuje lyzka miazsz,
dodaje do tego pokrojony drobno czosnek, sol, pieprz, sok z cytryny, oliwe i miksuje wszystko razem.
Udanej niedzieli 🙂
+przecier pomidorowy, + mala lyzeczke cukru. I wszystko nalezy po wymieszaniu troche odparowac na malym ogniu.aby nie byl zbyt rzadki i aby smak byl intensywniejszy. Baklazany maja duzo wody, zbednej.
Kiedys gdy baklazany uzywano np do ratatui lub innych dan wymagajacych pokrojenia ich w plastry, wszystko posypywano gruba sila, obciazano w durszlaku i odciskano sok. I wtedy dopiero gotowano. Dzis tego w zasadzie sie nie robi, bo dzieki genetycznej modyfikacji baklazany sa mniej wodniste, a przede wszystkim utracily juz swoja gorycz, ktora byla wlasnie w soku. Podobnie nie spotyka sie juz dzis gorzkich ogorkow, bo botanicy zorientowali sie, ze ogorki maja „plec” – zenska i meska. Wiec hoduja wylacznie te (nie pamietam ktora) co nie ma goryczy.
A ociupine cukru do kawioru dodsje sie zawsze gdy uzwamy pomidorow, taka jest odwieczna zasada. Tez intensyfikuje smal, nawet w salacie pomidorowej.
Jedna znajoma i bardzo stara hrabina robila kawior wylacznie z baklazanow, ogromnej ilosci swiezego czosnku oraz szczodrej garsci posiekanej pietruszki. W naszym domu taki kawior baklazanowy nazywa sie a la comtesse. Podawala to jako zagryche przed wlasciwym posilkiem do aperetiffow na malutkich kwadracikach pumpernikla. Goscie sie tym opychali, nie zwazajac na zapach zywego czosnku, bo pyszne bylo. Ale musi byc duzo pietruchy i czosnku.
Ha! Maciek poleciał do San Francisco na tydzień w delegację z pracy – trafił na trzęsienie ziemi, magnituda 6 w skali Richtera, całkiem mocne! Ale trafił…
http://www.nanaimodailynews.com/news/6-0-magnitude-earthquake-shakes-san-francisco-bay-area-1.1326518
Alicjo, mój syn z synową byli dwa dni temu w San Francisco i Napa, tą noc spędzali w Yosemitte, tam było spokojnie.
Drogie Panie. Piszecie o kawiorze z bakłażana. Początkowo (po uwagach Kota M) myślałem, że to chodzi o kawior żydowski, ale okazało się, że on z wątróbek. Alicja podała tylko zdjęcia. Zaintrygowany zrobiłbym, ale nie mam przepisu. Gugiel wymądrza się dodatkami anchois i kaparów.
Zlitujcie się. Dajcie cuś ludzkiego!
Wsi spokojna, wsi wesoła,
który głos twej chwale zdoła?
Kto twe wczasy, kto pożytki
może wspomnieć zaraz wszytki?
Domyślacie się,że nam jak zwykle w czasie weekendu nie trafiła się żadna podróż do San Francisco i tym razem nie żałujemy.Skromnie i tradycyjnie wybraliśmy azymut na naszą wieś nadbużańsko-mazowiecką.Warto było z kilku powodów:
-ryby nadal biorą,bo upały przestały im przeszkadzać.Osobistemu Wędkarzowi zdarzyły się okonie.Są na zdjęciu poniżej w postaci niewielkich filetów,w towarzystwie fasolki szparagowej.
-kurki nadal rosną dzielnie i ochoczo,chociaż przydałyby się jakieś maślaki,koźlaki,że nie wspomnę o prawdziwkach,ale nie było nam dane.
-dzisiaj w naszej gminie dożynki,niestety deszczowe.Szkoda,bo to impreza plenerowa
i deszcz doprawdy psuje szyki 🙁
https://plus.google.com/photos/104147222229171236311/albums/6051164085195346929?sort=1
pasztet taki …
http://smacznie-zdrowo-tanio.blogspot.com/2014/08/pasztet-z-cukinii.html
pogoda mnie dobija …
Danuśka, jak robiłaś tę fasolkę?
Małgosiu-fasolka najpierw ugotowana na parze,a patem przesmażona przez chwilę na patelni (masło dla smaku + oliwa dla zdrowotności) i posypana zieloną pietruszką oraz
granulowanym czosnkiem.Można oczywiście użyć świeży.
Tę metodę stosujemy też do wielu innych jarzyn.
Cichalu,
oto przepis Heleny :
3 bakłażany (nakłuć widelcem, żeby nie pękały)
2 cebule
3 kolorowe papryki, jedna mała ostra (jalapeno)
głowka czosnku
półlitrowa puszka pomidorów
sól, pieprz, odrobina cukru, sok z cytryny lub ocet balsamico
Warzywa ułożyć na tacy i do piekarnika na średnim ogniu, najdłużej pieką się bakłażany, ok.40 minut. Papryki wyjąć po jakichś 20-tu minutach, wrzucić w torebke papierową i zamknąć, będą się lepiej obierały ze skórki wierzchniej, jak wystygną w torebce. Czosnkowi też wystarczy z 15 minut ? piec jako cała głowka.
Ostudzone bakłażany, paprykę, cebulę i czosnek poobierać ze skórek i łupinek, wyrzucić gniazda nasienne komu trzeba. Wrzucić do miksera plus pomidory, sól, pieprz, cukier. Zmiksować wszystko na niezbyt płynną masę, ?krupiastą?.
W rondlu rozgrzać parę łyżek oliwy, wlać wszystko zmiksowane, dodać sok lub ocet, pogotować trochę dla odparowania części płynu.
Wylać do misy, wstawić do lodówki, jeść nazajutrz, posypane zieloną pietruszką.
http://bartniki.noip.me/news/Gotuj_sie/Przepisy/12.WARZYWNIE/Kawior_wedlug_Heleny.html
Cichalu, na stronie u Alicji
http://bartniki.noip.me/news/Gotuj_sie/Przepisy/12.WARZYWNIE/Kawior_wedlug_Heleny.html
DZIĘKUJEMY!!!
Duże M- nie, do Gabonu nas nie ciągnie, wystarczy, że tu pracuję chwilowo. Po Francuzach, jak wszędzie w Afryce, została korupcja, nadużycia i kombinatorstwo. To z tych pozytywnych cech 😉
I to opinia z ust Francuzów, żeby nie było, że się panoszę na nie swoim podwórku.
Przepracowałem kilka lat w Zachodniej Afryce, w Angoli(post portugalskiej) i kilku innych frankofońskich krajach i.. znam lepsze sposoby na nabycie nerwicy 😉
Witam wieczorową porą, jak ten brunet u klasyka.
Caluteńki dzień dzisiaj prowadziłam bujny żywot towarzysko – rodzinny. W upały żadna zaraza nie zajrzała, ba, nie zadzwoniła nawet, a jak chłodem jesiennym powiało, to ich sparło na wizyty. Obejrzałam sonie najmłodszą generację, przy czym rozbawiła mnie malutka Nadia (rok i kwartał0 która uparcie dreptała między regałem bibliotecznym w dużym pokoju, a kuchnią, nosząc po 1 książce z półki w zasięgu jej łapek. Dostarczała książkę, zachęcała do czytania i natychmiast odnosiła ją na półkę. Mimo, że była po obiedzie dopominała się o jedzenie i bardzo chętnie zajadała jabłka we francuskich szlafrokach. Zaprotestowała raz, kiedy jej ojciec podał ciastko bez cukru – pudru z cynamonem. Taki rulon gotowego francuza, 2 jabłka w ćwiartkach, cukier do posypania i w 20 minut bez roboty 8 apetycznych ciastek na talerzu. Po zwanturach „jedzeniowych” Igora – niejadka, mała daję rodzinie odetchnąć – lubi jeść.
Jolinku, gdyby nie wpadła Ci w oko zielona herbata w proszku, taka do rozprowadzania pędzelkiem w czarce przy zaparzaniu-wystarczy zmielić w młynku, sprawdzone przez moją Mamę wczoraj-działa 🙂
Krzych o cenna podpowiedź … mama spryciula … 🙂 … a do czego jeszcze takiej herbaty używacie? ….
Danuśka, dzięki za zdjęcia, w szczególności to z łowiskiem Osobistego Wędkarza 🙂
Jolinku, nie mam maszynki do lodów, ale gdzie mogę, to zażeram się takimi o smaku zielonej herbaty na przykład. Z tego co wiem, używają właśnie sproszkowanej.
W Korei też popularne jest latte z zielonej herbaty i trzeba uważać przy zamawianiu-jeśli się wyraźnie nie zaznaczy, że ma być nok cha(green tea), to na bank podadzą nok cha latte, czyli ichnią bawarkę.
A jeśli się nie zaznaczy, że ma być gorąca, to podadzą z lodem, niezależnie od pory roku.
Zauważyliście, że zieleń na łowisku i wokół już trochę poszarzała? Podobają mi się dożynki. LUDZIE NIOSĄCY CHLEB I WIENIEC SĄ AUTENTYCZNIE przejęci, a dzieciaki popatrują, czy godnie towarzyszą gospodarzom. Ale wszystko to furda przy strażakach – to dopiero asysta honorowa!
Był taki kabarek „Wieczór z balladą” z archetypem komendanta straży – wypisz, wymaluj, jak te chłopaczyska.
Jolinku, możesz tez spróbować wymieszać z solą(1 łyżka grubej soli na 1/2 łyżeczki sproszkowanej zielonej herbaty) i użyć np. do jajek w koszulkach, posypać plastry melona czy surówkę z marchwi.
Kontrast barw to jedno, ciekawy smak to drugie.
Taki ananas posypany sproszkowaną ostrą papryką też wydawał się dziwadłem- do pierwszego spróbowania.
Cichal sypie kajeński do zupy mlecznej i sobie chwali, o ile dobrze zapamiętałem. A może to było muesli z owocami i jogurtem?
No i oczywiście dodatek do muffinów, biszkoptowego ciasta czy kruchych ciasteczek 🙂
Spotkanie z Balladą. Od 72 roku w Krakowskiej TVP. Pierwsi prowadzący to Stuhr i Sobczuk. Bobrowski był szefem i współautorem. Widowiska częściowo improwizowane. Świetna zabawa. Pracowałem w kilku odcinkach. W późniejszych latach Bobrowski zmienił formułę na przygody szefa strażaków w Kopydłowie. Już mniej śmieszne…
Pyro-lubię oglądać takie fety i uczestniczących w nich ludzi.
Irku-pamiętam,jak rok temu wybrałeś się robić swoje piękne zdjęcia na tych łąkach 🙂
Mamy już nowy wpis i nowy tydzień.Oby był udany!
W sobotę spotkanie w Żabich Błotach 😀
Wyszła niestety z mody fasola. Stety, niestety, ale wyboru dokonaliśmy jakoś sami i nikt się jej nie dopomina. Nie żebym nie tęsknił czasem, ale są obawy, że związane z tym ewentualne objawy trawienne wywołają falę zarzutów pod moim adresem.
Wspominasz Danuśko spotkanie w Żabich Błotach w przyszłą niedzielę. Myślałem, że po ponownych komplikacjach z nogą Żaby ta sprawa jest generalnie odwołana? Ja w każdym razie nie planuję przyjazdu ani w tym, ani w przyszłym tygodniu.
Ponadto, życzę miłego tygodnia.