Wolę być kucharzem niż majsterklepką
To był dzień klęski. Na szczęście wieczorem sytuacja się poprawiła. Rano byłem bowiem majsterklepką i montowałem nowy zamek do furtki, a wieczorem podejmowałem rodzinę i przyjaciół kolacją. Wieczór wymazał z pamięci poczucie kompletnego upadku.
Furtka z parkingu do ogrodu od kilku lat była zamykana przy pomocy kółka z drutu. Uwierało to trochę i drapało moją męską ambicję. Przecież każdy wieśniak winien potrafić wykonać tak prostą pracę jak wymiana zamka. Kupiłem więc w końcu w sklepie budowlanym zamek, zdjąłem z zawiasów – nie bez trudu zresztą – ciężką furtkę i zabrałem się do roboty. Stary, zardzewiały zamek wraz z obracającą się jak karuzela klamką odbiłem od ramy i natychmiast wyrzuciłem. Wymierzyłem dokładnie, w którym miejscu należy przytwierdzić nowe ustrojstwo tak, by chowająca się od naciskiem klamki zapadka była na wysokości przyspawanego do metalowego słupka kawałka metalu, powodującego, że furtkę można było zamknąć.
Robota aż furczała.
Po kilku godzinach i przy paru drobnych skaleczeniach zamek był przytwierdzony. Furtka wróciła na swoje miejsce (jak to trudno wcelować w nieruchome przecież sterczące w górę zawiasy) i… (tu cisną mi się na usta same brzydkie słowa) okazało się, że furtka lata swobodnie w obie strony, zapadka w zamku chowa się i wyskakuje pod naciskiem klamki, ale i bez niego. Wystarczy lekko popchnąć furtkę (może to zrobić także i pies) i już jest otwarta.
Sąsiad (prawdziwy rolnik, który potrafi zrobić lub naprawić wszystko), obejrzawszy moją robotę, powiedział, że wszystko jest wykonane jak trzeba, tylko zamek nie taki jak należy. Nie będę wymieniał zamka. Wolę kupić nową sprawdzoną furtkę. Tymczasem odnalazłem druciane kółko, które nakładam od góry na pierwszą sztachetę i metalowy słupek. Pies tego nie otworzy, bo nie jest w stanie podnieść drucianej obręczy. Furtka zamknięta, ale wstyd pozostał.
Na szczęście niemal równolegle przygotowywałem kolację, czyli piekłem sporego indyka posmarowanego wcześniej roztworem spirytusu. Miałem też pierwsze tegoroczne czerwone borówki usmażone jak konfitury z jabłkami i gruszkami. Zachwyt stołowników pozwolił mi (choć na chwilę) zapomnieć o technicznej klęsce.
Zdecydowanie wolę gotować i piec, niż przybijać i piłować. Chyba że piłowanie dotyczy cielęcej giczki przygotowywanej na ossobuco.
Indyk o wspaniałym smaku (10 porcji)
Indyk o wadze ok. 4 kg, sól, 2 łyżki cukru, 1/3 szklanki spirytusu lub 1/2 szklanki czystej wódki, 4 łyżki masła. Potrzebna będzie także folia aluminiowa do przykrycia indyka oraz 1/2 m2 świeżej gazy aptecznej.
1. Sprawić indyka w przeddzień pieczenia, czyszcząc go, jeśli to niezbędne, z resztek piór, powycinać tłuszcz. Natrzeć solą.
2. Alkohol starannie wetrzeć dłonią w tuszkę indyczą, masując ją, kilka kropel wlać do środka, 2 łyżki zostawić do polewania.
3. Na zakończenie, również dłonią, rozprowadzić i wetrzeć cukier. Nakryć tuszkę gazą. Odstawić na kilka godzin.
4. Obłożonego plasterkami masła indyka włożyć do nagrzanego dość mocno piekarnika (200 st C), przez pewien czas piec na silnym ogniu.
5. Po ok. 20 min polać indyka stopionym już masłem i dość szczelnie nakryć go folią aluminiową.
6. Pod koniec pieczenia, po ok. 3 godz., zdjąć folię i polewać indyka resztą alkoholu z wodą i sosem ze stopionego masła. Zrumienić.
Tak upieczony indyk ma specyficzny smak, nawet pochodzący z hodowli przemysłowej traci zapach, który powoduje, że prawdziwi smakosze przepłacają indyki wolno chodzące. Upieczony indyk ma piękny, złotobrązowy kolor, dzięki mieszance alkoholu z lekko skarmelizowanym cukrem. Jest to doskonały, a przecież prosty przepis. W ten sam sposób upiec można części podzielonego indyka.
Komentarze
dzień dobry ….
pomału wracam do normalności …. dziękuję za serdeczności … Kochani jesteście …. 🙂 ..
w miarę możliwości doczytam i pooglądam blogowe wiadomości i skomentuje jakby co …
Basiu i Placku niech się Wam darzy co się wymarzy … 🙂
Żabo przytulanki …
Dzień dobry. Pełne zachmurzenie, lekki wiatr, ciepło. Alicja utrwaliła widok, którego mi chmury pozazdrościły, a potem nie wydawał się jakiś nadzwyczajny. Na zdjęciu – imponujący. Kupiłam sporo owocu, tanio,jak barszcz – brzoskwinie po 2 złocisze. Doszłam do wniosku, że dżemów mam dosyć, zostały tylko powidła, ale to pod koniec września. Jeszcze mam obiecane od Haneczki i od Żaby po słoiku, a od Marka jego powidła (on dosładza, ja smażę bez cukru). W planach mam tylko ze 2-3 słoiki sałatki warzywnej w lekkiej marynacie, trochę papryki i kilka słoików kiszonej kapusty. Chwatit.
Entuzjastycznie przyjmuję przepis na indyka naszego Gospodarza, wszak schab w jałowcówce i maśle toteż przysmak bogów, a Haneczka dodaje alkohol do marynat mięsnych – ja tylko do wieprzowiny po chińsku, i do kurczaka w bałaganie z patelni. Prawdą, a bogiem nie mam pojęcia kiedy i z jakiej okazji będę piekła 4 kg indyka – jak dotąd żadne przyjęcie mi nie grozi
Dzien dobry
Pyro,
A zdradz prosze przepis na ten schab
Jolly – przepis Chmielewskiej, prosty jak drut:
Kilogram schabu lekko nasolonego, 100 g masła, 100 ml ginu, duży arkusz folii aluminiowej. Masło pokroić w cienkie plasterki – połowę ułożyć pod schab na folii, na to mięso, na mięso znowu masło. Całość zalać ginem (lekko unosząc brzegi folii żeby się nie rozlało po okolicy) dosć szczelnie zawinąć folię i na 1 dobę włożyć do lodówki. Następnego dnia cały pakunek (z folią) wstawić do piecyka i upiec. Wszystko – naprawdę świetne – schab kruchy i wcale nie suchy. Można i na zimno, ale szkoda.
Dziekuje Pyro,
Przepis faktycznie prosty i nie pracochlonny, a ze gin to moja ulubiona trucizna, zawsze w domu jest :). Moglabys tylko sprecyzowac temperature i czas pieczenia?
Jeżeli jak klasyczne mięso w 200 stopniach, to 1 godz i 10 minut; może wystarczy i 180 i 55 minut – trzeba sprawdzać patyczkiem.
Zlałam wreszcie i zabutelkowałam wiśniówkę – dla domu 3,5 l, i cała bateria buteleczek po 100 i 200 ml – na prezenty. Teraz obsychają butelki, bo kiedy się nalewa, to zawsze trochę się je popaćka, więc płuczę w ciepłej wodzie. Kiedy będą suche to zrobię naklejki i wreszcie pochowam, gdzie ich miejsce.
Znów zabłądziłem.
Podzielam doswiadczenia ślusarskie Gospodarza.Miałem gorzej.Niezawodny zamek do garażu zamknął się tylko raz.Odrzwia trzeba było wymieniac.
Włazłem z innego powodu.
Gnębi mnie audycja tv „Master Chef” – ulubiona mojej żony.
Była wspaniałą kucharką.Dania proste,pachnące,wydobywajace ze mnie dozgonną wdzięcznośc do Losu,który zesłał mi taką żonę.
Zmieniło się.Ma byc wyrafinowane,złozone kompozycyjnie i z prezentacją telewizyjną.
Ratunku…nie mogę ujawniac mojej oceny moje ukochanej od lat czterdziestu +++.
Szto diełat ?
Abchaz – przeczekać tę późną miłość Połowicy do rondli „topowych” ew. zagrozić poszukiwaniem dobrej kuchni poza własną. Działa (po trzech dniach absencji przy małżeńskim stole).
Abchaz,
1.Wyrzuc telewizor
2.Wylacz komputer na minimum 1 miesiac. Po miesiacu uznasz, ze komputer jest Tobie niepotrzebny.
3.Wyrzuc komputer
4.Zacznij gotowac dla zony i dla siebie zgodnie z wlasnymi opodobaniami. Dla ulatwienia procesu zmiany, mozecie razem przyrzadzac posilki.
@Orca
Podejscie „talibskie”
Ograniczę sę do pktu 4.
Dziękuję
Pyro, dziekuje :).
Abchaz,
Zastanowilam sie, co to znaczy podejscie talibskie. Czy to chodzi o kontrole? Nawet nie przyszlo mi to do glowy. Ja zupelnie inaczej rozumiem punkty 1-3. Moim zdaniem wyrzucenie telewizora i komputera z domu podnosi jakosc zycia calej rodziny. Nie chodzi o kontrolowany dostep.
Chyba wroce pod stol.
Orca- ani mi się waż – ani pod stołem, ani na hójce. Twoja rada była dowcipna i przewrotna. Dzięki za uśmiech.
Errata – zgubiłam „c” przy chójce, przepraszam.
@Orca
może przesadziłem.Mam wnuki na wakcjach.Miedzy grami zręcznosciowymi i biznesowymi typu „Monopoly” (zawsze przegrywam) potrzebuję chwili wytchnienia dostarczanego przez tv i kompa.
@Pyra,
dziękuję także.Za miętki jestem.
Poruszyłem ten bolesny temat także dlatego by zmobilizowac Gospodarza by stanął siłą umiejetnosci ,doświadczenia i kontaktow medialnych na rzecz rodzimego formatu (jakże nośnych obecnie ) programów kulinarnych.Może ze wsparciem swoich i znakomitych blogowiczów ? Wiem,ze to dzieło potężne ..
Pyro,
nie trzeba od razu całego indyka, można pierwś i ze dwa udka.
Dodam, że u nas dostać indyka w granicach 5 kg. to sztuka, zazwyczaj są większe, dlatego sprzedaje się też porcjowane tuszki. Ostatnio piekłam indyka (taki 5 kg właśnie) na Święto Dziękczynienia, no ale było wojo polskie i Szwagrostwo, więc daliśmy radę 🙂
Przepis Chmielewskiej rewelacyjny, muszę wpisać w /Mięsa.
Abchaz,
ja mam wrażenie, że w Polsce wszyscy zarazili się gotowaniem, jest całe mnóstwo programów tv (żadnego nie miałam okazji oglądać, ale czytałam o nich i słyszałam), wychodzi mnóstwo książek kulinarnych, są blogi internetowe itd.
Ja się nie dziwię, że chce się spróbować czegoś nowego, eksperymentować i poznać nowe smaki. W sklepach można dostać potrzebne produkty, więc ludzie, którzy lubią gotować, chętnie korzystają z tej dostępności.
Ale pomysł przedni – jakiś program poświęcony tradycyjnej kuchni polskiej (o ile taki jeszcze nie istnieje) i jakiś Master Chief kuchni polskiej 😉
Z tym gotowaniem to jest światowy „trynd”, zaobserwowałam.
Oprócz programów stricte kulinarnych zawsze w tv śniadaniowej niemal każdej stacji gości na chwilę ktoś „od gotowania” i gotuje. To samo w przeróżnych talk-show. Wniosek? Ludzie lubią jeść i ciekawi są nowinek 🙂
A Pyra jest aktualnie kucharką zbuntowaną. Narobiłam się przy tej nalewce, jak kto głupi, nalatałam się (po butelki, po sita, lejki itd) zrobiłam, znów latałam jak z pieprzem (odstawić antałek, wsypać owoce z nalewu w pojemniki, wynieść opisane butelki) gorzałki tyle, ile wyżej napisałam, a roboty, jak w przetwórni.Nie wiem, czy w przyszłym roku też się w to pobawię. W zamierzeniach jeszcze jeżynówka i owoce dzikiej róży. Kiedy po tym wszystkim odpocznę, to może późną jesienią jakieś cytrusy i nalewkę żmudzką zrobię. Do tego będzie jednak potrzebny dodatkowy zakup spirytusu, bo w zapasach pustawo.
Alicjo te wasze indyki to sa chyba na hormonach. U nas sprzedaja cienki plastry lub cala noga. Calego to mozna kupic w okresie Bozego Narodzenia. Mastera nie ogladam, wole wziac ksiazke kucharska np. Gospodarza poczytac i cos wybrac do ugotowania lub pieczenia.
Elap, ale u nas też trudno dostać takiego 4 kg, najczęściej są 5-6 kg . Z pojedynczych części jest filet, skrzydło, wątróbki, rzadko inne części. Ja nie trafiłam na mniejszego, który zmieściłby się do piekarnika.
niestety mimo, że wieczory i ranki ciepłe to wieczór się robi coraz wcześniej ..
ja to już od jakiś dwóch lat zaczęłam żałować, że mam taki dostęp do wszelakich dóbr żywieniowych i opisów jak to się robi bo brakuje mi okazji by jeść takie zwykłe rzeczy jak kaszanka, pasztetowa czy chleb ze smalczykiem … obiecuje sobie, że ograniczę kupowanie i czytanie o jedzeniu ale to słabo mi wychodzi …
Duze M , ja nawet nie szukam calego indyka, bo jest nas tylko dwoje. Kupuje filety.
Na Boze Narodzenie bedzie nas czworo to kupie koguta, ktoremy wycieto pewien organ.
Może i ja poszukam tego koguta, choć to trudne będzie u nas 🙂 Do mnie czasem i 12 osób przychodzi, więc indyk wskazany 🙂
DużeM – jeżeli masz w zasięgu specjalistyczny sklep z drobiem, możesz sobie zamówić indyczkę 3,5 – 4 kg. U nas jest taki przy ul Górna Wilda, mają też wszelkie podroby i drób dzielony, a nawet można kupić krew na czerninę.
Jolinku – ja mam pod nosem sklep z b.dobrą pasztetówką i kaszanką, a że lubię to kupuję. W małych, jednorazowych ilościach. Smalczyk od czasu do czasu robię sobie sama. Ja chętnie zjem i ugotuję nowości ale podstawą jest dla mnie kuchnia tradycyjna i żadna „szynka dziadunia” nie będzie mi smakowała tak, jak ozór peklowany i gotowany.
Pyro też kupuje czasami ale podstawowa trudność to wcisnąć te wszystkie możliwości w jadłospis dzienny … chciałoby się prostego jedzenia a tu zbyt dużo pomysłów i pokus …
moje nalewki ciągle czekają na zlewanie bo sił mi brakowało by to zrobić …
ewo i Basiu dobrze, że robicie tyle zdjęć bo można się miło zanurzyć w ich oglądaniu … 🙂
Asiu od jutra Mistrzostwa Europy w LA …. 🙂
Nie ma dobrego sposobu na odciągnięcie swojej drugiej połowy od ulubionego programu. Można liczyć, że program kiedyś się skończy, ale wtedy jakiś nowy stanie się tym ulubionym. Sprawa na pozór jest zabawna, ale czasami skutki przywiązania do telewizji mogą być przykre. Ta historia nie dotyczy akurat programu kulinarnego lecz serialu, ale wychodzi na to samo. Pani oglądała serial w jednym pokoju, mąż w drugim odpoczywał. W pewnym momencie mąż woła żonę, a ona na to, żeby teraz jej nie przeszkadzał. Dopiero po filmie żona zainteresowała się, czego też maż od niej chciał, a on zwinięty z bólu, nie miał nawet siły się odezwać. Miał jakiś bardzo silny atak, czego – już nie pamiętam. Dobrze, że nie coś gorszego.
Rodzimym formatem telewizyjnym/ nie lubię tego określenia, ale ono funkcjonuje/ jest program ” Okrasa łamie przepisy”. I ten program bardzo lubię.
Jolinku,
jeżeli już będziesz kupowała pasztetową , to spróbuj dla odmiany takiej grubo mielonej.
Jolinku – dziękuję za informację 🙂
Krystyno przyznam, że takiej nie widziałam … to pewnie regionalny przysmak tak jak metka, którą kupowałam w Lęborku … niby metkę można kupić prawie wszędzie ale ta kupowana w Lęborku to ta najprawdziwsza …. 🙂
Jolinku – w Szwajcarii wystąpi 4 tyczkarzy. Ciekawe czy uda się im zdobyć medale? I jakie? 🙂
Krystyno-dosyć dramatyczna ta opisana przez Ciebie historia.Najważniejsze,że wszystko
dobrze się zakończyło,jak przypuszczam?
Pyro-po jakim czasie zlałaś swoją wiśniówkę?
Ludzie rzeczywiście coraz bardziej interesują się gotowaniem i w kinach co rusz filmy na ten temat.Dzisiaj obejrzałyśmy Latoroślą ten: http://www.filmweb.pl/reviews/Kuchnia+%C5%82agodzi+obyczaje-16155
Spędziłyśmy bardzo przyjemny wieczór.Kuchnia indyjska i francuska pięknie sfilmowana,
a my po filmie zamiast spróbować jednej albo drugiej poszłyśmy do pizzerii 😉
Wiecie,co teraz wymyślono?Pizzę light-środek ciasta wycięty i w tym miejscu stosik różnorakich sałat.Całkiem niezły ten wynalazek.Kto wie,może to zresztą jakiś stary pomysł,ale nigdy wcześniej nie jadłam pizzy podanej w ten sposób.
Planujemy jeszcze wypad na kolejny kulinarny film-„Szef”.
Danuśko – po 5-ciu tygodniach, a miesiąc jej zupełnie wystarcza. Robiłam z wczesnej odmiany ale były dojrzałe i wybarwione jak trzeba.
Pyro-ja nastawiłam moją wiśniówkę już pod sam koniec sezonu wiśniowego.
Dzisiaj zrobiłam drobną degustację 🙂 Ok,niech jeszcze trochę postoi.
Ilustrowany Kuryer Codzienny, 1937
„Piękność nowoczesna, młodziutka, moc cnót plus dobra doczesne.
Dziedzicznie obciążona dziewięciopałkową koroną, mieszkając na bezludnej wyspie życzy sobie poślubić prawdziwie mądrego i pięknego gentlemana tylko z najlepszego towarzystwa, z fotografią, nieanonimowe zgłoszenia do I.K.C.”
Asiu z chłopakami mamy jakąś perspektywę .. kilku młodych już dobrze skacze ale dziewczyn poza Anią nie widać … zapowiada się niezłe oglądanie dobrze, że nie pracuję i mam czas by oglądać i ranną i wieczorną transmisję … 🙂
Danuśka tzn. polecasz film? bo się chcę wybrać w przyszłym tygodniu ..
Jolinku – zazdroszczę 🙂 Mnie zostaną tylko wieczory. Podobno w Bydgoszczy (Zawisza) była świetnie zapowiadająca się dziewczyna, ale zrezygnowała. Trenerzy mówią, że dziewczęta trudniej jest teraz zmobilizować do treningów. Na film, o którym napisała Danusia też się wybieram. Widziałam zwiastun.
Tak,Jolinku polecam 🙂 Bardzo sympatyczna rozrywka na letnie popołudnie czy wieczór.
Elap,
u nas indyki to numer 1 na każde święta i są wielkie fermy hodowlane, które tym się zajmują. Przepisy są restrykcyjne, fermy nie ryzykują wysokich kar, odpadają antybiotyki czy jakieś hormony. Indyk indykowi nierówny, te hodowlane są zawsze białe i wielkie, nie wiem, jaka to jest rasa.
Jak wiadomo, indyk do Europy przyszedł z Ameryki 😉
Dzikie indyki (wild turkeys), te, które uratowały życie od śmierci głodowej zdobywcom Nowego Świata) do tej pory występują dość licznie w przyrodzie, sama je widzę od czasu do czasu w okolicach Górki, ale zimą, bo latem to tam busz, nic nie widać, tylko słychać.
Co do mnie, bardzo lubię białe mięso z piersi, Jerzor preferuje udka (raczej uda – w wersji indyczej!).
Mnie się zawsze podobały urodne polskie wiejskie indory 🙂 Nasze dzikie są podobne w upierzeniu, ale mniejsze – też takie kolorowe, jak polskie popularne (dawniej chyba?) na wsi.
Ani koleżanka, ta z którą chodzi po górach, też nastawia nalewki. Ona lubi eksperymentować, bo wypić chyba woli piwo. W tym roku nastawiła wiśnie z kakao. Jestem ciekawa co jej wyjdzie. W ub roku dostałam buteleczkę jabłkówki z rutą – ciekawy smak. Ona nastawia małe ilości poświęcając na 1 nalewkę o,5 l spirytusu. Miała przed sezonem 4 litry – to jest 8 róznych nalewek.
„Wakacje we dworach na Ziemiach Wschodnich” 1937
„Ławski Bród.
dwór (wł. Maria Rodziewiczowa), poczta Zabrzezie, pow. Wołożyn. Stacja kolejowa Wołożyn – 4 km. Najbliższe miasto – 8 km. Posiada aptekę, lekarza, kościół, pocztę, telegraf i telefon.
Teren pagórkowaty, rzeka Berezyna, las mieszany, w majątku sad i ogród. Oświetlenie naftowe, woda do picia ze studni.
Możliwości rozrywkowe: plaża piaszczysta, łódka, kajak, biblioteka, radio, rybołówstwo, grzybobranie, jagody.
Pomieszczenie we dworze na 10 osób w pokojach 1, 2 i 3 osobowych, jarska kuchnia dworska, koszty utrzymania od umowy. Pościel należy mieć ze sobą. ograniczeń narodowościowych nie ma, jak również nie jest przewidziana dodatkowa obsługa.”
„Hornosztajewicze.
majątek (wł. Helena Buttowt-Andrzeykowiczowa) poczta Porozów, powiat wołkowyski. Stacja kolejowa oddalona o 18 km. Dojazd końmi.
Teren falisty, pagórkowaty. Park ze starymi drzewami, staw i rzeka. Koło parku lasy mieszane. Rzeka Roś płynie tuż obok dworu. Oświetlenie naftowe. Możliwości rozrywkowe: siatkówka, krokiet ( 🙂 ), plaża trawiasta nad rzeką, biblioteka, pisma, fortepian, rybołówstwo, wędkarstwo, grzybobranie, poziomki, maliny, jagody.
Mieszkania we dworze i w oficynie. Posiłki 4 razy dziennie, obfite. Kuchni dietetycznej nie ma. Pościeli nie daje się. Dla służby dolicza się 5 % dopłaty do rachunku. osoby pojedyncze wykluczone.”
„Żabzyce.
majątek (wł. Olga Krajewska i Ksenia Minkówna). Powiat piński.
Wzgórza piaszczyste, pokryte sosnowym lasem. Przy pensjonacie 700 ha lasów sosnowych i mieszanych. W odległości 3 km od dworu płynie rzeka Pina.
Oświetlenie elektryczne, kanalizacja, wodociąg, wanny. Koło dworu młode sady.
Możliwości rozrywkowe: plaża piaszczysta, siatkówka, spacery powozem, jazda konna, radio. Zimą ślizgawka, saneczki i narty. Polowanie na zające i dziki. Grzybobranie. Ładne wycieczki w okolice.
Mieszkania w pierwszorzędnym komfortowym budynku, połączone ze wszystkimi wygodami, ponadto 10 pokoi w leśniczówce. Kuchnia pierwszorzędna. goście muszą zabrać ze sobą pościel.”
Już sobie idę. Kilka kartek przeczytam i lulu. Pa.
Wiele lat temu lecialam samolotem do Warszawy. Nie mialam pojecia, ze na pokladzie tego samego samolotu siedzi Robin Williams. Na lotnisku w Warszawie zobaczylam wiele osob z kamerami. Spojrzalam, co oni filmuja. Dopiero wtedy zobaczylam Robina Williamsa. Robin przylecial do Warszawy, aby grac w filmie Jacob?s Ladder.
Robin Williams to moim zdaniem geniusz artystyczny. Po raz pierwszy zobaczylam go w filmie Moscow on the Hudson. Wiele lat pozniej Johnny Carson zaprosil Robina do swojego studia podczas promocji filmu Awakenings. Genialnie zagrana postac lekarza Olivera Sacksa. Dzisiaj po raz kolejny obejrzalam scene, kiedy doktor Sayre mowi ?what I believe, what I know, these people are alive inside.?
Przy innej okazji genialne aktorstwo podczas wywiadu w Inside the Actors Studio. Robin improwizuje, imituje i inspiruje.
Tylko Robin mogl nadac swojej corce imie Zelda od gry komputerowej. Nie od Zeldy Fitzgerald.
Zawsze mial czas, aby poleciec na Bliski Wschod. Rozsmieszal zolnierzy, ktorym zabraklo powodow do smiechu.
Dziekuje za wszystko. Rest in Peace.
Orco! Dziękuję.
cichal,
Moglabym pisac godzinami. Slowa wywiadu w Inside the Actors Studio znam na pamiec. Kazdy gest, kazdy dowcip. Odpowiedz na standartowe pytanie „If Heaven exists, what would you like to hear God say when you arrive?
Aktorzy studiuja ten fragment wywiadu Inside the Actors Studio. Szczegolnie od momentu, kiedy Robin zaklada szal (5 minuta).
https://www.youtube.com/watch?v=qGhfxKUH80M