Zupa dobra na upały
Nie tylko chłodniki są dobrymi zupami w upalne dni. Poradziła mi pewna ciocia (jeszcze starsza niż ja i nadal w doskonałej formie i fizycznej, i umysłowej), by spróbować kapuśniaku, który podawała nasza wspólna prababka w najgorętsze nawet lato.
Warunkiem jest tylko to, że zupa na talerzu musi być niemal wrząca. Wówczas stołownicy odczują jej zbawienny skutek, bo będą odczuwać (wprawdzie przez krótki czas, ale i tak warto) przyjemny chłodek powietrza. Nawet gdy termometr będzie wskazywał 30 st. C w cieniu.
Posłuchałem rady osoby doświadczonej i nie żałuję. Tym chętniej, więc podzielę się przepisem:
Kapuśniak letni
Marchew, pietruszka, kawałek (lub porcja rosołowa) kurczaka, cała nieduża lub pół małej główki kapusty, 4-5 ziemniaków, duży pomidor, sok z cytryny do smaku, sól, pieprz
1. Marchew, pietruszkę oraz kurczaka zalać 3 szklankami wody, lekko posolić i ugotować wywar. Miękkie mięso wyjąć, pokroić w kawałki.
2. Kapustę poszatkować, zalać wrzątkiem, gotować 10 minut, po czym odsączyć.
3. W wywarze z kurczaka podgotować pokrojone w kostkę ziemniaki, po 10 minutach dodać kapustę. Kiedy wszystko będzie miękkie, dodać pokrojony na kawałki pomidor.
4. Zupę doprawić solą i świeżo zmielonym pieprzem oraz sokiem cytrynowym.
Komentarze
Oj,Haneczko zasmuciłaś nas bardzo 🙁
Ściskam naszą Żabę mocno i życzę wytrwałości oraz hartu ducha w tych medycznych zmaganiach.A Pyrę i Haneczkę proszę o przeczytanie poczty.
Podczas upałów nie podaję żadnych zup,robię tylko chłodniki.
Gorąca zupa na talerzu przy 35oC za oknem jakoś zupełnie do mnie nie przemawia,ale oczywiście każdy gotuje wedle uznania.
Danusiu – odpisałam.
Wierzę, że gorąca zupa może chłodzić. W końcu Arabowie jako napój p/upałom wymyślili gorącą miętę z cytryną. Działa – człowiek sie poci i to ochładza skórę. Turcy też gorącą herbatą pomagają sobie w upały.
Ja dzisiaj znowu będę na parówkach i sałatce pomidorowej, a nad wieczorem ostatni zabieg. Jako, że dzisiaj nie zjem kolacji, a obiad musi być lekki, ryby aktualnie nie mam, to będą „dziadkowe parówki”. Odkryłam je jakiś czas temu. Są w paczce 4 długie, cienkie kiełbaski, mają wysoką zawartość mięsa i na babski posiłek wystarczają 2 sztuki. Smaczne naprawdę
Bedac ostatnio u Mamy jadlam kapusniak ale z kwaszonej kapusty. Gotowalysmy go wspolnie wiec przyjemnosc byla tym wieksza.
Zabie serdecznie wspolczuje i trzymam mocno kciuki.
Nie ma to jak klin-klinem.
Koreańczycy również oprócz zupy serwowanej z lodem, o której wspominałem ostatnio, mają w letnim menu gorącą odpowiedź na gorące dni. Samgyetang, bo tak się to danie nazywa, to młode kurczę, faszerowane ryżem, gotowane w całości w towarzystwie żeń szenia, czosnku, imbiru i suszonymi owocami głożyny pospolitej, znanej bardziej jako jujuba, lub w angielskim jako chiński daktyl(nazwa zwyczajowa).
Do tych podstawowych składników dodaje się też lokalne przyprawy, charakterystyczne dla kraju, raczej nieosiągalne za granicą.
Tradycyjnie spożywa się to danie w trakcie trzech najgorętszych dni w roku.
Krzychu, skąd wiadomo, że akurat te będą najgorętsze 🙂
A czy moglibyście powiedzieć kto wybiera się na Zjazd?
Wiem,że Alicja,Krystyna i Torlin.A kto poza tym?Pepegor,Cichal?
Danuśka – Cichal w tym roku nie – dopiero za rok. Pepegor i owszem i chyba Irek.
DużeM,
Tradycja i kalendarz księżycowy.
Sambok, czyli koreańska pogoda pod psem, przypada w szóstym i siódmym miesiącu kalendarza lunarnego(to ten kalendarz, w którym słowo miesiąc ma właściwy sens 😉 )
Wtedy to jest gorąco jak w piekle, a rolnicy przygotowują się do żniw.
Sambok zaczyna się dniem chobok(początek), dziesięć dni później wypada jungbok(środek), po kolejnych dwudziestu dniach nadchodzi malbok(koniec).
Wtedy też konsumpcja rozgrzewających dań wzrasta. W medycynie orientalnej wierzy się, że w czasie upałów krew gromadzi się pod skórą, żeby chłodzić organizm. Może to prowadzić do problemów z krążeniem w organach wewnętrznych i w mięśniach.
Zakłada się więc, że poprzez rozgrzanie wnętrza ciała nie tylko przełamie się efekt upału, ale także wzmocni zmęczony organizm.
Zgrzany człowiek mało je. Człowiek, który mało je, ma mało siły do pracy na roli. Słabość na roli-niskie plony. Cały sprytny plan, polegający na spożywaniu gorących, rozgrzewających posiłków w upalne dni miał na celu spichlerze pełne ryżu zimą 🙂
Ja chyba nie 🙁 Mam problemy z urlopem 👿
Ja jako milosnik wszelakich zupek oraz pomidorow we wszelkiej postaci, zastanawiam sie, czy owego przepisowego pomidorka nie smaczniej by bylo wszamac zagryzajac zupke, a do zupki dodac albo wiecej sztuk tego kochanego warzywka (owocku??? cka?) albo czegos pomidoropodobnego i ugotowac. Ale ze ze mnie „kulinarysta” niezbyt wyrobiony, wiec bede musial poeksperymentowac w tym zakresie.
PS. Jak widze z wpisow, wybieracie sie na zjazd, kulinarny, jak sie domyslam. A czy ksiazka kucharska z tego bedzie?
Trzymajcie za mnie kciuki albo co tam komu w rękę wpadnie. Zaczynam się powolutku szykować na tortury – część ostatnią. Może odezwę się jeszcze wieczorem, o ile będę w dobrej kondycji.
Pyrunia to stworek jest szczery.
Kochajcie Pyrunię blogięta,
Kochajcie do jasnej cholery!
wg KIG
To jest świetny pomysł – książka z potrawami, które serwujecie na zjazdach. Te rolady, keksy, pasztety, pstrągi, dziczyzna, sosy i tak dalej 🙂
Żabo – trzymam kciuki!
Pyro kochana- jestem z Tobą i wspólczuwam. Będzie dobrze.
Miotają mną, jakby napisał Placek, uczucia ambiwalentne. Już zeznawałem, że pod klimatyzatorem jakieś ptaszęta się zadomowiły. Nie wiem co zwycięży. Czy miłość do Braci Mniejszych a nawet zupełnie Maciupkich, czy chęć snu o 5:30. Rano! Budzą się o świcie i radośnie wywrzaskują na chwałę nowego dnia. My też się budzimy, Ewa marudzi, ja szukam jakiegoś szturchadła, żeby im gniazdko zniszczyć, ale nie znajduję, złość nam mija i… dołączamy do ptasiego chóru!
Pomimo, że ktoś gderał na ten temat, ja ponawiam – „Żivot je cudo!”
Zgadza się Cichaleńku – pisemnie potwierdzam w mowie jeszcze drętwawo.
Jesteście kochani.
Asiu – większość naszych przepisów na blogu Alicji, a Żabine ja wpisuję na blogu, jako człek dysponujący czasem
Ferdynandzie Wspaniały,
książka mogłaby być – uświetniona relacjami z dorocznych Zjazdów (tak mi teraz do głowy wpadło), ale w tym roku Zjazd się nie odbędzie, bo Żabie Błota są nieco unieruchomione i chyba nie ma czasu na to, aby kombinować coś w zastępstwie.
Przepisów jest mnóstwo, byłoby co drukować, a co do Zjazdowych wspomnień i zdjęć z tychże – też się sporo znajdzie. Wspomnienia są w Archiwach Gospodarza, zdjęcia „po ludziach” 😉
Pyro,
ja nie prowadzę blogu!
A, chwilowo serwer nie działa, bo serwis techniczny, mając pełne ręce innych zajęć, nie naprawił, co należy 🙄
A mówiłam – nie dam obiadu 👿
Mam te moje wrzeszczące basałyki. Toż to wróble nastajaszcze!
https://plus.google.com/photos/100894629673682339984/albums/6044888319822772737?banner=pwa
Cichal – dajże pokój. Za tydzień, 10 dni opuszczą gniazdo, wtedy sprzątniesz.
Nie będziesz tego wycinał w pień, Cichalu?
U nas ptaszyn wróblewskich do licha i trochę, ja już ich od lat nie słyszę, bo najwrzaskliwsze w moich okolicznościach przyrody są blue-jay’e i kardynały – te ostatnie wydzierają się o godzinie, która nie istnieje, przed świtem bladym 👿
A oba ptaszki bardzo pikne są.
Z nowości – w obejściu pojawiła się kolacja, albo raczej pasztet, zajączek nieduży, czyli młody, jak podtuczymy to…
Niestety, nie mamy dwururki 🙄
A propos pasztetu. Zrobiłem kurczaczy, bo już mam nawyk.
Tym razem naszpikowałem żurawinami, które wcześnie obficie utuczyłem rumem! Znakomitość! Aha, i dodałem parę kuleczek jałowca. Ewa pochwaliła.
Cierpiących pozdrawiam, skarby Alicji udostępniam bo dzień bez obiadu to wieczność.
http://67.193.148.198/news/Gotuj_sie/
Cichalu,
napisz, proszę , cos więcej o tym pasztecie z kurczaka. Mięso gotujesz, czy dusisz ? Co jeszcze dodajesz ? Bardzo lubię mój pasztet, ale przydałaby się jakaś odmiana.
U nas wróble spotkać można w zasadzie tylko w miastach. Ale pobudkę bladym świtem robią żurawie. Trochę się krzywię na te hałasy, ale cieszę się, że te ptaki mieszkają w pobliżu.
Krysiu -Śliczna!
Ja to robię z wątróbek kurzych. Cebula podsmażona, nieco czosnku, przyprawy (do smaku) +gałka i jałowiec. Potem blenduję. Sztufuję dla urozmaicenia, a to oliwkami, kaparami a dzisiaj żurawiną.
Przepisy nakazują dać solidną porcję masła, ale raz zapomniałem i od tej pory nie dodaję. Zdrowiej, a smaku ani konsystencji nie zmienia.
Placku,
dlaczego podajesz mój IP na blogu bez porozumienia ze mną, czy ja sobie tego życzę? Przecież gdybym chciała podać mój adres w tej formie, to bym to zrobiła, wyobraź sobie, głupia w tych sprawach nie jestem.
To nie jest w dobrym tonie, zdecydowanie wypraszam sobie takie rzeczy. Do mnie należy decyzja, co ja podaję, ujawniam czy co tam jeszcze, a nie do Ciebie.
Cichalu,
dziękuję bardzo. Widzę, że ten pasztet ma ważna zaletę – można zrobić niewielką ilość, co nie jest możliwe przy pasztecie tradycyjnym.
Krystyno z opisu wynika, że to raczej zapiekany mus z wątróbek, nie pasztet. A ja się żegnam do jutra, bo jakoś mi „nie tego, tam”
Alicjo, nikt nie moze mi zarzucic znajomosci w dziedzinie informatyki ale to, co piszesz pod adresem Placka jest zupelnie nie do zaakceptowania. Zagladam od czasu do czasu do blogu
Owczarka i zauwazylam, ze wystarczy kliknac tam na Twoje imie i ukazuje sie cala lista Twoich plikow, w tym Gotuj sie a na samym dole ten adres, o ktory Ci chodzi. Udostepniliscie to wszystkim, ktorzy tam zagladaja wiec jesli masz miec do kogos pretensje to raczej do samej siebie, nie sadzisz?
Alicja,
Odnosnie Placka publikujacego Twoj IP. Moze wytlumaczysz na czym polega ryzyko?
Majac wlasny serwer masz mozliwosc zbierania IP kazdej osoby, ktory kliknie na Twoje strony.
Pyro. Racja. To jest raczej mus z zapiekanych wątróbek, ale pasztet ładniej brzmi… 🙂
Jak gębusia?
Krystyno, to nie jest żaden mus z wątróbek tylko klasyczny przepis na pasztet, tak jak pisze Cichal z ogromną ilością masła w oryginalnym przepisie. Zrobiłam raz i potwierdzam, że z masłem jest tak tłuste, że niezjadliwe, ale bez masła bardzo dobry. Polecam i faktycznie trochę w małym słoiczku można zrobić. To jest taki pasztet bardziej do smarowania a nie do krojenia.
Alicjo – spójrz.
Alino – dziękuję. Orco – dziękuję.
Dziękuję 🙂
Owszem,
to żadne ryzyko, ale to JA podaję adres, a nie Placek.
Placku,
nie rozumiesz, o co mi chodzi? Zwykła uprzejmość wobec właścicielki adresu. Tyle.
Orca,
ja nie sprawdzam adresów IP tych, którzy wchodzą na mój serwer, nie jest mi to do niczego potrzebne, chyba, że ktoś zaczyna coś wydziwiać.
Nadal uważam, że Placek powinien się zapytać – przecież większość ludzi nie wie, jak znaleźć IP, bo i po co im to.
Placek
(7 sierpnia o godz. 23:06)
nie kombinuj. Według Ciebie od stu lat (czterech może, nie bedę dochodzić), ten adres się zmienił.
A i teraz narzekasz, że zmienił się 3 razy.
Nie – to nie….
Alina,
ja nie z informatyków i niczego Ci nie zarzucam.
Po prostu – trzeba się zachować, a co i gdzie jest (IP), to od poczatku istnienia internetu było tak prywatne, jak numer telefonu albo adres – tylko właściciel może to podawać do wiadomości publicznej. Owszem, ja podaję – ale niech tego nie robi za mnie Placek. Tyle.
Placek jest osobą anonimową – ja nie.
Ja też mogę zmieniać ksywy, tylko nie mam syndromu kilku osobowości i nie potrafię tak funkcjonować.
Placku, czy moglbys wyjawic co to jest „IP”?Nie mam ochoty dzielic sie tym moim IP ze wszystkimi….
Dziekuje!