Piwne zaskoczenie

Lubię bywać zaskakiwany informacjami na tematy, które są mi bliskie i znajome. Tak stało się i tym razem podczas lektury najnowszego (czerwcowo-lipcowego) numeru pisma „Czas Wina”. Oto pośród arcyciekawych tekstów o winach i winnicach argentyńskich, bułgarskich i alzackich znalazłem artykulik pióra Dawida Leszczaka o piwie, którego mógłby nam pozazdrościć braciszek Dom Perignon.

Piwo szampańskie jest bez dwóch zdań piwem ekskluzywnym i relatywnie drogim. Powinno otworzyć oczy wszystkim niedowiarkom twierdzącym jeszcze, że piwo to prostacki trunek. Produkowane jest przez browar Bosteels, który w swojej ofercie ma m.in. piwo Pauwel Kwak, znane z niecodziennej szklanki. Już sama procedura przygotowywania Biere de Champagne jest, jak na piwo, sensacyjna niczym pierwsze filmy o Bondzie. Producent określa swój produkt przymiotnikiem „niebiański”, pisząc, iż stanowi on idealną symbiozę warzenia piwa i produkcji wina musującego. Po tradycyjnym warzeniu przez belgijskiego piwowara piwo przechodzi dwufazową fermentację przy udziale specjalnie wyselekcjonowanych szczepów drożdży szampańskich. Następnie jedzie do Szampanii, w pobliże Epernay, gdzie jest butelkowane i leżakuje w piwnicy 9 – 12 miesięcy w regałach przeznaczonych na szampany. Poddawane jest procesowi remuage, a więc powolnemu obracaniu wokół własnej osi, ze stopniowym kierowaniem szyjki w dół, tak aby drożdże zebrały się u jej wylotu.

Następnie drożdżowy czop jest zamrażany i wypychany za sprawą ciśnienia powstałego w butelce – ten proces chyba wszyscy pasjonaci win musujących z Szampanii znają pod nazwą degorgement. Ubytek piwa jest uzupełniany (dosage) i zostaje ono ponownie zakorkowane. Mamy więc do czynienia z najprawdziwszą methode champenoise, którą od produkcji oryginalnego szampana różni jednie surowiec bazowy! O ile pierwsza część pracy jest w rękach doświadczonego belgijskiego piwowara i francuskich winiarzy, o tyle za zapewnienie właściwych warunków degustacji odpowiada już konsument. Piwo należy pić niemal zmrożone, w temperaturze 2 – 4°C, ponieważ nawet lekko ogrzane traci część swoich walorów i staje się mdłe. Zaleca się zastosowanie kubełka z lodem i schłodzenie kieliszków.

Kiedy boski trunek już znajdzie się w naszym kieliszku, możemy podziwiać jego walory wizualne. Na pierwszy rzut oka widać pewne podobieństwo do winnego pierwowzoru. Kolor złocisty, lekko miodowy, o nieznacznym stopniu zmętnienia. Wysycenie, jak na piwo, bardzo duże, piana drobna i szybko znikająca, pozostawiająca lekko szumiącą powłoczkę, chociaż kaskady uwalniających się z dna kieliszka bąbelków nieustannie mącą taflę napoju. W zapachu bardzo złożone, zdecydowanie winne, z początku obecne nuty świeżych jabłek, ale stopniowo do głosu dochodzą aromaty bardziej ziołowe – mięta, tymianek, goździki, cynamon, oraz owocowe – dojrzałych cytrusów i gruszek. Smak to czysta poezja. Jego srebrzystość lekko szczypie w język, zapowiada kwiecisty początek, by zwieść konsumenta i wydobyć na wierzch ciężką słodycz winogron, owocowość jabłek deserowych, perfekcyjnie wyważony słodko-gorzki posmak mandarynek. Korzenne, cytrusowe, z wyczuwalnymi nutami kolendry i cynamonu. Posmak zaskakująco wytrawny, taniczny i lekko alkoholowy – to przecież niezwykle mocne piwo, o zawartości aż 11,5% alkoholu. Słowem – trzeba spróbować, nie ma drugiego takiego piwa.

Na stronie browaru można znaleźć sporo ciekawych propozycji kulinarnych – przepis na sorbet z dodatkiem piwa, ostrygi z dodatkiem awokado, estragonu, pietruszki i trybuli, chociaż najciekawszy wydaje się przepis na makrelę w sosie słodko-kwaśnym z dodatkiem rozmarynu i DeuS.

Nie ma chyba bardziej winnego piwa i trunku, który lepiej nadawałby się do celebrowania wyjątkowych chwil.

Ruszam więc na poszukiwania szampańskiego piwa. Gdy je znajdę, to wypiję za zdrowie przyjaciół, ale nie ujawnię, gdzie kupiłem, by znów nie dostać po łbie od sekty antyreklamowej.