Meksyk na języku
Tę książkę zapowiadałem jakiś czas temu i wreszcie ją mam. W dodatku z dedykacją Autorki, czyli Susany Osorio-Mrożek. Spotkanie z Susaną miało miejsce w warszawskiej restauracji El Popo, która – co oczywiste – specjalizuje się kuchni meksykańskiej. Były więc liczne tapas, pikantne sosy, wina i ciekawa rozmowa z autorką, wydawcą i młodymi blogowiczami pasjonującymi się kuchnią Ameryki Środkowej.
Podpisując swe dzieło, Susana usprawiedliwiała się, że część książki to powtórzenie poprzedniego wydania. Szybko jednak przekonałem się, że to jednak zupełnie nowe dzieło. Nie tylko jest kilkakrotnie szersze, ale także i stare rozdziały zostały zmienione i uzupełnione. Także i przepisy, które w pierwszym wydaniu prezentowały receptury sprzed wielu wieków, w nowej wersji są całkowicie współczesne. Z kuchni Azteków udało mi się zrealizować zaledwie jeden przepis. Tym razem już wybrałem do użytku co najmniej pięć, a pewnie będzie ich znacznie więcej.
Nie w przepisach jednak tkwi zasadnicza wartość „Meksyku od kuchni”. Autorka bowiem jest etnografem, historykiem, antropologiem kultury i – w ostatniej kolejności – także ekspertem żywieniowym oraz szefem kuchni. Dlatego też książkę czyta się przede wszystkim jako dzieło popularno-naukowe, prezentujące kuchnię Mezo-Ameryki od epoki głęboko prekolumbijskiej do współczesności. Przemyślenia Susany dotyczą zresztą nie tylko Ameryki. Znalazłem w niej bowiem interesujące odniesienia do kształtowania się smaku, a także i do polskiej kuchni.
Pojawiają się pytania, dlaczego wolimy pewne smaki, dlaczego społeczności wybierają ze swego środowiska określone rodzaje pożywienia. Według Georga Armelagosa, antropologa z Uniwersytetu na Florydzie, skłonność do produktów słodkich i niechęć do gorzkich są umotywowane biologicznie. To dwie cechy wrodzone, które decydują o wielu naszych gustach.
Ludzie, tak jak inne ssaki, wolą substancje słodkie… płód zaczyna ssać, gdy do płynu owodniowego są wprowadzone substancje o słodkim smaku (kubki smakowe pojawiają się w piątym?szóstym miesiącu życia płodowego). Ta zakorzeniona w naturze człowieka skłonność do smaku słodkiego to wykształcony na drodze ewolucji czynnik adaptacyjny – słodycz bowiem jest znakomitym wskaźnikiem żywności bogatej w energię. Nasza biologia dobrze obrazuje to ewolucyjne przystosowanie. Potrafimy zidentyfikować słodki smak w roztworze 1/200. (…)
Człowiek woli to, z czym ma do czynienia na co dzień, nieufnie podchodzi do żywności, której nie zna, ale równocześnie poszukuje różnorodności, gdyż biologicznie jest na taką różnorodność przygotowany. Kulturowym rozwiązaniem tego dylematu jest Kuchnia.
To Kuchnia odpowiada za dobór produktów spośród wszystkich dostępnych w danym środowisku i ustanawia zasady, których trzeba przestrzegać przy przygotowywaniu, doprawianiu czy spożywaniu potraw. Tradycja kulinarna stanowi sumę owych zasad, które bazując na produktach o uznanej wartości odżywczej, starają się wzbogacić i urozmaicić ich smak. Stosowane na wiele wariantów i sposobów powodują, że potrawy jawią się podniebieniu jako coś równocześnie i bliskiego i nowego.
Motywem dominującym w kuchni chińskiej z Seczuanu jest łączenie sosu sojowego, imbiru, cukru i pieprzu; w meksykańskiej będzie to zestawienie papryki chili, pomidora czerwonego lub zielonego i soli. Kulturę danego regionu możemy rozpoznać już po pierwszym kęsie – identyfikujemy ją po sposobie przyprawienia. Kto raz spróbował bigosu, będzie umiał rozpoznać polski smak w innych polskich potrawach, choćby nigdy w Polsce nie był i nie wiedział nic o jej kulturze; to samo można powiedzieć o Węgrzech i gulaszu, Meksyku i mole, o Indiach i curry.
Wprawdzie cytat nieco przydługi, ale wart lektury. Do tej książki będę się jeszcze odwoływał nie raz.
Komentarze
„Meksyk od kuchni” chętnie przeczytam, głównie ze względu na to, że autorka jest antropologiem (antropolożką?) kultury i ma spojrzenie wyostrzone na ludzkie zachowania i zależności nim rządzące, także przy stole. Jedzenie i wszelkie otaczające rytuały to skarbnica wiedzy z tej dziedziny. Przy okazji polecam (?) chętnym książkę „Mrożek. Striptiz neurotyka”. Myślę, że równolegle przeczytanie obu może być ciekawe.
Dzień dobry raz jeszcze! Świątynia, do której Małżonka jeździ uczyć mnichów, mieści się w parku narodowym, przepiękne miejsce, świetne miejsce na weekend w górach, tak blisko od domu.
Nowy, dziękuję bardzo za latarnie, ja ze zrozumiałych względów darzę je wszystkie ogromnym sentymentem.
Yurek, Tobie też dzięki za informację, że w hrabstwie Suffolk jest najwięcej latarni ze wszystkich hrabstw w USA.
Nie dalej jak wczoraj rozmawialiśmy z Małżonką na temat różnic kulinarnych w krajach, w których było nam dane mieszkać czy przebywać z wizytą. Do cytatu zamieszczonego przez Gospodarza, który w dużym stopniu opisuje kształtowanie smaku, dodałbym jeszcze poczucie dumy narodowej, związane z wychowaniem.
Korea to kraj o przekonaniu o wyższości swej rasy nad innymi. Ale nie wyższości nie takiej, jak rozumieli ją Niemcy w latach 30-tych ubiegłego wieku. Korea była tak długo odizolowana od świata zewnętrznego, iż do dziś większość podróży poślubnych odbywa się na wyspie Jeju, u południowych wybrzeży. Latają, owszem do Paryża, ale to ułamek całości. I koszt wycieczki nie jest tutaj główną przeszkodą.
Większość naszych rozmówców jest przekonana, że mieszka w jednym kraju na świecie, który ma cztery, wyraźnie zaznaczone pory roku.
Gdy opowiadam o kiszonej kapuście, tatarze wołowym i np. zupach na żeberkach(wszystkie te dania mają odpowiedniki w koreańskiej kuchni, tej codziennej) to nie wierzą. Nie nazywają kłamcą, bo są na to zbyt azjatycko dobrze wychowani, ale nie wierzą.
Zakładam, iż większość z nas tutaj, na blogu pana Piotra ma szersze horyzonty kulinarne, z różnych względów. Ale każdy z nas zna na pewno kogoś w swoim otoczeniu, kto rękami i nogami będzie się bronił przed nowym smakiem czy połączeniem składników.
Od nas samych zależy, czy nazwiemy go patriotą kulinarnym, czy upartym osłem, który nie wie, co traci 🙂
Dziękuję, panie Piotrze za informację o tej publikacji.
🙂 Krzychu, a może go wcale nie nazywać? Wiem, że piszesz żartobliwie i bardzo to cenię, zawsze czytam z przyjemnością Twoje wpisy. A na marginesie i bez związku z Tobą zastanawiam się, po co etykietować. Jeden lubi nowe smaki i jest ciekawy świata, inny nie, ja nie tykam podrobów, ale ani nie mam zamiaru innym ich obrzydzać, znam z bliska gorących amatorów, ani też nie przejmę się, jeśli ktoś stwierdzi, że nie wiem, co dobre, jestem głupia i mam wszy 🙂
Barbara, Barbara, Barbara 😆
Gdzie jesteś nasza ekspertko od Meksyku? 😉
Krzychu,
jeśli wolno zapytać, czego Twoja Małżonka uczy mnichów 🙄
Miałam ciekawe i zabawne doświadczenie kulinarne związane z Koreańczykiem. W hotelu w Pekinie przysiadał się do nas podczas śniadań bardzo miły pan z Korei Południowej. Przynosił ze sobą coś zielonego w woreczku foliowym i dokładał do hotelowych dań. Kiedy już byliśmy „znajomymi” zapytałam go co to jest. Odpowiedział, że wodorosty i bez chwili wahania, czy też pytania nas o zdanie, ponakładał nam je na nasze talerze. Trochę nas to zszokowało, ale zjedliśmy. Nie było to ani rewelacyjne ani straszne. Ot, jeszcze jedno doświadczenie kulinarne 😉
Jagodo, dzięki, pewnie, że jestem nabytkiem, a czasami może zbytkiem, byle nie zabytkiem.
Doświadczenie wodorostowe zabawne. Także coś mam.
Kiedyś, gdy silnie oparzyłam słońcem skórę, rumuńska wieśniaczka, która zaprosiła nas na obiad (to osobna historia) bez pytania polała mi spaleniznę jakimś płynem leczniczym. Nie pomogło, nie zaszkodziło, ale przez moment zastygłam z otwartą z zadziwienia gębą. Cenię bezpośredniość, wtedy przekonałam się, że jej granice mogą być elastyczne, jak wszystkiego.
Myślę Krzychu, że taka obrona przed spróbowaniem czegoś nowego tak jak ciągłe podpieranie się tradycją, w sumie nas mocno ogranicza.
Czytałam kiedyś wywiad z Polką, żoną Japończyka. Japończyk ów, od kilkudziesięciu lat w Polsce mieszkający nigdy nie zjadł niczego poza tradycyjnym japońskim jedzeniem, uważając że nic nie może się z nim równać. 😯
Bejotko 😆
Zaobserwowałam u siebie ciekawą rzecz. Generalnie nie przepadam za słodkim. Z rzadka jem słodycze. A kiedy już je jem, to wtedy, kiedy nie jestem głodna. Słodycze jedzone na pusty żołądek rozdrażniają mnie. Najszybciej najem się chlebem, makaronem. Z żelaznych racji żołnierskich pewnie rzuciłabym się najpierw na suchary 😉
Dzień dobry.
Też się cieszę z obecności przy naszym stole Bejotki i Krzycha. Im więcej sympatycznych osób, tym lepiej. I jak dobrze się uzupełniamy – Bejotka nie jada podrobów, ja owoców morza, Alicja słodyczy, a Miś szparagów. Przy tych wszystkich różnicach potrafimy zastawić stół na tyle urozmaicony, że każdy dla siebie coś znajdzie.
Pepe – odpocznij od nas i wracaj; jesteś ważnym elementem całości – podobnie jak Alina i Nowy.
Bjk,
Ja też bym najchętniej nie etykietował, ale czasem aż język świerzbi.
Vide przykład Japończyka podany przez DużeM.
Swoją drogą jadłem japońskie schabowe mnóstwo razy i niczego im nie brakuje 😉
Jagodo,
Tego samego co koreańskie dzieci, czyli języka angielskiego. Dzieci za miskę ryżu, mnichów pro publico bono.
Tutaj jak pochwaliliśmy w Sokcho wodorosty podane na przystawkę, poprosiliśmy o więcej(w Korei dokładki przystawek są bezpłatne, skolko ugodno), a przy wyjściu chcieliśmy kupić porcję do domu, to nie chcieli słyszeć o żadnych pieniądzach. Dostaliśmy spore pudełko i nie były to glony „prosto z plaży”. Były umyte, pokrojone, przyprawione, w sosie, posypane sezamem, etc.
Na siłę jednak nic nikt nam nie wmusza, dziwią się tylko i uśmiechają, jak dwoje białasów pałaszuje kluski na parze, nadziewane na wytrawnie, kupione w dziurze w ścianie na rogu, po przepychaniu się łokciami w kolejce wśród lokalnych klientów.
DużeM,
ja też uważam, że podpieranie się tradycją nie pozwala się cieszyć różnorodnością. Każdy jest inny i z tego żalu, że nie wiedzą, co tracą, człowiek chciałby pomóc :).
Mama kolegi mieszka od kilkunastu lat z Włochem, w jego kraju. Uprawiają pomidory, m.in. Kolega twierdzi, iż podczas jego wizyt i wedle zapewnień Mamy, Paolo żywi się makaronem z sosem pomidorowym i mięsem, 3 razy dziennie, 7 dni w tygodniu. Ponoć facet nie wykazuje innych objawów choroby psychicznej 😉
Jeszcze jedno – ja jestem wrażliwa na słowo, na język. Dlatego niezwykle sobie cenię indywidualny styl pisania. Podobają mi się niezmiernie śląskie oboczności u Pepegora, wymyślne wesołkowatości Alicji i dowcipne podteksty Nisi. A także przewrotności naszych rzadko pisujących Panów – Sławka, Antka, Placka. Dla mnie to sama esencja swobodnej, przyjaznej rozmowy (co to Pan wiesz, a ja rozumiem). Na Boga Ojca – porzućcie wszelką myśl o zeszytowej poprawności (za wyjątkiem ortografii) bo mi przyjdzie z nudów umrzeć.
Porzucam zatem zeszytową poprawność i szybko klecę wierszyk dla Pyry 😀
Oby nam tylko z nudów nie umarła 😉
Nie ważne,czy lubisz
z nad Wisły schabowego,
befsztyka krwawego,
czy kurczaka czekoladowego.
A może tylko włoskie makarony
albo wodorost po azjatycku
z lekka przyprawiony ?
Najważniejsze,byś dystans
do świata zachował
i niepotrzebnie się w życiu
nie denerwował.
Pyra dystans zachowuje
i jak może nam matkuje 🙂
Danuśko, poezja zawsze w cenie. I żarty. 🙂
Więc jeśli żartujemy, to zgoda na wszystko, co mieści się konwencji gatunku, a jeśli mielibyśmy mówić bardziej serio, to myślę, że Panem Ojcem jest w tym miejscu Gospodarz, jak i każdy, kto rządzi na swoim własnym blogu.
A reszta z nas, to już po równo. Np. ja jestem dorosła i nie oczekuję matkowania, co więcej, ewentualne próby nieproszonego matkowania mi wywołałyby sprzeciw. Jak i sama nie mam zamiaru nikomu, poza własnym potomstwem, matkować 🙂
To tyle w kwestii formalnej 🙂
Bejotko – czy Ty mnie podejrzewasz o nadmiar pracowitości? Ja jestem leniwiec z natury rzeczy, wada (?) wrodzona.
Chłodnik się chłodzi i nie jest to wytworna, różowa zupa z kosteczkami pieczeni cielęcej, szyjkami rakowymi i ćwiartką jajka posypaną łyżeczka kawioru. Nic z tych rzecz. To jest chłodnik, którym nie pogardziłby chłop chodzący z kosą. albo drwal po dniówce. Są w tym moich chłodniku kostki boczku (gotowałam na nim boćwinę i buraczki). Są w półplasterkach dwie słuszne kiełbaski, 2 ogórki świeże i 3 małosolne, buraczki w paseczkach, boćwina posiekana razem z łodyżkami, mały pęczek rzodkiewek też w półplasterkach, wiącha drobniutko siekanego koperku i jaja w 8-kach. Smak nagotowany z buraczków, 0,5 l śmietany 18%, o,5 l jogurtu greckiego i 50 ml koncentratu barszczuKiedy już wszystko zmieszałam, ciut dosoliłam, to mi się przypomniał szczypiorek, ale już będzie bez szczypiorku. Nie chce mi się kroić.
Ja również nie cierpię na kompleks sierotki 😉
Moja Mama żyje, skończyła niedawno 90 lat i ma się dobrze 😆
To, co w Internecie podoba mi się bardzo, to prawdziwa demokracja. Równość ludzi niezależnie od wieku, wykształcenia, pozycji społecznej. Liczy się to czy ktoś ma coś ciekawego do powiedzenia i na ile potrafi brać udział w interesującej rozmowie, szanując poglądy innych 😎
Pyro, ja o Tobie nie pisałam ani słowa, tylko ogólnie sobie teoretyzowałam w kwestii ewentualnego matkowania mi 😀
Gdyby przyszło do konkretów w czyimkolwiek wykonaniu, to wtedy pisałabym konkretnie.
Bejotko – ja zwykłam mówić do tuzów nauki medycznej (miałam powód) „Panie doktorze, ja nie jestem niedorozwinięta, ja tylko tak wyglądam”O właśnie – nie mam przekonania, że wszyscy do mnie i o mnie. Może tak wyglądam?
Tym razem zgadzam się z Jagodą – tak to już jest.
No dobra, to na zrazie – walizeczka spakowana, lecim na Szczecin, tfu, odwrotnie wręcz, zapodam z trasy.
Trzymajta się!
Jak tu milo zajrzec! Poniewaz zagladam wielce z doskoku pytam, na okolicznosc kuchni meksykanskiej, czy „przerabialiscie” juz tutaj zupe chili. Czy ona meksykanska nie wiem, na pewno latynowska, wielce polecam, chyba jednak nie na sezon upalow. Przepisow jest tony, czego dowodem sa popularne w Ameryce konkursy na ta zupe na wszelakich szczeblach. Ja tylko dodam, ze zgodnie z zaleceniem domoroslego eksperta na zakonczenie gotowania dodaje piwo.
W Ameryce kuchnia meksykanska jest wielce popularna , osobiscie bardzo lubie. Jednak jak naogol wszystkie kuchnie bardziej lub mniej egzotyczne przeniesione do innego kraju w restauracjach sa naogol w wersji soft, znacznie rozniacej sie od oryginalu.
Pyro, czy to nie pomyłka, czy dodałaś po 0,5 l śmietany i jogurtu ? Pytma, bo ja tak zawsze bardziej symbolicznie dodaję i zastanawiam się czy smak śmietanowy nie przysłania reszty składników ?
Pytam oczywiście nie pytma.
Duże M – tak właśnie ok 1, l smaku buraczanego, 0,5 l śmietany i tyle samo jogurtu. Gdybym miała sok z małosolnych, to bym dała jeszcze szklankę soku. Dbam o równowagę smakową i zupa jest b.smaczna. Zawsze mówię, że to zupa wiejska.
Zyta – witaj, dawno nie zaglądałaś.
Ja się spieszę, szybko czytam i skleiłam sobie botwinkę z litrem śmietany i jogurtu 😯 Do chłodnika pewnie że może wyjść tyle albo i więcej 🙂
Obok chili, ktore chyba jest najbardziej popularne, lubie rowniez tortilla soup. Pieknie wymawiane „tortija”. Przepisow na tortilla soup jest wiele. Wybralam ten
http://www.foodnetwork.com/recipes/chicken-tortilla-soup-recipe.html
Glowne skladniki to cebula, czosnek, jalapeno, rosol, pomidory, czarna fasola (black beans), mieso z kurczaka, sok z 2 limonki (limes), kolendra (cilantro), 1 avocado pokrojony w kostke, szklanka utartego pikantnego sera, 1 upieczona tortilla pokrojona w paski.
Bardzo lubie sery z Meksyku. Cotija i wiele innych. Lubie rowniez guacamole. Jest to pasta ze swiezych avocado z przyprawami. Bardzo dobra do malych kawalkow tortilla. No i oczywiscie salsa, ktora rowniez jest podawana z koszykiem tortilla. Do tego muzyka grana na trabkach i wszystko jeszcze lepiej smakuje.
Orco,
ja lubię guacamole nie tylko do meksykańskiego, ale do wszystkiego co się da. Ale przyznam, że lubię takie z samego avocado bez dodatku pomidorów.
Duze M,
Si signora 🙂
Rzeczywiście, dzisiejszy temat miły memu sercu. Ale Jagodo – jakiż ze mnie ekspert, ot miałam trochę szczęścia posmakować w przenośni i dosłownie egzotyki Meksyku. Dzisiaj rozglądałam się za omawianą przez Gospodarza książką, ale jeszcze nie ma jej na półkach, zamówiłam i odbiorę dopiero 26 maja. Jestem jej bardzo ciekawa. Dla mnie kuchnia meksykańska to wielka różnorodność smaków i kolorów. Duża przyjemność biesiadowania całymi rodzinami o różnych porach dnia i nocy. Nieodłączna przy tym muzyka, sprzyjający fiestom klimat, a więc party pod gołym niebem, ale i niezliczone restauracje tańsze, droższe, do wyboru. Moich kulinarnych zaskoczeń było tak wiele, że chyba nie umiałabym wymienić, ale jednym z większych były owoce wystawiane do spróbowania w sklepach, wszystkie posypane chili, od pierwszego kęsa nie czuło się smaku owocu, ale ogień tej piekielnej przyprawy 🙂
Guacamole zawsze bardzo chętnie.Na jeden z mini-zjazdów warszawskich znakomite guacamole przygotowała oczywiście nasza Barbara 🙂
Viva Mexico,viva Mariachi:
https://www.youtube.com/watch?v=S7eScKiiD4c
Moim zdaniem to też jest znakomite 🙂
https://www.youtube.com/watch?v=yuNl50hUrs0
Musze dodac „Margaritaville”, Jimmy Buffett.
http://www.youtube.com/watch?v=BGhrAniRNDk
Wasted away again in Margaritaville… i cala reszta tekstu piosenki 🙂
U mnie dopiero 9 rano. Czy dzisiaj jest piatek albo sobota? Mam nadzieje!
Witam, trochę historii.
http://wyborcza.pl/zdjeciazhistoria/51,135836,15970667.html?i=1
Dla wygody oglądania zdjęć.
https://addons.mozilla.org/pl/firefox/addon/eliminator-slajdow/
Barbaro,
jak zwykle jesteś bardzo skromna 🙂
Pomysł z posypywaniem owoców chili szalony 😯 Czy po pierwszym szoku dało się odczuć smak owocu? I jak ostatecznie chili wpływało na ten smak?
Jagodo, to było rzeczywiście „palące” doświadczenie. Do tego smaku musiałam się długo przyzwyczajać. I tak jak polubiłam ten ogień chilli w rozmaitych salsach, czy potrawach mięsnych, wytrawnych, to jednak ta przyprawa dodawana powszechnie do owoców, czy deserów jakoś mnie nie przekonała i wolałam omijać tak przyozdobione owoce. A jest to dość popularny sposób uatrakcyjniania też np. cukierków, lizaków itp. słodkości, bardzo chętnie jadanych przez dzieci.
A u nas w modzie truskawki z pieprzem,że nie wspomnę o czekoladzie z chili 🙂
Esko-uściski dla Żaby i dla całego żabio-błotnego towarzystwa !
Dzień dobry,
Nie mam nawet promila doświadczenia jakim może podzielić się z nami Barbara, jednak od lat kilku jadam lunch w towarzystwie Meksykanek. Prości ludzie i proste potrawy, ale każda musi być przyprawiona najostrzejszą papryką jaka jest możliwa.
Gdy chcą mnie poczęstować jakimś jedzeniem przyrzadzonym w domu przynoszą to, które ugotowały dla dzieci – jest dużo łagodniejsze.
Żaden posiłek nie obędzie się bez tortilli. Podgrzane na gorącej blasze placki wypełniają co mają pod ręką, często dodając awokado i oczywiście zagryzając ostrą papryka, jak my np. ogórkiem kiszonym.
Nie wiem dlaczego żadna z Meksykanek do przewracania podgrzewanych placków nie używa żadnych narzędzi – robią to gołymi rekoma.
https://picasaweb.google.com/takrzy/21Maj2014?authkey=Gv1sRgCKnJiIqwys6kEQ#slideshow/6015903744666315858
Wydaje mi się, że potarwy serwowane w meksykańskich restauracjach często odbiegają od codziennego menu rdzennych Meksykanów, ale mogę się mylić, z pewnością Barbara wie więcej, bo jej spostrzeżenia są prosto z Meksyku.
Dzisiaj zrobiłem kilka zdjęć typowego meksykańskiego lunchu, może wieczorem wrzucę.
Do później.
Wydaje mi sie, ze piszemy o dwoch roznych chili. Zupa chili, o ktorej pisze Zyta to smaczna mieszanka roznych odmian fasoli w sosie i o konsystencji zupy. Jest to bardzo niefortunny opis. Chili to rodzaj zupy. Jest rowniez chili, jako przyprawa i to chyba o tym chili pisze Jagoda, Danuska i Barbara. Jesli jestem w bledzie to prosze na mnie nie krzyczec.
Nowy,
to rzeczywiście niesamowite: gołymi rękoma 🙄
Orco,
któż by śmiał na Ciebie krzyczeć 😉
W warszawskim Supersamie, którego zdjęcia pokazał Yurek, byłam tylko raz, pod koniec lat osiemdziesiątych. Moja mama miała jakieś jednodniowe szkolenie w Warszawie i zabrała mnie ze sobą do Warszawy. Wybór towaru był oczywiście dużo większy niż u nas na prowincji 🙂 .
Nie mam pojęcia jak to się stało ale wpisałam sie pod wczorajszymi komentarzami.
„Marcheta” czyli „A Love Song of Old Mexico”: https://www.youtube.com/watch?v=oCGD6rX3GNc
Krzychu,
mam pytanie związane z mnichami, o których pisałeś. Jaką religie wyznają? Będę Ci wdzięczna jeżeli napiszesz cos o życiu religijnym w Korei. Wiem, że mogę sobie wygooglać. Ale mnie interesuje obraz mniej oficjalny. Widziany oczyma Europejczyka.
Esko,
jestem za 😎 W kwestii likwidacji „adwokata”. Tutaj sami dorośli. Niech każdy mówi za siebie, o sobie i w swoim imieniu 😉
Eska
21 maja o godz. 19:20
Bjk ,Krzychu , fajnie, że pojawiliście się na tym blogu, działacie jak katalizator.
Pepe, wiesz jak rzadko pisuję na blogu, ale zawsze głęboką nocą podczytuję i nie wyobrażam sobie żeby Ciebie miało tu zabraknąć. Mam nadzieję, że Nemo także się pojawi ze swoimi foto sprwozdaniami.
Wydaje mnie się, że należy zlikwidować na blogu etat adwokata, niech , ,,napadnięty? (jeżeli będzie tak czuł) broni się sam.
Żaba połamana, ja od trzech dni z gorączką. Szczęście , że Leszkowi jego zlamany i szczęśliwie poskręcany na blaszki kręgosłup w miarę dobrze służy.
Tak,Orco pisałam o chili-przyprawie.
Czytam o tych owocach posypywanych chili i już się cieszę na samą myśl, że jutro to zrobię. Owoce? Jakie doradzilibyście? oczywiście z możliwych do kupienia u nas.
Yes! Odetchnelam z ulga.
Teraz moge wyjsc spod stolu 🙂
bjk,
Arbuz pokrojony w kulki
Sos: oliwa, Tabasco (ilosc wedlug preferencji).
Oliwe I tabasco wymieszaj razem I polej tym miske pelna kulek arbuza. Mozesz dodac pokruszony ser feta.
Napisz jak szybko zniknie.
Zamiast arbuza, moze byc melon. Feta wedlug wlasnego uznania.
Mozna dodac drobno pokrojone swieze liscie miety.
Eska, dziękuję.
Etat adwokata? Przecież każdy tu czytaty i pisaty? Pewnie, że zlikwidować, jeśli jest.
Krzychu, mnie też ciekawi Korea, pisz jak najwięcej na blogu i tutaj, bo świetnie to robisz.
Truskawki z pieprzem przed laty przyrządzała moja ciocia . Pokrojone w plastry i podsmarzone na maśle z odrobiną miodu, lekko posypane pieprzem, podawała obok sałaty do pieczonych kurczaków. W głebokiej młodości nie bardzo mi wchodziły, teraz sama tak przygotowuję.
PODSMAŻONE
Danuśko, lubię bardzo tę czarną czekoladę z pikantnym posmaczkiem, ale jest to zupełnie coś innego niż np. kawałek gorzkiej czekolady posypanej czerwonym, ognistym proszkiem, czy polanej salsą z chili. Idąc dalej, można też popróbować ćwiartkę jabłka czy innego owocu posypać pieprzem cayenne i poczuć się jak na degustacji w meksykańskim sklepie 🙂
Orko, zupełnie nie pamiętam zupy chili, ale generalnie większość ich zup bardzo mi smakowała, nawet zaryzykuję stwierdzenie, że wiele z nich przypominało mi nasze. Może z tą różnicą, że nie były zaprawiane, ale za to często z dodatkiem pokruszonego białego sera, czy chrupiących kawałków upieczonej tortilli. Smacznym dodatkiem do zup bywa też pokrojone w kosteczkę avocado, no i oczywiście obowiązkowo posiekane zielone listki kolendry. Co do fasoli, to rzeczywiście zawrót głowy, najbardziej smakowały mi fasolowe salsy podawane w towarzystwie podpieczonych, ciepłych jeszcze tortilli. Fasola wszechobecna, na zimno, na ciepło i oczywiście podprawiona ogniście.
O kuchni meksykańskiej może też nam napisać w wolnej chwili Jolly, bo pamiętam, że bywa w Meksyku od czasu do czasu. 🙂
Nowy – dołącz do zdjęć tych potraw trochę fotek oceanu. Już dawno nie byłam nad morzem 🙂
To już przechodzi wszelkie granice – Eska poprawiła sama siebie. Jak tak można? 🙂
Żabo – pozdrawiam.
Krzych był niewinny, a napastnik nigdy mu tego nie wybaczy. Ja także. Takie są prawa natury 🙂
Barbara,
Nie jestem pewna, czy zupa chili to wymysl amerykanskiej kuchni zainspirowanej kuchnia meksykanska. Nie jestem rowniez pewna, czy po hiszpansku to jest zupa, czy moze inaczej sie nazywa. Jest to danie przygotowane z roznych odmian fasoli i papryki w gestym, czesto pikantnym sosie. W niektorych regionach U.S. odbywaja sie festyny, gdzie jedna z atrakcji jest chili cook-out.
Poza papryka, fasola, ryzem i owocami, kuchnia meksykanska oferuje wspaniale dania rybne i z owocow morza. Melchior Wankowicz piknie to opisal w ksiazce „Krolik i oceany”.
Tak Nowy, nie bądź takim strasznym egoistą i dołącz.
Za chwilę napadnę na Asię lub wpiszę się jako meksykańska mysz, Miguel.
Amatorski film nakręcony w Meksyku w latach 1935 – 1941. Dla wytrwałych – trwa ponad 30 minut, ale jest bardzo ciekawy.
https://www.youtube.com/watch?v=8KTI6nKaebI
Placku – lepiej będzie jak wpiszesz się jako meksykańska mysz, Miguel i dołączysz zdjęcie 😀
Dobry wieczor,
Z Meksyku zawsze przywoze bardzo tam popularna przyprawe ‚Tajin’, jest to mieszanka suszonych chili , limonek i soli, uzywana do wszystkiego. Ananas posypany tymze faktycznie znakomity. Poza tym wszechobecne placki i chlebki kukurydziane, ale ichniejsza maka kukurydziana (masa harina) to zupelnie inna inszosc niz nasze wyroby. Proces produkcyjny ciekawy. Nie znajacym meksykanskiej kuchni zawsze polecam frijoles refritos – ugotowana, rozgnieciona na puree, przyprawiona czosnkiem, sola, pieprzem ( podstawowa wersja) i odsmazona na smalcu lub oleju fasole zamiast ziemniakow do obiadu.
Czy znacie tę wersję starej meksykańskiej piosenki? 😉
https://www.youtube.com/watch?v=dg48JepkiRo
Orco – wydaje mi się, że potrawa, o której piszesz, to chilli con carne – kiedyś dyskutowaliśmy na blogu z Heleną i Yotą (była taka dziewczyna z TX, geolog od szczelinowania łupków). Więcej zresztą osób na ten temat pisało. Potrawa jest amerykańska z Teksasu i Nowego Meksyku rodem ale rzeczywiście inspirowana kuchnią meksykańską. Ja też ją czasem gotuję, tylko jesienią albo w zimie, bo silnie rozgrzewa. Trzeba do niej sporo wołowiny, fasoli, pomidorów, przypraw, gotuje się długo i mało zrobić nie da rady. W moim przypadku jest to solidny obiad z repetą i ze dwie porcje obiadowe do zamrażarki. Czyli gotuję raz w roku, a jem 3-4 razy.
Parę lat temu Yyc rozpropagował truskawki z octem balsamicznym – akurat czas teraz się zbliża. Te Eski też warte wypróbowania, choć z truskawkami, pomidorami, bananami i resztą zawsze mam problem ze smażeniem itp. bo są tak dobre w podstawowej wersji że szkoda mi je tak maltretować 🙂 W tv widziałam też ostatnio truskawki ze szparagami i balsamicznym.
Pyro – zaglądasz do Cyryla? http://cyryl.poznan.pl/katalog.php?id_kolekcji_ob=289&reset=1&baza=obiekty
W sezonie truskawkowym muszę też chociaż raz zrobić pierogi z truskawkami.
Gospodarz kilka lat temu promował sałatę do obiadu z truskawkami i sosem. Regularnie robi ją Alicja, jest bardzo lubiana.
Poznańskie lokale gastronomiczne: http://cyryl.poznan.pl/katalog.php?id_kolekcji_ob=286&reset=1&baza=obiekty
Znalazlem cytat z ksiazki Wankowicza „Krolik i oceany”. Autor jest w Meksyku i podaje przepis na paella serwowany przez restauracje „El Rancho”. Do tego piekne opisy.
Mam nadzieje, ze w skopiowanym tekscie nie bedzie pelno znakow zapytania.
„Restauracja „El Rancho”, to mi dopiero restauracja! Na wstępie wielkie palenisko, przy palenisku gruba Meksykanica z furią robi toitille. Są to gorące przaśne placki, które jej spod ręki rwą kolorowe kelnerki, roznosząc zamiast chleba przy potrawach. Meksykanica rytmicznie dudni postolnicy i to jednostajne klaskanie jest melodią zakładu. Sześć długich rożnów, po sześć kurcząt na każdym, obraca się nad paleniskiem.Wewnątrz, na ścianach, wiszą wypchane żółwie, rekiny i inne stwory morskie. U góry wnęki z egzotycznymi roślinami. U dołu pływają między stolikami (jak ryby kolorowe w akwarium) kelnerki w bufiastych meksykańskich spódnicach,nadkolorowych chustach, manelach, zausznicach do ramion, naddużych grzebieniach w nadczarnych włosach.Zastanawiam się, czyby nie wziąć bouillabaisse.Seńorita, widząc namysły, podsuwa:- Dzisiaj jest paella.Wreszcie wjeżdża paella. Smacznie to zapiekane, niepotrzebnie jednak ugarnirowane żółtymi strączkami chile, piekielnego pieprzu południowoamerykańskiego. Odgarnąwszy chile, zabrałem się bezpiecznie do paelli.Cóż ja tu będę mówił?… Kiedy Czechów opisuje uroki należycie przygotowanego prosiaka pod chrzanem, ogranicza siędo informacji, że częstowany, spróbowawszy tej doskonałości „tichońko pożal choziainu kolienku i mołcza prosleziłsia” (bez słów uścisnął kolano gospodarza i oczy mu zwilgotniały).Ja wolę podać przepis, po który pomaszerowałem do kucharza. Z pewnymi adaptacjami można by to odtworzyć wPolsce. Przestałem już przyjmować zaproszenia na kołduny, ale na trzy pierwsze „polpaelle” – przyjadę.
A oto przepis:
Półtora kg duszonego kurczęcia w małych kawałkach
25 dkg duszonej wołowiny pokrajanej w kostki
25 dkg ćwiartek pomarańczowych6 łyżek stołowych oliwyl duża cebula3 ząbki czosnku
25 dkg pomidorów obranych ze skórki i posiekanych
2 małe strączki pieprzu tureckiego,
oczyszczone z nasion i przetartel puszka papryki
Tuzin clamsów (rodzaj ostryg)
25 dkg krewetek
25 dkg homara
25 dkg ryby (np. halibut, ale może być, sądzę, sandacz lub szczupak, a najlepiej – co popadnie)
2 filiżanki ryżu
4 filiżanki wody
25 dkg gotowanego groszku
8 małych gotowanych jąder karczochowychl
łyżka stołowa pietruszkil łyżka stołowa białego wina sec
Sól i pieprz – do smaku
Zasmaż kurczaka i wołowinę w oliwie, najlepiej w kamiennym garnczku. Potem kolejno dodawaj zaprawy, następnieskorupiaki, wreszcie rybę. To wszystko duś 3 minuty. Następnie pokryj wszystko trzykroć przepłukanym ryżem, wlejcztery filiżanki wody, zagotuj, nakryj, trzymaj 5 minut, gotując szczelnie zamknięte. Wówczas odsłoń pokrywę, wsyp pietruszkę, szafran, wlej wino i trzymaj, ciągłe lekko mieszając, dwadzieścia minut na małym ogniu. Mieszaj drewnianą łyżką, z wyczuciem, aby nie zrobić masy z tego, co gotujesz. Wreszcie zapiecz to wszystko, umieściwszy na 10 minutw piecyku o temperaturze 170 stopni.Krewetki, czasem homary, są w delikatesach. Bez clamsów można by się obejść, chybabyśmy zeksperymentowali z polskimi małżami? Dlaczegóż by nie, skoro polskie snoby zajadają się we Francji escargot w burgundzie, gre-nouille powiedeńsku, a tu nie tknie żaden winniczka („pokaż rogi”) ani zielonej żabki, eksportowanej z Polski do Francji. Tak samo wcinamy najtańszy morski przysmak – mule, a są to zwykłe małże morskie, czyżby tak inne od naszychsłodkowodnych?Pierwszy człowiek, który ząbki kobiece przyrównał do perełek, był poetą. Pierwszy człowiek, który odważył się zjeśćostrygę, był geniuszem.”
Dluzsze fragmenty ksiazki „Krolik i oceany” sa tutaj
http://www.scribd.com/doc/35528056/Wa%C5%84kowicz-Melchior-Krolik-i-oceany
Wańkowicz miał głos jak aksamit. Tylko w Meksyku.
Las noches frias de estos tristes dias – zimne noce tych smutnych dni. Smak tęsknoty. Truizm. Cliche.
Zupełnie jak polka. Profesor George Armelagos odszedł od nas w zeszły czwartek.
Maria Grever – pierwsza meksykańska kompozytorka: https://www.youtube.com/watch?v=3pFF7dqHv0o
JUANITA BANANA
na dobranoc,,,,cos meksykanskiego w wykonaniu TINY TIMA (he has never seen a STRAIGHT banana) jednego z moich ulubionych amer. artystow (inni: Lenny Bruce, Andy Kaufman, Zero Mostel)
https://www.youtube.com/watch?v=5ROE36vNwgA
Los Amigos
A ja będę wrednym babsztylem, Asiu, bo mi te pasaże i glissanda jako żywo przypominają „Modlitwę dziewicy” p.Tekli Bądarzewskiej (Bondarzewskiej?) To widać taki był styl epoki.
La Llorona https://www.youtube.com/watch?v=K9xT_hL24xs
„Modlitwa dziewicy” podobno jest bardzo popularna w Japonii.
Orko, zachęciłaś mnie do poszperania w książkach kucharskich. znalazłam kilka przepisów na zupy z chili w tytule, ale żadna z nich nie zawiera fasoli. Natknęłam się na zupę z czarnej fasoli, ale w niej z kolei nie ma chili 🙂 Idę szperać dalej.
Ciekawostką jest że każdy region ma swoją, charakterystyczną zupę, np. z regionu Michoacan wywodzi się zupa krem z awokado, albo zupa z melona. A z okręgu stołecznego pochodzi zupa chile poblano z migdałami (podawana na zimno). W Puebli zaś mają podobną w nazwie zupę, ale dodają do niej groszek. Z tejże Puebli pochodzi także zupa z kolendry.
Pyro – znasz tych panów ze zdjęć z Cyryla? To są wojskowi lotnicy z Poznania na spotkaniu z Hermaszewskim.
AAsiu – gdzie masz te zdjęcia? Ja dzisiaj mało na blogu i mam „dziury”
„Meksyk od kuchni. Od Azteków do Adelity” – tytułowa „La Adelita”:
https://www.youtube.com/watch?v=K3w_x2r8fH0
Tutaj: http://cyryl.poznan.pl/katalog.php?id_kolekcji_ob=289&reset=1&baza=obiekty
Asiu – znałam większość tych ludzi, chociaż nazwisk Ci już nie podam. Ponadto ta wizyta jest na obydwu wojskowych lotniskach – na Ławicy – Edwardowie WL) i w Krzesinach (WOPK). Na zjęciach wnętrz – klub oficerski w Krzesinach i sztab pułku 2266 na Ławicy.
Barbara,
Zupa chili musi byc tym o czym pisze Pyra. Moze Zyta zajrzy tu jeszcze I napisze kilka slow na ten temat. Przypuszczam, ze to nie jest zupa tylko potrawa przygotowana z papryki I fasoli. W restauracji meksykanskiej regularnie zamawiam tortilla soup. Tez nie wiem, czy to jest zupa kuchni meksykanskiej, czy moze tylko inspirowana meksykanska kuchnia.
U nas jest bardzo duzo restauracji meksykanskich. Im wiecej gosci z Meksyku, tym menu jest blizsze oryginalom. Ta sama zasada dotyczy kazdej etnicznej restauracji.
Ciekawa jest też ta kolekcja: http://cyryl.poznan.pl/katalog.php?id_kolekcji_ob=21&reset=1&baza=obiekty
Dobranoc
https://www.youtube.com/watch?v=ppVP09Q42ss
… no i na koniec natknęłam się na coś w rodzaju zupy (nie wymieniona w tej kategorii) o podobnych składnikach. Frijoles al albanil. Wygląda mi to na coś podobnego do fasoli po bretońsku. Pokrojony boczek i kiełbasę podsmaża się, po czym dodaje pół cebuli cienko pokrojonej, 1 pomidor bez skórki, 3 papryki chili upieczone, obrane i pokrojone, 3 szklanki fasoli ugotowanej oraz 5 szkl. rosołu z tej fasoli, razem zagotować, przyprawić do smaku i podawać bardzo gorące.
Ciekawostką jest, że potrawę serwowała Frida Kahlo (oboje z mężem lubili gości, przepis jest właśnie ze zbiorku wspomnień o fiestach, z których słynęli).
Chili Cook Off – mięso + sos. Cytuję – bez fasoli 🙂
Asiu – nie wiedziałam o tj zbiórce archiwaliów, a w domu mam też kilkadziesiąt – z mojej rodziny i rodziny Jarka. Niektóre ciekawe z historią obyczaju w tle – np zdjęcia Jarka z tajnej, 1-Komunii..
Orko, tortilla soup, to jak najbardziej meksykańska specjalność, znalazłam dwie różne: Sopa Tarasca (z Michoacan) nzywana tortilla soup, albo Sopa verde de tortilla (z Jalisco). Jakby ktoś był ciekaw, to jutro napiszę o składnikach, a na dzisiaj, to już – dobrej nocy 🙂
Zaintrygowana nasza konwersacja na temat chili zajrzalam do google. Znalazlam zdjecie i przepis.
http://www.chow.com/recipes/30669-spicy-slow-cooker-beef-chili
Jest to typowe danie serwowane podczas chili cook-outs. Przypuszczam, ze jest inspirowane kuchnia meksykanska i popularne przede wszystkim w poludniowych stanach w Teksasie i Nowym Meksyku. Tex Mex to nazwa kuchni amerykanskiej inspirowanej kuchnia meksykanska. Najprawdopodobniej pochodzenie chili soup jest wlasnie z kuchni Tex Mex.
…jeszcze tylko dodam, że wśród zup meksykańskich występują też zupy tzw. suche 🙂 i np. ze zdziwieniem przeczytałam, że naleśniki z grzybami to właśnie taka zupa sucha. Albo: Sopa Seca de Fideos con tres Chiles – three chiles pasta, to także zupa sucha 🙂
Dobranoc, zanim zgłodnieję na tyle, żeby poszukać czegoś do zjedzenia.
Mielismy dzisiaj przyspieszony kurs zup meksykanskich. Google mnie troche wyratowal.
Gracias.
Jak to dobrze, ze jest tyle innych smakolykow kuchni meksykanskiej.
Tak sie sama wciagnelam w temat zupy chili, ze az pogrzebalam etnograficznie. Wogole to istnieje miedzynarodowe stowarzyszenie zupy chili, ktore wlasnie zajmuje sie jej historia konkursami itd.
Tak troche kreca ci historycy, bo w koncu wynika, ze jest to zupa stworzona juz w XVIII wieku w poludniowych stanach Ameryki jak Arizona, Teksas, tylko na motywach, czy wplywach meksykanskich. To uczciwy, gesty „ein topf” dla spracowanych kowbojow, no i dla mnie. Jutro przelicze uncje, puszki i pomysle jaka to jest fasola po polsku, to podam przepis.
Na razie napisze, ze bardzo lubie chodzic po jakiejs aktywnosci fizycznej na powietrzu, lub tez z wnukami do sieci fast foodowej Wendy’s. Dla dzieci kurczak z frytkami, kakao, jablko i zabawka, a ja zamawiam sobie miseczke chili soup, a na drugie pieczony ziemniak rasy Idaho ze smietana i szczypiorkiem. Delicjoso. Taka zem prosta kobieta.
Jesli juz wspominamy awokado, to moja ulubiona „kromeczka” , jest ciemny chlebek prasowany, troszeczke stoastowany, a na wierzchy rozgniecione lub w plasterki awokado i pomidorek. Posolkowane. Dla mnie – pyszne jedzonko.