Coś się dzieje pod moimi stopami
Na tegoroczne lato na Kurpiach nie mogę powiedzieć złego słowa. Było słoneczne, a temperatury dorównywały tym, które zawsze z radością witam, gdy jestem na południu Italii. Burze się zdarzały, ale rzadko, więc nie były nadmiernie dokuczliwe. I tylko jednego mi brakowało – grzybów. Mogłem je oczywiście kupować na targu w Pułtusku albo u przydrożnych sprzedawców, gdy wędrowałem po wschodniej Polsce, ale ambicja prawdziwego grzybiarza nie pozwalała mi na taka hańbę.
No i wreszcie w drugiej połowie sierpnia coś się zaczęło dziać pod moimi stopami. Ziemia „zakwitła”, czyli pojawiły się białe nitki sygnalizujące, że za nimi wychyną i piękne kapelusze. Pierwsze wylazły z ukrycia borowiki. I to dzień po dniu. Wszystkie były zdrowe, jędrne i aromatyczne. Ten grzybowy zwiad, który zajrzał pod moją werandę, przeznaczyłem na suszenie.
Następne zaczęły wychodzić kozaki, zwane u nas na Kurpiach osakami. Nie były czerwonogłowe, lecz ciemnobrązowe z ciemnymi naznaczonymi czarnymi cętkami nóżkami. I te przeznaczyłem na piątkową kolację dla rodziny. Przepis zaś „wypożyczyłem” od Roberta Makłowicza, który nie ukrywa swoich receptur, a tylko lubi, by korzystając z jego „partytury”, powoływać się na autora. Tak też i ja robię.
Najpierw więc na patelni na maśle podsmażam pokrojoną w piórka szalotkę. Gdy się zaledwie zeszkliła, dorzuciłem kozaki pokrojone nie w drobną kostkę, lecz wzdłuż nóżki, tak by przekrój grzybka prezentował się okazale. Na ogół dorzucam jeszcze masła, by wszystko raczej dusiło się, niż smażyło.
Po kilkunastu minutach polewam całość czerwonym winem. Powinno to być piemonckie barolo (z tamtych okolic pochodzi przepis Roberta), ale skąpstwo wstrzymało mi rękę, karafka barolo ocalała, i dotleniając się, czekała na kolację. Na patelnię zaś wlałem pospolite nebbiolo, który to szczep nawiasem mówiąc jest podstawą piemonckich win.
Gdy połowa wina odparowała, użyłem soli i świeżo zmielonego pieprzu do smaku, by w końcu wszystko zalać sosem pomidorowym. Gdy grzyby w winie i pomidorach jeszcze się dusiły, ugotowałem makaron. Szerokie wstążki papardelle – kupione jako pasta fresco, czyli makaron świeży – są gotowe (oczywiście al dente) po 3-4 minutach.
Teraz wystarczyło kluchy odcedzić, wrzucić na patelnię, wyłączyć grzanie, dobrze zamieszać i podawać na talerze. Nie zapomniawszy rzecz jasna o winie czekającym w karafce.
Sezon dań grzybowych został zainaugurowany.
Komentarze
Gospodarzu,
Ślinka pociekła, zazdrość skręciła, przepis odnotowany do wykorzystania w lepszych czasach. 🙂
Krzychu znowu się szlaja po niebiańskich zakątkach a my znowu na Śląsku:
http://www.eryniawtrasie.eu/12480
dzień dobry …
jak grzyby się zaczęły to z rozdartym sercem będzie wyjazd do Italii …
Krzychu zakupy na bazarkach dla kobiety to balsam dla duszy … 🙂 …
ewo a co jedliście w tym bufecie? … fajnie, że z takich starych kopalni robią miejsca ciekawe do zwiedzania … podoba mi się to … 🙂
Jolinku,
Szczerze – nic 🙁 . Były długie kolejki…
Dla mnie szczytem rozkoszy kulinarnej są twarde grzyby (kurki, młode podgrzybki, zielone gąski, rydze) wrzucone na patelnię z rozgrzanym masłem i podsmażoną cebulką i duszone w tym masełku i sosie własnym + sól,pieprz, majeranek – do momentu, kiedy wygotuje się płyn na patelni i trzeba by grzybki podlać wodą. Nic z tych barbarzyńskich podlewań – wyłączyć palnik, włożyć jeszcze łychę masła, pomieszać, ew. posypać czymś zielonym i na talerze. Wino wskazane w kieliszku
Dzisiaj imieniny naszej Asi, czyli jednoosobowej encyklopedii antykwarycznej i w ogóle przecudownej Dziewczyny, a także imieniny Nirrod i pewnie wielu Asiek rodzinnych. Życzę serdecznie od rana, szkło wypoleruję po południu, a toast o zwyczajowej porze.
Suszenie grzybów na dwóch tysiącach metrów.
[Pod stopami było tym razem powietrze pod często zatrzymującym się (może z powodu porannego wiatru?) krzesełkiem (=czteroosobową kanapą) a potem podłoga też bujającej ale pewniejszej gondolki… nie tak jednak bujającej, by „dobić” do słupów podporowych 😀
Poza tym klasyka, czyli pod stopami codzienne mnóstwo skały i innego kamolstwa; o grzybni i jej wykwitach już wspominałam, więcej nie będę… (albo będę, lecz troszkę, i tylko z czystej kurtuazji, bo Gospodarz poruszył temat 😈 )
…chyba, że ktoś zerknie dodatkowo, specYjalnie i na własną odpowiedzialność do dnia [4], gdy już go opiszę i upublicznię… Dzień [5] oznaczał m.in. pobyt w „turystycznym niebie” (i.e. na wielkofatrzańskiej Ostrej), czyli troszkę luftu a nawet lufy momentami… jeśli na tysiącu i trzystu metrach npm można w ogóle mówić o tychże jakościach bez obawy narażenia się na śmieszność… 🙄
Turystyczne niebo jest bardzo uczęszczane, więc grzyblki wyzbierano niedzielną porą, a przydałyby się ostatniego dnia (pn), by zabrać do miasta „świeże” (4 maślaki + jajecznica – tyz piknie, tyz pysznie, a i prawdziwki, krótko obgotowane w soli — wcześniejsza partia przesmażona z cebulką, lecz na niedzielną już brakło oliwy 😉 ) — dały się, dadzą się upitrasić na kilka atrakcyjnych sposobów – tak są twarde, mimo obfitości deszczu w ich mateczniku!) ]
Tu właśnie pada…. na zimno tym razem, nie na ciepło… Chyba, że grzybnia sądzi inaczej i każe maluchom wychynąć łebki?… — Sobie nie zaprzątamy tym łebka, innym życzymy, by się cieszyli specYjalnym łażeniem za maluchami a nawet starszakami po chaszczach… i efektami nie tylko w postaci sińców i zadrapań 😀
Asiu, wszystkiego najlepszego – zdrówka i wielu powodów do radości (nie wyłącznie encyklopedyczno-antykwarycznych) 😀 😀 😀
Wszystkim Asiom, Aśkomi Joannom serdeczności 🙂
Dzien dobry,
Asiu, najlepszego :)!
To Gospodarz wpisem, a Pyra z a cappela narobili ;). Na sniadanie zjadlam jeden z ostatnich sloiczkow (chowanych na czarna godzine) marynowanych grzybkow. A w tym roku grzybow poki co nie ma – susza, susza, susza w Mamusinych stronach :(.
Rzeczywiście,dla Asi biblioteki nie mają żadnych sekretów.
Asiu-życzę Ci zatem dalszych ciekawych poszukiwań oraz niecodziennych odkryć ! Uroczyście ogłaszam Cię Krzysztofem Kolumbem archiwaliów 😀
A cappello,Gospodarzu-zapach Waszych suszonych grzybów poczułam przy moim biurku.
Przy dzisiejszej pogodzie to jakąś dobrą,rozgrzewającą zupę grzybową człowiek by chętnie na obiad zaserwował.
Ewo-z ciekawością przeczytałam Twoją relację z kopalni”Guido”i powspominałam czasy mojej pracy dla firm związanych z górnictwem.Miałam wtedy okazję zjechać 600 m pod ziemię do pracującej kopalni i przekonać się na własne oczy,co to znaczy górniczy trud.
Ale to przede wszystkim Pepegor ma na ten temat najwięcej do powiedzenia.
Danuśko, żeby wszystko było jasne (jak wielkofatrzańskie i niżnotatrzańskie słońce) — pokazane grzybki cudze były, nie moje (w jadalni Kamiennej Chaty przebywaliśmy nie dłużej, niż 5 minut – pożytki nie doszłyby nawet w turbosuszarce! 😀 )
Jednak wysoko górach często spotyka się okazy młode (lub starsze), perfekcyjnie zdrowe i jędrne, przy tym na wpół podsuszone wiatrem i niedostatkiem wody na stokach.
W sierpniu 2011 delektowałam się takimi podczas kąpieli słonecznych po zdobyciu tatrzańskiej Bystrej (rozkroić, cząsteczki, prosto do buzi (ew. z kanapką :)), tym razem odwracałam wzrok w niedzielę – tyle ich było na zboczach i grzbiecie rozłożystego masywu Skałki (NT). Wystają spośród karłowatych krzewinek borowinowych i brusznicowych, złocąc się zewsząd i dręcząc wędrowca, już bez tego zmęczonego stromym podejściem lub niebezpiecznym zejściem 😯
Danuśko,
Przyznaję, jeszcze nigdy nie byłam w pracującej kopalni.
A Capello,
Piękna wycieczka 🙂
Asiu całuski imieninowe .. 🙂 … dziś Diamentowa Liga w TV o 20.00 …
Asiu – wesołej zabawy przy imieninowych słodyczach!
Basiu niezmiennie podziwiam pasje górskie … 🙂
wczoraj kupiłam pyszne śliwo-morele z polskiego sadu … bardziej śliwka ale z posmakiem moreli … skusiły mnie trównież wiśnie-szklanki i okazały się wyśmienite … pod Halą Mirowską można kupić po 2 zł dużą bazylię w doniczkach do szybkiego przerobu .. też nabyłam …
Asiu, serdeczne imieninowe życzenia.
Śliwki wyglądające jak duże węgierki, w sklepach od tego roku noszą nazwę śliwki czerwone 😯 .
Asiu, przyjemnego wieczoru i miłych gości, a najbardziej szczęścia i zdrowia.
Ewo, Danuśko, tak się składa, że w tej „Luizie” jeszcze praktykowałem jako uczeń, kiedy ponad pięćdziesiąt lat temu tam leciała produkcja. Nie zapomnę nigdy tych hal z maszynami parowymi, wtedy ostatnimi już chyba. Tak się składało, że „za płotem” pracowała elektrownia, która parę, co przepłynęła przez turbiny posyłała do tych maszyn. Ciśnienia było najwyraźniej jeszcze tyle, że te maszyny mogły na nim pracować. Te hale, z witrażami w oknach, były wysokie jak nawy kościelne. Posadzki, ściany wyłożone były kolorowymi kafelkami, a między maszynami chodził człowiek z fajką w zębach i oliwiarką w dłoni. Ja dostałem do ręki szczotkę na kiju, szufelkę i wiadro i zmiatałem kurze. Jak przeszedłem wszystkie kąty, człowiek wręczył mi pakuły i mogłem teraz polerować te wszystkie mosiężne uchwyty, gałki rozmaite i poręcze.
Nigdy potem już tam nie byłem. Wiem, że tam teraz jest muzeum, ale też trzeba się umówić. Brat mój tam był parę lat temu i oglądał to wszystko.
Pepe,
O tę maszynę chodzi?
http://www.youtube.com/watch?v=SCu1pfnqXnA
Jolinku, o tym balsamie to wiem doskonale, ale i podroczyć się czasem lubię, dlaczego tego balsamu od razu cały antałek.
Grzybów w tym roku raczej nie uświadczę, chyba że suszone.
Mam na myśli nasze gatunki, bo lokalnych w Korei dostatek, ale aromat nie ten sam..
Dzien dobry.
Ja dostawalam od synowej suszone chinskie grzyby, bardzo rozne, ale zadne nie przypadly mi do gustu. Synowa bardzo lubi nasze suszone prawdziwki, dlatego jak robie uszka na swieta, musze robic w ilosciach.
Chinskie grzyby sa jak wypelniacze, no i aromat nie ten, jak mowi Krzycho.
Wypchnęłam Dziecko z domu w towarzystwie psa – wrócą w niedzielę, a od wtorku Młodsza już musi do szkoły. Koniec wakacji.
Pogadałam ze Sławkiem i Markiem, a od jutra muszę jeszcze po przychodniach połazić, bo jednak obiecałam , że zrobię solidny program remontowy; jeszcze mi trochę zostało.
Asiu – życzę Ci dużo szczęścia i wszelkiej pomyślności. 🙂
Grzyby jeszcze mnie nie kuszą. Na hali targowej oprócz kurek, obecnych tam od dawna, można kupić też borowiki. Trochę zapasów suszonych i marynowanych grzybów jeszcze mam, ale sama wyprawa do lasu to przyjemność.
Asiu, wszystkiego najlepszego!
Asiu, serdeczności, wszystkiego najlepszego 🙂
W moich stronach jakoś na razie kiepsko z grzybami, a i na pobliskich straganach widuję tylko kurki. Z przyjemnością więc powędrowałam za a cappellą, zaczynając od oglądania grzybów, nie odmówiłam sobie przyjemności dalszej wycieczki. Jak zwykle cudne widoki, no i gratuluję kondycji 🙂
mięta ze zjazdu u Danuśki rośnie to może zrobię …
http://mojenalewki.blox.pl/html/1310721,262146,20.html?7
Alicjo tak sobie pomyślałam, że z Jerzora niedomagań jest taka korzyść mała … nie będziecie roweru przez Atlantyk przewozić …
a gdzie Nisia i jak się czuje? ….
Podobno każdy dobry uczynek zostaje ukarany. Mnie właśnie los karze za wykazaną chęć pomocy koledze z US, przy załatwianiu emerytury krajowej. Pomagam i mam ochotę rzucać szklankami po ścianach, a urzędnicy ZUS jak dotąd są uprzejmi i pomocni. To delikwent, który nijak nie może pojąć , że to on musi dostarczyć dokumenty, a nie ZUS mu ich będzie szukał, wypisuje bzdury do konsula o tym, że podpisali ustawę, która nie działa. Podejrzewa, że to z przyczyn politycznych. Idiotyzm do kwadratu. Do Wujka Sama zwiał bez dokumentów „w trosce o zachowanie życia”. Ta SB musiała być upiornie pracowita – nie dość opozycja i Solidarność, to jeszcze dr inż, który z polityką miał tyle wspólnego, że nie lubił komuny. Jakby mieli mordować wszystkich, którzy nie lubili komuny, to by się przez 200 lat nie wyrobili. Kiedy mi złość do jutra przejdzie, to opowiem dokładniej na jakim etapie jest załatwianie sprawy po 2 latach od początku hecy.
Bardzo dziękuję za życzenia 🙂
https://www.youtube.com/watch?v=aINIm520-Nc
Bardzo lubię jesienne spacery po lesie, zwłaszcza gdy przy okazji koszyk szybko się zapełnia. W ostatnich latach, niestety, zazwyczaj wracam z lasu najwyżej z pełnym koszyczkiem, a nie koszykiem. Ciekawe jak będzie w tym roku?
Asiu, najlepszego 😆
Asiu, radości i zdrowia 🙂
Pyro, nam po tej stronie dawnej zelaznej kurtyny wydaje sie, ze to nie delikwent ma szukac diokumentow i cos ZUSowi udowadniac, ale ubezpieczyciel spoleczny powinien cala ewidencje miec pod lapa za wpisaniem nazwiska, datyv urodzenia i klikniecia na odpowiedni przycisk.
Mnie, staremu Kotu, nie miesci sie w glowie, ze powinienem cos udowadniac spoelcznmemu ubezpieczycielowi i zbierac dla niego dokumenty. Nie mam zreszta zadnych dokumentow do zbierania, bo ich nie zbieralem, to ubezpieczernie je zbieralo przy okazji wyciagania ode mnie pieniedzy. Niech zatem nie wykreca Kota ogonem.
Nikt jeszcze tego ZUSowi nie wytlumaczyl?
Kocie – nie tak. Ustawa, czy raczej 2 ustawy i umowa międzynarodowa wręcz precyzuje, że ciężar dowodu leży po stronie klienta. Kiedyś każdy dostawał świadectwo pracy, stempelek w DO i w książeczce zdrowia. Ktoś, kto nie przywiązywał do tego wagi i wyrzucił wszystko, jest w trudnej sytuacji Na szczęście ma amerykańską jakąś ale teraz i te polskie grosze by się przydały. A ubezoieczyciele dopiero od niedawna wiedz kto i ile płaci. W PRL płacił zakład pracy za wszystkich, nie indywidualnie.
Asiu, wszystkiego najlepszego i wielu pełnych koszyków pięknych prawdziwków 🙂
Nie, Pyro, nie wierze, ze istnieja jakies miedztnarodiwe przepisy, ktore sa az tak bzdurne jak polska wiara w papierek ze stempelkiem. Powiem wiecej. Amerykanskie Social Security odszukalo kiedys na drugim kontynencie moja Stara aby zapytac ja uprzejmie czy nie chcialaby otrzymac smiesznej emeryrury wypracowanej w ciagu szesciu lat w USA. W dodatku zaproponowali ze moze podjac cala sume za jednym zamachem albo moga jej skapywac grosik po grosiku co miesiac na podane konto.. NIczego udowadniac nie musiala, nie wie nawet skad Social Security wiedzialo gdzie jej szukac, bo przeciez ich nie powiadamiala. Ale odszukali, bo z komputera im wyskoczylo, ze moze juz zaczac pobierac emeryture.
Ubezpieczyciel spoleczny sciagajac z pensji obywatela i od jego pracodawcy skladki zobowiazuje sie, ze bedzie cala dokumentacje trzymal w najwiekszym porzadku, nawet jesli ubezpiecziony jest roztratgniony, lekkomuslny, albo jego dokumenty splonely w pozarze lub sie zawieruszyly.
To jakieas wierutne glupostwa, ze musi udowadniac, ze placil skladki i ze mu sie nalezy emerytura. Wierze, ze takie prawo moze istniec w Polsce, ale nie w swiecie..
Kocie – jeszcze raz; w Polsce do 1997r pracownik nie miał indywidualnego konta. Powiedzmy kopalnia X miała 2 tys pracowników i co miesiąc za nich odprowadzała składki zbiorowo. Ubezpieczyciel wie, że kopalnia płaciła, ale ile i za kogo – nie. Umowa międzypaństwowa USA – RP po prostu opiera się na zastanym stanie prawnym. Indywidualne konta, że się kliknie i wszystko wiadome, są od kilkunastu lat, a emerytury pobierają ludzie, którzy pracowali grubo wcześniej.
Jeszcze raz dziękuję za wszystkie życzenia 🙂
Jako „Krzysztof Kolumb archiwaliów” 😉 postanowiłam poszukać co nieco o kopalni Guido, którą odwiedziła Ewa. 🙂 Znalazłam niewiele:
Kuryer Śląski, 1913
„Okruszyny ze stołu pańskiego.
Kopalnia Guido urządziła tu dla górników festyn. Przy tej sposobności rozdzieliła kopalnia nagrody dla starszych górników. Z tego powodu sypią gazety pochwały na pracodawców, przedstawiając ich jako wielkich dobrodziejów. Tymczasem pracodawcy dawali dotąd robotnikom i wciąż jeszcze dają tylko okruszyny ze swego stołu pańskiego.”
🙄 🙄 🙄 🙄 🙄
To znaczy jedynie, ze polskie panstwo zostawilo na lodzie takich jak Twoj znajomy i umylo rece? Bo jak ktos nie ma papierka ze stmepelkiem a zaklad pracy dawno juz nie istnieje, to ten ktos nie jest w stanie odzyskac swej emerytury?
Witam, KM system inf. w ZUS jest od 15 lat stąd ta różnica. Składałem wniosek emerytalny ze stanów (druki z internetu). Można też za pośrednictwem najbliższej placówki SSA w miejscu swego zamieszkania. Proste? Emerytura polska ma wpływ na emeryturę amerykańską która będzie pomniejszona, wynika to z przepisów amerykańskich. Jeśli masz jakieś pytania możesz na skype z ZUSem pogadać (zus_centrum_obslugi_tel)
Asiu – obyś mogła malinowe pomidory szlachetnym barolo podlewać. To tylko jedno z wielu życzeń 🙂
Ciekawostka – angielska nazwa największego kontynentu świata – Asia.
Placku – 🙂
Dla chętnych:
„Grzybki, ich wartość pożywna i sposoby zużycia : praktyczne przepisy sporządzania potraw grzybowych na podstawie jarstwa i według najnowszych doświadczeń” 1910 r.
http://polona.pl/item/15225416/0/
(y)
Niestety, nie dam rady lotrowi.
Wszelkie porby umieszczenia zozleglego komentarza spelzly na niczym.
Ide spac i zycze dobrej nocy
Asi wszystkiego Imieninowego 🙂